Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Nie ma większego czaru niż miłość//Historia Hermiony Granger//

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 30-03-2012 16:32
#36

Rozdział 14.
Śniegowy puch omiatał ich stopy, gdy wychodzili z pociągu. To, że w pociągu było bardzo zimno (Hermiona wyczarowała ogień, który rozkosznie rozgrzał Harry'ego, Rona, Ginny, Neville'a, Lunę i samą Hermionę), to na dworze było jeszcze zimniej. Śnieg chrzęszczał pod ich stopami, a oni sami owinęli się jeszcze szczelniej szalikami.
- Al-e ł-aaad-nnna po-gggod-dda c-ccco? - zakpił Ron, szczękając zębami.
- Och, przestań. Mnie też jest chłodno, a jeśli myślisz, że dzięki Twojemu marudzeniu sytuacja się poprawi, to grubo się mylisz Ronaldzie - syknęła złośliwie Hermiona, próbując jeszcze szczelniej okryć się płaszczem. Ron zrobił głupią minę, na której widok Ginny wybuchła nie pohamowanym śmiechem.
Na znak konduktora, że droga jest wolna szybko przeszli barierkę. Nie trzeba było się długo rozglądać, by zobaczyć, gdzie stoją Weasley'owie.
Pan Weasley, jego żona oraz ich najstarszy syn, Bill, uśmiechnęli się na widok i gestem przywołali czwórkę (Luna i Neville zostali jeszcze, czekając na swoją kolej).
- Harry, kochaneczku, trzeba Cię znowu podkarmić - powiedziała Pani Weasley - Rozumiem, że u Dursley'ów mało jesz, ale żeby w Hogwarcie...
- On już taki jest. mamo, daj mu spokój - powiedział Ron, a przez Harry'ego przeszedł prąd wdzięczności.
Uszli kawałek. Weszli do jakiegoś małego pomieszczenia. Harry pomyślał, że zabezpieczono go jakimiś zaklęciami, bo nikt z mugoli nawet na niego nie spojrzał.
- Skoro wszyscy już są, może powiem Wam jak dostaniemy się na Grimmauld Place...
- To nie spędzimy świąt w Norze? - zapytała z niedowierzaniem Ginny.
- Nie, córeczko. Bo Harry... - tu Pan Weasley urwał, gestem przywołując Pottera do siebie.
- Wypij to - wyszeptał, podając Harry'emu jakąś butelkę z płynem, który był gęstej maści. Harry ostrożnie otworzył butelkę i wtedy go rozpoznał: był to eliksir wielosokowy. Harry spojrzał pytająco na pana Weasleya, który gestem zachęcał go do wypicia. Harry wziął głęboki oddech i napił się trochę płynu. Członki zaczęły mu się zmniejszać, a obraz zamazywać.
- Musieliśmy to zrobić, by zabezpieczyć Cię przed atakiem Śmierciożerców. Tak na wszelki wypadek...
- Przecież nie zaatakują mnie w biały dzień! - żachnął się Harry i przeraził, że jego głos zabrzmiał tak dziecięco.
- Mogą Harry - powiedział niespodziewanie Bill - Ministerstwo nie daje tego po sobie poznać, nawiera nacisk na Proroka, ale sytuacja wymyka się im spod kontroli. Ministerstwo niedługo upadnie. Sam-Wiesz-Kto ma swoich szpiegów, co bardzo ułatwia mu działanie! Przecież szef jednego z mniejszych demperamentów jest wyraźnie pod działaniem Imperius! Widać to gołym okiem...
- Może nie tutaj, co? - zapytała pani Weasley, patrząc gniewnie na syna - Powinieneś im wcale tego nie mówić!
- Ale oni muszą znać obecną sytuację!
- DOSYĆ! Kłótnie zostawcie do domu - powiedział pan Weasley, gdy pani Weasley otwierała usta, ale natychmiast zamknęła je, gdy spojrzała na męża. Hermiona spojrzała na niego zdumiona. Jeszcze nigdy nie słyszała, by pan Weasley krzyczał, a teraz na pewno to zrobił.
- Teraz teleportujemy się. Hermiona, Harry i Ron mają prawo. Nasz cel: Grimmaldium Place. Nie możemy teleportować się bezpośrednio do domu. Po postu na boczną ulicę. Ginny, ty teleportujesz się z Billem. Gotowi?
Wszyscy wydali zgodny pomruk.


