Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Precz z tradycją. (Rozdział 9.)

Dodane przez Itka dnia 26-07-2009 23:50
#28

ROZDZIAŁ 9.


Syriusza obudziło dziwne stukanie, dochodzące z zewnątrz. Ziewając szeroko, rozsunął kotary i wyszedł z łóżka. Od razu poczuł chłód, bijący z kamiennych ścian zamku. Remus i Peter spali, nieczuli na głuche dźwięki, mącące ciszę nocną.
Na parapecie siedziała brązowa sowa, należąca do Jamesa i dziobem uderzała o szybę.
- Co się dzieje, Nord? - wyszeptał, otwierając okno.
- Co ty wyprawiasz? - Drgnął na dźwięk głosu Remus. - Jest środek nocy.
- Wpuszczam sowę, stukała w szybę - wyjaśnił Syriusz.
- Ja niczego nie słyszałem - stwierdził jego przyjaciel.
- Ani ja - dodał, ziewając, Peter.
Tymczasem Nord wleciał do pokoju i usiadł na łóżku Syriusza. Chłopak szybko zamknął okno, żeby mroźny, zimowy wiatr nie wdzierał się już do dormitorium i podszedł do ptaka.
- Ma list - powiedział do kolegów, odczepiając od nóżki sowy nieduży kawałek pergaminu.
- Przeczytaj na głos - polecił Remus i zapalił świecę.
Syriusz rozwinął liścik.
- "Szpital. Prędko. A.D." - odczytał. - James!
Jak stali, czyli w pidżamach, bez kapci ani szlafroków, nie zamykając za sobą drzwi, chłopcy puścili się szaleńczym biegiem ciemnymi korytarzami Hogwartu. Żaden z nich nie dopuszczał do siebie niepotrzebnych myśli, starali się skupiać tylko i wyłącznie na biegu. Gdy wreszcie dopadli drzwi Skrzydła Szpitalnego, huczało im w głowach, piekło w gardłach, a nogi trzęsły się od wysiłku. Żaden z nich nie był w stanie wypowiedzieć słowa, musieli odpocząć.
Przy łóżku Jamesa stali pani Pomfrey, profesor McGonagall i Dumbledore. Na ich widok dyrektor uśmiechnął się łagodnie i gestem poprosił, by podeszli bliżej. Syriusz zamknął oczy. Uśmiech Dumbledore'a mógł zapowiadać tylko dobrą nowinę, ale co, jeśli... Nie dokończył tej myśli.
- Syriusz... - Usłyszał swoje imię, wypowiedziane słabym głosem i otworzył oczy.
Wokół Jamesa nie było już bańki, pozostała tylko lekka, prawie niezauważalna mgiełka. Sam chory nie wyglądał za dobrze. Wciąż był słaby i blady, zlepione potem włosy przylegały do czoła i policzków, oczy miał jednak otwarte.
- Ja... James! - Syriusz uścisnął przyjaciela, nie zważając na gniewny okrzyk pani Pomfrey. - James! Masz szczęście, że się obudziłeś!
- Szczęście? - Nie rozumiał.
- Inaczej musiałbym cię kopnąć. - Syriusz wzruszył ramionami i roześmiał się.
- Remus, Pete! - Potter usiłował podnieść się nieco i oprzeć o poduszkę, sprawiło mu to jednak sporo trudu i po krótkim wysiłku opadł z powrotem na łóżko.
- Leż spokojnie, musisz teraz dużo odpoczywać - powiedział łagodnie Remus.
- James! - wykrzyknął Peter, a z jego oczu popłynęły strumieniami wielkie jak grochy łzy. - Bardzo... - Szloch stłumił wypowiedziane dalej zdanie.
- Pete, już dobrze. - Syriusz poklepał przyjaciela po ramieniu.
Sam miał ochotę się rozpłakać, ale powstrzymał napływające do oczu łzy.
- Dobrze, skoro już wszyscy są szczęśliwi, możecie wracać do łóżek - uznała pani Pomfrey. - Potter musi odpocząć.
- Nie, my nigdzie nie pójdziemy! - oponował Syriusz. - Mowy nie ma. Teraz, kiedy James się obudził, nie opuszczę go, dopóki sam nie będzie mógł się obronić przed...
- Wystarczy, panie Black - przerwała mu McGonagall. - Nie potrzebuje pan chyba teraz szlabanu za dyskutowanie z pracownikiem szkoły, prawda? - Spojrzała na chłopaka znacząco. - Jutro możecie odwiedzić pana Pottera. Myślę, że teraz wszystkim nam przyda się odpoczynek.
- I radziłbym założyć papcie - wtrącił Dumbledore, zerkając na bose stopy chłopców - jeśli nie chcecie położyć się obok Jamesa z przeziębieniem... - Machnął różdżką i na bosych stopach pojawiły się kapcie.
- Chodźmy, chłopaki. - Remus położył dłoń na ramieniu wciąż szlochającego Petera. - Przyjdziemy jutro. James musi spać.
- Ale... - zaczął Syriusz.
- Nie ma żadnych "ale", panie Black. Choć raz proszę posłuchać kolegi i pójść do dormitorium.
Chcąc - nie chcąc, Syriusz powlókł się noga za nogą za Peterem i Remusem. Był pewien, że nie będzie mógł już zasnąć, ale położył się do łóżka, nie mając nic lepszego do roboty.
- Dobranoc. - Remus zgasił świecę i zasłonił swoją kotarę.
To samo uczynił Peter. Syriusz leżał jeszcze jakiś czas, wpatrując się w ciemność. Przed oczami miał twarz Jamesa. Czuł, jak wszystkie nerwy, jakie towarzyszyły mu od momentu wypadku i nie pozwalały mu się rozluźnić, teraz go opuszczają.
- Dziękuję - szepnął nie wiadomo do kogo i zamknął oczy.
Usnął.

