Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Nie ma większego czaru niż miłość//Historia Hermiony Granger//

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 02-02-2012 20:51
#4

Rozdział 1.
Różne kominki: małe, duże, ludzi bogatych i biedniejszych migały jej przed oczami, a płomienie delikatnie ją muskały, choć ją nie parzyły. Wreszcie zobaczyła kominek w mieszkaniu nad sklepem Freda i George'a, gdzie umówiła się z przyjaciółmi. Szarpnęła rączkę kufra, przycisnęła mocno Krzywołapa i wyskoczyła z kominka, krztusząc się dymem.
Znajdowała się w jednym z prywatnych pokoi mieszkania Weasley'ów, którzy mieszkali nad sklepem. Ten pokój, w którym właśnie się znalazła był salonem.
Wszystko było tam kolorowe i żywe, nawet kominek, z którego przed chwilą wyskoczyła, był pokryty kolorowymi płytkami w ostrych kolorach. Hermiona wyjęła koszyk z kufra i włożyła do niego Krzywołapa, który mruczał leniwie. Pogłaskała go delikatnie za uszami, odstawiła kufer w kąt, zarzuciła torbę na ramię i wyszła z pokoju, zamykając drzwi. Zeszła po krętych schodkach na dół, które prowadziły na zaplecze sklepu. Przeszła przez kolejne drzwi, pomalowane na fiolet i znalazła się w sklepie. Od razu zobaczyła rude czupryny bliźniaków, odwróconych do niej plecami.
- Cześć! - powiedziała wesoło, gdy do nich podeszła.
- Witaj! - rzekli Weasley'owie.
- Harry'ego, Ginny i Rona jeszcze nie ma? - zapytała.
- Zaraz na pewno będą. Jak tam wakacje?
Hermiona uśmiechnęła się i zaczęła im opowiadać, że były super, ale smutno jej było czytać te wszystkie smutne doniesienia o tym, co narobili śmierciożercy.
Gdy tak rozmawiali, podeszły do nich cztery osoby: Harry, Ron, Ginny i Pani Weasley z ponurą miną.
- Cześć Hermiono! - powiedzieli wszyscy razem, jakby się umówili.
- Witajcie - rzekła i przywitała się z wszystkimi. Serce drgnęło jej trochę mocniej gdy witała się z Harrym, ale wolała o tym nie myśleć. Harry trzymał się z Ginny za ręce.
- Może już teraz zrobimy zakupy? - zaproponował Ron.
- No nie wiem... a jak Wam się coś stanie? Przecież jest tak niebezpiecznie... - rzekła przestraszona matka Rona.
- Proszę sie nie martwić, niedługo wrócimy - powiedział Harry i w czwórkę ruszyli ku wyjściu.
Za bardzo nie zmieniło się tu od ich ostatniej wizyty rok temu, tylko kilka witryn więcej było zabitych deskami. Spojrzeli po sobie smutno i ruszyli.
Nie była to tłoczna ulica, jaką była kiedyś. Ludzie robili zakupy w pośpiechu, trzymając się razem, nie zatrzymując się, żeby porozmawiać.
- To gdzie idziemy najpierw? - zapytał Harry.
- Do Madame Maklin, muszę kupić sobie nowe szaty szkolne, a ponieważ tata nieźle ostatnio zarabia, nie muszę ich kupić w lumpeksie...
- Chyba najpierw pójdziemy do Gringotta, nie mam pieniędzy - rzekła Hermi.
- Właśnie Hermiono, mam coś dla Ciebie - rzekła Ginny, dając jej sakiewkę.
- Bill pobrał za Ciebie pieniądze, żeby oszczędzić nam pięciu godzin czekania... zresztą zrobił to za nas wszystkich - powiedziała Ginny, na pytające spojrzenie Hermiony.
- Będę musiała mu podziękować. Jak tam przygotowania do ślubu?
- W porządku. Pomagamy mamie jak możemy. Wesele odbędzie sie w naszym ogrodzie.
Minęli jeszcze kilka witryn, w większości zabitych deskami i ujrzeli szyld sklepu Madame Maklin.
Korzystając z okazji, Hermiona z Ginny, kupiły sobie po szacie wyjściowej. Hermiona wybrała zieleń, a Ginny bordo.
Opuścili sklep Madame Makline z lżejszymi sakiewkami, ale za to z torbami. Ruszyli w kierunku Magicznej Meranżeri, po jedzenie dla swoich zwierząt. Harry i Ron wzięli duże opakowania "Przysmaku Sów", a Hermiona wzięła jakąś karmę dla Krzywołapa. Ginny, która nie miała zwierząt, oglądała ciekawie zawartość klatek.
