Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Precz z tradycją. (Rozdział 9.)

Dodane przez Itka dnia 28-09-2008 22:25
#9

ROZDZIAŁ 2



- Wiem! - wykrzyknął nagle James, burząc ciszę, panującą w przedziale. - Michael na pewno ma kanapki.
Syriusz wzniósł oczy do nieba. Jeśli chodziło o kwestię jedzenia, jego przyjaciel nie zwykł spocząć, póki nie napełnił pustego żołądka. Właśnie teraz, zamiast spokojnie siedzieć, poraniony i poobijany wyruszył na poszukiwanie Michaela. Znów zapomniał zamknąć za sobą drzwi, ale tym razem przeciąg nie przeszkadzał Syriuszowi. Zamknął oczy i oparł głowę o ścianę przedziału.
Bardzo bolała go rozcięta brew, z której na szczęście przestała już sączyć się krew. Czuł pulsujący w okolicach prawego oka ból, który wydawał się nasilać z każdym ruchem głowy. Mknący po torach pociąg nie poprawiał sytuacji chłopaka. Każde łączenie szyn odczuwał jakby ktoś w równych odstępach czasu wbijał mu w głowę szpilki.
- Black - usłyszał znajomy głos, dochodzący od strony wejścia do przedziału.
- Nie chce mi się rozmawiać. - mruknął, otwierając oczy.
- Słyszałem, co tu się wydarzyło... - Lucjusz Malfoy oparł się nonszalancko o framugę, ignorując słowa kolegi. - Lith to głupek, ale nie musiałeś zaraz wszczynać bójki.
- Zrobiłem, co wydawało mi się słuszne.
- Wiesz przecież, że on żartował. Nic by nie zrobił tej małej szlamie, jest na to za wielkim tchórzem.
- Widziałem co innego.
Lucjusz coraz bardziej dziwił się zachowaniem najstarszego syna Blacków, ale pomyślał, że to pewnie tylko jakieś niegroźne humory. Wyszedł, nie odzywając się już więcej ani słowem.
Syriusz usłyszał cichutkie łkanie, dochodzące z kąta, w którym siedziała dziewczynka. Zupełnie o niej zapomniał, zbyt skupiony na swoim bólu i denerwującym Malfoy'u, który wszędzie wtykał swój arystokracki nos. Wyprostował się i popatrzył w stronę swojej towarzyszki.
- Płaczesz? - spytał cicho.
Dziewczynka raptownie wstrzymała dech i pośpiesznie roztarła po okrągłych policzkach wielkie jak grochy łzy.
- Nie. - szepnęła, nie patrząc na Syriusza.
- To przez tego osła, Malfoy'a? - zgadywał. - Daj spokój, nie watro się przejmować jego gadaniem. Myśli, że jest Merlin wie, kim i panoszy się jak król. - próbował ją pocieszyć.
- Ja... - zaczęła, dławiąc szloch. - Jeszcze ci... wam nie podziękowałam.
- Nie musisz, na naszym miejscu każdy by się tak zachował... no, prawie każdy. - dodał cicho, mając na myśli Lucjusza i paru innych Ślizgonów.
Całą masę Ślizgonów.
Wszystkich Ślizgonów...
Pogrążony w tych nie najciekawszych myślach, nie zwrócił uwagi, że dziewczynka coś do niego mówi.
- ... i uciekłam, schowałam się tutaj... i wydawało mi się, że przestał mnie szukać... i potem przyszliście wy i... i pomyślałam, że to dobrze, bo przy kimś będę bezpieczna, ale... - tu głos jej się załamał. - Chcę wrócić do domu! - rozpłakała się i przez chwilę Syriusz nie był w stanie zrozumieć potoku słów, które z siebie wyrzucała.
Szlochała przy tym i łkała, a obfite łzy spływały po jej policzkach. Syriusz otworzył swoją torbę i zaczął wyciągać z niej różne spakowane rzeczy - czarne szaty, pióro, pusty kałamarz, paczkę gumy do żucia, jakieś wycinki z Proroka Codziennego, zmięte w kulkę, sznurek, kanapki... Kanapki?! Przez chwilę zastygł bez ruchu, wpatrując się w zawinięte w biały papier pajdy. Kiedy on je pakował? Uznał, że to pewnie Stworek i wrócił do grzebania w torbie. Wściekał się na siebie, że najpotrzebniejszą teraz chusteczkę do nosa spakował do kufra. Ale nie, znalazł ją w bocznej kieszeni, ładnie poskładaną i pachnącą. Nigdy z niej nie korzystał, mimo to, zawsze nosił przy sobie.
- Proszę - powiedział i podał kawałek materiału płaczącej wciąż koleżance. - I przestań już, bo dostaniesz kataru i... ale masz już chusteczkę... - dodał, wypowiadając na głos swoje myśli. - Nie płacz. - zabrzmiało to jak błaganie.
