Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Nie ma większego czaru niż miłość//Historia Hermiony Granger//

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 16-04-2012 14:43
#42

Dziękuje za takie ciepłe słowa!;) Więc kolejny rozdział:

Rozdział 17.
Początek lutego. Miesiąca, który powinien mrozić. Miesiąca, w którym było święto zakochanych. Czy to nie dziwne, że właśnie święto miłości obchodzimy w lutym, który jest najchłodniejszym miesiącem? Czy to nie dowodzi tego, że miłości nie da się opisać, ani rozgryźć? Dowód. Miłość jest czymś niepojętym dla umysłu ludzkiego. Jego potęga przewyższa wszystko. Porównywalna do tego uczucia, jest tylko przyjaźń. Mocna i prawdziwa.
Hermiona doceniała to. To, że ma wspaniałych przyjaciół jak Harry, Ron i Ginny. Choć dwoje z nich nie wiedziało o stanie uczuciowym Hermiony, to jednak ta trzecia, która została wyróżniona, wynagradzała pozostałe dwie. Chociaż nie rozmawiały o Malfoyu, to jednak Hermiona czuła wsparcie Ginny. Jej próby pocieszenia jej. Te gesty, które znaczyły tak wiele dla duszy dziewczyny. Hermiona doceniała to bardzo i była bardzo Ginevrze wdzięczna.
- Podasz mi dżem? - zapytała Ginny pewnego ranka, który był wyjątkowo mroźny. Chociaż tkwili w środku zamku, to większość miała na sobie nauszniki i rękawiczki ochronne ze smoczej skóry.
- Proszę bardzo - powiedziała Hermiona, biorąc pierwszy z brzegu słoik.
- Ee... Hermi... - powiedziała Ginny, patrząc niepewnie na słoik, który podała jej Hermiona.
- Co? Chcesz inny smak? - zapytała Hermiona.
- Nie... Hermiono, podałaś mi majonez - powiedziała w końcu Ginny.
- Co? Och, racja. Wybacz - powiedziała, podając jej właściwy słoik.
- Nie ma za co - powiedziała Ginny.
Rozległ się dzwonek. Hermiona szybko wzięła torbę i stanęła nad stołem jak kat.
- Idziemy? Są eliksiry - powiedziała Hermiona, patrząc z wyrzutem na przyjaciół, którzy nawet nie podnieśli się z siedzeń.
- Dach spoko-j Hermio-nooo przecie-ss zdąży-mm-y- powiedział Ron z ustami pełnymi jabłecznika. Hermiona spojrzała na niego wzrokiem, który mógł zabijać, więc chcąc, nie chcąc Harry wstał i szturchnął Rona, który z nieukrywanym żalem spojrzał na swój niedokończony posiłek, ale również wstał. Ruszyli w kierunku lochów.
- Spóźniliście się - powiedział Slughorn, kiedy weszli do klasy.
- Przepraszamy - wyjąkała Hermiona. Pierwszy raz w życiu spóźniła się na lekcje!
- Dobrze, już dobrze... Dziś warzymy eliksir w grupach, zobaczymy jak sobie poradzicie - powiedział Slughorn - Podzieliliśmy się już na grupy, jednak zmienimy trochę zestawienie... pan Weasley i pan Potter podejdźcie do pana Macmillan'a, a panna Granger hmm... niech podejdzie do kociołka pana Malfoya i pana Zabiniego.
Hermiona zrobiła oczy wielkie jak spodki.
- Eee... Proszę pana, a nie mogę iść też do Erniego? - zapytała Hermiona niepewnie.
- Przykro mi, ale nie. Spóźniłaś się, a po za tym byłaby grupa czteroosobowa, a mamy trzyosobowe. Przykro mi. Bez dyskusji - powiedział Slughorn, a kilka złotych guzików na zielonej kamizelce zatrzeszczało złowrogo. Hermiona bez entuzjazmu podeszła do kociołka chłopców i opadła zrezygnowana na miejsce pomiędzy nimi.
- Tak jak mówiłem, zajmiemy się warzeniem eliksiru, który powoduje...
- Zadowolona Granger? - zapytał bardzo cicho Malfoy.
- Oczywiście, że nie. A czegoś się spodziewał, okrzyku radości?
Kpiła. Czuł to. Draco uśmiechnął się tylko ironicznie i zwrócił w kierunku profesora.
- Czas... Start! - powiedział Slughorn.
- I co Granger? Chyba szalejesz z radości, że jesteś z nami? - zapytał Zabini.
- Chyba śnisz - powiedziała Hermiona z pogardą.
- Co tak siedzisz jak słup soli? - zapytał Zabini, krzyżując ręce.
- Że co? - zapytała Hermiona.
- Warz eliksir. Przecież ja i Draco tego nie zrobimy - powiedział Blaise takim głosem, jakby to było oczywiste. Malfoy zachichotał.
- Wiecie co? Mogę warzyć, ale wy mi pomożecie - powiedziała Hermiona i wyjęła różdżkę. Jednym jej ruchem rozpaliła ogień pod kominkiem.
- Blaise, potnij pędy Stroczkobulwy, Malfoy, ty wyciśnij sok z nasion Trybekliny - powiedziała miękko Hermiona.
Ku jej zdumieniu, dzięki pewności siebie, z jaką wypowiedziała te słowa, chłopcy uczynili tak jak im kazała. Ona sama zajęła się mieszaniem w kociołku.


