Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Hogw@rt, czyli o nowoczesnym spojrzeniu na czarodziejski świat (SS)

Dodane przez Lapa_96 dnia 02-06-2012 02:37
#10

Rozdział trzeci
Cyberus Snape


Mój szok był tak wielki, że z pewną trudnością doszedłem do swojego lochu. Kiedy już się tam znalazłem, mój wzrok natychmiast pochłonął niewinny komputer na moim biurku. Przepraszam, powiedziałem niewinny? Chciałem powiedzieć: Winne wszystkiemu, mugolskie ustrojstwo rozpłaszczające swój blaszany tyłek na moim biurku! Usiadłem w fotelu, którego maszyna nie zdołała opanować i zacząłem piorunować go spojrzeniem, jakbym spodziewał się, że mój wzrok roztrzaska nieproszonego gościa na drobne kawałeczki. Może zaczynam wariować, ale miałem dziwne wrażenie, że z monitora spogląda na mnie para oczu. Naprawdę, co to może zrobić z przyzwoitego człowieka - już zaczynam mieć zwidy. No nic, zobaczmy ile jesteś wart, stary wraku. Znalazłem niewielki przycisk na monitorze i wcisnąłem go z przekonaniem, że jest on odpowiedzialny za włączanie i wyłączanie. Zadowolony poprawiłem się w fotelu i czekałem na rozwój wydarzeń. Niestety, ku memu rozczarowaniu nie stało się nic, poza pojawieniem się ramki Oszczędzanie energii, co było dosyć dziwne, bo jaką on chce oszczędzać energię, to ja nie wiem. A mówią na to sztuczna inteligencja. Nie jestem pewny, czy zasługuje to choćby na miano inteligencji. Musiałem znaleźć inny sposób pobudzenia tego czegoś do "życia". Przeanalizowawszy dokładnie obudowę monitora, zabrałem się za to duże, blaszane pudło. U samej góry znajdował się jakiś przycisk, na którym było coś wyryte, ale nie mogłem tego dostrzec z takiej odległości. Nachyliłem się więc i nie zdobywszy jakichkolwiek informacji, zdecydowałem się na wciśnięcie owego guzika. Nagle poczułem mocny ból w szczęce, gdzie uderzyła zdradziecko ukryta szuflada. Psiocząc na ukryte pułapki czyhające na ludzi inteligentnych, uderzyłem ze złości w dyndającą bezczelnie szufladę. Chyba mam jakąś paranoję, wydaje mi się, że ta szuflada drży ze śmiechu! W każdym razie już się nie śmieje, gdyż leży urwana na podłodze, a ja szukam wytrwale. Moją uwagę przykuło zielone kółko z napisem start, więc niewiele myśląc wcisnąłem go krótko. Z początku nic się nie stało - stwierdziłem, że potrzebuje czasu do namysłu. Jednak po kilku minutach wydało mi się to nienormalne i nacisnąłem guzik po raz drugi. Nic. Zaczęło mnie lekko trząść. I ja mam na tym sprawnie funkcjonować, sprawdzać listę i wstawiać oceny! Chyba skończy się na tym, że sporządzę sobie swój dziennik z kolumienkami i nazwiskami. Tak, to najsensowniejsze rozwiązanie. Zniecierpliwiony, zacząłem dusić przycisk do momentu, gdy wydarzyła się rzecz niezwykła - poczułem wibracje i do moich uszu dobiegł cichy warkot. Skoro po takich ciężkich zmaganiach i wielu odniesionych przy tym ranach udało mi się tylko uruchomić komputer, to już wolę nie myśleć, co czeka mnie dalej. Cóż, do odważnych świat należy. Maszyna uruchamiała się, to jest, pokazywały się najróżniejsze znaczki i nie miałem możliwości do działania. Postanowiłem nie marnować czasu i przejrzeć Proroka ufając, że znajdę w nim dosyć interesującą lekturę. Inteligentni ludzie nigdy się nie nudzą. Użyłem zaklęcia przywołującego, aby się zbytnio nie wysilać i po krótkim czasie przez szparę w drzwiach przecisnęła się czarodziejska gazeta lądująca zręcznie w mojej dłoni. Z pierwszej strony zaatakował mnie napis: OSTATNI NUMER W WERSJI PAPIEROWEJ! A zaraz po nim kolejny:

Artur Weasley nagrodzony za niesamowite odkrycie!

Artur Weasley, pracownik Wydziału Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli, może poszczycić się tym, czym nie może pochwalić się większość najwybitniejszych czarodziejów. Pan Weasley jest znany wśród przyjaciół jako amator mugolskich przedmiotów, więc można powiedzieć, że to właściwie jego hobby popchnęło go do niesamowitego czynu. Zainteresowawszy się mugolskim wynalazkiem, tak zwanym Internetem, z którego można korzystać głównie za pomocą komputera (to także wynalazek ułatwiający życie, który mugole wykorzystują zarówno do pracy, jak i rozrywki), Weasley postanowił zaoferować Ministerstwu wygenerowanie czegoś podobnego (z uwagi na to, że czarodziejscy obywatele nie byliby w stanie korzystać z mugolskiego Internetu, ponieważ urządzenia mugoli zaczynają wariować, kiedy znajdują się w miejscu przesyconym magią). "Oferta pana Weasleya okazała się bardzo kusząca, dlatego wydaliśmy mu oficjalne pozwolenie na przeprowadzenie badań." - tłumaczy swoją decyzję Minister Magii, Korneliusz Knot. Weasley, otrzymawszy zezwolenie, od razu przeszedł do czynu. "Siedział nad tym dniami i nocami. Martwiłam się o niego, ponieważ niemalże nie jadał." - mówi żona pana Weasleya. Prąd elektryczny został zamieniony na najzwyklejszą magię, łącze internetowe również stało się łączem magicznym, dzięki czemu "przerobione" mugolskie komputery mogły zwyczajnie pracować w obecności czarodziejów. Po zaakceptowaniu wynalazku przez Ministerstwo, reforma została wprowadzona w życie. Komputeryzacja jest aktualnie zaprowadzana w każdym czarodziejskim domu, na każdym kontynencie. Wpłynęło to także na powstanie nowego departamentu, mieszczącego się na siódmym piętrze - Departamentu Cyfryzacji, którego dyrektorem chciano mianować właśnie pana Weasleya, lecz ten uprzejmie odmówił twierdząc, że woli zostać przy swoim stanowisku. Unowocześnienie nie ominęło także szkół. Albus Dumbledore z niebywałym zapałem prosił o wprowadzenie dzienników elektronicznych - "To będzie wielkie ułatwienie dla naszych nauczycieli." - zapewnia dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
Pan Weasley dostał specjalną nagrodę za wyjątkowe zasługi w postaci DZIESIĘCIU TYSIĘCY GALEONÓW. Rodzina Weasleyów co prawda nie wie, na co wyda tak ogromną sumę pieniędzy, ale jedno jest pewne - nikomu innemu nie przydałaby się taka kwota jak nie małżeństwu Weasleyów i ich siódemce dzieci. Kto wie, może Artur Weasley przyczyni się także do powstania kolejnych wynalazków?