Chłopak pojęcia nie miał, jakimi słowami mógłby pocieszyć swoją towarzyszkę, zwykle nie znajdował się w takim położeniu. Nawet jego młodsza siostra Bella prawie w ogóle nie płakała, nie miał więc żadnego doświadczenia w uspokajaniu roztrzęsionej, łkającej dziewczynki. A Narcyza? Chyba raz widział, jak płakała... nie, nie, to nie mogła być ona. Narcyza nie pokazywała emocji przy ludziach. Co najwyżej lekko drżała jej szczęka. Nie, Syriusz, choćby nie wiadomo jak mocno wysilał umysł, nie mógł przypomnieć sobie sytuacji, w której ktoś by przy nim płakał.
Kiedy już miał ochotę potrząsnąć swoją towarzyszką, przestała płakać. Spojrzała na niego zapuchniętymi oczami i pociągnęła nosem. Zrobiła tak smutną minkę, że zrobiło mu się jej żal.
- Już nie będę płakać. - powiedziała i uśmiechnęła się nieśmiało. - Dziękuję za chusteczkę.
- Możesz ją zatrzymać. - stwierdził wspaniałomyślnie, nieco uspokojony Syriusz. - Jak masz na imię?
- Emily. - odpowiedziała. - A to jest Eskil. - dodała, biorąc na kolana swojego rudego kota, który na czas awantury schował się pod ławką i wyszedł dopiero teraz.
- Nie uwierzysz, kogo spotkałem! - wykrzyknął James, pojawiając się w drzwiach przedziału.
- Remusa? - zgadywał Syriusz, uśmiechając się z zadowoleniem, że przyjaciel wrócił.
- Nie - James usiadł naprzeciwko niego. - Lily Evans! Siedzi w jednym przedziale z tym takim... - zastanowił się chwilę. - ...ze Snape'm.
- Mówiła coś?
- Była na nas zła, wiedziała o bójce i o straconych punktach. Powiedziałem jej, żeby poszła do czorta i wróciłem. - w tym momencie jego wzrok spoczął na rzeczach Syriusza, rozłożonych byle jak na siedzeniu. - Co to jest? - podniósł zawinięte w papier kanapki i wpatrzył się w przyjaciela z wyrzutem.
- Stworek musiał je spakować, kiedy na chwilę wyszedłem z kuchni. - wyjaśnił Syriusz.
- Proszę?! - wykrzyknął oburzony James. - A ja głodowałem!
Emily nie mogła powstrzymać śmiechu. Syriusz dołączył do niej i po chwili cała trójka śmiała się radośnie, jakby nie pamiętając o wydarzeniach sprzed godziny. Na korytarzu pojawiła się czarownica z wózkiem z łakociami. Kupili ich mnóstwo i jedząc, rozmawiali. No, był to raczej monolog Jamesa, przetykany krótkimi komentarzami Syriusza. Emily prawie w ogóle się nie odzywała, ale była bardzo szczęśliwa, że poznała takich wspaniałych przyjaciół.
Do przedziału zajrzał Artur Weasley, by powiadomić ich o rychłym końcu podróży.
- Załóżcie czarne szaty, niedługo będziemy na miejscu. - powiedział i poszedł dalej.
Kiedy wysiedli z pociągu, na dworze było już ciemno. Tak jak w zeszłym roku, raptem na peronie zrobił się okropny tłok - wszyscy uczniowie biegali w tę i z powrotem, nawoływali się, szukali zagubionych zwierząt...
- Uważaj, komu depczesz po stopach. - Syriusz puścił oczko do Emily, a ta uśmiechnęła się lekko.
- Pirszoroczni do mnie! - tubalny głos Hagrida przedzierał się przez wrzawę. - Do mnie, pirszoroczni!
- Mam tam pójść? - spytała dziewczynka, przerażona widokiem gajowego.
- Pirszoroczni do mnie!
- Tak, Hagrid zabierze was do Hogwartu. - wytłumaczył Black. - My chyba skorzystamy z innej drogi... - zawahał się.
- Czemu?
- PIRSZOROCZNI DO MNIE!
- Lepiej idź. - polecił. - Wszystko będzie dobrze. Spotkamy się w Hogwarcie.
Ledwie Emily ruszyła w stronę Hagrida, chłopcom drogę zastąpiła profesor McGonagall. Nie miała najprzyjemniejszej miny. Zaciśnięte w linijkę ust a zwiastowały kłopoty.
- Potter, Black - zaczęła. - za mną.
Wsiedli do niedużego powozu i w milczeniu przebyli drogę do zamku. Syriusz nie myślał w tej chwili o szlabanie, jaki go czeka - choć powinien, ale o tym, jak poradzi sobie Emily. Sam był tym zdziwiony, nie zwykł przejmować się obcymi, ale coś kazało mu troszczyć się o tą nieśmiałą, spokojną dziewczynkę. Nie wiedział jeszcze czy mu się to podoba, zbyt był zdumiony, by odpowiedzieć sobie na to pytanie.
W gabinecie profesor McGonagall panował porządek i ład. Poza nimi trojgiem nie było nikogo.
- Słucham. - nauczycielka usiadła za biurkiem i wpatrzyła się w chłopców.
- Biliśmy się. - powiedział Syriusz.
- To wiem, panie Black. Chcę, żeby mi pan wyjaśnił, dlaczego.
- Właśnie. - podjął temat James. - Dlaczego myśmy się z nimi bili? - spojrzał na Syriusza.
