Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Nie ma większego czaru niż miłość//Historia Hermiony Granger//

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 23-04-2012 16:15
#44

Rozdział 18.
Ciemne, szkolne korytarze, oświetlane przez liczne pochodnie i zatłoczone przez uczniów.
Właśnie jednym z takich korytarzu szła pewna Gryfonka. Jej oddech był przyspieszony i nierówny, a dusza pełna zdziwienia i wściekłości. W pewnym sensie ciekawiło ją, dlaczego Malfoy ją pocałował. Było to cudowne uczucie, jakiego nigdy nie doznała, chociaż całowała się już kiedyś z Wiktorem Krumem. Jednak tamto uczucie było krótkotrwałe. Po prostu: szczenięca miłość. Z drugiej strony jednak bardzo się wściekała, co przyćmiewało jej zdrowy rozsądek. Jak on mógł ją pocałować, jeszcze kładąc na ławce? Przecież ona sobie tego nie życzyła... a może w głębi duszy właśnie tego pragnęła?
Wyszła na zaśnieżone błonia, gdzie jedynym źródłem światła były światła w zamku i nadzwyczaj jasno świecący księżyc, który wyglądał niezwykle. Nie miała płaszcza i trzęsła się z zimna, ale w tej chwili nic jej to nie obchodziło. Po prostu chciała wszystko sobie poukładać. Nogi same ją niosły przed siebie. Kilkakrotnie otoczyła jezioro, po czym nieco ochłonęła. Usiadła pod drzewem. To, że najprawdopodobniej będzie musiała zażyć porządną dawkę eliksiru pieprzowego, teraz ją nie obchodziła.
- Przecież on nic do mnie nie czuje. Po prostu chciał sprawdzić moją reakcję, albo knuje coś nieprzyzwoitego - zamruczała pod nosem. Nie bała się, że ktoś ją usłyszy. W końcu była sama.
Po jakimś czasie zaczęła się zachwycać pięknem tej nocy i samego księżyca. Emocje opadły. Spojrzała w stronę zamku - w większości oknach było ciemno, więc na pewno było późno. Niechętnie wstała i zaczęła kierować się ku zamkowi. Otworzyła drzwi wejściowe - miała szczęście, ponieważ Filch zapomniał ich zamknąć. Szła przez opustoszałe korytarze, a jej kroki obijały się głębokim echem. Ku jej zdumieniu nikogo nie spotkała po drodze.
- Aurea Dicta - powiedziała do Grubej Damy.
- A gdzie to się było o tej porze? - ofuknęła ją Gruba Dama, jednak widząc Hermionę, gdzieniegdzie pokrytą śniegiem otworzyła dziurę pod portretem.
- Dziękuję - powiedziała Hermiona i przeszła przez dziurę pod portretem.
W Pokoju Wspólnym nie było nikogo. Uszła kilka kroków, gdy z jednego z foteli usłyszała ruch.
- Hermiona? - zapytała postać w fotelu. Hermiona poznała głos Ginny.
- Co tu robisz? - zapytała Hermiona.
- Gdzie ty byłaś? - odpowiedziała Ginevra pytaniem.
- Byłam na błoniach - powiedziała Hermiona.
- Aha. Ja czekałam tu na Ciebie. Ale co ty robiłaś na błoniach?
- Musiałam coś przemyśleć.
- Co? - zapytała ruda. W jej oczach czaił się niepokój i zaciekawienie. Wiedziała, że musi komuś to powiedzieć i że tym kimś jest właśnie ta drobna osóbka przed nią.
- Dobrze powiem Ci.
Hermiona opowiedziała Ginevrze o wszystkim od początku. Gdy opowiedziała o tym, jak trzymała książkę do góry nogami, kąciki jej ust uniosły się lekko.
- Pocałował Cię?! I nazwał to "urozmaiceniem"?! - zapytała Ginny, wytrzeszczając na nią oczy.
- Ginny, proszę nie drzyj się. No przecież mówię. To palant. Boże, w kim ja się zakochałam?
- Miłość nie wybiera - powiedziała Ginny uśmiechając się lekko.
- Niestety, nie. Ale dlaczego akurat on?
Ginny zaczęła się śmiać.
- Przestań! Ja tu mówię o rzeczach poważnych, a ty się śmiejesz! - powiedziała Hermiona z wyrzutem i po chwili również zaczęła się śmiać.


