Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Nie ma większego czaru niż miłość//Historia Hermiony Granger//

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 23-02-2012 21:17
#31

Rozdział 11.
-Przykro mi Poppy, ale muszę ją zobaczyć...
- Ale ona musi wypoczywać, jest strasznie wykończona!
- Ale to nie powinno czekać. Chyba muszę nalegać...
- Ale nie teraz kiedy śpi! Musi się obudzić!
Hermiona leniwie otworzyła powieki. Głosy kłótni pomiędzy szkolną pielęgniarką, a Minerwą McGonagall obudziły dziewczynę. Jej powieki były ciężkie i spuchnięte, a ona sama czuła pustkę i smutek. Wiadomości z wczoraj nią wstrząsnęły, czemu nie można się dziwić. Śmierć najbliższych osób bardzo ją przytłaczała. Wtedy w wakacje marzyła, by wreszcie znaleźć się w Norze... żałowała, że wtedy nie pożegnała się z nią jakoś lepiej, a z tatą w ogóle się nie widziała. Przecież tak ich kochała, teraz to sobie uświadomiła.
- Błagam Cię Poppy. Im wcześniej się dowie, tym lepiej!
- Zawiadomię Cię, gdy tylko się obudzi...
- Nie trzeba, proszę pani, już nie śpię - odezwała się Hermiona bardzo cicho, jednak obie kobiety natychmiast zwróciły głowy w jej stronę.
- Czy mogę Poppy, nalegam... - powiedziała McGonagall. Pani Pomfrey tylko pokręciła z zrezygnowaniem głową i poszła do swojego gabinetu, mrucząc pod nosem uwagi na temat tych, którzy zakłócają spokój jej drogim pacjentom.
- Przepraszam panno Granger, jeśli te wrzaski Cię obudziły - rzekła Minerwa.
- Nie ma za co przepraszać, pani Profesor - powiedziała Hermiona.
- Panno Granger, chodzi o twoich rodziców.
- Aha - powiedziała Hermiona, a wielka gula stanęła jej w gardle.
- Przykro mi, ale nie możesz jechać na ich pogrzeb. To zbyt niebezpieczne.
- Ale... - zaczęła Hermiona, ale McGonagall jej przerwała.
- Panno Granger, przecież wie panna, że "Prorok Codzienny" prawie wszystko zatuszowuje, a to przez wpływ Ministerstwa Magii, a szczególnie Scrimgeoura. O połowach napaści w ogóle nie piszą, by nie wywoływać "niepotrzebnej paniki", jak mówi minister.
- Ale to jest chore! Przecież ludzie powinni znać prawdę... - zaczęła Hermiona.
- Wiem, Hermiono, ale w Ministerstwie jest pełno szpiegów Voldemorta - na dźwięk nazwiska skrzywiła się lekko - i jest im to na rękę, bo ludzie tak naprawdę, nie wiedzą co się dzieje, czym stają się łatwym celem. Chociaż wszyscy wiedzą, że wrócił Sam..., Voldemort, naprawdę nie wiedzą, co się dzieje. Niewykluczone, że przy takiej organizacji Voldemort wkrótce zajmie Ministerstwo - powiedziała Minerwa ściszonym głosem, a Hermiona spojrzała na nauczycielkę ze zdziwieniem. Nigdy wcześniej McGonagall nie nazwała jej po imieniu.
- Rozumiem, pani profesor. Ale przecież nic mi się nie stanie! Śmierciożercy nie zainteresują się dzieckiem mugoli...
- Wręcz przeciwnie. Przecież jesteś przyjaciółką Pottera, a oni o tym wiedzą! Po za tym zabiją Cię również z powodu twojego pochodzenia! Przecież oni gardzą mugolami. Prędzej czy później Śmierciożercy ujawnią się i wtedy na pewno pogorszą sytuację mugolaków!
- Ale...
- Bez żadnego "ale", panno Granger. Zostaje pani w szkole i koniec - powiedziała McGonagall, zostawiając Hermionę z mętlikiem w głowie.


