Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Hogwart: Życie nastolatków (Milaa vs dodo2708) [zakończony]

Dodane przez Tom_Riddle dnia 14-08-2012 19:09
#3

Tekst 2


Hogwart: Życie nastolatków

Dzisiejszy dzień był bardzo ważny dla Jamesa Pottera, bowiem właśnie dzisiaj będzie miał miejsce, finał rozgrywek quidditcha między domami. On, jako kapitan i zarazem szukający czuł się strasznie zestresowany, a fakt że jest to jego ostatni mecz w szkole, jeszcze bardziej pogarszał jego samopoczucie. Wiedział doskonale, że jego dom musi wygrać, po prostu nie było innej opcji! Po wielu namowach przyjaciół i dziewczyny, w końcu zdecydował się na zejście na śniadanie. Argumenty, które go do tego skłoniły wyglądały następująco: rPotter, jeśli zaraz nie zejdziesz na to głupie śniadanie. to uwierz mi, że zaraz pójdę po pałkę i walnę cię nią w łeb!r1; bądź też rPotter, kretynie, złaź mi zaraz na śniadanie, bo jak nie, to potraktujemy cię wiązanką zaklęć i siła zaciągniemy do Wielkiej Sali!r1;. Jak to ktoś kiedyś powiedział, przyjaciele potrafią zmotywować.
Niechętnie spoglądał na kanapkę, którą teoretycznie powinien teraz ze smakiem zajadać. Cóż poradzić, że w tamtej chwili nie miał ochoty patrzeć na jedzenie, a co dopiero jeść. W głowie roiły mu się pomysły, w jaki to też sposób może oberwać i spaść z miotły. Ponure myśli odpędziła, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jego ukochana Sara.
- Proszę cię, zjedź coś r11; powiedziała i spojrzała na niego tymi wielkimi, brązowymi oczami. r11; I nie martw się tak, bo jeszcze sobie ktoś pomyśli, że James Syriusz Potter stresuje się przed meczem z Puchonami r11; zażartowała i puściła oko siedzącemu naprzeciw niej Fredowi.
- No stary, jeszcze ktoś pomyśli, ze się ich boisz. Chcesz stracić reputację? r11; spytał spoglądając na kumpla. Jim słysząc co też za głupoty wygadują, postanowił pokazać im, że tiara przydziału się nie pomyliła i że jest Gryfonem z krwi i kości, czyli nie boi się niczego.
- Ja się boję? Dobre sobie. Tiara przydzieliła mnie do odważnych Gryfonów, a nie tchórzliwych Ślizgonów! r11; zakrzyknął i wziął się za swoją kanapkę, aby pokazać, że nie martwi go mecz.
- Od razu lepiej. Wiedziałeś, że twoi rodzice, moi, ciotka Hermiona i wujaszek Ron, pojawią się na meczu? r11; spytał Fred zabierając się za tosta. Mecz, czy nie mecz, odżywiać się przecież trzeba!
- A ty nie? Mama napisała do mnie list, w którym zapowiedziała swoja wizytę r11; powiedział nie do końca zadowolony z faktu, że na trybunach pojawią się jego rodzice. Bał się, że coś mu nie wyjdzie i tylko zbłaźni się przed ojcem.
- Na pewno będziesz wspaniały r11; odparła Sara, która jakby czytała w myślach chłopaka i postanowiła go jakoś podnieść na duchu.
Śniadanie minęło w wesołych nastrojach i nawet James wyszedł z Wielkiej Sali ze stwierdzeniem, ze jego drużyna wygra na sto procent z Puchonami. W szatni Gryfonów słychać było tylko głos kapitana, który przypominał strategię i motywował drużynę. Na koniec wychowankowie domu Lwa krzyknęli rczas zacząć zabawę!r1; motto to było pomysłem Jima i szybko zostało zaakceptowane przez drużynę.
Mecz rozpoczął się na dobre. Czternastu zawodników z niemałą szybkością latało po boisku próbując przybliżyć swoją drużynę do zwycięstwa. Czarnowłosy okularnik w barwach Gryffindoru bacznie przyglądał się poczynaniom swojego zespołu. Z doświadczenia wiedział, że znicz miał to do siebie, że nigdy nie pojawiał się na początku meczu. Przez chwilę rozglądał się również po trybunach, dostrzegł swoich wujków i ciotki, a także rodziców. Ojciec widząc jego spojrzenie pokazał mu kciuki w górę, co tylko zmotywowało i zwiększyło chęć wygranej. Sara, która umiejscowiła się nieopodal jego rodzinki, również mu się przyglądała. Wszyscy w niego wierzyli, nie mógł ich zawieźć. Wtem zobaczył znicz, był na drugim końcu boiska. James szybko zwrócił miotłę w tamtym kierunku i rozpoczął szalony pościg, do którego zaraz dołączył szukający rywali. Lecieli łeb, w łeb w ten znicz zrobił niespodziewany zwrot w lewo. Potter szybko zakręcił i ruszył w stronę migoczącej, złotej piłeczki. Jego przeciwnik pozostał z tyłu, Potter miał okazję zakończyć mecz. Wyciągnął lewą rękę w kierunku znicza, prawą mocniej złapał się miotły. Jeszcze chwila i już! Udało mu się, złapał go, Gryfoni wygrali! Na trybunach słychać było radosne okrzyki, wszyscy mu gratulowali. Sam nie wiedział jakim cudem udało mu się znaleźć w zaciszu szatni.
- Przyszliśmy ci pogratulować r11; powiedziała cicho Ginny Potter. Wraz z mężem pojawiła się by osobiście pochwalić syna.
- Jim, byłeś wspaniały! r11; wykrzyknął Harry. Sam pamiętał lata, kiedy wraz z drużyną wygrywał mecze, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co teraz czuje jego pierworodny.
- Dziękuje. Nawet nie wiecie jaki jestem szczęśliwy. Udało mi się, Gryffindor wygrał! r11; powiedział nie kryjąc radości młody Potter.
- Chyba ktoś jeszcze chce ci pogratulować r11; powiedziała rudowłosa spoglądając na stojącą w drzwiach Sarę. r11; My poczekamy na zewnątrz, zresztą Ron chciał ponownie spróbować się w roli obrońcy r11; wyjaśniła szybko i pociągnęła męża za rękę. Ten widocznie chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nie zdążył.
Sara już po chwili stała przy Jamesie i spoglądała na niego z zaciekawieniem. Z jego miny wyczytała, że chce jej coś powiedzieć, jednak z niewiadomych jej przyczyn powstrzymywał się.
- Wyduś to w końcu z siebie r11; odparła śmiejąc się cicho z miny ukochanego.
- Jak myślisz, jutro mocno będzie nas boleć głowa? r11; spytał i posłał jej łobuzerski uśmiech. Nawet w tej chwili nie mógł nie myśleć o imprezie, która jest przygotowywana przez jego przyjaciół.
- Tobie tylko jedno w głowie r11; odparła i poczochrała mu włosy. On, aby się jej odwdzięczyć, zaczął ją łaskotać. Po kilku minutach, z szerokimi uśmiechami opuścili szatnię i ruszyli w stronę pokoju wspólnego, gdzie zapewne czekała większość Gryfonów by pogratulować raz jeszcze wspaniałego meczu Jamesowi.