Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Mistrzyni Eliksirów

Dodane przez Evans558 dnia 09-01-2012 21:55
#7

Zamieszczam kolejny fragment. Zaznaczam że to FRAGMENT, nie cały rozdział (badam waszą reakcję). Nie sprawdzane przez moją betę, albowiem nie mogłam jej dorwać. Zapraszam do konstruktywnej krytyki w komentarzach.

*

Pierwszy września nadszedł szybko. Nawet nie wiem, gdzie się podziały te wszystkie dni. Spakowana i gotowa do drogi czekałam w swoim mieszkaniu... Bóg wie na co. Sterczałam tak przez chwilę w miejscu, po czym z westchnieniem zabrałam swoją walizkę i wyszłam.
Aportowałam się w Hogsmeade, i od razu ruszyłam w stronę zamku. Jeszcze w sierpniu dostałam list od dyrektora co do zabezpieczeń szkoły, więc tuż przed bramą wymruczałam odpowiednie formułki, aby pozwolono mi przejść. Brama ze zgrzytem otworzyła się przede mną. Weszłam na błonia z westchnieniem. Zawsze lubiłam tu wracać, czułam się tu dobrze, ale dziś zadowoleniu z powrotu do szkoły towarzyszyło inne uczucie. Nie potrafię tego nazwać. To tak, jakby twój przyjaciel miał kota którego ubóstwiasz i nagle dostajesz go pod opiekę na jakiś czas. Stanęłam przed drzwiami prowadzącymi do szkoły. Już miałam je otwierać, ale nagle same stanęły przede mną otworem. W progu stał nie kto inny jak Severus Snape i wyraźnie na mnie czekał. Stałam lekko zmieszana w progu, nie bardzo wiedząc jak się zachować. Patrzył mi prosto w oczy a ja jak zwykle nie mogłam zbyt długo w nie patrzeć. Odwróciłam wzrok a Snape zaśmiał się cicho.
- Zapraszam do środka. - powiedział i gestem zaprosił mnie do zamku. Weszłam, starając się unikać kontaktu wzrokowego. Czemu on na mnie tak działa! Ze zdenerwowania wzięłam głęboki oddech. Mam tylko nadzieję, że nie domyślił się, że to przez niego. W Sali Wejściowej stał Dumbledore oczywiście cały w skowronkach, jakby wygrał na loterii tysiąc galeonów. Ja i Snape zrobiliśmy identyczną minę na jego widok. O dziwo, zdawał się bawić jeszcze lepiej niż przed chwilą. Słowa "uśmiech od ucha do ucha" można śmiało wprowadzić na nowy poziom.
- Witam, panno Gennoles!
- Witam panie profesorze.
- Mam nadzieję, że zabezpieczenia nie stanowiły dla ciebie problemu?
- Poradziła sobie z nimi doskonale dyrektorze. - powiedział Snape. Najwyraźniej chciał szybko zakończyć występ komitetu powitalnego, w skład którego wchodził Dumbledore, kotka woźnego i nadciągający ze strony Wielkiej Sali Argus Filch. - Czy to już wszystko, o co chciał pan ją zapytać?
- Tak Severusie, to wszystko. Do zobaczenia na uczcie! - zakończył entuzjastycznie dyrektor.
- Do zobaczenia panie dyrektorze. - odparłam z mniejszą euforią w głosie.
Dumbledore, cały czas z szerokim uśmiechem na twarzy, ruszył do Wielkiej Sali. Pani Norris patrzyła to na mnie, to na Snape'a swoimi wielkimi oczami, po czym wstała i z pełnym godności krokiem ruszyła za dyrektorem.
- Nie ma to jak komitet powitalny. - powiedział z przekąsem Severus. - Chodź za mną, pokażę ci twój gabinet.
Odwrócił się i poszedł w kierunku lochów. Ruszyłam za nim mając nadzieję, że dyrektorowi nic nie odbije, i nie zrobi imprezy - niespodzianki w moim gabinecie.
Droga do mojego nowego gabinetu minęła nam w ciszy i mimo że starałam się nie patrzeć na swojego towarzysza, nie mogłam nie czuć jego wzroku na sobie. A zdarzało się to dość często. Starałam się nie zwracać na to uwagi, ale łatwo nie było. Droga dłużyła się strasznie i właśnie zaczęłam się zastanawiać, czy Snape nie wybrał jakiejś dłuższej trasy specjalnie, kiedy dotarliśmy do celu. Na drzwiach mojego gabinetu widniała tabliczka: Yennefer Gennoles praktykantka. Snape otworzył drzwi przede mną a ja weszłam do środka. Pomieszczenie było średnich rozmiarów. Kamienną posadzkę pokrywał gruby, czerwony dywan, pod ścianą naprzeciwko drzwi stało mahoniowe biurko, zaraz za nim krzesło z tego samego drewna. Po prawej stronie znajdował się kominek, w którym płonął wesoło ogień, po lewej znajdowały się drzwi prowadzące do moich prywatnych komnat. Po obydwu stronach drzwi stały regały pełne książek. Stanęłam po środku gabinetu i odwróciłam się. Snape wciąż stał w progu. Popełniłam błąd i spojrzałam mu prosto w oczy. Patrzył na mnie z nieskrywanym zainteresowaniem, ale w ciemnych tęczówkach dostrzegłam coś więcej, coś czego nie potrafiłam nazwać. Momentalnie spąsowiałam. Severus uśmiechną się, a nieznany mi błysk w jego oczach zniknął. Wszystko trwało to zaledwie sekundę, a mnie wydawało się że minęła wieczność. Zwróciłam uwagę na jego uśmiech. Był inny niż zapamiętałam, nie złośliwy ale... ciepły? Chyba tak mogę to nazwać.
- Do zobaczenia na uczcie. - powiedział Severus. Spojrzał mi jeszcze raz w oczy, odwrócił się i odszedł zamknąwszy za sobą drzwi. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Oparłam się o blat biurka. Boże, czemu on na mnie tak działa? Takie oczy powinny być nielegalne. Wzięłam głęboki oddech, i poszłam do swoich komnat, aby się przebrać.