Hermiona wyszła ze Skrzydła Szpitalnego w niedzielę rano. Przemyślała dokładnie to, co powiedziała jej McGonagall i doszła do wniosku, że nauczycielka ma rację. Przecież odwiedzi ich groby, jak skończy szkołę...
Poszła prosto na śniadanie.Szybko wypatrzyła Harry'ego, Rona i Ginny, siedzących na końcu stołu. Pewnie ruszyła w ich kierunku.
Bardzo cieszyła się, że ma tak oddanych przyjaciół. To oni przychodzili przez dwa dni do Skrzydła Szpitalnego i pocieszali ją. To oni teraz na jej widok uśmiechali się i machali do niej. Hermiona zajęła miejsce pomiędzy Harrym i Ronem.
- Cześć! Co powiecie? - zapytała Hermiona, smarując tosta dżemem.
- Nic ciekawego.
- A ja mam dla was kilka informacji - powiedziała Hermiona.
Po pospiesznie zjedzonym śniadaniu, Hermiona opowiedziała im pod rozłożystym bukiem na błoniach to, czego dowiedziała się od McGonagall.
- Czyli Ministerstwo jest pod władzą Voldemorta? - zapytał Harry.
- Nie, na razie wszystko robi sam Scrimgeour, ale Voldemort ma szpiegów w Ministerstwie, którzy w każdej chwili mogą zacząć działać! - powiedziała Hermiona.
- Ja tam się nie dziwię. Tata też tak twierdzi - powiedziała Ginny, wzruszając ramionami.
- Skąd wiesz? - zapytał Ron, z ogłupiałą miną patrząc na siostrę.
- Słyszałam, jak rodzice kiedyś o tym rozmawiali w wakacje. Nie mówiłam wam, bo uważałam to za mało istotne - powiedziała Ginny, znów wzruszając ramionami.
Ruszyli do zamku. Ginny cały czas kłóciła się z Ronem. Przestali dopiero w Sali Wejściowej, gdzie inni uczniowie zaczęli posyłać w ich stronę gorszące spojrzenia.
Usiedli w swoich ulubionych fotelach i zaczęli odrabiać prace domowe.