Szurnąłem gazetą zły, że człowiek, którego znałem bliżej przez spotkania Zakonu Feniksa przyczynił się do tego, że mam teraz niesamowicie silną migrenę. "Albus Dumbledore z niebywałym zapałem prosił o wprowadzenie..." No pewnie, że "prosił"! Gdyby tego nie zrobił, nie mógłby tracić czasu się przy tej swojej idiotycznej grze! Przedsiębiorca się znalazł! A Weasley'owi zachciało się Internetu! Myślałem, że latający samochód go usatysfakcjonuje, ale widzę, że jest taki sam, jak Potter - ta sama nienasycona ambicja. Teraz rozumiem Lucjusza, który twierdzi, że Weasley powinien złamać swoją różdżkę i dołączyć do tej mugolskiej hołoty.
Ale zmuszony byłem porzucić swoje rozmyślania na temat głupoty dotykającej większy odsetek czarodziejów, gdyż komputer właśnie skończył "Ładowanie ustawień osobistych" i moim oczom ukazał się pulpit, ale nie przesiadywał na nim feniks, jak u Dumbledore'a - na ekranie rozciągał się ładny, zieloniutki widoczek.
Pocieszony tym, że trafiło mi się choć raz coś gustownego, podjąłem dalsze starania rozpracowania nowego, nieznanego, blaszanego wroga. Pamiętam, Dumbledore używał tego czegoś, zwanego myszą. Dziwne, bo mi to na mysz nie wygląda - ma uszy to fakt, nawet klikają, ale między tymi uszami ma kółko i wygląda jakby była jednookim trollem. A tak poza tym, ma ogon w charakterze kabla, tylko jakby nie z tej strony co trzeba, bo jest tuż pod kółkowym okiem. Wspaniały okaz do spisu Magicznych i Bardzo Nietypowych Stworzeń.
Ale czas zostawić sprawę tej zmutowanej myszy, oto odnalazłem wzrokiem ikonkę książki i otworzyłem przeglądarkę dwoma stuknięciami różdżki na ekranie. Co prawda okno się otworzyło, ale zamiast jakiejkolwiek strony, ujrzałem napis:
"Błąd wczytywania strony. Nie można nawiązać połączenia z serwerem. Sprawdź, czy Tome Internet Explorer ma uruchomioną opcję >Praca off-line< lub spróbuj wczytać tę stronę później".
Gdybym chociaż z tego coś rozumiał, to wszystko byłoby prostsze. Chociaż i tak bez szkolenia nieźle daję sobie radę! Ile słyszałem o kursach komputerowych dla początkujących mugoli! Może na początku tak ma? Wpisałem pierwszą stronę, jaka przyszła mi na myśl i co prawda jedyną którą znałem.
"w-w-w-.-w-i-z-a-r-d-b-o-o-k-.-m-a-g",
Chyba muszę się przyzwyczaić do tej mugolskiej klawiatury nim trafi mnie szlag.
Książeczka poprzerzucała kilka stron, ale robiła to tak, jakby z czasem brakło jej sił, aż w końcu się zatrzymała, a na ekranie znowu zawitał ten sam komunikat, co wcześniej. Krew mnie zalała.
Czy Dumbledore nie wspominał czegoś o dzienniku elektronicznym? ŻE MA BYĆ UŻYWANY INTERNETOWO, DO CZEGO NIE MAM DOSTĘPU?! Niech sobie wsadzi ten interes w odpowiednie miejsce pod szatą i nie wycudacza tego, co już jest wystarczająco wycudaczone. Może się pomylił? Czy istnieje osoba, która się nie może pomylić, gdy ładuje w siebie tonami paskudne cukierki, wgapiając się przy tym w promieniujący komputer? Chyba nie. W każdym razie to moje przypuszczenia. Może jednak tego wcale nie używa się przez Internet? Zacząłem przeczesywać cały pulpit, oraz foldery: Moje dokumenty, gdzie znalazłem... prawdę mówiąc nic; Moje obrazy, znajdowało się tam więcej widoczków, a nawet kilka ładniejszych; Moja muzyka, w folderze Przykładowa muzyka były trzy piosenki w wykonaniu Fatalnych Jędz, za którymi zbytnio nie przepadam. Wyczerpałem zasób pomysłów - nie wiedziałem, co teraz zrobić. Na pulpicie znajdowało się też kilka innych folderów o dziwnych nazwach, na które nie zwracałem wcześniej uwagi. Zdecydowałem się wypróbować pierwszy z brzegu o nazwie Need for Speed Most Wanted. Nie mając najmniejszego pojęcia włączałem najróżniejsze ikonki, ale efekt zauważyłem po trafieniu w Speed.exe. Wszystko zrobiło się czarne i po chwili pojawiła się mały reflektor mugolskiej policji, a pod nim: Loading...
Od początku wiedziałem, że to jakieś dziwactwo i zacząłem się poważnie zastanawiać, skąd się to tutaj wzięło skoro to jest MÓJ komputer. Reflektorki zniknęły, a po nich nastąpił swego rodzaju filmik z niebiesko-białym samochodem mknącym z ogromną szybkością przez ulice słonecznego miasta, który ścigały policyjne radiowozy. Czyżby to było to, czego obawiałem się najbardziej? Mordercze pasmo uzależnień, droga, aby stać się czymś podobnym do Dumbledore'a? Aż wstyd mi to mówić, ale byłem ciekawy co będzie dalej... NIE! To pierwszy krok do uzależnienia! Wyłączę to! Wcisnąłem Escape, bo jako jedyny klawisz na tej porąbanej klawiaturze kojarzył mi się z końcem ostatecznym, a tego teraz mi było trzeba. Jednak tylko przyspieszyłem działanie programu. Teraz pojawiło się okienko z pytaniem "Czy chcesz stworzyć nowy profil? To uchroni twoje dane przed utraceniem. Podaj swoje imię". Tak! Lubisz znać imiona swoich ofiar! Co mają z tymi profilami? Wszędzie trzeba założyć profil. Głupota. Wybrałem "nie", bo nie chciałem kusić losu i przede wszystkim wyłączyć to ustrojstwo.
