Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [Z] Z pamiętnika Vicki i Weasley'ów - To nie twoja wina...

Dodane przez SweetSyble dnia 23-09-2012 18:01
#6

No więc... ktoś mnie w ogóle pamięta?? :D
Wiem, dawno mnie tu nie było <NieBić>. Chyba całe 5 miesięcy, a właściwie to 6.
Przepraszam.
Nie wiem, czy ten rozdział wam się spodoba. Nie zupełnie tak chciałam to zakończyć. Urwałam w najmniej odpowiednim i oczekiwanym momencie. Nie chciałam, żeby to było banalne LoveStory jakie z tego wyszło. Nie miałam po prostu czasu: treningi, kursy, szkoła itd., a przez wakacje praktycznie byłam gościem w swoim domu.
Po raz kolejny:
Przepraszam

Wiem, że was zawiodłam. Mam jeszcze jedną część ich przygód, ale mam wątpliwości, czy ją opublikować. Była jeszcze pisana kiedy miałam szczyt weny i zanim zaczęłam "To nie twoja wina...", więc nie ma tam nic związanego z ostatnimi zdaniami tego opowiadania.

Jeszcze jedno: Tekst nie jest betowany, więc pewnie będzie tam masa błędów.

Miłego czytania, jeśli nie zaśniecie :(



II




Powolnym i ponurym krokiem wraz z George'm wracała ze skrzydła szpitalnego. Minęły już trzy tygodnie od tego pamiętnego wydarzenia, a George nie wybudzał się. Pani Pomfrey zapewniała, że nic mu nie będzie i lada chwila się obudzi i mamy być dobrej myśli. Niestety, nic takiego się nie dzieje. George dalej leży bezruchu na nieskazitelnie białej pościeli w skrzydle szpitalnym.

Szli tak w milczeniu, kiedy nagle usłyszeli odgłos kroków

- Hej! Panno Dawson, panie Weasley!!! - Była to pani Pomfrey. Oboje zatrzymali się gwałtownie i spojrzeli zdziwieni na pielęgniarkę szkolną. - Zaczekajcie, muszę z wami porozmawiać. Zapraszam do swojego gabinetu.
Zawrócili gwałtownie, pełni nadziei, że dowiedzą się czegoś pokrzepiającego.

Gdy przyszli na miejsce, pielęgniarka zaprosiła ich gestem do środka swojego małego gabinetu.
- Jak wiecie, zaistniała dość trudna sytuacja. - zaczęła ostrożnie Pani Pomfrey. Obydwoje, Vicki i George już wiedzieli, że to nie będzie przyjemna rozmowa. - Sądzę, że nie powinnam was dłużej owijać w bawełnę. Muszę postawić sprawę jasno. Przyznaję się, że nie wiem co stało się waszemu przyjacielowi. Nie jestem w stanie powiedzieć co tak poważnie mu zaszkodziło. W związku z tym, chciałabym abyście powiedzieli, co stało się tamtego dnia.

No właśnie - tego najbardziej się obawiali, że będą musieli powiedzieć o tym, co tamtego dnia spowodowało zaistniałą sytuację. Obydwoje nie wiedzieli co powiedzieć więc milczeli. Nie mogli przecież powiedzieć, że mieli zamiar uważyć eliksir siły. Zostali by wtedy wyrzuceni ze szkoły, zaraz po tym wyznaniu. Przecież spowodowali poważny uszczerbek na zdrowiu jednego z uczniów Hogwartu.

- Dobrze, jak nie chcecie to nie mówcie. Tylko pamiętajcie, że lepiej by było jakbyście powiedzieli prawdę. Wiedziałabym wtedy, jak mu pomóc. - powiedziała spoglądając przez okienko na łóżko, w którym leżał George i wyszła.

