Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Nie ma większego czaru niż miłość//Historia Hermiony Granger//

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 11-08-2014 11:54
#55

Rozdział 25.

Grudniowy poranek jakich wiele, jednak na pewno ucieszyłby bardziej niejedną ludzką twarz, która kocha biel zimy, bowiem padał czysty, rażący swoją bielą śnieg, o niespotykanie wielkich rozmiarach płatków. Hermiona zakładała właśnie beżową szatę czarodzieja, która świetnie kontrastowała z orzechową barwą jej pięknych oczu. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze i cichutko westchnęła. Ten poranek, jak prawie każdy poprzedni, wprawiał ją w dziwny nastrój. Z jednej strony była szczęśliwa, z powodu, że znów poczuje ten zapach, który działał dogłębnie na jej zmysły, doprowadzał do szału, a z drugiej strony wiedziała, że krew przyspieszy swoje krążenie z powodu nienawiści do tego przystojnego blondyna. Była w rozterce. Gdy była z Ronem, czuła, że to właśnie jego kocha po wszystkie czasy tego świata, ale gdy zobaczyła Malfoya to wszystko pryskało pozostawiając dwie rzeczy: miłość i nienawiść.
- Co tak stoisz przed tym lustrem? Zapleć włosy, jeśli zastanawiasz się, co z nimi zrobić.
- Dzięki za radę Mon - Ron - odpowiedziała Hermiona kąśliwie. Nie chciała go zranić, ale przecież po dwóch dniach przerwy znów wraca do tego piekielnego szkolenia...
- Skoro jesteś mądrzejsza, sama sobie radź - powiedział rudzielec i wyszedł z pokoju. Hermiona nie chciała płakać, naprawdę, jednak nie mogła. Rozpłakała się, rozmazując makijaż. Ron usłyszał ten szloch i uchylił drzwi. Nie mógł znieść jej płaczu.
- Co tu jeszcze robisz? - zapytała, niedowierzając własnym oczom. Uniosła różdżkę i wycelowała nią w Rona, którego zaczęły parzyć dłonie.
- Przestań! - jęknął. Hermiona jakby oprzytomniała i rzuciła przeciwzaklęcie.
- Przepraszam cię Ron. Nie wiem, co we mnie wstąpiło... Accio dyptam! - mruknęła Hermiona, klękając przy przyjacielu. Do jej rąk przyleciała mała buteleczka z napisem "Esencja dyptamu". Granger odkorkowała buteleczkę i zaczęła wcierać jej zawartość w poparzone dłonie rudzielca. Po chwili po oparzeniach nie było śladu.
- Wybacz mi... To perspektywa pobytu z Malfoyem. Wiesz jaki to dupek... A ta twoja Kate jest naprawdę miła i nie musisz żyć w ciągłym stresie, że były Śmierciożerca zrobi Ci krzywdę... Jak oni mogli go przyjąć! - wyrzuciła z siebie nagle. Weasley spojrzał na rozmazany makijaż na jej twarzy.
- Już jest dobrze... Opanuj się Hermi - rzekł Ron. Hermiona spojrzała na niego zdziwiona. Pierwszy raz ktokolwiek zdrobnił jej imię. Uśmiechnęła się do niego.
- Na brodę Merlina! Za pięć minut musimy być w biurze! - powiedział Ron, patrząc na zegarek.
- Idź, ja się trochę spóźnię. Muszę doprowadzić się do porządku. I zaplotę ten warkocz - powiedziała, uśmiechając się lekko. Ron zszedł na dół, biorąc do ręki naczynie z proszkiem Fiuu.
Hermiona weszła do łazienki. Jednym zwinnym ruchem różdżki zmyła makijaż z twarzy, drugim zaplotła warkocz. Następnie sięgnęła po brązowo-beżowe cienie i zmieszała je razem, po czym nałożyła lekko na oczy. Przejechała po wargach swoim jasnym błyszczykiem. Zeszła na dół, sięgnęła po szczyptę proszku Fiuu, wrzuciła do kominka. Natychmiast rozbłysły zielone płomienie. Hermiona, niechętnie, weszła w te płomienie, mówiąc: "Ministerstwo Magii!". Natychmiast poczuła znajome uczucie wirowania. W końcu zobaczyła znajomy hol. Wyskoczyła z kominka, przewracając się.
- Niech żyje zgrabność, Granger - powiedział ktoś z ironią. Hermiona od razu poznała ten głos. Pozwoliła mu mówić do siebie Granger. Przecież mieli być mili dla swoich podopiecznych, a ona dostosowuje się raczej do regulaminu. Teraz nie była to jakaś zabawa w nocną wyprawę po Hogwarcie. To była praca, od której zależy jej życie. Musiała mówić do niego chociażby po nazwisku. Za "panią" Granger dostała upomnienie. Nie wiedziała, kto doniósł, jednak podejrzewała blondyna. Poczuła do niego odrazę.
