Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Mistrzyni Eliksirów

Dodane przez Evans558 dnia 13-03-2012 23:06
#30

Apel do ludności part kolejny ^^

Tak sobie paczę na oceny i robi mi się miło jak widzę aż sześć głosów na Wybitny. <Kłania się nisko, zdejmując wyimaginowany kapelusz z głowy.> Bardzo się cieszę, że moje FF się podoba i mam nadzieję, że ten stan rzeczy dłuuugo się nie zmieni.
SweetSyble - nie miej pretensji o to, że akcja dzieje się za szybko. Nie mam zamiaru ciągnąć tego FF w nieskończoność, a pewne rzeczy trzeba wiedzieć zanim stanie się... Coś. A owo Coś już się zbliża. ^^ A te "srele morele" też będą potrzebne.
slytherin97 -

(...) coraz bardziej mi się podoba. A najbardziej "drugie ja" Severusa. ^-^

Tylko sobie nie pomyślcie, że Snape ma coś z psychiką. ^^ Po prostu biorę pomysły z własnych wewnętrznych monologów. Tylko że przemyślenia Severusa piszę w formie dialogu. I ja też nie mam kuku na muniu (prawdopodobnie ^^).
I cieszę się, że będę to czytała przed wszystkimi, hura!

A teraz uwaga, albowiem ogłaszam wszem i wobec slytherin97 moją nową betą. :D Że też jej się chce to sprawdzać... :P (Ale się rozpisałam ^_^)
Kto czyta nie błądzi! Smacz... znaczy, miłej lektury!



ROZDZIAŁ 5

Koniec

Siedziałam przy biurku, niby to sprawdzając eseje Gryfonów z V roku, a tak naprawdę mając w głowie coś innego, niż prace domowe.
Od tamtej chwili minęły już trzy tygodnie, a ja nadal rozmyślałam o tym, jak gdyby stało sie to wczoraj. Jak dobrze, że potrafiłam już ukryć swoje myśli na tyle dokładnie, żeby nikt nie mógł się dowiedzieć, co się wydarzyło niedawno. Oczywiście, nadal ćwiczyłam legimencję, ale nie wysuwała się ona na pierwszy plan. Severus tak bardzo zaangażował się w mój egzamin, że jeśli nie zdam go na W, to zagroził, że powiesi się na krzaku. Na szczęście szybko mu to wyperswadowałam.
Warzenie Wywaru tojadowego szło mi coraz lepiej, gorzej było z Felix Felicis. Choćbym nie wiem jak bardzo się starała, eliksir za nic nie chciał mi się prawidłowo uwarzyć. Severus twierdził, że za mało się przykładam, ale ja nie mogłam już nic więcej z siebie wycisnąć.
Westchnęłam i zerknęłam na zegar, wiszący na ścianie. Wskazywał na w pół do jedenastej. Odłożyłam więc pióro, wstałam z krzesła i poszłam wziąć prysznic. I jak co wieczór zaczęła mnie absorbować nieco inna kwestia, niż egzamin, który był coraz bliżej. Mianowicie moje sny.
Od trzech tygodni nawiedzała mnie wciąż ta sama wizja. Spadanie w dół i oskarżenia w koło mnie sprawiały, że budziłam się bardziej zmęczona, niż byłam, kładąc się do snu. Severus już kilkukrotnie proponował mi eliksir Słodkiego Snu, ale ja odmawiałam. Nie chciałam budzić się rano przymulona działaniem wywaru, a tak to na mnie, niestety, działało. Dziwiłam się temu, że mimo tego, że za każdym razem odmawiałam, on z uporem osła proponował mi eliksir każdego wieczoru, gdy się spotykaliśmy. Najwidoczniej martwi się o mnie. Uśmiechnęłam się na myśl o tym. Mimo, że Severus kiedy byliśmy tylko we dwoje, zachowywał się nieco inaczej, to w towarzystwie, znów przybierał swoją maskę. Ja również starałam się ukryć za podobną zasłoną, ale on oceniał moje wysiłki jako "znośne". No, przynajmniej na razie.
Kładąc się do łóżka, czułam, jak zaczyna ogarniać mnie lęk. Nienawidziłam tych snów, za każdym razem wspomnienie niebieskich oczu bolało, niezależnie czy to była jawa, czy też nie. Westchnęłam, i przewróciłam się na drugi bok. Niechaj zacznie się ta katorga.
*

