Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Hogw@rt, czyli o nowoczesnym spojrzeniu na czarodziejski świat (SS)

Dodane przez Lapa_96 dnia 03-09-2012 01:18
#14

Rozdział czwarty
Nowy system nauczania

Kolejny dzień, kolejny poranek i kolejny poniedziałek. Dzień ciężkiej pracy polegającej na edukowaniu małych przygłupów, co przychodzi z wielkim trudem. Że też w tygodniu musi być pięć takich dni. Śniło mi się, że wprowadzono mugolskie urządzenia zwane komputerami, i że byłem zmuszony rozgryzać tajemnice Internetu. Śmieszne. Ubierałem się śmiejąc się w myślach z mojego głupiego snu. Jednak śmiech zamarł wraz z chwilą, w której wszedłem do gabinetu połączonego z sypialnią, gdzie ze starego, kochanego biurka błyskał na mnie światłem z niewielkiej lampy przeklęty komputer. Żywy dowód na to, że wszystko dzieje się naprawdę i nic mi już nie pomoże. Przełknąłem to, co udało mi się zwinąć z kolacji, aby zbytnio nie narażać się na widok niepotrzebnie unowocześnionego Hogwartu. Przynajmniej dzisiaj odpada mi połowa lekcji, w wyniku czego mam dzisiaj tylko jedne zajęcia. Z jednej strony pełen luksus, ale gdy pomyślę, że wstaję teraz tylko po to, by zobaczyć się z przedstawicielami Gryffindoru, to coś mi się przewraca. Ciekawy jestem cóż takiego się stało, że Flitwick i Sprout zwalniają swoje domy z dzisiejszych zajęć. Zabrzmiał dzwonek na lekcje i rozległ się słoniowaty tupot setek stóp na korytarzu. Mój gabinet jest ucieleśnieniem doskonale zaprojektowanego pomieszczenia - wszystko ze sobą się łączy. Z gabinetu można dojść do składziku, sypialni, prywatnej łazienki i klasy. Skorzystałem z jednego z moich tajemnych przejść i jednym ruchem różdżki otworzyłem drzwi. W idealnej ciszy uczniowie pozajmowali swoje miejsca, a ja przyglądałem się całemu procederowi z władczo skrzyżowanymi ramionami. Ale chwila... Czemu zauważam to dopiero teraz? Na każdej z ławek zajmowanej przez uczniów znajdowały się trzy komputery, po jednym dla każdego. Nie mogło zabraknąć też sprzętu na moim biurku, to oczywiste. Zachodzę tylko w głowę jakimi racjami kierowało się Ministerstwo dając im te urządzenia.
- Dzisiaj zajmiemy się wywarem odmładzającym. Eliksir ten charakteryzuje się zielonkawą barwą i niezwykle silną wonią. Proszę zachować rozwagę, której niektórym z pewnością brakuje - Potoczyłem wzrokiem po klasie zatrzymując się na poniektórych - I uważajcie na dawkowanie składników. Nie chcę powtórki z poprzednich zajęć, kiedy to pan Longbottom zaoferował nam wybuchowe fajerwerki. - Na twarz pyzatego chłopca wkradło się zakłopotanie i starał się ukryć za swoim monitorem. - Składniki i następujące czynności - Machnąłem zamaszyście różdżką - Na tablicy. Proszę tylko uważnie czytać instrukcje, panie Potter. - Ślizgoni ryknęli niepohamowanym rechotem, gdyż podobnie jak ja, uwielbiali znęcać się nad Gryfonami. - Dwie godziny. Start.
Wszyscy porwali się do swoich toreb po kociołki i chochle, ja zaś cofnąłem się do swojego miejsca pracy. Nie wiedzieć czemu komputer był już włączony i tylko czekał żeby go użyć. Kiedy tylko włączyłem przeglądarkę z boku wyskoczył mi mały dymek: Masz nową wiadomość na portalu OwlPost. Od razu wpisałem adres www.owlpost.mag i moim oczom ukazała się szara sowa z kopertą w dziobie.

OwlPost to twoja bezpieczna skrzynka pocztowa, dzięki której możesz odbierać i wysyłać wiadomości bez zbytniej obawy o ich zaginięcie. Nasze elektroniczne sowy są całkowicie niezawodne!

