Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Precz z tradycją. (Rozdział 9.)

Dodane przez Itka dnia 30-09-2008 00:50
#11

Fantazja napisał/a:Mam nadzieję, że głównym wątkiem nie stanie się uczucie między nią a Syriuszem

Jakby mogłoby zabraknąć wątku miłosnego? ;) Ale wątek główny to nie będzie. Mam inne plany.

Jeśli oczywiście można mówić o uczuciu pomiędzy jedenastolatką a dwunastolatkiem...

To po pierwsze.

Mam nadzieję, że w miarę jasno to wytłumaczyłam i że w kolejnych odcinkach nie będę kręcić nosem na Twoim zapisem dialogów. ;]

Jestem Ci bardzo wdzięczna za tę odrobinę teorii. Zapis dialogów zawsze u mnie kulał, ale teraz obiecuję, że będzie coraz lepiej.

Proponuję zaklęcie edycji pierwszego posta. ;P

Działa! :D

Dodany dnia 05-10-2008 12:55

ROZDZIAŁ 3



Pierwszymi zajęciami tego dnia była transmutacja. Syriusz i James zaspali, dlatego biegiem przemierzali zamkowe korytarze. Nie mogli sobie pozwolić na załapanie szlabanu teraz, kiedy mieli plan. Plan utarcia nosa podłemu Lith'owi. Na szczęście profesor McGonagall jeszcze nie przyszła, przed klasą stała grupa Gryfonów, oczekująca na nauczycielkę. Chłopcy, zmachani długim biegiem, opadli na drewnianą ławeczkę, stojącą pod ścianą i starali się uspokoić oddechy.
- Już myślałem, że nie zdążycie. - powiedział Remus.
- Dlaczego nas nie obudziłeś? - spytał z wyrzutem Syriusz. - Prosiłem już z milion razy, żebyś to robił.
- A ja z milion razy próbowałem, ale nie dało się. - odparł spokojnie przyjaciel.
- Następnym razem użyj zaklęcia. - poradziła rudowłosa dziewczynka, przysłu****ąca się rozmowie kolegów.
- Żebym ja zaraz nie użył zaklęcia na tobie, Evans! - Zdenerwowany słowami koleżanki James, sięgnął po różdżkę.
- Proszę wchodzić. - usłyszeli surowy głos profesor McGonagall i drzwi się otworzyły.
James musiał dać za wygraną. Schował różdżkę i powlókł się do klasy za swoimi przyjaciółmi. Syriusz usiadł przy jednym stoliku z Jamesem i wyciągnął podręcznik, papirus i pióro. Ziewnął przeciągle.
- Dzisiaj to zrobimy. - szepnął do przyjaciela, kiedy nauczycielka zaczęła wykładać na temat transmutacji roślin i udał, że notuje najważniejsze rzeczy.
- Po kolacji? - spytał James.
- Lepiej przed, wszyscy go zobaczą i będą się śmiać.
- W porządku. - Kolega skinął głową.
- To może pan Black spróbuje, skoro nie ma chętnych? - zagadnęła profesor McGonagall, uważnie wpatrując się w Syriusza.
Chłopak ujął różdżkę, wstał z miejsca i podszedł do katedry, na której stała niewielka doniczka. Piękna, czerwona róża czekała, aż on rzuci zaklęcie. Cała klasa czekała, aż on rzuci zaklęcie. Zaistniał jednak pewien mały problem, mianowicie Syriusz nie znał formuły, jaką winien wypowiedzieć. Spojrzał w panice na Jamesa, ale on też nie mógł wiedzieć, w końcu z nim rozmawiał zamiast słuchać wykładu. Jego wzrok spoczął na Remusie, który bezgłośnie poruszał ustami, chcąc najwyraźniej, aby Syriusz z ruchu jego warg wyczytał formułę. Chłopak skupił się na tej czynności jak nigdy, ale nic z tego nie wychodziło.