- Chłopie, zakrztusisz się! - krzyknął Remus, obserwując, jak łapczywie i chaotycznie Syriusz pochłania drugie śniadanie.
Chłopak popił potężnym haustem soku dyniowego to, co jeszcze przegryzał i zerwał się na równe nogi, chwytając torbę.
- Widzimy się na transmutacji - powiedział, pakując do torby kilka kanapek.
- Tylko się nie spóźnij, bo tym razem dostaniesz szlaban jak się patrzy - przypomniał Remus.
Syriusz pomachał im jeszcze i pobiegł ile sił w nogach do skrzydła szpitalnego. James czuł się już o wiele lepiej niż po przebudzeniu, siedział teraz, oparty wygodnie o poduszki i pisał esej z eliksirów.
- Cześć - przywitał się Syriusz i usiadł na stojącym obok łóżka krzesełku. - Jak tam?
- A, męczę się z tym wypracowaniem na eliksiry. Myślałby kto, że byłem nieprzytomny wcale nie tak długo, a zaległości mam mnóstwo! - Skrzywił się.
- Z tym możemy sobie jakoś poradzić - uznał Syriusz. - Podkradłem brudnopisy wypracowań Remusa, dodaj coś od siebie, zrób kilka błędów, wiesz...
- Cudownie! - ucieszył się James.
- Tylko nic mu nie mów, jest przeciwny ściąganiu.
- Oczywiście, nie jestem aż tak głupi, żeby sobie samemu utrudniać życie. - Rozejrzał się po sali. - Przyniosłeś? - spytał konspiracyjnym szeptem.
- Jasne. - Syriusz wyciągnął z torby kanapki. - Masz, jedz szybko, żeby nie zauważyła.
- A powiedz mi, co z... - zaczął Potter niepewnie. - Co z drużyną? - spytał, ale po jego minie widać było, że raczej nie chce znać odpowiedzi.
- Z tego, co się orientuję, Josh nie wybrał nikogo.
- Głupi?! Jak on chce grać bez szukającego?!
- Uznał, że odbędzie się powtórka twojego pojedynku z tym rudym, bo poprzedni został nierozstrzygnięty.
- Co?! - wrzasnął James. - A kiedy? Przecież nie mogę tu leżeć w nieskończoność! Muszę trenować!
- Spokojnie. Josh pewnie jeszcze nie wie, że się obudziłeś. Gdyby wiedział, już szykowałby taktykę, tymczasem siedzi osowiały przy stole i nic do niego nie dociera.
Podeszła do nich pani Pomfrey.
- Black? - obrzuciła uważnym spojrzeniem Syriusza. - Czy ty nie masz przypadkiem zajęć?
- Mam! - Chłopak zerwał się z krzesła i pobiegł na transmutację.
Uczniowie właśnie kończyli wchodzić do klasy.
- W ostatniej chwili, panie Black. - McGonagall pokiwała głową.
Syriusz usiadł na swoim miejscu i wyciągnął podręcznik.
- Co u Jamesa? - zagadnął Remus.
- W porządku. Trochę zaczął świrować, kiedy powiedziałem mu o tym, że jeszcze raz weźmie udział w przesłuchaniu do drużyny...
- I po coś mu to mówił? - oburzył się Lupin. - Teraz za wszelką cenę będzie chciał wyjść ze szpitala, a przecież musi odpoczywać!
- Naodpoczywał się już wystarczająco przez ostatni miesiąc. - Syriusz wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Macie pożyczyć pióro? - spytał Peter, wychylając się zza Remusa. - Znowu zgubiłem.
Remus dał przyjacielowi pióro i ponownie nachylił się do Syriusza.
- Jeśli myślisz, że rywalizacja o miejsce w drużynie sprawi, że szybciej wróci do zdrowia, to się mylisz - powiedział.
- Zobaczymy, który z nas się myli, kiedy Josh dowie się, ze James się obudził.
- Nie powiesz mu!
- Powiem. A jeśli nie ja, to wieść się przecież rozejdzie i tak. - Wzruszył ramionami.
- Black, proszę. - Usłyszeli głos nauczycielki.
Syriusz wstał, nie bardzo wiedząc, o co został poproszony. McGonagall patrzyła na niego wyczekująco, zresztą jak reszta klasy. Remus spytał Petera, o co chodzi i teraz próbował podpowiedzieć przyjacielowi. Chłopak nie zrozumiał.
- Pięknie pani dziś wygląda, pani profesor - oznajmił głośno i z radością, przyozdabiając swoje oblicze szerokim uśmiechem.
Klasa wybuchła śmiechem, a nauczycielka pokręciła głową.
- Co ja mam z tobą zrobić, Black... - mówiła bardziej do siebie niż do niego. - Siadaj. Tym razem nie dostaniesz szlabanu, ale odejmuję pięć punktów Gryffindorowi za to, że nie uważasz na mojej lekcji. Odejmuję kolejne pięć punktów za to, że pan Lupin nie uważa na mojej lekcji i pięć punktów za to, że zamiast uważać, pani Glosse czyta książkę. - W tym miejscu machnęła różdżką i nieduża książeczka, spoczywająca na kolanach koleżanki wyfrunęła z pod ławki i z hukiem zatrzasnęła się ponad głowami uczniów, przeleciała przez klasę, by wylądować na biurku nauczycielki. - Wracamy do zajęć. Czy ktoś odpowie na moje pytanie?

