Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Przygody Pottera z nieco innej perspektywy

Dodane przez Sharon665 dnia 08-07-2012 09:30
#3

~1~



Drobna brunetka weszła do jadalni przecierając oczy. Byli tam już jej rodzice i starszy brat. Między nimi chodził skrzat domowy, dolewając domownikom świeżej kawy i podając tosty. Przez uchylone drzwi do kuchni można było zobaczyć naczynia w zlewie, które dzięki zaklęciu się same myły.

Dziewczyna usiadła przy stole, a Siwek - bo tak się nazywał skrzat rodziny - od razu podał jej śniadanie, na co zareagowała skinieniem głowy.

- Dziś twój wielki dzień, Cassandro - zwróciła się do niej rodzicielka. - John, jestem taka dumna z naszych dzieci. - rzekła odwracając się w stronę ojca nastolatków.
- Mamo, czy ty musisz ciągle o tym mówić? Odkąd Chris dostał się do Hogwartu, ta szkoła jest głównym tematem w tym domu. A już w ogóle o niczym innym nie mówisz, odkąd się dowiedziałaś, że ja też tam pójdę. To już jest męczące - odparła zażenowana.
- Zrozum mamę. Jest po prostu dumna, że jej dzieci dostały się dostały się do jednej z najlepszych szkół. - Głos zabrał najstarszy członek rodziny.
- Tak, tak, ale czy nie moglibyśmy o tym choć na chwile zapomnieć? - dziewczynę już naprawdę męczyło to ciągle gadanie o Hogwarcie. Przez ostatnie lata ciągle mówili o niej w domu. Zachwycali się dokonaniami jej starszego brata, albo rozmyślali do jakiego domu dostanie się Cassie. A ona to miała głęboko w poważaniu. Męczyła ją już magia, która ją zewsząd otaczała. Zwłaszcza, że przez kilka kolejnych miesięcy nie będzie mogła od niej odpocząć ani na chwile. Bała się. Tak, nie było co ukrywać. Bała się tego, co ją tam czeka.

Spojrzała na swojego brata. Jego blond włosy były w nieładzie, a koszula niedoprasowana. Mogłoby się zdawać, że to przez niedbalstwo, ale tak naprawdę każdy odstający włos na głowie czy każde zagniecenie na koszuli Chrisa było zaplanowane. I - z tego co wiedziała - dziewczynom się to podobało.

Ich rodzice mimo wielu lat spędzonych razem zdawali się wciąż żywić do siebie uczucie tak silne niczym w czasach szkolnych, kiedy to się poznali i ani trochę nie nudziła ich szara codzienność. Mama czarodziejów była niską brunetką o ciemnej karnacji i zielonych oczach. To po niej Cassie odziedziczyła włosy, którymi wszyscy się tak zachwycali. Jej ojciec był wysokim, niebieskookim mężczyzną. Jego blond włosy były już tu i ówdzie przyprószone siwizną, na twarzy pojawiły się pierwsze zmarszczki.

Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu szukając czegoś interesującego na czym mogłaby skupić swoją uwagę przez resztę śniadania. Jednak nic takiego nie znalazła. Na ścianie wisiały zdjęcia, które znała już od lat. Osoby z tych zdjęć uśmiechały się i cieszyły chwilą.

- Accio sok - usłyszała koło ucha spokojny głos brata.
- Czy moglibyśmy chociaż przez godzinę nie czarować? - spytała zażenowana dziewczyna.
- Ależ skarbie, magia to nasze życie. Nie możemy udawać, że jesteśmy zwyczajnymi mugolami - odparła spokojnie jej mama.
- Wiesz, czasami chciałabym żyć w rodzinie normalnych ludzi. Bez czarów, zaklęć i eliksirów.

***


Cassandra oparła czoło o chłodną szybę. Na peronie stali rodzice uczniów znajdujących się teraz wewnątrz pociągu do szkoły. Wszyscy machali na pożegnanie. W końcu ze swoimi dziećmi mieli zobaczyć się dopiero na święta. Niektóre matki ocierały potajemnie łzy, a ojców rozpierała duma, że ich pociecha jedzie do Hogwartu.

Drzwi do przedziału w którym siedziała otworzyły się. Ukazała się w nich blondynka, która też wyglądała jak pierwszak. Posłała w stronę Cassie nieśmiały uśmiech.
- Hej, można? - spytała niepewnie po chwili.
- Jak trze... - szatanka w porę ugryzła się w język nie chcąc sobie robić wrogów już pierwszego dnia. - Znaczy, jasne, wchodź. - Uśmiechnęła się niepewnie w stronę dziewczyny, która się trochę speszyła, lecz po chwili weszła do środka ze swoim bagażem.
- Wszędzie jest taki ścisk, prawie wszystkie przedziały zajęte. Też pierwszy raz do Hogwartu? Ale się przejmuję! Jak myślisz, do jakiego domu cię przydzielą? - powiedziała na jednym oddechu - Tak w ogóle, to Lavender jestem. - Przypomniała sobie, że wypada się przedstawić i wyciągnęła rękę w stronę szatynki.
- Cassie - odparła od niechcenia mając nadzieję, że dziewczyna zaraz umilknie. Zaczęła żałować, że pozwoliła jej tutaj wejść, dziewczyna zdecydowanie za dużo mówiła, a dzisiaj wolałaby posiedzieć w spokoju i pomyśleć.

