Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Nie ma większego czaru niż miłość//Historia Hermiony Granger//

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 02-02-2012 14:11
#1

Prolog.
Siedemnastoletnia dziewczyna, można powiedzieć, że już nawet osiemnastoletnia, siedziała na parapecie swojego pokoju i patrzyła na zachodzące promienie słońca, które delikatnie muskały jej twarz. Dziewczyna była pogrążona w myślach.
Nazywała się Hermiona Jean Granger i za tydzień miała rozpocząć siódmy, ostatni rok nauki w Hogwarcie. Jutro miała wybrać się na Pokątną i kupić potrzebne książki i inne przybory szkolne, potrzebne jej w ostatnim roku nauki. Po zakupach miała spędzić ostatni tydzień wakacji u swojego przyjaciela, Rona Weasleya, razem z nim, jego rodzeństwem oraz drugim, najlepszym przyjacielem, Harrym Potterem. Hermiona uśmiechnęła się na myśl o przyjaciołach, bo oprócz nich tak naprawdę nie miała z kim porozmawiać.
Hermiona nie miała nigdy chłopaka i na razie nie była zakochana (pomijając mały epizod z Wiktorem Krumem). Jednak miała ideał urody: Harry Potter. Uwielbiała patrzeć w głębie zieleni jego tęczówek. Włosy kruczoczarne i zawsze w nieładzie, tak odróżniały go od innych chłopców. Jego chuda budowa, według niej, idealnie pasowała do twarzy i niskiego wzrostu. Po prostu, szczerze mówiąc, podobał jej się, jak żaden chłopak wcześniej. Ron tez był fajny, ale jakoś bardziej lgnęła do Harry'ego. Czasem zastanawiała się, czy nie jest w nim zakochana. Ale nie była. To było po prostu zauroczenie urodą chłopaka. To z pewnością nie była miłość.
Tak myśląc, sięgnęła ręką po fasolki Bertiego Botta. Na oślep wzięła pierwszą z wierzchu i włożyła ją do ust, jednak od razu wypluła, gdyż wzięła smak pieprzowy. Pożałowała, że najpierw nie sprawdziła, co bierze do ust. Nie dość, że w głowie miała tyle myśli, że ją wręcz parzyły, to teraz miała to ohydne uczucie w ustach. Wściekła wyszła na korytarz. Słońce już zniknęło za horyzontem, więc było ciemno. Zeszła po schodach i skręciła w lewo, do kuchni. Wzięła czysta szklankę i napiła się wody. Od razu było jej lepiej. Była sama w domu. Rodzice poszli na jakiś romantyczny spacer. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić w końcu wzięła książkę, której nigdy wcześniej nie czytała. Po chwili wszystkie jej myśli były skupione na książce.
- Dziecko, czemu ty jeszcze nie śpisz? - Pani Granger stanęła w progu i obserwowała córkę.
- Czytam mamo.
- Dziecko, jest druga w nocy!
- I co z tego?
- Musisz się położyć, jutro wcześnie wstajesz. Hermiono natychmiast.
- Dobrze, ale dokończę rozdział.
Pani Granger wyszła wzdychając. Jak była w jej wieku też lubiła zatopić się w lekturze, w tej krainie marzeń, ale bez przesady. "To dziecko czyta aż z przesadą" - mruknęła do siebie. Hermiona dwie minuty później skończyła rozdział. Była bardzo ciekawe co będzie dalej? Czy Anne umrze? Zaczęła kolejny rozdział, a za nim drugi, trzeci... w końcu około piątej rano, nie wiadomo w której chwili, zasnęła z głową na książce.
- Wstawaj kochanie, musisz zjeść śniadanie! Za godzinę musimy być na Pokątnej!
- Co się dzieje? Pali się? - zapytała zupełnie nieprzytomna Hermiona.
- Trzeba było spać, a nie czytać. Teraz zejdź na śniadanie, bo owsianka Ci wystygnie. Przebierz się i spakuj pozostałe rzeczy - To mówiąc matka Hermiony wyszła z pokoju.
Panna Granger zeszła z łóżka i jakby nieobecna. Była tak rozkojarzona, że przez chwilę próbowała założyć spódniczkę na głowę. Gdy wreszcie ubrała się i doprowadziła włosy do ładu, zeszła do kuchni i usiadła przy stole. Tego dnia miała zieloną spódniczkę mini i bluzkę z krótkim rękawem w kolorze khaki. Owsianka już wystygła. Hermiona rzuciła sprytne zaklęcie i po chwili jej zupa była ciepła. Jako pełnoletnia czarownica, mogła już używać zaklęć poza szkołą. Szybko zjadła owsiankę i ruszyła na górę spakować resztę rzeczy.
- Pakuj! - rzekła, a ubrania naszykowane wcześniej i rzeczy, które naszykowała przed chwilą, same spakowały się do kufra.
- Gotowa? - zapytała Pani Granger.
- Tak.
- To bądź zdrowa moje dziecko. Idź z Bogiem - rzekła i przytuliła mocno córkę do siebie.
- Przyjedziesz do nas na Boże Narodzenie? - zapytał Pan Granger, który właśnie wszedł do kuchni.
- Nie wiem zobaczę. Trzymajcie się! - powiedziała. Pożegnała się z rodzicami, po czym wzięła w garść trochę proszku Fiuu, wrzuciła do kominka, włożyła tam kufer, wzięła Krzywołapa w ramiona i weszła w płomienie mówiąc: "Na Pokątną" i znikła wśród wirujących, zielonych płomieni.

Nadziei promyk na przeżycie...

Edytowane przez Adelajda Dakota dnia 04-02-2012 20:49