Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Fred i George, czyli bliźniaki jakich mało!

Dodane przez Ragazza dnia 26-11-2012 18:14
#1

Zauważyłam (albo przeoczyłam), że mało na Hogsie opowiadań od Forge'u i Gredzie :jupi: Postanowiłam więc takowe stworzyć, i bardzo proszę Was o opinię, krytykę, (niemożliwe, ale jeśli jednak...) a nawet pochwałę, no i czy warto pisać dalej ;D *Ps. Wstyd się przyznać, ale od razu mówię, że nie jestem pewna, ile lat różnicy jest między niektórymi postaciami :/

Rozdział I


Młodzi bliźniacy siedzieli w kuchni opychając się kanapkami zrobionymi w pośpiechu przez ich matkę, aktualnie przebywającą z młodszym rodzeństwem - 9-cio letnim Ronem i 8-śmio letnią Ginny. Już dziś w życiu Freda i George'a miał nastąpić ten wyjątkowy dzień - jechali do Hogwartu! Byli bardzo podnieceni całą sytuacją, gdyż słyszeli wiele wspaniałych opowieści od ich starszych braci, Billa i Charliego.
- Fred, George, pospieszcie się z tym śniadaniem, bo nam pociąg ucieknie! - krzyknęła histerycznie pani Weasley.
- Dobrze, mamo - odpowiedzieli równocześnie.
Szybko połknęli resztę kanapek, które akurat mieli w ustach i pospiesznie wciągnęli na siebie mugolskie ubrania - w szaty mieli przebrać się w pociągu. Na peron jechała z nimi cała rodzina.
- Kufry są? Masz książki, Fred? Pamiętałeś o szatach, George? - spytała ich matka.
- Oczywiście, mamo... Naprawdę, nie musisz się o nich tak martwić! - starał się uspokoić ją Charlie, uwalniając chłopców od odpowiedzi. Fred z Georgem szybko wylecieli z pokoju i wrócili po chwili chowając każdy za sobą wielką Historię Magii, której nie spakował Fred i szatę, w którą miał się przebrać George.
- Arturze, chodź już!!! - nalegała pani Weasley.
- Mamoooo... Czemu nie możemy juz iść z braćmi... - narzekał Ron.
Ron i Ginny bez przerwy ja męczyli, czemu nie mogą TERAZ jechać do Hogwartu, jednak pod wpływem emocji, ich ostatnie błaganie przewyższyło szalę cierpliwości pani Weasley.
- MAMY TYLKO 20 MINUT! NIE NARZEKAĆ, I UBIERAĆ SIĘ!!! MOŻECIE BYĆ NAM WDZIĘCZNI, ŻE BIERZEMY WAS CHOCIAŻ NA PERON!!!

Naburmuszone rodzeństwo nie odezwało się już aż do przyjazdu na King's Cross.