Po chwili drzwi do przedziału otworzyły się ponownie, a w nich ukazał się chłopak o platynowych włosach. Miał wyjść, gdy zauważył, że ktoś w nim siedzi, ale zaintrygowała go brunetka, która zdawała się w ogóle nie zwracać na niego uwagi i wciąż spoglądała za okno. Odchrząknął cicho, gdyż nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś go nie zauważa.
- Jestem Draco Malfoy, a wy? - spytał oczekując odpowiedzi od szatynki. Ku jego niezadowoleniu pierwsza odezwała się ta druga. Od razu wiedział, że jej nie polubi, za dużo mówiła. Jak bardzo rozwinięta może być odpowiedź na pytanie "jak się nazywasz"? Pokazał jej gestem, żeby się uciszyła, przez się lekko zmieszała i szturchnęła lekko w ramie dziewczynę siedzącą obok niej.
- Co? A, tak, Cassie jestem. - dziewczyna nie była zadowolona, że ciągle ktoś jej przerywał rozmyślania, ale odwróciła się w stronę chłopaka i posłała mu uśmiech. Ten najwyraźniej był bardziej domyślny od blondyny i po wymianie kilku uprzejmości wyszedł z przedziału. Lavender najwidoczniej też zaczęła zauważać, że nie ma ochoty na rozmowę, gdyż wyszperała w torbie walkmana i jakąś kasetę.

Cassandra ponownie oparła czoło o szybę. Przypomniała sobie o dzisiejszym dniu i zaczęła się zastanawiać do jakiego domu się dostanie. Większość jej rodziny była w Ravenclaw'ie, jednak ona nie była pewna czy też chce tam trafić. W zasadzie każdy z domów miał swoje plusy i minusy. Ale jednego była pewna - za nic w świecie nie chce trafić do Hufflepuffu. Rodzice jej wpajali, że znajdują się tam ofermy. I pewnie wiedzieli co mówią. Dziewczyna co prawda była trochę niezdarna, nie ma co ukrywać, lecz pewnie nie na tyle, żeby tam trafić.

Zaczęła w myślach przypominać sobie informacje o poszczególnych domach i dominujących w nich cechach i oceniała szanse jakie ma na dostanie się do każdego z nich. Jednak wolałaby być teraz w domu i zastanawiać się co ma włożyć do szkoły, jakie książki do mugolskich przedmiotów ma spakować i na jaki film pójdzie jutro do kina z przyjaciółkami, które nie miałyby pojęcia o istnieniu magii.

***


- Witam was w Hogwarcie, moi mili. - Czarownica w podeszłym wieku zwróciła na siebie uwagę pierwszorocznych, rozpoczynając swoją krótką, lecz zwięzłą przemowę. - Za chwilę zaprowadzę was do Wielkiej Sali, gdzie Tiara Przydziału wybierze wam domy. Będę wyczytywała wasze nazwiska z tej listy, a osoba, którą wywołam podejdzie do mnie, żebym mogła jej założyć Tiarę. - mówiąc to wskazała na zwinięty pergamin, który trzymała w swojej prawej dłoni. - Ceremonia przydziału jest dla was rzeczą bardzo ważną, gdyż z uczniami z domu, do którego będziecie wyznaczeni, spędzicie kolejne siedem lat. Każdy z domów ma wspaniałą historię sięgającą aż do czasów założenia Hogwartu, a z każdego domu wyszło wielu wspaniałych i potężnych magów. Przynależenie do każdego z nich jest wielkim zaszczytem, nikt nie powinien się wstydzić jego nazwy. W ciągu następnych miesięcy będziecie zbierali punkty dla swojego domu, a ostatniego dnia roku szkolnego będzie wręczany Puchar Domów.

Kobieta zastanowiła się przez chwile czy jeszcze coś nam miała powiedzieć, ale tylko spojrzała na uczniów z uśmiechem zatroskanej matki.
- No dobrze, przed ceremonią przydziału macie jeszcze kilka minut, a ja w tym czasie muszę jeszcze po coś pójść do swojego gabinetu. Liczę, że zachowacie spokój.

