Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Nie ma większego czaru niż miłość//Historia Hermiony Granger//

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 02-02-2012 14:11
#1

Prolog.
Siedemnastoletnia dziewczyna, można powiedzieć, że już nawet osiemnastoletnia, siedziała na parapecie swojego pokoju i patrzyła na zachodzące promienie słońca, które delikatnie muskały jej twarz. Dziewczyna była pogrążona w myślach.
Nazywała się Hermiona Jean Granger i za tydzień miała rozpocząć siódmy, ostatni rok nauki w Hogwarcie. Jutro miała wybrać się na Pokątną i kupić potrzebne książki i inne przybory szkolne, potrzebne jej w ostatnim roku nauki. Po zakupach miała spędzić ostatni tydzień wakacji u swojego przyjaciela, Rona Weasleya, razem z nim, jego rodzeństwem oraz drugim, najlepszym przyjacielem, Harrym Potterem. Hermiona uśmiechnęła się na myśl o przyjaciołach, bo oprócz nich tak naprawdę nie miała z kim porozmawiać.
Hermiona nie miała nigdy chłopaka i na razie nie była zakochana (pomijając mały epizod z Wiktorem Krumem). Jednak miała ideał urody: Harry Potter. Uwielbiała patrzeć w głębie zieleni jego tęczówek. Włosy kruczoczarne i zawsze w nieładzie, tak odróżniały go od innych chłopców. Jego chuda budowa, według niej, idealnie pasowała do twarzy i niskiego wzrostu. Po prostu, szczerze mówiąc, podobał jej się, jak żaden chłopak wcześniej. Ron tez był fajny, ale jakoś bardziej lgnęła do Harry'ego. Czasem zastanawiała się, czy nie jest w nim zakochana. Ale nie była. To było po prostu zauroczenie urodą chłopaka. To z pewnością nie była miłość.
Tak myśląc, sięgnęła ręką po fasolki Bertiego Botta. Na oślep wzięła pierwszą z wierzchu i włożyła ją do ust, jednak od razu wypluła, gdyż wzięła smak pieprzowy. Pożałowała, że najpierw nie sprawdziła, co bierze do ust. Nie dość, że w głowie miała tyle myśli, że ją wręcz parzyły, to teraz miała to ohydne uczucie w ustach. Wściekła wyszła na korytarz. Słońce już zniknęło za horyzontem, więc było ciemno. Zeszła po schodach i skręciła w lewo, do kuchni. Wzięła czysta szklankę i napiła się wody. Od razu było jej lepiej. Była sama w domu. Rodzice poszli na jakiś romantyczny spacer. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić w końcu wzięła książkę, której nigdy wcześniej nie czytała. Po chwili wszystkie jej myśli były skupione na książce.
- Dziecko, czemu ty jeszcze nie śpisz? - Pani Granger stanęła w progu i obserwowała córkę.
- Czytam mamo.
- Dziecko, jest druga w nocy!
- I co z tego?
- Musisz się położyć, jutro wcześnie wstajesz. Hermiono natychmiast.
- Dobrze, ale dokończę rozdział.
Pani Granger wyszła wzdychając. Jak była w jej wieku też lubiła zatopić się w lekturze, w tej krainie marzeń, ale bez przesady. "To dziecko czyta aż z przesadą" - mruknęła do siebie. Hermiona dwie minuty później skończyła rozdział. Była bardzo ciekawe co będzie dalej? Czy Anne umrze? Zaczęła kolejny rozdział, a za nim drugi, trzeci... w końcu około piątej rano, nie wiadomo w której chwili, zasnęła z głową na książce.
- Wstawaj kochanie, musisz zjeść śniadanie! Za godzinę musimy być na Pokątnej!
- Co się dzieje? Pali się? - zapytała zupełnie nieprzytomna Hermiona.
- Trzeba było spać, a nie czytać. Teraz zejdź na śniadanie, bo owsianka Ci wystygnie. Przebierz się i spakuj pozostałe rzeczy - To mówiąc matka Hermiony wyszła z pokoju.
Panna Granger zeszła z łóżka i jakby nieobecna. Była tak rozkojarzona, że przez chwilę próbowała założyć spódniczkę na głowę. Gdy wreszcie ubrała się i doprowadziła włosy do ładu, zeszła do kuchni i usiadła przy stole. Tego dnia miała zieloną spódniczkę mini i bluzkę z krótkim rękawem w kolorze khaki. Owsianka już wystygła. Hermiona rzuciła sprytne zaklęcie i po chwili jej zupa była ciepła. Jako pełnoletnia czarownica, mogła już używać zaklęć poza szkołą. Szybko zjadła owsiankę i ruszyła na górę spakować resztę rzeczy.
- Pakuj! - rzekła, a ubrania naszykowane wcześniej i rzeczy, które naszykowała przed chwilą, same spakowały się do kufra.
- Gotowa? - zapytała Pani Granger.
- Tak.
- To bądź zdrowa moje dziecko. Idź z Bogiem - rzekła i przytuliła mocno córkę do siebie.
- Przyjedziesz do nas na Boże Narodzenie? - zapytał Pan Granger, który właśnie wszedł do kuchni.
- Nie wiem zobaczę. Trzymajcie się! - powiedziała. Pożegnała się z rodzicami, po czym wzięła w garść trochę proszku Fiuu, wrzuciła do kominka, włożyła tam kufer, wzięła Krzywołapa w ramiona i weszła w płomienie mówiąc: "Na Pokątną" i znikła wśród wirujących, zielonych płomieni.

Nadziei promyk na przeżycie...

Edytowane przez Adelajda Dakota dnia 04-02-2012 20:49

Dodane przez tarantula head dnia 02-02-2012 16:09
#2

No, ciekawie się zaczyna ^^ Mnie osobiście się podoba, ale temat "Dramione" jest już tak oklepany, że aż nudny.
Ale czekam na kolejne rozdziały :3

Dodane przez VessyRiddle dnia 02-02-2012 16:14
#3

Adelajda Dakota napisał/a:
Prolog.
Była sama w domu. Rodzice poszli na jakiś romantyczny spacer.




wydaje mi się, że nie pasuje tutaj ta kropka. Nie potrzebnie rozbiłaś to na dwa zdania. Mogłaś wstawić tam słowa "bo", "ponieważ" etc, etc. ^^
*
Ogólny pomysł na FF bardzo mi się spodobał i będę czekała na kolejne rozdziały c:

Vess.

Edytowane przez VessyRiddle dnia 02-02-2012 17:30

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 02-02-2012 20:51
#4

Rozdział 1.
Różne kominki: małe, duże, ludzi bogatych i biedniejszych migały jej przed oczami, a płomienie delikatnie ją muskały, choć ją nie parzyły. Wreszcie zobaczyła kominek w mieszkaniu nad sklepem Freda i George'a, gdzie umówiła się z przyjaciółmi. Szarpnęła rączkę kufra, przycisnęła mocno Krzywołapa i wyskoczyła z kominka, krztusząc się dymem.
Znajdowała się w jednym z prywatnych pokoi mieszkania Weasley'ów, którzy mieszkali nad sklepem. Ten pokój, w którym właśnie się znalazła był salonem.
Wszystko było tam kolorowe i żywe, nawet kominek, z którego przed chwilą wyskoczyła, był pokryty kolorowymi płytkami w ostrych kolorach. Hermiona wyjęła koszyk z kufra i włożyła do niego Krzywołapa, który mruczał leniwie. Pogłaskała go delikatnie za uszami, odstawiła kufer w kąt, zarzuciła torbę na ramię i wyszła z pokoju, zamykając drzwi. Zeszła po krętych schodkach na dół, które prowadziły na zaplecze sklepu. Przeszła przez kolejne drzwi, pomalowane na fiolet i znalazła się w sklepie. Od razu zobaczyła rude czupryny bliźniaków, odwróconych do niej plecami.
- Cześć! - powiedziała wesoło, gdy do nich podeszła.
- Witaj! - rzekli Weasley'owie.
- Harry'ego, Ginny i Rona jeszcze nie ma? - zapytała.
- Zaraz na pewno będą. Jak tam wakacje?
Hermiona uśmiechnęła się i zaczęła im opowiadać, że były super, ale smutno jej było czytać te wszystkie smutne doniesienia o tym, co narobili śmierciożercy.
Gdy tak rozmawiali, podeszły do nich cztery osoby: Harry, Ron, Ginny i Pani Weasley z ponurą miną.
- Cześć Hermiono! - powiedzieli wszyscy razem, jakby się umówili.
- Witajcie - rzekła i przywitała się z wszystkimi. Serce drgnęło jej trochę mocniej gdy witała się z Harrym, ale wolała o tym nie myśleć. Harry trzymał się z Ginny za ręce.
- Może już teraz zrobimy zakupy? - zaproponował Ron.
- No nie wiem... a jak Wam się coś stanie? Przecież jest tak niebezpiecznie... - rzekła przestraszona matka Rona.
- Proszę sie nie martwić, niedługo wrócimy - powiedział Harry i w czwórkę ruszyli ku wyjściu.
Za bardzo nie zmieniło się tu od ich ostatniej wizyty rok temu, tylko kilka witryn więcej było zabitych deskami. Spojrzeli po sobie smutno i ruszyli.
Nie była to tłoczna ulica, jaką była kiedyś. Ludzie robili zakupy w pośpiechu, trzymając się razem, nie zatrzymując się, żeby porozmawiać.
- To gdzie idziemy najpierw? - zapytał Harry.
- Do Madame Maklin, muszę kupić sobie nowe szaty szkolne, a ponieważ tata nieźle ostatnio zarabia, nie muszę ich kupić w lumpeksie...
- Chyba najpierw pójdziemy do Gringotta, nie mam pieniędzy - rzekła Hermi.
- Właśnie Hermiono, mam coś dla Ciebie - rzekła Ginny, dając jej sakiewkę.
- Bill pobrał za Ciebie pieniądze, żeby oszczędzić nam pięciu godzin czekania... zresztą zrobił to za nas wszystkich - powiedziała Ginny, na pytające spojrzenie Hermiony.
- Będę musiała mu podziękować. Jak tam przygotowania do ślubu?
- W porządku. Pomagamy mamie jak możemy. Wesele odbędzie sie w naszym ogrodzie.
Minęli jeszcze kilka witryn, w większości zabitych deskami i ujrzeli szyld sklepu Madame Maklin.
Korzystając z okazji, Hermiona z Ginny, kupiły sobie po szacie wyjściowej. Hermiona wybrała zieleń, a Ginny bordo.
Opuścili sklep Madame Makline z lżejszymi sakiewkami, ale za to z torbami. Ruszyli w kierunku Magicznej Meranżeri, po jedzenie dla swoich zwierząt. Harry i Ron wzięli duże opakowania "Przysmaku Sów", a Hermiona wzięła jakąś karmę dla Krzywołapa. Ginny, która nie miała zwierząt, oglądała ciekawie zawartość klatek.
Gdy kupili już wszystko, co było im potrzebne, z wyjątkiem podręczników, skierowali się w kierunku Esów i Floresów.
Sklep wcale się nie zmienił. Od góry do dołu na regałach były książki. Po przestąpieniu progu sklepu, Hermiona nie mogła się oprzeć i weszła w regały, szukając lektury uzupełniającej. Gdy wybrała wreszcie pięć książek, ruszyła do kasy i poprosiła również o zwykłe podręczniki. Po godzinie spędzonej w samej księgarni, przyjaciele ruszyli z powrotem do sklepu Freda i George'a. Wiedzieli, ze Pani Weasley na pewno ma złe myśli, bo w końcu nie było ich z trzy a nawet cztery godziny. Gawędząc w najlepsze nagle zobaczyli po drugiej stronie najmniej lubianą i spodziewaną osobę: Draco Malfoya.
- Cześć szumowiny - rzucił w ich kierunku i zatrzymał się patrząc na nich z odrazą. Przyjaciele zauważyli, że bardzo się zmienił z wyglądu. Był bardzo blady, jeszcze bledszy niż w tamtym roku, o ile to możliwe. Jego skóra ciasno opinała się na kościach, szczególnie policzkowych. Wyraźnie schudł. Szczerze mówiąc bardziej przypominał trupa, niż żywego człowieka. Był sam, co było jeszcze dziwniejsze.
- Czego chcesz Malfoy? - zapytał Harry przez zęby.
- Nie potrzebujemy Cię oglądać - powiedział Ron, z nienawiścią w oczach. Wyraźnie miał ochotę się na niego rzucić, bo zacisnął pięści. Hermiona i Ginny instynktownie chwyciły go za ramiona. Na ulicy nikogo nie było, oprócz tej piątki.
- Malfoy idź, bo obrzydzasz nam wszystko dookoła - rzekła Hermiona z pogardą.
- Jak do mnie mówisz ty głupia szlamo? - zapytał, a w jego oczach pojawiły się groźne błyski - Jak śmiesz się do mnie odzywać?
Malfoy wyciągnął różdżkę. Coś fioletowego wystrzeliło w kierunku Hermiony. Zanim zdarzyła zrobić unik, przed nią znikąd pojawił sie Harry i odbił zaklęcie w stronę Dracona. Ślizgon również zrobił unik po czym zaśmiał się cicho.
- Bronisz tej głupiej i brzydkiej szlamy, której włosy wyglądają jak sianio? - zapytał z ironią. Jednak wcale nie sądził, że Granger jest głupia. Przeciwnie, wiele razy dowiodła mu swoją inteligencję. Jednak zawsze będzie ją uważał za "głupią szlamę". Nie można tracić arystokrackich cech. Malfoy prędzej by się zabił niż przyznał, że Granger może być najinteligentniejszą dziewczyną, jaką spotkał. To, że może być nawet mądrzejsza od niego nie chciało przejść myśl temu zadufanemu chłopakowi.
- Zejdź nam z oczu. PRECZ! - Ron chciał się chyba na niego rzucić, ale nie mógł, przytrzymywany przez dziewczyny. Malfoy znowu się zaśmiał.
- Idę, nie będę się zadawał z taką hołotą jak wy - i odszedł.
- Nareszcie sobie poszedł. Dlaczego mnie powstrzymywałyście? - zapytał oburzony Ron.
- Przecież on jest śmierciożercą! Mógł Cię zabić! - powiedziała Hermiona.
- Co on tu robił? Po tym co zrobił w czerwcu? Jak on może bezkarnie włóczyć się po Pokątnej?
- Nie wiem - rzekła Hermiona, kręcąc głową.
Oczywiście ledwie przestąpili próg sklepu z Magicznymi Dow****mi Weasley'ów, dostali kazanie, że włóczyli się aż tak długo (Przecież omal nie dostałam zawału!).
Pożegnali się z Fredem i Georgem, po czym znaleźli się w Norze, wskakując parami do kominka. Zjedli kolację i ruszyli do łóżek, gdyż jutro musieli wcześnie wstać, by pomóc Pani Weasley w przygotowaniach na ślub Fleur i Billa. Hermiona jakoś nie mogła usnąć. Wciąż myślała o Malfoyu, co robiła na Pokątnej, skoro ponoć szuka go całe ministerstwo, ale myślała też o Harrym, że rzucił się w jej obronie. Zaśmiała się cicho w poduszkę.

Co to jest miłość?
Czy to uśmiech z mojego lustra?
Co to jest miłość?
Czy to usta, czy dłonie twe?

Edytowane przez Adelajda Dakota dnia 03-02-2012 19:46

Dodane przez tarantula head dnia 03-02-2012 19:05
#5

No, robi sie ciekawie :D Bardzo mi się podoba, na prawdę :3 Czekam na kolejny rozdział.
Aha i ta cenzura mnie rozwaliła :

Adelajda Dakota napisał/a:
Magicznymi Dow****mi Weasley'ów



Pozdrawiam :3

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 03-02-2012 19:45
#6

Rozdział 2.
Chociaż słońce dopiero niedawno wstało, chociaż każdemu chciało się spać, to jednak w Norze wszyscy wstali, prócz Billa i Fleur, którzy mogli pospać trochę dłużej, żeby przypadkiem nie zemdleli przed ołtarzem. Hermiona szybko narzuciła na siebie jakiejś dżinsy i bluzkę, która była na wierzchu. To samo zrobiła zaspana Ginny.
Dziesięć minut później wszyscy już jedli śniadanie. Mało ze sobą rozmawiali, ponieważ byli za bardzo senni, żeby rozmawiać. Po śniadaniu wszyscy jakby się obudzili. Posprzątali po sobie i zaczęli wynosić stoły i inne rzeczy do ogrodu.
Pogoda była śliczna. Na dworze było bardzo gorąco. Niebo było bez chmurek. Po prostu idealnie.
- Chłopcy, ustawiajcie stoły i krzesła. Dziewczynki, wy zajmijcie się dekoracjami. Są w komórce. Ja idę do kuchni - powiedziała ciepło Pani Weasley.
Tak więc Ron i Harry z pomocą Pana Weasleya i bliźniaków, którzy opuścili swój sklep na Pokątnej, by pomóc, zajęli się ustawianiem stołów i krzeseł, a Hermiona z Ginny poszły po dekoracje.
- Jak Ci się spało? - zapytała Ginny Hermionę.
- Dobrze. Usnęłam prawie od razu, jeśli nie licząc tych chwili, w których intensywnie myślałam.
- A o czym?
- O wszystkim i o niczym - powiedziała Hermiona. Jedno wiedziała na pewno: nie powie Ginny, co najprawdopodobniej czuje do Harry'ego. W końcu jest jego dziewczyną. A ona sobie wyobraża, że Harry ją kocha? Przecież to Ginny jest jego dziewczyną, nie ona.
Zaniosły pudełka z dekoracjami do ogrodu. Gdzieś około drugiej wszystko było gotowe. trzeba przyznać, ze ogródek wyglądał jak raj. Biało-czerwone dekoracje wyglądały pięknie, jak i również pachniały, gdyż w większości były to kwiaty.
- No, super. Idźcie się szykować. Za góra półtorej godziny widzę Was w ogrodzie. - powiedziała Pani Weasley, podziwiając efekt ich pracy.
- Dobrze. - wszyscy zmordowani i wykończeni ruszyli w kierunku domu. Chłopcy poszli do Pokoju Rona, a Hermiona z Ginny do pokoju rudowłosej.
- Którą mam założyć suknię? Tą bordową, fioletową czy zieloną? - zapytała Ginny pokazując jej po kolei sukienki.
- Myślę, że Tobie będzie pasowała ta bordowa. A jak myślisz, którą ja mam włożyć? Niebieską, czarną czy tą zieloną?
- Myślę, że zieloną. Fajnie współgra z Twoimi oczyma. - powiedziała wesoło Ginny.
Tak więc wszyscy spędzili czas na szykowaniu się. Hermiona i Ginny wyglądały oszałamiająco.
Granger upięła swoje włosy w eleganckiego koka, puszczając jeden, niesforny loczek. Suknię miała za kolanko, zieloną w jej ulubionym odcieniu tego koloru. Sukienka miała spory dekolt i była na ramiączkach. Była w jaśniejsze mazaje. bardzo elegancka.
Weasley miała błyszczącą, bordową suknię i czerwone szpilki wraz z torebką. Włosy troszkę wycieniowała i zostawiła rozpuszczone.
- Wyglądacie cudownie - rzekł Harry na widok dziewczyn.
- Dzięki, ty też-powiedziała Hermiona, uśmiechając się lekko. Chłopcy mieli szaty wyjściowe, jednak również wyglądali super. Zeszli do ogrodu. Tam już czekali na nich Państwo Młodzi i Państwo Weasley. Fleur wyglądała jak bóstwo. Miała delikatny makijaż, długi welon i suknię, na której widok nie jedna dziewczyna zsiniałaby z zazdrości. Powoli przybywali goście. Wszyscy witali się ciepło i z uśmiechem. Nagle Ginny szturchnęła mocno Hermionę.
- Co?
- Zobacz kto przyszedł-powiedziała Ginny. Miała dziwną minę.
Hermiona spojrzała w kierunku bramy i szczęka jej opadła. Przyszedł on? Nie no, to chyba tylko przewidzenie? Przecież jakby to było możliwe?
Ale to była prawda. Po ścieżce w towarzystwie Lupina i Tonks szedł nie kto inny jak Draco Malfoy.
- Co on tu robi? - zapytał z niedowierzaniem Ron.
- Nie wiem-powiedział Harry, marszcząc czoło.
- Cześć szumowiny - powiedział Ślizgon.
- Co tu robisz? - zapytał ogłupiały Ron.
- Nie sprawia mi przyjemności przebywanie tutaj, ale musiałem. Myślisz, że z własnej woli wszedłbym na teren twojego splugawionego domu? Nie.
Zanim zdążyli cokolwiek odpowiedzieć, usłyszeli głos Profesor McGonagall za sobą.
- Potter, Granger i Weasleye chodźcie za mną.
Tak więc czwórka nadal przyglądając się Malfoyowi z nienawiścią ruszyła za nią.
- Pani Profesor, Co Malfoy tu robi z Tonks i Lupinem? - zapytała Hermiona.
- Właśnie to chcę Wam powiedzieć. Słuchajcie. Pamiętacie, że to Pan Malfoy miał zabić Profesora Dumbledore'a? - zapytała. Oni kiwnęli głowami.
- Ale zabił go Snape. Dlatego Pan Malfoy nie wykonał zadania. Sami-Wiecie-Kto zamordował mu rodzinę, gdyż nie wywiązał się z obowiązku. Jego jednak zostawił. Nie miał się kto nim zająć. Bellatriks Lestrange odpada. Niemniej jednak Draco jest siostrzeńcem matki Nimfadory, a tym samym jej kuzynem. Jednak matka Tonks nie żyje. Nie miał się kto zająć chłopcem, więc opiekuje się nim Nimfadora, która stała się Jego prawnym opiekunem. Przynajmniej do piątego czerwca, gdy Pan Malfoy osiągnie pełnoletność.
- Ale... - przerwała jej Hermiona. Miała tyle pytań.
- Hermiono, poczekaj aż skończę. Chcę abyście mi coś przysięgli. Pan Malfoy nie ma już żadnych przyjaciół. Chcę, żebyście dodatkowo nie zatruwali mu życia. Nie oczekuję o Was, że będziecie jego przyjaciółmi, ale proszę: nie gnębcie go. Dość już przeszedł.
- Ale jak mamy być mili dla kogoś takiego jak on? - zapytał Harry.
- Normalnie Potter. Po prostu nie zwracajcie na niego uwagi. Dobrze, a teraz przysięgnijcie mi, że nie będziecie go bardziej gnębić.
- Dobrze, przysięgamy, ale...-powiedziała Hermiona, ale McGonagall znów jej przerwała.
- Świetnie, ale teraz chodźmy, bo za moment zacznie się ceremonia.


- Co o tym myślicie? - zapytał Harry na weselu, gdy wszyscy tańczyli na parkiecie. Malfoy gdzieś zniknął.
- O tym, co nam powiedziała McGonagall? Nic. Po prostu nie zwracajmy na niego uwagi.
- Masz rację. Ale teraz bawmy się - powiedziała Ginny i wyciągnęła Harry'ego na parkiet.
- Zatańczymy? - zapytał po chwili Ron Hermionę.
- Pewnie.
Było już dobrze po czwartej, a oni wciąż tańczyli. Hermionę bolały nogi. Odtańczyła już sporo tańców. To z Harrym, to z Ronem, Fredem i innymi.
W końcu usiadła na jakieś ławce ze szklanką w ręku.
- Co powiesz głupia szlamo?
Znikąd pojawił się Draco Malfoy.
- Czego chcesz? Jeśli to nic ważnego, to proszę zostaw mnie samą. Psujesz mi humor.
- Jak śmiesz mówić do mnie w taki sposób Granger? Ty wiesz, co ja mogę Ci zrobić? Mam wielkie znajomości. Na jedno moje słowo mogą Cię zabić. JA mogę Cię zabić...Więc lepiej trzymaj język za zębami.
- Co ty pieprzysz Malfoy? Ty już nie masz znajomości. Sam nie potrafisz zabijać! Ty nie masz nic. Jesteś skończonym gnojkiem ty parszywy...
Nie zdążyła dokończyć. Nagle Malfoy złapał ją za nadgarstek, pociągnął tak mocno, ze spadła z ławki i przygwoździł do ziemi.
- Zamilcz wredna szlamo! Odwołaj to natychmiast!
- Puszczaj mnie! - powiedziała trochę przestraszona.
- Ani myślę! Nigdy więcej nie odzywaj się do mnie w ten sposób bo pożałujesz, że w ogóle się urodziłaś!
W jego oczach była jakaś dzikość, która mówiła, że gotowy jest na wszystko. Hermiona wyjęła różdżkę i wycelowała w Malfoya. Wyszeptała jakieś zaklęcie. Malfoy puścił ją, a całą rękę pokryły mu bąble. Wstała i podeszła do Ślizgona. Uderzyła go ręką w policzek, cała się trzęsła ze złości. Uderzenie było tak mocne, że Draco zachwiał się.
- Nigdy więcej nie zbliżaj się do mnie - powiedziała, po czym poszła w kierunku Nory.
- Zapłacisz mi jeszcze za to!-jeszcze krzyczał za nią Malfoy, ale ona go ignorowała.
Weszła do pokoju Ginny, gdzie przebrała się w piżamy. Nadal cała się trzęsła. Słońce już dawno wzeszło.
- Śpisz? - zapytała Ginny, wchodząc do pokoju. Nie usłyszała odpowiedzi, więc po cichu przebrała się w piżamy i runęła na łóżko. Hermiona otworzyła oczy. Nie miała ochoty teraz o niczym mówić Ginny. Przyjdzie na to pora później.
W końcu usnęła z wycieńczenia.

Co ma przeminąć, to przeminie,
A co ma zranić - do krwi zrani...


Dodane przez tarantula head dnia 04-02-2012 17:13
#7

No, zaczyna robić się ciekawie. Podoba mi się charakter Dracona, mmm *-*
Ale w tytule masz błąd, powinno być Granger.
A tak, to tyle. Czekam na więcej. ^^

Dodane przez VessyRiddle dnia 04-02-2012 17:24
#8

Adelajda Dakota napisał/a:
że spadła z ławki i przygwoździł do ziemi.

literówka. Reszta może być, podoba mi się. Akcja dopiero się rozkręca, więc myślę, że będzie ciekawiej ^-^
Czekam na więcej, Vess.

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 04-02-2012 20:52
#9

Rozdział 3.
Hermiono, wstawaj wreszcie, jest już druga, a ty śpisz najdłużej z nas wszystkich - Hermiona usłyszała głos Ginny jakby z oddali. Usiadła na łóżku.
- Która godzina? - zapytała ziewając.
- Czternasta, mówiłam Ci już. Wszystko jest posprzątane, ale chodź na śniadanie.
- Ok, tylko się doprowadzę do porządku. Poczekaj na mnie. Przy okazji Ci coś powiem - rzekła Granger, patrząc na swoje odbicie w lustrze.
- Wczoraj po tańcu z George'm poszłam usiąść na ławkę w waszym ogrodzie, wiesz której, tej schowanej pod brzózkami. -powiedziała Hermiona, szukając jakiś ubrań.
- I co dalej?
- Nagle pojawił się Malfoy. Powiedział co ty robisz szlamo, czy coś w tym stylu. Odpowiedziałam mu zgryźliwie. On mnie zaczął straszyć, że na jego słowo mnie zabiją, czy coś...-Hermiona opowiedziała Ginny resztę, ubierając się.
- I ty się tym przejmujesz? - zapytała Ginny.
- No, trochę. Wiesz, złamałam obietnicę daną McGonagall.
- Jak mogłaś się tak unieść? - zapytała Weasley. marszcząc brwi.
- Nie wiem... - powiedziała Hermiona.
Dziewczyny zeszły na dół.
- No nareszcie dziewczynki. Strogonow wam wystygnie. Harry kochaneczku, chcesz dokładkę? - zapytała troskliwie Pani Weasley.
- Tak, poproszę-powiedział Harry, uśmiechając się do dziewczyn.
Dziewczyny usiadły naprzeciw chłopców. Hermiona zerkała na Harry'ego znad swojej miski zbyt często. Chciała patrzeć na tego już dorosłego mężczyznę, który najwyraźniej ją pociągał. Uwielbiała widzieć głębie jego oczu i tę czerń jego włosów...
- Halo Hermiono, powróć na ziemię - powiedział Ron, patrząc na przyjaciółkę. Miała jakiś bardzo nieprzytomny wzrok.
- Co? Co mówiliście? - zapytała nieprzytomnie.-Przepraszam nie wyspałam się-powiedziała, udając, że ziewa. Wolałaby pocałować pająka, niż powiedzieć Ginny, o czym teraz myślała.
- Ginny opowiedziała nam o tym co wydarzyło się między Tobą, a Malfoyem. Nie powinnaś się tym wcale przejmować - powiedział beztrosko Potter, nalewając sobie kolejną miskę Strogonowa.
***
Przez resztę tygodnia nie dane było jej rozmyślać o Malfoyu. Billa i Fleur nie było-pojechali do Egiptu w podróż poślubną. Za to w Norze było pełno roboty. Co rano odgnamiali ogród, z pomocą Krzywołapa, który ganiał gnomy po całym ogrodzie prychając i sycząc. Popołudnie spędzali najczęściej grając w Quidittcha, pamiętając żeby nie latać za wysoko. Zmieniali się często składem, ponieważ Hermiona była fatalnym graczem, w przeciwieństwie do pozostałej trójki. Były to bardzo szczęśliwe wakacje, ale i smutne. Wciąż nowe wiadomości, a jedna bardziej złowieszcza od drugiej, o wyczynach Śmierciożerców przygnębiały wszystkich.
Ostatni dzień wakacji niczym się nie różnił od poprzednich. Rano odgnomili ogród, ale po południu zamiast grać, pakowali się. Byli zdziwieni, że tak długo szukali wszystkich swoich rzeczy. Pakowanie zajęło im większość popołudnia. Kolację zjedli w domu, gdyż na dworze padał deszcz. Pani Weasley włączyła radio, w którym szła jakaś monotonna, smutna muzyka, obrazując to, co działo się na zewnątrz.Po posiłku Hermiona przeczytała kilka rozdziałów książki, Ginny bawiła się z Krzywołapem, a Ron z Harrym grali w szachy. Hermiona zerkała co chwila na Pottera znad książki.
- Idźcie już spać, jutro wcześnie wstajemy kochaneczki - powiedziała Pani Weasley. Tak więc wzięli swoje rzeczy i położyli się spać.
***
Rano był zwykły rozgardiasz, jednak byli już gotowi o dziesiątej. Pani Weasley, tak jak kiedyś zamówiła mugolskie taxówki. Tym razem jednak Krzywołap był spokojny. Wysiedli z samochodów. Harry zapłacił dwóm wysokim i brodatym kierowcom (Pani Weasley nie znała się na mugolskich pieniądzach, więc dała pieniądze Potterowi). Wzięli swoje bagaże i ruszyli ku barierce przy peronie 9 i 3/4. Harry przeszedł z Ginny, Hermiona z Ronem, a Pani Weasley za nimi.
- Nie ma sensu bym czekała półgodziny na wasz odjazd. Zrobiłam Wam kanapki, Ron nie są z peklowaną wołowiną, trzymaj, te są dla ciebie Harry kochaneczku, dziewczynki trzymajcie - powiedziała Pani Weasley, wręczając im prowiant.
- To spisujcie się dobrze. Znajdźcie sobie przedział... No to idę - powiedziała, pocałowała każdego z osobna i teleportowała się do Nory.
- To znajdziemy sobie przedział? - zapytała Ginny.
- Tak, chodźmy.
Weszli do pociągu i ruszyli korytarzem. Chociaż było wcześnie, przedziały były już zajęte.
W końcu, gdzieś pod koniec pociągu znaleźli prawie pusty przedział. Siedzieli w nim Neville Longbottom i Luna Lovegood.
- Chodźmy do nich - powiedziała Ginny. Wszyscy mieli na to ochotę, więc weszli.
- Cześć - powiedzieli chórem.
- Cześć - powtórzyli Neville z Luną.
- Możemy tu usiąść? Wszędzie taki tłok...
- Jeszcze się pytacie? No już, zajmujcie miejsca.
Tak więc przyjaciele dali bagaże na górną półkę i usiedli na miejscach. Ron, Ginny i Hermiona tylko zostawili bagaże - musieli iść do wagonu dla prefektów choć na chwilę, a Granger w szczególności, ponieważ została prefektem naczelnym.
Około pierwszej nadjechał wózek z przekąskami.
- Coś podać kochaneczki? - zapytała.
Wszyscy od razu podeszli do wózka, kupując ulubione przysmaki. Dopiero po drugiej pojawili się Ron z Hermioną.
- Wózek już był? Konam z głodu - powiedział Ron, padając na najbliższe siedzenie.
- Tak, kupiłem Ci fasolki i czekoladową żabę-powiedział Harry do Rona.
Przez resztę podróży gadali już w pełnym składzie o wakacjach i planach na przyszłość. Dowiedzieli się też, że Neville i Luna są parą. Za oknem zrobiło się ciemno, więc przebrali się w szaty. Półgodziny później wysiedli na mokrą stację w Hogsmade. Nadal kropiło.
- Pirszoroczni, pirszoroczni do mnie! - usłyszeli znajomy głos.
- Cześć Hagrid!
- Cześć dzieciaki!- rzekł olbrzym z uśmiechem.
Chcieli się go jeszcze o coś spytać, ale całą piątkę porwał nurt uczniów, idących w przeciwną stronę.