Nie tylko Hermiona myślała o tym zdarzeniu. Również pewien Ślizgon myślał dokładnie nad tym. Nad jej reakcją. Trzeba jednak przyznać, że dormitorium było na pewno lepszym miejscem na takie rozmyślania.
- Nad czym tak dumasz Draco? - zapytał czarnowłosy chłopak, wchodząc do dormitorium.
- Nad szlamą - powiedział Malfoy spokojnie.
- Znowu? Pogódź się z prawdą: przegrasz ten zakład i już. Daruj sobie. - powiedział Zabini z politowaniem.
- Ja myślę coś innego, Blaise. Mi się zdaje, że ją pociągam. Ty wiesz, że udawała, że czyta książkę do góry nogami, a w rzeczywistości przypatrywała mi się?
- Wielkie rzeczy - pwoiedział Zabini, demonstracyjnie składając ręce.
- Wielkie. Pocałowałem ją i...
- I co? Zabawiła się z tobą? - zapytał Blaise. To nabijanie się z Draco było całkiem przyjemne.
- Nie. Ale poczułem jakiś prąd przechodzący przez jej ciało. Mówię ci, pociągam ją.
- Brawo kolego, brawo - powiedział Zabini.
- Mógłbyś się przestać nabijać? Zrozum: zastawiłem przynętę i już połknęła haczyk. Teraz trzeba ją tylko wyciągnąć tak, żeby się nie urwała.
- Dobra, przyznaję Ci rację. Choć mamy balangę.
- Z jakiej okazji? - zapytał Malfoy, wstając z łóżka.
- Och, nic wielkiego. Po prostu balanga.
- Bajecznie - powiedział Malfoy, gdy usłyszał muzykę.


Tego dnia było wyjątkowo ładnie. Trzeba przyznać, że dzień zakochanych zapowiadał się bardzo ładnie. Hermiona cieszyła się, że idzie do Hogsmeade z Ronem. Myślała, że po prostu zaprosił ją jako koleżankę, jako przyjaciółkę. Myślała, że zrobił to z grzeczności, jednak sam gest był bardzo miły.
- Kiedy wyjdziesz z tej łazienki? - zapytała Ginevra, nerwowo patrząc na zegarek.
- Już chwilka - powiedziała Hermiona.
- Siedzisz tam już ponad godzinę - powiedziała Ginny.
- Naprawdę? - zapytała zdziwiona Hermiona.
- Naprawdę Hermiono. Co ty się tak stroisz dla tego Rona? Przecież i tak idziemy w szkolnych mundurkach...
- No to co. Muszę coś zrobić z tymi włosami.
- Hermiona!
- Dobra, wychodzę - powiedziała Hermiona. Ginny spojrzała na jej fryzurę.
- Jak wyprostowałaś i upięłaś włosy? Wyglądasz fantastycznie! - powiedziała Ginny.
- Mi też się podoba. Wyprostowałam je żelem "Ulizanna" i upięłam tą klamrą, co mi dałaś na Boże Narodzenie i jest ładnie.
- Chodźmy na śniadanie - powiedziała Ginny.
Opuściły dormitorium i przeszły przez Pokój Wspólny, całkiem opustoszały - większość już była w Wielkiej Sali.
- Cześć Ginny! Witaj Hermiono - powiedział Harry.
- Cheszć! - powiedział Ron z ustami pełnymi jakiejś kanapki o dziwnych składnikach. Spojrzał na Hermionę i na chwilę zaniemówił. Chociaż była to tylko fryzura, bez zbędnych trudności to zauważył. A jak Hermionie było do twarzy...
Zjedli śniadanie i dołączyli do kolejki, która czekała, aż Filch sprawdzi, czy nazwisko danego ucznia widnieje na liście i przy okazji podźga ich czujnikiem tajności.
- To gdzie idziemy? - zapytał Ron, masując sobie żebro. Filch wyjątkowo mocno dźgnął go w jedno z żeber.
- Nie wiem... Co powiesz na trzy miotły? - zapytała Hermiona.
- Może być. Przynajmniej się ogrzejemy kremowym piwem. - powiedział Ron. "A raczej popatrzymy na Madame Rosmertę" pomyślała zgryźliwie Hermiona.
Szli w milczeniu aż do progu gospody i weszli do środka.
Cały lokal poobwieszany był w serduszkach i czerwonych serpentynach.
- To gdzie siadamy? - zapytał Ron, rumieniąc się lekko.
- Może pod tym oknem? - zapytała Hermiona, również zmieszana widokiem dekoracji.
Ron poszedł po dwa kremowe piwa. pozwalając błądzić Hermionie po zakazanych torach. Bo Hermiona myślała z kim by chciała spędzić te walentynki. I cały czas miała przed oczami jego twarz: te srebrne tęczówki i blond włosy, tak wspaniale wyglądające w słońcu.
- Masz - powiedział Ron stawiając przy niej kufel i otrząsając z zamyślenia.
- Dzięki.
Zaczęli gadać o szkole i pracach domowych, a Ron tęsknie spoglądał w kierunku baru. Hermiona w większości mówiła.
- Co ci jest? - zapytała Hermiona przyjaciela.
- Nic takiego. - powiedział szybko Ron, spoglądając na przyjaciółkę.
- Och, dla twojej informacji "to nic takiego" poszło właśnie na zaplecze - powiedziała Hermiona zgryźliwie.
- O co ci chodzi? - zapytał Ron.
- Mnie? O nic. Raczej tobie. - rzekła Hermiona zgryźliwie.
Zapadła kłopotliwa cisza.
- Idę się przejść - powiedziała Hermiona, gdy Ron znów spojrzał w kierunku Madame Rosmerty. Nie wiedząc czemu, drażniło to ją.
- Proszę bardzo - powiedział Ron, nie odrywając wzroku od Madame Rosmerty.
Hermiona podniosła się z krzesła, zostawiła pięć sykli na stoliku i wyszła. Ron z żalem popatrzył na jej plecy. To nie miało wyjść tak...