Z pewnym bólem wpisałem moje okaleczone imię i hasło, które specjalnie wpisałem razem. Zalogowałem się bez najmniejszych problemów. Teraz patrzyła na mnie ruchoma brązowa sowa, jakby na coś ze zniecierpliwieniem czekała. Obok niej stała biała, z niewielką kopertką w dziobie. Te dwa ptaki miały swoje miejsce z lewej strony, natomiast z prawej:

Odebrane sowy - 1
Wyrzucone listy - 0
Wysłane sowy - 0
Sowa-spam - 0

Kliknąłem na odebrane, bo moja inteligencja właśnie podpowiedziała mi, że tutaj muszę teraz zajrzeć. Pojawiło się teraz coś w charakterze listy wiadomości, gdzie znajdowała się tylko jedna. Kiedy ją otworzyłem, biała sowa wypuściła kopertę i odleciała. Poczułem się jednocześnie przerażony i do pewnego stopnia osaczony, gdy zauważyłem, że sowa przyszła od Dumbledore'a. Mimo to nie było aż tak źle.


Drogi Severusie!

Zapomniałem cię poinformować o bardzo ważnym szczególe, bez którego nie będziemy mogli się obejść. Mianowicie pragnę ci przypomnieć o dziennikach elektronicznych obowiązujących wszystkich nauczycieli. W celu uruchomienia go wpisz "[email protected]" i odnajdź zakładkę "Dziennik elektroniczny". Reszty z pewnością się domyślisz ;)
Albus

Tak właśnie zacząłem się zastanawiać nad tym dziennikiem. Wylogowałem się i przeszedłem na zalecaną mi stronę. Kątem oka zauważyłem czyjąś wyciągniętą ku górze rękę.
- O co chodzi, Granger?
- Dlaczego to, co pan napisał na tablicy pojawiło się także na naszych monitorach?
W pierwszym momencie nie zrozumiałem o co jej chodzi, dopiero gdy zajrzałem na jej ekran zauważyłem, iż faktycznie słowa z tablicy przeszły na ich komputery. Co prawda nie rozumiem po co te ministerskie ceregiele - z tablicy widać wszystko nadzwyczaj wyraźnie.
- Widocznie pan minister stwierdził, że wasz wzrok jest zbyt słaby, by dostrzec instrukcje z tablicy. Mam nadzieję, że teraz nikt nie popełni błędu, przy wykonywaniu podstawowych czynności i potrafi CZYTAĆ z odległości dwudziestu centymetrów. Czy mam rację, panie Potter?
- Tak, panie profesorze. I pragnę też panu podziękować, że wysłał mi pan zaproszenie na Wizardbooku.
- HAHAHAHA!!! - Zaryczał Malfoy, a za nim cała jego ślizgońska paczka. Widać chłopak zapomniał się, bo gdy napotkał moje spojrzenie natychmiast umilkł uniżony. - To był świetny żart Goyle, naprawdę - Sprostował dość kulawo.
- Nie pomyśl sobie przypadkiem, Potter, że nasza wirtualna znajomość zmieni mój stosunek do ciebie i powstrzyma mnie od odebrania twojemu domu pięciu punktów za prowadzenie rozmów w niestosownej chwili.
- Niestosownej chwi...? Au! - Odezwał się Weasley, który był kimś w charakterze obrońcy Wybrańca. Jednak w porę Granger stosownie uderzyła go łokciem w mostek.
- Dokładnie, Weasley. Teraz, o ile się nie mylę, jest lekcja eliksirów i jak myślisz - Co się na nich robi?
- Eee... Warzy eliksiry?
- TYLKO - I WYŁĄCZNIE - WARZY - ELIKSIRY. - Każde słowo zaakcentowałem dobitnie i dodatkowo oddzieliłem je drobnymi przerwami jakbym tłumaczył coś ludowi prostemu, z którym właściwie mam do czynienia. - Do roboty! Czas wam ucieka i nie będę słuchać późnej osób, które "nie wyrobiły się w czasie". Longbottom! - Chłopiec poderwał nagle głowę znad impulsywnie bulgoczącego wywaru, który syczał niebezpiecznie. - Radzę ci zmniejszyć ten ogień, bo nas jeszcze wysadzisz.
Wróciłem na fotel. Strona internetowa szkoły była już załadowana. Były na niej nie tylko informacje o szkole, ale także ogólne wiadomości znajdujące się w kolumnie "Mini-Prorok on-line".

