Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] To co tygryski lubią najbardziej. Odcinek ósmy.

Dodane przez Temeraire dnia 02-11-2008 14:01
#19

W poprzednim odcinku...
Harry i Ginny leżą ze sobą, a ona zastanawia się, jak powiedzieć Potterowi o tym, że będzie ojcem. Hermiona i Ron kłócą się o jego wyjazd. Luna Lovegood w księgarni Esy i Floresy podpisuje swą genialną książkę - "Ględatek pospolity - wystarczyło uwierzyć"


ODCINEK 2


Harry z ociąganiem zbliżał się do drzwi swojego domu. Dzisiaj dostał wypłatę, więc już wiedział, co zastanie w środku. Był już przy drzwiach i niechętnie nacisnął klamkę. Wszedł do jasnego przedpokoju i, tak jak się spodziewał, dostrzegł tam swoją żonę. Ginny stała z założonymi na piersiach rękami i zniecierpliwioną miną.
- Gdzie wypłata? - syknęła, gdy tylko jej mąż przekroczył próg.
- Spokojnie, kobieto, daj mi wejść do domu!
- Już wszedłeś - rzekła mściwie. - No, dawaj kasę.
Harry wywrócił oczami i wyciągnął zza pazuchy pobrzękującą sakiewkę. Powoli dał ją rudej, a ta zapytała tylko:
- Ile?
- Policz sobie - odparł Potter, licząc na chwilę spokoju. Podczas, gdy jego żona skrupulatnie przeliczała monety, udał się do kuchni, aby zjeść coś ciepłego. Na kuchence stał już parujący gar zupy cebulowej - na szczęście, Ginny odziedziczyła zdolności kulinarne po swojej matce. Rozochocony Harry czym prędzej wypełnił sobie talerz po brzegi i usiadł za stołem. Już miał zabierać się do jedzenia, kiedy z salonu dobiegł go przeraźliwy wrzask:
- POTTER!!! - Do kuchni wpadła czerwona z gniewu Ginevra. W prawej dłoni miętosiła pustą sakiewkę. - Co to ma niby być?! - Potrząsnęła mu skórzanym woreczkiem przed nosem. - Osiemdziesiąt pięć galeonów! Jak my mamy z tego wyżyć?!
- Spokojnie, kotku, miałem po prostu mało zleceń, a...
- Nie, nie będę spokojna! - Okręciła się na pięcie i wyszła. Po chwili dało się słyszeć donośne trzaśnięcie drzwiami na górze. Harry westchnął i wyciągnął z kieszeni drugą sakiewkę. I ta zawierała osiemdziesiąt pięć złotych monet, lecz nie miał zamiaru oddawać jej żonie. Nawet trawki by potem nie mógł kupić. Musiałby zawsze błagać na kolanach o pieniądze. Nie, do czegoś takiego się nie zniży. Wygrzebał skądś pióro i kawałek pergaminu, po czym naskrobał kilka słów:

Droga Esmeraldo!
Dzień wypłaty, znów się wkurzyła. Wpadnę wieczorem, okej? Już nie mogę się doczekać.
Harry


Przywiązał liścik do nóżki Emily - jego sowy, a gdy tylko odleciała, wylał zupę z powrotem do garnka. Stracił apetyt, za to miał ochotę na trawkę. Niestety, zapas znajdował się w sypialni Ginny, a w żadnej z jego tajemnych skrytek nic nie zostało. Westchnął, lecz zaraz zauważył, że Emily wróciła już z odpowiedzią od Esmeraldy. Szybko rozwinął pergamin i odczytał takie oto słowa:

Będę czekała.

***

Bellatrix Lestrange szla szybkim krokiem przez park. Była zła na cały świat, a najbardziej na swojego męża. Dostrzegła bawiące się nieopodal dzieci. Prychnęła pogardliwie. Wystarczyłoby tak niewiele... Zaledwie kilkakrotne ruszenie ręką i wypowiedzenia zaklęcia...
Szybko odegnała od siebie te myśli. To było teraz zupełnie niepotrzebne, miała ważniejsze sprawy na głowie. Jak ten Rudolf mógł posądzić ją o zdradę? I to jeszcze z tym ohydnym Potterem! Zaczęła zastanawiać, dokąd się teraz udać. Do domu? Nie, nie ma mowy. A może na Pokątną? Hm, za daleko. Eureka! Pójdzie do Esmeraldy! Ona na pewno zrozumie...

-------
Żeby nie było - w mojej wersji Bella żyje.

Edytowane przez Temeraire dnia 03-11-2008 18:42