Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Precz z tradycją. (Rozdział 9.)

Dodane przez Itka dnia 14-12-2008 22:10
#22

ROZDZIAŁ 6.


Kilku chłopaków pobiegło przodem, więc pani Pomfrey wiedziała o Jamesie, zanim go przyniesiono. Przybiegła też profesor McGonagall, zaniepokojona opowieścią pierwszoroczniaka, który powiadomił ją zaraz po tym, jak James upadł.
- Połóżcie go tam, proszę - poleciła lekarka.
- Rozejść się do dormitoriów! - krzyknął Josh do uczniów, którzy przyszli za noszami.
- Wyleczy go pani? - spytał Syriusz, patrząc na nieprzytomnego przyjaciela.
- Cisza! - Rozległ się okrzyk profesor McGonagall, wspomagany zaklęciem. - Zostają tu tylko Macpherson, Black, Lupin i Pettegrew! Reszta proszona jest opuścić Skrzydło Szpitalne!
Po chwili nikogo poza wskazanymi przez nauczycielkę uczniami, poszkodowanym, jej samej i pani Pomfrey nie było w sali. Lekarka pochyliła się nad Jamesem i zaczęła go badać.
- Co się stało? - spytała.
- Nie powiedzieli pani? - Syriusz był co najmniej zdziwiony. - Spadł z miotły.
- Wiem, że spadł z miotły. - Spojrzała na niego ze zniecierpliwieniem. - Powiedz mi, w jaki sposób się to stało.
- Sięgał po przypominajkę, miał ją już w ręku, był świetny, przez całe eliminacje latał jak zawodowiec, chwytał kulki w mig, bez problemu, pokonywał starszych i silniejszych od siebie... - zaczął Josh.
- Do rzeczy - upomniała go.
- Nagle się zachwiał. Zaraz potem spadł - zakończył.
- To Lith! - krzyknął zdenerwowany Syriusz. - Lith rzucił zaklęcie!
- Proszę się uspokoić, panie Black - wtrąciła McGonagall. - Skąd to przypuszczenie? Widział pan, jak pan Lith rzuca zaklęcie?
- Nie, ale Emily...
- Panna Parker widziała? - Brwi nauczycielki uniosły się ze zdziwienia.
- Nie, ale słyszała, jak mówił...
- Od gróźb do czynów daleka droga, panie Black - ucięła. - Myślę, że najpierw powinniśmy potwierdzić, że pan Potter spadł z miotły za sprawą złowróżbnego zaklęcia, a dopiero potem wnosić oskarżenia.
- Ale pani profesor! - zaoponował zrozpaczony Syriusz.
- Żadnych raler1;, panie Black. Pamiętam, że istnieje między panem Lithem, a panem swego rodzaju nieporozumienie, stąd jest pan skłonny rzucać oskarżenia...
- Emily słyszała, jak mówił, że zrzuci Jamesa z miotły! James umie latać, nigdy sam by nie spadł!
- Ostrzegam pana, panie Black, niech mi pan nie przerywa. - McGonagall spojrzała na niego groźne. - Uważam, że szlaban to coś, czego pan w tym momencie nie potrzebuje do szczęścia. Czy nie mam racji?
Syriusz już miał otworzyć usta, żeby wyjaśnić, jak profesorka bardzo się myli nie winiąc Litha, ale Remus powstrzymał go, kładąc mu rękę na ramieniu i kiwając uspokajająco głową. Młody Black popatrzył na niego pełnymi bólu oczyma i głęboko westchnął.
- Wyleczy go pani? - zagadnął panią Pomfrey Peter, któremu łzy płynęły po policzkach.
- To nie będzie takie proste, ale tak, wyleczę go - odpowiedziała lekarka. - Spadł z ogromnej wysokości, ma połamane prawie wszystkie kości, rozległe obrażenia wewnętrzne, nie możemy również pomijać tego, co powiedział Black. Jeśli spadł z miotły za pośrednictwem zaklęcia, może znajdować się pod wpływem uroku.
