Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Tytuł dowolny (EmilyClark vs DziedzicSlytherina) [zakończony]

Dodane przez Tom_Riddle dnia 27-03-2012 23:56
#3

Tekst 2


The Heir

- Seeev! No chodźże już! Zostaw w końcu te kolby w spokoju! - Tonks z wielką determinacją już od pięciu minut ciągała Mistrza Eliksirów za rękaw. - Zaraz nam zamkną wszystkie sklepy! A tego to chyba nie chcesz?
- Nie, skądże znowu. - odrzekł ironicznie Snape, z pedantyczną zawziętością szorując jedną ze swoich pięćdziesięciu buteleczek po eliksirach.
- Dlaczego zająłeś się tym akurat dzisiaj? I to na dzień przed świętami? Chyba nie robisz tego specjalnie? - dziewczyna odrzuciła do tyłu swoje długie włosy. Dziś wyjątkowo jako blondynka o jasnej, wręcz porcelanowej karnacji, z kilkoma piegami na nosie, wpatrywała się w niego z irytacją - Naskarżę na ciebie Dumbledore'owi! Za to, że utrudniasz mi moją misję świąteczną!
- Nie wiem, czy kupowanie tobie prezentu, tylko dlatego, że nakazał nam to dyrektor, można uznać za misję. Chyba że, droga aurorko, twoje ambicje co do rmisjir1;, dorównują poziomowi Longbottoma z eliksirów.- odpowiedział beznamiętnie Mistrz Eliksirów, kontynuując szorowanie swoich przyrządów. Równie dobrze mógł to zrobić za pomocą magii, ale dzisiaj chciał tę robotę wykonać jak najwolniej. Może Tonks w końcu się odczepi.
- Severusie Snape. Czy to sobie ze mnie kpisz? Natychmiast odłóż te kolby! Wychodzimy, ale już! Nie wiem, jak masz zamiar kupić mi jakikolwiek prezent, w ogóle wcześniej się ze mną nie konsultując. A może ty nawet nie masz zamiaru mi go kupić? - widząc, jak perfidny, szyderczy uśmieszek kształtuje się na jego twarzy, powiedziała: - Ty okropny nietoperzu! W ogóle nie liczysz się z moimi uczuciami! Wszyscy mieliby dostać prezent, a ja nie? Och, ty okrutny Ślizgonie! A już myślałam, że zechcesz się dowiedzieć, kto ciebie wylosował. - dokończyła z przebiegłym uśmiechem.
Snape natychmiast oprzytomniał i spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- Kto? - spytał podejrzliwie, mając ciągle przed oczami obraz Blacka lub Lupina, wręczającego mu prezent.
- O nie, ja nic ci nie powiem! Obiecałam. - uśmiechnęła się w jego stronę, jakby w ostatniej chwili powstrzymując się od pokazania mu języka. - Seeviczku, no chodźże... Tak bardzo cię proszę... Sev...
- Dobra. - warknął Mistrz Eliksirów, odrzucając od siebie narzędzia i piorunując ją wzrokiem. - Ale jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie Seviczkiem, twoje zwłoki zostaną wywieszone w środku Zakazanego Lasu i pożrą je wygłodniałe testrale.
- Jak zawsze delikatny... - wyszczerzyła się do niego. - Zbieraj się. Natychmiast deportujemy się na Pokątną.
***
Śnieg prószył delikatnie, opadając z wdziękiem na jej czerwony płaszczyk. Szybko się z niego otrząsnęła i, ku jawnemu skrzywieniu Snape'a, złapała go za rękę i pociągnęła w stronę najbliższego sklepu.
- Nie martw się zbytnio o prezent, już wiem, co możesz mi kupić. - uśmiechnęła się szeroko. - Ostatnio przeglądałam rCzarownicęr1; i pisali w niej, że mają się już pojawić w tym tygodniu. Ach, nawet nie wiesz, jak bardzo lubię tego projektanta. Zbieram dokładnie wszystkie rzeczy z jego limitowanej kolekcji. Uwielbiam te dopracowane z kunsztem wykończenia, nie tak, jak na przykład...
