Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [P] Poezja z rękawa Toma_Riddle'a

Dodane przez Tom_Riddle dnia 08-04-2012 16:44
#1

Szanowni państwo. Mam przyjemność założenia tego tematu, w którym publikować będę swoje wiersze, te poważniejsze i te bardziej błahe. Na początek tekst, z którego szczególnie jestem dumny, choć oczywiście jest mało profesjonalny, gdyż zawodowo poezją się nie zajmuję. Miłego odbioru ;]


Dies Irae

Słońce ciepło swe traci, brat zabija braci
Dech ostatni wydają stworzenia,
Więdną kwiaty i drzewa, żaden słowik nie śpiewa,
Woda w krew się zamienia w strumieniach...
Miasta opustoszały, słychać czołgów wystrzały,
Czarny dym się do góry unosi.
Wszędzie śmierć i zniszczenie, ludzi pali cierpienie,
Codzień łzami policzki ich rosi.
Dzieci Ojca wołają, to się modlą, to łkają,
Proszą o zmiłowanie u Boga.
Już ciemności nastają, zmarli z grobów powstają,
Ziemski padół zalega już trwoga.
Ale co to się dzieje? Widać Piekła wierzeje,
Ziemia na dwoje się rozstępuje.
Szatan, władca piekielny, głębin książę udzielny
Na tron ziemski z tryumfem wstępuje...
Oczy czarne jak heban wznosi w górę, do nieba,
Jeszcze szpony wyciąga ku chmurom
Wtem od ziemi odbija, żarem ludzi zabija
I szybuje ku najwyższym górom.
"Jam był Światło Niosący, Twoim sługą gorącym
Zwano mnie przed poczęciem świata!
Miałem miejsce przy Tronie, w chórze sług Twych kordonie
Lecz przeklinam te zdradliwe czasy,
Boś Ty ponad aniołów wyniósł sługi z popiołu,
Owoc kurzu i gliniastej masy.
Dałeś im we władanie górskie turnie i granie,
Stepów trawy i kwiaty pachnące,
Wody skrzące błękitem, lasy tętniące życiem
I pustynie po stokroć gorące.
A co oni Ci dali? Co Ci ofiarowali?
Grzechów krocie i występne czyny!
Teraz ja im panuję! Zło czcić rozkazuję!
Czy w nich nadal nie znajdujesz winy?"
I jął śmiać się z rozkoszą ślepia w górę unosząc,
To znów na dół - do piekielnych granic,
Gdzie wśród ognia i siarki kroczą chętni do walki
Czarci i diabelscy hetmani.
Dobywają oręża i na ziemię zwyciężać
Lecą pod płonącym sztandarem.
Palą żywcem i biją, ludzie z bólu się wiją
Panu swemu chcą złożyć ofiarę.

Pośród ognia i wojny wieje wietrzyk spokojny,
Lekką bryzę znad morza przynosi,
Nad zgliszczami szybuje, nad ruiny wzlatuje,
Kłęby dymu do góry unosi.
Także od strony morza leci srebrzysta zorza,
Połyskuje, piękniejsza niż gwiazdy,
Drogę komuś wyznacza, huk się wielki przetacza,
W górę zwraca swe oczy człek każdy.
Maszerują po zorzy armie wiernych sług Bożych
Aniołowie i ludzie zbawieni,
Święci i Cherubiny, Moce i Serafiny,
Archanieli w bataliach wsławieni.
W białe suknie ubrani i w światłości skąpani
Wyśpiewują na cześć swego Pana
I rozlega się wszędzie ich anielskie orędzie
Co raz z ust ich wzlatuje "Hosanna".
A na czele orszaku pośród niebiańskich znaków
Leci rycerz wśród wszystkich aniołów:
W czarną zbroję przybrany, spośród wielu wybrany
On obrońcą ludzkiego padołu.
Michał jest jego imię, w całych niebiosach słynie
Jego męstwo i dobroć dla ludzi.
Lecz dla czartów sprośności brak u niego litości.
Pośród wrogów niepokój on budzi.
Dalej w błękit przybrany, lekką mgiełką owiany
Kroczy anioł, ma w dłoniach lilije.
On Panience zwiastował przez co świat uradował.
Bóg go nazwał imieniem Gabryjel.
Obok niego w błękicie, w zbroi strojnej obficie
maszeruje najmędrszy z aniołów.
Hymn z ust jego wypływa, on się Rafał nazywa
i dotyka swą stopą popiołów.