*

Weszłam do Wielkiej Sali równo z dyrektorem. Spotkaliśmy się po drodze na ucztę i trochę dyskutowaliśmy na temat sposobów użycia smoczej krwi. Podczas drogi do stołu nauczycielskiego tłumaczyłam mu swoją teorię co do zastosowania numer osiem, ale przerwałam w pół słowa, bo właśnie zobaczyłam Snape'a. Znowu, skubany, patrzył się na mnie. Pamiętając swoją reakcję w lochach, postanowiłam to zignorować, patrząc w inny punkt. Nie zdało się to na wiele, bo dalej czułam na sobie jego wzrok. Ciekawe, gdzie moje miejsce... pięknie. Obok Snape'a, a gdzieżby indziej! Usiadłam po jego lewej stronie. Na szczęście nie musiałam zaczynać z nim konwersacji, ponieważ siedząca obok mnie profesor Sprout wciągnęła mnie w rozmowę o ziołach i ich zastosowaniach w eliksirach.
W tym momencie weszła profesor McGonagall na czele grupy pierwszoroczniaków. Rozpoczęła się ceremonia przydziału. Ja automatycznie wyłączyłam się, robiłam tak od trzeciej klasy. Nie chciało mi się słuchać piosenki Tiary, jednak równo z innymi oklaskiwałam przydział uczniów do domów.
Ceremonia Przydziału skończyła się dość szybko, więc nie miałam dość czasu na bujanie w obłokach. Dyrektor wstał, gdy tylko uczniowie powitali oklaskami nowego członka Gryffindoru. Na szczęście, Dumbledore nie ględzi za długo przed ucztą, toteż mogłam zabrać się za kurczaka szybciej niż planowałam. Starałam się nie patrzeć w prawo, ale czasem po prostu nie mogłam się powstrzymać. Profilaktycznie, rzecz jasna. Bogu dzięki, Snape był zajęty swoim talerzem, co uspokajało nieco moje nerwy. Czasem czułam na sobie jego wzrok, a wtedy od nowa zaczynałam się denerwować.
Talerze zalśniły czystością, a dyrektor ponownie wstał aby uraczyć nas swoim przemówieniem. Mówił to, co zwykle, co wolno, czego nie wolno... co roku to samo. Mowa była wyjątkowo krótka więc gdy Dumbledore życzył wszystkim dobrej nocy, uczniowie wypadli z Wielkiej Sali, jakby się bali, że staruszkowi coś się jeszcze przypomni. Mnie się nie spieszyło, rozmawiałam jeszcze chwilę ze Sprout, i wyszłyśmy we dwie. w Sali Wejściowej rozstałyśmy się, więc droga przez lochy minęła mi w ciszy i samotności. Gdy dotarłam do swojego gabinetu, marzyłam tylko o jednym - żeby iść spać. Jak na złość, ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę. - powiedziałam zmęczonym głosem.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - powiedział Snape, wchodząc do gabinetu. - Przyniosłem ci plan tygodnia.
- Och, no tak... dzięki.
Jak on to robi? Znowu zajrzał mi w oczy, i znowu czułam się jak małe zwierzątko zahipnotyzowane spojrzeniem węża. Zrobił jeden krok i staną tuż przede mną.
- Mam nadzieję, że będzie się nam dobrze współpracować. - powiedział.
Wdech, wydech...
- Też mam taką nadzieję, ale...
- Ale co? - zapytał patrząc na mnie spod rzęs.
Dobry Boże...
- Ale mógłby pan...
Zaśmiał się. Widocznie dobrze wiedział, o co mi chodzi.
- Do zobaczenia jutro. - powiedział. Uśmiechnął się i wyszedł.
A ja starałam się nie dostać zawału.