- Może pan potrzebuje swoich notatek, panie Black? - spytała profesor McGonagall, podnosząc papirus Syriusza. - Zapisał pan dość sporo, ale nie znam tego szyfru... - Udała, że się zastanawia. - Kółeczka, gwiazdeczki... miotła? Nie mam pojęcia, cóż to może oznaczać, ale z pewnością nie jest to formuła, którą podawałam. Czy ktoś uratuje Gryffindor przed utratą pięciu punktów i poprawnie rzuci zaklęcie?
- Może ja. - zaproponowała drobna dziewczynka, najlepsza przyjaciółka Lily Evans.
- Proszę, panno Havgrim. Pan Black może usiąść i zacząć uważać.
Syriusz wrócił na swoje miejsce, mijając się po drodze z Morgan Havgrim, która od samego początku działała mu na nerwy. Teraz na przykład zmierzyła go takim wszechwiedzącym wzrokiem, że zapragnął, aby jej jasne włosy stanęły dęba i wszyscy mogli się z niej śmiać.
I, ku zdziwieniu i radości chłopaka, nagle długie włosy Morgan rzeczywiście stanęły dęba. Wyglądała jak jeżozwierz, cała klasa gruchnęła radosnym śmiechem. Nie śmiała się jedynie Morgan, która nie wiedziała, co się stało i profesor McGonagall, która jednym machnięciem różdżki naprawiła fryzurę uczennicy. Mimo jej szybkiej reakcji, wielu nie mogło się uspokoić do końca transmutacji. Co chwila ktoś parskał śmiechem.
W efekcie czerwona róża pozostała czerwoną różą, a Morgan wybiegła z klasy równo z dzwonkiem, wzywającym na przerwę. Syriusz natychmiast, kiedy tylko znaleźli się na korytarzu, opowiedział Jamesowi, Remusowi i Peterowi o tym, że to przez niego włosy stanęły koleżance dęba.
- Słyszałem, że czasem tak bywa... - zaczął Remus, gdy wyszli na błonia. - Że jak czegoś bardzo chcemy, jesteśmy źli lub zadowoleni, niektóre z naszych życzeń, niewypowiedzianych na głos, spełniają się.
- Musiałeś być naprawdę wściekły na tę Morgan... - uznał Peter.
- Byłem, ale to już nie ważne. - uciął Syriusz. - Skupmy się na naszej wieczornej akcji. - zaproponował.
Zauważył grupkę Krukonów, zmierzających do zamku z cieplarni, położonej w dole. Była wśród nich Emily. Też go zauważyła i pomachała do niego ręką, uśmiechając się wesoło. Odpowiedział na ten przyjazny gest i zaczął iść w jej stronę, mówiąc wcześniej chłopakom, że spotkają się przy cieplarni. Ucieszył się, że ją widzi, po uczcie nie miał jak się z nią spotkać. Emily też szepnęła coś koleżance i skierowała się nieco w bok od dróżki, prowadzącej do zamku.
- Cześć. - przywitał się Syriusz, a ona odpowiedziała. - Jak minęły pierwsze zajęcia?
- W porządku, cała jestem w błocie, ale to nic. - Sięgnęła do torby. - Nie było cię na śniadaniu, pomyślałam, że będziesz głodny i zrobiłam ci kanapki. - Podała mu kilka grubych pajd, zawiniętych w stronę z Proroka Codziennego.
- Dziękuję, bardzo miło z twojej strony. - ucieszył się, przyjmując kanapki. - Jestem okropnie głodny, a zaspałem. - tłumaczył się.
- Tak myślałam. - Uśmiechnęła się. - Masz teraz zielarstwo? - zgadywała.
- Mhm. - Pokiwał głową. - A wcześniej miałem transmutację... A ty co teraz masz?
- Eliksiry. Strasznie się boję, bo wczoraj jakiś chłopak z trzeciej klasy powiedział przy stole, że tam często zdarzają się wybuchy i jedna dziewczyna trafiła do skrzydła szpitalnego na pół roku!
- Ale od tamtej pory profesor Slughorn przykłada większą uwagę do tego, co się dzieje w kociołkach.