Ludzie to Adam i Ewa.
Bracia to Kain i Abel.
Potop to z nieba ulewa.
Pycha to jest wieża Babel...


Dodane przez lady552 dnia 04-02-2012 21:20
#10

Ty moja droga piszesz wspaniale! Masz pisać dalej!B)

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 07-02-2012 16:09
#11

Rozdział 4.
Lekko zmoczeni znaleźli się w Sali Wejściowej. Pomieszczenie było już pełne uczniów Hogwartu. Irytek, jak zwykle, siał pustoszenie. Tym razem rzucał we wszystkich kredą i gdy udało mu się trafić, ohydnie pokazywał język.
- Szybko wchodźcie do Wielkiej Sali, zaraz przybędą nowi uczniowie. Irytek, wynocha. Już!
Cała szóstka szybko weszła do środka i zajęła miejsca po środku stołu. Jedynie Luna, która była Krukonką, ruszyła ku stołowi Ravenclawu. Wygląd Wielkiej Sali zmienił się od ich ostatniej wizyty. Na ścianach wisiały czarne kiry. Nad stołem nauczycielskim wisiał wielki portret Albusa Dumbledore'a, który uśmiechał się do wszystkich. Tym razem w Sali było mniej tłoczno niż zwykle. Niektórych rodzice nie chcieli puścić do szkoły w tych czasach, a inni na pewno sami nie chcieli. Nie musieli długo czekać. Pięć minut później otworzyły się drzwi, przez które weszła Profesor McGonagall, a za nią rząd przestraszonych uczniów i uczennic. Hermiona, jak i pozostali, przez chwilę wrócili do wspomnień, gdy to oni szli, nie wiedząc co ich czeka i w jakim domu spędzą cały czas swojej nauki. Szczególną uwagę dziewczyna zwróciła na dziewczynkę w pierwszym rzędzie. Miała rude, wręcz ogniste, włosy, które sięgały jej do połowy pleców. Była bardzo niska, prawie wszyscy przewyższali ją o głowę. Profesor Flitwick położył na stołku starą, wyświechtaną Tiarę Przydziału. Rondo przy kapeluszu rozwarło się lekko i kapelusz zaczął śpiewać. Oprócz zwykłych cech domów, tiara, tak jak ostatnio, śpiewała, że wszyscy powinni się zjednoczyć, by zły odwrócić los. Po tej pieśni rozległy się oklaski. Hermionę dobiegło burczenie brzucha Rona. Skarciła go spojrzeniem, a on zrobił głupią minę. Niektórzy zaczęli się śmiać. Na podest weszła Profesor McGonagall z nieco krótszą niż zawsze listą.
- Gdy kogoś wyczytam, niech usiądzie na stołku i założy Tiarę Przydziału. Aleisy, Maggy! - owa dziewczynka, na którą uwagę zwróciła Hermiona, wyszła z szeregu uczniów i drżącymi rękoma włożyła kapelusz na głowę. Po chwili tiara krzyknęła:
- GRYFFINDOR! - dziewczynka oddała kapelusz i z ulgą usiadła przy ich stole, zachęcana oklaskami.
Kolejka uczniów zmniejszała się powoli. Hermionę często dobiegało burczenie brzucha Rona i jego uwagi w stylu "jestem głodny", "dajcie wreszcie to żarcie" i tym podobne. W końcu Granger powiedziała mu, że zachowuje się, jakby nie jadł nic przez cały rok, na co Weasley przestał marudzić i patrzył smętnie na puste talerze. Nareszcie został jeden uczeń, "Zaley, John" (Hufflepuff) i Profesor Flitwick wyniósł stołek i tiarę. Profesor McGonagall wstała.
- Witam Was wszystkich w nowym roku szkolnym! Cieszę się, aż tylu Was do nas dotarło! Proponuję, by wszyscy powstali. Uczcijmy minutą ciszy pamięć naszego byłego dyrektora.
Wszyscy posłuchali Profesor McGonagall, oprócz grupki Ślizgonów, ale to było normalne.
- Usiądźcie. Teraz coś zjecie, a potem wygłoszę mowę. Smacznego.
Złote i srebrne talerze napełniły się jedzeniem.
- NO NARESZCIE! - powiedział uradowany Ron i nałożył sobie dwa udka, jakąś sałatkę i pełno tłuczonych ziemniaków. Hermiona nałożyła sobie trochę frytek, surówkę i udko.
- Seamus, jednak matka pozwoliła Ci przyjechać? - zapytał Neville chłopca obok.
- Nie, nie pozwoliła mi, ale jestem już dorosły i nie potrzebuję jej zgody. A ja chciałem przyjechać tu - powiedział uśmiechając się do wszystkich.
- Mi też miło Cię widzieć-powiedziała Hermiona, odwzajemniając uśmiech. Przez resztę uczty siedzieli, gawędząc wesoło i śmiejąc się. W końcu talerze zalśniły czystością i McGonagall ponownie wstała.
- Skoro już wszyscy się najedli i napili, mam dla Was kilka informacji. Nowym uczniom mówię, że do lasu wstęp jest zabroniony, ale powinni o tym pamiętać także niektórzy starsi uczniowie-Harry, Ron i Hermiona spojrzeli po sobie, uśmiechając się lekko-Chciałabym przedstawić Wam także nowego nauczyciela Obrony przed czarną magią. Mam przyjemność ogłosić, że nowym nauczycielem Obrony przed czarną magią został Kingsley Shacklebolt!
Z cienia wyszedł prawie nikomu nieznany mężczyzna, w czarnej szacie wyjściowej. Uśmiechnął się do wszystkich. Rozległy się gromkie brawa. Najgłośniej klaskali Harry, Ron, Ginny i Hermiona.
- To na dziś tyle. Na pewno chcecie odpocząć po długiej podróży, by mieć siłę do nauki.
Wszyscy wstawali i ruszyli ku swoim dormitorium. Hermiona, jako prefekt naczelny, nie musiała zaprowadzić pierwszoroczniaków do Pokoju Wspólnego. Ruszyli w piątkę ku wieży Gryffindoru.
- Stokrotka - powiedziała Hermiona do Portretu, który natychmiast wpuścił ich do środka. Hermiona i Ginny ruszyli ku dormitorium po lewej stronie, chłopcy po prawej. Granger pożegnała Ginny i sama ruszyła schodami ku górze. Weszła do dormitorium, które dzieliła z Lawander Brown i Parvatti Patil. Dziewczyny gadały o chłopakach, zresztą jak zwykle. Trochę to drażniło Hermionę. Jak można gadać zawsze o tym samym? Ruszyła do kąta pomieszczenia, gdzie znajdowało się jej łóżko i runęła na nie...
Dziś nic szczególnego się nie wydarzyło, nad czym miałaby myśleć. Ale myślała. O Harrym. Jaki on jest cudowny i w ogóle. Kawałek dalej Lawander i Parvatti kłóciły się, który chłopak jest najprzystojniejszy. Teraz mówiły o Draco Malfoyu i innych. "A co one o tym wiedzą? Nie znają się. Malfoy przystojny? Chyba im się coś pomieszało... przystojny jest Harry.." uśmiechnęła się pod nosem, zanuciła po cichu swoją ulubioną piosenkę i zasnęła.

... Choć przyszłość świata znałeś, radować się kazałeś...

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 10-02-2012 20:34
#12

Rozdział 5.
Hermiona obudziła się bardzo wcześnie. Po cichutku, by nie obudzić współlokatorek, weszła do łazienki, wiedząc, że gdy wstanie Parvatti i Lavander, raczej do niej nie wejdzie. "To po prostu niemożliwe, ile te dziewczyny poświęcają czasu na swój wygląd"-pomyślała z pogardą Hermi.
Dziewczyna spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Tak jak co rano każdy włos sterczał w inną stronę, a wszystko to wyglądało jak "szopa na głowie". "Gdyby teraz widział mnie jakiś chłopak, na pewno umarłby ze strachu"-znowu pomyślała Granger. Szybko wzięła szczotkę i zaczęła czesać burzę swoich niesfornych loków.. Chociaż i może jej włosy były bardzo napuszone, to Hermiona je lubiła. To one, chociażby, odróżniały ją od reszty dziewczyn, których włosy były-w większości-gładkie i lśniące. Pół godziny później usłyszała pukanie do drzwi.
- Długo będziesz w tej łazience? Chcemy wejść - usłyszała głos Lavander.
- Zaraz wychodzę - powiedziała Granger.
Umyła twarz, wytarła ją i założyła opaskę. No, teraz w porządku.
- Już wolne - powiedziała pięć minut później, wychodząc z łazienki. Na łóżku Parvatti siedziały dwie dziewczyny, mając naburmuszone miny. Gdy tylko zobaczyły, że Hermi wyszła z łazienki, od razu poleciały w kierunku tego pomieszczenia.
- No nareszcie, ile można czekać na tą łazienkę? - powiedziała z pogardą panna Brown. Hermiona posłała mordercze spojrzenie w stronę drzwi, zza których dobiegła do jej uszu ta złośliwa uwaga. "Jak one śmią tak mówić? Codziennie spędzają każdy ranek w tej łazience, w której potrafią siedzieć dwie godziny, tak, że ja mam tylko kwadrans, który muszę poświęcić na ułożenie włosów"-pomyślała. Spojrzała na zegarek-no tak, do śniadania jeszcze godzina. Granger, nie mogąc znieść chichotów zza drzwi łazienki i sprzeczek, który chłopak jest przystojniejszy, ubrała się pospiesznie i zeszła do Pokoju Wspólnego.
Jak zawsze rano panował tu niesamowity porządek, w porównaniu z tym, co było pod koniec dnia. Nie było porozwalanych papierków od słodyczy, zmiętolonych pergaminów, plam od atramentu i połamanych piór. Hermiona usiadła w swoim ulubionym fotelu. Złość na współlokatorki nadal tliła się w niej. "A może by tak poprosić McGonagall o przeniesienie? Nie, ona ma już dość swoich problemów. Poza tym to już ostatni rok. Wytrzymałam sześć lat, to wytrzymam i ten rok".
Z dormitoriów zaczęły dochodzić poranne odgłosy. Hermiona wstała i ruszyła ku tablicy ogłoszeń. Nie wiedząc, co robić, przeczytała je. Prośby o zwrot rzeczy zaginionych, informacje typu "sprzedam" i "kupię" były przeraźliwie nudne, tak więc gdy pierwsi uczniowie zaczęli iść na śniadanie, ruszyła wraz z nimi. Zajęła miejsce gdzieś po środku stołu.
Dziesięć minut później nadeszli Ron i Harry z Ginny, którą trzymał za rękę. Ginny usiadła naprzeciwko przyjaciółki, Harry obok niej, a Ron zajął wolne miejsce po lewej stronie Hermiony.
- Cześć, jak Wam się spało? - zagadnęła Hermiona, uśmiechając się lekko.
- Dobrze, a Tobie? - zapytał Ron.
- Mnie też, choć rano miałam małe spięcie z Lavander i Parvatti - powiedziała Hermiona, posyłając porozumiewawcze spojrzenie Ginny. Ona jedna wiedziała o co chodzi.
- Jakie? - zapytali natychmiast chłopcy.
- Nie wasza sprawa - rzekła Ginny.
- Ty wiesz? - zapytał ogłupiały Ron.
- Wiem a co? - Ginny posłała mu wyzywające spojrzenie, na co jej brat umilkł.
Hermiona spojrzała w górę. Nadeszła poranna poczta. Brązowa sowa skierowała swój lot w jej kierunku. Do prawej nóżki miała przywiązany świeży egzemplarz "Proroka Codziennego", a do lewej skórzany woreczek, do którego Hermiona wrzuciła sykla.
- Umarł ktoś kogo znamy? - zapytał leniwie Ron, smarując tosta dżemem.
- Nie, ale był kolejny atak śmierciożerców na jakąś mugolską wioskę. Oh, to odrażające... zabili wszystkie dzieci i kobiety, a mężczyzn torturowali, dopóki nie pojawili się ci z Ministerstwa Magii...
- A jest coś wesołego?-spytał Harry. Miał już dość samych złych informacji.
- Hmmm... - zamruczała Hermiona, przeglądając gazetę - Niestety nie.
Po chwili podszedł do nich Dean, rozdając plany lekcji.
- Dziś nie jest za ciekawie ale nie najgorzej - powiedział Ron - teraz dwie godziny eliksirów ze Slughornem, potem Obrona Przed Czarną Magią z Kingsley'em, zaklęcia z Flitwickiem, a na koniec zielarstwo ze Sprout. Tylko pięć lekcji - rzekł Ron, w tryumfalnym geście.
- Ja mam cztery - powiedziała ze satysfakcją Ginny.
- A ja siedem i podskoczycie? - zapytała Hermiona. Oprócz tych lekcji co mieli chłopcy, musiała iść na dwugodzinną lekcję Numerologi, lecz nie prawiło jej to przykrości. W końcu był to jej ulubiony przedmiot.
Zabrzmiał dzwonek. Ginny pożegnała się z przyjaciółmi i ruszyła na górę, a pozostała trójka zaczęła schodzić schodami w dół, ku zimnym lochom.
- Wchodźcie, wchodźcie i zajmujcie miejsca - powiedział dobrodusznym tonem Slughorn. Przez wakacje jeszcze bardziej, o ile to możliwe, przytył.
- Połóżcie na brzegu ławki wypracowanie, które Wam zadałem na wakacje. Teraz przejdę się po klasie i zbiorę.
- Proszę Pana, ja swoje zostawiłem w dormitorium - powiedział Neville, podnosząc rękę.
- Przyniesiesz mi je po lekcji chłopcze - powiedział pan profesor. Zebrał już połowę wypracowań. Nagle zatrzymał się przy ławce dwóch Ślizgonów. Byli to Zabini i Malfoy. Blaise położył swoje wypracowanie na brzegu ławki, lecz Draco tego nie zrobił.
- Gdzie twoje wypracowanie? - zapytał Slughorn, patrząc na Malfoya.
- Ja... nie napisałem - powiedział Malfoy, spuszczając głowę. Wszyscy spojrzeli w jego kierunku.
- Tak...Profesor McGonagall mówiła mi o tobie. Tym razem nie ukarzę Cię, ale następnym razem zarobisz szlaban - powiedział Slughorn. Gdy zebrał już wszystkie wypracowania, zaczął odpytywać ich z poprzedniego roku. Najrzadziej podnosiła się ręka Malfoya. Znał odpowiedź tylko na dwa pytania.
W końcu przyszła kolej na Obronę przed Czarną Magią. Wszyscy usiedli zaciekawieni w swoich ławkach. Harry, Ron i Hermiona zajęli miejsca tuż przy biurku. Tuż po dzwonku nadszedł Kingsley. Był ubrany tak jak na uczcie. Stanął przy tablicy uśmiechnął się do wszystkich i powiedział:
- Dzień Dobry! Nazywam się Kingsley Shacklebout i jestem waszym nowym nauczycielem. Na tej lekcji sprawdzę, co nauczyliście się w poprzednim roku - wszystkim nowy nauczyciel przypadł do gustu. Po chwili profesor Shacklebout rozdał wszystkim arkusze z pytaniami. Wszyscy natychmiast pochylili się i zaczęli coś skrobać.
- To nie była zła lekcja, prawda? - zapytała Hermiona, gdy ruszyli do cieplarni.
Dla nikogo nie było zaskoczeniem, gdy profesor Sprout zaczęła lekcje od powtórki z poprzedniego roku.

Wieczorem, Hermiona kładąc się do łóżka myślała nad męczącym dniem. Ponieważ była bardzo zmęczona, już o dziewiątej położyła się do łóżka.
Była jedenasta, ale ona nie spała. Myślała o Harrym. Co do niego czuje? Jakie ma szanse? Szybko odrzuciła tę myśl. Potter był z Ginny, jej najlepszą przyjaciółką. Czy ma ryzykować przyjaźń dla chłopaka, który zresztą też jest jej przyjacielem? Jak zareaguje Ron?
Po północy z hukiem weszły jej współlokatorki. Ponieważ były zmęczone, był to jeden z niewielu "wieczorów", gdzie nie gadały o chłopakach. Lecz była odmiana. To Hermiona myślała o nich do późna. W końcu około drugiej usnęła...

Błagam o Wielki Dar,
Błagam o Wielki Dar,
Błagam o Wielki Dar, Wielkiej Wiary...

:)

Dodane przez lady552 dnia 10-02-2012 21:19
#13

kocham to ! Jesteś wielka! Serio!Pisz dalej!:jupi:

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 13-02-2012 11:10
#14

Rozdział 6.
Przez pierwszy tydzień nauka była bardzo nudna. Nauczyciele ciągle robili krótkie powtórki i przypominali o owutemach, które czekały ich na koniec roku.
Na drugi tydzień skończyła się sielanka. Wszyscy spędzali wolny czas (którego na tym roku mieli sporo) na odrabianiu non stop powiększającej się stercie prac domowych. Był to przykry szok dla wszystkich, którzy rozleniwili się przez te ciągłe powtórki i braki prac domowych, które teraz mieli bardzo długie, szczegółowe i po prostu męczące.
- Mam tego dość! - krzyknął zdenerwowany Ron w Pokoju Wspólnym.
Dochodziła północ, a on po raz dziewiąty zaczynał swoje wypracowanie na temat znaczenia pełni księżyca w sporządzaniu eliksirów.
- Trzeba było się za to zabrać od razu, a nie odkładać na ostatnią chwilę - powiedziała Hermiona z przekąsem - Mogłeś to zrobić wczoraj, a nie grać w Eksplodującego Durnia.
- A ja wiedziałem, że to będzie aż takie durne? - zapytał Ron z sarkazmem w głosie.
- Ej, cicho! Muszę się skupić! - powiedział Harry zbyt głośno. On z kolei utknął w połowie swojego wypracowania.
- Ty też mogłeś zrobić to wczoraj - rzekła Hermiona z wyrzutem - Dobra, pomogę wam, bo będziecie nad tym ślęczeć do świtu, a i tak daleko się nie posuniecie.
- Stokrotne dzięki za pocieszenie - powiedział smętnie Ron.
Hermiona usiadła naprzeciw chłopców i opowiadała im, dlaczego pełnie księżyca ma duże znaczenie. Około wpół do drugiej ich wypracowania lśniły świeżym atramentem i suszyły się przy dogasającym zupełnie kominku.
- Dziękuję Hermiono - powiedział Potter, po czym pocałował ją w policzek. Hermiona się zarumieniła, ale na szczęście nikt tego nie zauważył.
- Trzeba iść spać. Hermiono jesteś najmądrzejszą istotą jaką spotkałem. Zasługi twe wielkie, a serce czysty kryształ. Gdy kiedykolwiek powiem coś złego na ciebie....
- To uznam, że przestałeś być chory psychicznie - przerwała Ronowi Hermiona. Jej mózg wracał do normalności. Bardzo przejęła się tym nic nie znaczącym pocałunkiem, ale, dzięki Bogu, nikt tego nie zauważył. Hermi błogosławiła w duchu to, że zgasł kominek.
- Bardzo śmieszne - rzekł Ron, po czym niespodziewanie się roześmiał.
- Jesteś obłąkany - oznajmiła Hermiona.
- Tylko proszę, nie kłóćcie się o takie głupoty - powiedział znudzony Harry. Był zmęczony, a nie miał zamiaru wysłuchiwać i znosić kolejną kłótnię dwojga przyjaciół.
- Dobranoc - powiedziała Hermiona chłopcom i skręciła w prawo, do swojego dormitorium.
- ... Draco to przystojny facet - powiedziała rozmarzona Parvatti.
"No nie znowu to samo" - pomyślała Granger.
- No, Malfoy jest boski - dodała Lavander.
- Tak, bardzo. Szczególnie teraz, gdy wygląda jak szkielet - rzekła Hermiona na głos, choć nie miała zamiaru tego wypowiadać.
- A ty co się wtrącasz? - zapytała Patil.
- A co, odezwać się nie można? Zajmuję łazienkę - powiedziała zdenerwowana.
Gdy brała prysznic słyszała dużo obelg na swój temat.
- Odezwały się panny idealne - powiedziała Hermiona pod nosem, sięgając po ręcznik.

Następny dzień nie różnił się niczym od innych. Dużo nauki, prac domowych i załamania nerwowego.
- Szkoda, że nie zadają nam od razu dziesięć wypracowań - rzekł Ron. Właśnie wyszli z Obrony przed Czarną Magią. Kingsley zadał im trzy wypracowania, każde na inny temat.
- Ron to ostatni i najtrudniejszy rok nauki - powiedziała z wyrzutem Hermiona. Nie lubiła, gdy ktoś skarżył się na naukę. To było dla niej nienormalne. A od Ronalda słyszała to stanowczo zbyt często.
- Ale mogli by nam dać trochę luzu, co nie? W tym tygodniu jest wypad do Hogsmade, a jak mam się tam wybrać? Kiedy odrobię te przeklęte lekcje?
- Jakbyś się postarał, to zrobisz to nawet dzisiaj.
- Nie mogę. Muszę napisać jeszcze dwa wypracowania na eliksiry.
- Jeszcze ich nie zrobiłeś? - zapytała zdumiona.
- Przestańcie wreszcie! - powiedział Harry, gdy Ron chciał coś powiedzieć - Doprowadzacie mnie do szału!
- Och, bardzo przepraszam - rzekł Ron przymilnym głosem - Nie można urazić Wybrańca?
- Teraz wy zaczynacie - powiedziała Hermiona.
Przez całą drogę do lochów nie odzywali się do siebie. Zaczęli ze sobą rozmawiać dopiero wtedy, gdy Slughorn zadał im kolejne wypracowanie.
- Oni powariowali - powiedział Ron do przyjaciół.
- Nie martwcie się - rzekła Hermiona półgębkiem, bo nauczyciel właśnie na nich patrzył.

Hermiona siedziała samotnie przy kominku i pisała ostatnie z trzech wypracowań zadanych przez Kingsleya. Właśnie skończyła pisać, gdy Ron i Harry wpadli zdyszani do Pokoju Wspólnego.
- Jak trening? - zapytała.
- Hermiono, McGonagall wzywa Cię do swojego gabinetu - rzekł Harry na wydechu.
- Mnie a po co?
- Nie wiemy. Kazała tylko przekazać, że czeka na Ciebie.
- No to idę. Przeczytajcie moje wypracowania i na ich podstawie napiszcie własne - powiedziała, po czym zniknęła za dziurą pod portretem.
- Jak ona w dwie godziny mogła napisać tak skomplikowane i długie wypracowania? - zapytał zdumiony Ron.
Harry wzruszył ramionami.

Tym czasem Hermiona szła w kierunku gabinetu dyrektorki. Zastanawiała się o co mogło chodzić McGonagall, że wzywa ją teraz. Gdy stanęła przed kamienną chimerą, powiedziała hasło (jako prefekt naczelny znała hasło) i weszła na kamienne schodki. Zapukała trzy razy klamką.
- Proszę wejść - zza drzwi dobiegł ją głos McGonagall.
Hermiona otworzyła drzwi i przekroczyła próg. Gabinet wyglądał tak, jak za panowania Dumbledore'a, oprócz tego, że na żerdzi nie siedział Feniks, a obok drzemiących obrazów był nowy, przedstawiający poprzedniego dyrektora.
- Proszę usiąść, Panno Granger.
Hermiona usiadła na fotelu naprzeciw McGonagall.
- Na pewno zastanawiasz się, poco Cię wezwałam - Hermiona kiwnęła głową.
- Otóż chodzi o Pana Malfoya. Jak zapewne zauważyłaś ma on bardzo duże braki w nauce. Zupełnie sobie nie radzi. Chcę byś udzielała mu korepetycji.
- Ja? Jemu? Pani chyba żartuje... - powiedziała Hermiona. Korepetycje z Draco Malfoyem! Czym sobie na to zasłużyła?
- Nie żartuję Panno Granger. On ma braki ze wszystkich przedmiotów. Wielkie braki.
- A dlaczego akurat ja? - zapytała zrozpaczona.
- Ponieważ on ma braki ze wszystkich przedmiotów, a nie ma czasu, by każdy nauczyciel indywidualnie dawał mu korepetycje - rzekła nauczycielka, kładąc nacisk na słowo wszystkich.
- A dlaczego ja, a nie nikt inny?
- Ponieważ jesteś najmądrzejszą i najzdolniejszą uczennicą w tej szkole. Proszę zrób to dla mnie.
- Ale jak pani sobie to wyobraża? Przecież on mnie nienawidzi!
- Ale nie zaszkodzi spróbować. Jak będzie coś nie tak, albo będzie cię wyzywał, przerwiemy korepetycje. Proszę zgódź się.
- No dobrze, ale... - zaczęła Hermiona. Była zdumiona.
- Świetnie. Będą dwie lekcje tygodniowo. W piątek i niedzielę o osiemnastej po dwie, trzy godziny. Pierwsza lekcja jutro. Udostępnię wam klasę do transmutacji. Możesz odejść.
Hermiona wstała i ruszyła ku wieży Gryffindoru.
- Co chciała od ciebie McGonagall? - zapytał zaciekawiony Ron, widząc nieszczęśliwą minę Hermiony.
- Mam udzielać korepetycji Malfoyowi...
- Że co? - zapytał Harry zdumiony.
- Mam dawać korepetycje Malfoyowi. Dwa razy w tygodniu po dwie lub trzy godziny. W każdy piątek i każdą niedzielę o osiemnastej.
- Żartujesz prawda? - powiedział zdumiony Ron.
-Chciałabym żeby tak było... pierwsza lekcja jutro - rzekła, po czym usiadła zrezygnowana w fotelu.

Zapłaczę gorzko nad mym strachem,
Zapłaczę nad mym brakiem Wiary...

Edytowane przez Adelajda Dakota dnia 14-02-2012 19:22

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 13-02-2012 11:11
#15

Ciesze sie ze wam podoba się! Czekam na krytyke i kometarze!:P

Dodane przez Lily Evans Potter dnia 13-02-2012 12:27
#16

Bardze dobre fanfiction. Ciekawe jak dalej rozwinie się akcja. Pisz dalej.:)

Dodane przez Asella dnia 13-02-2012 13:48
#17

Wyśmienite !!! Ja k w oóle wpadłaś na pomysł że Malfoy bd pod opieka Tonks a Hermiona bd mu dawała korepetycje ??

A skoro czekasz an krytyke to mam tylko jedno "ale" powtórzenia których starasz się nie robić i zastępujesz wyrazy tylko czasami troche źle to dla mnie brzmi ( ale to tylko moje zdanie )

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 14-02-2012 10:47
#18

Dziękuje wam bardzo za miłe słowa.;)

Dodane przez tarantula head dnia 14-02-2012 14:55
#19

Adelajda Dakota napisał/a:
Na drugi tydzień skończyła się sielanka. Wszyscy spędzali wolny czas (którego na tym roku mieli sporo) na odrabianiu, non stop powiększającej się, stercie prac domowych.



Adelajda Dakota napisał/a:
Był to przykry szok dla wszystkich, którzy rozleniwili się przez te ciągłe powtórki i braki prac domowych, które teraz mieli bardzo długie, szczegółowe, i po prostu męczące.



Adelajda Dakota napisał/a:
Około wpół do drugiej, ich wypracowania lśniły świeżym atramentem, i suszyły się przy dogasającym zupełnie kominku.



Adelajda Dakota napisał/a:
- Ron to ostatni, i najtrudniejszy rok nauki



Adelajda Dakota napisał/a:
Przez całą drogę do lochów, nie odzywali się do siebie.



Adelajda Dakota napisał/a:
Hermiona siedziała samotnie przy kominku, i pisała ostatnie z trzech wypracowań, zadanych przez Kingsleya.



Adelajda Dakota napisał/a:
- Mnie? a po co?



Adelajda Dakota napisał/a:
Zastanawiała się, o co mogło chodzić McGonagall, że wzywa ją teraz.



Adelajda Dakota napisał/a:
- Proszę usiąść, Panno Granger.



Adelajda Dakota napisał/a:
- Na pewno zastanawiasz się, poco Cię wezwałam

po co.


Adelajda Dakota napisał/a:
- Otóż chodzi o Pana Malfoya. Jak zapewne zauważyłaś, ma on bardzo duże braki w nauce.



Adelajda Dakota napisał/a:
- Co chciała od ciebie MacGonagall?



Mam pytanie... Czy masz betę? Bo dużo błędów jest i radzę ją poszukać.

I jeszcze jedno.
Adelajda Dakota napisał/a:
- Tak, bardzo. Szczególnie teraz, gdy wygląda jak szkielet.

Malfoy jak szkielet? Masz u mnie minusa :bigrazz:
Ale ogólnie podoba mi się <3 Akcja powoli się rozkręca, że powoli mam chęć przeczytania więcej. Pisz, czekam na następny rozdział.

Edytowane przez tarantula head dnia 14-02-2012 14:56

Dodane przez Herminka dnia 14-02-2012 19:11
#20

Masz DUŻY talent. Pisz dalej.

Dodane przez Nieznaj dnia 14-02-2012 19:53
#21

Doskonałe, ładnie wszystko sklejasz;)
Tak na przyszlosc, raczej wyrazów podobnych do fajnie czy super unikaj:)

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 15-02-2012 18:48
#22

Rozdział 7.
Hermiona wstała z podkrążonymi oczami. Nie spała pół nocy. Zastanawiała się, jak będą wyglądać te całe korepetycje. Szybko się ubrała. Z powodu, jak zwykle, zajętej łazienki poszła na górę do Ginny.
- Cześć, mogę skorzystać z łazienki? - zapytała rudej.
- Oczywiście. Parvatti i Lavender znów cię nie wpuszczą? - Hermiona przytaknęła głową i weszła do łazienki. Szybko umyła twarz.
- Stokrotne dzięki.
- Nie ma za co. Poczekasz na mnie? Razem pójdziemy na śniadanie. Muszę tylko zapakować książki - rzekła Ginevra. Heremiona przygryzła dolną wargę. Zawsze to robiła, gdy ktoś robił coś związanego z nauką tuz przed lekcjami.
- Nie patrz tak na mnie. Wczoraj nie miałam czasu, byłam u Luny.
- Dobra, nie tłumacz się, tylko się pospiesz.
Ginny wpakowała pół tuzina książek i poszła z przyjaciółką w kierunku Wielkiej Sali.
- Co chciała od ciebie McGonagall? - zapytała rudowłosa, odgarniając włosy do tyłu.
- Skąd wiesz, że mnie szukała?
- Harry mi powiedział, jak wychodziłam do Luny, ale jak wróciłam było za późno, by ktokolwiek z was mi o tym powiedział.
- No więc... mam udzielać korepetycji Malfoy'owi.
- Nie żartuj! - powiedziała Ginevra, upuszczając Przydatne Eliksiry.
- Nie żartuję... dwa razy w tygodniu, a dziś mam pierwszą.
- Współczucie - powiedziała Ginny. Nie rozumiała McGonagall. Jak mogła pozwolić, by Hermiona udzielała Draco korepetycji? Przecież oni się tam zagryzą!
- Jak ty wytrzymasz z nim w jednym pomieszczeniu przez godzinę?
- Nie jedną, ale dwie a nawet trzy. Nie mam pojęcia.
Dziewczyny doszły do Wielkiej Sali i zajęły dwa wolne miejsca naprzeciwko Rona i Harry'ego.
- Cześć.
- Cześć.
Hermiona nałożyła sobie jajecznicy, a Ginny zrobiła tosta z Dżemem. Dziesięć minut później zabrzmiał dzwonek.
- To cześć, ja mam Numerologię! - powiedziała wesoło Ginny i wstała, by ruszyć w kierunku właściwej klasy.
- My tez chyba już powinniśmy iść na eliksiry - powiedział Ron. Całą trójka złapała za torby i ruszyła ku lochom.
- Witam was wszystkich - powiedział Slughorn z ciemnego kąta, z którego widać było spory kawał jego brzucha - Wasze wypracowania nie wyszły najgorzej, jednak jest jedno Okropne i kilka nędznych. Mieliście już ten eliksir w szóstej klasie, powinniście już go mieć w jednym paluszku. Najlepsze oceny dostali Hermiona Granger i Harry Potter. Oboje mają Wybitny. Reszta zobaczy swoje oceny, jak rozdam wypracowania.
- Ron, gratuluję, masz Powyżej Oczekiwań! - powiedziała Hermiona z uznaniem.
- Wiesz, nauczyłem się... ściągać od ciebie - powiedział cicho Ron, na co Hermiona i Harry zaśmiali się po cichu, ale i tak niektórzy spojrzeli się na nich z pretensją.
- Otwórzcie swoje książki na stronie dwieście czterdziestej piątej. Macie tam skład eliksiru Wielosokowego. Poczyniliśmy już próby jego uwarzenia w tamtym roku, ale większości nie wychodziło tydzień po rozpoczęciu warzenia tego eliksiru. Dziś zaczniemy od nowa, na ocenę. Tym razem nie będę przyjmował eliksirów po terminie. Mają być gotowe za miesiąc. Każdy kto zdoła go uwarzyć, otrzyma dwadzieścia punktów dla swojego domu. Składniki macie w kredensie. Jakieś pytanie? Nie ma pytań? Świetnie. Zaczynajcie!
Cała klasa natychmiast ruszyła po potrzebne składniki.
- My chyba nie będziemy mieli z tym problemu, co nie? - zapytała Hermiona po cichu.
- Tak, my to zrobiliśmy, a raczej ty to zrobiłaś, w drugiej klasie.
Hermiona zarumieniła się lekko. Mimo wszystko lubiła, gdy ktoś ją chwalił. Pod koniec lekcji, głównie dzięki Hermionie, eliksiry całej trójki miały właściwą konsystencję.
Po eliksirach mieli transmutację. Widok McGonagall przypomniał jej o korepetycjach, o których podczas warzenia eliksirów, zdążyła zapomnieć. McGonagall uczyła ich skomplikowanego zaklęcia, powodującego pojawianie się, przeciwności zaklęcia znikania. Harry i Ron po dziesięciu minutach uzmysłowili sobie, że te zaklęcia to nie jest sielanka. Pod koniec Hermionie tylko coś marnego wyszło. Zabrzmiał dzwonek, obwieszczający koniec lekcji. Wszyscy odetchnęli z ulgą.
- Praca domowa: napiszcie esej na temat tego zaklęcia. Malfoy, Granger zostańcie chwilę.
Gdy wszyscy, pomstując na kolejny esej, wyszli z klasy, McGonagall ponownie przemówiła:
- Chcę wam tylko powiedzieć, byście zachowywali się kulturalnie podczas korepetycji. Panie Malfoy, głównie chodzi o pana, gdyż organizujemy te lekcje dla ciebie, a nie dla przyjemności. Żadnego przezywania i spóźniania. Draco, masz odrabiać prace domowe zadane przez pannę Granger. To wszystko, możecie odejść.
Hermiona wyszła z klasy, nie zaszczycając Ślizgona nawet spojrzeniem.

