Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Nie ma większego czaru niż miłość//Historia Hermiony Granger//

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 06-08-2012 20:29
#52

Rozdział 22.

Hermiona obudziła się nagle, jakby ktoś bił na alarm. Cała była oblana potem. Śnił jej się koszmar... Koszmar, w którym olała wszystkie owutemy, a Malfoy śmiał się z niej i wyliczał wszystkie jej wady, począwszy od jej mugolskiego pochodzenia. W końcu pocałował ją, a następnie powiedział "Nie spodziewaj się niczego więcej, Granger. To tylko zakład, głupi zakład...". Jakże sny potrafią zmienić swój obrót i bieg.
Spojrzała nerwowo na zegarek. Była piąta. Jeszcze cztery godziny i czekają ją pierwsze owutemy, które będzie zdawała z Transmutacji. Wstała i drżącymi rękami sięgnęła po książkę i notatki. Wciąż miała przed oczami tę jego tryumfującą twarz i przypomniała sobie korepetycje, pocałunki. Nie podejrzewała, że to może ją aż tak gnębić...
Animagowie, to czarodzieje, którzy potrafią zmienić się w dowolne zwierzę.... Nie docierało do niej to, co czyta. Z jednej strony próbowała skupić całkowitą uwagę na nauce, a z drugiej cały czas myślała o Draco. Próbowała wymazać go z pamięci, ale to nie było proste. Samotna łza spłynęła po jej policzku. Definicje i formuły zaklęć rozmazywały jej się w oczach. Miała dość. Chciała uciec daleko od kłopotów. Chciała by wrócił wrzesień, jego początek, kiedy żyli rodzice i kiedy nienawidziła Malfoya. Teraz również go nienawidziła. To było takie dziwne uczucie. Kochać kogoś, ale jednocześnie go nienawidzić...


Ósma. Hermiona, całkowicie ożywiona szła do Wielkiej Sali. Pomimo koszmaru i kilku samotnych łez, była w znakomitej formie fizycznej po umyciu twarzy. Gorzej było z psychiką. Ręce jej się trzęsły, gdy sięgnęła po wędlinę. Cała siódma klasa od Puchonów, po Ślizgonów, mało jadła. Wszyscy czekali z niepokojem na egzaminy. Chcieli żeby, było już po wszystkim. Mieli pragnienie rzucić szkolne torby i książki. Pobiec nad jezioro. Posiedzieć na błoniach, po których słońce kusząco rozsiewały swoje promienie. W końcu kazano im opuścić sale. Gdy ponownie do niej weszli, stało pełno samotnych ławek. Dokładnie tak, jak podczas sumów.
- Zajmujcie miejsca! - oznajmił szorstki głos profesor McGonagall. Wszyscy posłusznie usiedli przy ławkach. Hermiona zajęła miejsce za Ronem. Ku jej nieszczęściu obok Rona usiadł Malfoy, z powodu jedynej już wolnej ławki. Hermiona zacisnęła pięści.
- Przypominam wam, że nie ma szans na oszustwa. Pergaminy i pióra są zaczarowane. Macie dwie godziny. Od - przekręciła wielką klepsydrę - teraz. Piszcie!
Wszyscy odwrócili kartki. Hermiona spojrzała na swój pergamin. Malfoy swoją obecnością zrobił jej wielki mętlik. Przypomniała sobie koszmar, w którym Ślizgon wyliczał jej wszystkie wady. Odczuła przypływ siły. Musi mu pokazać, na co ją stać. Pokaże mu, że to ona jet górą. Nie liczą się pieniądze i pochodzenie.
Uśmiechnęła się do siebie i zaczęła pisać.


- Jak egzaminy? - zapytała Ginny, gdy weszli do Wielkiej Sali, która już powróciła do swojego wyglądu.
- Myślę, że zdam. O animagach napisałam całą rolkę pergaminów, a o zamianie prosięta w szafę tylko pół. Myślicie, że komisja się tym nie przejmie? - zapytała Hermiona.
Ginny się roześmiała.
- Hermiono, gdybym ja napisała chociaż o tym jedno zdanie...
- Już się nie przeceniaj, Ginny. Ty też się świetnie uczysz! - zaperzyła się Hermiona.
- Co z tobą Ron? - zapytała Ginny. Ten jakoś milczał.
- Nic. Po prostu... nie wyspałem się - powiedział szybko Ron.
Harry spojrzał na niego zdziwiony. Przecież dziś nie mógł dobudzić przyjaciela. Nie wiedział jednak, że Ron słyszał rozmowę Heatleya o Hermionie i Draco. Ron wiedział, że to musi być plotka. Po prostu musi. Hermionę i Draco nie może łączyć nic innego oprócz wzajemnej nienawiści. To wszystko. Musieli sobie coś wymyślić...
Potter nie wiedział nic o miłosnych sprawach przyjaciela, jednak z niektórych jego zachowań wywnioskował, że Weasley musi coś czuć do ich przyjaciółki. Nie wyobrażał sobie ich związku - przecież oni cały czas się kłócą i non stop obrażają się.
"Jak dzieci" - pomyślał, gdy Ron zaczął kłócić się nagle z Hermioną o to jak brzmiało pytanie trzecie. Potter, przyzwyczajony już trochę do tego, sięgnął po dżem. Wolał egzamin praktyczny od teorii.