- Niczego nie wiemy na pewno - stwierdziła profesor McGonagall.
- Ale niestety, Minerwo, dopóki się nie dowiemy, muszę podjąć leczenie, uwzględniające działanie złego uroku. - Pani Pomfrey ze smutkiem spojrzała na koleżankę.
- Rozumiem, rozumiem. - Pokiwała głową. - Josh, pójdziesz ze mną - zwróciła się do kapitana drużyny. - Poprosisz do mojego gabinetu profesora Slughorna, ja pójdę po Samuela Litha. Chodźmy.
McGonagall skinęła głową pani Pomfrey i wyszli. Syriusz, Remus i Peter patrzyli, jak lekarka przygotowuje jakiś napar. Mruczała coś nad kociołkiem i zataczała przy tym kręgi różdżką - parę razy w lewo, parę razy w prawo, w górę, w dół...
- Wasz przyjaciel będzie dostawał teraz przez kilka tygodni ten eliksir - oznajmiła, kiedy skończyła. - Naprawi jego kości i sprawi, że wszystko, co rozerwało się poza nimi, ładnie się poskleja - wyjaśniła.
- I tylko tyle? - zdziwił się Remus. - Przecież on jest ciężko chory...
- Tak, jest ciężko chory, a to nie jest jedyne lekarstwo, jakie mu zaaplikuję, więc może być pan spokojny.
- Pójdę do McGonagall - wtrącił Syriusz. - Po drodze znajdę Emily i ona powtórzy jej to, co powiedziała mi. - Ruszył w kierunku wyjścia.
- O, nie, panie Black, nigdzie pan nie pójdzie z tą skręconą kostką! - zawołała za nim pani Pomfrey i za pomocą zaklęcia zablokowała drzwi.
- Nie boli mnie, mogę pójść! - Odwrócił się do niej.
- Nie wierzę - stwierdziła. - Proszę usiąść, zaraz się panem zajmę. A pan Lupin i pan Pettegrew mogą wrócić do dormitorium.
- A nie moglibyśmy zostać na noc? - spytał Remus.
- Po co? Możecie przyjść rano.
Remus i Peter powlekli się do wyjścia. W Pokoju Wspólnym Gryffindoru otoczyli ich zaciekawieni historią Jamesa uczniowie. Lupin pokrótce opowiedział, co wydarzyło się w szpitalu i z przyjacielem zamknęli się w dormitorium.
Syriusz obserwował, jak pani Pomfrey podaje Jamesowi lekarstwa. Było tego całe mnóstwo! Eliksiry, syropy, jakieś magiczne proszki, maści i Merlin wie, co jeszcze! Jednym machnięciem różdżki przebrała Pottera w pidżamę, okryła ciepłą kołdrą i wyczarowała nad nim coś w stylu bańki mydlanej. Dopiero po tych wszystkich zabiegach zajęła się Syriuszem.
- Zdejmij buty, ale bardzo ostrożnie - poleciła, znikając w swoim pokoiku.
Black słyszał, jak skrzypią drzwiczki szafki i jak stukają o siebie szklane słoiczki. Ból, jaki poczuł, ściągając trampka z chorej stopy był okropny, ale zacisnął zęby i nie krzyknął.
- Skarpety też, na co czekasz? - spytała lekarka niecierpliwie, ustawiając na stoliku obok łóżka dwie buteleczki, wypełnione kolorowymi płynami i opatrzone etykietami.
Syriusz nie mógł odczytać, co to jest, bo nie znał starożytnych runów. Zastanawiał się czy z jego nogą jest aż tak źle, skoro pani Pomfrey chce zastosować najwyraźniej jakieś rzadkie lekarstwa? Spytał.
- Nie, te są dla niego - wyjaśniła. - Dla ciebie mam Szkiele-Wzro i maść z belladonny. - Wyciągnęła je z szafy, stojącej w rogu sali. - Paskudnie wygląda - stwierdziła, patrząc na jego kostkę. - Coś ty z nią robił?