Hermiona skończyła właśnie esej na transmutację, gdy Harry, Ron i Ginny wrócili z treningu.
- Chcieliśmy ci życzyć powodzenia - powiedzieli przyjaciele.
- Dzięki. Która godzina? - zapytała Hermi.
- Za dziesięć szósta.
- To ja idę.
Hermiona zatrzasnęła książkę. Wzięła kilka podręczników, kałamarz i swoje ulubione pióro, po czym poszła w kierunku klasy od transmutacji. Draco już tam czekał.
- Granger, miało być bez spóźniania - powiedział Malfoy, przeciągając sylaby.
- Jest punktualnie szósta.
- U mnie jest jeden po.
- Bardzo śmieszne - powiedziała Hermiona kąśliwie. Zsunęła dwie ławki, tak by były naprzeciw siebie i usiadała z jednej strony. Ślizgon nie ruszył się z miejsca.
- Malfoy, czekasz na zaproszenie? - zapytała Hermiona. Draco usiadł, patrząc na Gryfonkę z nienawiścią. - Dobra, zacznijmy od tego, że cię przepytam. Dziś skupimy się na eliksirach. Powiedz mi, co wiesz o eliksirze wielosokowym.
Malfoy coś tam wybełkotał. Najchętniej by trzasnął dziewczynę w twarz i wyszedł. Ale coś go przytrzymało. Co? Sam nie wiedział. Może nie chciał dostać szlabanu, albo udowodnić dziewczynie, że wytrzyma wszystko?
- I tyle tylko wiesz? - zapytała Granger, unosząc brwi. Malfoy przytaknął. Na widok miny Hermiony zezłościł się bardziej, o ile to możliwe. Co to jest, by szlama tak na niego patrzyła.
- Wiec tak... eliksir wielosokowy jest jednym z... może zaczniesz mnie słuchać? - zapytała Hermiona.
- Wiesz, to że przebywasz ze mną w jednym pomieszczeniu, powinno być dla ciebie zaszczytem - powiedział z ironią.
- Wiesz co, nie pomyślałam o tym. Ja raczej sądzę, że to kara, choć nie mam pojęcia za co. Zacznij uważać, bo...
- Bo co? Naskarżysz na mnie McGonagall? - zapytał z ironicznym uśmiechem. Hermionę zamurowało. Wolała przemilczeć tą uwagę. Za to Draco patrzył na nią ze złośliwą satysfakcją.
- Dobra, napisz mi na niedzielę esej o tym eliksirze. Jeżeli będzie dobry, zajmiemy się razem twoją pracą domową z transmutacji. Na dziś koniec - rzekła z tryumfem w oczach na widok miny Draco o pracy domowej. - To w niedzielę o tej samej porze - rzekła, po czym zabrała swoje rzeczy i wyszła, piorunowana gniewnym wzrokiem Malfoya.
- I jak korepetycje?
- Źle. Jestem wyczerpana, chyba już pójdę spać. Dobranoc. - powiedziała i ruszyła w kierunku dormitorium. Korzystając z wolnej łazienki, wzięła prysznic. Poczuła, jak z wodą razem spływa zły nastrój. Położyła się do łóżka i momentalnie zasnęła.

Czym dla topielca łyk powietrza,
Czym na pustyni w gardle ślina,
Dla Ojca tym ofiara z syna...

Dodane przez syrius_black dnia 15-02-2012 19:07
#23

Dobre było . Proszę Cię bardzo , pisz dalej , bo mnie bardzo zaciekawiło ...

Dodane przez tarantula head dnia 15-02-2012 19:10
#24

Adelajda Dakota napisał/a:
Z powodu, jak zwykle, zajętej łazienki, poszła na górę do Ginny.



Adelajda Dakota napisał/a:
Heremiona przygryzła dolną wargę. Zawsze to robiła, gdy ktoś robił coś związanego z nauką tuż przed lekcjami.

literówki.



Adelajda Dakota napisał/a:
- No więc... mam udzielać korepetycji Malfoy'owi.

Przy odmienianiu jego nazwiska nie ma apostrofa.



Adelajda Dakota napisał/a:
Najchętniej by trzasnął dziewczynę w twarz i wyszedł.

Najchętniej trzasnąłby.



A na koniec;
Adelajda Dakota napisał/a:
Hermiona wyszła z klasy, nie zaszczycając Ślizgona nawet spojrzeniem.

Ja mimo wszystko bym zaszczyciła. :bigrazz: Ale może dlatego, że nie jestem Hermioną i bardzo lubię Malfoya <3


Ale do rzeczy... Dzisiaj wyłapałam bardzo mało błędów i widzę, że jest o wiele lepiej... c: Ja już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału... Nie dawaj mi długo czekać, ok? ;)
Pozdrawiam, i weny życzę.

Dodane przez Asella dnia 15-02-2012 20:13
#25

Kolejny świetny rozdział. A już myślałam że Malfoy będzie udawał miłego i grzecznego chłopca który robi powtórki przed korepetycjami, ale jednak omyliłam się.

Czekam na kolejny rodział i pracę domową dla Hermiony ( jak mi się chciało śmiać jak to przeczytałam od razu na dzień dobry esej o eliksirze wielosokowym :D )

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 16-02-2012 14:54
#26

OH jakie miłe słowa postaram się dziś coś napisac!;)

Dodane przez Nieznaj dnia 16-02-2012 15:53
#27

Adelajda pisz czym prędzej:))

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 16-02-2012 19:07
#28

Rozdział 8.
Hermiona wstała w sobotni poranek bardzo wesoła, a mianowicie z kilku powodów: korepetycje z Malfoy'em ma dopiero jutro, dokopała wczoraj Draconowi, zadając mu pracę domową, wyspała się i miała wolną łazienkę, bez rozchichotanych panienek w dormitorium. Granger wstała i ruszyła do łazienki. Wzięła orzeźwiający prysznic i umyła włosy. Potem półgodziny leniuchowała. W końcu, gdy włosy były wilgotne, wzięła szczotkę i zaczęła rozczesywać burzę loków na głowie. Hermiona lubiła swoje włosy głównie dlatego, że wystarczyło je uczesać tylko po ich myciu i miała spokój. Ponieważ włosy jej się, dzięki Bogu, nie przetłuszczały, nie musiała ich myć tak często. Po rozczesaniu włosów, wysuszyła je jednym sprytnym zaklęciem. Następnie ubrała się w świeżo upraną szatę Hogwartu, z godłem Gryffindoru. Westchnęła nad nią cicho. Przecież walczy o Prawa Skrzatów Domowych, a sama przyczyniała się do ich pracy niewolniczej. Hermiona usłyszała, jak Harry mówił Ronowi, że to Zgredek sprząta ich cały Pokój Wspólny, bo inne skrzaty nie chcą tego robić przez jej czapeczki. Chociaż miała wyrzuty sumienia, że już nie próbuje ich uwolnić w ten sposób, wiedziała, że to nie ma sensu.
- Muszę wymyślić coś innego, niż robienie czapeczek. - powiedziała wesoło, ponieważ nic nie mogło jej zepsuć humoru tego dnia. Zeszła po spiralnych schodach, minęła portret Grubej Damy i ruszyła na drugie śniadanie, ponieważ na pierwsze zaspała, a potem leniuchowała.
- Cześć! - powiedziała uśmiechnięta do swoich przyjaciół.
- Cześć! - odpowiedzieli Harry, Ron i Ginny. W przeciwieństwie do niej nie było im wesoło.
- Co macie takie smutne miny? Coś się stało? - zapytała Hermiona.
- Sama zobacz. - powiedział Ron, rzucając jej gazetę.
Hermiona spojrzała na pierwszą stronę. Było tam zdjęcie Bellatriks Lestrange i jej męża oraz wielki nagłówek "Śmierciożercy z małżeństwem Lestrange na czele atakują". Hermiona zaczęła czytać:
Bellatriks Lestrange i jej mąż, Rudolf Lestrange, wraz z innymi Śmierciożercami napadli na małą wioskę w okolicach Londynu. Wymordowali tam prawie wszystkich mieszkańców. Mugole myślą, że to był atak bombkowy (bombka to takie coś, co mugole zrzucają na siebie z dużych wysokości, by zabijać się nawzajem). Z całej wioski ocalało kilkoro mugoli. Ciąg dalszy na stronach 5 i 6

- Jak oni mogli to zrobić? - zapytała Hermiona, niedowierzając własnym oczom.
- Widocznie mogli, Hermiono. Oni są bezlitośni, a już szczególnie ta cała Bellatriks. ONA ZABIŁA SYRIUSZA! - powiedział Harry z naciskiem na ostatnie zdanie, tak głośno, że kilka osób spojrzało się w jego stronę.
- Wiem Harry, nie musisz się wydzierać - powiedziała Ginny, podczas gdy z Hermiony dobry nastrój ulatywał jak powietrze z dziurawego balona.
- To co porobimy po południu? - zapytała Hermiona.
- My z Harrym jesteśmy do tyłu z pracami domowymi. A ty pewnie już wszystko odrobiłaś? - rzekł Ron.
- No pewnie. A wy jeszcze nie?
- Właśnie Ci mówimy, że dzisiaj nie.
- Ale chyba nie będziecie odrabiać lekcji? Możecie to zrobić jutro. - rzekła Granger, unosząc brwi.
- Hermiono, czy ty się dobrze czujesz? - zapytał Ron z głupią miną.
- Oczywiście, że się dobrze czuję. A czemu miałabym nie?
- No to przekładanie odrobienia prac domo...
- A co zamierzasz robić po południu, zamiast siedzenia w wieży? - zapytał Harry, przerywając Ronowi, a jednocześnie dając mu kopniaka pod stołem. A jak Hermiona zmieni zdanie? Sami sobie jutro nie poradzą, a on nie ma ochoty na naukę.
- Może odwiedzimy Hagrida? - zapytała Ginny.
- Świetny pomysł! - zawołała cała trójka.

Tak więc po obiedzie cała czwórka poszła do Hagrida.
Podeszli do drzwi i zapukali.
- Kto tam? - usłyszeli znajomy głos.
- To my - powiedział Harry.
- A kto by inny? - rzekł Hagrid i otworzył im drzwi z uśmiechem. - Sie macie? Wchodźcie - powiedział i wpuścił ich do środka. - O przyszliście z Ginny?
- Cześć Hagrid! Chyba mogę?
- No pewnie! - powiedział olbrzym, po czym zrobił im herbaty i podał ciasteczka. Harry, Ron i Hermiona, którzy mieli już sporo doświadczenie z wypiekami Hagrida, grzecznie odmówili, ale Ginny, która była u niego w środku pierwszy raz, poczęstowała się. Nie mogła go ugryź, więc dyskretnie, gdy Hagrid odwrócił się do nich, by dać im cukier, schowała je dyskretnie do kieszeni.
Po miłej rozmowie na temat Quidditcha, w której Hermiona brała mały udział, wrócili do zamku na kolację. Wszyscy już zapomnieli o wydarzeniach, o których pisze Prorok Codzienny, więc byli bardzo weseli. Hermiona natomiast nadal była smutna, ponieważ podczas większości rozmowy z Hagridem myślała o tym. Nie wiedziała czemu, przecież nie zginął nikt jej bliski, to jednak odczuwała dziwną pustkę.
- To przez takich jak rodzice Malfoya - powiedziała do siebie, roniąc kilka gorzkich łez.

Człeku, co Boga się nie boisz...
Człeku, co niesiesz śmierć zdradziecką...
Człeku, ty uczyń Znak Pokoju,
Karmiąc choć jedno głodne dziecko...

Edytowane przez Adelajda Dakota dnia 16-02-2012 19:08

Dodane przez tarantula head dnia 16-02-2012 19:11
#29

Adelajda Dakota napisał/a:
korepetycje z Malfoy'em ma dopiero jutro,

:sourgrapes: mówiłam coś na ten temat :D




na resztę przyjdzie czas jutro, bo teraz mi się nie chce :D uzupełnię jutro :3

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 17-02-2012 16:27
#30

Rozdział 9.
Następnego dnia Hermiona wstała lewą nogą. Zły humor z wczoraj, nadal w niej był.
- Jest coś ciekawego? - zapytał Ron przy śniadaniu, gdy Hermiona otworzyła "Proroka Codziennego".
- Trzy ataki dementorów, cztery zniknięcia mugoli i jakiś wilkołak zagryzł noworodka. Zadowolony? - zapytała Hermiona kąśliwie. Na widok tych ataków humor, jeżeli w ogóle to możliwe, jeszcze bardziej się pogorszył.
- Co powiecie na powrót do Pokoju Wspólnego, żeby odrobić lekcje? - zapytała Ginny.
- To ja poczytam w tym czasie książkę. Wypracowanie z Zielarstwa napisała m w nocy, ponieważ nie mogłam spać - powiedziała.
Cała czwórka ruszyła do Pokoju Wspólnego (Ron rzucał tęskne spojrzenia na jedzenie, które zostawało za nim), by zająć swoje ulubione miejsca przy kominku, co im się udało.
- Która godzina Ginny? - zapytała Hermiona. Było już dawno po obiedzie, a ona miała iść na te głupie korepetycje. Cała czwórka była wolna. Harry grał z Ronem w szachy, a Ginny obserwowała ich, trzymając Krzywołapa, który chciał skoczyć na szachownicę. Dzięki Hermionie tempo pracy całej trójki się zwiększyło, dzięki czemu mieli wieczór wolny.
- Za pięć szósta. Chyba musisz...
- ...już iść - dokończyła za nią Hermi. - To... cześć. Zobaczymy się później - rzekła.
Przeszła przez dziurę pod portretem i ruszyła korytarzami, by zdążyć na korepetycje.
- I znowu spóźnienie, Granger - rzekł Malfoy kąśliwie, gdy przed nim pojawiła się zdyszana Hermiona. Większość drogi pokonała biegnąc.
- O bardzo dużo, Malfoy. Jedna minuta robi Ci różnice? - zapytała, piorunując go wzrokiem. Gdyby ktoś tak spojrzała na Hermionę, jak ona patrzyła na Draco, pierzchnęłaby gdzie pieprz rośnie. Malfoy nadal uśmiechał się ironicznie.
- Może łaskawie zajmiesz miejsce? - zapytała, gdy Ślizgon zamiast usiąść, stał.
- Proszę bardzo, ale jak najdalej od Ciebie nic nie warta szlamo - syknął i zajął miejsce naprzeciw niej.
- Dobra, a teraz pokaż mi te dwa wypracowania. To z transmutacji i to o eliksirze wielosokowym - powiedziała. Malfoy, ku jej zaskoczeniu, wyjął oba wypracowania i położył przed nią.
- Masz Granger - powiedział. Jego oczy mówiły Hermionie, że najchętniej zacisnąłby ręce na jej szyi.
Hermiona przeczytała oba wypracowania.
- Tylko na tyle Cię stać? - zapytała, kładąc oba wypracowania z boku. - To o eliksirze wielosokowym nie było najgorsze, ale to o animagach to katastrofa... Masz, przeczytaj moje - rzekła, wyjmując z torby swoje wypracowanie.
Skoro miała udzielać mu korepetycji, postanowiła to robić jak należy. Chociaż jej oczy, jak i jego, wyrażały pogardę i nienawiść do drugiej osoby, wiedziała, że to jej obowiązek. Tak samo Draco wiedział, że to może mu pomóc. Oczywiście nie był zadowolony z tego, że jego korepetytorem jest właśnie ta Gryfonka, to postanowił czerpać z tego tyle, ile się da, ale nie dawać Granger satysfakcji. Pochylił się nad jej wypracowaniem i przeczytał. Było zadziwiająco dokładne. Chociaż zdania były krótkie, zwięzłe i na temat, to zawierały wszystkie informacje.
- Skończyłem - powiedział.
- To teraz napisz to, co zapamiętałeś. Jako wypracowanie. Tylko nie spisuj ze mnie - powiedziała.
Patrzyła na niego, jak pisał. Gdy skończył, oddał jej swoje wypracowanie.
- No, bardzo dobrze! Teraz przejdźmy do tego z zaklęć, a potem napiszemy to z Obrony Przed Czarną Magią. - rzekła. Napisali oba wypracowania.
- No, oddaj to nauczycielom. Może dostaniesz nareszcie jakąś dobrą ocenę...
- Co chciałaś powiedzieć przez "nareszcie dobrą ocenę", ty brudna szlamo? W ogóle jak śmiesz mi rozkazywać? Gdyby to tylko ode mnie zależało, w życiu nie siedziałbym w twoim pobliżu, nawet za górę galeonów. Jesteś zarozumiałą, głupią i brudną szlamą, która... - jednak nie zdążył dokończyć, bo Hermiona wstała i z całej siły walnęła go w twarz. Gniew, który w niej wrzał cały dzień, osiągnął punkt krytyczny. Malfoy upadł.
- Nigdy więcej tak do mnie nie mów! - powiedziała, celując w niego różdżką.
- Bo, co? Znów przywalisz mi w twarz? - zapytał siląc się na ironię, jednak odczuwał trochę strach. Policzek, gdzie trafiła dłoń Hermiony, piekł go żywym ogniem, a w dodatku Hermiona stała z wycelowaną w niego różdżką. W jej oczach czaił się dziwny błysk, jednak nie wróżył niczego dobrego.
Hermiona wyszeptała jakieś zaklęcie. Malfoya zaczęły dziobać ptaki, które pojawiły się znikąd.
- To widzimy się w piątek. - powiedziała i wyszła z tryumfalną miną. Wrzał w niej wielki gniew. "Sam sobie na to zasłużył", pomyślała, bo trochę żałowała, że dała się ponieść emocją.
- Stary gramofon - powiedziała do Grubej Damy, a ta odsłoniła jej przejście. Zaledwie przekroczyła próg rozległy się radosne wrzaski, a ktoś nawet puścił muzykę.
- Wszystkiego najlepszego Hermiono! - powiedziała Ginevra, rzucając się Hermi na szyję. Granger zupełnie zapomniała o swoich urodzinach!
- A z jakiej to okazji Ginny? - zapytała, gdy za nią wszyscy Gryfoni śpiewali "Sto lat".
- Żarty sobie ze mnie stroisz? Masz przecież dziś urodziny!
- Zapomniałam!
- Wszystkiego najlepszego! - ryknął Ron z Harrym.


Gdy tej nocy Hermiona kładła się spać (McGonagall przyszła w szlafroku po północy, każąc kończyć te hałasy), była zadowolona, że ma takich przyjaciół, którzy poprawili jej humor. O zdarzeniu na korepetycji jeszcze nikomu nie powiedziała. Na opowieść o tym będzie czas jutro.


Tymczasem Malfoy siedział na łóżku i przypatrywał się swoim ranom po dziobach ptaszków Hermiony. Policzek nadal go piekł. Gdy opowiedział o zdarzeniu Blaise'owi, ten zaczął rechotać jak wariat i wyszedł z dormitorium, ponieważ Draco patrzył na niego tak, jakby zaraz miałby go udusić.
- Ej, przyznaj Draco, że ta szlama ma klasę - powiedział do niego Zabini, nadal rechocząc.
- Może i ma klasę, ale jeszcze popamięta.
- Masz coś na myśli? - zapytał Blaise.
- Tak, mam. Myślę, że chyba poproszę ciotkę o przysługę. - powiedział Malfoy i uśmiechnął się ironicznie. Ten uśmiech nie zapowiadał niczego dobrego, a Blaise to wiedział. On również uśmiechnął się pogardliwie.

Na nic przysięgi i zapewnianie,
Że jest wśród żywych Pan Miłosierny
..

Dodane przez Lily Evans Potter dnia 17-02-2012 17:47
#31

Fajnie, że napisałaś dalszą część. Twoje fanfiction czyta się łatwo i przyjemnie. Mam nadzieję, że dopiszesz dalsze rozdziały.:)

Dodane przez lady552 dnia 17-02-2012 17:48
#32

Wiesz rozkazuje ci pisać dalej! Czemu? Bo masz talent.

Dodane przez tarantula head dnia 17-02-2012 17:57
#33

Adelajda Dakota napisał/a:

- To teraz napisz to, co zapamiętałeś. Jako wypracowanie. Tylko nie spisuj ze mnie


Nie miał przepisywać z Hermiony? Chyba z jej wypracowania.

Nie będę sprawdzała błędów, bo wydaje mi się, że tego nie chcesz.
Ogólnie czekam na dalsza część.

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 21-02-2012 19:44
#34

Rozdział 10.
Nadszedł już koniec października, który był wyjątkowo ponury. Prawie wszystkie liście opadły już z drzew i prawie cały czas padało. Nie był to jednak łagodny "deszczyk", ale prawdziwe ulewy, przez co uczniowie spędzali każdą przerwę w zamku, co było niezbyt przyjemne, ponieważ Irytek prawie na każdej przerwie wymyślał nowe psoty. Najsłynniejszym jego występem było, na razie, wywalenie kilku najsłynniejszych obrazów w szkole na głowy przerażonych drugoroczniaków. Był to najlepszy jego numer, aż do ostatniego piątku października, w którym otworzył drzwi, podczas najgwałtowniejszej nawałnicy, jaka była w tym roku. Wszyscy momentalnie byli cali mokrzy i prezentowali się jako "mokre kury Hogwartu".
- Dlaczego jesteście cali mokrzy? - zapytała Hermiona Harry'ego i Rona, która nie widziała całego zajścia, ponieważ przerwę spędziła w bibliotece.
- Irytek otworzył na oścież drzwi i wszystkich natychmiast zmoczyło! - burknął ze złością Ron.
- No to idźcie się przebrać, w czym problem? Mamy teraz godzinę wolną, a potem drugie śniadanie i Obrona przed Czarną Magią.
- Tak, mam nadzieję, że na drugim śniadaniu wreszcie przylecą sowy. Mama miała przysłać nam jakiejś słodycze domowej roboty - powiedział Ron.
- A ty tylko o jednym Ronald - powiedziała Hermiona, po czym zaśmiała się.
Cała trójka ruszyła do Pokoju wspólnego, od czasu do czasu korzystając ze skrótów, ponieważ i na korytarzach Irytek zastawił mokre niespodzianki.
- To wy idźcie się przebrać, a ja w tym czasie zacznę pisać to wypracowanie na Transmutację.
- Jakoś mnie nie zaskoczyłaś, Hermiono - powiedział Harry i uśmiechnął się do niej.
Hermiona odwzajemniła uśmiech, po czym otworzyła torbę i wyjęła z niej czystą rolkę pergaminu, podręcznik do transmutacji, jakąś książkę na temat zaklęć powodujących pojawianie się, pióro i atrament, po czym znalazła odpowiednią stronę w podręczniku i otworzyła książkę, po czym zabrała się do pracy.
- Już tyle napisałaś? - zapytał Ron z rozdziawionymi ustami, patrząc na prawie całą zapisaną rolkę pergaminu po obu stronach, którą Hermiona zapełniła przez ostatnie półgodziny.
- A ty aż tyle się przebierałeś? - Hermiona odpowiedziała pytaniem na pytanie i wysoko uniosła brwi.
- Nie mogłem znaleźć czystej szaty - powiedział Ron.
- A ja na niego czekałem - powiedział Harry i nieoczekiwanie Pokój Wspólny Gryfonów wypełnił śmiech trójki przyjaciół. Był on tak głośny i nagły, że kilka osób podskoczyło z przerażenia.
- Skończyłam! - powiedziała tryumfalnie Hermiona, gdy zabrzmiał dzwonek na przerwę.
- My też - powiedział Ron.
- Grę w gargulki? bardzo pasjonujące zajęcie - powiedziała Hermiona prychając.
- Przestańcie wreszcie sobie dogryzać! Ludzie, przecież wy jesteście już dorośli! - powiedział Harry, gdy Ron otworzył usta, by odgryźć się Hermionie.
- Przepraszam - pierwsza powiedziała Hermiona.
- Tak, wybacz nam stary - powiedział Ron z przepraszającym uśmiechem, który wyglądał jak jakiś grymas, ale ważne były intencje.
- Tak lepiej, Lepiej chodźmy na drugie śniadanie - powiedział Harry i cała trójka biegiem ruszyła do Wielkiej Sali, zapominając zamknąć za sobą dziurę pod portretem.
- A więc ja sobie tak powiszę i będę czekać, aż wy łaskawie wrócicie z lekcji? - krzyknęła ku nim Gruba Dama.
- Tak, będziemy Ci wdzięczni - krzyknął w odpowiedzi Ron, a pozostała dwójka się roześmiała i przyspieszyła biegu.
- A może nie powinniśmy jej tak zostawiać? - zapytała z lękiem Hermiona, gdy zajęli swoje miejsca.
- Daj spokój Hermiono, nie zrobiliśmy nic złego - powiedział Harry.
Nagle do Wielkiej Sali wleciała dziesiątka sów z pocztą.
- Nareszcie, może przyszły jakiejś słodycze od mamy - powiedział Ron z nadzieją.
- Wybacz Ron, ale myślę, że Error nie dotrze tu w takiej nawałnicy - powiedział Harry, wyrywając Rona z krainy marzeń.
Jednak przed Hermioną wylądował szary puchacz z najnowszym "Prorokiem Codziennym". Hermiona włożyła sykla do woreczka i odwiązała rozmokła gazetę. Gdy sowa odleciała, Hermiona zrobiła coś nieoczekiwanego. Przedarła gazetę na pół, potem na ćwiartki i na jeszcze mniejsze kawałki, po czym usunęła je z podłogi jednym zaklęciem.
- Czemu to zrobiłaś? Miałem zamiar to poczytać! - powiedział Ron z oburzeniem.
- Ponieważ kiedy biorę tego szmatławca do rąk, albo psuje mi humor, albo jeszcze go pogarsza - powiedziała wesoło Hermiona, nakładając sobie na chleb malinowy dżem.
Zabrzmiał dzwonek na lekcję. Hermiona wzięła do ręki jeszcze jeden tost i zjadła go po drodze do klasy Obrony przed Czarną Magią.
Do klasy wszedł Kingsley i zajął miejsce za biurkiem.
- Witajcie. Poproszę o wasze wypracowania - powiedział Shacklebolt i dwadzieścia parę rolek pomknęło w jego kierunku i zgrabnie wylądowały przed nim na biurku.
- Proszę wyjąć swoje różdżki. Dziś będziemy ćwiczyć zaklęcia niewerbalne, ponieważ nadal niektórym to nie wychodzi - powiedział profesor.
- Podzielcie się na pary i... - przerwało mu pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedział Kingsley.
Do klasy weszła McGonagall. Minę miała jakąś ponurą i zatroskaną.
- Przepraszam, że przeszkadzam Kingsley, ale czy mogę zabrać Hermionę Granger? Jest możliwość, że już tu nie wróci - powiedziała McGonagall.
- Ależ oczywiście, Minerwo.
- Panno Granger, proszę za mną.
Hermiona wzięła swoje rzeczy i poszła za McGonagall do jej gabinetu, zastanawiając się, dlaczego McGonagall jest taka ponura i w dodatku wyrwała ją w środku lekcji.
- Lodowa mysz - powiedziała McGonagall do kamiennej chimery. Gdy tylko powiedziała te dwa słowa, chimera ożyła, odsłaniając ruchome, kamienne schody. Hermiona weszła na nie zastanawiając się o co chodzi.
- Proszę usiąść panno Granger - powiedziała Minerwa.
Hermiona rozejrzała się po tym kolistym pokoju. Było tu jak zawsze, pomijając kilka szczegółów. Na biurku było o wiele mniej dziwnych instrumentów, a na ścianie był portret Dumbledore'a. Brakowało też żerdzi, na której siadał Fawkes.
- Na początku chciałam pannie pogratulować wspaniałych wyników na tych korepetycjach. naprawdę, pan Malfoy osiąga coraz lepsze rezultaty.
- Dziękuję - powiedziała Hermiona, ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że nie po to McGonagall wyrwała ją z lekcji.
- Niestety, nie to jest powodem tych odwiedzin - powiedziała Minerwa, jakby czytając w myślach Hermiony.
- Muszę obiweścić pannie coś bardzo smutnego. Czytałaś może dzisiejszego "Proroka Codziennego"? - zapytała Minerwa, a Hermiona pokręciła głową.
- Otóż wczoraj w nocy był okrutny napad na dzielnicę, w której mieszkasz. napadu dokonali Śmierciożercy pod przewodnictwem Bellatriks Lestrange. Zabili kilkunastu mugoli, w tym Twoich rodziców i dziadków.
Hermiona poczuła dziwną pustkę. Przecież to nie możliwe...
- Naprawdę mi bardzo przykro panno Granger - powiedziała McGonagall widząc pierwsze z wielu łez w jej oczach.
Jednak Hermiona jej nie słuchała. Po prostu wybiegła z jej gabinetu ze łzami w oczach.
Zamek był całkowicie opustoszały, ponieważ prawie wszyscy byli na lekcjach.
Nie miała do kogo się udać. Po prostu weszła do pierwszej lepszej klasy i zaczęła płakać jeszcze bardziej.
Dlaczego Śmierciożercy są tacy podli? Dlaczego jej to zrobili?
Płakała tak około dwóch godzin. Nagle do jej głowy przyszły inne myśli. Czy zdoła pójść na pogrzeb? Kto ich pochowa?
Znowu zaniosła się histerycznym płaczem. Ktoś otworzył drzwi.
- Jest tu ktoś? - zapytał dobrze jej znany głos.
Hermiona nadal płakała.
- Hermiona? - zapytał harry, widząc jak brązowowłosa tonie we łzach.
- Co się stało?
- Moi... moi rodzice i dziadkowie nie żyją. Zabili ich Śmierciożercy - powiedziała z trudem i przytuliła się do niego.
- Chodź do Skrzydła Szpitalnego - powiedział i zaprowadził ją tam z Ronem.


