Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Nie ma większego czaru niż miłość//Historia Hermiony Granger//

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 11-08-2014 11:31
#53

Od Autorki: O mój Boże...Nie było mnie tu aż 2 lata. Przypomniałam sobie o tej stronce przypadkiem. I przypomniałam że mam niedokończoną historię.

Dedykacja:
Tę notkę dedykuję wszystkim czytelnikom, którzy czytają, a jak piszą komentarz, to jest on szczery do bólu. Nie boją się mnie skrytykować, aczkolwiek czasami nie szczędzą pochwał. Nie będę tu wyróżniać nikogo, ponieważ mam to zachowane w sercu. Ta dedykacja jest dla wszystkich jednaka.

Rozdział 23.

Wielka Sala była wypełniona gwarem i ciszą jednocześnie. Uczniowie młodszych klas wesoło jedli ostatni swój posiłek w tym roku szkolnym na terenie Hogwartu, natomiast siódmoklasiści w milczeniu bezinteresownie dźgali widelcem to, co mieli na talerzu. Nawet Ron nie rzucił się na
pyszną jajecznicę, ale pił w milczeniu i skupieniu sok dyniowy.
Nigdy już nie wrócą do tego miejsca, w którym spędzili prawie połowę swojego życia. Siedem lat to szmat czasu. Chłopcy wyrośli na mężnych mężczyzn, dziewczyny na piękne panny. Żal im było opuszczać to miejsce. Tu przeżyli pierwsze miłości, problemy, to tu dorośli, a teraz mieli
opuścić to miejsce już na zawsze i nigdy nie wrócić. Hermiona spojrzała na stół nauczycielski i smętnie zwiesiła głowę. Będzie tęskniła za biblioteką, za błoniami, za szkolnymi korytarzami, na których tyle się działo. Teraz miał być koniec jej nauki. Hermiona zastanawiała się jak ona przeżyje bez odwiedzin u Hagrida, bez wypracowań i prac domowych.
Odłożyła widelec obok talerza pełnego pysznej jajecznicy, której nie tknęła. Harry i Ron uczynili to samo.
- Czemu odłożyliście widelce? - zapytała Hermiona.
- Z tego samego powodu co ty - powiedział Harry i znowu zapadło milczenie.
Hermiona szpojrzała na stół Puchonów i Krukonów... Niektórych osób będzie jej bardzo brakowało. Specjalnie unikała stołu Ślizgonów, choć wiedziała, że tęsknota za jednym z nich będzie zadawała jej bolesne rany, a raczej pogłębiała tą, która już istniała.
Nie mogła dłużej. Spojrzała w kierunku stołu, przy którym siedzieli Ślizgoni. Ich najmniej pogrążała perspektywa opuszczenia Hogwartu. Większość z nich jadło drugą z kolei porcję wybornej jajecznicy, a niektórzy śmiali się głośno. Spojrzenie Hermiony powędrowało ku Draconowi, który sięgając po sok dyniowy spojrzał w jej kierunku. Hermiona odwróciła się szybko. Miała nadzieję, że się nie zarumieniła.
W końcu wyszli na zewnątrz, by wsiąść do powozów. Pogoda była taka, jaka powinna być w wakacje. Słońce świeciło mocno, a z nieba lał się ukrop. Wszyscy momentalnie zaczęli się pocić
w szkolnych szatach. Wiedzieli, że świeci słońce po sklepieniu w Wielkiej Sali, jednak nie spodziewali się takiego ukropu. Kolejno wsiadali do wozów.
Wreszcie zdążyli wejść do jednego z wozów, ciągniętych przez tersale, których Hermiona nie była w stanie dostrzec. Spojrzała ku Harry'emu, który wpatrywał się w skrzydlate konie. Poczuła lekkie ukucie zazdrości. Mieli już zamykać, ale dostrzegli Neville'a z Luną, którzy pokazywali im na migi, by zaczekali. Oni również weszli milczący.
Powóz ruszył. Wszyscy w powozie spoglądali na oddalający się Hogwart. Ginny położyła rękę na ramieniu Harry'ego, a Luna objęła Neville'a. Hermiona spojrzała na Rona, który intensywnie
wpatrywał się w oddalający się zamek. Potrzebowała czyjeś bliskości. Niepewnie położyła głowę na lewym ramieniu Rona. Weasley poczuł wyraźniej ukochany zapach w nozdrzach i poczuł lekki ciężar na swoim ramieniu. Zdumiony ujrzał twarz Hermiony. Łzy delikatnie leciały po jej twarzy.
Nieśmiało pogłaskał ją. Bał się, ale jednak to zrobił. Z ulgą stwierdził, że dla Hermiony nie było w tym nic nadzwyczajnego. Był przecież tylko jej przyjacielem.
Następnym problemem było znalezienie wolnego przedziału. W końcu znaleźli go w dalekim krańcu pociągu, w ostatnim wagonie. Hermiona położyła się na siedzeniu i położyła głowę na kolanach Ronalda. Nawet nie wiedziała, jak bardzo uszczęśliwiła jego serce.
- Będzie wam tego brakować, prawda? - zapytała Hermiona. Nareszcie wydobyła z siebie głos.
Harry kiwnął głową.
- Oj, przestańcie! Zaczęły się w końcu wakacje!
- Dla nas wakacje nigdy już się nie skończą, Ginny - mruknęła Hermiona.
- Przecież będziecie pracować...
- Właśnie: będziemy pracować. Nigdy nie wrócimy do Hogwartu, jak ty i Luna - wychrypiał Ron.
- Ale... - zaczęła Ginevra.
- Skończmy tę dyskusję Ginny. Zrozumiesz to, jak za rok ty będziesz opuszczać to miejsce na zawsze - powiedziała Hermiona. Twarz miałą ukrytą w książce, ale sens słów nie docierał do niej. Płakała, ale nie chciała by przyjaciele to zauważyli.
Koło południa przyszła pani z wózkiem.
- Coś z wózka? - zapytała, rozglądając się po wagonie.
Harry grał z Ronem w szachy. Hermiona głaskała Krzywołapa za uszami, powstrzymując go od rzucenia się na szachownicę. Luna czytała "Żonglera" do góry nogami, a Ginny i Neville pogrążyli się w rozmowie o planach na przyszłość.
Ron poprosił o stos kociołkowych piegusków (Harry musiał dołożyć mu trochę grosza). Harry kupił kilka czekoladowych żab, nawet Hermiona skusiła się na fasolki Bertiego Botta. Ginny, Luna i Naville kupili sobie po tabliczce czekolady. Szybko zjedli słodycze.
Ku ich zdumieniu ta podróż okazała się również z wesołej strony. Ron gadał takie głupie rzeczy do swoich figur, że wszystkich zmuszał do śmiechu. Sam Ron był w doskonałym humorze. Wszyscy zastanawiali się nad źródłem tej radości. Hermiona bardzo mu zazdrościła. Choć śmiała się z innymi, chciało jej się nadal płakać.
Ginny i Harry domyślali się jednak o co chodzi i ukradkowo zerkali na Hermionę. Tak chcieli, by byli razem.