Jednak ponownie pokazał mi się ten sam niebiesko-biały samochód, co na początku, a pod nim małe znaczki i podpisy: "Kariera", "Serie próbne", "Szybki wyścig", "Moje samochody", "Mag Play", "Opcje". Nie potrzebowałem dużo czasu, aby zaskoczyć, że jest to gra wyścigowa. W każdym razie lepsze to, niż "Gorączka sklepu z cytrynowymi dropsami" a'la Dumbledore! Kto jak kto, ale ja nie będę się staczał! Podjąłem kolejną próbę wyłączenia, ale zamiast pokazać mi pulpit, komputer włączył sobie Serie Próbne. Nie miałem z tym nic wspólnego, odnosiłem wrażenie, że ta maszyna podejmuje za mnie wszelkie decyzje. Niestety, zaczęło się. Czerwony samochód pędził w szaleńczym tempie, a jego jedynym celem wydawało się doszczętne zniszczenie jego wszystkich przeciwników: pozostałe samochody koziołkowały po autostradzie lub traciły drzwi z wielkim hukiem. Speszyłem się trochę. Kiedy zrozumiałem, do czego to wszystko zmierza, a zmierzało jedynie do ogłupienia, postanowiłem to zakończyć. Wiem, że to niemądre, ale zacząłem wciskać najróżniejsze przyciski ufając, że szczęśliwy przypadek uwolni mnie od tej męczącej gry. Niestety nic takiego się nie wydarzyło - zaczynałem nabierać pewności, że ta piekielna maszyna się na mnie uwzięła, bo oto znów musiałem obserwować szaleńczy pościg i wcale nie byłem z tego zadowolony. Trzask pękającej karoserii, widowiskowy zakręt ii... pukanie do drzwi. Chyba pierwszy raz w życiu bardziej wolałem usłyszeć pukanie niż cokolwiek innego.
- Proszę!
Weszła McGonnagall, szybkim i twardym krokiem osoby, która nie ma czasu do stracenia i koniecznie musi się czegoś dowiedzieć.
- Snape, nie wiesz może czy...
W tym momencie spojrzała na ekran mojego komputera, gdzie właśnie niebieski samochód wyprzedzał czarne auto i oba oddawały spektakularny skok. Jej wargi automatycznie się zwęziły do tego stopnia, że nie było ich widać. Po chwili burknęła coś pod nosem, że nie ma już do mnie żadnej sprawy i wyszła.
To jest to. Posądzony o cofanie się w rozwoju i przede wszystkim pozbawiony reputacji, na którą pracowałem tak długo... W złości trzepnąłem monitor, że aż zachwiał się niebezpiecznie i oto... znów ujrzałem przyjazny widoczek. Różdżka i zaklęcie destrukcji korciły mnie teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, aby wykorzystać je przeciwko mściwej maszynie. Jednak coś przykuło moją uwagę. Coś, co sprawiło, że poczułem się lekko zdumiony. Nie, nie włączył się Internet.
Kolejny folder nosił nazwę "Grand Potion Master". Przecież to jawna profanacja! To nie do pomyślenia, do czego jeszcze posunie się ta komputeryzacja! Szlachetną, starożytną sztukę warzenia eliksirów sprowadzić do poziomu tandetnej rozrywki! "Kliknij i patrz, jak wybucha!" Jednak odważyłem się zobaczyć, co kryje ta blaszana Puszka Pandory i kliknąłem na ikonkę kociołka. Tym razem okienko nie wypełniło całego ekranu, a jego nieznaczną część. Od razu pokazał mi się kociołek, dyndający swobodnie nad palnikiem i całe stosy składników piętrzących się na stole.
- Dź... ...bry! Dź... ...bry! - Do mojego gabinetu wtargnęła ponownie ta horda wieśniaków, nie tracąc czasu na kulturalne pukanie. Zagotowało się we mnie. Jakim prawem mi teraz przeszkadzają? - Panie, my zapomnieli załatwić Internet w pana norze.
- NORZE? - oburzyłem się niezwykle. Jak śmie nazywać mój loch norą?! Różdżka leży na biurku i czeka, kiedy zostanie użyta...
- Ano, norze. Zero okien, zero zasięgu i czarno jak w...
Okien. Była tu już jedna osoba, która również próbowała ingerować, wprawiając okna w moje mroczne ściany. Oczywiście opanowałem sytuację.
- Typowa nora - odezwał się łysy, ten prawdziwy mistrz podsumowań.
- Przynieśliśmy... tego... Dupera.
- Słucham? - Wiem, że muszę sobie połowę dopowiadać, aby zrozumieć o co im chodzi, ale to przeszło moje wszelkie wyobrażenia.
- Nie, to było inaczej... Ruder?
- W każdym razie będzie tu Internet, wystarczy, że się połączy - postawił urządzenie obok komputera. Jak wół było na nim napisane Router.
- To może go tak pan podłączy? - zaproponowałem mu, unosząc nieznacznie brwi. Nie mam zamiaru rozgryzać teraz tajemnicy czegoś, czym jest Router.
- Nie, on połączy się sam! - machnął ręką.
- Widzę, że zrezygnowałeś pan z zajęć praktycznych? - przemówił do mnie ten łysy, zaglądając na ekran, gdzie kociołek kipiał w najlepsze. Nie wiem, którego z nich nienawidzę bardziej.
- Wiesz, tak to już jest z takimi jak on! He he he!
Wyszli śmiejąc się głupkowato i pozostawili mnie kipiącego ze złości - zupełnie, jak mój wirtualny kociołek. Znowu upokorzony i posądzony o zbrodnię, której nie popełniłem. Tym razem obrażony na cały świat, wyłączyłem (co przyszło mi z łatwością) i usunąłem "Grand Potion Master", "Need for Speed Most Wanted" i "Patronus Anti-virus". Tego ostatniego nie śmiałem nawet otwierać, aby nie natknąć się na kolejną durnotę. Już to widzę, strzelaj patronusem w dementorów! I nie zapomnij stworzyć profilu! Nigdy więcej. Dobrze, że to usuwanie jest takie proste, zdaje się, że właśnie to będę robił najczęściej.