Tego dnia nie pojawiła się na korepetycjach. Malfoy darmo czekał dwadzieścia minut pod klasą. Poszedł z powrotem do Pokoju Wspólnego.
- Ej, Draco chodź ze mną. Muszę Ci coś pokazać - powiedział Zabini.
Malfoy posłusznie poszedł za nim.
- Masz, czytaj - powiedział Blaise, rzucając mu "Proroka Codziennego" do rąk. Gdy Malfoy skończył czytać artykuł, coś go ścisnęło. To dlatego nie było jej na korepetycji.
- Zadowolony? - zapytał Blaise.
- Oczywiście Zemsta się powiodła - powiedział Malfoy ze mściwym uśmiechem i zszedł z przyjacielem do Pokoju Wspólnego, gdzie tego dnia miała się tam odbyć balanga.


Tymczasem Hermiona leżała w Skrzydle Szpitalnym. Już nie płakała. Postanowiła być silna. Przecież oni na pewni nie chcieli, by płakała. Nigdy nie lubili jej łez, kiedy wracała z mugolskiej szkoły z płaczem.
- Nie będę płakać. Będę silna! - powiedziała głośno i humor jakoś jej się poprawił. natychmiast wzięła pierwszy lepszy podręcznik z torby przy łóżku i zaczęła czytać.

Masz prawo kochać!
Masz prawo śnić!
Masz prawo śpiewać!
Masz prawo żyć!
Masz prawo marzyć, teraz i tu!
Na przekór kłamstwu, Na przekór złu!


Dodane przez Lily Evans Potter dnia 21-02-2012 20:24
#35

Super rozdzial, widze, ze akcja sie rozwija. Pisz dalej, czekam na nowe rozdzialy.

Dodane przez tarantula head dnia 22-02-2012 17:53
#36

O mój Boże. Nie spodziewałam się tego! Ten Malfoy to jest... B) Z niecierpliwością czekam na więcej :3

Dodane przez Herminka dnia 22-02-2012 19:10
#37

Ojojoj. Biedna Hermi ;(.

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 23-02-2012 21:17
#38

Rozdział 11.
-Przykro mi Poppy, ale muszę ją zobaczyć...
- Ale ona musi wypoczywać, jest strasznie wykończona!
- Ale to nie powinno czekać. Chyba muszę nalegać...
- Ale nie teraz kiedy śpi! Musi się obudzić!
Hermiona leniwie otworzyła powieki. Głosy kłótni pomiędzy szkolną pielęgniarką, a Minerwą McGonagall obudziły dziewczynę. Jej powieki były ciężkie i spuchnięte, a ona sama czuła pustkę i smutek. Wiadomości z wczoraj nią wstrząsnęły, czemu nie można się dziwić. Śmierć najbliższych osób bardzo ją przytłaczała. Wtedy w wakacje marzyła, by wreszcie znaleźć się w Norze... żałowała, że wtedy nie pożegnała się z nią jakoś lepiej, a z tatą w ogóle się nie widziała. Przecież tak ich kochała, teraz to sobie uświadomiła.
- Błagam Cię Poppy. Im wcześniej się dowie, tym lepiej!
- Zawiadomię Cię, gdy tylko się obudzi...
- Nie trzeba, proszę pani, już nie śpię - odezwała się Hermiona bardzo cicho, jednak obie kobiety natychmiast zwróciły głowy w jej stronę.
- Czy mogę Poppy, nalegam... - powiedziała McGonagall. Pani Pomfrey tylko pokręciła z zrezygnowaniem głową i poszła do swojego gabinetu, mrucząc pod nosem uwagi na temat tych, którzy zakłócają spokój jej drogim pacjentom.
- Przepraszam panno Granger, jeśli te wrzaski Cię obudziły - rzekła Minerwa.
- Nie ma za co przepraszać, pani Profesor - powiedziała Hermiona.
- Panno Granger, chodzi o twoich rodziców.
- Aha - powiedziała Hermiona, a wielka gula stanęła jej w gardle.
- Przykro mi, ale nie możesz jechać na ich pogrzeb. To zbyt niebezpieczne.
- Ale... - zaczęła Hermiona, ale McGonagall jej przerwała.
- Panno Granger, przecież wie panna, że "Prorok Codzienny" prawie wszystko zatuszowuje, a to przez wpływ Ministerstwa Magii, a szczególnie Scrimgeoura. O połowach napaści w ogóle nie piszą, by nie wywoływać "niepotrzebnej paniki", jak mówi minister.
- Ale to jest chore! Przecież ludzie powinni znać prawdę... - zaczęła Hermiona.
- Wiem, Hermiono, ale w Ministerstwie jest pełno szpiegów Voldemorta - na dźwięk nazwiska skrzywiła się lekko - i jest im to na rękę, bo ludzie tak naprawdę, nie wiedzą co się dzieje, czym stają się łatwym celem. Chociaż wszyscy wiedzą, że wrócił Sam..., Voldemort, naprawdę nie wiedzą, co się dzieje. Niewykluczone, że przy takiej organizacji Voldemort wkrótce zajmie Ministerstwo - powiedziała Minerwa ściszonym głosem, a Hermiona spojrzała na nauczycielkę ze zdziwieniem. Nigdy wcześniej McGonagall nie nazwała jej po imieniu.
- Rozumiem, pani profesor. Ale przecież nic mi się nie stanie! Śmierciożercy nie zainteresują się dzieckiem mugoli...
- Wręcz przeciwnie. Przecież jesteś przyjaciółką Pottera, a oni o tym wiedzą! Po za tym zabiją Cię również z powodu twojego pochodzenia! Przecież oni gardzą mugolami. Prędzej czy później Śmierciożercy ujawnią się i wtedy na pewno pogorszą sytuację mugolaków!
- Ale...
- Bez żadnego "ale", panno Granger. Zostaje pani w szkole i koniec - powiedziała McGonagall, zostawiając Hermionę z mętlikiem w głowie.


Hermiona wyszła ze Skrzydła Szpitalnego w niedzielę rano. Przemyślała dokładnie to, co powiedziała jej McGonagall i doszła do wniosku, że nauczycielka ma rację. Przecież odwiedzi ich groby, jak skończy szkołę...
Poszła prosto na śniadanie.Szybko wypatrzyła Harry'ego, Rona i Ginny, siedzących na końcu stołu. Pewnie ruszyła w ich kierunku.
Bardzo cieszyła się, że ma tak oddanych przyjaciół. To oni przychodzili przez dwa dni do Skrzydła Szpitalnego i pocieszali ją. To oni teraz na jej widok uśmiechali się i machali do niej. Hermiona zajęła miejsce pomiędzy Harrym i Ronem.
- Cześć! Co powiecie? - zapytała Hermiona, smarując tosta dżemem.
- Nic ciekawego.
- A ja mam dla was kilka informacji - powiedziała Hermiona.
Po pospiesznie zjedzonym śniadaniu, Hermiona opowiedziała im pod rozłożystym bukiem na błoniach to, czego dowiedziała się od McGonagall.
- Czyli Ministerstwo jest pod władzą Voldemorta? - zapytał Harry.
- Nie, na razie wszystko robi sam Scrimgeour, ale Voldemort ma szpiegów w Ministerstwie, którzy w każdej chwili mogą zacząć działać! - powiedziała Hermiona.
- Ja tam się nie dziwię. Tata też tak twierdzi - powiedziała Ginny, wzruszając ramionami.
- Skąd wiesz? - zapytał Ron, z ogłupiałą miną patrząc na siostrę.
- Słyszałam, jak rodzice kiedyś o tym rozmawiali w wakacje. Nie mówiłam wam, bo uważałam to za mało istotne - powiedziała Ginny, znów wzruszając ramionami.
Ruszyli do zamku. Ginny cały czas kłóciła się z Ronem. Przestali dopiero w Sali Wejściowej, gdzie inni uczniowie zaczęli posyłać w ich stronę gorszące spojrzenia.
Usiedli w swoich ulubionych fotelach i zaczęli odrabiać prace domowe.


Wieczorem o szóstej Hermiona czekała przed klasą transmutacji na swojego "podopiecznego". Zjawił się spóźniony.
- O której się przychodzi? - zapytała Hermiona, na widok zdyszanego Ślizgona.
- O której się chce. Arystokracja ma prawo do takich wychyleń... Nie to, co chołota, Granger.
Hermiona przemilczała tę uwagę. Weszła do klasy, a za nią Malfoy.
Korepetycja ciągnęła się w nieskończoność. W końcu o dziewiętnastej, Hermiona oznajmiła, że to już koniec.
- Co Granger, nie możesz wytrzymać z podniecenia, bo dziś jest Noc Duchów? - zakpił Ślizgon.
- Nie Malfoy, po prostu pomyślałam, że na dziś koniec... Chyba, że wolisz tu zostać...
Malfoy nic nie powiedział. Wziął swoją torbę i wyszedł. Hermiona poszła do pokoju Wspólnego.
Nie była pewna, czy chce iść do Wielkiej Sali na Noc Duchów. Nie miała nastroju. To przecież była zabawa, w tym roku miały być również tańce, a ona nie miała nastroju.
- Hermiono, idź się przebierz. Dzisiejszego dnia obowiązują szaty wyjściowe - powiedziała Ginevra. Hermiona nawet nie zauważyła, kiedy ta weszła. Ona siedziała sama. Wszyscy szykowali się na noc duchów. Kilka osób nawet przebierało się za nocne zjawy, ponieważ w tym roku miano wybrać najładniej przebraną osobę.
- Ginny, ja nie idę...
- Musisz, co będziesz robić?
- Zrozum, nie mam ochoty na zabawę.
- Idziesz! - powiedziała Ginny, z błyskami w oczach.
Hermiona poddała się. Nie lubiła odmawiać przyjaciółce. Poszła za nią do swojego własnego dormitorium, gdzie Parvatti i Lavander w łazience kłóciły się o szminkę. Dziewczyny podeszły do szafy Granger.
- Masz- rzekła, podając Gryfonce dżinsową spódniczkę i bluzkę z długim rękawem. Spódniczka miała kokardkę po lewej stronie, a bluzka była w białe ii granatowe paski.
Hermiona przebrała się, słysząc odgłosy z łazienki. Uśmiechnęła się z politowaniem, gdy jej koleżanki zaczęły się kłócić, która ma użyć srebrnych cieni do oczu.
- I jak wyglądam? - zapytała Hermiona. Spódniczka sięgała za kolanko.
- Świetnie. Z tymi twoimi włosami nie da się coś zrobić?
- Ginny, to tylko Noc Duchów! - oburzyła się Hermiona.
- Nie gniewaj sie Hermiono, pomyślałam tylko, żebyś może wyglądała trochę inaczej niż zwykle.
Dziewczyny wyszły z dormitorium i ruszyły ku Wielkiej Sali, ponieważ dochodziła już dziewiąta.
W Wielkiej Sali było pełno duchów, szkieletów i innych budzących grozę zjaw. Oprócz tego było bardzo kolorowo. Hermionę nawet zaczęło razić to w oczy. Przyzwyczaiła się już do wystrojonych na czarno uczniów. Pośród tego kolorowego zgiełku trudno było im wypatrzeć Harry'ego i Rona, ale w końcu ich znaleźli.
Ron miał na sobie białą koszulę i czarne sztruksy, a Harry dżinsy i koszulę w kratkę, w różnych odcieniach granatu ze srebrnymi guzikami. Obaj wyglądali naprawdę przystojnie.
Ginny usiadła Harry;emu na kolanach, a Hermiona obok Rona.
Powstała MacGonagall. Wszystkie rozmowy ucichły.
- Witam was na dzisiejszej uroczystości. Postanowiliśmy w tym roku, jak wiecie, trochę ją ubarwić. Proszę, dobierzcie się w pary do tańca. Natychmiast rozpoczęło się wielkie zamieszanie, bo uczniowie zaczęli szukać sobie par.
- Zatańczymy? - zapytał Ron Hermionę. Ona kiwnęła ze zrezygnowaniem głową. Nie to, by towarzystwo Rona jako partnera jej przeszkadzało, tylko dlatego, że niezbyt miała ochotę.
McGonagall machnęła różdżką. Stoły "podjechały" pod ściany, tworząc otwartą przestrzeń.
Ze starego gramafonu zaczęły wydobywać się pierwsze nuty piosenki, która była jakaś taka dostojna. Uczniowie zaczęli tańczyć powolny taniec.
- Co piosenkę dziewczyny zmieniają partnera.
Klasy piąte i wzwyż tańczyły w jednej części sali, a młodsze w drugiej.
Zabrzmiała szybka piosenka, przypominająca mugolską "Hafananę". Hermionie podobały się te tańce. Przynajmniej na chwilę oderwała się od ponurych myśli.
Hermiona zaczęła kołysać się w dźwięk muzyki. W końcu spojrzała na partnera z którym tańczyła i szczęka jej opadła. Tańczyła z Malfoyem! On też na razie jej nie poznał z powodu półmroku panującego w Sali. Jedynym źródłem światła były świeczki w wydrążonych dyniach, które były jeszcze przysłaniane przez przelatujące od czasu do czasu nietoperze.
Hermiona spojrzała na Ślizgona. Tańczył świetnie, a zawdzięczał to głownie rodzicom. Jako arystokrata często chodził na różne bale. Hermiona nadal tańczyła, udając, że nie poznaje Malfoya. Teraz on ją obserwował. Z jego twarzy nie można było wyczytać nic oprócz jakiegoś paskudnego uśmiechu.
Tańce trwały i trwały. W końcu o pierwszej nad ranem McGonagall ogłosiła koniec. Hermiona nie powiedziała nikomu, z kim tańczyła. Wesoła położyła się do łóżka.
- Dziękuję Ci Ginny za wszystko, za to, że zapomniałam nawet o śmierci rodziców - powiedziała Hermiona do poduszki, a na wspomnienie rodziców popłynęło kilka łez. Hermiona nie sądziła, że może jeszcze płakać.

Zatańczy Hanka, zatańczy Hanka, zatańczy Hanka,
A w dolinie chłopak dziewczynie serce wziął,
A w dolinie chłopak dziewczynie serce wziął...

Dodane przez Martita dnia 29-02-2012 11:44
#39

fajny tekst, daję W ;)

Dodane przez kasienka dnia 29-02-2012 13:58
#40

Super opko! Hej, załorzyłam nowy blog z hermioną, moglibyście zerknac i ocenić? www.historiawhogwarcie.blogspot.com

Dodane przez tarantula head dnia 29-02-2012 19:00
#41

Hermiona tańcząca z Malfoyem... Cóż z tego wyniknie? Czekam na dalsze części, bo mnie zaciekawiło c;

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 02-03-2012 22:35
#42

Rozdział 12.
Druga połowa listopada. Czas, który zazwyczaj zwiastuje nadejście świąt Bożego Narodzenia i srogiej zimy, a w Hogwarcie również wywoływał głębokie podniecenie nadchodzącym meczem Quidditcha, Gryfonów przeciw Ślizgonom, który był pierwszy w sezonie. Chociaż październik był mokry i ponury, listopad okazała się zupełnym tego przeciwieństwem. Słońce grzało bardzo mocno, bardziej niż w poprzednim miesiącu, a uczniowie, którzy zazwyczaj o tej porze roku chodzili już w szalikach i rękawiczkach ochronnych, teraz biegali po błoniach w samych bluzach, rzucając się liśćmi lub skacząc w świeżo zgrabione stosy przez pana Filcha, który obrzucał tych śmiałków stekiem ordynarnych przekleństw.
Taką właśnie scenerię obserwowała z okna brązowowłosa dziewczyna, o takim samym kolorze oczu, śmiejąc się pod nosem, gdy jeden z uczniów chwycił widły i zaczął z nimi gonić Filcha, który uciekał z niewidzianą wcześniej u niego sprawnością.
Hermiona była sama w opustoszałym Pokoju Wspólnym. Harry, Ron i Ginny byli na treningu, a większość uczniów i uczennic poddali się wiatrowi wiejącemu z okna. Po prostu biegali po błoniach. Jednak Hermiona nie miała ochoty na zabawę. Usiadła, wzdychając ciężko, na wysłużonej już kanapie naprzeciw kominka. Chciała się zastanowić głęboko nad swoim życiem. Po stracie rodziców, z którą już się jako tako oswoiła, była jakaś zdołowana, nie potrafiła się śmiać. Nigdy wcześniej nie odczuwała ich braku w Hogwarcie, a teraz...
Zapatrzyła się w ogień, który nagle zapalił się w kominku.
Czy czuje coś do Harry'ego po za głęboką przyjaźnią? Nie. Nadal uważała, że jest przystojny aż do cholery, ale nie była w nim zakochana. Kochała go, ale jak przyjaciela. Teraz kiedy straciła najbliższe po za nimi osoby, oni byli najważniejsi. na pierwszym miejscu. A trzeba przyznać, że stanęli na wysokości zadania. Robili jej miłe upominki, unikali tematów związanych z rodzicami. Hermiona była im wdzięczna, zwłaszcza dlatego, że miała dość już dużo wcześniej uwag Rona na temat słodyczy i innego jedzenia. To było żenujące.
Myślała dużo, nie zauważyła nawet kiedy zrobiła się szarówka i wszyscy Hogwartczycy powoli wracali do swoich Pokoi Wspólnych. Nagle Hermionie ukazał się płomyk jasny jak włosy jednego ze Ślizgonów. Przed oczami ukazała się jej twarz Malfoya z ironicznym uśmiechem na ustach.
Od tego tańca stosunki między nią a Malfoyem uległy poprawie. Stały się znośne, choć i tak lekcje z nim psuły Hermionie dużo nerwów i często musiała przygryzać sobie język, by nie palnąć czegoś głupiego.
Miała co do niego jakieś dziwne, mieszane uczucia, których sama nie potrafiła zrozumieć. Pierwszym z nich było na pewno współczucie. Naprawdę współczuła mu i sobie utraty rodziców. Wiedziała, jak musiało mu być ciężko. Mimo wszystko, był on z nimi bardzo związany, tak jak ona ze swoimi. Współczuła mu także tego, że przyjaciele odwrócili się od niego w takiej chwili. Ona miała wspaniałych przyjaciół i przyjaciółkę, więc tak naprawdę było jej go bardzo żal. Jednocześnie jednak czuła do niego głęboką nienawiść, z powodu jego arogancji i pychy. Dlaczego on ją tak traktował? Tylko dlatego, że miała innych rodziców niż on? Przecież to chore... a jak on ją nazywał! Czuła jednak coś jeszcze, takie jakieś miłe uczucie, którego nie potrafiła zindentyfikować. Było to jakieś dziwne uczucie, miłe, ale czymś przysłaniane...
- Hermiono, co tak myślisz? - zapytała Ginny i opadła na kanapę obok niej.
- O niczym ważnym... tak ogólnie. Jak trening? - zapytała Hermiona.
- Dobrze. Tylko nie mogłem wypatrzyć znicza w takich ciemnościach, złapałem go dwa razy, ale wypuściłem trzeci i błąkałem się w ciemnościach, dopóki nie pomyślałem o zaklęciu przywołującym. - Harry wyszczerzył do niej zęby.


Szkarłatno - złota część trybun mocno szalała, wrzeszcząc i powiewając chorągiewkami. Srebrno - zielone sektory patrzyły na to wzrokiem, który prawie zabijał. Gryfoni strzelili w tym meczu dziesiątego gola, dając wynik sto do dwudziestu.
- Teraz jeden ze ścigających Slizgonów ma kafla, ale piękna akcja z tłuczkiem Sloppera - rozległ się podekscytowany głos Colina Creeveya rozległ się po trybunach. W tym meczu to on był komentatorem. Nigdy jeszcze nie czuł się tak szczęśliwy.
- Bell podaje do Gin..., przepraszam, Weasley i GOOOLL! - wrzasnął Colin, a za jego przykładem poszły w ruch rozetki i rozległ się ryk słynnego lwa Luny Lovegood.
Nagle stało się coś, że wszyscy wstrzymali oddech. Harry Potter i szukający Slizgonów, Arnold Heset, zanurkowali raptownie, ale po minucie było po wszystkim. Czarnowłosy uniósł w geście tryumfalnym prawą dłoń, w której trzepotała się skrzydlata piłeczka.
Widzowie w szkarłacie oszaleli z zachwytu. Ślizgoni ze zrezygnowaniem na twarzach rzucili miotły.
Potem była tylko balanga. Wszyscy ucztowali. Ale jedna osoba siedziała w swoim dormitorium i pisała wypracowanie z Numerologi na łóżku.
Hermiona Jane Granger zakręciła kałamarz, a podręcznik, wypracowanie i pióro położyła na szafce nocnej. Znowu poddała się rozmyślaniom. Czy coś czuje do Ślizgona?
Nie znała odpowiedzi.
A nikt jej nie odpowiedział.

Wiem, kto wie prawdę,
Jedyną prawdę...

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 24-03-2012 16:43
#43

Rozdział 13.
Początek grudnia. Pora, kiedy każdy żyje tylko nadchodzącymi Świętami Bożego Narodzenia, zimowymi zabawami i nadchodzącymi feriami. W zamku euforia zwycięstwa Gryfonów nad Ślizgonami ulegała powolnemu zapomnieniu. Wszyscy myśleli tylko o Bożym Narodzeniu. Chociaż był to dopiero początek grudnia, to po ciepłym listopadzie nie było śladu. Liście, których nie zdążył sprzątnąć Filch z powodu niespodziewanego ataku zimy, przykrył biały, śniegowy puch.
Pewnego dnia, gdy Gryfoni i Puchoni z siódmego roku, weszli do klasy zaklęć zastał ich miły widok. Cała klasa była udekorowana. Pod sufitem latały różnokolorowe elfy, tworząc życzenia "Wesołych Świąt" oraz jakieś świąteczne ozdoby. Książki, na których stał maleńki profesor Flitwick były pokryte lodem i soplami. Wszyscy, gdy ujrzeli ten widok, poczuli coś słodkiego na sercu i czuli, jakby klasa była bardzo ciepła, choć temperatura ledwo sięgała dziesięciu stopni powyżej zera.
Dziś zamieniali różne niepotrzebne rzeczy, takie jak odłamki szkła czy niepotrzebna kartki papieru w bombki. Większość uczniów miała z tym problemy, ale Hermiona zrobiła to już za czwartym podejściem, za co Flitwick nagrodził Gryffindor dwudziestoma punktami. Hermiona, bardzo z siebie zadowolona wyszła z klasy. Za nią wyszedł Harry, któremu udawało się tylko jeszcze bardziej pognieść papier i potłuc odłamki szkła, oraz Ron, który jakimś cudem zamienił swój papier w chusteczkę do nosa.
Przy drugim śniadaniu Ron był nadal zniechęcony swoim wybrykiem na zaklęciach, który wywołał wielką salwę śmiechu. Za to Harry'emu udzielił się świąteczny nastrój. Nucił kolędę, gdy smarował sobie tosta Dżemem. Za to Hermiona milczała nad "Natychmiastową Transmutacją, stopień 7", którą oparła o dzbanek z sokiem dyniowym. Rozmowa jakoś się im nie kleiła. Nagle po całej Wielkiej Sali rozległ się złowrogi okrzyk "Nie!" i histeryczny płacz jakiegoś Puchona. Wszyscy obejrzeli się w tamtą stronę. Okazało się, że płakała jakaś dziewczynka z pierwszego roku. Przytulał ją jakiś starszy Puchon, który był zapewne jej bratem. On też miał łzy w oczach.
- To rodzeństwo Cubhert. Ciekawe, co się stało - szepnęła Hermiona do przyjaciół.
Jednak nie musieli długo czekać na odpowiedź. Następnego dnia cała szkoła już wiedziała, że ich ojca zamordował jakiś wilkołak, prawdopodobnie Greyback.
Tak, właśnie takie smutne wydarzenia psuły atmosferę nadchodzącego Bożego Narodzenia.


Kilka lekcji później nadal na zaklęciach ćwiczyli zaczarowywanie śmieci w bombki. Większości już się to udawało, więc Flitwick uczył ich ozdabiania ich.
Na jednej z ostatnich lekcji w tym roku szkolnym, Flitwick powiedział, że dla ucznia, który, zrobi najładniejszą bombkę czeka nagroda. W tym dniu mieli dwie godziny zaklęć, z których jedną poświęcili na robienie bombek, a drugą prezentowali swoje arcydzieła.
- Doskonale panno Granger! - zapiszczał profesor Flitwick na widok bombki, która przedstawiała zimowy krajobraz i z której sypał się sztuczny śnieg. Po tych słowach, zachwycony dziełem Hermiony, spadł ze stosu książek, na którym zwykle stał i z głośnym "Łiiii" wylądował na podłodze.
- Co robicie w święta? - zapytała Hermiona, jedząc czekoladę, którą dostała w nagrodę.
- No jedziemy w trójkę do Nory, a niby co mamy robić? - zapytał Ron, odłamując sobie kawałek czekolady z tabliczki Hermiony.
- Jak to w trójkę? Z kim jeszcze jedziecie? - zapytała Hermiona.
- Jak to z kim? Z tobą! Przecież i tak nie pojedziesz do siebie...
- ... bo będzie nam smutno - powiedział Harry, nadeptując Ronowi na stopę. Nie chciał, by Ron mówił coś o rodzicach Hermiony, a był tego bliski. Na pewno z tym zgadzał się z przyjaciółką: Ronald Weasley był bardzo nietaktowny.
- Och, nie myślałam, że zaprosiliście mnie na Boże Narodzenie! - powiedziała Hermiona, której humor wyraźnie polepszył się po tych słowach.
- No pewnie, że jesteś do nas zaproszona! Mamie jedna osoba różnicy nie zrobi - powiedział Ron z pełnymi ustami, popełniając kolejny nietakt tego dnia.


Błonia pogrążyły się w ciemnościach, a nie było jeszcze piątej. Szalona zamieć szalała za oknami zamku. Hermiona była wdzięczna za to, że jednak nie dobrym graczem w Quidditcha. Teraz siedziała sobie w Pokoju Wspólnym z książką w ręce, w swoim ulubionym fotelu, nakryta kocem, przy palącym się wesoło kominku, podczas gdy Harry, Ron i Ginny mieli trening.
Spojrzała na zegarek, który wskazywał kilka minut przed godziną szóstą. Niechętnie odłożyła "Przygody nastoletniej Alice, szalonej czarownicy, część 1" oraz koc na pobliską szafkę. Wzięła za to w rękę wcześniej naszykowaną torbę i czapkę - na wszelki wypadek.
Przed klasą transmutacji czekał na nią Malfoy.
- Wchodź Mlafoy - powiedziała Hermiona, a Ślizgon posłusznie wszedł do klasy. Hermiona weszła druga i zamknęła drzwi. Wyjęła swoją różdżkę i zapaliła święce, gdyż klasa była pogrążona w całkowitych ciemnościach.
- A po co to Granger? - zapytał Malfoy, gdy Hermiona zajęła miejsce obok Dracona i postawiła dodatkowy świecznik na ławce. Lepiej szły im korepetycje, gdy siedzieli obok siebie, a nie na przeciw. Między innymi dlatego, że nie musieli wciąż odwracać podręczników i innych rzeczy.
Była to ostatnia lekcja przed feriami świątecznymi. Czas spędzony wśród tej atmosfery wrogości zdawał się ciągnąć w nieskończoność, ale przynajmniej nie obrażali się nawzajem. Malfoy przestał nazywać Hermionę "szlamą", co bardzo dziwiło dziewczynę. Nie chciała jednak podpatrywać u niego złych zamiarów. Coś ją od tego podtrzymywało, jakieś wewnętrzne ciepło, jakieś drgania na jego widok, coś co sprawiało, że coś czuła do Ślizgona. Nie potrafiła powiedzieć co.
Ślizgon był pochylony nad kolejną pracą, zadaną przez Hermionę, a ona patrzyła na niego z jakimś nieobecnym wzrokiem. Myślała o nim. Jak jest jej go żal. Przecież ona miała przyjaciół, z którymi spędzi święta. A on? Będzie sam.
- Masz Granger, gotowe. Może skończymy na dziś z tym kretyństwem? - zapytał Malfoy podając dziewczynie swoje odpowiedzi na zadane przez Hermionę pytania, czym wyrwał ją z zamyślenia.
- Co?? Och, no dobrze, tylko Ci to sprawdzę - powiedziała Hermiona. Ku jej zdziwieniu wszystkie odpowiedzi były dobre.
- Gratuluję Ci Malfoy - powiedziała Hermiona, po czym zaczęła zbierać swoje rzeczy do torby.
- Do zobaczenia po świętach. Życzę Ci wesołych świąt Mal... Draco - powiedziała Hermiona, po czym wykonała dziwny ruch, jakby chciała pocałować go w policzek, ale się rozmyśliła. Zarzuciła torbę na ramię, westchnęła i pokręciła głową, po czym wyszła z klasy, zostawiając w środku zszokowanego i jednocześnie wściekłego Ślizgona. Był zły, że zwróciła się do niego po imieniu, a jednocześnie zszokowany pozytywnie tym faktem. Szybko jednak zamienił swoją zszokowaną minę na zwykły dla niego ironiczny uśmiech i wyszedł z klasy.

Please, don't go...

Edytowane przez Adelajda Dakota dnia 24-03-2012 16:43

Dodane przez tarantula head dnia 24-03-2012 16:58
#44

Adelajda Dakota napisał/a:
Rozdział 13.
Początek grudnia. Pora, kiedy każdy żyje tylko nadchodzącymi Świętami Bożego Narodzenia, zimowymi zabawami i nadchodzącymi feriami.

powtórzenie. lepiej by było, gdyby przed "feriami" nie było nic ^-^

Adelajda Dakota napisał/a:
Nucił kolędę, gdy smarował sobie tosta Dżemem.

nie wiem, dlaczego wyróżniłaś dżem, pisząc go z dużej litery.

Adelajda Dakota napisał/a:
Kilka lekcji później, nadal na zaklęciach ćwiczyli zaczarowywanie śmieci w bombki. Większości już się to udawało, więc Flitwick uczył ich ozdabiania ich.


Adelajda Dakota napisał/a:
Na jednej z ostatnich lekcji w tym roku szkolnym, Flitwick powiedział, że dla ucznia, który, zrobi najładniejszą bombkę czeka nagroda.


Adelajda Dakota napisał/a:
- Doskonale, panno Granger! - zapiszczał profesor Flitwick, na widok bombki, która przedstawiała zimowy krajobraz, i z której sypał się sztuczny śnieg.


Adelajda Dakota napisał/a:
Spojrzała na zegarek, który wskazywał kilka minut przed godziną szóstą. Niechętnie odłożyła "Przygody nastoletniej Alice, szalonej czarownicy, część 1", oraz koc na pobliską szafkę.


Adelajda Dakota napisał/a:
- Wchodź Mlafoy - powiedziała Hermiona, a Ślizgon posłusznie wszedł do klasy.


Adelajda Dakota napisał/a:
Szybko jednak zamienił swoją zszokowaną minę, na zwykły dla niego ironiczny uśmiech i wyszedł z klasy.


*
Nie powiem, coraz bardziej mi się zaczyna mi się to podobać. Ciekawa jestem następnego rozdziału, więc z niecierpliwością na niego czekam.

Edytowane przez tarantula head dnia 24-03-2012 16:59

Dodane przez Herminka dnia 24-03-2012 19:12
#45

Nie masz pojęcia, jak sie cieszę, że napisałaś kolejny rozdiał.