Groźne manifestacje w Ministerstwie Magii

W dniu dzisiejszym w porannych godzinach rozpoczęły się manifestacje, mające miejsce w atrium Ministerstwa Magii, przeciwko komputeryzacji świata magicznego. Strajkują głównie obrońcy praw zwierząt, gdyż ich zdaniem to zwierzęta są najbardziej poszkodowanymi stworzeniami w tej sytuacji. "Nie pozwolimy, by zwierzęta cierpiały z powodu chorego pomysłu Weasleya! Spójrzcie co się stało z sowami! Przez ten wasz cały >OwlPost< są całkowicie zrezygnowane i czują się nikomu niepotrzebne! Powinieneś zakończyć ten proceder, Knot ty..." - reszta wypowiedzi została ocenzurowana. Niemalże wszędzie można zaobserwować transparenty o takiej treści jak: "POMÓŻMY NASZYM SOWIM PRZYJACIOŁOM!", "ONE TEŻ MAJĄ UCZUCIA!", "CHCEMY INNEGO RZĄDU", "NUDZIŁO CI SIĘ W DOMU WEASLEY?!" Reszta haseł jest niecenzuralna, lub też jawnie grozi śmiercią bądź poważnym okaleczeniem wyższym urzędnikom oraz samemu ministrowi.
Jednak manifestacje to zaledwie wierzchołek góry lodowej - Ministerstwo zostało zmuszone do wezwania wyszkolonych jednostek porządkowych, które mają przejąć kontrolę nad nadzwyczaj agresywnymi osobnikami. Doszło do rękoczynów oraz pojedynków na różdżki. Aresztowano sześciu mężczyzn w wieku od 30 do 50 lat za użycie klątwy Avada Kedavra przeciwko drugiemu człowiekowi - jutro staną przed Wizengamotem i najprawdopodobniej zostaną skazani na pobyt w Azkabanie. Nie odnotowano ofiar śmiertelnych, ale trzech naszych reporterów z "Proroka codziennego" zostało poważnie rannych i przebywają teraz pod fachową opieką uzdrowicieli ze Szpitala Świętego Munga. Poszkodowani to także czworo pracowników Ministerstwa, piętnastu czarodziejów ze służb porządkowych i spora część samych protestujących. Jeszcze nie wiadomo, co Korneliusz Knot ma do powiedzenia w tej sprawie.


Nowa fala przestępstw

Internet, choć teraz jest dla czarodziejów najpopularniejszym źródłem informacji, stał się także źródłem potencjalnych przestępstw. Nie trzeba było długo czekać na rozpoczęcie działalności tak zwanych hakerów, których głównym celem jest kradzież, czy po prostu nieodparta chęć zniszczenia czyjejś własności. Wirusy to aktualny problem całej społeczności czarodziejskiej, ale z tym problemem od dawna boryka się także ludność niemagiczna. Prawdopodobnie to właśnie mugolscy hakerzy zainspirowali młodych czarodziejów do nielegalnej działalności. Starają się rozszerzyć piractwo nawet wśród przyzwoitych użytkowników, tworząc w tym celu strony z darmowymi plikami, czy cudzymi dokumentami, które można bez problemu przywłaszczyć. Najpopularniejsze z nich to "Accio - przyciągnij marzenia za free!" i "Ain Eingarp". "Ostrzegam rodziców, aby mieli całkowitą kontrolę nad tym, na jakie strony wchodzą ich dzieci. Nasz zespół pod przewodnictwem Artura Weasleya właśnie pracuje nad >Kontrolą rodzicielską<, która skutecznie zablokuje niepożądane strony" - mówi minister do spraw cyfryzacji Andrew Newman. Mówiąc o niszczeniu czyjejś własności, mieliśmy na myśli wirusy, które potrafią doszczętnie opustoszyć nasz komputer. "Wirus może uzyskać dostęp do komputera poprzez pobieranie zainfekowanych plików, ale niewykluczone jest też, że samo przebywanie na stronie ze szkodliwym oprogramowaniem prowadzi do wdarcia się wirusa. Wirusy możemy podzielić na >mało szkodliwe<, >dosyć szkodliwe< i >totalne<".
Wirusy "Mało szkodliwe" to takie, które mogą uszkodzić tylko małe pliki zaburzając ich działanie, ale nie uszkadzając ich trwale. Można je zwalczyć samodzielnie używając skutecznego programu antywirusowego.
"Dosyć szkodliwe" potrafią już zainfekować większe pliki, czasami doprowadzając do ich całkowitego uszkodzenia. Aby je unicestwić, należy użyć bardzo dobrego programu antywirusowego, ale bywają też przypadki, że osoba poszkodowana jest zmuszona do wezwania specjalnych fachowców, którzy usuną wirusy ręcznie.
"Totalne" są całkowicie nie do pokonania. Jeśli zauważymy, że nasz program wykrył wirus totalny, najlepiej od razu wyłączyć komputer trybem awaryjnym. Jednak jeśli już dostał się do naszego komputera, niszczy on większość plików systemowych, co prowadzi do poważnych awarii systemu i utraty danych. Zaś najczęściej atakują CAŁY system doszczętnie go rujnując i usuwając. Tracimy tym samym wszystkie dane i nie da się już ich odzyskać. Hakerzy wykorzystują wirusy totalne do brutalnych żartów, przykładowo - ich wirus może powiadomić nas o swojej działalności ("Pożegnaj się ze swoimi danymi" albo po prostu "Pa! Pa! :D") i... koniec.
"Wirusów nie należy lekceważyć. Mogą pojawić się także w mailach od znanych nam osób, ale to rzadki przypadek. Najlepiej kupić dobry program antywirusowy i pod żadnym pozorem nie odwiedzać podejrzanych stron" - tłumaczy Thomas Argee, wyższy technik z Departamentu Cyfryzacji.