Cassie rozejrzała się po pomieszczeniu w którym się znajdowali. W zasadzie to byli jeszcze na korytarzu, ale można było już poczuć klimat tej szkoły. Wszystko było z kamienia, przez co w budynku było chłodno, co zapewne było zbawienne w upalne dni. Na ścianach wisiało wiele obrazów, których postaci się im przyglądały i obgadywały potajemnie.

Nagle jej uwagę przykuło coś innego. Wszyscy spojrzeli na dwóch chłopaków stojących na samym przedzie. Jednym z nich był Draco, chłopak który na chwile przyszedł do przedziału w którym siedziała. A drugim był... Nie była do końca pewna, ale gdy mu się przyjrzała ujrzała bliznę na czole. "Ach tak, więc to ten słynny Harry Potter, Chłopiec-Który-Przeżył." - pomyślała. Skupiła się na wymianie zdań chłopaków, którą tak wszyscy się zainteresowali.

- Dzięki, ale sam ocenie kto jest lepszy, a kto gorszy. - Cudowne dziecko rzuciło pogardliwe spojrzenie w stronę Malfoy'a i wróciło do rozmowy z rudzielcem. Dracon zdecydowanie oczekiwał innej odpowiedzi. Przez chwile stał nie wiedząc co powiedzieć.
- Jeszcze tego pożałujesz, Potter. - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Niektórzy zaczęli szeptać między sobą na temat zgrzytu między nimi, lecz w tym momencie wróciła pani McGonagall uciszając uczniów i zaprowadzając ich do Wielkiej Sali.

I w tym momencie Cassie poczuła nieprzyjemny uścisk w żołądku. Zapewne gdyby zjadła coś na obiad, to jej posiłek w tym momencie wydostałby się na zewnątrz nie będąc do końca przetrawionym. Oczy wszystkich uczniów zwróciły się w kierunki pierwszorocznych kroczących w stronę Tiary Przydziału.

Brunetka spojrzała w górę przypominając sobie o swoim śnie. Sufit był równie gwieździsty. By się uspokoić, dziewczyna zaczęła szukać jakiś gwiazdozbiorów. Całkiem nieźle jej to szło, lubiła astronomię.

Zaczęła się jeszcze bardziej stresować, gdy usłyszała swoje nazwisko. Spojrzała w stronę stołu Krukonów, gdzie siedział jej brat, a ten posłał jej pocieszający uśmiech. Chyba zauważył, że zaczęła się stresować. Na miękkich nogach podeszła do stołka, a profesorka nałożyła jej Tiarę. Podobnie jak w śnie zsunęła się jej na oczy, lecz tym razem dziewczyna nie odważyła się jej poprawić, wciąż mając w głowie obraz burzy i Sali pełnej stworzeń zamiast uczniów.

Cassie przez cały czas powtarzała w myślach "Tylko nie do Puchonów, błagam, tylko nie do Puchonów..." Jednak Tiara nie miała ochoty jej tam umieszczać. Fakt, nie miała prostego zadania, ale Hufflepuffu nie brała pod uwagę.
- Przydzielam cię do... - brunetka wstrzymała oddech i zacisnęła dłonie czekając na werdykt. Była tak zestresowana, jakby za chwile co najmniej miało się rozstrzygnąć to, czy przeżyje. - Slytherinu!

Kobieta zdjęła jej z głowy Tiarę, a czarownica zeskoczyła ze stołka i podążyła w stronę stołu Ślizgonów. Była zaskoczona werdyktem. Większość jej rodziny była w Rawenclavie, więc była prawie pewna, że i ona tam trafi. Spojrzała w stronę stołu Krukonów, na swojego brata. Ten patrzył na nią zaintrygowany. Zapewne też myślał, że to właśnie do jego domu zostanie przydzielona.

Na nogach jak z waty podeszła do stołu i usiadła na pierwszym, lepszym, pustym miejscu. Obejrzała się w prawo i ku swojemu niezadowoleniu ujrzała Malfoy'a. "No tak, ja to wiedziałam koło kogo usiąść. Nic, tylko sznur i do lasu."

Ślizgonka przez resztę wieczoru prawie w ogóle się nie odzywała, będąc obrażoną na wszystkich i wszystko, za to, że wylądowała w Slytherinie. Przez popisującego się koło niej Dracona miała ochotę jak najszybciej wyjść z Sali. Jeszcze ta dziewczyna-mops siedząca obok niej.

_________________________

Szukam bety, która będzie kontrolowała moje (mam nadzieję, że nieliczne) błędy. Chętni pisać na PW ;D

Tak więc o to jest pierwszy rozdział. Wyszedł mi na 4 strony w Wordzie. I tutaj pytanie do Was: wystarczająco długi, czy chcecie dłuższe?

Mam nadzieję, że wszystkie "erki" zniknęły z tekstu.

Tak więc zapraszam do oceniania i komentowania.

Edytowane przez Sharon665 dnia 29-07-2012 00:27