- Cicho bądź, Malfoy - rzekła Hermiona, podnosząc się z ziemi i otrzepując z popiołu, którego na szczęście było mało. Przewróciła się przed kominkiem, a nie w nim.
- Gubisz swoją perfekcję? Ty i spóźnienie się? - zapytał, unosząc brwi.
- Ty też się spóźniłeś, Malfoy. Powinieneś czekać na mnie w moim gabinecie.
- Szedłem powiadomić szefa wydziału aurorów, że cię nie ma.
- W atrium? - zapytała chytrze. Chciała go powalić na kolana, jednak na jego twarzy pojawił się kolejny drwiący uśmieszek.
- Powiedzieli mi w jego gabinecie, że poszedł w te stronę. Chyba pójdę go poszukać - powiedział, robiąc krok w prawo.
- Czekaj Malfoy. Czas zacząć ćwiczenia, mamy opóźnienie - spojrzał na nią. W jej oczach czaiło się błaganie. Nie chciała, by na nią doniósł. Postanowił ją podenerwować, jak kiedyś w Hogwarcie. Przyspieszył kroku.
- Błagam cię - powiedziała. Czuła do siebie odrazę, że go o coś prosi, jednak musiała.
- A co z tego będę miał Granger? - zapytał. Milczała. - Chodź do gabinetu - odetchnęła z ulgą, ale nagle oprzytomniała.
- Malfoy, to mój gabinet...
- Ach tak? To ja może jeszcze poszukam Fostera...
- Nie ośmielisz się. Chodźmy - powiedziała, wchodząc do windy. Blondyn wszedł za nią.
Hermiona czuła do siebie odrazę. Dała mu się, a tak bardzo tego nie chciała. Traciła przewagę. "To moja osobista bitwa. Ja ją wygram, Malfoy" - przyrzekła sobie w duchu.
Wyszli do działu aurorów. Na każdej wolnej powierzchni były zdjęcia poszukiwanych Śmierciożerców. Hermiona spostrzegła kątem oka, jak Draco lustruje wzrokiem fotografię swojego ojca. Mimo iż zmarł dawno temu, dziwnym trafem nadal wisiała tu jego fotografia. Malfoy zdarł ją i włożył do kieszeni. Hermiona poczuła pewien rodzaj satysfakcji, choć było jej go żal.
Weszli do jej zielonego gabinetu.
- Malfoy dziś poćwiczymy...
- Expelliarmus - Hermiona poczuła, że różdżka wyrywa jej się z ręki.
- Nie będziemy tego ćwiczyć. Oddaj mi różdżkę Malfoy - wycedziła Granger przez zęby. Malfoy spojrzał na nią rozbawiony.
- Jeżeli myślisz, że szybko ci ja oddam, jesteś w błędzie Hermiono Granger. Najpierw nagroda - spojrzał na nią, wyczekując jej reakcji.
Nie wiedziała co robić. Tak dziecinnie łatwo ja pokonał... Ją, jednego z najlepszych aurorów.
- Nie wymawiaj mojego imienia. Oddaj moją różdżkę, Draco - powiedziała. Miała nadzieję, że nie zniesie swojego imienia w ustach szlamy. Przecież dla niego była szlamą, nic nie wartym śmieciem.
- Nie oddam ci różdżki. Będę cię nazywał jak chcę. Sama mówisz do mnie po imieniu. Teraz nagroda.
Hermiona przygryzła dolną wargę, myśląc gorączkowo. Gdyby tak mogła pójść do Rona lub Harry'ego...
- Dziękuję, że na mnie nie doniosłeś - wyszeptała po chwili. Jej głos był cichy jak lekki powiew wiatru, jednak Draco go usłyszał. Patrzył na nią rozbawiony. Znęcał się nad nią i to sprawiało mu wielką radość.
- Nie oto mi chodziło Hermiono.
- Oddaj mi różdżkę. - wycedziła gniewnie.
Czuła, że przesadziła. Widziała to w jego stalowych oczach, Dostrzegła to, co chciała w nich zobaczyć. Jakiekolwiek uczucie, jednak nie o to jej chodziło. Z jego oczu można było odczytać gniew, jednak nadal uśmiechał się ironicznie. Hermiona przywarła do ściany. Wiedziała, że nic jej nie zrobi. Są w pracy, jednak czuła, że nie spotka ją nic dobrego. Malfoy położył różdżki na stole i powoli zbliżył się do Hermiony. Chwycił ją za nadgarstki. Zawyła z bólu. Nie mogła się ruszać, sparaliżowana strachem. Draco zbliżył swoje usta do jej ust i pocałował ją. Hermiona stała sparaliżowana, nie mogła nic zrobić. W końcu odsunął się od niej. Hermiona potarła nadgarstki, nadal wpatrując się w niego ze strachem. Draco rzucił jej różdżkę. Hermiona zręcznie ją złapała.
- To wracamy do ćwiczeń? - zapytał, jakby nic się nie stało.
- Co? Och... tak, tak - powiedziała. Miała zamiar o tym zapomnieć, uda, że nic się nie stało. Uśmiechnęła się do niego.
- Malfoy, dziś zrobimy powtórzenie. Zaczniemy od Expelliarmus, choć chyba już to ćwiczyłeś...
Draco uśmiechnął się do siebie. Ona była niesamowita.