Po prostu wiedziałem, że to wszystko to jedna wielka głupota. Poza tym widzę tutaj same popierające mnie argumenty. Ciekaw jestem, czy Dumbledore to czytał, ale sądząc po jego zachowaniu, raczej nie. Zaślepiony jest teraz swoją bardzo ambitną grą i przez to ma ograniczony kontakt z rzeczywistością.
Dojście do dziennika było podejrzanie proste. PODEJRZANIE. Mała zakładeczka Dziennik elektroniczny aż się prosiła, aby ją kliknąć. Pojawił się swego rodzaju obszar do logowania, który wszędzie pozostawał niezmienny z jedną tylko różnicą - trzeba było określić czy osoba logująca się jest uczniem czy nauczycielem. Po zaznaczeniu opcji drugiej zawiesiłem na chwilę palce nad klawiaturą, gdyż nie byłem pewny co do mojego loginu. Hasło masz wszędzie to samo - pamięć mnie nie zawodzi. Wpisałem kociołkowepieguski i zaryzykowałem, wpisując w pierwsze okienko Severus Snape. Zaloguj. Udało się, a wtedy...
BUUUUM!!!!
Coś ciężkiego i rozgrzanego niemal do białości śmignęło mi koło lewego ucha i roztrzaskało się o tablicę w drobne kawałeczki. Chwała mojemu refleksowi! Spenetrowałem klasę bystrym i groźnym spojrzeniem na co zaciekawione oczy stały się trochę bardziej nieśmiałe. Nietrudno było zauważyć, że na jednej z ławek czegoś brakuje. Trudna do przeoczenia luka... Momentalnie znalazłem się koło trzeciej ławki, ze strony, którą zajmował Gryffindor.
- Panie Longbottom, mogę zapytać, gdzie jest pański kociołek?
- Tam jest, profesorze! - Zawołała Granger wskazując palcem w stronę tablicy. Niby taka mądra, a podejrzewa mnie o totalny brak myślenia i spostrzegawczości.
- Wiem, Granger! Myślisz, że jeszcze tego nie zauważyłem, mimo że niemal zwalił mnie z nóg?
- Znaczy...
- Chciałem tylko sprawdzić, czy pan Longbottom jest w stanie nam powiedzieć co się stało i dlaczego. A więc panie Longbottom?
Chłopak trząsł się okropnie i nie śmiał nawet podnieść wzroku choćby na palnik. Siedział skulony i patrzył na swoje kolana jakby oczekiwał od nich pomocy. I to mnie miało rozczulić?
- Czyżbym nie zwracał pańskiej uwagi na temperaturę pana wywaru?
Milczał.
- Próbował zmniejszyć ogień, panie pro...
- Czy panna Granger jest osobistym adwokatem pana Longbottoma? Gryffindor traci piętnaście punktów! Nie masz nic do powiedzenia, Longbottom, kiedy nikt nie jest w stanie cię wyręczyć? - Milczenie. - Śmiem twierdzić, że nie. Dlatego z czystym sumieniem...
- Próbowałem mu pomóc, profesorze...
- Słucham, panie Thomas?
- Starałem się zmniejszyć ogień pod jego kociołkiem... - Ciągnęła nieśmiało następna osoba wplątana w tę całą intrygę.
- Ach... - Przerwałem mu ironicznie, tak jak lubię. - Taka... przyjacielska przysługa?
- ...tak.
- A więc podziękuj, Longbottom, panu Thomasowi, bo właśnie przysłużył się do straty Gryffindoru w postaci dwudziestu punktów.
- Ale...
- Czy mam jeszcze odjąć pięćdziesiąt punktów za zamach na życie nauczyciela, panie Potter? - Uciąłem mu w drodze do biurka.
W pewnej odległości od mojego stanowiska pracy leżał przepalony i wciąż dymiący kociołek, a raczej coś, co z tego kociołka zostało.
- Panie profesorze... - Dosłyszałem nieśmiały głos i nie mogłem dowierzyć, że Longbottom odzyskał mowę, której do niedawna mu zabrakło. - Cz-czy mógłbym prosić o drugi kociołek?
- Szalenie mi przykro, ale nie przewiduję takiej możliwości. To będzie pańska nauczka na przyszłość, czyli na jutrzejsze zajęcia, gdzie będziecie mieli za zadanie trzymać się ustalonego schematu i dostosowywać temperaturę do odpowiednich składników. Teraz pewnie się pan domyśla, jakie są konsekwencje nieostrożnego zachowania. Poza tym boję się teraz o swoje kociołki i nie chcę skazywać ich na pewne zniszczenie powierzając je w pańskie ręce. Panie Malfoy, proszę zawołać woźnego. Niech posprząta owoc pracy Longbottoma.
Ślizgon wyszedł niemal natychmiast, zostawiając swoją breję, na którą będę musiał przymknąć oko ze względu na Lucjusza. Ja wróciłem wreszcie zająć się sprawą dziennika. Po prostu wiedziałem, że dadzą mi popalić na jedynej lekcji jaką mam dzisiaj. Czułem to. Czuję także, że to nie koniec dzisiejszych niespodzianek. Przynajmniej żaden z problemów nie dotyczy bezpośrednio kwestii komputerów.
Zauważyłem, że dziennik automatycznie ustawia się na bieżącą lekcję - Łączona lekcja Eliksirów Gryffindor - Slytherin, Rok piąty 10.40. Właśnie zamierzałem się bardziej się rozejrzeć (tak po prostu, żeby wiedzieć na czym stoję) i nagle okno przeglądarki zniknęło, ale zaraz się pojawiło. To było co najmniej niepokojące, po tym, co naczytałem się w elektronicznym Proroku. Ekran zamigał czarnym tłem aż w końcu stało się coś, co niemal wprowadziło mnie w stan przedzawałowy...

