Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Nie ma większego czaru niż miłość//Historia Hermiony Granger//

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 10-02-2012 20:34
#11

Rozdział 5.
Hermiona obudziła się bardzo wcześnie. Po cichutku, by nie obudzić współlokatorek, weszła do łazienki, wiedząc, że gdy wstanie Parvatti i Lavander, raczej do niej nie wejdzie. "To po prostu niemożliwe, ile te dziewczyny poświęcają czasu na swój wygląd"-pomyślała z pogardą Hermi.
Dziewczyna spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Tak jak co rano każdy włos sterczał w inną stronę, a wszystko to wyglądało jak "szopa na głowie". "Gdyby teraz widział mnie jakiś chłopak, na pewno umarłby ze strachu"-znowu pomyślała Granger. Szybko wzięła szczotkę i zaczęła czesać burzę swoich niesfornych loków.. Chociaż i może jej włosy były bardzo napuszone, to Hermiona je lubiła. To one, chociażby, odróżniały ją od reszty dziewczyn, których włosy były-w większości-gładkie i lśniące. Pół godziny później usłyszała pukanie do drzwi.
- Długo będziesz w tej łazience? Chcemy wejść - usłyszała głos Lavander.
- Zaraz wychodzę - powiedziała Granger.
Umyła twarz, wytarła ją i założyła opaskę. No, teraz w porządku.
- Już wolne - powiedziała pięć minut później, wychodząc z łazienki. Na łóżku Parvatti siedziały dwie dziewczyny, mając naburmuszone miny. Gdy tylko zobaczyły, że Hermi wyszła z łazienki, od razu poleciały w kierunku tego pomieszczenia.
- No nareszcie, ile można czekać na tą łazienkę? - powiedziała z pogardą panna Brown. Hermiona posłała mordercze spojrzenie w stronę drzwi, zza których dobiegła do jej uszu ta złośliwa uwaga. "Jak one śmią tak mówić? Codziennie spędzają każdy ranek w tej łazience, w której potrafią siedzieć dwie godziny, tak, że ja mam tylko kwadrans, który muszę poświęcić na ułożenie włosów"-pomyślała. Spojrzała na zegarek-no tak, do śniadania jeszcze godzina. Granger, nie mogąc znieść chichotów zza drzwi łazienki i sprzeczek, który chłopak jest przystojniejszy, ubrała się pospiesznie i zeszła do Pokoju Wspólnego.
Jak zawsze rano panował tu niesamowity porządek, w porównaniu z tym, co było pod koniec dnia. Nie było porozwalanych papierków od słodyczy, zmiętolonych pergaminów, plam od atramentu i połamanych piór. Hermiona usiadła w swoim ulubionym fotelu. Złość na współlokatorki nadal tliła się w niej. "A może by tak poprosić McGonagall o przeniesienie? Nie, ona ma już dość swoich problemów. Poza tym to już ostatni rok. Wytrzymałam sześć lat, to wytrzymam i ten rok".
Z dormitoriów zaczęły dochodzić poranne odgłosy. Hermiona wstała i ruszyła ku tablicy ogłoszeń. Nie wiedząc, co robić, przeczytała je. Prośby o zwrot rzeczy zaginionych, informacje typu "sprzedam" i "kupię" były przeraźliwie nudne, tak więc gdy pierwsi uczniowie zaczęli iść na śniadanie, ruszyła wraz z nimi. Zajęła miejsce gdzieś po środku stołu.
Dziesięć minut później nadeszli Ron i Harry z Ginny, którą trzymał za rękę. Ginny usiadła naprzeciwko przyjaciółki, Harry obok niej, a Ron zajął wolne miejsce po lewej stronie Hermiony.
- Cześć, jak Wam się spało? - zagadnęła Hermiona, uśmiechając się lekko.
- Dobrze, a Tobie? - zapytał Ron.
- Mnie też, choć rano miałam małe spięcie z Lavander i Parvatti - powiedziała Hermiona, posyłając porozumiewawcze spojrzenie Ginny. Ona jedna wiedziała o co chodzi.
- Jakie? - zapytali natychmiast chłopcy.
- Nie wasza sprawa - rzekła Ginny.
- Ty wiesz? - zapytał ogłupiały Ron.
- Wiem a co? - Ginny posłała mu wyzywające spojrzenie, na co jej brat umilkł.
Hermiona spojrzała w górę. Nadeszła poranna poczta. Brązowa sowa skierowała swój lot w jej kierunku. Do prawej nóżki miała przywiązany świeży egzemplarz "Proroka Codziennego", a do lewej skórzany woreczek, do którego Hermiona wrzuciła sykla.