- Tonks, na boga! Zdradzisz mi w końcu, co mam ci kupić? - zapytał z irytacją Mistrz Eliksirów.
- No jak to co? - spojrzała się na niego tak, jak gdyby wyrosła mu druga głowa. - Różowe szpilki od Viktora Moratiego!
- Że. Co. Proszę? - Snape posłał w jej stronę mordercze spojrzenie, w każdy wypowiadany wyraz wkładając jak najwięcej jadu.
- Oj, Severus, Severus. Przez te eliksiry chyba masz coś ze słuchem. Różowe szpilki. To takie buty. Mówisz to takim tonem, jakbym posyłała cię właśnie na jakieś tortury.
- Tortury to ja dopiero ci urządzę! Jeżeli myślisz, że JA wejdę do sklepu i tak po prostu pójdę z różowymi butami do kasy, kupię je i wyjdę z nimi na ulicę... - Snape zaczął gotować się z wściekłości. Co za grzechów dopuścił się w swym życiu, aby musiał akurat jej robić ten prezent. Przeklęty Dumbledore i te jego głupie pomysły! rSądzę, że taka forma zabawy przedświątecznej dobrze wam zrobi i zacieśni stosunki pomiędzy członkami Zakonu.r1; Idź do diabła, Albusie!
- Seev... Nie irytuj się! Chodźże już do tego sklepu, albo jeszcze je nam wykupią! - oczy Tonks rozszerzyły się ze strachu, na samą myśl o takiej możliwości.
- Jeszcze... Mam nadzieję, że już to zrobili. - warknął pod nosem.
- Coś mówiłeś?
***
Snape nieczęsto chodził do sklepów z obuwiem. A już w ogóle rzadko bywał w sklepie z obuwiem damskim. Wokół niego roiło się od wyjątkowo podnieconych czarownic, popiskujących i pokazujących sobie nawzajem jakieś buty, znajdujące się na wystawie. Ciekawość zwyciężyła i Severus zajrzał im przez ramię. Przed nim na podeście stały wyjątkowo rzucające się w oczy, tragicznie krzykliwe... różowe szpilki. Jęknął, kiedy Tonks nagle zmaterializowała się obok niego i pisnęła mu wprost do ucha:
- O rany, o rany, o rany, o rany, o rany! To one! Seev czy ty też nie uważasz, że są niesamowite? - zapytała go Tonks z błyskiem w oku. - Och! I w dodatku dziś zniżka! Ale trafiliśmy! Zgarniajmy je, zanim te wariatki je wszystkie wykupią.
Snape zachował dla siebie uwagę, dotyczącą jej zachowania, a zachowania domniemanych rwariatekr1;.
- A niby jak masz się tam zamiar przepchnąć? - zapytał, z irytacją wskazując na coraz bardziej zacieśniający się tłum. Może jednak wykupią wszystko i uratują go przed tą katastrofą.
- Chyba nie bez powodu jestem aurorką. - uśmiechnęła się szelmowsko, po czym wyciągnęła różdżkę oraz jabłko ze swojej torebki. Snape uniósł w jej stronę brew. Machnęła raz różdżką i po chwili na podłodze zmaterializował się wielki, oślizgły szczur.
- Szczur! - wrzasnęła z całej siły, skierowując go zaklęciem w stronę tłumu.
Rozmowy natychmiast ucichły. Nagle jedna z kobiet pisnęła, a wraz za nią całą reszta. Czarownice natychmiast rozpierzchły się na wszystkie strony, torując im drogę w stronę butów. Snape uśmiechnął się zgryźliwie w ich stronę zastanawiając się, czy one w ogóle wiedzą, że mogły posłużyć się magią, aby pozbyć się gryzonia. Chwilowo zapominając o ironicznym spojrzeniu, uśmiechnął się triumfująco, wyciągając swoje ziemiste dłonie w stronę pudełka. Tonks spojrzała się na niego dziwnie, więc natychmiast przywołał na swojej twarzy neutralny wyraz. Niosąc pudełko pod pachą, pociągnął dziewczynę za sobą w stronę kasy.