Witam, panie Snape ^^ I żegnam. HAHAHA!!! :P

Wstrząs. Odrętwienie. Uczucie jakbym nagle dostał klątwą Avada Kedavra. Tylko spokojnie... Wdech... I wydech... SKĄD TO COŚ ZNA MOJE IMIĘ?! Biały tekst zniknął z zupełnie czarnego monitora i nic już więcej się nie stało. Komputer nie reagował na włącznik. Wrócił Malfoy wraz z Filchem ściskającym szmatę, specjalny środek do czyszczenia i mop.
- Co to jest? - Zapytał mnie tonem rozdrażnionego staruszka nie odrywając wzroku od podziurawionego kotła i roztopionego kamienia, gdzie rozlał się eliksir odmładzający, który widocznie miał całkowicie odmienne właściwości od swojego poprawnie wykonanego odpowiednika. - Co za syf! - Odpowiedział sobie nie zwracając najmniejszej uwagi na to, że siedzę jak spetryfikowany. Dzwonek. Wszystkie fiolki spoczęły na moim biurku, jednak nie zwracałem na to uwagi. Nie. Tego już za wiele! Nie będę czegoś takiego tolerował! Wypadłem z klasy jak prawdziwa burza miotana huraganem i sypiąca gradem błyskawic. Rozpychałem uczniów, przechodziłem przez duchy i w końcu znalazłem się pod kamienną chimerą, aby wypowiedzieć najgłupsze hasło w historii całego Hogwartu. Wszystkie oczy byłych dyrektorów zbudziły się z drzemki, by podziwiać mój pulsujący gniew i szybki, nieustępliwy marsz. Stanąłem wyczekująco wiercąc dyrektora spojrzeniem, a ten najzwyczajniej w świecie cieszył się do swojego blaszanego przyjaciela. Czekałem. Czekałem. Czekałem. Czekałem. I czekałem. Chrząknąłem - nic, dalej uśmiecha się, zadowolony nie wiadomo z czego. Chrząknąłem głośniej - zero reakcji, to nie jest normalne. Chrząknąłem z taką siłą, że zabolało mnie gardło - spojrzał na mnie, ale po tej ulotnej chwili znów zatopił chciwy wzrok w ekranie.
- Zwróci pan wreszcie na mnie uwagę, czy będę tutaj stał do dnia, kiedy Czarny Pan osiągnie nieśmiertelność?
- Ależ oczywiście, że cię słucham... - Odparł całkowicie spokojnie nie spuszczając wzroku z Cytrynowego Sklepu. Nie po raz pierwszy wydawało mi się, że za rozmówcę uznaje swój komputer.
Czułem się zagubiony. Równie dobrze mogę dążyć do uduszenia ducha gołymi rękami, lecz nagle wpadł mi pewien pomysł, który nie mógł, po prostu nie mógł się nie udać. Obok lewego ramienia Dumbledore'a stała miseczka z nieodłącznymi dropsami, żeby mógł wkładać je sobie na ślepo do ust i nie tracić z oczu swojej uzależniającej atrakcji. Ze zwinnością węża i przebiegłością lisa porwałem słodki prowiant tuż spod pomarszczonej ręki przesyconej cytrynowym odorem, która zamierzała się by sięgnąć po cukierka. Z pełnym triumfem wymalowanym na twarzy obserwowałem jak dłoń błądzi po omacku po dębowym biurku. Jednak mój stan uniesienia nie trwał długo, gdyż oto palce zacisnęły się na niewidzialnym cukierku i ręka powędrowała do ust. Jego oczy pozostawały nieruchomo utkwione w ekranie. Zwątpiłem... Chyba czas uciec się do ostateczności... Z całej siły i bez najmniejszego uprzedzenia brutalnie zepchnąłem monitor, a ten potoczył się po bordowym, bogato zdobionym dywanie i zatrzymał się na nodze jednego ze stołów z dziwnymi urządzeniami. Poczułem się teraz jakbym przełamał potężną klątwę - Dumbledore potrząsnął głową i skierował ku mnie wielce zdumione spojrzenie. Można dodać, że była w nim nuta dzikości.