- Umarł ktoś kogo znamy? - zapytał leniwie Ron, smarując tosta dżemem.
- Nie, ale był kolejny atak śmierciożerców na jakąś mugolską wioskę. Oh, to odrażające... zabili wszystkie dzieci i kobiety, a mężczyzn torturowali, dopóki nie pojawili się ci z Ministerstwa Magii...
- A jest coś wesołego?-spytał Harry. Miał już dość samych złych informacji.
- Hmmm... - zamruczała Hermiona, przeglądając gazetę - Niestety nie.
Po chwili podszedł do nich Dean, rozdając plany lekcji.
- Dziś nie jest za ciekawie ale nie najgorzej - powiedział Ron - teraz dwie godziny eliksirów ze Slughornem, potem Obrona Przed Czarną Magią z Kingsley'em, zaklęcia z Flitwickiem, a na koniec zielarstwo ze Sprout. Tylko pięć lekcji - rzekł Ron, w tryumfalnym geście.
- Ja mam cztery - powiedziała ze satysfakcją Ginny.
- A ja siedem i podskoczycie? - zapytała Hermiona. Oprócz tych lekcji co mieli chłopcy, musiała iść na dwugodzinną lekcję Numerologi, lecz nie prawiło jej to przykrości. W końcu był to jej ulubiony przedmiot.
Zabrzmiał dzwonek. Ginny pożegnała się z przyjaciółmi i ruszyła na górę, a pozostała trójka zaczęła schodzić schodami w dół, ku zimnym lochom.
- Wchodźcie, wchodźcie i zajmujcie miejsca - powiedział dobrodusznym tonem Slughorn. Przez wakacje jeszcze bardziej, o ile to możliwe, przytył.
- Połóżcie na brzegu ławki wypracowanie, które Wam zadałem na wakacje. Teraz przejdę się po klasie i zbiorę.
- Proszę Pana, ja swoje zostawiłem w dormitorium - powiedział Neville, podnosząc rękę.
- Przyniesiesz mi je po lekcji chłopcze - powiedział pan profesor. Zebrał już połowę wypracowań. Nagle zatrzymał się przy ławce dwóch Ślizgonów. Byli to Zabini i Malfoy. Blaise położył swoje wypracowanie na brzegu ławki, lecz Draco tego nie zrobił.
- Gdzie twoje wypracowanie? - zapytał Slughorn, patrząc na Malfoya.
- Ja... nie napisałem - powiedział Malfoy, spuszczając głowę. Wszyscy spojrzeli w jego kierunku.
- Tak...Profesor McGonagall mówiła mi o tobie. Tym razem nie ukarzę Cię, ale następnym razem zarobisz szlaban - powiedział Slughorn. Gdy zebrał już wszystkie wypracowania, zaczął odpytywać ich z poprzedniego roku. Najrzadziej podnosiła się ręka Malfoya. Znał odpowiedź tylko na dwa pytania.
W końcu przyszła kolej na Obronę przed Czarną Magią. Wszyscy usiedli zaciekawieni w swoich ławkach. Harry, Ron i Hermiona zajęli miejsca tuż przy biurku. Tuż po dzwonku nadszedł Kingsley. Był ubrany tak jak na uczcie. Stanął przy tablicy uśmiechnął się do wszystkich i powiedział:
- Dzień Dobry! Nazywam się Kingsley Shacklebout i jestem waszym nowym nauczycielem. Na tej lekcji sprawdzę, co nauczyliście się w poprzednim roku - wszystkim nowy nauczyciel przypadł do gustu. Po chwili profesor Shacklebout rozdał wszystkim arkusze z pytaniami. Wszyscy natychmiast pochylili się i zaczęli coś skrobać.
- To nie była zła lekcja, prawda? - zapytała Hermiona, gdy ruszyli do cieplarni.
Dla nikogo nie było zaskoczeniem, gdy profesor Sprout zaczęła lekcje od powtórki z poprzedniego roku.

Wieczorem, Hermiona kładąc się do łóżka myślała nad męczącym dniem. Ponieważ była bardzo zmęczona, już o dziewiątej położyła się do łóżka.
Była jedenasta, ale ona nie spała. Myślała o Harrym. Co do niego czuje? Jakie ma szanse? Szybko odrzuciła tę myśl. Potter był z Ginny, jej najlepszą przyjaciółką. Czy ma ryzykować przyjaźń dla chłopaka, który zresztą też jest jej przyjacielem? Jak zareaguje Ron?
Po północy z hukiem weszły jej współlokatorki. Ponieważ były zmęczone, był to jeden z niewielu "wieczorów", gdzie nie gadały o chłopakach. Lecz była odmiana. To Hermiona myślała o nich do późna. W końcu około drugiej usnęła...

Błagam o Wielki Dar,
Błagam o Wielki Dar,
Błagam o Wielki Dar, Wielkiej Wiary...

:)