Kiedy dokonałem już oczyszczenia terenów zielonych mojej tapety, postanowiłem jeszcze raz podjąć próbę uruchomienia Internetu. Nie wiedząc co zrobić, uruchomiłem przeglądarkę. Całą siłą woli powstrzymałem się od silnego wybuchu gniewu równemu wybuchowi nuklearnemu. "Nie można połączyć z Internetem" - ten napis zaatakował mnie ponownie.
"Połączy się sam!" - właśnie widzę! Same utrudnienia... Postanowiłem przyjrzeć się Routerowi. Nic specjalnego, kolejne małe pudło z antenką, które ma niby sprowadzić tutaj Internet. Zastanawiałem się właśnie, jak on może działać, gdy moją uwagę przykuł jaśniejący na tej małej skrzynce czerwony przycisk. Nie miałem nic do stracenia. Natychmiast na ekranie pojawił się dymek Wykryto nowe urządzenie. Ma się to coś, czego inni nie mają. Teraz zamiast komunikatu o braku połączenia z Internetem, pojawiła się wielka sylwetka Niuchacza i podpis, który potwierdzał, że rozpoznałem to kretowate stworzonko.
Pamiętam, jak Dumbledore klikał w pole do wpisywania powyżej... tak, to było tu. Znowu wpisałem jedyną stronę, którą zdążyłem poznać, a z pewnością nie byłem chętny, by poznać jakieś inne.
Pojawiła się już biało-niebieska strona, a wraz z nią nowy problem. Owszem, Dumbledore mówił mi o moim koncie, ale nie dałem mu możliwości, by podał mi jakiekolwiek namiary do niego.
Moje rozmyślania nad pustymi okienkami przerwało pojawienie się nowego dymka: "Komputer może być zagrożony. Sprawdź moduł zabezpieczeń". Zignorowałem go, co innego mogłem teraz zrobić? I tak nie wiem, o co mu chodzi, w jakim sensie zagrożony? Napadną na niego, ukradną? Ale teraz zostałem dosłownie zbombardowany przez ogrom dymków i okienek. Wszystkie były podobnej treści: "Zainstaluj najlepszy program antywirusowy. KLIKNIJ TUTAJ"; "Czujesz, że twój komputer nie jest wystarczająco bezpieczny?" Nie widziałem nic. NIC! Poza tym jednego byłem pewien: jeśli cokolwiek mogło grozić temu piekielnemu sprzętowi, to była to moja różdżka!!!
Maszyna zarzęziła niebezpiecznie, pewnie od natłoku informacji, aż w końcu... zacięła się. Naprawdę, ta technika mnie porażała i zaczynałem poważnie tracić cierpliwość. Właśnie zamierzałem się, by wymierzyć jej dyscyplinarny cios, kiedy wydarzyło się coś, czego nie spodziewałem się ujrzeć nawet w najśmielszych snach. Wszystkie dymki zniknęły, ale za to na mój ekran wparadowała srebrnobiała broda.
- Co ty tu robisz?! - Niemalże krzyknąłem, ponieważ nie sądziłem, że może mnie dorwać także w taki sposób i namawiać do swoich cytrynowych intryg. Prędzej spodziewałem się go zobaczyć w kominku niż... TU. W pewnym momencie przypomniałem sobie, że rozmawiam ze swoim pracodawcą i jedną z najbardziej szanowanych osób na świecie, stąd na moje szlachetne rysy wkradło się zmieszanie.
- Witaj Severusie - powitał mnie bardzo promiennie, jakby nie usłyszał mojego "powitania". Może właśnie miał napad swojej chwilowej głuchoty? - Widzisz, jak teraz łatwo się porozumieć?
Z pewnością oczekiwał mojej żarliwej aprobaty, ale się jej nie doczekał:
- Mam przez to rozumieć, że nastąpiła awaria w biurze Sieci Fiuu?
- Nie, po prostu Internet jest lepszy od Sieci Fiuu - odparł z wielkim zapałem, tym samym, kiedy próbuje mnie do czegoś przekonać czy podkreślić, że ma rację. - Nie uważasz?
- Może ze względu na to, że nie trzeba tkwić z głową w kominku, ale tak poza tym, to nie jestem przekonany do tych innowacyjnych rozwiązań. - wygarnąłem mu część tego, co aktualnie leżało mi na wątrobie, lecz wątpię, aby dopuścił do siebie moją odpowiedź.
- Jestem tu głównie po to, żeby podać ci hasło do twojego konta na Wizardbooku, niefortunnie zdarzyło się, że nie zdołałem ci go podać podczas twojego pobytu u mnie. - Dokładnie tak, jak myślałem. Totalna ignorancja i egocentryczność.
- Doprawdy, niefortunnie.
- Dobrze. Swojego maila z pewnością pamiętasz? - I nie czekając na odpowiedź, która z pewnością by nie nadeszła, zaczął snuć dalej. - Przypomnę ci: [email protected] musisz przyznać, że nie mogłem wymyślić lepszego. Kiedy będziesz się logował na www.owlpost.mag, wystarczy, że wpiszesz tylko Sever, to znaczy twój login. Zaś hasło masz wszędzie to samo i brzmi: kociołkowepieguski.
Jeśli do tej pory choć raz odjęło mi mowę i oczy stanęły mi w słup, to nie było to to, czego doznałem w tej chwili. Co ja zrobiłem Merlinowi, że tak się na mnie mści?!
- Wiesz, hasło powinno dotyczyć jakiejś osobistej rzeczy, żeby nikt nie mógł go złamać - instruował mnie mentorskim tonem - zacząłem się więc zastanawiać, jakie możesz lubić słodycze. Wziąłem też pod uwagę Twoje zamiłowanie do kociołków i wszystkiego, co się z nimi wiąże. Musisz więc przyznać, że powstało hasło idealne - dyskretnie mówi wszystko o Tobie!
Dyskretnie czułem, jak drga mi powieka pod lewym okiem. Jestem w dziewiątym kręgu piekła.
