Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Znowu?! (wiki14xxww vs monia3437) [zakończony]

Dodane przez Tom_Riddle dnia 18-11-2012 20:03
#2

Tekst moni3437


Znowu?!

Fred zaspany siedział przy stole Gryfonów i próbował zjeść choć kawałek tostu z dżemem, natomiast George siedział spokojnie, za spokojnie.
- Hej braciszku! Musimy coś zrobić! W końcu to nasz pierwszy dzień! r11; chłopak próbował sprawić aby brat choć odrobinę się poruszył.
- A niby co mielibyśmy zrobić? r11; odburknął.
- Cześć wam. r11; odezwał się mały, czarnoskóry chłopak, który chyba spał z nimi w jednym dormitorium.
- Ee... Jak masz na imię? r11; zapytał Fred.
- Lee, jestem Lee Jordan. Jesteśmy przecież na tym samym roku. r11; chłopak nie przestawał się uśmiechać.
- Jasne. r11; odezwał się George i zaczął rozprawiać z kumplem o szkole, tym kto ich będzie uczył oraz czy warto w przyszłym roku starać się o miejsce w drużynie Gryfonów.
- Szczerze, wole komentować niż grać. r11; rzekł w końcu Lee.
- Że co? r11; zawołali bliźniacy.
- Normalnie, samo granie zbytnio mnie nie kręci. O, dzień dobry pani profesor.
McGonagall rozdała im plany lekcji i ruszyła do starszych. W tym czasie chłopcy zdążyli zjeść i ruszyć przed siebie na pierwszą lekcje, eliksiry.
- Ciekawe jaki jest ten Snape. r11; odezwał się George.
- Nie wiem, nikt jakoś nie kwapił się żeby mi powiedzieć. r11; rzekł Lee.
- Słyszałam, że nie jest sprawiedliwy, dla niego najważniejsi są Ślizgoni. r11; odezwała się tuż koło nich dziewczyna o ciemnych włosach i ciemnej karnacji.
- A ty to...? r11; zagadnął George.
- Angelina. Miło mi. r11; uśmiechnęła się i do lochów ruszyli już wszyscy czworo. Po chwili nie mogli przestać się śmiać, ponieważ bliźniacy próbowali ich wciąż i wciąż zabawiać. Fred w końcu się rozbudził. Gdy tylko dotarli pod drzwi do klasy zagrzmiał dzwonek i wszyscy zaczęli gorączkowo szeptać, przecież to była ich pierwsza w tym roku lekcja. Nagle sala otworzyła się, znajdował się w niej najdziwniejszy i najbardziej ponury człowiek jakiego bliźniacy widzieli. Tłuste włosy sięgały mu do ramion, haczykowaty nos zdawał się nie mieć końca, a wygląd ust świadczył o tym, iż nauczyciel nigdy się nie uśmiecha.
- Eh, fajny ten Snape, nie ma co. r11; mruknął Fred siadając z bratem i Lee w ostatniej ławce.
- Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru, panie Weasley. r11; usłyszał tuż koło siebie.
Jednak Fred nie spuścił wzroku tylko spojrzał prosto w zimne oczy profesora i do końca lekcji nie odezwał się ani słowem. Chłopak wyszedł z klasy jako pierwszy i udał się prosto przed siebie, aż doszedł do posągu jednookiej wiedźmy. Tam zaczął chodzić w kółko i czekał, aż brat i Lee go znajdą.
- Popamięta mnie, oj popamięta. r11; mruczał wciąż do siebie, a przechodzący obok uczniowie spoglądali na niego jak na chorego na umyśle. r11; Już ja mu pokarze.
- A co masz zamiar zrobić? r11; usłyszał tuż koło ucha.
- Oj George, coś takiego że zapamięta to na bardzo długo. r11; szepnął z chytrym uśmiechem.
- Widzę ten twój najlepszy wyraz twarzy. Wiesz, że jak chodzi o rozrabianie to zawsze ci pomogę, prawda? r11; rzekł jego brat wyszczerzając zęby.
- Z chęcią też bym coś zrobił. r11; odezwał się lekko przyciszonym głosem Lee, jakby bał się, że mu odmówią.
- Jasne! Każda pomoc się przyda! r11; zawołał z zapałem Fred.
- Ale może najpierw ruszmy się na zaklęcia? r11; zaproponował George, a za nim popędził rudzielec i Jordan.
Jednak przez cały dzień nic nie mogło oderwać myśli Freda o zemście na Snaper17;ie. Wiedział, że najprawdopodobniej nauczyciel dowie się, iż to on i zaprowadzi do dyrektora lub odejmie mu punkty. Lecz nie dbał o to, zależało mu tylko na tym aby Hogwart zapamiętał go tak samo jak jego brata.
W końcu pomysł spłynął na niego i oto ukazało się. Szampon. Komu jak komu on by się zdecydowanie przydał. Jednak gdy Fred zaproponował to swojemu bratu on zaniemówił.
- Tylko szampon?! r11; wykrzyknął na cały korytarz.
- Żartujesz?! Pokój szamponu, a nawet jego ukochane lochy! Co jak co, ale to powinno mu pomóc, no wiesz... Jego włosy tego potrzebują. r11; wyszczerzył się, a wraz z nim George i Lee.
Lecz cały dzień planowania, myślenia oraz przygotowywania poszedł na marne. Ponieważ ich kumpel nie za bardzo się spisał jako zwiadowca. Bo gdy całe lochy były zalane wodą, a bliźniacy mieli rzucić zaklęcie Chłoszczyść nakryła ich Minerwa McGonagall.
- Znowu?! r11; wykrzyknęła.
- Ale co znowu pani profesor? r11; zapytał niewinnym tonem Fred.
- Proszę pani... r11; mruknął George, ponieważ nie doczekali się odpowiedzi na pytanie.
- Do dyrektora, za mną.
I chłopcy udali się za zastępcą dyrektora, jednak ich miny nie zdradzały strachu, a zaskoczenie i z trudem powstrzymywany śmiech. Gdy dotarli pod kamiennego gargulca, profesor McGonagall rzekła: Karmelki. Po chwili znaleźli się przed drzwiami z kołatką w kształcicie gryfona. Nauczycielka zapukała, usłyszeli zaproszenie, a po chwili chłopcy zobaczyli gabinet samego Albusa Dumbledora. Pokój był kolisty, a przed nimi stało biurko. Za nim zobaczyli starą Tiarę Przydziału, która ze spokojem drzemała. Jednak ich uwagę przykuł feniks, na widok którego zgodnie wydali zduszony okrzyk.
- Ah, witaj Minerwo. Proszę zostaw panów Weasley, poradzimy sobie.
- Oczywiście.
- Do widzenia pani profesor! r11; zawołali i z uśmiechem zwrócili się do dyrektora.
- Moi drodzy, istnieje pewna granica żartów. r11; zaczął poważnym tonem, jednak chłopcy dostrzegli błysk w jego oczach. r11; Której jak na razie nie przekroczyliście. Jednak pragnę, aby żaden nauczyciel nie zgłaszał się do mnie, prosząc o wasze wydalenie. Dziękuje chłopcy, życzę miłego dnia. r11; gdy mieli przekraczać próg usłyszeli ciche słowa wypowiedziane przez byłego dyrektora Hogwartu, Armanda Dippeta.
- Znowu nastała era dowcipnisiów w Hogwarcie. Ciesz się, przynajmniej to nie Huncwoci.
I po tych słowach bliźniacy Weasley obiecali sobie, że choć odrobinę zbliżą się do legendy Huncwotów.