***


Powoli, ociężale zwlokła się z łóżka. Spojrzała w lustro - brązowe, matowe kosmyki włosów okrywające opuchnięte oczy od płaczu. Umyła się i ubrała. Wyciągnęła spod łóżka karton ze składnikami eliksirów, których używają na lekcjach ze Snaper17;m. Leniwie, niewidzącym wzrokiem zapuchniętych i zmęczonych oczu zaczęła odczytywać etykiety fiolek. Sproszkowane pazury trolla, suszone bahanki, tojad brunatny... TOJAD BRUNATNY?!Przecież użyła go eliksiru! Miała tylko jedną fiolkę w przeciwieństwie do bahanek i pazurów trolla - tych składników miała milion. Już wiedziała co spowodowało tak poważny stan zdrowia George'a. Zamiast niegroźnego tojadu Brunatnego podała mu tojad Czarny, który był wysoce niebezpiecznym środkiem. Używało się go do mikstury tortur i powolnej śmierci. O Matko, jak on musi cierpieć!

Czym prędzej wyleciała z dormitorium dziewcząt i za parę minut już była w skrzydle szpitalnym. Zdyszana podbiegła do zaniepokojonej pielęgniarki szkolnej.
- Wiem, co mu jest... - wskazała palcem na George'a.
- Chodź - zaprosiła ją do gabinetu - siadaj i mów.
Posłusznie usiadła, splotła ręce i ... nie wiedziała jak to zacząć. Jak powiedzieć prawdę, żeby nie wylecieli w trójkę ze szkoły. O tym nie pomyślała. "Trudno, najwyżej wylecę, ale przynajmniej on nie będzie cierpiał".

- Podano mu tojad czarny. - powiedziała na jednym wdechu. - mieszaliśmy eliksir siły i zmieszaliśmy złe składniki.

Oczy szkolnej pielęgniarki rozszerzyły się ze strachu. Zdawało jej się, że pani Pomfrey przestała oddychać, jednak po krótkiej chwili, która wydawała się Victorii niemiłosiernie ciągnącą się krótką chwilą, czym prędzej wybiegła z gabinetu, podbiegła do George'a i podłączyła jakieś dziwne urządzenie, które jak się nie myliła, było pompą. Podłączyła je po czym w milionach rurek tego urządzenia zaczęła płynąć niemal czarna krew. Pielęgniarka zakryła usta dłonią. Widząc to Vicky podbiegła do pani Pomfrey.

- I co jest?! - powiedziała nerwowo.
- Niestety nie mogę już dla niego wiele zrobić. Organizm jest silnie zakażony, dostał sporą dawkę. Ile tego było?
- Cała fiolka - powiedziałam nieśmiało.
- To bardzo dużo. Do eliksiru tortur i powolnej śmierci wlewa się parę kropel, a ból jest nie do wytrzymania. Nie wiem jak sobie poradził.
- Jeszcze żyje?
- Jeszcze tak, ale najbliższe godziny będą decydujące.
- Czy mogę przy nim posiedzieć? - Zbierało mi się na płacz.
- Jasne, że tak. Czuwaj ile możesz.

Usiadła na krzesełku przy łóżku i wpatrywała się tępo, jak dziwne urządzenie wypompowuje z organizmu George'a tojad czarny. Była zła, wściekła na siebie. Wiedziała, że kiedyś to tak się skończy. Obwiniała się, że mogła sprawdzić dokładnie co brała z pudła pod łóżkiem, ale z drugiej strony ulżyło jej kiedy dowiedziała się co jest przyczyną takiego stanu George'a. W pewnym momencie poczuła się bardzo senna. Oparła brodę na torsie Georger17;a i zasnęła

***


Obudził ją radosny szmer, czyjeś ciche słowa i czułe głaskanie po głowie. Było jej tak dobrze, że nie chciała podnosić ciężkich powiek. Lecz kiedy uświadomiła sobie co stało się zanim zmorzył ją sen, gwałtownie podniosła głowę do góry. Rozejrzała się po skrzydle szpitalnym i zdała sobie sprawę, że jest już noc. W łóżku obok którego siedziała patrzył na nią z uśmiechem na twarzy George.

- George! - krzyknęła. - nawet nie wiesz jak się o ciebie bałam!
- Auuuu!
- Przepraszam. Mocno boli?
- Nigdy tak nie bolało.
- Przepraszam, to wszystko moja wina... mogłam to sprawdzić, zawsze jestem taka ... - chciałam dokończyć, lecz George położył palec na moich ustach i złożył delikatny pocałunek.
- Już dawno chciałem ci to powiedzieć. Kocham cię.

KONIEC