- Muszę już się zbierać, Severusie. Mam mnóstwo pracy. - Pracy polegającej na stukaniu w klawiaturę? I on łudzi się, że mu uwierzę na słowo, że zabiera się do jakichkolwiek obowiązków! Teraz kiedy ma swoją nową zabawkę, wszystko zejdzie na drugi plan, oczywiście poza dropsami, które pałaszuje nie odrywając wzroku od monitora. - Gdy będziesz czegoś potrzebował, po prostu się odezwij, dobrze?
I nie czekając, czy raczę mu coś odpowiedzieć, zniknął, a wraz z nim wszystkie dymki. Dziwny zbieg okoliczności? Na to wygląda. Po pewnym czasie spędzonym nieruchomo (nie wiem, czy rozmyślałem nad czymś, czy po prostu byłem aż tak zaszokowany), wpisałem siłą mi wciśnięty login oraz hasło. Następnie kliknąłem na przycisk Zaloguj się i książeczka zaczęła trzepać kartkami jak wówczas, gdy byłem u Dumbledore'a. Raptem ukazało mi się zdjęcie, a raczej miejsce na nie, opatrzone moim imieniem i nazwiskiem (z ulgą stwierdziłem, że nie jest w żaden możliwy sposób skrócone czy zbezczeszczone). Nic, co mogłoby mnie wytrącić z równowagi, ale widać zamiarem tego komputera było doprowadzenie mnie do takiego stanu.
Ponownie pokazało się miejsce na hasło, natomiast pod nim było wypisane czerwonymi literami "Nie jesteś Severus? Błędne hasło". To niemożliwe. Przecież nie mogłem się pomylić w czymś tak prostym. A może jednak? Wpisałem hasło literka po literce, prawie jak Dumbledore z tą tylko różnicą, że nie lubowałem się w tym, że po wciśnięciu klawisza pojawia się kropka. OK, a po ponownym załadowaniu strony... "Nie jesteś Severus?" Szlag mnie trafił. Podjąłem kolejną próbę.
"Nie jesteś Severus?"
"K-o-c-i-o-ł-k-o-w-e_p-i-e-g-u-s-k-i".
"Nie jesteś Severus?"
Byłem naprawdę na granicy wytrzymałości, a różdżka leżąca nieopodal na stole zdawała się przybliżać i jakby mówiła: "Użyj mnie". Jednak postanowiłem ostatni raz wpisać to przeklęte hasło.
Napisałem je tak szybko, że gdy potwierdziłem, oświeciło mnie, że zapomniałem o spacji. Już dostatecznie wzburzony i przygotowany na to, co nieuniknione, chwyciłem instynktownie różdżkę. Ale zamiast pytania o moją tożsamość, ujrzałem to samo jasnoniebieskie pole z podpisem "Severus Snape" oraz mnóstwo innych okienek. Wszystko wyglądało dokładnie tak samo jak u Dumbledore'a. Ciekawe od kiedy to "kociołkowe pieguski" pisze się razem. Lecz moją uwagę przykuła teraz ikonka dwóch czarodziejów w prawym górnym rogu obok napisu Wizardbook - czerwieniła się tam mała jedynka. Najechałem na nią, w wyniku czego rozwinął się dymek o bardzo zagadkowej treści: Harry Potter przyjął Cię do grona znajomych. Nie przypominam sobie, abym wysyłał mu choćby złamany badyl podsycony najsilniejszą trucizną, jaką miałem na składzie, stanowczo nie. W takim razie, skąd to zaproszenie? W mojej głowie odezwał się cichy głosik: "Wysłałem zaproszenia do kilku osób, żebyś nie był samotny...". No tak! Wiadomo, że nikt przy zdrowych zmysłach nie mianowałby mnie przyjacielem Pottera, a Dumbledore jest doskonałym przykładem osoby, która od pewnego czasu odchodzi od tych zdrowych zmysłów. Może jednak możliwe jest usunięcie ze znajomych? Tak czy siak, będę musiał poszperać trochę na tym portalu.
Tak więc zająłem się wyszukiwaniem wszelkich błędów, niedociągnięć i argumentów świadczących o tym, że nie warto mieć konta na czymś takim. Moją uwagę (i również gniew) zwrócił nagłówek "Osoby które możesz znać", a najlepsze czekało dopiero niżej, gdzie pojawiła się sylwetka brudnego, rozwydrzonego, irytującego, zawszonego, chamskiego i chuligańskiego rozczochrańca. Ów rzezimieszek nazywał się Syriusz Black i widocznie uznano, że niewątpliwie musimy się znać. Po ostatnich wydarzeniach byłoby lepiej dla Blacka, abym nie widział do końca życia jego psiej gęby, którą niewątpliwie bym rozszarpał za te kilka dni spędzonych w cudzym ciele. Zresztą, po co zwracam na niego uwagę? Pojechałem w dół i okazało się, że jestem na czymś w rodzaju tablicy aktualności, gdzie zamieszczane są posty innych lub zdjęcia przez nich udostępniane. Byłbym zapomniał dodać, że treść niektórych... Pfu! WSZYSTKICH była co najmniej denerwująca. Z Dumbledorem na czele:
"Cytrynowe dropsy - Albus Dumbledore lubi to"; "Fabryka cytrynowych dropsów. Czy bezrobotni znajdą tam pracę? - Albus Dumbledore lubi to".
Zwątpiłem. Czy będę zmuszony oglądać to dwadzieścia cztery godziny na dobę? O nie, co to, to nie. Najechałem kursorem-różdżką na post o cytrynowych dropsach, a w jego prawym górnym rogu pokazał się krzyżyk. Krzyżyk ten jednoznacznie kojarzył mi się z usunięciem, wyłączeniem i przede wszystkim zakończeniem mojej męki, dlatego na niego kliknąłem. Pojawiło się następne okno:
"Czy chcesz usunąć post użytkownika Albus Dumbledore?"
Wybrałem "Tak".
Chcę usunąć ten post, ponieważ:
1) Obraża mnie
2) Zawiera kompromitujące treści
3) Denerwuje mnie
4) Napada na mnie
5) Zastrasza mnie
Od razu zdecydowałem się na uzasadnienie numer trzy i oto post zniknął i nie karał mnie swoim widokiem. Jednak na jego miejsce wstąpił post Pottera, który rozeźlił mnie jeszcze bardziej.