Słowa te, które miały ją pocieszyć, nie spełniły swego zadania najlepiej, bo, duże z natury oczy Emily powiększyły się jeszcze bardziej i dziewczyna wydawała się naprawdę przestraszona.
- Nic się nie martw, na pewno nikt nie wyleci w powietrze. - dodał jeszcze Syriusz. - Na pewno spodobają ci się eliksiry. - zapewnił. - A teraz chyba powinnaś już pójść, bo się spóźnisz.
- Tak, oczywiście. - Zmusiła się do uśmiechu.
- Jeszcze raz dziękuję za kanapki i powodzenia! - rzucił, kiedy ruszyła pod górę.
Dołączył do kolegów, siedzących na trawie i przeglądających jakiś opasły tom, pożyczony najwyraźniej z biblioteki. Zajął miejsce między Jamesem a Remusem i odpakował jedną z kanapek.
- Skąd masz? - James zachłannie spojrzał na kanapkę.
- Masz. - Syriusz podał mu drugą, jeszcze nie ruszoną. - Emily dla mnie zrobiła, bo widziała, że nie było mnie na śniadaniu. - wyjaśnił i, chcąc zakończyć ten temat, dodał - Znaleźliście tę roślinę?
- Tak, ale jak tak o niej czytam, wydaje mi się, że o wiele lepiej poradzimy sobie z rzuceniem zaklęcia, niż z jej znalezieniem... - stwierdził z krzywym uśmiechem Remus. - A skoro chcecie zrobić ten kawał dzisiaj, nie mamy zbyt wiele czasu.
- Pani Sprout mogłaby ją mieć w swoich zbiorach. - wtrącił James.
- Nigdy by nam jej nie dała. - Remus uniósł brwi, jakby proszenie nauczycielki o magiczną roślinę w ogóle nie wchodziło u niego w grę.
- Czy ja mówię o tym, że miałaby nam ją dać? - Potter uśmiechnął się szeroko.
- James, chyba nie zamierzasz jej ukraść?! - wykrzyknął oburzony Remus, a jego oczy stały się bardziej żółte niż zielone, zdając się nie należeć do tego skromnego, grzecznego chłopca, tylko do dzikiego zwierza.
- Tam zaraz kraść... - Jego przyjaciel machnął ręką, bagatelizując sprawę. - Pożyczę.
- Dobra, zrobimy tak. - Syriusz przełknął ostatni kęs kanapki i usiadł wygodniej. - Remus, kiedy wszyscy już wyjdą z cieplarni, podejdziesz do pani Sprout i spytasz czy mógłbyś na chwilę poprosić ją za zewnątrz. Ona wyjdzie, wtedy z Jamesem zabierzemy roślinę. Peter, ty będziesz stał na czatach.
- I myślisz, że pani Sprout tak po prostu wyjdzie, bo ją poproszę? - sprzeciwił się Remus.
- Wymyśl coś, ty jesteś tym dobrym uczniem. - James poklepał go po ramieniu. - W porządku. - przyklasnął pomysłowi Syriusza.
Zajęcia z zielarstwa odbywali razem z Puchonami. W cieplarni panował więc tłok i było duszno. Sprawy nie poprawiał zapach wilgotnej ziemi, którą wypełnione były donice, zajmujące cały długi stół, wokół którego się ustawili.
Pod koniec lekcji Remus poczuł się gorzej. Pani Sprout pozwoliła im wyjść wcześniej, poprosiła, aby ostatnia osoba dokładnie zamknęła za sobą drzwi i odprowadziła bladego chłopca do skrzydła szpitalnego.
Początkowo James i Syriusz chcieli im towarzyszyć, ale Potter w porę przypomniał sobie o roślinie, którą mieli "pożyczyć" ze schowka pani Sprout. Specjalnie więc zwlekali z wyjściem z cieplarni, pozwalając wszystkim ją opuścić. Peter stanął w drzwiach, a oni dwaj, natychmiast po wyjściu ostatniej osoby, spenetrowali mały pokoik, do którego prowadziły drewniane drzwi. Kiedy znaleźli to, czego potrzebowali, co sił w nogach pobiegli do skrzydła szpitalnego, oczywiście zapominając zamknąć za sobą cieplarnię.

Edytowane przez Guardian dnia 11-11-2009 15:32