Gdy kupili już wszystko, co było im potrzebne, z wyjątkiem podręczników, skierowali się w kierunku Esów i Floresów.
Sklep wcale się nie zmienił. Od góry do dołu na regałach były książki. Po przestąpieniu progu sklepu, Hermiona nie mogła się oprzeć i weszła w regały, szukając lektury uzupełniającej. Gdy wybrała wreszcie pięć książek, ruszyła do kasy i poprosiła również o zwykłe podręczniki. Po godzinie spędzonej w samej księgarni, przyjaciele ruszyli z powrotem do sklepu Freda i George'a. Wiedzieli, ze Pani Weasley na pewno ma złe myśli, bo w końcu nie było ich z trzy a nawet cztery godziny. Gawędząc w najlepsze nagle zobaczyli po drugiej stronie najmniej lubianą i spodziewaną osobę: Draco Malfoya.
- Cześć szumowiny - rzucił w ich kierunku i zatrzymał się patrząc na nich z odrazą. Przyjaciele zauważyli, że bardzo się zmienił z wyglądu. Był bardzo blady, jeszcze bledszy niż w tamtym roku, o ile to możliwe. Jego skóra ciasno opinała się na kościach, szczególnie policzkowych. Wyraźnie schudł. Szczerze mówiąc bardziej przypominał trupa, niż żywego człowieka. Był sam, co było jeszcze dziwniejsze.
- Czego chcesz Malfoy? - zapytał Harry przez zęby.
- Nie potrzebujemy Cię oglądać - powiedział Ron, z nienawiścią w oczach. Wyraźnie miał ochotę się na niego rzucić, bo zacisnął pięści. Hermiona i Ginny instynktownie chwyciły go za ramiona. Na ulicy nikogo nie było, oprócz tej piątki.
- Malfoy idź, bo obrzydzasz nam wszystko dookoła - rzekła Hermiona z pogardą.
- Jak do mnie mówisz ty głupia szlamo? - zapytał, a w jego oczach pojawiły się groźne błyski - Jak śmiesz się do mnie odzywać?
Malfoy wyciągnął różdżkę. Coś fioletowego wystrzeliło w kierunku Hermiony. Zanim zdarzyła zrobić unik, przed nią znikąd pojawił sie Harry i odbił zaklęcie w stronę Dracona. Ślizgon również zrobił unik po czym zaśmiał się cicho.
- Bronisz tej głupiej i brzydkiej szlamy, której włosy wyglądają jak sianio? - zapytał z ironią. Jednak wcale nie sądził, że Granger jest głupia. Przeciwnie, wiele razy dowiodła mu swoją inteligencję. Jednak zawsze będzie ją uważał za "głupią szlamę". Nie można tracić arystokrackich cech. Malfoy prędzej by się zabił niż przyznał, że Granger może być najinteligentniejszą dziewczyną, jaką spotkał. To, że może być nawet mądrzejsza od niego nie chciało przejść myśl temu zadufanemu chłopakowi.
- Zejdź nam z oczu. PRECZ! - Ron chciał się chyba na niego rzucić, ale nie mógł, przytrzymywany przez dziewczyny. Malfoy znowu się zaśmiał.
- Idę, nie będę się zadawał z taką hołotą jak wy - i odszedł.
- Nareszcie sobie poszedł. Dlaczego mnie powstrzymywałyście? - zapytał oburzony Ron.
- Przecież on jest śmierciożercą! Mógł Cię zabić! - powiedziała Hermiona.
- Co on tu robił? Po tym co zrobił w czerwcu? Jak on może bezkarnie włóczyć się po Pokątnej?
- Nie wiem - rzekła Hermiona, kręcąc głową.
Oczywiście ledwie przestąpili próg sklepu z Magicznymi Dow****mi Weasley'ów, dostali kazanie, że włóczyli się aż tak długo (Przecież omal nie dostałam zawału!).
Pożegnali się z Fredem i Georgem, po czym znaleźli się w Norze, wskakując parami do kominka. Zjedli kolację i ruszyli do łóżek, gdyż jutro musieli wcześnie wstać, by pomóc Pani Weasley w przygotowaniach na ślub Fleur i Billa. Hermiona jakoś nie mogła usnąć. Wciąż myślała o Malfoyu, co robiła na Pokątnej, skoro ponoć szuka go całe ministerstwo, ale myślała też o Harrym, że rzucił się w jej obronie. Zaśmiała się cicho w poduszkę.

Co to jest miłość?
Czy to uśmiech z mojego lustra?
Co to jest miłość?
Czy to usta, czy dłonie twe?

Edytowane przez Adelajda Dakota dnia 03-02-2012 19:46