Harry Potter
Czy ktoś da mi spisać wypracowanie z eliksirów? ;)

Lee Jordan i wiele innych osób (58) lubi to.
Komentarze: 23 Zobacz wszystkie komentarze
Alicja Spinnet: :D
Hermiona Granger: Z całym szacunkiem, Harry, ale nie dam ci zerżnąć ani cala, więc nawet nie kłopocz się mnie o to prosić ;) Zresztą, czemu nie napiszesz go sam?
Ron Weasley: Daj spokój Hermiono! Każdy wie, że jesteś oszałamiająco mądra ;)
Hermiona Granger: Niezła próba Ronaldzie, mógłbyś chociaż raz w życiu przeciwstawić się swojemu lenistwu.
Fred Weasley: Od czego macie Niuchacza ludzie?

To mnie dobiło. Dumbledore nie wiedział, że sam włożył mi broń do ręki. Muszę pamiętać, żeby postawić całą armię Trolli na wypracowaniach piątego roku. Te Trolle były chyba jedynym plusem znajomości z Potterem.
Byłem coraz bardziej ciekawy, jakich to znajomych dobrał mi Dumbledore. Kliknąłem zakładkę Znajomi, która znajdowała się wyjątkowo na widoku i zobaczyłem taką oto listę:

Albus Dumbledore
Harry Potter
Remus Lupin
Nimfadora Tonks

Cóż, byłem niemal pewny, że czeka mnie coś gorszego niż czterech znajomych. Nareszcie mogłem odetchnąć spokojnie. Jednak byłbym głupcem, jeśli uwierzyłbym, że nie czeka mnie już nic kompromitującego.
Nagle w zakładce znajomych wyskoczyła czerwona jedynka, aż prosząca się o kliknięcie. Rozwinął się mały dymek, a w nim - "Bellatrix Lestrange wysłała ci zaproszenie do grona znajomych". Nie zdążyłem się z tym dobrze oswoić, a tu na dole ekranu pojawiło się kolejne okienko. Mieni mi się! Mieni mi się w oczach! Za dużo tego migania i promieniowania, co chwilę jakieś nowe cudactwo! Ledwo odetchnę po wrażeniu jednego, a już napastuje mnie drugie!

Bellatrix Lestrange: Długo mam jeszcze czekać? <zły> Przyjmij mnie!

Pełen gniewu zatwierdziłem naszą znajomość - teraz, po wzbogaceniu się o jednego znajomego miałem już pięciu. Szybko zaskoczyłem także, że w owym okienku, gdzie pojawiła się Lestrange, można pisać między sobą.

Severus Snape: Czyżby Czarny Pan nie pozwalał ci się do siebie przymilać?
Bellatrix Lestrange: ?
Severus Snape: Czy to dla ciebie zbyt wielki wysiłek napisać "O co ci chodzi?" zamiast używać znaku interpunkcyjnego stawianego zazwyczaj na końcu zdania pytającego?
Bellatrix Lestrange: A coś ty taki zasadniczy? :P
Severus Snape: Pisząc niechlujnie okazujesz mi totalny brak szacunku.
Bellatrix Lestrange: Oj, biedactwo! Po prostu zachodziłam w głowę, czy w ogóle potrafisz najechać na coś różdżką, tyle.
Bellatrix Lestrange: Ale ty od razu się rzucasz jak rozdrażniony hipogryf <obrażony>
Severus Snape: Wytłumacz mi coś. Jesteś tu tylko po to, żeby mnie zdenerwować, czy ściąga cię wyjątkowo ważny powód? <unosi brwi>
Bellatrix Lestrange: Dobrze. Skoro jestem tu tylko po to, żeby cię "denerwować", to nie będę ci mówić, że musisz wysłać zaproszenie Czarnemu Panu.
Bellatrix Lestrange: Nic ci nie powiem <cwaniak>
Severus Snape: Właśnie to zrobiłaś.
Bellatrix Lestrange: ...
Severus Snape: :D
Bellatrix Lestrange: I z czego się tak cieszysz? <wściekły>
Bellatrix Lestrange: Lepiej wysyłaj to zaproszenie, dobrze ci radzę.
Severus Snape: ...
Bellatrix Lestrange: No wiesz, Czarny Pan uważa, że to my powinniśmy go zapraszać, a nie on nas.

Ciekaw jestem, jakim sposobem mam znaleźć Czarnego Pana na tym czymś. Nie chciałem robić z siebie idioty przy Bellatrix pytając ją, co powinienem zrobić. To przecież wspaniały powód do uprzykrzenia mi życia. Zaraz coś wymyślę... "Szukaj znajomych", tak! Zniknęła tablica, w zamian za to pokazały się małe pola do wpisywania niezbędnych informacji o poszukiwanej osobie.

1. Imię i nazwisko.
Automatycznie wpisałem "Lord Voldemort", ale zawahałem się w pewnym momencie nad "Tom Marvolo Riddle". Nie, raczej nie sądzę, żeby rozpamiętywał nazwisko ojca, którego tak nienawidził. Ostatecznie pozostałem przy tej pierwszej opcji.
2. Wiek.
A skąd ja mam to wiedzieć? Może nie trzeba wypełniać wszystkich okienek? W końcu ilu jest na świecie Czarnych Panów? Śmiem twierdzić, że niewielu.
3. Wykształcenie.
Nie dzielił się z nami swoimi młodzieńczymi planami na przyszłość. Biorąc pod uwagę jego charakter, najbardziej pasowałaby mu praca płatnego zabójcy, ale on sam decyduje kogo zabija i równie dobrze może to być każdy.

Zaniechałem poszukiwań. Już przygotowywałem się na zgryźliwe uwagi Lestrange, gdy oto sama dała mi odpowiedź na moje udręki.

Bellatrix Lestrange: Może tak spróbujesz opcji Wyszukaj na samej górze ekranu?
Bellatrix Lestrange: Po co ci to mówię?
Bellatrix Lestrange: Slytherinie...

Odnalazłem wzorkiem rzeczone okienko, opatrzone dodatkowo przezroczystą lupą. Rozpocząłem wyszukiwanie.
Odnaleziono wyników 1
Ucieszyło mnie to niezmiernie, gdyż nie musiałem daleko szukać, ale także nie było to dla mnie rewelacją. Mówiłem, że nie ma takiej drugiej osoby i oczywiście miałem rację. "Dodaj do znajomych", to mówiło samo za siebie.