Chłopak opowiedział wszystko od początku do końca. Jego znużony ton świadczył na jego niekorzyść. McGonagall westchnęła głęboko, gdy skończył.
- Pani Pomfrey zaraz tu przyjdzie. Opatrzy was i możecie dołączyć do innych uczniów. - wstała ze swojego fotela i ruszyła w kierunku drzwi.
- Nie będzie szlabanu? - zdziwił się Syriusz.
- Nie tym razem, panie Black, nie tym razem...
Kiedy tylko zamknęła za sobą drewniane wrota, James nie wytrzymał.
- Nazwał ją szlamą?! - wykrzyknął, a złość odmalowała się na jego twarzy. - Chciał ją skrzywdzić tylko dlatego, że przydepnęła mu stopę?! - nie wierzył.
Syriusz pokiwał głową.
- Jak ja go dorwę! - wrzasnął James. - Nie można tak traktować ludzi!
- Mam pewien pomysł... - zaczął jego przyjaciel, ale nie dane mu było skończyć, bo do pokoju weszła pani Pomfrey i rozpoczęła opatrywanie ich ran.
Jak zwykle o nic nie pytała i po chwili chłopcy chyłkiem wemknęli się do Wielkiej Sali, w której trwała ceremonia przydziału. Starali się nie zwracać niczyjej uwagi - co w ogóle im nie wyszło, wszyscy bowiem, słysząc skrzypienie drzwi wejściowych, odwrócili się, by ich zobaczyć. I, ku zdziwieniu chłopców, Gryfoni, Krukoni i Puchoni zaczęli klaskać, wprawiając ich tym w osłupienie. Przez chwilę nie wiedzieli, co mają uczynić i stali bez ruchu, ale szybko doszli do wniosku, że najlepiej będzie zająć swoje miejsca i na razie się nie wychylać - dostrzegli bowiem spojrzenie, rzucone im przez profesor McGonagall.
Owacje nie trwały długo i można było kontynuować ceremonię przydziału. Syriusz nie wiedział, jak ma na nazwisko Emily i czy już została przydzielona do jednego z czterech domów, więc uważnie przyglądał się grupce pierwszoroczniaków, oczekujących jeszcze na swoją kolej. Pokrótce dostrzegł kruczoczarne loki koleżanki i ucieszył się, że zobaczy, jak zostaje przydzielona.
- Remus, gdzieś ty się podziewał? - dosłyszał głos Jamesa i odwrócił się do stołu.
- Rodzice mnie przywieźli. - odpowiedział ich przyjaciel, szczupły chłopiec o żółtozielonych oczach i mysich włosach, bezładnie opadających na kark i ramiona. - Nie najlepiej się czuję. - popatrzył na nich, oczekując zrozumienia.
- No jasne, w zeszłym tygodniu była pełnia. - przypomniał sobie Syriusz. - Jak...
Urwał, bo usłyszał, jak McGonagall wyczytuje nazwisko Emily Parker. Odwrócił się, by sprawdzić, czy to jego nowa koleżanka. Okazało się, że owszem, dźgnął więc łokciem Jamesa, by i on zobaczył, gdzie Emily zostanie przydzielona.
Tiara Przydziału ledwie dotknęła głowy dziewczyny, wrzasnęła:
- RAVENCLAW!
Emily odszukała wzrokiem Syriusza, uśmiechnęła się smutno i poszła usiąść przy stole Krukonów, skąd dochodziły wiwaty i oklaski. Chłopak postanowił pogratulować jej po kolacji i odwrócił się do Remusa, obok którego siedział Peter.
- Twoja siostra jest w Slytherinie. - powiedział mały grubasek o jasnych włosach i nieco wystających, przednich ząbkach.
- Moja siostra? - Syriusz spojrzał uważnie na Petera. - Ach, tak! - uderzył się w czoło. - Na śmierć zapomniałem o Narcyzie. - pokręcił głową.
- Wydawała się być zadowolona z decyzji starej Tiary. - stwierdził Remus.
- HUFFLEPUFF! - dało się słyszeć krzyk zniszczonego kapelusza i roześmiany, czarnoskóry chłopczyk zeskoczył ze stołka.
- Tak, na pewno się ucieszyła... - westchnął Syriusz i poszukał wzrokiem siostry.
Siedziała obok Luizy, młodszej siostry Lucjusza i szeptała jej coś na ucho. Kawałek dalej miejsce zajmował Lucjusz i z wyniosłą miną przyglądał się ceremonii, krzywiąc się na wszystkich, którzy zostali przydzieleni do innego domu niż Slytherin.
- Wreszcie! - zawołał James, kiedy na półmiskach pojawiło się jedzenie.
Dyrektor przemawiał w tym roku krótko, więc uczniowie szybciej mogli napełnić puste żołądki. Syriusz dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo jest głodny i z chęcią zatopił zęby w pachnącym, pieczonym udku.

****


Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, jakich zaklęć trzeba użyć, żeby zmienić temat? Pisałabym wtedy, który rozdział aktualnie dodaję. Z góry dziękuję za pomoc. :)