Wieczorem o szóstej Hermiona czekała przed klasą transmutacji na swojego "podopiecznego". Zjawił się spóźniony.
- O której się przychodzi? - zapytała Hermiona, na widok zdyszanego Ślizgona.
- O której się chce. Arystokracja ma prawo do takich wychyleń... Nie to, co chołota, Granger.
Hermiona przemilczała tę uwagę. Weszła do klasy, a za nią Malfoy.
Korepetycja ciągnęła się w nieskończoność. W końcu o dziewiętnastej, Hermiona oznajmiła, że to już koniec.
- Co Granger, nie możesz wytrzymać z podniecenia, bo dziś jest Noc Duchów? - zakpił Ślizgon.
- Nie Malfoy, po prostu pomyślałam, że na dziś koniec... Chyba, że wolisz tu zostać...
Malfoy nic nie powiedział. Wziął swoją torbę i wyszedł. Hermiona poszła do pokoju Wspólnego.
Nie była pewna, czy chce iść do Wielkiej Sali na Noc Duchów. Nie miała nastroju. To przecież była zabawa, w tym roku miały być również tańce, a ona nie miała nastroju.
- Hermiono, idź się przebierz. Dzisiejszego dnia obowiązują szaty wyjściowe - powiedziała Ginevra. Hermiona nawet nie zauważyła, kiedy ta weszła. Ona siedziała sama. Wszyscy szykowali się na noc duchów. Kilka osób nawet przebierało się za nocne zjawy, ponieważ w tym roku miano wybrać najładniej przebraną osobę.
- Ginny, ja nie idę...
- Musisz, co będziesz robić?
- Zrozum, nie mam ochoty na zabawę.
- Idziesz! - powiedziała Ginny, z błyskami w oczach.
Hermiona poddała się. Nie lubiła odmawiać przyjaciółce. Poszła za nią do swojego własnego dormitorium, gdzie Parvatti i Lavander w łazience kłóciły się o szminkę. Dziewczyny podeszły do szafy Granger.
- Masz- rzekła, podając Gryfonce dżinsową spódniczkę i bluzkę z długim rękawem. Spódniczka miała kokardkę po lewej stronie, a bluzka była w białe ii granatowe paski.
Hermiona przebrała się, słysząc odgłosy z łazienki. Uśmiechnęła się z politowaniem, gdy jej koleżanki zaczęły się kłócić, która ma użyć srebrnych cieni do oczu.
- I jak wyglądam? - zapytała Hermiona. Spódniczka sięgała za kolanko.
- Świetnie. Z tymi twoimi włosami nie da się coś zrobić?
- Ginny, to tylko Noc Duchów! - oburzyła się Hermiona.
- Nie gniewaj sie Hermiono, pomyślałam tylko, żebyś może wyglądała trochę inaczej niż zwykle.
Dziewczyny wyszły z dormitorium i ruszyły ku Wielkiej Sali, ponieważ dochodziła już dziewiąta.
W Wielkiej Sali było pełno duchów, szkieletów i innych budzących grozę zjaw. Oprócz tego było bardzo kolorowo. Hermionę nawet zaczęło razić to w oczy. Przyzwyczaiła się już do wystrojonych na czarno uczniów. Pośród tego kolorowego zgiełku trudno było im wypatrzeć Harry'ego i Rona, ale w końcu ich znaleźli.
Ron miał na sobie białą koszulę i czarne sztruksy, a Harry dżinsy i koszulę w kratkę, w różnych odcieniach granatu ze srebrnymi guzikami. Obaj wyglądali naprawdę przystojnie.
Ginny usiadła Harry;emu na kolanach, a Hermiona obok Rona.
Powstała MacGonagall. Wszystkie rozmowy ucichły.
- Witam was na dzisiejszej uroczystości. Postanowiliśmy w tym roku, jak wiecie, trochę ją ubarwić. Proszę, dobierzcie się w pary do tańca. Natychmiast rozpoczęło się wielkie zamieszanie, bo uczniowie zaczęli szukać sobie par.
- Zatańczymy? - zapytał Ron Hermionę. Ona kiwnęła ze zrezygnowaniem głową. Nie to, by towarzystwo Rona jako partnera jej przeszkadzało, tylko dlatego, że niezbyt miała ochotę.
McGonagall machnęła różdżką. Stoły "podjechały" pod ściany, tworząc otwartą przestrzeń.
Ze starego gramafonu zaczęły wydobywać się pierwsze nuty piosenki, która była jakaś taka dostojna. Uczniowie zaczęli tańczyć powolny taniec.
- Co piosenkę dziewczyny zmieniają partnera.
Klasy piąte i wzwyż tańczyły w jednej części sali, a młodsze w drugiej.
Zabrzmiała szybka piosenka, przypominająca mugolską "Hafananę". Hermionie podobały się te tańce. Przynajmniej na chwilę oderwała się od ponurych myśli.
Hermiona zaczęła kołysać się w dźwięk muzyki. W końcu spojrzała na partnera z którym tańczyła i szczęka jej opadła. Tańczyła z Malfoyem! On też na razie jej nie poznał z powodu półmroku panującego w Sali. Jedynym źródłem światła były świeczki w wydrążonych dyniach, które były jeszcze przysłaniane przez przelatujące od czasu do czasu nietoperze.
Hermiona spojrzała na Ślizgona. Tańczył świetnie, a zawdzięczał to głownie rodzicom. Jako arystokrata często chodził na różne bale. Hermiona nadal tańczyła, udając, że nie poznaje Malfoya. Teraz on ją obserwował. Z jego twarzy nie można było wyczytać nic oprócz jakiegoś paskudnego uśmiechu.
Tańce trwały i trwały. W końcu o pierwszej nad ranem McGonagall ogłosiła koniec. Hermiona nie powiedziała nikomu, z kim tańczyła. Wesoła położyła się do łóżka.
- Dziękuję Ci Ginny za wszystko, za to, że zapomniałam nawet o śmierci rodziców - powiedziała Hermiona do poduszki, a na wspomnienie rodziców popłynęło kilka łez. Hermiona nie sądziła, że może jeszcze płakać.

Zatańczy Hanka, zatańczy Hanka, zatańczy Hanka,
A w dolinie chłopak dziewczynie serce wziął,
A w dolinie chłopak dziewczynie serce wziął...