- A tak w ogóle to do czego było ci potrzebne to jabłko? - zapytał ironicznie.
- Zgłodniałam trochę. - odpowiedziała ze spokojem, powoli je zajadając.
Snape rzucił pudło z butami na ladę, tuż przed ekspedientką. Kobieta wyglądała na około czterdzieści lat, a na twarzy miała przylepiony sztuczny uśmiech. Zauważył w jej oczach jednak zdziwienie, kiedy odchyliła wieko pudełka i ujrzała w jego środku różowe szpilki. Spojrzała się dziwnie w stronę Snape'a, mierząc wzrokiem jego czarne szaty i ogólnie cały czarny wizerunek, dopiero chwilę później dostrzegając Tonks. Kiwnęła głową ze zrozumieniem.
- Czy mogę jeszcze panu zaoferować...
- Nie. - warknął ze złością, chcąc jak najszybciej się stąd wydostać.
- r30; naszą najnowszą ofertę przedświąteczną... - ciągnęła dalej z uśmiechem.
- Nie. - odpowiedział nieco głośniej.
- r30; specjalnie z myślą o naszych nowych klientach, nasi magodoradcy... - czarownica zdawała się go nie słyszeć.
- Nie!
- r30; przy zakupie dwóch par butów ze smoczej skóry, dostanie pan...
- KOBIETO! Pakuj te buty i daj mi w końcu do cholery zapłacić!
Urwała w połowie zdania. Uśmiech spełzł z jej twarzy. Spojrzała się na niego z oburzeniem. Zabrała pudełko, dotknęła je lekko czubkiem różdżki, elegancko opakowując w różowy papier pakunkowy.
- Należy się 130 galeonów. - odpowiedziała sucho.
- Przepraszam? - zapytał Snape'a, pragnąc, aby to właśnie w tej chwili słuch go jednak zawiódł.
- 130 galeonów. - odpowiedziała automatycznie.
- ŻE ILE?! Tonks! Ty cholerna, stuknięta, naciągająca wszystkich na około, aurorko! - rzucił w jej stronę spojrzenie pełne żądzy mordu.
- Sev, przecież ci mówiłam. - odpowiedziała z niewzruszonym spokojem, przygryzając jabłko. - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że mnie znowu nie słuchałeś? - skarciła go spojrzeniem.
- Jeśli mogę coś doradzić... - zaczęła ekspedientka, starając się jakoś zaradzić sytuacji.
- Zamknij się!- wrzasnął w stronę czarownicy. - Wychodzimy stąd! - wyciągnął z kieszeni szaty sakiewkę i rzucił ją na ladę. Po chwili złapał Tonks za łokieć i zgarniając przy tym pudełko, zaczął iść w kierunku drzwi, klnąc pod nosem.
- Przepraszam. On tak zawsze. - Tonks wyszczerzyła się w stronę ekspedientki.
- Ach, proszę się nie przejmować zachowaniem męża. Mężczyźni zawsze tak reagują. - uśmiechnęła się, tym razem naturalnie.
Snape stanął jak wryty, słysząc jedno słowo. Męża? O Merlinie, chroń mnie ode złego! Odwrócił się z wściekłością w stronę Tonks, która szczerzyła się do niego jak głupia.
- Wychodzimy... natychmiast... - zdobył się jedynie na wykrztuszenie tych dwóch słów.
Wyciągnął ją ze sklepu. Po chwili odwrócił się do niej i wpakował w jej dłonie pudełko, wycierając przy tym ręce o szatę. Tonks nagle zaczęła się śmiać. Spiorunował ją wzrokiem.
- I z czego się tak cieszysz, Nimfadoro?
- Ach, Sev... Z niczego. - uśmiechnęła się do niego szeroko. - Wesołych Świąt!
Po czym, ku jego zdumieniu, uściskała go przyjaźnie i ucałowała w policzek, deportując się z cichym pyknięciem. Przez najbliższe parę minut Severus stał bezmyślnie na środku ulicy, pokrywając się prawie całkowicie śniegiem. A niech ciebie i te twoje pomysły piekło pochłonie, Dumbledore!

Edytowane przez Tom_Riddle dnia 27-03-2012 23:58