Pociąg stanął, a z komina wydobyły się kłęby dymów, po peronie dziewięć i trzy czwarte rozległ się gwizd. Uczniowie zaczęli pospiesznie wysiadać. Stanęli w kolejce przed bramką oddzielającą świat magiczny od mugolskiego.
Tak jak kiedyś przepuszczano ich czwórkami. Czekając na swoją kolejkę. Hermiona ukucnęła, udając, że wiąże buta, gdy do barierki zbliżył się Malfoy z Zabinim i swoimi gorylami, których przychylność zyskał po wygraniu zakładu. Delikatnie wytarła samotną łzę, która spłynęła po jej lewym policzku.
W końcu nadeszła ich kolej. Hermiona, Harry, Ron i Ginny czekali. W końcu konduktor dał im znak i przeszli przez barierkę. Hermiona dostrzegła idącego samotnie Malfoya, który był odwrócony do niej tyle. Miała jednocześnie nadzieję, nigdy go nie zobaczyć i widywać go codziennie. Coś ją ścisnęło w sercu, ale nie dała tego po sobie poznać.
Ruszyła z innymi do pani Weasley i pana Weasleya.
- Kochaneczki wy moje! - powiedziała pani Weasley tak głośno, że kilkoro mugoli obejrzało się za źródłem tego krzyku.
Wszyscy zaczęli się witać, przytulać i całować.
Hermiona uśmiechnęła się. Czuła, że to jest jej rodzina. I zawsze nią będzie bez względu na wszystko. Miała tylko ich i postanowiła cieszyć się każdą chwilą z nimi spędzoną.
Ron chwycił ją za rękę. Hermiona spojrzała na niego. Widocznie rozumiał bez słów, czego jej potrzeba. Nie wiedziała jednak, że Ron zrobił to z innego powodu.

Choć nie masz oczu bardziej błękitnych niż tamta miała,
Tamta co kiedyś dla żartu niebo w strzępu porwała,
Choć nie masz oczu chmurnych jak burza pod koniec lata,
Ty każdym latem i każdą burzą mojego świata...