- Severusie-coś-ty-zrobił? - Wyrzucił z siebie jednym tchem i natychmiast rzucił się po kawałek metalu niczym zdesperowana matka za poturbowanym dzieckiem. Mój wzrok podświadomie powędrował ku wysokiemu sufitowi. Ja zaraz WYBUCHNĘ!
- Będzie pan tak łaskawy i zechce mnie w końcu wysłuchać?
- Co to będzie? Zapisała mi się gra?
- USPOKÓJ SIĘ, DO JASNEJ CHOLERY!!!!
No i wybuchłem. Stało się to tak nagle, że kątem oka zauważyłem jak poruszają się przerażone portrety. Nawet Dumbledore nie mógł przeoczyć faktu, że ktoś tak przeraźliwie na niego krzyczy.
- Mogę się dowiedzieć co to za nieodparta siła pokierowała panem, kiedy wyrażał pan zgodę na skomputeryzowanie szkoły?
- Oczywiście, że wygoda dla uczniów i nauczycieli! Nasze dzienniki elektroniczne to ter...
- Właśnie przychodzę wyrazić swoje zdanie w sprawie tych wspaniałych dzienników! - Warknąłem zgryźliwie.
- Chętnie wysłucham twojej opinii. - Wyprostował się pełen uprzejmości i równie pełen dziecięcej naiwności, że przybywam, aby pochwalić jego decyzje.
- Żartuje sobie pan?
- Nie, mówię całkiem poważnie.
- To ja też będę całkiem poważny. To wszystko prowadzi do ogłupienia społeczeństwa, już pomijając fakt, że większość jest wystarczająco pusta! Pragnę także zwrócić pańską uwagę, bo pewnie pan tego nie zauważył, że to wszystko utrudnia nauczanie!
- Nie rozumiem jednej rzeczy, Severusie. Dlaczego utrudnia nauczanie?
- Właśnie wszedłem na stronę dziennika i po dobrych paru sekundach pozdrowiło mnie złowieszcze hasło i cały sprzęt szlag trafił! W dodatku to coś znało moje IMIĘ!
- Imię?
- Czy ja seplenię?
- Nie, w żadnym wypadku. To najprawdopodobniej musiał być wirus, Severusie, wiedziałeś o tym? - Milczałem wzburzony do granic możliwości. -Zatem to musiał być haker, którego bardzo dobrze znasz. - Do mojej głowy paradował rozczochraniec rozchichotany z czyjegoś nieszczęścia. Taki numer bardzo pasował do Blacka. "Osoby, które możesz znać - Syriusz Black" - Nie martw się, miał się tu niebawem zjawić ktoś z Departamentu Cyfryzacji. Pomoże rozwiązać twój problem. - Pukanie do drzwi. - O! Chyba już idzie!
Do gabinetu wszedł wysoki czarodziej w szmaragdowej szacie, o jasnych, krótkich włosach schludnie zaczesanych i kanciastych okularach.
- Thomas Argee, miło mi - wyciągnął ku mnie rękę, której nie sposób było nie uścisnąć. Przywitał się także z Dumbledorem w ten sam uprzejmy sposób. Argee, to ten znawca od wirusów z Proroka. - Chciał się pan ze mną widzieć - zwrócił się do dyrektora.
- Tak, ale mój problem jest już nieaktualny. Czy mógłbym poprosić o pańską pomoc w sprawie komputera naszego Mistrza Eliksirów?
- Jak najbardziej. Co właściwie się stało?
- Z tego co opowiedział mi profesor Snape wynika, że miał on do czynienia z bardzo złośliwym wirusem.