- Hermiona Granger, Gregory Goyle, Mark Heatley - powiedział głos z sali.
Hermiona nerwowo zacisnęła ręce na różdżce. Usłyszała "powodzenia", lecz nie dbała o to, by na nie odpowiedzieć. Weszła do środka. Zobaczyła jakiegoś egzaminatora, pierwszego z brzegu. Gestem zaprosił ja do siebie. Był to czarnoskóry mężczyzna, miał jednak skośne oczy. Był wysoki, miał czarne włosy związane w kitkę. Ubrany był w fioletową szatę.
- John Rosemary. A ty to zapewne Hermiona Granger?
- Tak. Możemy już zacząć? - zapytała, próbując się uśmiechnąć, ale nie bardzo jej to wyszło.
- Oczywiście. Życzę Ci powodzenia. Nie ma się co denerwować - powiedział i uśmiechnął się. Chciał dodać odwagi istocie, która stała przed nim.
- Dziękuję. Spróbuję być spokojna, ale to niełatwe.
- Zaczynamy. Proszę, zamień ten kieliszek w wazon z motywami zwierzęcemi - powiedział, podając jej jakiś kieliszek.
Czas mijał, a Hermiona zgrabnie wykonywała wszystkie polecenia. Gdy wychodziła, zobaczyła że Goyle, który miał zamienić pająka w żółwia, powiększył ją kilkakrotnie. Hermiona uśmiechnęła się.
Poszła nad jezioro i usiadła. Nie dane było jej odpocząć. Wyjęła notatki z Zaklęć, z których egzamin miał się odbyć następnego dnia.


To był już koniec. Siódmoklasiści po blisko dwóch tygodniach egzaminów odpoczęli. Rzucili torby, w górę poszły książki i tiary. Wszyscy byli weseli i szaleli na błoniach.
Do tych wszystkich nie należała pewna Gryfonka. Patrzyła na świat przez łzy. Już za tydzień opuści to miejsce na zawsze, nie będzie odwrotu.
Zastanawiała się gdzie wrócić. Nie miała rodziców, którzy by na nią czekali. Z jej domu nie zostało nic oprócz zwęglonych szczątków. Odziedziczyła po nich trochę oszczędności. Jedyne, co po nich zostało oprócz wspomnień.
Nie miała domu. Hogwart był nim przed siedem lat, lecz wkrótce przestanie. Nie wiedziała, gdzie się podziać. Póki co pani Weasley zaproponowała jej mieszkanie w Norze. Było jej głupio, czuła się jak natręt, ale przyjęła lokum. Dopóki czegoś nie znajdzie. Będzie pomagała pani Weasley w porządkach w miarę możliwości. Pomoże Harry'emu odnaleźć Horkruksy. Lecz co będzie dalej? Nie wiedziała, nie znała odpowiedzi na to pytanie.
Kolejne łzy spłynęły po jej policzku. Nie miała przyszłości. Przynajmniej tak jej się wydawało.
- Hermiono, chodź. Na błoniach jest impreza dla siódmoklasistów.
- Nie chcę nigdzie iść. Ginny, proszę. Muszę się zastanowić...
- Nad czym? Nad życiem? Przecież ono wciąż przynosi niespodzianki. Hermiono, twój płacz nie wróci im życia.
- Wiem. Ale to trudne. - szepnęła Granger.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Nie możesz chować się przed światem. Wszystko przed tobą.
Hermiona spojrzała na drobną osóbkę, która do niej przemawiała. Była drobna, z ognistymi włosami, lecz z wielkim sercem.
Dała się namówić. Podała jej rękę i razem zeszły.
Wierzyła w to, co powiedziała Ginny. Życie szykuje niespodzianki i cuda, na które warto życzyć. Wszystko przed nią.
- Dziękuję Ci Ginny - powiedziała, gdy kładły się do łóżek.
- Za co? - zapytała zdziwiona Ginevra.
- Za wszystko. Za to, że dałaś mi nadzieję.
- Taka rola przyjaciół, prawda?
- Prawda - powiedziała Hermiona i uśmiechnęła się.
Wiedziała, że życie może stać się lepsze. Dużo lepsze.
Nadzieja jest wspaniałym uczuciem. Ona jest sensem istnienia, bez którego nie można by było żyć.

Moja nadzieja, że śmierć początkiem nowego życia...