Obudziłam się nagle, dysząc ciężko. Znowu, ten sam sen, te same słowa...
Te same oczy.
Coś we mnie pękło i rozkleiłam się na dobre. Położyłam się na brzuchu i łkając w poduszkę, poczułam, jak ogarnia mnie pustka. Miało to i swoje dobre strony, taka wyprana z emocji nie miałam jak się skupić na swoim śnie. I bardzo dobrze. Nie dość, że musiałam to przeżywać każdej nocy, to jeszcze musiałam zmierzyć się z tymi obrazami zaraz po przebudzeniu. Przynajmniej dziś oszczędzono mi tej "przyjemności".
Wreszcie moje oczy wyschły. Zabrakło już łez, którymi mogłabym moczyć poduszkę. Bogu dzięki, pozostało te otępienie wywołane płaczem. Chociaż jeden plus. Minusem było to, że moje oczy piekły od długiego szlochania w poduszkę, chcąc nie chcąc, musiałam zasnąć. Tym razem nie miałam już żadnych snów.
*

Siedząc przy stole nauczycielskim podczas śniadania, czułam na sobie wzrok Severusa. Udając, że mój tost z dżemem truskawkowym jest szalenie fascynujący, nie odwzajemniłam tego spojrzenia. Znałam go (Severusa, nie tosta) już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie odpuści mi tak łatwo.
- Dobrze spałaś? - Zapytał.
- Mam nadzieję, że to było pytanie retoryczne - mruknęłam w odpowiedzi.
- Ech, mówiłem - weź eliksir...
- ... to przez cały dzień będziesz chodzić jak naćpana - dokończyłam za niego. - Daj spokój, nic mi nie jest.
- Oprócz tego, że jesteś półprzytomna.
Przemilczałam to. Sev widząc, że to już koniec tego tematu westchnął i zaczął z innej beczki.
- Jakie masz plany na dziś?
- Mam zamiar jeszcze trochę się pouczyć, po obiedzie pójdę do lasu. Przejrzałam twoją szafkę z ingerencjami bardzo dokładnie i stwierdziłam, że brakuje ci tego i owego.
- Miałem zamiar sam to uzupełnić. - mruknął.
- Jako że poważnie uszczupliłam twoje zapasy podczas naszych wspólnych lekcji, postanowiłam, że najlepiej będzie, jeśli sama się tym zajmę.
Burknął coś niezrozumiałego pod nosem. Wyłapałam co nieco o spaniu i "sam bym to zrobił". Powstrzymałam westchnięcie.
- Severusie, ty siedzisz po uszy w papierach, zapomniałeś? Na poniedziałek trzeba sprawdzić testy szóstego roku.
- No jasne - mruknął cicho. - Ty się bawisz w lesie a ja sprawdzam te bzdury? Zapowiada cię cudny dzień.
Zachichotałam. Severus spojrzał na mnie swoim słynnym "kamiennym wzrokiem", ale ja i tak dojrzałam w jego oczach rozbawienie. Nadal uśmiechając się, zajęłam się śniadaniem.
*

Krążąc po Zakazanym Lesie w poszukiwaniu składników, rozmyślałam nad Felix Felicis. Zastanawiałam się, co takiego robię źle, że wywar nie chce mi się udać. Może stawiałam go na zbyt mocnym ogniu? Severus mówił, że poprawne uwarzenie nie zależy tylko od składników, ale także od temperatury, w jakiej przeprowadza się cały ten proces. Tak, to może być to. Postanowiłam właśnie, że dziś wieczorem zwrócę uwagę, nie tylko na proporcje składników, ale też na temperaturę warzenia, gdy moje rozmyślania przerwał trzask łamanej gałęzi. Obróciłam się za siebie. Wpatrując się w las niczego nie zauważyłam, zbeształam więc samą siebie za panikę, która zaczęła się we mnie powoli wzbierać. To pewnie jakieś zwierzę, nie ma się czym martwić. Ale mimo wszystko idąc dalej, nasłuchiwałam. Adrenalina wciąż krążyła w moich żyłach. Czułam, że ktoś mnie obserwuje. Głupia, pomyślałam, to jest LAS. A w lesie mieszka sporo różnych stworzeń. Mimo to, wcale nie odczułam ulgi.
Kolejny trzask, tym razem tuż za mną. Odwróciłam się, i natychmiast tego pożałowałam. Powinnam była uciekać, gdy tylko usłyszałam pierwsze trzaśnięcie. A zamiast tego wystawiłam się jak na tacy śmiertelnemu niebezpieczeństwu.
Był wyższy ode mnie, krótkie, brudne włosy pozostawały w nieładzie. Ubranie miał poszarpane i pełne leśnych pamiątek. Najgorsza była jednak ta zimna furia zmieszana z dziwną radością, jak gdyby zaskoczony cieszył się, że mnie spotkał, której dopatrzyłam się w jego piwnych oczach. Ale to tylko pozór. Śledził mnie pewnie od dłuższego czasu. Doskonale wiedziałam, kim jest ten mężczyzna, mimo to, że widziałam go raz, gdy miałam cztery latka.
Przede mną stał morderca mojej rodziny, Alexander Mivo, sługa Czarnego Pana.
*