- Co się dokładnie stało? - Zwrócił się do mnie rzeczowym tonem, więc musiałem mu opowiedzieć jak to zostałem okrutnie potraktowany.
- Mówiąc krótko pojawił się napis oświadczający o obecności szkodliwego oprogramowania i od tamtej pory komputer jest nie do użytku.
Argee uśmiechnął się pod nosem:
- Typowy przykład wirusa totalnego. Można rzec, że wręcz książkowy!
- Wypowiadał się pan na ten temat w Proroku Codziennym - trafnie zauważył Dumbledore próbując przywołać pozory normalności, które do niedawna utracił. Zupełnie jakby jeden z tych wirusów wkradł się do jego mózgu i poprzewracał to i owo.
- Tak, udzieliłem wywiadu - odparł bagatelizującym tonem. I słusznie, bo z mojego punktu widzenia rzeczywiście nie miał się czym chwalić. Następnie zwrócił się do mnie. - Obawiam się, że będziemy musieli zabrać pański sprzęt, panie Snape. Kiedy wgramy nowy system i najnowszy program antywirusowy, dostanie go pan z powrotem.
- Nie ma sprawy! - Nie powiedziałem tego przypadkiem zbyt entuzjastycznie? Wiadomość, że mogę uwolnić się od tego przeklętego śmiecia napawała mnie niesamowitym szczęściem, jakie nabywa się po wypiciu Felix Fellicis. - Jeśli jest taka konieczność - dodałem bardzo poważnym tonem, żeby zrównoważyć poprzednią, trochę zbyt radosną wypowiedź.
- Ma pan tylko jeden komputer?
- Je... - Zacząłem, ale przypomniałem sobie w porę o komputerze w gabinecie i w klasie. Jeśli ten z gabinetu nie potrafi się teleportować do klasy na czas lekcji (co jest całkiem możliwe, odkąd uczniowie mają podtykane pod nos ekrany z instrukcjami) to są dwa. - Wydaje mi się, że dwa.
- O tym samym IP?
- Eee... - O tym samym czym? Nie przeczę, że jestem osobą inteligentną, ale nie pociąga mnie mugolska technologia. - To może... Zaprowadzę pana do mojego gabinetu? - Rozładowałem szybko niewygodną dla mnie sytuację.
- O tak, tak, prowadź, Severusie - wciął się Dumbledore, choć nawet na niego nie spojrzałem.
Wstał z fotela gotów do drogi, ale nie czekał na pozostałych, tylko pierwszy wymaszerował z gabinetu, a w ślad za nim Argee. Zabrakło mi słów, dlatego nie marnowałem czasu by znaleźć takie, które oddałyby dziwność tej całej sytuacji. Godząc się ze straszliwym losem, który ostatnio karze mnie strasznie z nieznanego mi powodu, dołączyłem do pochodu. To było dziwne uczucie - prowadzony do własnego gabinetu. Jednocześnie byłem zły na Dumbledore'a za jego wścibskość.
- To gabinet profesora Snape'a - oświadczył w pewnej chwili, jakby prowadził szkolną wycieczkę. Z MOJEGO GABINETU ROBI ATRAKCJĘ TURYSTYCZNĄ!
- Czy to ten kom... - Zapytał Argee wskazując na blaszanego intruza przesiadującego sobie w najlepsze na moim biurku.
- Nie, tamten stoi w klasie.
- Do klasy w tamtą stronę - nim zdążyłem zareagować, Dumbledore wdarł się już do mojej sypialni. Instynktownie poszedłem za nim, aby kontrolować jego dziwackie zapędy. Oczywiście technik, święcie przekonany, że dyrektor znalazł wejście do klasy, także znalazł się w moim całkowicie prywatnym zakątku. - Hmm... Chyba trochę inaczej zapamiętałem sobie twoją klasę, Severusie. - Olśniło go, gdy patrzył na porządnie pościelone łóżko i półki z równo ułożonymi książkami w kolejności alfabetycznej.