Po obiedzie, kiedy chłopcy szli na popołudniową lekcję zielarstwa, podszedł do nich Josh Mcpherson. Syriusz spojrzał na Remusa i uśmiechnął się.
- Słyszałem dziś plotkę i nie wiem, na ile mam w nią wierzyć, a nie chciałbym niepotrzebnie nastawiać się na cokolwiek, więc byłbym wdzięczny, gdybyście zechcieli mi powiedzieć... - Kapitan drużyny zawahał się na moment.
- Tak, James obudził się dzisiaj w nocy. - Syriusz odpowiedział na nie zadane pytanie.
- Ale musi odpoczywać, więc nie ma mowy o treningach - zastrzegł Remus od razu.
- Czyli... Chcecie powiedzieć... Na Merlina! - wykrzyknął rozradowany Josh. - Mam drużynę!
- Czy on myśli czasami o czymś innym niż quidditch? - zastanawiał się Syriusz, śmiejąc się.
- Na pewno nie myśli o zdrowiu swoich zawodników - powiedział naburmuszony Remus.
- Daj spokój, Remus. Przecież pani Pomfrey nie wypuści Jamesa, jeśli nie będzie zdrowy.
- Mam ci przypomnieć, że uciekasz ze szpitala tyle razy, ile do niego trafiasz?
- Racja - uznał Syriusz. - James też pewno da sobie radę.

***

Edytowane przez Itka dnia 26-07-2009 23:57