- Hermiono, podziwiam Cię, że poszłaś do tych głąbów - powiedział Harry przy obiedzie.
- Nawiasem mówiąc, ja siebie też - powiedziała Hermiona, pochłaniając zachłannie to, co miała na talerzu. Harry i Ron spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
- Muszę skoczyć przed Numerologią do biblioteki - wyjaśniła, napotykając spojrzenia chłopców.
Szybko zjadła i ruszyła w stronę biblioteki, gdzie wypożyczyła książkę "Najwyższy czas na owuteny", która według autora, miała pomóc przygotować się do egzaminów.
Po Numerologi ruszyła do Pokoju Wspólnego. Usiadła przy kominku i pogrążyła się w lekturze.
Nie zauważyła, kiedy obok niej usiadł Ron.
- Eee... Hermiono? - podniosła wzrok znad książki. Ron poczuł wielką gulę w gardle. Bał się, jednak wiedział, że musi to zrobić.
- Co Ron? - zapytała widząc jego minę.
- Mogę się Ciebie o coś spytać? - zapytał Ron. Poczerwieniał, czuł to.
- Mów Ron. Źle się czujesz? - zapytała, widząc minę Rona.
- Nie... patrzyłaś może na tablicę ogłoszeń? - zapytał. Hermiona pokręciła przecząco głową. Ron wziął głęboki oddech i powiedział:
- W walentynki jest Hogsmeade. Poszłabyś tam ze mną? - zapytał prosto z mostu. Hermiona spojrzała na niego dziwnym wzrokiem.
- Ja... Nie gniewaj się, tak tylko pomyślałem, bo Harry i Ginny idą razem, więc co mamy siedzieć sami? Ale jeśli nie chcesz, to... - zaczął się plątać.
- Ron, chętnie pójdę z tobą do Hogsmeade - powiedziała. Ron odetchnął z ulgą. Spojrzała na zegarek.
- Wybacz, ale muszę lecieć... Wiesz, że stałam się korepetytorem - powiedziała Hermiono. Dała mu całusa w policzek i wyszła.
Nie mogła uwierzyć, że Ron zaprosił ją na walentynki. A już myślała, że spędzi je sama.
Nogi same niosły ją na drugie piętro, gdzie była klasa do transmutacji. Nie zauważyła nawet, jak znalazła się pod klasą. Zderzyła się z kimś i upadła na posadzkę.
- Granger, patrz jak chodzisz - powiedział Malfoy i podał jej rękę, by mogła wstać. Bez słowa złapała ją i podniosła się z podłogi.
Weszli do klasy. Śnieg sypał za oknem. Hermiona zapaliła różdżką kilka świeczek. Usiadła obok Malfoya, a ich ręce spotkały się ze sobą. Hermiona szybko cofnęła dłoń, choć poczuła, jak przez jej ciało przechodzi ciepły prąd.
Otworzyła książkę i zadała mu jakąś pracę, Sama wyjęła książkę, którą wzięła z biblioteki. Jednak tylko udawała, że czyta. W rzeczywistości obserwowała go kątem oka, starając się nie dawać nic po sobie poznać.
- Granger, trzymasz książkę do góry nogami - powiedział Malfoy, na chwilę przerywając pisanie.
- Tak? - zapytała ze zdziwieniem Hermiona.
- Tak. - powiedział Malfoy, po czym roześmiał się. Chyba po raz pierwszy w życiu słyszała, jak śmieje się szczerze. Bez nuty ironii w głosie. A był to śmiech dźwięczny i Hermiona wsłuchiwała się w jego dźwięk. Po chwili również wybuchnęła śmiechem.
- Dobra, kończmy te wygłupy. Weźmy się za naukę, jest już po siódmej, a nie zrobiliśmy nawet połowy tego, co zaplanowałam.
- Mam inne plany - powiedział Malfoy i zbliżył się do Hermiony na niebezpieczną odległość.
Czuła jego zapach, który nęcił jej nozdrza. Czuła, jak jego ciało napiera na nią. Przez jej ciało przeszedł prąd. A potem niespodziewanie, przechylił się bliżej i pocałował ją głęboko w usta.
Hermiona była sparaliżowana, nie wiedziała co robi, nie docierało do niej to, co się dzieje, dopóki Malfoy nie położył jej na ławce. W nagłym przypływie rozumu odepchnęła go od siebie.
- Co ty robisz Malfoy? - zapytała, wstając.
- Jak to, nie widzisz? Urozmaicam korepetycje, Granger - powiedział z ironią.
Widziała ten jego ironiczny uśmiech na twarzy, który natychmiast zmył z niej to miłe uczucie, które trwało podczas pocałunku.
- Ale ja nie chcę takiego urozmaicenia - powiedziała, po czym szybkim ruchem zgarnęła swoje rzeczy i wyszła z klasy, trzaskając drzwiami.
Malfoy uśmiechnął się pod nosem. Udało mu się. Czuł, że reszta też się uda.

Połóż mnie na swym ramieniu,
Połóż jak, pieczęć na sercu.
Poczuj smak mego pragnienia, jak pieczęć,
Proszę połóż mnie...

Edytowane przez Adelajda Dakota dnia 16-04-2012 14:58