Wróciła do domu, zmęczona. Rona jeszcze nie było. W pracy przysłał jej liścik, że wróci później. Ćwicząc, poważnie zranił Katie, jednak wiedział, że nic nie dostanie. W końcu nieraz od początku szkolenia zdarzały się takie wypadki, jednak Ministerstwo umiało wykazać czy był to wypadek, czy było to specjalnie.
Otworzyła ognistą Whisky i nalała sobie do szklanki. Rozpaliła w kominku i wzięła Zaklęcia przydatne w walce z Czarną Magią Stuarta Newtona. Miała dość jak na jeden dzień. Uniosła szklankę i wypiła jednym duszkiem. Od razu poczuła się lepiej. Nie chciała nikomu mówić, o tym, co dzisiaj zaszło. Ten pocałunek był niezwykły, jednak chciała go wyrzucić raz na zawsze ze swojej pamięci. Chciała wymazać Draco Malfoya ze swojego życia, jakby go nigdy w nim nie było. Słowa książki nie docierały do niej. Wzięła w rękę czysty kawałek pergaminu i napisała "Draco Malfoy". Litery zabłysły złowrogo w świetle kominka. Przeczytała imię swojej miłości i swego wroga, po czym wrzuciła kartkę do kominka. Z satysfakcją spojrzała jak ogień bezlitośnie trawi czerwone litery. Uśmiechnęła się, gdy kartka doszczętnie spopielała. Zamknęła kałamarz, odłożyła pióro na miejsce i ponownie otworzyła książkę. Czuła pewną ulgę.

Połóż mnie na swym ramieniu, połóż jak pieczęć na sercu,
Poczuj smak mego pragnienia, jak pieczęć, proszę połóż mnie.
..

Edytowane przez Adelajda Dakota dnia 11-08-2014 11:55