Stoją naprzeciw siebie armie, co służą w niebie
i zaciężne piekielne legiony,
straszny bój zaraz stoczą, ziemię we krwi umoczą,
szkarłat mieni się w twarzach strwożonych.
Wtem z czarciego szeregu występuje w półbiegu
wielki bies na upiornym rumaku.
Mknie jak wiatr przez równiny tej spalonej krainy
i dobiega do świętych orszaku:
"Witam was drodzy męże! Słowa teraz wytężę,
bo cnotliwych mam tutaj rozmówców.
Przejdźcie na moją stronę, cześć mi dajcie pokłonem,
a oszczędzę zastępy tych hufców!"
I swe oczy gorące, dziką żądzą płonące
przeniósł na zastępy niebieskie,
a splunąwszy z pogardą w ziemię suchą i twardą
chce by hołdy mu oddać królewskie.
"Precz stąd duchu piekielny! Jakże jesteś bezczelny
sądząc, że ci chwalbę oddamy!
Los nasz Bóg ma w swym ręku, z Nim nikt nie zazna lęku!
Przed Nim jednym na twarze padamy!"
I ponownie zabrzmiały głośne surmy dla chwały
i zwycięstwa boskiego królestwa,
a na zgubę szatanom i ich nieczystym planom,
by przepędzić haniebne poselstwa!
Nagle niebo jaśnieje, snopy światła w dół leje.
To Baranek zstępuje z wysoka!
Rany w bokach i rękach znaczy powtórna męka,
w boku blizna od włóczni głęboka.
Widzi, jak jedni ludzie stojąc w fałszu, ułudzie
służyć będą Ciemności przez lata.
Na nich gniew swój obraca, jako Sędzia powraca,
karę będzie wymierzał dla świata.
Oto nastał dzień gniewu, krwi grzeszników rozlewu,
dzień ostatni i pierwszy zarazem,
dla tych, co wieki temu w ciepłych sadach Edenu
stali się Ojca swego obrazem.
A wtem już po raz trzeci odgłos trąb niebem leci,
po nich cisza nastaje straszliwa,
wyczuć można napięcie, Jezus łamie Pieczęcie,
które zgubę zwiastują na niwach...

Blade Słońce o świcie pokazuje przybycie
czterech Jeźdźców na rączych wierzchowcach:
Pierwszy na koniu białym maszeruje w przód cwałem,
a wygląda z postury jak łowca.
Ma rzucone przez ramię ostre strzały w kołczanie
oraz łuk z drewna, pięknie rzeźbiony.
Uśmiech wprost z jego twarzy jasną łuną się jarzy
i oświetla krajobraz spalony.
Po nim drugi przychodzi by w zniszczeniu rej wodzić
i ze śmiercią zakręcić piruet.
Jeździec Wojny; do tańca szuka pary na szańcach,
gdzie we trwodze znajduje wnet duet,
po czym ogniem i mieczem hardo ludzi on siecze
i niepomny na krzyki rozpaczy
wbija w serca sztylety dziatek, starców, kobiety,
aby ślepia agonią uraczyć.
Dalej na trupim koniu szybko bieży po błoniu
trzeci Jeździec, co śmiercią się zowie
i bez znaku litości karze ludzkie słabości,
przed nią każdy ze strachu drży człowiek.
W barwie nocy bachmata mgiełka grozy omiata,
Jeździec z wagą mu siedzi na grzbiecie.
Im to Jezus oddaje mnogość ludzi, ziem staje,
trzecią część wszego bytu na świecie,
aby nie szczędzić kary tym, co żyją bez wiary
i demonom swe życie oddali!

cdn