Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] To dopiero początek...

Dodane przez Asik dnia 31-01-2013 21:29
#1

Witam wszystkich, którym przez przypadek bądź celowo udało się tu trafić (niepotrzebne skreślić).

Założenie jest takie jak widać: planuję napisać fan fiction opowiadające o losach Harry'ego, Rona i Hermiony po bitwie o Hogwart. Co mi z tego wyjdzie i czy nie skończy się na dobrych chęciach to nie wiem ale będę starała się co nieco publikować co jakiś czas. Pomysły jakieś tam są, zarys fabuły też, a co wyniknie z połączenia słomianego zapału, notorycznego braku czasu i pióro-wstrętu to się okaże:) Z góry przepraszam za mój lapidarny język, błędy logiczne, stylistyczne (ortograficznych staram się nie robić ale mogę coś przegapić) i odstępy czasu pomiędzy kolejnymi odcinkami (wiem, że takie się niestety pojawią bo z systematycznością u mnie krucho).

Żeby nie przedłużać - zapraszam. Sugestie co do rozwoju wypadków, krytyka jak i pochwały mile widziane



1.1.1. To dopiero początek


Harry przebudził się. Rozmyte światło migotało mu na powiekach. Wszystkie mięsnie bolały go boleśnie, a w głowie wirowało jakby dopiero co oberwał tłuczkiem. Zacisnął mocniej powieki. Powoli świadomość ostatnich wydarzeń wracała z coraz to wyraźniejszymi wspomnieniami, a ból i poczucie straty stawało się jeszcze bardziej nieznośne i dominujące nad poczuciem wypełnienia zadania. Otworzył oczy i sięgnął po okulary.
Znajdował się w swoim dormitorium. Przez zasunięte kotary łóżka w przebijało słońce, a wiatr lekko kołysał tkaniną. Na parapecie stały resztki posiłku przygotowanego przez Stworka, za który Harry był mu niezmiernie wdzięczny. Rozejrzał się. Szyba podwójnego, gotyckiego okna pokryta była kurzem i sadzą, a jedna z kwater miała roztrzaskane szkło. Nawet w tym świetle łatwo było dostrzec panujący w pokoju bałagan: większość rzeczy była niedbale, jakby w pospiechu, porozrzucana po całym pomieszczeniu. Te krótkie oględziny wystarczyły, by stwierdzić, że Hermiony i Rona tu nie było. Sąsiednie łóżka były puste. Harry zmusił się do powstania i podszedł do okna, rozchylając je na oścież. Teraz dopiero mógł zobaczyć ogrom zniszczeń jakich dokonali śmierciożercy. Mury zamku znacznie ucierpiały podczas natarcia olbrzymów: blanki i mur północny przestały istnieć, wieża astronomiczna leżała w gruzach na dziedzińcu, a poszczególne bloki kamienne rozrzucone były w promieniu kilkuset stóp. W gładkich dotąd, wiekowych ścianach Hogwartu pełno było wyłomów i wyrw. Szkolne błonia pokryte były lejami po złowrogich zaklęciach i pniami drzew, chatka Hagrida pozbawiona była dachu, a z Zakazanego Lasu unosiła się strużka dymu. Harry wpatrywał się w zamyśleniu ten widok. Pomimo tych zniszczeń zamek tętnił życiem. Gdzie tylko nie spojrzeć kręcili się czarodzieje i czarownice. Jedni przybyli tu zapewne z ciekawości, inni w obawie o swoje dzieci, kolejni z obowiązku, a jeszcze inni podążali za tłumem. Raz po raz błyskały flesze magicznych aparatów. Harry skupił uwagę na czarodziejach ubranych w jednakowe żółte szaty, którzy za pomocą zaklęć wygradzali bezpieczne dojścia do zamku. Z zamyślenia wyrwało go skrzypienie drzwi.
- No w końcu wstałeś! - zza drzwi wyjrzała na niego rudowłosa głowa Rona. Twarz pokrywały mu niewielkie zadrapania ale nie wyglądały one poważnie. Zaraz za nim do dormitorium wślizgnęła się Hermiona. Włosy miała w jeszcze większym nieładzie niż zwykle, a oczy mocno podkrążone jak przed egzaminami:
- Martwiliśmy się o Ciebie. Spałeś jak zabity przez cały dzień - Harry westchnął i zapytał:
- Mniejsza o mnie. Jak wy się czujecie? - Ron nie odpowiedział nic, wzruszył tylko ramionami, a Hermionie zaszkliły się oczy. Ból po stracie tylu osób ciągle był jeszcze świeży. Harry nie chciał drążyć tego tematu więc znów spojrzał na błonia. Siedzieli tak chwilę w milczeniu, każde ze swoimi myślami, aż w końcu Harry zapytał, by przerwać ciszę:
- Co się teraz dzieje? Macie jakieś wieści?
- Tak - Ron szybko zabrał głos - To, że Kingsley został ministrem to już wiesz. Biuro Aurorów zostało przywrócone i wraz z Zakonem Feniksa oczyszczają Ministerstwo ze wszystkich popleczników Voldemorta. Większość szybko się pokapowała, że go już nie ma i zaczęła tłumaczyć się Confundusem i Imperviusem ale nie z Kingsleyem te numery. Teraz czekają na wyroki skazujące.
- Umbridge już jest w Azkabanie - dodała mściwie Hermiona - wszystkie jej niewinne ofiary już zostały wypuszczone z więzienia. Wszystko powoli w ministerstwie wraca do normy ale mają pełne ręce roboty.
- Tata i Percy awansowali. Wysokie stanowiska na nowo są obsadzane. - Dodał ze sztucznym uśmiechem Ron - Percy znowu został zastępcą ministra do Spraw Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, a tata będzie pracował teraz w nowym Wydziale do Współpracy z Mugolami. Jest zachwycony ale czeka go opracowanie kilkunastu raportów do tych "waszych" mugolskich ministrów na temat wszystkich dziwnych incydentów, które działy się przez ostatnie miesiące. Percy zaraz po awansie teleportował się do Bułgarii by uprzedzić tamtejszego ministra o możliwości napływu śmierciożerców i jeszcze nie wrócił. Mama już się o niego martwi. Znasz ją...
- A co z Hogwartem?
- Ahhh... McGonagall została tymczasowym dyrektorem, co było do przewidzenia. - dodała pośpiesznie Hermiona - żaden z nauczycieli nie ucierpiał, poza Carrowami rzecz jasna. Trochę czasu zejdzie zanim odbudują zamek ale myślę, że wszystko jest na dobrej drodze. Archimagowie już pracują - wskazała palcem na czarodziejów w żółtych szatach.
- No to wszystko się skończyło. - zakończył Ron nieco bardziej zadowolonym tonem ale w jego głosie brzmiała nuta wyczekiwania - Co teraz? - Wpatrywali się w niego obydwoje ale Harry nie odpowiedział od razu:
- Nie. Nie zakończyło. Mamy jeszcze sporo rzeczy do wykonania. - Hermiona pokiwała głową:
- Masz rację. Sporo ludzi chce się z Tobą spotkać. Kingsley kazał przesłać wiadomość przez sowę, żeby go poinformować kiedy tylko wstaniesz, McGonagall również chce Cię widzieć, no i Rita Skeeter czatuje pod portretem Grubej Damy z zamiarem przeprowadzenia wywiadu...
- Nie mówię o tym - przerwał jej. Hermiona zmarszczyła czoło, Ron wpatrywał się ze zdziwieniem:
- A o czym? Co planujesz? - oderwał wzrok od czarodziejów w żółtych szatach i spojrzał na nich.
- Muszę odwiedzić Wrzeszczącą Chatę. To na początek - widać było, że ta odpowiedź nieco ich zaskoczyła. Hermiona zaczęła ostrożnie:
- Chodzi o Snape'a prawda? - Harry nie odpowiedział wpatrzony w jakiś punkt za nimi.