Bellatrix Lestrange: I co Mistrzuniu? Udało ci się?
Severus Snape: A jak myślisz?
Bellatrix Lestrange: Tak się składa, że dużo myślę ^^
Severus Snape: :D
Bellatrix Lestrange: Co?
Severus Snape: Ty + myślenie = :D
Bellatrix Lestrange: <wściekły>
Severus Snape: Nie sądzisz, że to trochę ryzykowne dla Czarnego Pana? Pokazywać się na portalu społecznościowym?
Bellatrix Lestrange: To trzeba mu to było odradzić, Mistrzuniu. W końcu ciebie słucha najchętniej ^^
Bellatrix Lestrange: Zresztą, dzisiaj jeśli nie masz Wizardbooka, to tak jakbyś nie żył.
Bellatrix Lestrange: Jak inferius...
Bellatrix Lestrange: No wiesz, żywy trup.
Severus Snape: WIEM co to jest Inferius! <urażony>
Bellatrix Lestrange: :P
Bellatrix Lestrange: Jeszcze jedno - musisz mieć maila Czarnego Pana, tak na wszelki wypadek.
Severus Snape: Po co mi jego mail?
Bellatrix Lestrange: Nie pomyśl sobie przypadkiem, że tak się troszczę o twój brudny tyłek! Łączy nas jedynie bractwo śmierciożerców, nic więcej!
Severus Snape: Mam nadzieję, że nic więcej...
Bellatrix Lestrange: voldi<[email protected]
Severus Snape: Co znaczy "voldi mniejsze od trzech"?
Bellatrix Lestrange: To jest serduszko, idioto!
Bellatrix Lestrange: <3
Lucjusz Malfoy: Hej, co tam?
Bellatrix Lestrange: O, hej Lucek!
Bellatrix Lestrange: Zaraz...
Bellatrix Lestrange: CO TY TU ROBISZ?!
Lucjusz Malfoy: Jestem?
Bellatrix Lestrange: Jak?
Lucjusz Malfoy: ?
Bellatrix Lestrange: Czy czat nie jest przypadkiem przeznaczony do użytku dwóch osób? Powtarzam: DWÓCH?
Lucjusz Malfoy: A czy poinformowano cię o czacie wieloosobowym? I o możliwym przystąpieniu do rozmowy? Wydaje mi się, że nie. To, że jesteśmy znajomymi pociąga za sobą pewne konsekwencje.
Bellatrix Lestrange: No dobra, niech ci będzie.
Lucjusz Malfoy: Zauważyłem, że toczy się między wami bardzo interesująca rozmowa :D
Bellatrix Lestrange: No to bardzo spostrzegawczy jesteś ^^ Crucio!
Lucjusz Malfoy został zablokowany na trzy minuty
Severus Snape: To tak się da?
Bellatrix Lestrange: No chyba...
Severus Snape: <cwaniak>
Severus Snape: Znasz to uczucie, kiedy świerzbią cię ręce?
Bellatrix Lestrange: Masz na myśli TO?
Severus Snape: Co?
Bellatrix Lestrange: CRUCIO!

Momentalnie przeniosłem się na stronę główną. Nie było wątpliwości, że zostałem mimowolnie wylogowany, więc podjąłem pierwszą próbę powrotu. "Zaloguj".
"Blokada - pozostały czas 2 min 45 sek".
Przynajmniej wiem, jak wyłączyć Dumbledore'a, kiedy postanowi ze mną porozmawiać. Odczekawszy pozostały czas, ponownie się zalogowałem, tym razem bez przeszkód.

Bellatrix Lestrange: Buhahahahaha!!!
Severus Snape: <unosi brwi>
Lucjusz Malfoy: Ech...
Bellatrix Lestrange: ^^
Lucjusz Malfoy: Przyjąłbyś mnie, Severusie <czeka>
Severus Snape Czyżby tortury odebrały ci wzrok? Dopiero co to zrobiłem!
Lord Voldemort: Witajcie, moi drodzy śmierciożercy.
Bellatrix Lestrange: <macha>
Lucjusz Malfoy: <kłania się>
Severus Snape: Witaj, Panie.
Lord Voldemort: Właśnie przyjąłem twoje zaproszenie, Severusie.
Severus Snape: To dla mnie zaszczyt.
Lucjusz Malfoy: Kiedy mamy następne spotkanie, jeśli można zapytać?
Lord Voldemort: Czyżbyś nie dostał jeszcze mojego zaproszenia Lucjuszu?
Lucjusz Malfoy: ...

Natychmiast zacząłem ustalać lokalizację zaproszenia. Było na samej górze z prawej strony -

Lord Voldemort zaprasza cię na wydarzenie "Zebranie Śmierciożerców" w rezydencji Lucjusza Malfoya dnia 15 czerwca. Czy weźmiesz udział?
*Pewnie! *Może. *Raczej nie.

Lord Voldemort: To nie będzie dla ciebie problem Lucjuszu? Ostatnio często wykorzystujemy twój dom.
Lucjusz Malfoy: Ależ nie, panie!
Lord Voldemort: NIE KŁAM!!
Bellatrix Lestrange: Przepraszam, to leglimencja działa przez Internet? <zdziwiony>
Lord Voldemort: ...
Albus Dumbledore: Witam wszystkich! :)
Lord Voldemort: CO TY TU ROBISZ?!
Bellatrix Lestrange: CO TY TU ROBISZ?! <przerażenie>
Lucjusz Malfoy: !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! <panika>
Severus Snape: <wywraca oczami>
Albus Dumbledore: Po prostu jestem znajomym Severusa.
Lord Voldemort: <mordercze spojrzenie na Severusa>
Bellatrix Lestrange: <mordercze spojrzenie na Severusa>
Lucjusz Malfoy: <mordercze spojrzenie na Severusa>
Severus Snape: <mordercze spojrzenie na Dumbledore'a>
Albus Dumbledore: <mordercze spojrzenie na Fawkesa>
Albus Dumbledore: Może dropsa cytrynowego?
Lord Voldemort: ...
Bellatrix Lestrange: ...
Lucjusz Malfoy: ...
Severus Snape: ...!!!!!!!
Albus Dumbledore: No co?
Bellatrix Lestrange: CRUCIO!
"Albus Dumbledore został zablokowany na trzy minuty"
Lord Voldemort: Lepiej bym tego nie ujął, Bellatrix.
Severus Snape: Dziewięćdziesiąt procent szans, że wróci...
Bellatrix Lestrange: I dziewięćdziesiąt procent szans na kolejne Crucio! <psychopata>
Lucjusz Malfoy: Która w ogóle jest godzina?
Bellatrix Lestrange: Znajomości zegara nie uczyli?
Lucjusz Malfoy: Po prostu nie mogę nastawić zegara w komputerze, dobra?
Bellatrix Lestrange: Naprawdę skomplikowane... To będzie nowe zadanie do Turnieju Trójmagicznego :P
Severus Snape: Jakim cudem jest już ósma wieczór?!
Lucjusz Malfoy: !!!!!
Bellatrix Lestrange: No wiesz, taka kolej rzeczy, że czas idzie do przodu :P
Lucjusz Malfoy: Idę <papa>
Severus Snape: Też już pójdę. Chcę się uchronić przed powrotem tego starucha.
Bellatrix Lestrange: TO TWÓJ ZNAJMOMY!!! I CO MASZ NAM DO POWIEDZENIA, CO?
Severus Snape: Crucio!
"Bellatrix Lestrange została zablokowana na trzy minuty".

