Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Niedoceniony dar.

Dodane przez hermiona_182312 dnia 30-03-2013 13:18
#28

Te błędy, które znalazłam poprawiłam i mam nadzieję nie popełniać kolejnych, za te stare przepraszam moich czytelników.
Rozdział XII

Szczyt wszystkiego!

Hope stała przed zwierciadłem. Patrzyła w swoje odbicie, nagle dziewczyna w lustrze poruszyła lewą ręką, ukazując jej nieskazitelną skórę. Nie było ani cala blizny! Dziewczyna uśmiechała się promiennie. Za nią pojawiła się pewna postać. Kobieta z włosami spiętymi w kok, tak, że nie widać było ich koloru, ale Hope była pewna, że, tak jak na zdjęciu, były w kolorze tlenionego blondu. Uśmiechała się do Hope z miłością w oczach. Jej mama. Nie było innego wytłumaczenia. Hope obejrzała się za siebie. Nikogo, poza nią, nie było w pokoju. Znów popatrzyła na zwierciadło. Matka nadal w nich widniała. To była piękna magia. Hope usiadła na marmurowej posadzce. Wiedziała, że szybko stąd nie wyjdzie.
***

- I ona była w odbiciu?!- zapytali naraz Elaine i Reed.
Hope właśnie im opowiedziała o zwierciadle Ain Eingarp. O tym jak zobaczyła mamę. Na przerwach nie było na to czasu, a z resztą Hope nie miała do tego głowy. Albo cieszyła się z W za esej z transmutacji, albo powtarzała na sprawdzian z eliksirów. Jedną przerwę to całkiem zmarnowała, musiała zaprowadzić jakiegoś niziutkiego Puchona do skrzydła szpitalnego, bo rozciął rękę szkłem. Przez co na pewno straciła punkt na sprawdzianie, bo nie powtórzyła, w którą stronę miesza się eliksir rozweselający w trzecim kroku.
- Tak, ale nie stała za mną.- Westchnęła Hope.
- A pokażesz nam ten pokój?- zapytał Reed z wyraźną nadzieją w głosie.
- Sądzę, że tak, jeśli trafię...
- Jak to? Przecież raz tam doszłaś, no nie?- zdziwiła się Elaine.
- No... moje nogi na pewno... Oh, nie miałam zamiaru tam trafić! Ja... Ja tam doszłam przez przypadek!- jęknęła Hope.
Dwójka przyjaciół zmarkotniała. Wszyscy zaczęli pisać wypracowanie z zielarstwa, było na jedną stronę rolki pergaminu. Hope już kończyła, chociaż nie była pewna czy mucinsję warkotną zasypuje się ziemią po dwóch dniach, czy po roku. Tak czy inaczej, sprawdziła poprawność i uznała, że na sto procent ma szansę na Z. Kiedy Hope skończyła, zgodziła się zerknąć na projekt Elaine z transmutacji. Mieli zadanie dodatkowe. Musieli ulepić przykład transmutacji przedmiotu w żywą istotę lub na odwrót, na przykład zamienienie żuka w guzik. Oczywiście jeszcze tego nie przerabiali, dlatego było to zadanie dodatkowe. Hope uznała, że projekt Elaine jest całkiem w porządku i może liczyć na PO, ostatnio za esej z transmutacji dostała N i Hope czuła sie trochę winna, bo nie dała koleżance zerknąć na jej wypracowanie, o które błagała. Elaine i Reed jeszcze pisali, więc Hope uznała, że się przejdzie. Wyszła z dormitorium i podążyła ku drzwiom prowadzącym na błonia. Niebo na zewnątrz było bardzo zachmurzone, cała pogoda była do kitu. Hope ciągle chciało się spać, poza tym miała dość śliskiej trawy, mokrej od deszczu. Zobaczyła nagle coś ciekawego. Na łące za jeziorem stał nie kto inny jak jej kuzyn Draco Malfoy. Razem z jakimś gorylem schylali się trzymając koszyk. Draco trochę się odsunął. Ukazał słodkiego, szarego kociaka, który ma oko nie miał więcej niż trzy miesiące. Kumpel Malfoya przykrył zwierzę koszykiem, który pod wpływem czaru Dracona, zamienił się w plastikowe pudełko. Goryl zaczął w nie bić pięściami.
- Kretyni!- warknęła Hope.
Wyjęła różdżkę i poszła w ich stronę. Może to i błahy powód na kłótnie. Może i ma miękkie serce. Może i jest paniusią broniącą małego kotka, ale ona ma przynajmniej serce! Czuła się strasznie głupio i nie wiedziała co ją ugryzło, jednak szła zrobić coś, żeby niewinne stworzenie nie cierpiało! Nie wiedziała czemu, ale tak robiła i to jest najważniejsze! Nie miała absolutnie ochoty czuć się jak bohaterka! Miała ochotę przykryć tę dwójkę plastikowym pudłem i bić w nie pięściami. Doszła do śmiejącej się dwójki.
- Cześć- przywitała się jakby nigdy nic.
- Siema. Słuchaj, mogłabyś już sobie iść, jesteśmy zajęci- mruknął Draco.
- Co tam macie?
- O...- Malfoy wydawał się zaskoczony.- Yyy... skunksa...
- Sam jesteś skunks!- krzyknęła Hope. - Experiallmus!
Obaj chłopcy odlecieli do tyłu. Hope podniosła pudło i wzięła kociaka, który siedział skulony. Najszybszym krokiem jakim potrafiła podążyła w stronę zamku. Nawet nie wiedziała, kiedy znalazła się w dormitorium dziewczyn w wieży Gryffindoru.
- Co się stało? Co to za słodziak?- Elaine kompletnie nie wiedziała co się dzieje.
Wtem Hope opowiedziała przyjaciółce o tym, co się stało na łące i o tym jak potraktowała chłopaków, i o tym jak dziwnie się z tym czuła.
- Ale świnie!- wrzasnęła Elaine.- Przecież jakbyś czegoś nie zrobiła to posunęliby się jeszcze dalej! Zrobiłaś dobrze i każdy nauczyciel to zrozumie, no, poza Snape'm.
- No, właśnie. Oni są Ślizgonami, Snape to ich opiekun.- jęknęła Hope.
- Prędzej pójdą do McGonagall. Przynajmniej tak sądzę.
- Nie chciałam czuć się jak bohaterka...
- Oh, Hope, dobrze zrobiłaś, ale co z nim zrobisz?- Tu brunetka wskazała na kota.
- No, nie mogę mieć dwóch zwierzaków.- Pomyślała chwilę, po czym podała zwierzaka Elaine.- Oto twój spóźniony prezent urodzinowy.- Wyszczerzyła się.
- Dziękuję!- dziewczyna przytuliła zwierzę.- I powtarzam ci po raz kolejny, dobrze zrobiłaś.- dodała widząc minę przyjaciółki.
- No, wiem.- uśmiechnęła się Hope.- Tylko nie dawaj mu kasztanów i liści za uszy.- zaśmiała się.
Przyjaciółka rzuciła w nią poduszką, a Filians coś się przypomniało, jak ona rzuciła w kuzyna poduchą z powodu radości. Teraz wstydziła się nazwać go rodziną.

Edytowane przez hermiona_182312 dnia 31-03-2013 12:05