- Yennefer, skarbie. Dawnośmy się nie widzieli, prawda?
Aksamitny ton jego głosu był nie do zniesienia. Stałam sparaliżowana strachem, nie byłam w stanie sięgnąć po różdżkę, podczas gdy on obchodził mnie dookoła powolnym krokiem. Zebrałam w sobie resztki woli i wydusiłam:
- Czego chcesz, Mivo?
Zaśmiał się. Był to jednak pusty dźwięk, całkowicie pozbawiony wesołości.
- Czy to nie jest jasne? Dopełnić zemsty, rzecz jasna. Twój ojciec, razem z Szalonookim wsadził wielu śmierciożerców do Azkabanu. A ja o mało co stałem się jednym z nich. Wtedy przysięgłem Czarnemu Panu, że dokonam zemsty i zabiję tych aurorów osobiście. Jako że nie udało mi się dorwać Moody'ego w wyznaczonym czasie, zostałem ukarany... Bardzo surowo. Jednak mój pan jest łaskawy i dał mi drugą szansę. Kazał zabić najbliższą rodzinę tego drugiego aurora, Fabiana. Mimo że Czarny Pan zniknął, ja wciąż wypełniam jego wolę. Zostanę nagrodzony po jego powrocie.
Jego oczy zamgliły się na wyobrażenie tego, jak zostaje wyniesiony ponad wszystkich innych śmierciożerców. Nie było dla mnie ratunku. Patrzyłam, jak wyjmuje różdżkę z kieszeni i celuje nią we mnie.
- Crucio.
Poczułam niewyobrażalny ból i upadłam na kolana. Nie krzyczałam, nie widziałam w tym sensu, choć powinnam. Może ktoś przechodziłby obok... Hagrid, któryś z profesorów... ktokolwiek... cokolwiek. Dlaczego nie zabije mnie od razu? Musi się zabawiać moim kosztem?
Nie wiem po co, zaciągnął mnie do drzewa. Zrozumiałam to dopiero wtedy, gdy przywiązał mnie do niego zaklęciem. Teraz już w ogóle nie było ucieczki. Zablokował mi usta zaklęciem, tak na wszelki wypadek, choć ja i tak nie miałam już sił krzyczeć.
Torturował mnie tak długo, że straciłam już rachubę. Który to już Cruciatus? Dziesiąty? Trzynasty? Nie dodając już tych niezliczonych klątw, które rzucał między jednym Crucio, a drugim.
Przerwał na chwilę. Poczułam, jak obca siła wtargnęła do mojego umysłu. Nie było to takie uczucie, jak przy ćwiczeniu oklumencji. Śmierciożerca badając mój umysł niemal sprawiał mi ból. A ja nie miałam siły go blokować. Po kilku minutach dowiedział się wszystkiego, co chciał.
- Ach, popatrz - powiedział rozbawiony, gdy zakończył swoje "badanie". - Interesujemy się Snape'em? Moim zdaniem dokonałaś niemożliwego. Wiem co mówię, znam go... Jakiś czas.
Wciąż śmiejąc się, zadał mi kolejną falę bólu.
Śmiertelnie zmęczona, straciłam nawet siły na oddychanie. Otworzyłam z wysiłkiem oczy, dostrzegałam już tylko ciemną plamę. Gdzieś w głębi umysłu poczułam obecność. Czułam strach z jej strony. Zdawała się pytać: Gdzie jesteś, Yennefer? Nie myśląc wiele, wysłałam w jej stronę obraz miejsca, gdzie byłam... i co się ze mną działo. Połączenie przerwała kolejna porcja tortur.
Minuta czy wieczność? Zastanawiałam się ile czasu upłynęło od wyczucia obecności w swoim umyśle. Zaczęłam o tym myśleć tylko dla tego, że usłyszałam coś innego, niż klątwy i własny, chrapliwy oddech. Ponownie otworzyłam oczy. Ciemność ani trochę się nie zmniejszyła, ale ja słyszałam głos.
- Nie! Expelliarmus!
Znałam ten głos. Od nie dawna jego właściciel był najważniejszą osobą w moim życiu. Ciemności i jego głos...
A więc tak wyglądał koniec.
THE END

rozdziału V ;>