W domu było ponuro i mroczno. Zresztą, jak zawsze w Grimmauld Place numer dwanaście. Cała siódemka ostrożnie przeszła przez hol, by nie obudzić portretu pani Black.
Hermiona, pomimo mroczności, nawet lubiła to miejsce. Miało ono swoją, choć mroczną, atmosferę. Lubiła marzyć, choć była realistką. Może ten dom nie zachęcał atmosferą, ale miał w sobie ducha czasu. A właśnie to kochała Hermiona. Zaraz jednak poczuła wyrzuty sumienia, gdy zobaczyła minę Harry'ego. Wiedziała, jak mu jest smutno. Nienawidził tego domu, tak samo jak Syriusz. Usiedli przy stole.
- Czyj włos dostałem? - zapytał Harry, dziecięcym głosikiem, na którego dźwięk wzdrygnął się malowniczo.
- Jakiegoś mugolskiego dzieciaka - powiedział Bill beztrosko, kładąc grubą, wełnianą czapkę do kieszeni kurtkę. Pan Weasley wyjął zapałki z zapałem, ale natychmiast schował je do kieszeni na widok miny żony. Z wyraźną niechęcią wyjął różdżkę i mruknął jakieś zaklęcie. Zanim zdążył zająć miejsce przy stole, w kominku trzaskał wesoło ogień. Wszyscy poczuli ciepło bijące z ognia. Wszyscy od razu poczuli się jakoś dziwnie bezpiecznie i dobrze. Pani Weasley wstawiła wodę na herbatę.
- Czy zabezpieczyliście ten dom przed Snape'em? - zapytał nagle Harry.
- Oczywiście. Całkiem niedawno. Sądzimy, że mógł tu być wcześniej ze Śmierciożercami na rewizji, ale na pewno nic nie znalazł. Zaklęcie Fideliusa przestało działać w momencie śmierci Dumbledore'a, ale znaleźliśmy na to sposób...
- Jaki? - zapytał Ron.
- Nie musicie tego wiedzieć! - powiedziała pani Weasley, patrząc surowo na męża.
- A gdzie jest Lupin? - zapytała Hermiona, marszcząc brwi. Pamiętała, przecież, że Lupin mieszkał z Syriuszem.
- Ma misję - odrzekł zwięźle Bill.
- Jaką? - zapytał Harry.
- Nie wasza sprawa - powiedział Bill łagodnie.
Czajnik zagwizdał. Pani Weasley wstała i wróciła z siedmioma herbatami, które lewitowała w powietrzu.
- Dziękuję - szepnęła Hermiona, trochę zawstydzona. Czuła się jakby wzięto ją tu tylko z tego powodu, że nie miała dokąd pójść. Słowa Rona, który nie miał nic złego na myśli, mimo wszystko ją bolały. Była zawstydzona. Rodzina Rona tyle dla niej zrobiła, a ona co im dała? Nic.
- Coś Cię trapi, moja droga? - zapytała pani Weasley, patrząc na Hermionę uważnie. Było jej jej żal. Wiedziała, że Hermiona nie ma już domu. Teraz coraz częściej dziękowała Bogu, że jej dzieci mają dokąd wracać.
- Nie, nic. po prostu zamyśliłam się, proszę pani.
- Oj, pani, pani, ciągle pani! Przecież znamy się jak rodzina, jesteście dla mnie jak moje dzieci... mówcie do mnie ciociu. To się też tyczy ciebie, Harry kochaneczku - powiedziała pani Weasley.
- Eee... zgoda - powiedział Harry i napił się łyk Herbaty. natychmiast ją wypluł.
- Niedobra? - zapytała z niepokojem pani Weasley.
Harry zsunął się z krzesła na ziemię. Ginny pisnęła. Członki zaczęły mu się wydłużać, a obraz z deka rozmazywać.
- Z herbatą wszystko w porządku mamo. Po prostu minęło mu działanie eliksiru - powiedział rzeczowo Bill.
- Jak się czujesz Harry? - zapytała zaniepokojona Hermiona.
- Nic mi nie jest - powiedział Harry.
Wszyscy odetchnęli z ulgą, a pani Weasley skarciła się w duchu za swoją lekkomyślność. W domu mogli być śmierciożercy, dolać trucizny do wody, albo zamoczyć w niej torebki z herbatą, które ona podała.