Na miejscu rudzielcy wyjęli wszystkie kufry. Niestety, żaden z nich nie miał sowy, a choć nalegali, by wziąć Errola, matka się nie zgodziła. Oboje popatrzyli na siebie, porozumiewawczo mrugnęli i przebiegli jednocześnie przez magiczną barierkę. Czerwony pociąg już stał na stacji, buchając parą. Obejrzeli się za siebie. Ich matka biegła już by ich ucałować. Ojciec tylko się uśmiechał, natomiast Bill i Charlie szczerzyli się do nich. Percy stał, lekko się uśmiechając. Ron i Ginny zostali w aucie.
- No dobrze... Wsiadajcie już chłopcy, bądźcie grzeczni, nie rozrabiajcie za dużo, uważajcie na siebie, nie pakujcie się w kłopoty, i pamiętajcie czasem do nas napisać!!! - pani Weasley nie zniosła już dłużej tego napięcia i rozpłakała się w ramionach męża.
- Chłopcy.. Słyszeliście, co mówiła mama. - Uśmiechnął się dobrodusznie ich tata. - Wsiadajcie, bo pociąg ucieknie.
- Pomyślnego semestru - mrugnął do nich Bill.
- Oby nasi biedni rodzicie nie mieli przez was kłopotów! - ostrzegł ich Percy.
Chłopcy wtoczyli kufry do wagonu, pomachali jeszcze rodzinie i poszli szukać przedziału.
- Ej, Fred, zobacz, tu jest prawie pusto - zauważył George.
Wchodząc do przedziału, Fred zapytał siedzącego już tam chłopca:
- Można?
- Pewnie! Myślałem, że nikt już nie przyjdzie. - odetchnął z ulgą nieznajomy.
Zdjęli kurtki, otworzyli okno i ujrzeli uciekający już peron. A więc w końcu tam jadą!
- Jak się nazywacie? Na pierwszy rok, co? O, widzę, że nie macie żadnych zwierząt. Ja też niestety nie, chociaż postaram się poprosić rodziców na kolejne urodziny, lub na Boże Narodzenie... Macie rodzeństwo? Ja jestem jedynakiem, czasem żałuję, rodzice mnie i tak nie rozpieszczają... - Okazało się, że chłopiec jest bardzo rozgadany, co jednak nie przeszkadzało bliźniakom.
- Jestem Fred Weasley, a to mój brat George. Raczej łatwo nas rozpoznać - wszyscy Weasleyowie rudzi... - westchnął Fred.
- Ja bym się nie przejmował, to dobrze być rozpoznawalnym. - stwierdził chłopiec. - A ja, jestem Lee Jordan.
- Super cię poznać, Lee, mam nadzieję że będziemy w tym samym domu. - uśmiechnął się George. - Rodzeństwo mamy, a jak.. Siostra i czterech braci...
- To pewnie wrażeń w domu nie brakuje - odpowiedział Lee i cała trójka wybuchła śmiechem.
Tak miło gawędząc nawet nie zauważyli, jak nadszedł czas, by ubierać szaty szkolne - dojeżdżali do Hogwartu.
Wkrótce pociąg się zatrzymał i uczniowie wysypali się na stację w Hogsmeade.
- Pirszoroczni! Pirszoroczni, tutaj! - wołał ich jakiś wielki facet.
Ani Fred, ani George nie przestraszyli się go i dziarskim krokiem podeszli w stronę olbrzyma. Reszta również to zrobiła, jednak nie takim wesołym krokiem.
- To jak, wszyscy już? - spytał nieznany - Super. Ty tam, radzę pilnować tego kota, wszystko chcą dotrzeć do zamku w jednej części! - pogroził małemu chłopcu trzymającemu wielkiego, wyrywającego się czarnego kota. Chłopiec spłonął rumieńcem. - Ja jestem Rubeus Hagrid, jestem strażnikiem kluczy i gajowym w Hogwarcie. Teraz zaprowadzę was.. A co tam, właściwie to przepłyniecie teraz jezioro prosto do Hogwartu. Nie wpław, rzecz jasna - wybuchł tubalnym śmiechem. - Popłyniecie tam łodziami. No, na co czekacie? Wskakujcie! - mówiąc to machnął ręką w stronę łodzi.

Wszyscy przemarznięci do suchej nitki wysiedli i za profesor, której jeszcze nie znali, potruchtali do Wielkiej Sali.
- Miło widzieć nowych uczniów w Hogwarcie. - oznajmiła im przed wejściem do Sali, choć jej mina wcale na to nie wskazywała. - Nazywam się Minerwa McGonagall, jestem nauczycielką transmutacji. Za chwilę dostaniecie przydział do jednego z domu - jest Gryffindor, Ravenclaw, Hufflepuff i Slytherin. - wydawało się, jakby to ostatnie słowo wypowiedziała z lekką pogardą. - Witajcie w Hogwarcie!

Edytowane przez Ragazza dnia 01-12-2012 20:32