Opuściłem tych wariatów przy najbliższej sposobności. Wyrównawszy porachunki z Bellą, wylogowałem się i wyłączyłem cały sprzęt, co przyszło mi podejrzanie łatwo - pewnie zdradziecka elektronika szykuje dla mnie niemałą niespodziankę.
Takiego dnia dotąd nie miałem - wygłodniały jak wilk (hmm... może warto znaleźć inne porównanie) i umęczony w spokojny dzień, jakim była niedziela. Kuchnia, to czego mi teraz trzeba. Ruszyłem ciemnym korytarzem otulonym słodkim, wieczornym mrokiem. Lochy z zasady są puste i teraz nie było inaczej - tylko ja i wszechobecna ciemność. Kilka nietoperzy uleciało z sufitu obudziwszy się ze snu. Wszedłem właśnie w strefę, gdzie ściany są obwieszone obrazami owoców i wszelakiego jedzenia i odnalazłem obraz przedstawiający misę pełną owoców, gdzie gruszka była klamką od kuchennych drzwi. Od razu, wraz z momentem gdy otworzyłem drzwi, dobiegł mnie odgłos zgiełku i piskliwych głosików skrzatów. Stanąłem na uboczu, czekając aż któryś z nich zaszczyci mnie swoją uwagą.
- Masz! Zanieś to na zmywak! Szybko! - Skrzat z personelu kuchennego wcisnął mi w ramiona naręcze brudnych talerzy. Już odchodził za dalszymi obowiązkami gdy zorientował się, że jednak coś jest nie tak. - Przee... p-praszam proszę pana... - Zabrał ode mnie ubabrane sosem talerze i wcisnął je innemu skrzatowi - Na zmywak z tym, biegiem! Co pana do nas sprowadza?
- Na pewno nie chęć znoszenia talerzy.
- Tak, wiem. Przepraszam najmocniej, mamy dzisiaj okropny kocioł. Zgredek! Zamów z Merlina jeszcze trochę wieprzowiny!
"Merlina"? Co jak co, ale skrzatów nie podejrzewałem o coś takiego. Dopiero teraz moją uwagę przykuł wolny stolik, gdzie stał sobie komputer, a skrzacik w dwóch różniących się od siebie skarpetkach klikał w nim bez opamiętania.
- Chciałby pan coś zjeść? - Odwrócono moją uwagę.
- Nawet bardzo.
- To zapraszamy na górę!
- Ale...
Skrzat wypchnął mnie za drzwi, a gwałtowny podmuch wiatru powiadomił mnie o zamknięciu się obrazu z gruszkowatą klamką. Ssało mnie niesamowicie, więc już poświęciłem się i wszedłem powoli na górę po marmurowych schodach. Na parterze minął mnie Irytek z całą stertą myszek komputerowych w rękach, które pewnie miały za zadanie obrócić pół szkoły w ruinę. Może to jest tylko zły sen? Ile razy przytrafiały mi się tak realistyczne sny? Przyznam, że aż za często. Zbyt dobrze pamiętam gębę Pottera osadzoną w każdym możliwym miejscu, czy sen, gdzie ja i Tonks zostajemy zamienieni ciałami za sprawą podłego czarnego psa. Nie, zamiana ciał wydarzyła się naprawdę. Czy to znaczy, że równie dobrze komputerowy sen może być jawą? Uszczypnięcie zwykle pomaga. Nic się nie stało. Może już wszystko wróciło do normy?
- Celeste! Przyjęłaś mnie na Wizardbooku?
- Tak, a co się stało?
NIE. Nic nie wróciło do normy. Potrzeba mi czegoś o wiele mocniejszego niż małego uszczypnięcia...
- Irycie! - zawołałem za małym bezkształtnym człowieczkiem machającym teraz jedną ze swoich zdobyczy jak lassem. Ten obrócił ku mnie swoje czarne oczka i wykrzywił się w przygłupim uśmieszku.
- Ooo...!!! Pan Smarkerus! - Teraz pokłonił się na tyle, na ile pozwalały mu jego nieforemne kończyny. - Czego pan profesor nauczający najszlachetniejszej sztuki warzenia eliksirów nazwiskiem Wycierus sobie życzy?
- Rzuć we mnie tą myszką - powiedziałem, starając się jednocześnie nie rzucić w niego zaklęciem uciszającym. Że też Black musiał mu wpoić najróżniejsze przezwiska swojego autorstwa, kundel jeden.
Portergeist wybałuszył się na mnie - to na pewno nie należało do jego żartów. Jednak jego zdziwienie nie trwało długo: natychmiast wydął policzki i wystawił język, krzycząc wniebogłosy:
- HAHAHA!!! SMARKERUS DOSTAŁ ŚWIRA!!! HAHAHAHA!!! STRZEŻCIE SIĘ WSZYSCY, SMAREKRUS TO ŚWIR!!!! AAAAAAAAA!!!!!! HAHAHAHAHAHAHA!!!
Skręciłem w południowy korytarz z oczami wbitymi w sufit. Normalnie i bez pytania można oberwać od niego czymkolwiek (i najlepiej żeby to coś było jak największe, najcięższe i o największej sile rażenia, bo bez tego nie ma zabawy). Czyżby zmądrzał? Wielce wątpliwe.
Usiadłem już na swoim miejscu w Wielkiej Sali, gdzie nowym standardem okazało się trzymanie na kolanach jakiejkolwiek elektronicznej zabawki. Jedzenie było jak zawsze wyśmienite, nawet to kupione ze sklepu internetowego Merlin. To chyba jedyna rzecz, która pozostała bez zmiany.

Edytowane przez Lapa_96 dnia 27-09-2012 01:19