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 30-03-2012 16:32
#46

Rozdział 14.
Śniegowy puch omiatał ich stopy, gdy wychodzili z pociągu. To, że w pociągu było bardzo zimno (Hermiona wyczarowała ogień, który rozkosznie rozgrzał Harry'ego, Rona, Ginny, Neville'a, Lunę i samą Hermionę), to na dworze było jeszcze zimniej. Śnieg chrzęszczał pod ich stopami, a oni sami owinęli się jeszcze szczelniej szalikami.
- Al-e ł-aaad-nnna po-gggod-dda c-ccco? - zakpił Ron, szczękając zębami.
- Och, przestań. Mnie też jest chłodno, a jeśli myślisz, że dzięki Twojemu marudzeniu sytuacja się poprawi, to grubo się mylisz Ronaldzie - syknęła złośliwie Hermiona, próbując jeszcze szczelniej okryć się płaszczem. Ron zrobił głupią minę, na której widok Ginny wybuchła nie pohamowanym śmiechem.
Na znak konduktora, że droga jest wolna szybko przeszli barierkę. Nie trzeba było się długo rozglądać, by zobaczyć, gdzie stoją Weasley'owie.
Pan Weasley, jego żona oraz ich najstarszy syn, Bill, uśmiechnęli się na widok i gestem przywołali czwórkę (Luna i Neville zostali jeszcze, czekając na swoją kolej).
- Harry, kochaneczku, trzeba Cię znowu podkarmić - powiedziała Pani Weasley - Rozumiem, że u Dursley'ów mało jesz, ale żeby w Hogwarcie...
- On już taki jest. mamo, daj mu spokój - powiedział Ron, a przez Harry'ego przeszedł prąd wdzięczności.
Uszli kawałek. Weszli do jakiegoś małego pomieszczenia. Harry pomyślał, że zabezpieczono go jakimiś zaklęciami, bo nikt z mugoli nawet na niego nie spojrzał.
- Skoro wszyscy już są, może powiem Wam jak dostaniemy się na Grimmauld Place...
- To nie spędzimy świąt w Norze? - zapytała z niedowierzaniem Ginny.
- Nie, córeczko. Bo Harry... - tu Pan Weasley urwał, gestem przywołując Pottera do siebie.
- Wypij to - wyszeptał, podając Harry'emu jakąś butelkę z płynem, który był gęstej maści. Harry ostrożnie otworzył butelkę i wtedy go rozpoznał: był to eliksir wielosokowy. Harry spojrzał pytająco na pana Weasleya, który gestem zachęcał go do wypicia. Harry wziął głęboki oddech i napił się trochę płynu. Członki zaczęły mu się zmniejszać, a obraz zamazywać.
- Musieliśmy to zrobić, by zabezpieczyć Cię przed atakiem Śmierciożerców. Tak na wszelki wypadek...
- Przecież nie zaatakują mnie w biały dzień! - żachnął się Harry i przeraził, że jego głos zabrzmiał tak dziecięco.
- Mogą Harry - powiedział niespodziewanie Bill - Ministerstwo nie daje tego po sobie poznać, nawiera nacisk na Proroka, ale sytuacja wymyka się im spod kontroli. Ministerstwo niedługo upadnie. Sam-Wiesz-Kto ma swoich szpiegów, co bardzo ułatwia mu działanie! Przecież szef jednego z mniejszych demperamentów jest wyraźnie pod działaniem Imperius! Widać to gołym okiem...
- Może nie tutaj, co? - zapytała pani Weasley, patrząc gniewnie na syna - Powinieneś im wcale tego nie mówić!
- Ale oni muszą znać obecną sytuację!
- DOSYĆ! Kłótnie zostawcie do domu - powiedział pan Weasley, gdy pani Weasley otwierała usta, ale natychmiast zamknęła je, gdy spojrzała na męża. Hermiona spojrzała na niego zdumiona. Jeszcze nigdy nie słyszała, by pan Weasley krzyczał, a teraz na pewno to zrobił.
- Teraz teleportujemy się. Hermiona, Harry i Ron mają prawo. Nasz cel: Grimmaldium Place. Nie możemy teleportować się bezpośrednio do domu. Po postu na boczną ulicę. Ginny, ty teleportujesz się z Billem. Gotowi?
Wszyscy wydali zgodny pomruk.


W domu było ponuro i mroczno. Zresztą, jak zawsze w Grimmauld Place numer dwanaście. Cała siódemka ostrożnie przeszła przez hol, by nie obudzić portretu pani Black.
Hermiona, pomimo mroczności, nawet lubiła to miejsce. Miało ono swoją, choć mroczną, atmosferę. Lubiła marzyć, choć była realistką. Może ten dom nie zachęcał atmosferą, ale miał w sobie ducha czasu. A właśnie to kochała Hermiona. Zaraz jednak poczuła wyrzuty sumienia, gdy zobaczyła minę Harry'ego. Wiedziała, jak mu jest smutno. Nienawidził tego domu, tak samo jak Syriusz. Usiedli przy stole.
- Czyj włos dostałem? - zapytał Harry, dziecięcym głosikiem, na którego dźwięk wzdrygnął się malowniczo.
- Jakiegoś mugolskiego dzieciaka - powiedział Bill beztrosko, kładąc grubą, wełnianą czapkę do kieszeni kurtkę. Pan Weasley wyjął zapałki z zapałem, ale natychmiast schował je do kieszeni na widok miny żony. Z wyraźną niechęcią wyjął różdżkę i mruknął jakieś zaklęcie. Zanim zdążył zająć miejsce przy stole, w kominku trzaskał wesoło ogień. Wszyscy poczuli ciepło bijące z ognia. Wszyscy od razu poczuli się jakoś dziwnie bezpiecznie i dobrze. Pani Weasley wstawiła wodę na herbatę.
- Czy zabezpieczyliście ten dom przed Snape'em? - zapytał nagle Harry.
- Oczywiście. Całkiem niedawno. Sądzimy, że mógł tu być wcześniej ze Śmierciożercami na rewizji, ale na pewno nic nie znalazł. Zaklęcie Fideliusa przestało działać w momencie śmierci Dumbledore'a, ale znaleźliśmy na to sposób...
- Jaki? - zapytał Ron.
- Nie musicie tego wiedzieć! - powiedziała pani Weasley, patrząc surowo na męża.
- A gdzie jest Lupin? - zapytała Hermiona, marszcząc brwi. Pamiętała, przecież, że Lupin mieszkał z Syriuszem.
- Ma misję - odrzekł zwięźle Bill.
- Jaką? - zapytał Harry.
- Nie wasza sprawa - powiedział Bill łagodnie.
Czajnik zagwizdał. Pani Weasley wstała i wróciła z siedmioma herbatami, które lewitowała w powietrzu.
- Dziękuję - szepnęła Hermiona, trochę zawstydzona. Czuła się jakby wzięto ją tu tylko z tego powodu, że nie miała dokąd pójść. Słowa Rona, który nie miał nic złego na myśli, mimo wszystko ją bolały. Była zawstydzona. Rodzina Rona tyle dla niej zrobiła, a ona co im dała? Nic.
- Coś Cię trapi, moja droga? - zapytała pani Weasley, patrząc na Hermionę uważnie. Było jej jej żal. Wiedziała, że Hermiona nie ma już domu. Teraz coraz częściej dziękowała Bogu, że jej dzieci mają dokąd wracać.
- Nie, nic. po prostu zamyśliłam się, proszę pani.
- Oj, pani, pani, ciągle pani! Przecież znamy się jak rodzina, jesteście dla mnie jak moje dzieci... mówcie do mnie ciociu. To się też tyczy ciebie, Harry kochaneczku - powiedziała pani Weasley.
- Eee... zgoda - powiedział Harry i napił się łyk Herbaty. natychmiast ją wypluł.
- Niedobra? - zapytała z niepokojem pani Weasley.
Harry zsunął się z krzesła na ziemię. Ginny pisnęła. Członki zaczęły mu się wydłużać, a obraz z deka rozmazywać.
- Z herbatą wszystko w porządku mamo. Po prostu minęło mu działanie eliksiru - powiedział rzeczowo Bill.
- Jak się czujesz Harry? - zapytała zaniepokojona Hermiona.
- Nic mi nie jest - powiedział Harry.
Wszyscy odetchnęli z ulgą, a pani Weasley skarciła się w duchu za swoją lekkomyślność. W domu mogli być śmierciożercy, dolać trucizny do wody, albo zamoczyć w niej torebki z herbatą, które ona podała.


W ciągu następnych dwóch dni dekorowali dom. Salon dosłownie tonął w blasku światełek, a w kuchni, oprócz zapachu przysmaków przyrządzanych pod czujnym okiem pani Weasley, wisiały pęki jemioły. Schody były pokryte lodem, który wcale nie był zimny, a niektóre głowy skrzatów domowych wykrzykiwały życzenia, co w jednej z nocy okazało się to błędem. Pan Weasley, niemogąc spać wyszedł w środku nocy z sypialni do kuchni. Gdy schodził, jedna z głów ryknęła: "Wesołych świąt!", tak głośno, że pan Weasley się wystraszył, potknął się i z głośnym rumotem stoczył się na dół, wpadając w jedną z choinek. Pan Weasley zaplątał się w lampki i nie mógł się wydostać, a pozostałych obudził ryk portretu pani Black, którą z kolei obudził pan Weasley. Po tej dość dramatycznej przygodzie rozwścieczony pan Weasley ściszył skrzatom głos do mało słyszalnego szeptu.
Podczas gdy pani Weasley z pomocą Ginny opowiadali tę historię przy kolacji, w przeddzień świąt pozostałym, wszyscy pękali śmiechem, a Tonks aż spadła z krzesła.
- Naprawdę nasz staruszek wywinął taki numer? - zapytał się Fred Rona, który kiwnął głową. Fred wybuchnął śmiechem tak głośnym, że Hedwiga zahukała gniewnie, a Fleur podskoczyła przestraszona.


- Wstawajcie! - powiedziała dziarsko Hermiona, odsłaniając zasłony w pokoju chłopców. Była już ubrana. Na sobie miała zielony sweter, od pani Weasley, a na ręce połyskiwała srebrna bransoletka od Rona.
- Dziękuję Ci Harry za tę książkę, jest świetna! Od dawna chciałam ją mieć! A ta bransoletka jest super Ron - powiedziała Hermiona. Bardzo podobały jej się prezenty. Nie tak dawne obawy znikły. Weasley'owie byli dla niej jak rodzina, a nic już tego nie zmieni.
Harry i Ron rzucili się łapczywie do rogów swoich łóżek, gdzie mieli stos prezentów. Ron poślizgnął się na dywaniku i upadł. Hermiona wybuchnęła śmiechem.
Podczas obiadu było bardzo rodzinnie. Po obiedzie Hermiona przywołała do siebie Ginny.
- Nie uważasz, że Tonks ostatnio przytyła? Chyba jej dobrze...
- Hermiono, przecież ona jest w ciąży. - pwoiedziała leniwie Ginny.
- Co? - zapytała zszokowana Hermiona.
- Nie mówiłam Ci? -zapytała Ginny unosząc brwi.
- Nie mówiłaś! Jak mogłaś! - powiedziała Hermiona.
- Widocznie mogłam - odparła Ginevra, po czym obie się roześmiały.

You have the right to dream and to give,
You have the righ to love and to live,
You have the right to feel and to choose.
This is your chance, To win or to lose

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 02-04-2012 14:37
#47

Rozdział 15.
Wszyscy obecni domownicy znajdowali się w ciemnej kuchni w domu przy Grimmauld Place 12. Pani Weasley stała w kącie, zaraz obok kominka. W ręku trzymała białą chusteczkę w zielone grochy. Wycierała w nią łzy. Nie chciała znowu okazać się tchórzem. Jednak łzy cisnęły jej się spod powiek mimowolnie. Właśnie podszedł do niej jej najmłodszy syn Ron. O wiele wyższy od niej. Pani Weasley musiała wspiąć się na palce, a on musiał schylić się, by matka musnęła czule suchymi od płaczu wargami.
- To do zobaczenia! Przyjedziecie na Wielkanoc?
- Do zobaczenia. Nie wiemy. Wie pa... ciociu, że mamy dużo nauki przed Owutemami - powiedziała Hermiona, uśmiechając się lekko. Na myśl o książkach, które tylko czekały, aż otworzy je i przeczyta, ciarki przeszły jej po plecach.
Twarz Pani Weasley rozjaśniła się uśmiechem. Pierwszy do kominka podszedł Harry. Tak jak na szóstym roku Ministerstwo zorganizowało niezwykłe połączenia z Siecią Fiuu, by uczniowie mogli szybko i bezpiecznie dostać się do szkoły.
- Hogwart! - krzyknął Harry z wnętrza kominka. Buchnęły zielone płomienie i Harry znikł.
- Myślę, już może wejdzie następna osoba... Proszę Hermiono, goście mają pierwszeństwo - powiedział Pan Weasley, a jego łysina zabłysła w świetle kominka.
Hermiona chwyciła kufer i koszyk z Krzywołapem i weszła do kominka. Natychmiast zachciało jej się kaszleć.
- Hogwart! - krzyknęła. Zaczęła wirować wśród kominków różnych czarodziejów. Przymknęła oczy. Otworzyła je w dobrej chwili. Zobaczyła Harry'ego i ruszyła do niego. Wyszła z kominka, potykając się i upadając na drogocenny dywan.
- Dobry wieczór Panno Granger - powiedziała profesor Sinistra, która uczyła Astronomi.
- Dobry wieczór - rzekła Hermiona po czym spojrzała na Harry'ego, który trząsł się ze śmiechu.
- Nie mów Ronowi dobrze? Będzie śmiał się na śmierć! - powiedziała z lękiem Hermiona, a Harry kiwnął głową.
Wkrótce pojawił się Ron i Ginny. Gryfoni przeprosili nauczycielkę za kłopot i wyszli z jej gabinetu, kierując się ku wieży Gryffindoru.
- Mówcie co chcecie, jednak to jest mój dom - powiedział Harry i opadł na najbliższy fotel, lecz chwilę później zeskoczył z niego jak oparzony, bowiem usiadł na czyimś kocie.


Rok szkolny zaczął się na dobre. Nauka znów dała o sobie znać. Z zamku w oka mgnieniu znikły świąteczne ozdoby i świąteczny nastrój. Często przy drugim śniadaniu (mało sów przynosiło pocztę na czas wśród prawdziwych zamieci śnieżnych) rozlegał się płacz kogoś, kto utracił kogoś bliskiego.
- To okropne - powiedziała Hermiona, gdy jakiś Ślizgon z pierwszej klasy zaczął się gwałtownie trząść i krztusić łazami.
- Pewne-u je-guuu stazzzry nie chceeeeee-li pras-ssowac dga Samy-Wiece-Kogoooo - powiedział Ron. Usta miał pełne wybornej jajecznicy. Widząc minę Hermiony szybko przełknął to co miał w ustach i powiedział:
- Pewnie jego starzy nie chcieli pracować dla Sami-Wiecie-Kogo?
- Nie możesz używać jego imienia? - zapytał Harry. Miał dość tego panicznego lęku wymówienia imienia największego czarnoksiężnika, jaki kiedykolwiek chodził po świecie.
- Przykro mi, ale nie - powiedział Ron.
- Tylko się nie zacznijcie kłócić - powiedziała Hermiona, widząc jak jej dwóch przyjaciół mierzy się wzrokiem. Oboje spojrzeli na Hermionę. Widząc te oczy pełne wyrzutu, dziewczyna nie wytrzymała.
- Świetnie! - wrzasnęła po czym wstała. - Świetnie! - powtórzyła zakładając torbę na lewe ramię. - Jak macie mnie tak traktować to dziękuję Wam bardzo! - krzyknęła Hermiona i wyszła z Wielkiej Sali, pozostawiając przyjaciół z bardzo niewyraźnymi minami.
"Zasłużyli sobie na ten wybuch. Znowu kłócą się o taką głupotę" myślała Hermiona, próbując usprawiedliwić własne zachowanie. Zeszła na dół, do lochów, gdzie za chwilę miały rozpocząć się zajęcia. Było co najmniej dziesięć minut do lekcji. Była długa przerwa a uczniom nie śpieszyło się na lekcje. Zresztą nie wielu na tym poziomie uczyło się eliksirów. Oparła głowę o zimną ścianę i ukucnęła. Cały czas jednak myślała o swojej minie. Nagle zza zakrętu wyszedł Malfoy. "Tylko jego mi tu brakowało" - pomyślała. Miała dość tego blondyna. Wiedziała, że coś niepojącego dzieje się z nią, gdy go widzi. Gdy na niego patrzyła, czuła jakieś mrowienie w brzuchu, jednak nikomu nie chciała się do tego przyznać, zwłaszcza sobie. Miała wielką ochotę przerwać te korepetycje, lecz gdy zapytała się o to Profesor McGonagall, ta odpowiedziała jej, że chociaż Malfoy ma dobre wyniki to i tak korepetycje są mu potrzebne. Fala gniewu owładnęła jej ciało. Dlaczego nie znajdą sobie kogoś innego do korepetycji z Malfoy'em? Przecież nie tylko ona ma dobre stopnie. Ślizgon oparł się o przeciwną ścianę w ten sam sposób co Gryfonka. Hermiona przechyliła lekko głowę w prawo. Malfoy również powtórzył ruch. Hermiona zaczęła oglądać swoje paznokcie. On też. Zaczęło ją to denerwować. Wstała gwałtownie. To samo uczynił chłopak.
- Nudzi ci się Malfoy? - warknęła Hermiona.
- Nudzi ci się Malfoy? - odszczeknął Ślizgon. Z satysfakcją obserwował, jak Hermiona coraz bardziej się denerwuje i to było widać.
- Ty... - Hermiona uczyniła taki ruch, jakby chciała uderzyć Ślizgona w policzek, lecz on przytrzymał jej rękę.
- Chciałaś mnie uderzyć szlamo? - zapytał Malfoy.
Hermiona nic nie odpowiedziała. Na szczęście rozległy się kroki na schodach. Hermiona obejrzała się w tamtą stronę, ale Ślizgon cały czas patrzył na nią. Na dole ukazał się Harry z Ronem. Obaj stanęli jak wryci.
- Masz szczęście Garnger - powiedział Malfoy i puścił ją. Nie był na tyle głupi, by toczyć pojedynek przed klasą, z której lada chwila mógł wyjść nauczyciel.
- Już się nie kłócimy - powiedziała Harry.
- Tak, naprawdę Cię przepraszamy - powiedział Ron.
- Dobrze. A ja Was przepraszam za mój wybuch - powiedziała Hermiona.
- Nie ma za co. Ja też tak często wybuchałem, a że ja się teraz zaczynam kłócić z Ronem, to teraz twoja kolej - powiedział Harry, uśmiechając się lekko i odgarniając grzywkę z czoła.
Hermiona odwzajemniła uśmiech. Widząc uśmiech na twarzy któregokolwiek z przyjaciół, od razu było jej lepiej.
Nadeszła reszta klasy. Drzwi otworzyły się i ukazał się gruby brzuch Slughorna.
- Zapraszam do klasy.
Wszyscy natychmiast zajęli swoje miejsce. Hermiona zamieniła się z Harrym, by usiąść jak najdalej od Malfoya.
- Witam was wszystkich! Dziś zajmiemy się eliksirem wielosokowym. Spróbujemy go uwarzyć, co potrwa miesiąc....


Styczniowy wieczór. Malfoy siedział z Zabinim na kanapie. Nie mógł już dużej znieść tego napięcia. Nie mógł znieść tego, że oni nie traktowali go z wyższością. Po prostu nie mógł. Ludzie nie odzywali się do niego, mijali go szerokim łukiem. Nawet Pansy Parkinson nie okazywała niczego, chociaż była zakochana w Ślizgonie, jak większość dziewczyn ze Slytherinu. Był piękny, pochodził z dobrej rodziny, miał talent. Ideał po prostu. Jednak z chwilą śmierci rodziców to wszystko się odmieniło. Choćby nie wiem jak, kusiły ich te szare oczy, to i tak wiedziały, że nigdy go nie zdobędą.
- Co mam zrobić żebyście wreszcie mnie docenili!? - wybuchnął nagle Malfoy. Nie zamierzał tego, jednak złość wzrastała w nim coraz bardziej. Złość na los, życie i te cholerne korepetycje.
- Ja mam pomysł Draco - powiedział jeden z dawnych "koleżków" Malfoya.
- Co?
- Powiedzmy, że poderwiesz... szlamę.
- Co!? - zapytał zupełnie ogłupiały Malfoy.
- No... zdobędziesz szlamę... wiesz, Granger - powiedział brunet ze złośliwym uśmiechem. Wiedział, że w ten sposób mu dopiecze. Przecież to byłoby niemożliwe... on i ta nic niewarta szlama. Malfoy natomiast był tak wściekły, że nie myślał co robi.
- Zgoda. Zakład? - zapytał Malfoy. Tego się drugi Ślizgon nie spodziewał, jednak po chwili wyciągnął dłoń.
- Zakład - powiedział brunet.
- Zabini, bądź tak łaskaw i przetnij - powiedział Draco, a Zabini przeciął różdżką ich dłonie.


- Ależ się wpakował - powiedziała Blaise pół godziny później w dormitorium, które dzielili tylko we dwóch.
- Zamknij się - powiedział Malfoy, po czym położył się do łóżka.
Wiedział jedno: zakładu musi dotrzymać. Był to honor.
- Jeszcze mi się uda, zobaczysz - powiedział Malfoy, po czym odwrócił się plecami do przyjaciela.
- Już to widzę - powiedział Zabini, gdy z sąsiedniego łóżka zaczęło dobiegać chrapanie.

She will find you,
pick up and guide you,
The Only True Love...




Dodane przez Adelajda Dakota dnia 09-04-2012 14:26
#48

Rozdział 16.
Koniec stycznia nadchodził nieubłaganie, a Draco na samą myśl o tym dostawał dreszczy. Minął już ponad tydzień od zawarcie nieszczęsnego zakładu, a on nie uczynił jeszcze żadnego kroku. Ilekroć widział Radkey'a czuł się miażdżony pod jego złośliwym wzrokiem. A przecież powinno być odwrotnie.
- Muszę zacząć działać - powiedział Malfoy.
- Mówisz tak już po raz setny - zaśmiał się Zabini.
- Blaise, bez komentarzy jeśli łaska - odrzekł Malfoy ironicznie.
- Draco, przecież dobrze wiemy, że ta szlama jest nieugięta i na pewno nie będzie chodzić z kimś takim jak ty... a jak się dowie, że maczałeś palce w śmierci jej rodziców...
- Przecież o tym wiemy tylko my. A o nieugiętość szlamy się nie martw Zabini. Jeszcze żadna dziewczyna nie oparła się mojemu urokowi.
Zabini znów się roześmiał, a Malfoy w odpowiedzi cisnął w niego poduszką, jednak Blaise w porę się uchylił i poduszka trafiła w jedną z kolumienek łóżka. Po całym dormitorium rozpierzchły się białe pierze.


- Co Ci jest Hermiono? - zapytała Ginny patrząc ze współczuciem na przyjaciółkę.
- Hmmm? - mruknęła Hermiona.
Od dwóch godzin siedziała na parapecie i wyglądała przez okno, marząc i rozmyślając nad swoim życiem, a szczególnie robiła analizę własnego serca.
- Co ci jest? Widzę wyraźnie, że coś cię gnębi - powiedziała Ginny.
- Nic mnie nie gnębi - powiedziała Hermiona - Po prostu... martwię się Ginny tą trwającą wojną... Przecież codziennie ginie masa ludzi - powiedziała Hermiona, chociaż naprawdę myślała o Draco. Czy to co do niego czuje, to na pewno tylko litość? Przecież wtedy, gdy cmoknęła go w policzek poczuła jakieś dziwne ciepło rozchodzące się po jej ciele...
Ginny widziała, że Hermi coś zmyśla, jednak postanowiła nie naciskać. Wiedziała, że Hermiona Granger prędzej czy później i tak jej wszystko powie.
Zeszły do Pokoju Wspólnego. na ich widok Lavander pociągnęła za sobą Parvatti w drugi kraniec wieży, byleby najdalej od Hermiony.
Przyjaciółki miały żal do Hermiony, która tydzień temu, nie wytrzymała i poprosiła McGonagall o przeniesienie ją do innego dormitorium. Dziewczyny nie dały jej spać dwie noce z powodu głośnych rozmów. Tak więc pewnego ranka poszła z Ginny do McGonagall, która się zgodziła na tę propozycję. Chociaż z Ginny mieszkała jakaś inna dziewczyna z jej roku, to jednak ona im nie przeszkadzała. Cały czas spędzała ze swoją przyjaciółką, często nawet spała u niej w dormitorium i trzymała tam większość swoich rzeczy, a w dormitorium Ginny pokazywała się od święta. Tak więc dziewczyny mieszkały prawie że same i były z tego bardzo zadowolone.
Ginevra i Hermiona usiadły przy kominku, obserwując szachowe zmaganie Harry'ego i Rona.
- Rozwal go głupia, to tylko goniec - powiedział Harry, gdy jego wieża napotkała opór ze strony gońca Rona.
- A wy wciąż to samo! - zaśmiała się Ginny - Możesz robić co chcesz Harry, ale pamiętaj, że mój brat to szachowy mistrz. Z nim nie wygrasz.
- Pamiętam, jak pokonał te figury, które zagradzały przejście do Kamienia Filozoficznego - powiedziała Hermiona w chwili, gdy Krzywołap zaczął mruczeć rozkosznie na jej kolanach.
- Pamiętam doskonale - powiedział Harry.
- Ja też, ale dajcie nam pograć - powiedział Ron, chociaż zarumienił się słysząc pochwałę z ust Hermiony.


Piątkowe popołudnie. Chociaż była szósta, to i tak na dworze panowały egipskie ciemności. Hermiona biegła przed siebie korytarzami, a torba pełna książek z biblioteki boleśnie piła ją w ramię.
Zasiedziała się w bibliotece. Wiedziała to. Spojrzała na zegarek, który dostała w tamtym roku od Rona na gwiazdkę. Trzy po szóstej. "Malfoy znowu będzie mi to wypominał przez pół godziny" - pomyślała i pobiegła dalej.
- Granger, jest pięć po szóstej - powiedział Malfoy z satysfakcją.
- Wiem, Malfoy. Byłam w bibliotece, by znaleźć odpowiednie książki, które pomogą nam dziś w zrozumieniu zaklęć powodujących zmianę postury człowieka - powiedziała Hermiona i usiadła na krzesełku. Usiadł obok niej. Poczuła w nozdrzach jego zapach. Udawała, że szuka pióra po całej torebce, chociaż w rzeczywistości upajała się zapachem. Jego zapachem. Chciała, by ta chwila trwała wiecznie. Wiedziała, że nigdy nie będą razem. On i szlama... Nie. To nigdy nie wypali.
- Znalazłam! - oznajmiła tryumfalnie, karcąc się za swoje odrętwienie. Malfoy uśmiechnął się złośliwie.
- Malfoy, bądź tak dobry i otwórz tę książkę na stronie sześćdziesiątej piątej i przeczytaj, co Manfred Mintgory mówi o trudności zmiany postury - powiedziała Hermiona, podając mu chyba najbardziej starą, zakurzoną i opasłą księgę.
- Dokąd mam przeczytać Granger? - zapytał. Wiedział, że najpierw trzeba być miłym, trzeba ją zmiękczyć.
- Myślę, że do siedemdziesiątej ósmej Ci wystarczy - powiedziała Hermiona.
Obserwowała go, gdy pisał na pergaminie. Stawiał takie ładne litery. Jego pismo bardzo przypadło jej do gustu. Chociaż robił sporo błędów, jego kaligrafia była wręcz ideałem.
"Zrób to teraz" - powiedział Malfoy. Jednak nie miał odwagi. Czytał i spełniał jej polecenia, jakby to ona była arystokratką, a on nic niewartą szlamą...


- I znów patrzysz w okno? - zapytała Ginny Hermionę. Brązowowłosa przytaknęła.
- Ginny muszę Ci coś powiedzieć... Ja już się gubię, nie wiem czy sobie poradzę... nie możesz nikomu powiedzieć... ja...
- Zacznij najlepiej od początku, bo nic nie rozumiem - powiedziała Ginny. Nie lubiła tego zachowania przyjaciółki. Wiedziała, że za chwilę może powiedzieć jej coś niezwykłego, jak kilka lat temu, gdy w ten sam sposób wydusiła w końcu, że idzie na Bal Bożonarodzeniowy z Wiktorem Krumem.
- Ginny... ja... ja... ja się chyba zakochałam w... w....
- Wyduś to z siebie - powiedziała Ginevra, którą gryzła nadzwyczajna ciekawość. Miała nadzieję, że Hermiona powie coś o jej bracie. Widziała, jak Ronowi podoba się Hermiona, chociaż Granger starała się tego nie zauważać.
- W Malfoyu - wyszeptała w końcu Hermiona.
- Zabujałaś się w Draconie Malfoyu?! -zapytała Ginny, niepewna, czy dobrze usłyszała.
Hermiona kiwnęła głową. Ginny opadła szczęka.
- Ale to nie ma szans, a ja... dostaję fioła jak go widzę. Gdy siedzi obok mnie, przez moje ciało przebiegają prądy, serce bije mi bardzo mocno... marzę, by poczuć jego zapach...
Ginevra słuchała oniemiała. Była w lekkim szoku.
- Hermiono, to nie ma szans...
- Wiem o tym Ginny, już sama to mówiłam. Ale co ja zrobię? Kiedyś obiecałam sobie, że gdy zakocham się w kimś, będę walczyła o niego do upadłego...
- A Krum?
- Krum? - zapytała Hermiona - Mówiłam ci już, że to znajomość tylko na odległość. Kiedyś było coś więcej, ale to tylko... przyjaciel.
Ginny chciała spytać o Rona, lecz w porę ugryzła się w język. Wiedziała po zachowaniu przyjaciółki, że to naprawdę coś poważniejszego.
- I co ja teraz zrobię Ginny? - zapytała Hermiona.
Odpowiedziała jej cisza.

Miłość to wierność wyborowi...

Dodane przez Herminka dnia 09-04-2012 14:50
#49

O, akcja nabiera rumieńców! Ja juz chce jeszcze. To uzależniające!;)

Dodane przez onlyHorcrux dnia 09-04-2012 16:30
#50

Och. Wreszcie. Przeczytałam wszystkie rozdziały :) I bardzo, bardzo..nie, straaasznie mi się podobało. Nie chce mi się nawet wyłapywać błędów, bo tekst to tuszuje : D Masz wielki talent i pisz to dalej. Daje W i dodaje do obserwowanych. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział : *

Dodane przez Herminka dnia 10-04-2012 09:24
#51

Ja się pytam, jak ktoś mógł dać "Nędzny"???!!! Przecierz to opowaidanie jest na W++++++++++++++++

Dodane przez onlyHorcrux dnia 14-04-2012 19:45
#52

Czeekaj. Kojarze niektóre teksty pod koniec każdego rozdziału.
Miłość to wierność wyborowi...

Wiem, kto wie prawdę,
Jedyną prawdę...

Masz prawo kochać!
Masz prawo śnić!
Masz prawo śpiewać!
Masz prawo żyć!
Masz prawo marzyć, teraz i tu!
Na przekór kłamstwu, Na przekór złu!

Człeku, co Boga się nie boisz...
Człeku, co niesiesz śmierć zdradziecką...
Człeku, ty uczyń Znak Pokoju,
Karmiąc choć jedno głodne dziecko...


Czy to nie oratorium Rubika? :D

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 16-04-2012 14:43
#53

Dziękuje za takie ciepłe słowa!;) Więc kolejny rozdział:

Rozdział 17.
Początek lutego. Miesiąca, który powinien mrozić. Miesiąca, w którym było święto zakochanych. Czy to nie dziwne, że właśnie święto miłości obchodzimy w lutym, który jest najchłodniejszym miesiącem? Czy to nie dowodzi tego, że miłości nie da się opisać, ani rozgryźć? Dowód. Miłość jest czymś niepojętym dla umysłu ludzkiego. Jego potęga przewyższa wszystko. Porównywalna do tego uczucia, jest tylko przyjaźń. Mocna i prawdziwa.
Hermiona doceniała to. To, że ma wspaniałych przyjaciół jak Harry, Ron i Ginny. Choć dwoje z nich nie wiedziało o stanie uczuciowym Hermiony, to jednak ta trzecia, która została wyróżniona, wynagradzała pozostałe dwie. Chociaż nie rozmawiały o Malfoyu, to jednak Hermiona czuła wsparcie Ginny. Jej próby pocieszenia jej. Te gesty, które znaczyły tak wiele dla duszy dziewczyny. Hermiona doceniała to bardzo i była bardzo Ginevrze wdzięczna.
- Podasz mi dżem? - zapytała Ginny pewnego ranka, który był wyjątkowo mroźny. Chociaż tkwili w środku zamku, to większość miała na sobie nauszniki i rękawiczki ochronne ze smoczej skóry.
- Proszę bardzo - powiedziała Hermiona, biorąc pierwszy z brzegu słoik.
- Ee... Hermi... - powiedziała Ginny, patrząc niepewnie na słoik, który podała jej Hermiona.
- Co? Chcesz inny smak? - zapytała Hermiona.
- Nie... Hermiono, podałaś mi majonez - powiedziała w końcu Ginny.
- Co? Och, racja. Wybacz - powiedziała, podając jej właściwy słoik.
- Nie ma za co - powiedziała Ginny.
Rozległ się dzwonek. Hermiona szybko wzięła torbę i stanęła nad stołem jak kat.
- Idziemy? Są eliksiry - powiedziała Hermiona, patrząc z wyrzutem na przyjaciół, którzy nawet nie podnieśli się z siedzeń.
- Dach spoko-j Hermio-nooo przecie-ss zdąży-mm-y- powiedział Ron z ustami pełnymi jabłecznika. Hermiona spojrzała na niego wzrokiem, który mógł zabijać, więc chcąc, nie chcąc Harry wstał i szturchnął Rona, który z nieukrywanym żalem spojrzał na swój niedokończony posiłek, ale również wstał. Ruszyli w kierunku lochów.
- Spóźniliście się - powiedział Slughorn, kiedy weszli do klasy.
- Przepraszamy - wyjąkała Hermiona. Pierwszy raz w życiu spóźniła się na lekcje!
- Dobrze, już dobrze... Dziś warzymy eliksir w grupach, zobaczymy jak sobie poradzicie - powiedział Slughorn - Podzieliliśmy się już na grupy, jednak zmienimy trochę zestawienie... pan Weasley i pan Potter podejdźcie do pana Macmillan'a, a panna Granger hmm... niech podejdzie do kociołka pana Malfoya i pana Zabiniego.
Hermiona zrobiła oczy wielkie jak spodki.
- Eee... Proszę pana, a nie mogę iść też do Erniego? - zapytała Hermiona niepewnie.
- Przykro mi, ale nie. Spóźniłaś się, a po za tym byłaby grupa czteroosobowa, a mamy trzyosobowe. Przykro mi. Bez dyskusji - powiedział Slughorn, a kilka złotych guzików na zielonej kamizelce zatrzeszczało złowrogo. Hermiona bez entuzjazmu podeszła do kociołka chłopców i opadła zrezygnowana na miejsce pomiędzy nimi.
- Tak jak mówiłem, zajmiemy się warzeniem eliksiru, który powoduje...
- Zadowolona Granger? - zapytał bardzo cicho Malfoy.
- Oczywiście, że nie. A czegoś się spodziewał, okrzyku radości?
Kpiła. Czuł to. Draco uśmiechnął się tylko ironicznie i zwrócił w kierunku profesora.
- Czas... Start! - powiedział Slughorn.
- I co Granger? Chyba szalejesz z radości, że jesteś z nami? - zapytał Zabini.
- Chyba śnisz - powiedziała Hermiona z pogardą.
- Co tak siedzisz jak słup soli? - zapytał Zabini, krzyżując ręce.
- Że co? - zapytała Hermiona.
- Warz eliksir. Przecież ja i Draco tego nie zrobimy - powiedział Blaise takim głosem, jakby to było oczywiste. Malfoy zachichotał.
- Wiecie co? Mogę warzyć, ale wy mi pomożecie - powiedziała Hermiona i wyjęła różdżkę. Jednym jej ruchem rozpaliła ogień pod kominkiem.
- Blaise, potnij pędy Stroczkobulwy, Malfoy, ty wyciśnij sok z nasion Trybekliny - powiedziała miękko Hermiona.
Ku jej zdumieniu, dzięki pewności siebie, z jaką wypowiedziała te słowa, chłopcy uczynili tak jak im kazała. Ona sama zajęła się mieszaniem w kociołku.