- Biegłem - rzucił szybko. - A powie mi pani, co to za bańka nad Jamesem?
- Daje mu ciepło, tak, jak gruba kołdra, ale prócz tego, chroni go przed zarazkami, które mogłyby mu zaszkodzić podczas działania lekarstw. - Nalała do szklanki eliksiru i podała Syriuszowi. - Do dna!
Black, poczuwszy paskudny smak Szkiele-Wzro, skrzywił się i pierwsze, co miał ochotę uczynić, to wypluć wszystko i wypłukać usta, ale jakoś połknął. Lekarka nasmarowała mu jeszcze kostkę solidną warstwą maści, wyczarowała mu pidżamę i kazała kłaść się do łóżka.
- Zaraz dostaniesz coś do zjedzenia - obiecała.- Potem powinieneś się przespać.
Wzięła dwie tajemnicze buteleczki ze stolika i zajęła się przygotowywaniem naparu. Na nocnym stoliku Syriusza pojawił się talerz pełen kanapek z serem i puchar soku dyniowego. Chłopak zjadł, napił się i ułożył wygodnie. Chciało mu się spać, ale chciał też zobaczyć, jak pani Pomfrey podaje Jamesowi napar.
- Co to właściwie jest? - spytał, kiedy podeszła do łóżka, w którym leżał przyjaciel.
- A ty jeszcze nie śpisz? Śpij!
- Nie odpowie pani?
- Nie mam zamiaru - mruknęła.
- Ale chyba go pani nie otruje?
- Mam cię dość - uznała i wyszła z sali.
Kiedy wróciła, niosła małą filiżankę, a w niej brunatny płyn.
- Pij - poleciła.
- Co to?
- Herbata malinowa - skłamała.
- Nie wierzę.
W końcu wypił eliksir usypiający, mając dość przekomarzania się z lekarką. Kiedy usnął, pani Pomfrey w spokoju podała Jamesowi najsilniejsze lekarstwo, jakie było w Hogwarcie, zamknęła drzwi i poszła się położyć.

Syriusz obudził się późnym popołudniem. Jego wzrok spoczął na białym jak śnieg suficie. Przez chwilę nie miał pojęcia, gdzie się znajduje, ale ten stan trwał tylko chwilę. Poderwał się gwałtownie i usiadł w szpitalnym łóżku, zrzucając na podłogę koc. James nadal leżał nieprzytomny, a wokół niego połyskiwała magiczna bańka.
Black powoli stanął na wyszorowanej posadzce. Poruszył skręconą poprzedniego wieczoru kostką w jedną i drugą stronę. Kiedy stwierdził, że jest już zdrowy, podbiegł do łóżka Jamesa. Jego przyjaciel wyglądał bardzo źle. Czarne, zazwyczaj rozczochrane włosy były mokre od potu, twarz wydawała się być przezroczysta, usta wyschnięte od gorączki. Syriusz stał nad nim tak długo, dopóki nie zauważył unoszącej się i opadającej jakby z wielkim trudem klatki piersiowej.
- A co ty robisz na nogach? - Usłyszał dochodzący z końca sali głos lekarki. - Natychmiast wracaj do łóżka!
- Czuję się już dobrze, kostka mnie nie boli, mogę już wstać - zaoponował Syriusz, nie ruszając się z miejsca.
- Wydaje mi się, że z nas dwojga, to ja ukończyłam odpowiednie studia, żeby móc wygłaszać podobne komentarze, panie Black. Marsz do łóżka!
Chłopak powlókł się noga za nogą we wskazane miejsce. Wcale nie uśmiechało mu się spędzenie jeszcze jednej nocy w Skrzydle Szpitalnym, miał przecież porachunki z Lithem. Powinien jak najszybciej odnaleźć Remusa i Petera, żeby powiedzieli mu, co postanowiła McGonagall i, w razie czego, zacząć się mścić.