- Problem tkwi w tym, dyrektorze, że tak naprawdę trafił pan do mojej sypialni i bardzo PROSZĘ, żeby pan stąd wyszedł. NATYCHMIAST. - Starałem się trzymać nerwy na wodzy, co wychodziło mi nadzwyczaj dobrze, z uwagi na to, że w środku już mną telepało.
Argee widać ma głowę na karku - od razu opuścił pomieszczenie kiedy zorientował się, że nie trafił tam, gdzie trzeba. Zaprowadziłem ich do prawdziwej klasy i Argee bez zbędnych ceregieli zabrał się za naprawę, która na pierwszy rzut oka była bezsensowna.
- Nie. W niczym panu teraz nie pomogę. Musimy go zabrać. - Wyprostował się po nieudolnych próbach uruchomienia sprzętu. Wyczarował kartonowe pudełko, do którego zapakował komputer. Mimowolnie poczułem pewną ulgę, ale zaraz obudziło się we mnie pewne pytanie.
- Nie sądzi pan, panie Argee, że cała ta komputeryzacja jest zupełnie niepotrzebna czarodziejom? - Milczał, w dodatku wyglądał na nieco przerażonego i zrobił taki delikatny ruch jakby chciał wyjść stąd jak najprędzej. - Niech pan mnie źle nie zrozumie. Nie jestem jednym z tych manifestujących w atrium.
- Ja... Ja nie rozumiem.
- To znaczy?
- Nie rozumiem skąd biorą się pańskie wnioski. - Teraz jego włosy nie były tak schludnie ułożone jak w momencie jego przybycia, wręcz odwrotnie: były potargane, przez co nie wyglądał już na takiego mądrego. Wszystkie argumenty przeciw komputerom wylazły nagle jak złośliwa choroba.
- Ależ oczywiście, że Severus nie ma na myśli nic złego. Po prostu nie otrząsnął się jeszcze z szoku po wprowadzeniu komputerów. - Dumbledore próbował naprostować wszystko do swoich własnych wąskich jak i zarówno pokręconych poglądów wyjątkowo tandetnym tonem.
- Otóż moje wnioski czerpię z własnego doświadczenia i dodam, ze jest ono bardzo bogate. - Odparłem dość napastliwym tonem. - Na samym początku zetknąłem się z ogłupiającym wpływem waszego wynalazku. - Już nie podawałem za przykład dyrektora, jeszcze zachowałem resztki rozsądku. - Musiałem także znosić okropności, jakie pociąga za sobą Internet, który na siłę nam wszystkim wcisnęliście, a na sam finał zostałem potraktowany wirusem, mam mówić dalej?
- Nie, proszę już nic nie mówić! Jeśli ma pan jakiekolwiek problemy, to proszę zwrócić się do odpowiedniego Departamentu! Tam znajduje się cała baza systemowa, wysyłająca magiczne fale elektromagnetyczne odpowiedzialne za działanie komputerów i Internetu! Żegnam panów!
Wyszedł, zamaszyście machając szatą. Dumbledore także zdecydował się na opuszczenie klasy i sprawiał wrażenie wystraszonego. Pewnie obraza jego nowego przyjaciela była dla niego czymś strasznym. Tak więc zostałem sam. Sam w klasie z wypaloną, kociołkową dziurą w tablicy i komputerem w kartonowym pudle.

Edytowane przez Lapa_96 dnia 04-09-2012 07:23