Hermiona szła uliczkami Hogsmeade. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Chociaż myślała, że Ron zaprosił ją z grzeczności była na niego wściekła, z powodu skandalicznego zachowania przyjaciela. Skręciła w jakąś boczną uliczkę, gdzie nikogo nie było. Szła na przód. Nigdy tu jeszcze nie była. I nie dziwiło ją to zbytnio. Były tu raczej sklepy dla dorosłych czarodziejów. Cały czas myślała o zachowaniu Rona.
- To nie jest normalne - powiedziała, kopiąc jakiś kamyk, którego jeszcze nie zdążył przykryć śniegowy puch.
- Mówienie do siebie to pierwsza oznaka szaleństwa - usłyszała ironiczny głos za sobą. Odwróciła się. O jedną z witryn sklepowych opierał się Draco Malfoy.
- Przeszkadzanie myślącym jest oznaką głupoty - odpowiedziała zgryźliwie.
- Co powiesz, bym Cię odprowadził do końca ulicy? - zapytał niespodziewanie Ślizgon.
- Nie, dziękuję - powiedziała Hermiona i odwróciła się plecami do blondyna i zaczęła iść przed siebie. Zastanawiała się, co on knuje.
- Masz złamane serce Granger? - krzyknął za nią Malfoy. Stanęła i spojrzała na niego złowrogo.
- Nie twoja sprawa Malfoy - powiedziała po chwili i zaczęła biec. Chciała uciec od rzeczywistości, byle jak najdalej. Najpierw Ron, potem Malfoy. Czy nie za dużo, jak na jedno przedpołudnie?
- Widzimy się wieczorem - powiedział Malfoy i ruszył przed siebie. "Ona naprawdę na mnie leci" pomyślał.
Hermiona natomiast przeszła się do końca ulicy. Upewniwszy się, że Malfoy poszedł gdzieś indziej, zawróciła do szkoły. Teraz marzyła tylko o kubku gorącej czekolady i przytulnym Pokoju Wspólnym Gryfonów. Po raz kolejny musiała wszystko przemyśleć. Wszystko sobie poukładać.
Dlaczego kłopoty zawsze spadają na nas w najmniej oczekiwanym momencie?

Z życiem tak bywa jak z chorobą,
Kostucha w lustrze zęby szczerzy,
Żyć znaczy życie dzielić z tobą,
A nie być z tobą - znaczy nie żyć...