Tymczasem usiadł na łóżku i obserwował panią Pomfrey, która krzątała się przy Jamesie.
- Marnie wygląda - rzucił.
- Też byś tak wyglądał, gdybyś został ugodzony takim zaklęciem - mruknęła.
- Czyli to jednak urok! - Syriusz zeskoczył z łóżka i wybiegł z sali.
Nawoływania, okrzyki i groźby lekarki goniły go jeszcze długo, kiedy biegł korytarzami Hogwartu. Zerknął na zegar, za parę minut miały skończyć się eliksiry, więc skierował swe kroki do klasy profesora Slughorna.
Nie czekał długo.
- Syriusz! - krzyknął na jego widok Remus. - Tylko mi nie mów, że uciekłeś pani Pomfrey. Jak twoja noga?
- Dlaczego jesteś w pidżamie? - zagadnął Peter, wpatrując się w przyjaciela ze zdziwieniem. - Przecież niedługo kolacja.
- Nie mamy czasu, chłopaki - uciął Black. - Chodźmy do dormitorium.
Remus dał Syriuszowi swoją szatę, żeby nie musiał przemierzać praktycznie całego zamku w szpitalnej pidżamie i ruszyli czym prędzej do swojej wieży.
- Wiem, że James dostał zaklęciem - podzielił się z chłopakami tym, co usłyszał przed kilkunastoma minutami.
- Zaklęciem? - Peter wytrzeszczył oczy z przerażenia.
- O, Merlinie, Pete! - Remus wzniósł oczy do nieba. - Przecież McGonagall mówiła nam o tym na transmutacji. Znowu jej nie słuchałeś?
- Jakoś za każdym razem, kiedy zaczyna gadać, mnie zachciewa się spać... - tłumaczył Pettegrew. - Nic na to nie poradzę. - Wzruszył ramionami.
- Dobra, chłopaki, później postaramy się sprawić, żeby Peter nie zasypiał na transmutacji - wtrącił Syriusz. - Powtórzcie mi lepiej, to znaczy, ty mi powtórz, Remusie, co mówiła dokładnie. - Spojrzał z wyczekiwaniem na kolegę.
- Jej wypowiedź była bardzo pokrętna - zaczął Lupin. - Myślę, że to dlatego, bo stan Jamesa jest poważny. - Zerknął na Blacka. - To prawda?
- Tak, wygląda okropnie - przyznał Syriusz. - Ale mów! - ponaglił go.
- Poinformowała wszystkich, że James Potter leży w szpitalu. Wszyscy, rzecz jasna wiedzieli, nawet Lily Evans miała zmartwioną minę...
- Evans? - Black skrzywił się malowniczo. - Niech ona już nie udaje, że się przejmuje.
- W każdym razie zaklęcie, którym oberwał James, było dość skomplikowane. Mógł je rzucić tylko szósto lub siódmoklasista. Wczoraj wieczorem, po przesłuchaniu Litha, który wszystkiego się zaparł...
W tym momencie Syriusz prychnął z wściekłości.
- ... Flitwick pozbierał różdżki wszystkim szóstakom i siódmakom, żeby sprawdzić, jakie zaklęcia rzuciły jako ostatnie.
- Jakież to głupie! - krzyknął Black. - Przecież można tylko wywołać trzy ostatnie zaklęcia. Gdybym ja rzucił na kogoś urok, natychmiast wyczarowałbym jeszcze parę innych rzeczy, żeby zatrzeć ślady.
- Też uważam, że to nie najlepszy pomysł, ale odniosłem wrażenie, że ona nie powiedziała nam wszystkiego.
- Dlatego musimy wziąć sprawy w swoje ręce - zdecydował Syriusz.
- Ale nie możemy mieć pewności, że to Lith! - krzyknął Remus.
- Niech Ci na razie wystarczy moja pewność. - Puścił przyjacielowi "oczko". - Jakie hasło? - spytał.