- Harry... wyjaśnisz nam o co dokładnie chodzi? Wczoraj tylko lekko wspomniałeś o Snape'ie w drodze do gabinetu dyrektora. Nic więcej - Ron przytaknął głową na potwierdzenie jej słów. Westchnął. Nie było mu lekko o tym mówić. Czuł, że tą historię powinien zachować dla siebie, tak jak nie powiedział im o włamaniu się do myślodsiewni podczas lekcji oklumencji. Z drugiej strony tylko ta opowieść mogła pomóc mu wytłumaczyć dlaczego to dla niego takie ważne. Omijając niektóre, dość osobiste wspomnienia udało mu się przedstawić zarys działań Snape'a. Zarówno Ron jak i Hermiona wydawali sie zszokowani tymi informacjami.
- To Snape przyjaźnił się z Twoją mamą i nikt Ci o tym nie wspomniał?!
- Ron! Nie dobijaj go już! - fuknęła Hermiona
- Masz rację. Świadomość, że Snape kochał jego matkę jest wystarczająco dobijająca. - Harry uśmiechnął się lekko, widząc jak Hermiona szturchnęła Rona w bok ale myślami był zupełnie gdzie indziej. Tak, to kolejna informacja, o której wiedzieli wszyscy z Zakonu, a nawet ciotka Petunia i nikt nie raczył mu powiedzieć, że Snape i Lily przyjaźnili się w dzieciństwie. Hermiona jednak nie pozwoliła mu się długo nad tym zastanawiać:
- Harry... pomożemy Ci w tym, co zamierzasz. Prawda Ron?
- Eeee... tak. Jasne że tak... Właśnie Harry, a co zamierzasz dokładnie?
- Musze sprowadzić ciało Snape'a z Wrzeszczącej Chaty ale chcę to zrobić sam.
- Myślałam, że to już ustaliliśmy, że Ci w tym pomożemy.
- To na co czekamy? - zapytał Ron - Zaraz się zacznie ściemniać - Harry był im wdzięczy za to, że nie zadawali zbyt wielu pytań. Wiedział, że będzie musiał się zmierzyć z tą opowieścią ilekroć ktoś zapyta po co to robi. Gdy podeszli do drzwi dormitorium Hermiona nagle powiedziała:
- Skeeter! Ta wstrętna baba tylko czeka, aż wyjdziesz z Pokoju Wspólnego. Czatuje pod portretem od kiedy przybyła do zamku. Wszędzie węszy i szuka informacji, żeby mogła napisać kolejną książkę. Babcia Neville'a troszkę już dała jej do zrozumienia, że nie życzymy sobie żadnych wywiadów ale to nie poskutkowało. Ooohhh.... co teraz zrobimy? Pod peleryną nie zmieścimy się wszyscy...
- Polecimy - zaproponował wypróbowany sposób Ron
- Racja! Że też o tym nie pomyślałam! - pacnęła się ręką w czoło.
- W schowku szkolnym powinno być kilka mioteł. Możemy je przywołać, tak jak Harry podczas Turnieju Trójmagicznego - Wzruszył ramionami jakby była to błahostka.
- Dobra myśl - Harry otworzył szeroko okno i machnął swoją różdżką z piórem feniksa - Accio! - To mu przypomniało, że powinien Czarną Różdżkę jak najszybciej odnieść na miejsce, jak obiecał Dumbledore'owi. Hermiona musiała pomyśleć o tym samym, bo zerknęła najpierw na różdżkę a potem na sakiewkę. Nie pytała jednak o nic. Szkolne miotły przyleciały ze świstem. Każde dosiadło swojej (Hermiona z niepewną miną) i wylecieli przez okno. Nie dało się ukryć, że wzbudzili zainteresowanie. Archimagowie przerwali pracę i razem z tłumem wpatrywali sie w trzy sylwetki na tle nieba, które kierowały się poza teren Hogwartu. Błysnęło parę flaszy. Harry skierował swoją miotłę w stronę Zakazanego Lasu, a Ron i Hermiona podążali za nim. Lecieli dość nisko, tak, że muskali podeszwami korony większych drzew. Jasne było, że nie chcieli, by inni wiedzieli dokąd się udają. Harry starał skupić się na celu ale jego umysł zaprzątało jeszcze parę spraw. Zanim dolecą do Wrzeszczącej Chaty postanowił odwiedzić po drodze jeszcze jedno miejsce.

Edytowane przez Asik dnia 26-02-2013 20:11