- Hermiono, podziwiam Cię, że poszłaś do tych głąbów - powiedział Harry przy obiedzie.
- Nawiasem mówiąc, ja siebie też - powiedziała Hermiona, pochłaniając zachłannie to, co miała na talerzu. Harry i Ron spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
- Muszę skoczyć przed Numerologią do biblioteki - wyjaśniła, napotykając spojrzenia chłopców.
Szybko zjadła i ruszyła w stronę biblioteki, gdzie wypożyczyła książkę "Najwyższy czas na owuteny", która według autora, miała pomóc przygotować się do egzaminów.
Po Numerologi ruszyła do Pokoju Wspólnego. Usiadła przy kominku i pogrążyła się w lekturze.
Nie zauważyła, kiedy obok niej usiadł Ron.
- Eee... Hermiono? - podniosła wzrok znad książki. Ron poczuł wielką gulę w gardle. Bał się, jednak wiedział, że musi to zrobić.
- Co Ron? - zapytała widząc jego minę.
- Mogę się Ciebie o coś spytać? - zapytał Ron. Poczerwieniał, czuł to.
- Mów Ron. Źle się czujesz? - zapytała, widząc minę Rona.
- Nie... patrzyłaś może na tablicę ogłoszeń? - zapytał. Hermiona pokręciła przecząco głową. Ron wziął głęboki oddech i powiedział:
- W walentynki jest Hogsmeade. Poszłabyś tam ze mną? - zapytał prosto z mostu. Hermiona spojrzała na niego dziwnym wzrokiem.
- Ja... Nie gniewaj się, tak tylko pomyślałem, bo Harry i Ginny idą razem, więc co mamy siedzieć sami? Ale jeśli nie chcesz, to... - zaczął się plątać.
- Ron, chętnie pójdę z tobą do Hogsmeade - powiedziała. Ron odetchnął z ulgą. Spojrzała na zegarek.
- Wybacz, ale muszę lecieć... Wiesz, że stałam się korepetytorem - powiedziała Hermiono. Dała mu całusa w policzek i wyszła.
Nie mogła uwierzyć, że Ron zaprosił ją na walentynki. A już myślała, że spędzi je sama.
Nogi same niosły ją na drugie piętro, gdzie była klasa do transmutacji. Nie zauważyła nawet, jak znalazła się pod klasą. Zderzyła się z kimś i upadła na posadzkę.
- Granger, patrz jak chodzisz - powiedział Malfoy i podał jej rękę, by mogła wstać. Bez słowa złapała ją i podniosła się z podłogi.
Weszli do klasy. Śnieg sypał za oknem. Hermiona zapaliła różdżką kilka świeczek. Usiadła obok Malfoya, a ich ręce spotkały się ze sobą. Hermiona szybko cofnęła dłoń, choć poczuła, jak przez jej ciało przechodzi ciepły prąd.
Otworzyła książkę i zadała mu jakąś pracę, Sama wyjęła książkę, którą wzięła z biblioteki. Jednak tylko udawała, że czyta. W rzeczywistości obserwowała go kątem oka, starając się nie dawać nic po sobie poznać.
- Granger, trzymasz książkę do góry nogami - powiedział Malfoy, na chwilę przerywając pisanie.
- Tak? - zapytała ze zdziwieniem Hermiona.
- Tak. - powiedział Malfoy, po czym roześmiał się. Chyba po raz pierwszy w życiu słyszała, jak śmieje się szczerze. Bez nuty ironii w głosie. A był to śmiech dźwięczny i Hermiona wsłuchiwała się w jego dźwięk. Po chwili również wybuchnęła śmiechem.
- Dobra, kończmy te wygłupy. Weźmy się za naukę, jest już po siódmej, a nie zrobiliśmy nawet połowy tego, co zaplanowałam.
- Mam inne plany - powiedział Malfoy i zbliżył się do Hermiony na niebezpieczną odległość.
Czuła jego zapach, który nęcił jej nozdrza. Czuła, jak jego ciało napiera na nią. Przez jej ciało przeszedł prąd. A potem niespodziewanie, przechylił się bliżej i pocałował ją głęboko w usta.
Hermiona była sparaliżowana, nie wiedziała co robi, nie docierało do niej to, co się dzieje, dopóki Malfoy nie położył jej na ławce. W nagłym przypływie rozumu odepchnęła go od siebie.
- Co ty robisz Malfoy? - zapytała, wstając.
- Jak to, nie widzisz? Urozmaicam korepetycje, Granger - powiedział z ironią.
Widziała ten jego ironiczny uśmiech na twarzy, który natychmiast zmył z niej to miłe uczucie, które trwało podczas pocałunku.
- Ale ja nie chcę takiego urozmaicenia - powiedziała, po czym szybkim ruchem zgarnęła swoje rzeczy i wyszła z klasy, trzaskając drzwiami.
Malfoy uśmiechnął się pod nosem. Udało mu się. Czuł, że reszta też się uda.

Połóż mnie na swym ramieniu,
Połóż jak, pieczęć na sercu.
Poczuj smak mego pragnienia, jak pieczęć,
Proszę połóż mnie...

Edytowane przez Adelajda Dakota dnia 16-04-2012 14:58

Dodane przez onlyHorcrux dnia 16-04-2012 16:31
#54

Czy to nie dowodzi tego, że miłości nie da się opisać, ani rozgryźć? Dowód. Miłość jest czymś niepojętym dla umysłu ludzkiego. Jego potęga przewyższa wszystko. Porównywalna do tego uczucia, jest tylko przyjaźń. Mocna i prawdziwa.


Świetne słowa :)

Bardzo mi sie podobało ;p

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 23-04-2012 16:15
#55

Rozdział 18.
Ciemne, szkolne korytarze, oświetlane przez liczne pochodnie i zatłoczone przez uczniów.
Właśnie jednym z takich korytarzu szła pewna Gryfonka. Jej oddech był przyspieszony i nierówny, a dusza pełna zdziwienia i wściekłości. W pewnym sensie ciekawiło ją, dlaczego Malfoy ją pocałował. Było to cudowne uczucie, jakiego nigdy nie doznała, chociaż całowała się już kiedyś z Wiktorem Krumem. Jednak tamto uczucie było krótkotrwałe. Po prostu: szczenięca miłość. Z drugiej strony jednak bardzo się wściekała, co przyćmiewało jej zdrowy rozsądek. Jak on mógł ją pocałować, jeszcze kładąc na ławce? Przecież ona sobie tego nie życzyła... a może w głębi duszy właśnie tego pragnęła?
Wyszła na zaśnieżone błonia, gdzie jedynym źródłem światła były światła w zamku i nadzwyczaj jasno świecący księżyc, który wyglądał niezwykle. Nie miała płaszcza i trzęsła się z zimna, ale w tej chwili nic jej to nie obchodziło. Po prostu chciała wszystko sobie poukładać. Nogi same ją niosły przed siebie. Kilkakrotnie otoczyła jezioro, po czym nieco ochłonęła. Usiadła pod drzewem. To, że najprawdopodobniej będzie musiała zażyć porządną dawkę eliksiru pieprzowego, teraz ją nie obchodziła.
- Przecież on nic do mnie nie czuje. Po prostu chciał sprawdzić moją reakcję, albo knuje coś nieprzyzwoitego - zamruczała pod nosem. Nie bała się, że ktoś ją usłyszy. W końcu była sama.
Po jakimś czasie zaczęła się zachwycać pięknem tej nocy i samego księżyca. Emocje opadły. Spojrzała w stronę zamku - w większości oknach było ciemno, więc na pewno było późno. Niechętnie wstała i zaczęła kierować się ku zamkowi. Otworzyła drzwi wejściowe - miała szczęście, ponieważ Filch zapomniał ich zamknąć. Szła przez opustoszałe korytarze, a jej kroki obijały się głębokim echem. Ku jej zdumieniu nikogo nie spotkała po drodze.
- Aurea Dicta - powiedziała do Grubej Damy.
- A gdzie to się było o tej porze? - ofuknęła ją Gruba Dama, jednak widząc Hermionę, gdzieniegdzie pokrytą śniegiem otworzyła dziurę pod portretem.
- Dziękuję - powiedziała Hermiona i przeszła przez dziurę pod portretem.
W Pokoju Wspólnym nie było nikogo. Uszła kilka kroków, gdy z jednego z foteli usłyszała ruch.
- Hermiona? - zapytała postać w fotelu. Hermiona poznała głos Ginny.
- Co tu robisz? - zapytała Hermiona.
- Gdzie ty byłaś? - odpowiedziała Ginevra pytaniem.
- Byłam na błoniach - powiedziała Hermiona.
- Aha. Ja czekałam tu na Ciebie. Ale co ty robiłaś na błoniach?
- Musiałam coś przemyśleć.
- Co? - zapytała ruda. W jej oczach czaił się niepokój i zaciekawienie. Wiedziała, że musi komuś to powiedzieć i że tym kimś jest właśnie ta drobna osóbka przed nią.
- Dobrze powiem Ci.
Hermiona opowiedziała Ginevrze o wszystkim od początku. Gdy opowiedziała o tym, jak trzymała książkę do góry nogami, kąciki jej ust uniosły się lekko.
- Pocałował Cię?! I nazwał to "urozmaiceniem"?! - zapytała Ginny, wytrzeszczając na nią oczy.
- Ginny, proszę nie drzyj się. No przecież mówię. To palant. Boże, w kim ja się zakochałam?
- Miłość nie wybiera - powiedziała Ginny uśmiechając się lekko.
- Niestety, nie. Ale dlaczego akurat on?
Ginny zaczęła się śmiać.
- Przestań! Ja tu mówię o rzeczach poważnych, a ty się śmiejesz! - powiedziała Hermiona z wyrzutem i po chwili również zaczęła się śmiać.


Nie tylko Hermiona myślała o tym zdarzeniu. Również pewien Ślizgon myślał dokładnie nad tym. Nad jej reakcją. Trzeba jednak przyznać, że dormitorium było na pewno lepszym miejscem na takie rozmyślania.
- Nad czym tak dumasz Draco? - zapytał czarnowłosy chłopak, wchodząc do dormitorium.
- Nad szlamą - powiedział Malfoy spokojnie.
- Znowu? Pogódź się z prawdą: przegrasz ten zakład i już. Daruj sobie. - powiedział Zabini z politowaniem.
- Ja myślę coś innego, Blaise. Mi się zdaje, że ją pociągam. Ty wiesz, że udawała, że czyta książkę do góry nogami, a w rzeczywistości przypatrywała mi się?
- Wielkie rzeczy - pwoiedział Zabini, demonstracyjnie składając ręce.
- Wielkie. Pocałowałem ją i...
- I co? Zabawiła się z tobą? - zapytał Blaise. To nabijanie się z Draco było całkiem przyjemne.
- Nie. Ale poczułem jakiś prąd przechodzący przez jej ciało. Mówię ci, pociągam ją.
- Brawo kolego, brawo - powiedział Zabini.
- Mógłbyś się przestać nabijać? Zrozum: zastawiłem przynętę i już połknęła haczyk. Teraz trzeba ją tylko wyciągnąć tak, żeby się nie urwała.
- Dobra, przyznaję Ci rację. Choć mamy balangę.
- Z jakiej okazji? - zapytał Malfoy, wstając z łóżka.
- Och, nic wielkiego. Po prostu balanga.
- Bajecznie - powiedział Malfoy, gdy usłyszał muzykę.


Tego dnia było wyjątkowo ładnie. Trzeba przyznać, że dzień zakochanych zapowiadał się bardzo ładnie. Hermiona cieszyła się, że idzie do Hogsmeade z Ronem. Myślała, że po prostu zaprosił ją jako koleżankę, jako przyjaciółkę. Myślała, że zrobił to z grzeczności, jednak sam gest był bardzo miły.
- Kiedy wyjdziesz z tej łazienki? - zapytała Ginevra, nerwowo patrząc na zegarek.
- Już chwilka - powiedziała Hermiona.
- Siedzisz tam już ponad godzinę - powiedziała Ginny.
- Naprawdę? - zapytała zdziwiona Hermiona.
- Naprawdę Hermiono. Co ty się tak stroisz dla tego Rona? Przecież i tak idziemy w szkolnych mundurkach...
- No to co. Muszę coś zrobić z tymi włosami.
- Hermiona!
- Dobra, wychodzę - powiedziała Hermiona. Ginny spojrzała na jej fryzurę.
- Jak wyprostowałaś i upięłaś włosy? Wyglądasz fantastycznie! - powiedziała Ginny.
- Mi też się podoba. Wyprostowałam je żelem "Ulizanna" i upięłam tą klamrą, co mi dałaś na Boże Narodzenie i jest ładnie.
- Chodźmy na śniadanie - powiedziała Ginny.
Opuściły dormitorium i przeszły przez Pokój Wspólny, całkiem opustoszały - większość już była w Wielkiej Sali.
- Cześć Ginny! Witaj Hermiono - powiedział Harry.
- Cheszć! - powiedział Ron z ustami pełnymi jakiejś kanapki o dziwnych składnikach. Spojrzał na Hermionę i na chwilę zaniemówił. Chociaż była to tylko fryzura, bez zbędnych trudności to zauważył. A jak Hermionie było do twarzy...
Zjedli śniadanie i dołączyli do kolejki, która czekała, aż Filch sprawdzi, czy nazwisko danego ucznia widnieje na liście i przy okazji podźga ich czujnikiem tajności.
- To gdzie idziemy? - zapytał Ron, masując sobie żebro. Filch wyjątkowo mocno dźgnął go w jedno z żeber.
- Nie wiem... Co powiesz na trzy miotły? - zapytała Hermiona.
- Może być. Przynajmniej się ogrzejemy kremowym piwem. - powiedział Ron. "A raczej popatrzymy na Madame Rosmertę" pomyślała zgryźliwie Hermiona.
Szli w milczeniu aż do progu gospody i weszli do środka.
Cały lokal poobwieszany był w serduszkach i czerwonych serpentynach.
- To gdzie siadamy? - zapytał Ron, rumieniąc się lekko.
- Może pod tym oknem? - zapytała Hermiona, również zmieszana widokiem dekoracji.
Ron poszedł po dwa kremowe piwa. pozwalając błądzić Hermionie po zakazanych torach. Bo Hermiona myślała z kim by chciała spędzić te walentynki. I cały czas miała przed oczami jego twarz: te srebrne tęczówki i blond włosy, tak wspaniale wyglądające w słońcu.
- Masz - powiedział Ron stawiając przy niej kufel i otrząsając z zamyślenia.
- Dzięki.
Zaczęli gadać o szkole i pracach domowych, a Ron tęsknie spoglądał w kierunku baru. Hermiona w większości mówiła.
- Co ci jest? - zapytała Hermiona przyjaciela.
- Nic takiego. - powiedział szybko Ron, spoglądając na przyjaciółkę.
- Och, dla twojej informacji "to nic takiego" poszło właśnie na zaplecze - powiedziała Hermiona zgryźliwie.
- O co ci chodzi? - zapytał Ron.
- Mnie? O nic. Raczej tobie. - rzekła Hermiona zgryźliwie.
Zapadła kłopotliwa cisza.
- Idę się przejść - powiedziała Hermiona, gdy Ron znów spojrzał w kierunku Madame Rosmerty. Nie wiedząc czemu, drażniło to ją.
- Proszę bardzo - powiedział Ron, nie odrywając wzroku od Madame Rosmerty.
Hermiona podniosła się z krzesła, zostawiła pięć sykli na stoliku i wyszła. Ron z żalem popatrzył na jej plecy. To nie miało wyjść tak...


Hermiona szła uliczkami Hogsmeade. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Chociaż myślała, że Ron zaprosił ją z grzeczności była na niego wściekła, z powodu skandalicznego zachowania przyjaciela. Skręciła w jakąś boczną uliczkę, gdzie nikogo nie było. Szła na przód. Nigdy tu jeszcze nie była. I nie dziwiło ją to zbytnio. Były tu raczej sklepy dla dorosłych czarodziejów. Cały czas myślała o zachowaniu Rona.
- To nie jest normalne - powiedziała, kopiąc jakiś kamyk, którego jeszcze nie zdążył przykryć śniegowy puch.
- Mówienie do siebie to pierwsza oznaka szaleństwa - usłyszała ironiczny głos za sobą. Odwróciła się. O jedną z witryn sklepowych opierał się Draco Malfoy.
- Przeszkadzanie myślącym jest oznaką głupoty - odpowiedziała zgryźliwie.
- Co powiesz, bym Cię odprowadził do końca ulicy? - zapytał niespodziewanie Ślizgon.
- Nie, dziękuję - powiedziała Hermiona i odwróciła się plecami do blondyna i zaczęła iść przed siebie. Zastanawiała się, co on knuje.
- Masz złamane serce Granger? - krzyknął za nią Malfoy. Stanęła i spojrzała na niego złowrogo.
- Nie twoja sprawa Malfoy - powiedziała po chwili i zaczęła biec. Chciała uciec od rzeczywistości, byle jak najdalej. Najpierw Ron, potem Malfoy. Czy nie za dużo, jak na jedno przedpołudnie?
- Widzimy się wieczorem - powiedział Malfoy i ruszył przed siebie. "Ona naprawdę na mnie leci" pomyślał.
Hermiona natomiast przeszła się do końca ulicy. Upewniwszy się, że Malfoy poszedł gdzieś indziej, zawróciła do szkoły. Teraz marzyła tylko o kubku gorącej czekolady i przytulnym Pokoju Wspólnym Gryfonów. Po raz kolejny musiała wszystko przemyśleć. Wszystko sobie poukładać.
Dlaczego kłopoty zawsze spadają na nas w najmniej oczekiwanym momencie?

Z życiem tak bywa jak z chorobą,
Kostucha w lustrze zęby szczerzy,
Żyć znaczy życie dzielić z tobą,
A nie być z tobą - znaczy nie żyć...

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 01-05-2012 20:37
#56

Rozdział 19.
W Pokoju Wspólnym Gryffindoru panowała całkowita ciemność. Papierki i inne śmieci z całego dnia walały się po kątach. W kominku delikatnie tlił się ogień, z którego za chwilę zdawało się ujść życie. W pomieszczeniu tym panowała nieskazitelna cisza, przerywana od czasu do czasu głębszym westchnieniem pewnej brązowookiej, jak i zarówno brązowowłosej, dziewczyny, która biła się z myślami.
Tak, właśnie Hermiona Granger siedziała i myślała. Nie spędziła tej nocy nad kolejną książką. Myślała o miłości. O niefortunnej miłości, jaką obdarzyła pewnego Ślizgona. I to nie byle jakiego Ślizgona, tylko właśnie tego. Malfoya. Chłopaka, który zrobił jej tyle złego. Wiedziała, że nie był jej wart, jednak nie mogła uwolnić się od myślenia o nim. Westchnęła bardzo głęboko. Książki, jej pociecha, tym razem nie wyciągną pomocnej dłoni, jak to uczyniły wiele razy.
- Dlaczego ja? - pomyślała, a przed twarzą stanęły jej twarze rodziców i Malfoya.
- Dlaczego? - powtórzyła pytanie, a pojedyńcza łza spłynęła jej po policzku.
Przecież zdawała się być twarda. Tak twardo stąpającą po ziemi dziewczyną, która nie widzi świata po za książkami. A przecież w głębi była krucha, jak porcelanowa lalka. Wystarczy wspomnieć tę sytuację z Ronem, po prostu był jej przyjacielem, a nią tak głęboko to wstrząsnęło. Westchnęła po raz setny tego wieczoru. W końcu Morfeusz wziął ją w swe opiekuńcze ramiona...


Nadszedł marzec, przynosząc pierwsze odwilże. Hermiona, borykająca się z problemem sercowym, nawet nie zauważyła, kiedy minął początek marca i zaczęła się jego druga połowa. Z Ronem pogodziła się następnego dnia po zaistniałej w Hogsmeade sprzeczce, a Harry nawet o niej nie wiedział.
Dla siódmoklasistów był to szczególny problem. Nauczyciele cały czas przypominali im o, mających się odbyć w czerwcu, Owutemach. Hermiona większość wieczorów spędzała w bibliotece, szukając niezbędnych informacji do odrobienia niebywałego stosu prac domowych i uczenia się. Na jej szczęście nie popadła w depresję, jak niektórzy z uczniów. Na początku marca Anthony Goldstein musiał zażyć eliksir uspokajający, po tym jak przetłumaczył na Runach nie ten tekst, co trzeba.
Czasem widziała Malfoya w bibliotece i interesowała się, co on tam robi. Skutek tego był taki, że siadała w dalekiej odległoci od niego, jednak tak, by mogła go obserwować.
Była sobota. Tego wieczoru również usiadła daleko od Malfoya, jednak przypatrywała mu się badawczo. W pewnym momencie on podniósł głowę i spojrzał jej prosto w oczy. Hermiona poczuła jakiś prąd i szybko spojrzała w książkę, udając, że nic się nie stało. Usłyszała kroki, a w następnej chwili poczuła, że ktoś obok niej siada. Do jej nozdrzy dotarł ten zapach. Podniosła głowę, bojąc się tego, co może zobaczyć.
Zgodnie z jej oczekiwaniami obok niej usiadł Draco Malfoy.
- Cześć Granger - powiedział leniwie. Biblioteka pustoszała, miała być bowiem za dziesięć minut zamknięta.
- Witaj Malfoy - odparła oschle, po czym znów spojrzała w książkę. "Eliksiry Strączkowe mogą mieć skutki uboczne, gdy spożyjemy je na tzw. pusty żołądek..." - przeczytała, choć poczuła, że te słowa nie zostawiły po sobie najmniejszego śladu. Poczuła, jak ktoś wyrywa jej książkę z rąk.
- Oddaj mi książkę Malfoy - odparła szybko, widząc bezcenną książkę w jego dłoniach.
- Ani myślę Granger - rzekł, po czym uśmiechnął się uwodzicielsko. Dziś postanowił się do niej zbliżyć. Nadrobić to, co zaczął. Od pierwszego pocałunku minęło tyle czasu, teraz chciał jej nie męczyć, aż cała rozpłynie się nad nim. Teraz patrzył na nią z tym swoim uwodzicielskim uśmiechem, tryumfując.
- Oddaj mi ją, Draco - powiedziała rzeczowo. Drgnął. Powiedziała do niego po imieniu. Nie mógł wiedzieć, że to była tylko próba kamuflażu. Chociaż go kochała, nie działał na nią ten uśmiech. Nie wtedy, gdy w grę wchodziły książki.
Zbliżył się do niej. Poczuła ciepło jego ciała, jego tors napierający nad nią.
- Oddaj mi ją - powiedziała, czując, że jeśli teraz nie odzyska egzemplarza Eliksiry w skrócie, który miał blisko pięć tysięcy stron, przegra tą rozgrywkę.
- Wiem, że na mnie lecisz - wyszeptał jej do ucha. Nie ruszała się. Nie wiedziała co powiedzieć. Na pewno blefował, by zbić ją z tropu.
Korzystając z jej nieuwagi zbliżył swoje usta do jej ust i zatopił się w nich. Nagle poczuł, że Hermiona odrywa się od niego. Wstała. On również powstał i złapał ją za nadgarstek.
- Daj mi święty spokój - powiedziała i wbiegła w najbliższy regał. Draco, niewiele myśląc, pobiegł za nią.
Tymczasem pani Pince, zupełnie nieświadoma, że w bibliotece zostało dwoje nastolatków, zgasiła światła i zamknęła bibliotekę na cztery spusty.


Hermiona biegła między regałami, kiedy nagle zgasło światło.
- Lumos - wyszeptała. Oświetlając drogę wątłym światłem różdżki, doszła do drzwi. Były zamknięte na amen. Wściekła na siebie i Malfoya, zaczęła wypróbowywać różne możliwe zaklęcia. Drzwi nie drgnęły.
- Wspaniale! - krzyknęła i oparła się plecami o zimną ścianę. Wkrótce ukucnęła na podłodze i zaczeła płakać. Były to łzy wściekłości i bezradności.
Zza regałów wyłonił się Malfoy.
- Co się stało? - zapytał.
- Co się stało? Co się stało? - zapytała histerycznie Hermiona - Jesteśmy tu razem uwięzieni, to się stało! - powiedziała i ukryła twarz w dłoniach. Malfoy ukucnął obok niej i chwycił ją za dłoń.
- Nie dotykaj mnie! - powiedziała i odskoczyła od niego jak oparzona - To wszystko twoja wina!
- Moja wina? A kto wbiegł w regały? - zapytał Malfoy.
- Kto obok mnie usiadł i mnie do tego zmusił? - zapytała.
Malfoy milczał. Musiał wytężyć teraz wszystkie siły by udawać, że ona go pociąga.
- Czego tu ode mnie chcesz? - zapytała.
Nadal milczał.
- Nic od ciebie nie chcę. Chcę ciebie - wyszeptał w końcu. Ukrywał uczucia. Czuł do siebie odrazę, że coś takiego powiedział. Jednak wykorzystał moment i wiedział, że dotknął czułego punktu. "Wygrana jest moja" - pomyślał.
Hermiona spojrzała na niego zdumiona. Mogła się spodziewać wszystkiego, ale nie tego. Draco zbliżył się do niej. Był stanowczo za blisko. Nie czuła już nic. Poddała się jego urokowi i oddała pocałunek. W tej chwili nic się dla niej nie liczyło. Przecież on tu był i ją kochał. Czego chcieć więcej?
Jego ręce zaczęły błądzić po ciele dziewczyny. Nagle się opamiętała.
- Czy ja ci na coś pozwalałam? - zapytała, a jej oczy zaszkliły łzy. Wbiegła w kolejny regał.
"Ona jest żałosna. Żałosna i fascynująca" - pomyślał Draco. Szukał jej całą noc, ale nie znalazł. Hermiona, wsłuchiwała się w jego kroki i umykała cichutko jak myszka, gdy były wyraźniejsze. W końcu weszła pod jeden ze stolików, gdzie poczuła się jak dawniej. Jak wtedy, gdy chowała się pod stolikiem, w szafie, czy pod kołdrę, gdy się czegoś wystraszyła. W końcu, zmęczona, usnęła.
Obudziła się, gdy słońce zaczęło świtać. Powoli usiadła i poczuła, że opadło z niej jakieś przykrycie. "Przecież niczym się nie przykrywałam" - pomyślała. Dopiero po chwili spostrzegła, że przykrycie ma godło Slytherinu. Spojrzała za siebie. Siedział tam Malfoy w samej koszuli i bokserkach.
- Dobrze się spało? - zagadnął. Znalazł ją równo z pierwszymi promykami słońca.
- Ubierz się - powiedziała, rzucając mu szatę.
- A co nie chcesz popatrzeć? - zażartował.
- Nie, dziękuję - powiedziała, po czym odeszła.
Odnalazła swoją torebkę i książkę, którą zabrał jej Draco. Schowała się za regałem. W końcu weszła pani Pince. Gdy odwróciła się plecami, Hermiona bezszelestnie wyszła z biblioteki.
Wolała nie myśleć, jak zamartwiała się Ginny...

Miłość o wiek nie pyta się, przychodzi nieproszona.
Przykro mi gdy, ktoś mówi mi, że to dziecinne zbyt.
To moja jest niedorosła miłość...



Dodane przez whitely dnia 22-05-2012 10:30
#57

areala and potentially most effective agents for making things happen. One of the areas in which we can be most effective is in our collective a or public a health. sexy prom dressessexy prom dresses While we look to our leaders for advice and action on directives like soda taxes, bike lanes discount wedding dressesdiscount wedding dresses , and keeping televisions out of daycares short prom dressesshort prom dresses . , homecoming dresses 2012homecoming dresses 2012 we actually end up being our best resources for the daytoday. Volunteers line the streets at road races. Volunteers staff free clinics. Volunteers can Go Red for Women, Race for a Cure, and increase awareness by wearing a pin on a shirt or dress lace dresseslace dresses . , or by creating a viral video like the "Pink Glove Dance. " Our Council is like many others across the country with similar goals a to get people thinking so that they get moving. Unfortunately, cheap homecoming dressescheap homecoming dresses . funding for physical education programming in schools and other organizations is at a low right now, so hopefully we can replace .

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 24-05-2012 18:11
#58

Rozdział 20.
Gdy tylko oddaliła się na wystarczającą odległość od biblioteki, puściła się biegiem. Była niedziela, więc o tej porze na korytarzach można było spotkać małą liczbę osób.
- Aurea dicta - wysapała do Grubej Damy.
- A gdzie ty byłaś całą noc? - zapytała Gruba Dama, odsłaniając jej przejście. Hermiona mruknęła coś niezrozumiałego i wbiegła do Pokoju Wspólnego, nie zamykając portretu, ani nie oglądając się za siebie..
- Świetnie, ty leć udawać, że nie zginęłaś a ja sobie tak powieszę? - zapytała Gruba Dama sarkastycznie. Hermiona udała, że tego nie słyszy. Rzuciła torbę w kąt i skierowała się ku schodom do dormitorium dziewczyn. Hermiona wbiegła, przeskakując po trzy schody. W końcu wpadła do swojego dormitorium, dysząc ciężko.
- Gdzieś ty była!? - zapytała Ginny - Czy wiesz jak się o ciebie martwiłam!?
- Przepraszam Ginny... To na prawdę nie moja wina... - zaczęła Hermiona.
- Nie twoja wina! Też coś! Co takiego mogło się stać! Bałam się, że Malfoy lub któryś ze Ślizgonów mógł zrobić Ci coś złego! - krzyczała Ginny.
- Ginny posłuchaj... To naprawdę nie moja wina! Pani Pince zamknęła bibliotekę, kiedy ja byłam w regałach i zostałam w niej... całkiem sama - powiedziała Hermiona. Sama nie wiedziała czemu, jednak nie chciała mówić o Malfoyu. Już i tak źle się poczuła, gdy Ginny wymówiła jego nazwisko.
- No tak! Biblioteka. A ja? - zapytała Ruda. Jak na osobę z rudymi włosami miała nawet za bardzo ognisty temperament.
- Zrozum, że zostałam sama, a drzwi były zamknięte na amen. Proszę, skończmy tę dyskusję i nie mówmy nic Harry'emu i Ronowi, dobrze? - zapytała Hermiona, patrząc na przyjaciółkę błagalnie.
- A czy mam inne wyjście? - zapytała Ginny i uśmiechnęła się. Dziewczyny rzuciły się w sobie ramiona i poszły na śniadanie.