W ciągu następnych dwóch dni dekorowali dom. Salon dosłownie tonął w blasku światełek, a w kuchni, oprócz zapachu przysmaków przyrządzanych pod czujnym okiem pani Weasley, wisiały pęki jemioły. Schody były pokryte lodem, który wcale nie był zimny, a niektóre głowy skrzatów domowych wykrzykiwały życzenia, co w jednej z nocy okazało się to błędem. Pan Weasley, niemogąc spać wyszedł w środku nocy z sypialni do kuchni. Gdy schodził, jedna z głów ryknęła: "Wesołych świąt!", tak głośno, że pan Weasley się wystraszył, potknął się i z głośnym rumotem stoczył się na dół, wpadając w jedną z choinek. Pan Weasley zaplątał się w lampki i nie mógł się wydostać, a pozostałych obudził ryk portretu pani Black, którą z kolei obudził pan Weasley. Po tej dość dramatycznej przygodzie rozwścieczony pan Weasley ściszył skrzatom głos do mało słyszalnego szeptu.
Podczas gdy pani Weasley z pomocą Ginny opowiadali tę historię przy kolacji, w przeddzień świąt pozostałym, wszyscy pękali śmiechem, a Tonks aż spadła z krzesła.
- Naprawdę nasz staruszek wywinął taki numer? - zapytał się Fred Rona, który kiwnął głową. Fred wybuchnął śmiechem tak głośnym, że Hedwiga zahukała gniewnie, a Fleur podskoczyła przestraszona.


- Wstawajcie! - powiedziała dziarsko Hermiona, odsłaniając zasłony w pokoju chłopców. Była już ubrana. Na sobie miała zielony sweter, od pani Weasley, a na ręce połyskiwała srebrna bransoletka od Rona.
- Dziękuję Ci Harry za tę książkę, jest świetna! Od dawna chciałam ją mieć! A ta bransoletka jest super Ron - powiedziała Hermiona. Bardzo podobały jej się prezenty. Nie tak dawne obawy znikły. Weasley'owie byli dla niej jak rodzina, a nic już tego nie zmieni.
Harry i Ron rzucili się łapczywie do rogów swoich łóżek, gdzie mieli stos prezentów. Ron poślizgnął się na dywaniku i upadł. Hermiona wybuchnęła śmiechem.
Podczas obiadu było bardzo rodzinnie. Po obiedzie Hermiona przywołała do siebie Ginny.
- Nie uważasz, że Tonks ostatnio przytyła? Chyba jej dobrze...
- Hermiono, przecież ona jest w ciąży. - pwoiedziała leniwie Ginny.
- Co? - zapytała zszokowana Hermiona.
- Nie mówiłam Ci? -zapytała Ginny unosząc brwi.
- Nie mówiłaś! Jak mogłaś! - powiedziała Hermiona.
- Widocznie mogłam - odparła Ginevra, po czym obie się roześmiały.

You have the right to dream and to give,
You have the righ to love and to live,
You have the right to feel and to choose.
This is your chance, To win or to lose