Nadszedł kwiecień, wywołując już o wiele większą presję na uczniach, głównie piątych i siódmych klas. Drzewa puściły pierwsze liście, a wiosenne słońce namawiało wielu do opuszczenia zamku i spaceru po zielonej murawie. Hermiona i Draco zachowywali się tak, jakby nic w ogóle się nie wydarzyło. Jakby ta noc w bibliotece nie istniała.
"Byłem tak blisko, ale ta jak zwykle musiała coś zepsuć" - myślał Malfoy, spacerując wokół jeziora. Zastanawiał się, czy na pewno dobrze zrobił, zakładając się. Przecież do końca roku szkolnego zostało tylko trochę czasu. Czy warto było go zawierać pod wpływem emocji? Przecież chodząc z tą szlamą, skompromituje się. Kopnął ze złością jakiś kamyk.
- Au! - usłyszał ze strony, w którą posłał kamyk. Spojrzał w tamtą stronę. Przed nim stała Hermiona Granger z Ginny Weasley. Hermiona dostała kamyczkiem w głowę.
- Co się stało? - zapytała Ginny.
- Nic, dostałam czymś w głowę - powiedziała, po czym obróciła się. Zobaczyła Malfoya, który patrzył się na nią.
- Ginny, proszę Cię chodźmy stąd, coś mi się przypomniało - powiedziała Hermiona, łapiąc Weasley' ównę za rękę. Ginny otworzyła buzię, by się zapytać, czemu nagle wracają, ale spostrzegła Malfoya.
Hermiona nie miała ochoty na spotkania z nim po za korepetycjami, gdzie naprawdę dużo siły wkładała, by opanować się. Żeby nie reagować na jego małe zaczepki, ani żeby nie patrzeć na niego. Naprawdę dużo ją to kosztowało. Musiała przyglądać mu się, chociaż przez chwilę. Wiedziała, że to on posłał w jej stronę kamyk. Sama nie wiedziała, czemu ucieka od niego. Przecież udawali, że tam w bibliotece nic się nie stało, jednak Draco zasugerował jej, że ją kocha. Nie mogła o tym zapomnieć. Zastanawiała się nad tym wszystkim. Coraz bardziej ją to bolało.
Weszli do zamku, do jakieś pustej klasy.
- Czemu mnie tu przyprowadziłaś? I czemu tak gnasz od Malfoya, przecież ty go kochasz! - powiedziała Weasley' ówna.
- Wiem, ale nie chcę mieć z nim do czynienia. Wystarczą mi te korepetycje, o których krążą jakieś durne plotki, jako o randkach.
- No wiesz, dla ciebie w pewnym sensie to randka...
- Ginny, proszę cię. Zrozum, ja nie mogę z nim być. Nigdy. On jest głupim arystokratą, któremu nie wiadomo co chodzi po głowie.
- Dobrze, już dobrze. Ale i tak nie rozumiem jak możesz tak postępować. Jakby to był Harry, ja bym walczyła o miłość.
Hermiona nic jej nie odpowiedziała.
- Chodźmy, słyszę dzwonek - powiedziała Hermiona i obie wyszły z klasy.


Były ferie Wielkanocne. Wielkanoc w tym roku wypadła bardzo późno, ponieważ w drugiej połowie kwietnia. Malfoy, jako jeden z nielicznych został w Hogwarcie na święta. Był zapraszany przez Tonks i Lupina, jednak odmówił. Gardził nimi, jednak nie chciał im sprawiać bólu. Czyżby odezwały się w nim jakieś ludzkie uczucia?
- Malfoy, ile jeszcze mamy czekać? - zapytał Hertley. Był to Ślizgon, z którym Draco założył się, że poderwie Hermionę. Gdyby wzrok mógł zabijać, Hertley natychmiast padłby martwy na ziemię.
- Już mi się udało - powiedział Malfoy, nieoczekiwanie dla samego siebie.
- Nie wierzę ci - powiedział Heatley - Skoro jest twoją dziewczyną, przyprowadź ją tu.
- Zwariowałeś? Ona się nie zgodzi. Granger to może i szlama, ale nie głupia i raczej nie chce chodzić z kimś na pokaz. Nie martw się, wymyślę coś, by potwierdzić moje słowa. A teraz bądź tak łaskaw i odejdź, bo czytam - powiedział Malfoy.
- Ty czytasz?
- Coś ci nie pasuje? Lepsze to niż nauka.
Hetley prychnął.
- Udowodnij to. Byle szybko. - powiedział i wyszedł z Pokoju Wspólnego.
Malfoy odłożył książkę i ukrył twarz w dłoniach. Skłamał. W tak beznadziejnej sprawie. Chciałby ją rozwiązać. Skłamał, a na dodatek musiał udowodnić prawdziwość swoich słów.
I nagle do głowy wpadł mu znakomity pomysł. Uśmiechnął się tryumfująco i skierował się ku swojemu dormitorium. To takie proste... Wystarczy tylko napisać do Blaise'a i po kłopocie.


Po feriach Wielkanocnych Hermiona wróciła do Hogwartu, zupełnie nieświadoma planów grupy Ślizgonów. Teraz przede wszystkim myślała o egzaminach. Starała się nie myśleć o Malfoyu, jednak to było silniejsze od niej samej. Myślała o nim przez całe wspaniałe ferie, które spędziła w Norze. Uśmiechnęła się, gdy przypomniała sobie, jak Harry potknął się, niosąc jajka. Tym faktem sprawił, że połowa jajek przygotowanych na śniadanie, wylądowała na głowie Rona, ku uciesze całej rodziny, czego nie można powiedzieć o Ronie.
Przemyślała to przez ferie i miała idealną wymówkę, by pozbyć się Malfoya. Miała nadzieję, że McGonagall nie będzie jej miała tego za złe, w końcu jej chyba też zależy na dobrych wynikach jej uczniów. Postanowiła, że pójdzie do niej z samego rana. Pełna optymizmu, jakim napełniła ją ta myśl, położyła się do łóżka i zasnęła, nie myśląc o nim.

Pytam się gwiazdy, co drogę wskazać błądzącym miała,
Czemu ze wszystkich pragnień na świecie to ty mnie wybrałeś?
Gwiazda co w rzece wciąż się przegląda, też tego nie wie.
Czemu ze wszystkich pragnień na świecie wybrałam ciebie

Dodane przez onlyHorcrux dnia 20-06-2012 10:11
#59

Jejku, jak dawno tu nie zaglądałam!
Weszłam, atu trzy kolejne! O_____o
Wiesz, z rozdziału na rozdział piszesz coraz lepiej i coraz ciekawiej. ^^

Pozdrawiam i czekam na kolejną część . < 3

Dodane przez Pandora dnia 20-06-2012 13:50
#60

zaczełam teraz czytać i tak się zdziwiłam, że nic dalej nie ma, że mało co się nie popłakałam- proszę szybko więcej;))

Dodane przez KEHI dnia 20-06-2012 21:10
#61

Musisz szybko napisać kontynuacje . Prosze prosze prosze . to jest świetne

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 21-06-2012 13:51
#62

Rozdział 21.

Hermiona szła korytarzami, nucąc jakąś wesołą melodię. Dzisiejszego popołudnia odważyła się zrobić to, co planowała od ferii Wielkanocnych. Ku jej przypuszczeniom McGonagall zgodziła się. Musiała się zgodzić, co wprawiło Hermionę w doskonały nastrój. Myślała, że już się uwolni od tego Ślizgona. Że wraz z końcem tego wszystkiego, znikną wszystkie wspomnienia i uczucia związane z Malfoyem. W głębi duszy wiedziała, że jest to niemożliwe, jednak nadzieja przykrywała te wątpliwości. Nadzieja jest uczuciem, bez którego nie pokonalibyśmy żadnych kłopotów. Hermiona wiedziała, że ta drobna iskierka nadziei starczy, by pokonać to wszystko. Spojrzała na zegarek. Było w pół do szóstej. Widząc, że ma jeszcze półgodziny, skierowała się w kierunku biblioteki.


- Szybciej Blaise, bo nie zdążymy - powiedział Malfoy, widząc jak jego przyjaciel idzie za nim kilka metrów.
- Wyluzuj Draco, przecież mamy jeszcze półgodziny - powiedział Zabini, patrząc na przyjaciela, jak na wariata.
- Zrozum, Granger nie może nas zobaczyć, a przecież muszę udowodnić temu Heatley' owi, że rzecz, która nigdy nie miała i nie będzie mieć miejsca, jest prawdą.
- Dobrze, już dobrze, ale przecież mówisz, że czasami spóźnia się kilka minut - powiedział Zabini.
- Ona jest nieobliczalna. Po za tym trzeba zrobić nastrój. Pospiesz się - powiedział Malfoy.
- Przecież będzie wyglądać podejrzanie, jak będziemy biec - powiedział Zabini. Draco przystanął.
- Dobra, ale naprawdę musimy się spieszyć.
- Choć tędy, tutaj jest skrót - powiedział Zabini, wskazując jakiś obraz, za którym było tajne przejście.


Hermiona siedziała przy stoliku i zerknęła na zegarek. Była szósta. Zaknlęła cicho i w pośpiechu zaczęła zbierać książki i inne rzeczy do torby, po czym wybiegła z biblioteki. W jej stronę oglądało się wielu uczniów, ale ona się tym nie przejmowała. Dziesięć po szóstej stanęła przed klasą. Malfoy pewnie jest już w środku. Weszła do środka i pogwizdując cicho, usiadła obok Ślizgona.
- A co Tobie tak wesoło? - zapytał Ślizgon, gdy Hermiona uśmiechnęła się do niego.
- A co, to jakaś zbrodnia? -zapytała - Mam dobry humor, bo dzisiaj mamy ostatnią z korepetycji. Powiedziałam McGonagall o twoich postępach i o tym, że ja muszę zająć się nauką do najważniejszych egzaminów. A McGonagall wyraziła zgodę na zakończenie tego cyrku. Jeszcze jakiś pytania? Co ci jest? - zapytała, gdy Malfoy nerwowo spojrzał w stronę biurka, za którym był ukryty Blaise. "Jak mu się nie uda, to go zabiję" - pomyślał.
- Nic mi nie jest. Zaskoczyłaś mnie tą WSPANIAŁĄ nowiną - powiedział. Jego ton głosu był ironiczny.
- Dobra, a ja mam propozycję, żebyśmy zajęli się LEKCJĄ - powiedziała z naciskiem na ostatnie słowo.
- Jak sobie pani życzy, pani profesor - zadrwił Malfoy i wyjął trzy wypracowania, które mu zadała na ostatniej lekcji.
Hermiona prychnęła, a kąciki jej ust zadrgały lekko. Podświadomie chciała, by ten chłopak ją pocałował. Teraz, w tej chwili. Ostatni raz w życiu. Z drugiej strony próbowała się od tej myśli uwolnić.
Malfoy spojrzał na nią. Był pewny, że myśli o nim. Pochylił się ku niej. Był pewny, że tym razem mu się uda. Nie przeliczył się. Hermiona odwzajemniła pocałunek. Ukryty za biurkiem Zabini, gorączkowo cykał zdjęcia aparatem, który zabrał z domu na prośbę Malfoya. Zdjęcia miały być dowodem ich miłości.
W końcu oderwali się od siebie. Hermiona jakby ochłonęła.
- Co ty zrobiłeś? - zapytała.
- Chciałaś tego - powiedział Malfoy. Wiedział, że Blaise miał wystarczająco dużo czasu na zrobienie wspaniałych zdjęć.
- Nieprawda - powiedziała Hermiona, choć wiedziała, że kłamie sama przed sobą.
- Żegnaj Malfoy - powiedziała Hermiona.
- A lekcja? - zapytał niewinnie Draco.
- I tak była ostatnia - powiedziała Gryfonka, po czym wyszła z klasy.


- Witaj Malfoy! I co, przegrałeś zakład, prawda? Nie dałeś mi dowodów - powiedział ironicznie Heatley. Chociaż był niższy od Malfoya o głowę, tryumfował tak bardzo, że czuł się dwa razy od niego większy.
- Nie powiedziałbym tego Mark - rzekł Malfoy, po czym dał mu do ręki plik zdjęć. Heatley spojrzał na niego zdumiony.
- I co? Jestem znowu u was, prawda? - powiedział Malfoy.
- Nie wierzę temu, co widzę - powiedział Mark.
- Ja też, ale widocznie wszystko jest możliwe - powiedział dumnie Malfoy.
- Wygrałeś, ale dla mnie i tak zostaniesz śmieciem - powiedział cicho Heatley, gdy Malfoy oddalił się na wystarczającą odległość.


Hermiona leżała na łóżku i płakała. Do sumów został niecały miesiąc, ale o nauce nie było mowy. Miała ranę w sercu, która nie chciała się zagoić. Wiedziała, że Malfoy musiał wszystko udawać, jednak nigdy nie pomyślałaby, że ta szuja może wykorzystać ją tylko po to, by zyskać szacunek.
- Hermiono przyniosłam ci tosty - powiedziała Ginny, patrząc na przyjaciółkę.
- Dzięki Ginny - rzekła Hermiona, uśmiechając się do niej przez łzy.
Wciąż miała przed oczami Heatleya, który zapytał się jej, jak to jest być dziewczyną Malfoya. Pamiętała swój szok, gdy usłyszała to pytanie. Zignorowała to i szła dalej. Potem spotkała Malfoya. Zapytała się go co to znaczy, a on odpowiedział "To był tylko głupi zakład szlamo. Myślałaś, że mógłbym się tobą zainteresować?", po czym się zaśmiał i odszedł. Pamięta, jak stała kilka minut w miejscu, a w końcu poszła do dormitorium, trzymając się dzielnie. Zaczęła płakać dopiero, gdy rzuciła się na swoje łóżko.
- Hermiono, nie przejmuj się tym głupkiem - powiedziała Ginny.
- Nie przejmuję się nim, tylko sobą. Czyżbym była egoistką?
- Przestań Hermiono! Harry i Ron pytali się, co ci jest...
- I co im powiedziałaś?
- Że to twoje prywatne, miłosne sprawy i żeby się nie czepiali. Powinnaś widzieć minę Rona. - Hermiona uśmiechnęła się.
- Dzięki, że jesteś - powiedziała brązowowłosa.
- Nie ma za co Hermiono. Od tego są przyjaciele - powiedziała ruda, podając chusteczkę przyjaciółce. W głębi ducha wierzyła, że Hermiona spojrzy na rudzielca, który jest tak blisko niej. Tak bardzo marzyła, że Hermiona pokocha jej brata. Mimo wielu wad, był przecież dobrym człowiekiem, który zasługuję na taką dziewczynę, jak Hermiona. Jednak nie wiedziała, co przyniesie przyszłość.
- W takim razie dziękuję, że jesteście mi tak bliscy, tylko wy mi zostaliście - powiedziała Hermiona, a kolejne łzy wylądowały na poduszce.
- Nie mów tak - powiedziała Ginny - Moja rodzina jest twoją rodziną. Zawsze już będzie. Masz rodzinę. Taką wielką i prawdziwą, o jakiej każdy z nas marzy. Zobaczysz, niedługo założysz z kimś rodzinę i będzie fajnie. Za kilka lat będziesz się śmiała z tej przygody, Hermiono. Uwierz w to, a wszystko będzie dobrze.
- Wierzę w to, Ginny. Naprawdę. Chyba zasługuję na czyjąś miłość?
- Oczywiście, że tak. Powiem ci w sekrecie, że zawładnęłaś już czyimś sercem.
- Tak, Wiktora Kruma, ale on jest tylko moim przyjacielem.
- Nie o Kruma tu chodzi.
- To o kogo? - zapytała Hermiona. Ożywiła się trochę.
- Dowiesz się w swoim czasie - powiedziała Ginny.
- Ale...
- Nie powiem już ani słowa. Teraz się wyśpij. Odkąd dowiedziałaś się o tym w piątek po południu, to do dzisiejszego dnia rozpaczałaś. A jest niedziela.
- Dobrze, już się pozbieram. Jutro przecież lekcje - powiedziała Hermiona.


Hermiona nie mogła zasnąć. Zastanawiała się o kim mówiła Ginny, jeżeli nie zmyślała. Nikt nie przychodził jej do głowy, a o Ronie nawet nie pomyślała. Tymczasem właściciel płomiennorudych włosów leżał na łóżku i myślał, kto zadał taki cios Hermionie. Od mniej więcej dwóch lat była dla niego kimś więcej niż tylko przyjaciółką. Cały ten romans z Lavender miał na celu zemstę za Kruma. Tym romansem chciał również sprawić, by dla Hermiony stał się kimś więcej niż tylko przyjacielem. Myślał, że się udało. Jednak wszytko wyszło na marne. Chociaż cierpiała podczas tego romansu, nic nie wskazywało na to, żeby jej się podobał. Po za tym nie mógł sobie wybaczyć swojego zachowania w walentynki, a przecież chciał jej wyznać miłość.
Tak, miłość jest skomplikowanym uczuciem, który nie ma definicji. Każdy czuje ją inaczej i czasami jest bardzo zawiła. Pewne jest jednak to, że jest ono najwspanialszym uczuciem.

Świat się nie kończy, Świat się zaczyna.
Miłość to świata sens i przyczyna.
Dopóki kocha się dwoje ludzi,
Słońca na niebie Bóg nie ostudzi....


Dodane przez KEHI dnia 21-06-2012 15:10
#63

To jest świetne naprawdę ;DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Tylko wydaje mi się że ona przygotowywała się do owumentów anie sumów ;DDDDDDDDDDDDD

Dodane przez HogsMeade dnia 05-08-2012 21:35
#64

SRY! Miało być "tak" a z rozmachiem kliknęłam na "nie"O.o potraktuj 1 głos jako tak. A co do pisania jestem pod wrażeniem .

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 06-08-2012 20:29
#65

Rozdział 22.

Hermiona obudziła się nagle, jakby ktoś bił na alarm. Cała była oblana potem. Śnił jej się koszmar... Koszmar, w którym olała wszystkie owutemy, a Malfoy śmiał się z niej i wyliczał wszystkie jej wady, począwszy od jej mugolskiego pochodzenia. W końcu pocałował ją, a następnie powiedział "Nie spodziewaj się niczego więcej, Granger. To tylko zakład, głupi zakład...". Jakże sny potrafią zmienić swój obrót i bieg.
Spojrzała nerwowo na zegarek. Była piąta. Jeszcze cztery godziny i czekają ją pierwsze owutemy, które będzie zdawała z Transmutacji. Wstała i drżącymi rękami sięgnęła po książkę i notatki. Wciąż miała przed oczami tę jego tryumfującą twarz i przypomniała sobie korepetycje, pocałunki. Nie podejrzewała, że to może ją aż tak gnębić...
Animagowie, to czarodzieje, którzy potrafią zmienić się w dowolne zwierzę.... Nie docierało do niej to, co czyta. Z jednej strony próbowała skupić całkowitą uwagę na nauce, a z drugiej cały czas myślała o Draco. Próbowała wymazać go z pamięci, ale to nie było proste. Samotna łza spłynęła po jej policzku. Definicje i formuły zaklęć rozmazywały jej się w oczach. Miała dość. Chciała uciec daleko od kłopotów. Chciała by wrócił wrzesień, jego początek, kiedy żyli rodzice i kiedy nienawidziła Malfoya. Teraz również go nienawidziła. To było takie dziwne uczucie. Kochać kogoś, ale jednocześnie go nienawidzić...


Ósma. Hermiona, całkowicie ożywiona szła do Wielkiej Sali. Pomimo koszmaru i kilku samotnych łez, była w znakomitej formie fizycznej po umyciu twarzy. Gorzej było z psychiką. Ręce jej się trzęsły, gdy sięgnęła po wędlinę. Cała siódma klasa od Puchonów, po Ślizgonów, mało jadła. Wszyscy czekali z niepokojem na egzaminy. Chcieli żeby, było już po wszystkim. Mieli pragnienie rzucić szkolne torby i książki. Pobiec nad jezioro. Posiedzieć na błoniach, po których słońce kusząco rozsiewały swoje promienie. W końcu kazano im opuścić sale. Gdy ponownie do niej weszli, stało pełno samotnych ławek. Dokładnie tak, jak podczas sumów.
- Zajmujcie miejsca! - oznajmił szorstki głos profesor McGonagall. Wszyscy posłusznie usiedli przy ławkach. Hermiona zajęła miejsce za Ronem. Ku jej nieszczęściu obok Rona usiadł Malfoy, z powodu jedynej już wolnej ławki. Hermiona zacisnęła pięści.
- Przypominam wam, że nie ma szans na oszustwa. Pergaminy i pióra są zaczarowane. Macie dwie godziny. Od - przekręciła wielką klepsydrę - teraz. Piszcie!
Wszyscy odwrócili kartki. Hermiona spojrzała na swój pergamin. Malfoy swoją obecnością zrobił jej wielki mętlik. Przypomniała sobie koszmar, w którym Ślizgon wyliczał jej wszystkie wady. Odczuła przypływ siły. Musi mu pokazać, na co ją stać. Pokaże mu, że to ona jet górą. Nie liczą się pieniądze i pochodzenie.
Uśmiechnęła się do siebie i zaczęła pisać.


- Jak egzaminy? - zapytała Ginny, gdy weszli do Wielkiej Sali, która już powróciła do swojego wyglądu.
- Myślę, że zdam. O animagach napisałam całą rolkę pergaminów, a o zamianie prosięta w szafę tylko pół. Myślicie, że komisja się tym nie przejmie? - zapytała Hermiona.
Ginny się roześmiała.
- Hermiono, gdybym ja napisała chociaż o tym jedno zdanie...
- Już się nie przeceniaj, Ginny. Ty też się świetnie uczysz! - zaperzyła się Hermiona.
- Co z tobą Ron? - zapytała Ginny. Ten jakoś milczał.
- Nic. Po prostu... nie wyspałem się - powiedział szybko Ron.
Harry spojrzał na niego zdziwiony. Przecież dziś nie mógł dobudzić przyjaciela. Nie wiedział jednak, że Ron słyszał rozmowę Heatleya o Hermionie i Draco. Ron wiedział, że to musi być plotka. Po prostu musi. Hermionę i Draco nie może łączyć nic innego oprócz wzajemnej nienawiści. To wszystko. Musieli sobie coś wymyślić...
Potter nie wiedział nic o miłosnych sprawach przyjaciela, jednak z niektórych jego zachowań wywnioskował, że Weasley musi coś czuć do ich przyjaciółki. Nie wyobrażał sobie ich związku - przecież oni cały czas się kłócą i non stop obrażają się.
"Jak dzieci" - pomyślał, gdy Ron zaczął kłócić się nagle z Hermioną o to jak brzmiało pytanie trzecie. Potter, przyzwyczajony już trochę do tego, sięgnął po dżem. Wolał egzamin praktyczny od teorii.


- Hermiona Granger, Gregory Goyle, Mark Heatley - powiedział głos z sali.
Hermiona nerwowo zacisnęła ręce na różdżce. Usłyszała "powodzenia", lecz nie dbała o to, by na nie odpowiedzieć. Weszła do środka. Zobaczyła jakiegoś egzaminatora, pierwszego z brzegu. Gestem zaprosił ja do siebie. Był to czarnoskóry mężczyzna, miał jednak skośne oczy. Był wysoki, miał czarne włosy związane w kitkę. Ubrany był w fioletową szatę.
- John Rosemary. A ty to zapewne Hermiona Granger?
- Tak. Możemy już zacząć? - zapytała, próbując się uśmiechnąć, ale nie bardzo jej to wyszło.
- Oczywiście. Życzę Ci powodzenia. Nie ma się co denerwować - powiedział i uśmiechnął się. Chciał dodać odwagi istocie, która stała przed nim.
- Dziękuję. Spróbuję być spokojna, ale to niełatwe.
- Zaczynamy. Proszę, zamień ten kieliszek w wazon z motywami zwierzęcemi - powiedział, podając jej jakiś kieliszek.
Czas mijał, a Hermiona zgrabnie wykonywała wszystkie polecenia. Gdy wychodziła, zobaczyła że Goyle, który miał zamienić pająka w żółwia, powiększył ją kilkakrotnie. Hermiona uśmiechnęła się.
Poszła nad jezioro i usiadła. Nie dane było jej odpocząć. Wyjęła notatki z Zaklęć, z których egzamin miał się odbyć następnego dnia.


To był już koniec. Siódmoklasiści po blisko dwóch tygodniach egzaminów odpoczęli. Rzucili torby, w górę poszły książki i tiary. Wszyscy byli weseli i szaleli na błoniach.
Do tych wszystkich nie należała pewna Gryfonka. Patrzyła na świat przez łzy. Już za tydzień opuści to miejsce na zawsze, nie będzie odwrotu.
Zastanawiała się gdzie wrócić. Nie miała rodziców, którzy by na nią czekali. Z jej domu nie zostało nic oprócz zwęglonych szczątków. Odziedziczyła po nich trochę oszczędności. Jedyne, co po nich zostało oprócz wspomnień.
Nie miała domu. Hogwart był nim przed siedem lat, lecz wkrótce przestanie. Nie wiedziała, gdzie się podziać. Póki co pani Weasley zaproponowała jej mieszkanie w Norze. Było jej głupio, czuła się jak natręt, ale przyjęła lokum. Dopóki czegoś nie znajdzie. Będzie pomagała pani Weasley w porządkach w miarę możliwości. Pomoże Harry'emu odnaleźć Horkruksy. Lecz co będzie dalej? Nie wiedziała, nie znała odpowiedzi na to pytanie.
Kolejne łzy spłynęły po jej policzku. Nie miała przyszłości. Przynajmniej tak jej się wydawało.
- Hermiono, chodź. Na błoniach jest impreza dla siódmoklasistów.
- Nie chcę nigdzie iść. Ginny, proszę. Muszę się zastanowić...
- Nad czym? Nad życiem? Przecież ono wciąż przynosi niespodzianki. Hermiono, twój płacz nie wróci im życia.
- Wiem. Ale to trudne. - szepnęła Granger.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Nie możesz chować się przed światem. Wszystko przed tobą.
Hermiona spojrzała na drobną osóbkę, która do niej przemawiała. Była drobna, z ognistymi włosami, lecz z wielkim sercem.
Dała się namówić. Podała jej rękę i razem zeszły.
Wierzyła w to, co powiedziała Ginny. Życie szykuje niespodzianki i cuda, na które warto życzyć. Wszystko przed nią.
- Dziękuję Ci Ginny - powiedziała, gdy kładły się do łóżek.
- Za co? - zapytała zdziwiona Ginevra.
- Za wszystko. Za to, że dałaś mi nadzieję.
- Taka rola przyjaciół, prawda?
- Prawda - powiedziała Hermiona i uśmiechnęła się.
Wiedziała, że życie może stać się lepsze. Dużo lepsze.
Nadzieja jest wspaniałym uczuciem. Ona jest sensem istnienia, bez którego nie można by było żyć.

Moja nadzieja, że śmierć początkiem nowego życia...

Dodane przez Herminka dnia 14-08-2012 13:59
#66

No to kiedy kolejny rozdział? Czekam z niecierpliwością! :happy:

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 01-11-2012 20:57
#67

Rozdział 23.

Początek grudnia. Pora, kiedy każdy żyje tylko nadchodzącymi Świętami Bożego Narodzenia, zimowymi zabawami i nadchodzącymi feriami. W zamku euforia zwycięstwa Gryfonów nad Ślizgonami ulegała powolnemu zapomnieniu. Wszyscy myśleli tylko o Bożym Narodzeniu. Chociaż był to dopiero początek grudnia, to po ciepłym listopadzie nie było śladu. Liście, których nie zdążył sprzątnąć Filch z powodu niespodziewanego ataku zimy, przykrył biały, śniegowy puch.
Pewnego dnia, gdy Gryfoni i Puchoni z siódmego roku, weszli do klasy zaklęć zastał ich miły widok. Cała klasa była udekorowana. Pod sufitem latały różnokolorowe elfy, tworząc życzenia "Wesołych Świąt" oraz jakieś świąteczne ozdoby. Książki, na których stał maleńki profesor Flitwick były pokryte lodem i soplami. Wszyscy, gdy ujrzeli ten widok, poczuli coś słodkiego na sercu i czuli, jakby klasa była bardzo ciepła, choć temperatura ledwo sięgała dziesięciu stopni powyżej zera.
Dziś zamieniali różne niepotrzebne rzeczy, takie jak odłamki szkła czy niepotrzebna kartki papieru w bombki. Większość uczniów miała z tym problemy, ale Hermiona zrobiła to już za czwartym podejściem, za co Flitwick nagrodził Gryffindor dwudziestoma punktami. Hermiona, bardzo z siebie zadowolona wyszła z klasy. Za nią wyszedł Harry, któremu udawało się tylko jeszcze bardziej pognieść papier i potłuc odłamki szkła, oraz Ron, który jakimś cudem zamienił swój papier w chusteczkę do nosa.
Przy drugim śniadaniu Ron był nadal zniechęcony swoim wybrykiem na zaklęciach, który wywołał wielką salwę śmiechu. Za to Harry'emu udzielił się świąteczny nastrój. Nucił kolędę, gdy smarował sobie tosta Dżemem. Za to Hermiona milczała nad "Natychmiastową Transmutacją, stopień 7", którą oparła o dzbanek z sokiem dyniowym. Rozmowa jakoś się im nie kleiła. Nagle po całej Wielkiej Sali rozległ się złowrogi okrzyk "Nie!" i histeryczny płacz jakiegoś Puchona. Wszyscy obejrzeli się w tamtą stronę. Okazało się, że płakała jakaś dziewczynka z pierwszego roku. Przytulał ją jakiś starszy Puchon, który był zapewne jej bratem. On też miał łzy w oczach.
- To rodzeństwo Cubhert. Ciekawe, co się stało - szepnęła Hermiona do przyjaciół.
Jednak nie musieli długo czekać na odpowiedź. Następnego dnia cała szkoła już wiedziała, że ich ojca zamordował jakiś wilkołak, prawdopodobnie Greyback.
Tak, właśnie takie smutne wydarzenia psuły atmosferę nadchodzącego Bożego Narodzenia.


Kilka lekcji później nadal na zaklęciach ćwiczyli zaczarowywanie śmieci w bombki. Większości już się to udawało, więc Flitwick uczył ich ozdabiania ich.
Na jednej z ostatnich lekcji w tym roku szkolnym, Flitwick powiedział, że dla ucznia, który, zrobi najładniejszą bombkę czeka nagroda. W tym dniu mieli dwie godziny zaklęć, z których jedną poświęcili na robienie bombek, a drugą prezentowali swoje arcydzieła.
- Doskonale panno Granger! - zapiszczał profesor Flitwick na widok bombki, która przedstawiała zimowy krajobraz i z której sypał się sztuczny śnieg. Po tych słowach, zachwycony dziełem Hermiony, spadł ze stosu książek, na którym zwykle stał i z głośnym "Łiiii" wylądował na podłodze.
- Co robicie w święta? - zapytała Hermiona, jedząc czekoladę, którą dostała w nagrodę.
- No jedziemy w trójkę do Nory, a niby co mamy robić? - zapytał Ron, odłamując sobie kawałek czekolady z tabliczki Hermiony.
- Jak to w trójkę? Z kim jeszcze jedziecie? - zapytała Hermiona.
- Jak to z kim? Z tobą! Przecież i tak nie pojedziesz do siebie...
- ... bo będzie nam smutno - powiedział Harry, nadeptując Ronowi na stopę. Nie chciał, by Ron mówił coś o rodzicach Hermiony, a był tego bliski. Na pewno z tym zgadzał się z przyjaciółką: Ronald Weasley był bardzo nietaktowny.
- Och, nie myślałam, że zaprosiliście mnie na Boże Narodzenie! - powiedziała Hermiona, której humor wyraźnie polepszył się po tych słowach.
- No pewnie, że jesteś do nas zaproszona! Mamie jedna osoba różnicy nie zrobi - powiedział Ron z pełnymi ustami, popełniając kolejny nietakt tego dnia.


Błonia pogrążyły się w ciemnościach, a nie było jeszcze piątej. Szalona zamieć szalała za oknami zamku. Hermiona była wdzięczna za to, że jednak nie dobrym graczem w Quidditcha. Teraz siedziała sobie w Pokoju Wspólnym z książką w ręce, w swoim ulubionym fotelu, nakryta kocem, przy palącym się wesoło kominku, podczas gdy Harry, Ron i Ginny mieli trening.
Spojrzała na zegarek, który wskazywał kilka minut przed godziną szóstą. Niechętnie odłożyła "Przygody nastoletniej Alice, szalonej czarownicy, część 1" oraz koc na pobliską szafkę. Wzięła za to w rękę wcześniej naszykowaną torbę i czapkę - na wszelki wypadek.
Przed klasą transmutacji czekał na nią Malfoy.
- Wchodź Mlafoy - powiedziała Hermiona, a Ślizgon posłusznie wszedł do klasy. Hermiona weszła druga i zamknęła drzwi. Wyjęła swoją różdżkę i zapaliła święce, gdyż klasa była pogrążona w całkowitych ciemnościach.
- A po co to Granger? - zapytał Malfoy, gdy Hermiona zajęła miejsce obok Dracona i postawiła dodatkowy świecznik na ławce. Lepiej szły im korepetycje, gdy siedzieli obok siebie, a nie na przeciw. Między innymi dlatego, że nie musieli wciąż odwracać podręczników i innych rzeczy.
Była to ostatnia lekcja przed feriami świątecznymi. Czas spędzony wśród tej atmosfery wrogości zdawał się ciągnąć w nieskończoność, ale przynajmniej nie obrażali się nawzajem. Malfoy przestał nazywać Hermionę "szlamą", co bardzo dziwiło dziewczynę. Nie chciała jednak podpatrywać u niego złych zamiarów. Coś ją od tego podtrzymywało, jakieś wewnętrzne ciepło, jakieś drgania na jego widok, coś co sprawiało, że coś czuła do Ślizgona. Nie potrafiła powiedzieć co.
Ślizgon był pochylony nad kolejną pracą, zadaną przez Hermionę, a ona patrzyła na niego z jakimś nieobecnym wzrokiem. Myślała o nim. Jak jest jej go żal. Przecież ona miała przyjaciół, z którymi spędzi święta. A on? Będzie sam.
- Masz Granger, gotowe. Może skończymy na dziś z tym kretyństwem? - zapytał Malfoy podając dziewczynie swoje odpowiedzi na zadane przez Hermionę pytania, czym wyrwał ją z zamyślenia.
- Co?? Och, no dobrze, tylko Ci to sprawdzę - powiedziała Hermiona. Ku jej zdziwieniu wszystkie odpowiedzi były dobre.
- Gratuluję Ci Malfoy - powiedziała Hermiona, po czym zaczęła zbierać swoje rzeczy do torby.
- Do zobaczenia po świętach. Życzę Ci wesołych świąt Mal... Draco - powiedziała Hermiona, po czym wykonała dziwny ruch, jakby chciała pocałować go w policzek, ale się rozmyśliła. Zarzuciła torbę na ramię, westchnęła i pokręciła głową, po czym wyszła z klasy, zostawiając w środku zszokowanego i jednocześnie wściekłego Ślizgona. Był zły, że zwróciła się do niego po imieniu, a jednocześnie zszokowany pozytywnie tym faktem. Szybko jednak zamienił swoją zszokowaną minę na zwykły dla niego ironiczny uśmiech i wyszedł z klasy.

Please, don't go...

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 11-08-2014 11:31
#68

Od Autorki: O mój Boże...Nie było mnie tu aż 2 lata. Przypomniałam sobie o tej stronce przypadkiem. I przypomniałam że mam niedokończoną historię.

Dedykacja:
Tę notkę dedykuję wszystkim czytelnikom, którzy czytają, a jak piszą komentarz, to jest on szczery do bólu. Nie boją się mnie skrytykować, aczkolwiek czasami nie szczędzą pochwał. Nie będę tu wyróżniać nikogo, ponieważ mam to zachowane w sercu. Ta dedykacja jest dla wszystkich jednaka.

Rozdział 23.

Wielka Sala była wypełniona gwarem i ciszą jednocześnie. Uczniowie młodszych klas wesoło jedli ostatni swój posiłek w tym roku szkolnym na terenie Hogwartu, natomiast siódmoklasiści w milczeniu bezinteresownie dźgali widelcem to, co mieli na talerzu. Nawet Ron nie rzucił się na
pyszną jajecznicę, ale pił w milczeniu i skupieniu sok dyniowy.
Nigdy już nie wrócą do tego miejsca, w którym spędzili prawie połowę swojego życia. Siedem lat to szmat czasu. Chłopcy wyrośli na mężnych mężczyzn, dziewczyny na piękne panny. Żal im było opuszczać to miejsce. Tu przeżyli pierwsze miłości, problemy, to tu dorośli, a teraz mieli
opuścić to miejsce już na zawsze i nigdy nie wrócić. Hermiona spojrzała na stół nauczycielski i smętnie zwiesiła głowę. Będzie tęskniła za biblioteką, za błoniami, za szkolnymi korytarzami, na których tyle się działo. Teraz miał być koniec jej nauki. Hermiona zastanawiała się jak ona przeżyje bez odwiedzin u Hagrida, bez wypracowań i prac domowych.
Odłożyła widelec obok talerza pełnego pysznej jajecznicy, której nie tknęła. Harry i Ron uczynili to samo.
- Czemu odłożyliście widelce? - zapytała Hermiona.
- Z tego samego powodu co ty - powiedział Harry i znowu zapadło milczenie.
Hermiona szpojrzała na stół Puchonów i Krukonów... Niektórych osób będzie jej bardzo brakowało. Specjalnie unikała stołu Ślizgonów, choć wiedziała, że tęsknota za jednym z nich będzie zadawała jej bolesne rany, a raczej pogłębiała tą, która już istniała.
Nie mogła dłużej. Spojrzała w kierunku stołu, przy którym siedzieli Ślizgoni. Ich najmniej pogrążała perspektywa opuszczenia Hogwartu. Większość z nich jadło drugą z kolei porcję wybornej jajecznicy, a niektórzy śmiali się głośno. Spojrzenie Hermiony powędrowało ku Draconowi, który sięgając po sok dyniowy spojrzał w jej kierunku. Hermiona odwróciła się szybko. Miała nadzieję, że się nie zarumieniła.
W końcu wyszli na zewnątrz, by wsiąść do powozów. Pogoda była taka, jaka powinna być w wakacje. Słońce świeciło mocno, a z nieba lał się ukrop. Wszyscy momentalnie zaczęli się pocić
w szkolnych szatach. Wiedzieli, że świeci słońce po sklepieniu w Wielkiej Sali, jednak nie spodziewali się takiego ukropu. Kolejno wsiadali do wozów.
Wreszcie zdążyli wejść do jednego z wozów, ciągniętych przez tersale, których Hermiona nie była w stanie dostrzec. Spojrzała ku Harry'emu, który wpatrywał się w skrzydlate konie. Poczuła lekkie ukucie zazdrości. Mieli już zamykać, ale dostrzegli Neville'a z Luną, którzy pokazywali im na migi, by zaczekali. Oni również weszli milczący.
Powóz ruszył. Wszyscy w powozie spoglądali na oddalający się Hogwart. Ginny położyła rękę na ramieniu Harry'ego, a Luna objęła Neville'a. Hermiona spojrzała na Rona, który intensywnie
wpatrywał się w oddalający się zamek. Potrzebowała czyjeś bliskości. Niepewnie położyła głowę na lewym ramieniu Rona. Weasley poczuł wyraźniej ukochany zapach w nozdrzach i poczuł lekki ciężar na swoim ramieniu. Zdumiony ujrzał twarz Hermiony. Łzy delikatnie leciały po jej twarzy.
Nieśmiało pogłaskał ją. Bał się, ale jednak to zrobił. Z ulgą stwierdził, że dla Hermiony nie było w tym nic nadzwyczajnego. Był przecież tylko jej przyjacielem.
Następnym problemem było znalezienie wolnego przedziału. W końcu znaleźli go w dalekim krańcu pociągu, w ostatnim wagonie. Hermiona położyła się na siedzeniu i położyła głowę na kolanach Ronalda. Nawet nie wiedziała, jak bardzo uszczęśliwiła jego serce.
- Będzie wam tego brakować, prawda? - zapytała Hermiona. Nareszcie wydobyła z siebie głos.
Harry kiwnął głową.
- Oj, przestańcie! Zaczęły się w końcu wakacje!
- Dla nas wakacje nigdy już się nie skończą, Ginny - mruknęła Hermiona.
- Przecież będziecie pracować...
- Właśnie: będziemy pracować. Nigdy nie wrócimy do Hogwartu, jak ty i Luna - wychrypiał Ron.
- Ale... - zaczęła Ginevra.
- Skończmy tę dyskusję Ginny. Zrozumiesz to, jak za rok ty będziesz opuszczać to miejsce na zawsze - powiedziała Hermiona. Twarz miałą ukrytą w książce, ale sens słów nie docierał do niej. Płakała, ale nie chciała by przyjaciele to zauważyli.
Koło południa przyszła pani z wózkiem.
- Coś z wózka? - zapytała, rozglądając się po wagonie.
Harry grał z Ronem w szachy. Hermiona głaskała Krzywołapa za uszami, powstrzymując go od rzucenia się na szachownicę. Luna czytała "Żonglera" do góry nogami, a Ginny i Neville pogrążyli się w rozmowie o planach na przyszłość.
Ron poprosił o stos kociołkowych piegusków (Harry musiał dołożyć mu trochę grosza). Harry kupił kilka czekoladowych żab, nawet Hermiona skusiła się na fasolki Bertiego Botta. Ginny, Luna i Naville kupili sobie po tabliczce czekolady. Szybko zjedli słodycze.
Ku ich zdumieniu ta podróż okazała się również z wesołej strony. Ron gadał takie głupie rzeczy do swoich figur, że wszystkich zmuszał do śmiechu. Sam Ron był w doskonałym humorze. Wszyscy zastanawiali się nad źródłem tej radości. Hermiona bardzo mu zazdrościła. Choć śmiała się z innymi, chciało jej się nadal płakać.
Ginny i Harry domyślali się jednak o co chodzi i ukradkowo zerkali na Hermionę. Tak chcieli, by byli razem.


Pociąg stanął, a z komina wydobyły się kłęby dymów, po peronie dziewięć i trzy czwarte rozległ się gwizd. Uczniowie zaczęli pospiesznie wysiadać. Stanęli w kolejce przed bramką oddzielającą świat magiczny od mugolskiego.
Tak jak kiedyś przepuszczano ich czwórkami. Czekając na swoją kolejkę. Hermiona ukucnęła, udając, że wiąże buta, gdy do barierki zbliżył się Malfoy z Zabinim i swoimi gorylami, których przychylność zyskał po wygraniu zakładu. Delikatnie wytarła samotną łzę, która spłynęła po jej lewym policzku.
W końcu nadeszła ich kolej. Hermiona, Harry, Ron i Ginny czekali. W końcu konduktor dał im znak i przeszli przez barierkę. Hermiona dostrzegła idącego samotnie Malfoya, który był odwrócony do niej tyle. Miała jednocześnie nadzieję, nigdy go nie zobaczyć i widywać go codziennie. Coś ją ścisnęło w sercu, ale nie dała tego po sobie poznać.
Ruszyła z innymi do pani Weasley i pana Weasleya.
- Kochaneczki wy moje! - powiedziała pani Weasley tak głośno, że kilkoro mugoli obejrzało się za źródłem tego krzyku.
Wszyscy zaczęli się witać, przytulać i całować.
Hermiona uśmiechnęła się. Czuła, że to jest jej rodzina. I zawsze nią będzie bez względu na wszystko. Miała tylko ich i postanowiła cieszyć się każdą chwilą z nimi spędzoną.
Ron chwycił ją za rękę. Hermiona spojrzała na niego. Widocznie rozumiał bez słów, czego jej potrzeba. Nie wiedziała jednak, że Ron zrobił to z innego powodu.

Choć nie masz oczu bardziej błękitnych niż tamta miała,
Tamta co kiedyś dla żartu niebo w strzępu porwała,
Choć nie masz oczu chmurnych jak burza pod koniec lata,
Ty każdym latem i każdą burzą mojego świata...


Dodane przez Adelajda Dakota dnia 11-08-2014 11:52
#69

Rozdział 24.


Ciemność, która ustępowała w tej chwili jasnemu, słonecznemu porankowi, wdzierała się do sypialni jednego z domów przy Sunny Street cztery. Jedna z dwóch postaci leżących w łóżku postaci poruszyła się lekko i otworzyła zaspane oczy. Spojrzała na zegarek. Były dwie minuty po siódmej. Hermiona Granger wstała. Wiedziała, że za niecałe już dwie godziny musi się stawić w biurze aurorów, a według niej głupotą było ponowne zasypianie, dlatego usiadła na skraju łóżka w poszukiwaniu pantofli. Nie mogła ich znaleźć.
- Accio pantofle - szepnęła. Po chwili drzwi się otworzyły i wpadły dwa pantofle. Hermiona uśmiechnęła się. Oczywiście zostawiła je w łazience. Wstała z łóżka i ruszyła ku szlafrok, leżący na zielonym fotelu. Mężczyzna leżący w łóżku zachrapał głośno. Hermiona przestraszyła się lekko. Wiedziała, że to tylko Ron, jednak w ciągu roku pracy aurora, a także poprzedzającym ją kursie, reagowała na najmniejszy szmer. Spojrzała w kierunku Rona. Usta miał lekko rozchylone i chrapał. Wzięła szlafrok i poszła na dół swojego domku, rozchylając zasłonki. Słońce zdążyło już wzejść. Weszła do kuchni i zrobiła sobie herbaty po czym usiadła w salonie. Od razu w oczy rzuciła się fotografia, wyróżniająca się spośród innych. Była na niej ona z Ronem. Ze swoim przyjacielem, teraz jej narzeczonym.
Wiedziała, że jest jej bardzo bliski, że na pewno oddałaby za niego życie. Czuła, że jest dobrym człowiekiem, zasługującym na szczęście, jednak czasami zastanawiała się, czy to na pewno ona jest tą osobą, która ma mu to szczęście dać. Czuła, że to coś więcej, jednak gdy myślała "Kocham go" przed oczami stawał jej pewien wredny chłopak z szarymi, stalowymi tęczówkami i blond włosami. Chciała go wyrzucić ze swoich myśli, ze swojej głowy, ze wspomnień, jednak nie umiała i nie potrafiła. Draco Malfoy. To on był sprawcą wszystkiego. Arogancki, nieczuły. Wydawało jej się, że zmienił się. Jednak nie. To był tylko zakład. Hermiona westchnęła. Dlaczego, u licha, on wciąż powracał do niej w snach i w myślach, skoro ostatni raz widziała go ponad cztery lata temu na stacji King's Cross?
"Kocham Rona" - pomyślała i poczuła gwałtowny skurcz w żołądku i okrutną myśl: "Prawda, ale co z Draco?".
- Kocham Rona - powiedziała na głos, by dodać prawdy swym słowom.
- Wiem, że mnie kochasz - usłyszała męski głos.
U szczytu schodów stał Ron, ubrany jedynie w bokserki i uśmiechający się od ucha do ucha.
- Ubierz się, Ron - powiedziała Hermiona. Serce zaczęło jej walić. Spojrzała na niego. Był taki szczęśliwy... dzięki niej.
On zignorował jej słowa. Podszedł i przytulił ją mocno. "To jego kocham" - pomyślała Hermiona, wtulając się w niego - "żaden głupi Malfoy, tylko mój Ron".
- Dosyć tych uścisków. Za godzinę idziemy do pracy. Trzeba wziąć się za siebie - powiedziała Hermiona. Ron zrobił jakiś nieprzyjemny grymas.
- Ron, przecież wiesz, że dziś mamy dostać uczniów, których jako nowych przyjęli do pracy. Taka nowa akcja, mająca pomóc kształcić młode umysły przeciw walce z Czarnym Panem. Nie możemy się spóźnić, zwłaszcza w takim dniu, choć warto pamiętać, że jedna z uchwał Magów z Wizengamotu z 1755 zabrania jakiegokolwiek spóźniania się, a my przecież mamy tak odpowiedzialny zawód...
- Wiem, wiem - powiedział Ron, śmiejąc się w duchu. Nigdy nic nie wiedział z Historii Magii.
Hermiona poszła do kuchni, by zrobić śniadanie. Podczas mieszkania w Norze pani Weasley nauczyła ją gotować za pomocą czarów i Hermiona w mig pojęła, o co w tym chodzi. Gdy Ron zszedł całkowicie ubrany w zieloną szatę czarodzieja na stole czekała już parująca jajecznica, chleb i wyborna herbata. Usiadł przy stole i wziął do ręki "Proroka Codziennego".
- Smakuje? - zapytała Hermiona. Gdy byli sami, nie potrafili zbytnio rozmawiać przy jedzeniu, szczególnie rano.
- Po co się pytasz? Przecież wiesz - powiedział Ron, dając do zlewu brudny talerz.
- Nauczysz wreszcie się zmywać? - zapytała Hermiona.
- Po co, skoro ty to umiesz? - odpowiedział, wzruszając ramionami.
- Tobie też by się przydało - zauważyła Hermiona.
- Proszę, nie kłóćmy się - powiedział, całując ją w prawy policzek.


Siedziała w sali udekorowanej na fioletowo wraz z innymi aurorami. Oprócz niej na sali siedział Ron i Harry, a także dziesięciu innych aurorów. Rozmawiali szeptem. W końcu wszedł Minister Magii, Scrimgeour, i wszystko ucichło.
- Witam was wszystkich! Wraz z Szefem Wydziału Aurorów, Panem Danielem Fosterem, postanowiliśmy urządzić akcję, której zasady zapewne już państwo zna, jednak pokrótce je przedstawię. W naszej akcji chodzi o pomoc świeżo przyjętym aurorom przez nasze Ministerstwo Magii. Za pomocą kursu, który potrwa do czerwca wasza najlepsza trzynastka w Ministerstwie Magii pomoże odnaleźć się w fachu przyjętym w tym roku aurorom. Każdemu z was został przydzielony jeden z nowych ludzi i z nimi będziecie brać udział w akcjach i tym podobnych przypadkach. Mam nadzieję, że zaprzyjaźnicie się ze swoimi "uczniami". Proszę, niech oni wejdą do środka.
Drzwi po prawo otworzyły się gwałtownie i do środka weszło trzynaścioro chłopców i dziewczynek. Hermiona siedziała za Wysokim Septerem i nie widziała twarzy osób, które weszły do środka.
- Teraz odczytamy kto został przydzielony do kogo. Gdy wyczytam nazwisko aurora, on wstanie i zaprowadzi swojego "ucznia" do swojego gabinetu, gdzie się poznacie. Panie Foster, niech pan zaczyna.
- Pan Peter Crow i Tom February.
Hermiona usłyszała kroki, które cichły w oddali.
- Panna Hermiona Granger i Draco Malfoy.
Hermiona wstała. Pomyślała, że jej się przesłyszało, jednak z jej uszami było wszystko w porządku. Podeszła do pana Fostera, który wskazał jej Draco, choć było to niepotrzebne. Dziewczyna poczuła, jak krew uderza jej do głowy. Blondyn wyciągnął dłoń, uśmiechając się ironicznie. Hermiona chciała wrzeszczeć, nie zgodzić się, uciec lub zrobić cokolwiek innego, jednak nie chciała robić scen i uścisnęła dłoń.
- Tędy, panie Malfoy - powiedziała lodowatym tonem. Była jednak zdziwiona, że udało jej się wydobyć z siebie głos. Ruszyli korytarzami.
- Nie przywitasz się normalnie ze starym znajomym? - zapytał ironicznie blondyn. Hermiona poczuła, że wszystko w jej wnętrzu się kruszy, jednak opanowała się. W końcu często musiała to robić podczas walk ze Śmierciożercami.
- Wolałabym się przywitać z akromantulą, niż z tobą. Teraz w lewo - powiedziała. Szedł za nią.
Wreszcie weszli do jasnego gabinetu, utrzymującego się w kolorze zieleni. Hermiona usiadła za biurkiem, zaś Draco wskazała zielony fotel. Usiadł w nim.
- Mogę wiedzieć, co cię sprowadza? - zapytała Hermiona.
- Mnie nic. Po prostu przydzielili mnie do ciebie, bo dopiero teraz zgłosiłem się na aurora, Granger.
- PANI Granger. Kłamiesz - wycedziła.
Chciała, by na jego twarzy ukazało się zmieszanie, takie jakie było wewnątrz w niej samej. Miała ochotę rzucić się na niego i wtulić w jego ciało, a jednocześnie zadać ból różdżką. On jednak zdobył się na kolejny ironiczny uśmiech. Hermiona opasła z sił. Wiedziała, że jakakolwiek zmiana nie wchodzi w rachubę. Nie może się poddać. Po prostu nie może.
- Ja mówię prawdę PANI Granger - powiedział, kładąc nacisk na przedostatnie słowo.
- Zaczniemy od przypomnienia sobie prostych zaklęć - powiedziała Hermiona, wyciągając swoją różdżkę.
Nie poddała się, choć jego czar tak na nią działał. Kochała go i nienawidziła jednocześnie.

Tak to prawda! To cała prawda i tylko prawda!
Mówię prawdę, wyznaję prawdę,
Wierzcie lub nie.
To jest zniewaga! Chwieje się waga! Wraca odwaga...
Wiem, kto wie prawdę, jedyną prawdę, zamienić chcę,
A moja prawda jak struna drga, radośnie woła, lub cicho łka..
.

Dodane przez Adelajda Dakota dnia 11-08-2014 11:54
#70

Rozdział 25.

Grudniowy poranek jakich wiele, jednak na pewno ucieszyłby bardziej niejedną ludzką twarz, która kocha biel zimy, bowiem padał czysty, rażący swoją bielą śnieg, o niespotykanie wielkich rozmiarach płatków. Hermiona zakładała właśnie beżową szatę czarodzieja, która świetnie kontrastowała z orzechową barwą jej pięknych oczu. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze i cichutko westchnęła. Ten poranek, jak prawie każdy poprzedni, wprawiał ją w dziwny nastrój. Z jednej strony była szczęśliwa, z powodu, że znów poczuje ten zapach, który działał dogłębnie na jej zmysły, doprowadzał do szału, a z drugiej strony wiedziała, że krew przyspieszy swoje krążenie z powodu nienawiści do tego przystojnego blondyna. Była w rozterce. Gdy była z Ronem, czuła, że to właśnie jego kocha po wszystkie czasy tego świata, ale gdy zobaczyła Malfoya to wszystko pryskało pozostawiając dwie rzeczy: miłość i nienawiść.
- Co tak stoisz przed tym lustrem? Zapleć włosy, jeśli zastanawiasz się, co z nimi zrobić.
- Dzięki za radę Mon - Ron - odpowiedziała Hermiona kąśliwie. Nie chciała go zranić, ale przecież po dwóch dniach przerwy znów wraca do tego piekielnego szkolenia...
- Skoro jesteś mądrzejsza, sama sobie radź - powiedział rudzielec i wyszedł z pokoju. Hermiona nie chciała płakać, naprawdę, jednak nie mogła. Rozpłakała się, rozmazując makijaż. Ron usłyszał ten szloch i uchylił drzwi. Nie mógł znieść jej płaczu.
- Co tu jeszcze robisz? - zapytała, niedowierzając własnym oczom. Uniosła różdżkę i wycelowała nią w Rona, którego zaczęły parzyć dłonie.
- Przestań! - jęknął. Hermiona jakby oprzytomniała i rzuciła przeciwzaklęcie.
- Przepraszam cię Ron. Nie wiem, co we mnie wstąpiło... Accio dyptam! - mruknęła Hermiona, klękając przy przyjacielu. Do jej rąk przyleciała mała buteleczka z napisem "Esencja dyptamu". Granger odkorkowała buteleczkę i zaczęła wcierać jej zawartość w poparzone dłonie rudzielca. Po chwili po oparzeniach nie było śladu.
- Wybacz mi... To perspektywa pobytu z Malfoyem. Wiesz jaki to dupek... A ta twoja Kate jest naprawdę miła i nie musisz żyć w ciągłym stresie, że były Śmierciożerca zrobi Ci krzywdę... Jak oni mogli go przyjąć! - wyrzuciła z siebie nagle. Weasley spojrzał na rozmazany makijaż na jej twarzy.
- Już jest dobrze... Opanuj się Hermi - rzekł Ron. Hermiona spojrzała na niego zdziwiona. Pierwszy raz ktokolwiek zdrobnił jej imię. Uśmiechnęła się do niego.
- Na brodę Merlina! Za pięć minut musimy być w biurze! - powiedział Ron, patrząc na zegarek.
- Idź, ja się trochę spóźnię. Muszę doprowadzić się do porządku. I zaplotę ten warkocz - powiedziała, uśmiechając się lekko. Ron zszedł na dół, biorąc do ręki naczynie z proszkiem Fiuu.
Hermiona weszła do łazienki. Jednym zwinnym ruchem różdżki zmyła makijaż z twarzy, drugim zaplotła warkocz. Następnie sięgnęła po brązowo-beżowe cienie i zmieszała je razem, po czym nałożyła lekko na oczy. Przejechała po wargach swoim jasnym błyszczykiem. Zeszła na dół, sięgnęła po szczyptę proszku Fiuu, wrzuciła do kominka. Natychmiast rozbłysły zielone płomienie. Hermiona, niechętnie, weszła w te płomienie, mówiąc: "Ministerstwo Magii!". Natychmiast poczuła znajome uczucie wirowania. W końcu zobaczyła znajomy hol. Wyskoczyła z kominka, przewracając się.
- Niech żyje zgrabność, Granger - powiedział ktoś z ironią. Hermiona od razu poznała ten głos. Pozwoliła mu mówić do siebie Granger. Przecież mieli być mili dla swoich podopiecznych, a ona dostosowuje się raczej do regulaminu. Teraz nie była to jakaś zabawa w nocną wyprawę po Hogwarcie. To była praca, od której zależy jej życie. Musiała mówić do niego chociażby po nazwisku. Za "panią" Granger dostała upomnienie. Nie wiedziała, kto doniósł, jednak podejrzewała blondyna. Poczuła do niego odrazę.
- Cicho bądź, Malfoy - rzekła Hermiona, podnosząc się z ziemi i otrzepując z popiołu, którego na szczęście było mało. Przewróciła się przed kominkiem, a nie w nim.
- Gubisz swoją perfekcję? Ty i spóźnienie się? - zapytał, unosząc brwi.
- Ty też się spóźniłeś, Malfoy. Powinieneś czekać na mnie w moim gabinecie.
- Szedłem powiadomić szefa wydziału aurorów, że cię nie ma.
- W atrium? - zapytała chytrze. Chciała go powalić na kolana, jednak na jego twarzy pojawił się kolejny drwiący uśmieszek.
- Powiedzieli mi w jego gabinecie, że poszedł w te stronę. Chyba pójdę go poszukać - powiedział, robiąc krok w prawo.
- Czekaj Malfoy. Czas zacząć ćwiczenia, mamy opóźnienie - spojrzał na nią. W jej oczach czaiło się błaganie. Nie chciała, by na nią doniósł. Postanowił ją podenerwować, jak kiedyś w Hogwarcie. Przyspieszył kroku.
- Błagam cię - powiedziała. Czuła do siebie odrazę, że go o coś prosi, jednak musiała.
- A co z tego będę miał Granger? - zapytał. Milczała. - Chodź do gabinetu - odetchnęła z ulgą, ale nagle oprzytomniała.
- Malfoy, to mój gabinet...
- Ach tak? To ja może jeszcze poszukam Fostera...
- Nie ośmielisz się. Chodźmy - powiedziała, wchodząc do windy. Blondyn wszedł za nią.
Hermiona czuła do siebie odrazę. Dała mu się, a tak bardzo tego nie chciała. Traciła przewagę. "To moja osobista bitwa. Ja ją wygram, Malfoy" - przyrzekła sobie w duchu.
Wyszli do działu aurorów. Na każdej wolnej powierzchni były zdjęcia poszukiwanych Śmierciożerców. Hermiona spostrzegła kątem oka, jak Draco lustruje wzrokiem fotografię swojego ojca. Mimo iż zmarł dawno temu, dziwnym trafem nadal wisiała tu jego fotografia. Malfoy zdarł ją i włożył do kieszeni. Hermiona poczuła pewien rodzaj satysfakcji, choć było jej go żal.
Weszli do jej zielonego gabinetu.
- Malfoy dziś poćwiczymy...
- Expelliarmus - Hermiona poczuła, że różdżka wyrywa jej się z ręki.
- Nie będziemy tego ćwiczyć. Oddaj mi różdżkę Malfoy - wycedziła Granger przez zęby. Malfoy spojrzał na nią rozbawiony.
- Jeżeli myślisz, że szybko ci ja oddam, jesteś w błędzie Hermiono Granger. Najpierw nagroda - spojrzał na nią, wyczekując jej reakcji.
Nie wiedziała co robić. Tak dziecinnie łatwo ja pokonał... Ją, jednego z najlepszych aurorów.
- Nie wymawiaj mojego imienia. Oddaj moją różdżkę, Draco - powiedziała. Miała nadzieję, że nie zniesie swojego imienia w ustach szlamy. Przecież dla niego była szlamą, nic nie wartym śmieciem.
- Nie oddam ci różdżki. Będę cię nazywał jak chcę. Sama mówisz do mnie po imieniu. Teraz nagroda.
Hermiona przygryzła dolną wargę, myśląc gorączkowo. Gdyby tak mogła pójść do Rona lub Harry'ego...
- Dziękuję, że na mnie nie doniosłeś - wyszeptała po chwili. Jej głos był cichy jak lekki powiew wiatru, jednak Draco go usłyszał. Patrzył na nią rozbawiony. Znęcał się nad nią i to sprawiało mu wielką radość.
- Nie oto mi chodziło Hermiono.
- Oddaj mi różdżkę. - wycedziła gniewnie.
Czuła, że przesadziła. Widziała to w jego stalowych oczach, Dostrzegła to, co chciała w nich zobaczyć. Jakiekolwiek uczucie, jednak nie o to jej chodziło. Z jego oczu można było odczytać gniew, jednak nadal uśmiechał się ironicznie. Hermiona przywarła do ściany. Wiedziała, że nic jej nie zrobi. Są w pracy, jednak czuła, że nie spotka ją nic dobrego. Malfoy położył różdżki na stole i powoli zbliżył się do Hermiony. Chwycił ją za nadgarstki. Zawyła z bólu. Nie mogła się ruszać, sparaliżowana strachem. Draco zbliżył swoje usta do jej ust i pocałował ją. Hermiona stała sparaliżowana, nie mogła nic zrobić. W końcu odsunął się od niej. Hermiona potarła nadgarstki, nadal wpatrując się w niego ze strachem. Draco rzucił jej różdżkę. Hermiona zręcznie ją złapała.
- To wracamy do ćwiczeń? - zapytał, jakby nic się nie stało.
- Co? Och... tak, tak - powiedziała. Miała zamiar o tym zapomnieć, uda, że nic się nie stało. Uśmiechnęła się do niego.
- Malfoy, dziś zrobimy powtórzenie. Zaczniemy od Expelliarmus, choć chyba już to ćwiczyłeś...
Draco uśmiechnął się do siebie. Ona była niesamowita.


Wróciła do domu, zmęczona. Rona jeszcze nie było. W pracy przysłał jej liścik, że wróci później. Ćwicząc, poważnie zranił Katie, jednak wiedział, że nic nie dostanie. W końcu nieraz od początku szkolenia zdarzały się takie wypadki, jednak Ministerstwo umiało wykazać czy był to wypadek, czy było to specjalnie.
Otworzyła ognistą Whisky i nalała sobie do szklanki. Rozpaliła w kominku i wzięła Zaklęcia przydatne w walce z Czarną Magią Stuarta Newtona. Miała dość jak na jeden dzień. Uniosła szklankę i wypiła jednym duszkiem. Od razu poczuła się lepiej. Nie chciała nikomu mówić, o tym, co dzisiaj zaszło. Ten pocałunek był niezwykły, jednak chciała go wyrzucić raz na zawsze ze swojej pamięci. Chciała wymazać Draco Malfoya ze swojego życia, jakby go nigdy w nim nie było. Słowa książki nie docierały do niej. Wzięła w rękę czysty kawałek pergaminu i napisała "Draco Malfoy". Litery zabłysły złowrogo w świetle kominka. Przeczytała imię swojej miłości i swego wroga, po czym wrzuciła kartkę do kominka. Z satysfakcją spojrzała jak ogień bezlitośnie trawi czerwone litery. Uśmiechnęła się, gdy kartka doszczętnie spopielała. Zamknęła kałamarz, odłożyła pióro na miejsce i ponownie otworzyła książkę. Czuła pewną ulgę.

Połóż mnie na swym ramieniu, połóż jak pieczęć na sercu,
Poczuj smak mego pragnienia, jak pieczęć, proszę połóż mnie.
..

Edytowane przez Adelajda Dakota dnia 11-08-2014 11:55

Dodane przez lady552 dnia 11-08-2014 12:11
#71

Co mam powiedzieć? Świetny jak zawsze. :witch:

Dodane przez Anka Potter Always Together dnia 11-08-2014 14:25
#72

Ale fajnie piszesz :) Podoba mi się! Pisz pisz ;)

Dodane przez Hermiona Granger13 dnia 11-08-2014 22:24
#73

czekam na więcej.

Dodane przez kamalabu dnia 01-03-2015 13:19
#74

Super piszesz! Czekam na więcej :-)