Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Więzy krwi. [9/13]

Dodane przez tarantula head dnia 22-04-2012 17:15
#56

Rozdział dziewiąty.
"Złe dobrego końce."

Hayley i Kate jeszcze długo wpatrywały się w błonia. Sam nie wyglądała na zdenerwowaną, jak przedtem, a wręcz przeciwnie - była spokojna i od czasu do czasu nawet na jej twarzy zagościł uśmiech.
- Kto by pomyślał? - spytała rozbawiona Kate. - Jeszcze rano była jemu przeciwna, a tu proszę. Kiedy pierwsze zadanie?
- Już pojutrze - odpowiedziała jej przyjaciółka odchodząc od okna.
- Mam nadzieję, że nie wymyślili żadnych niebezpiecznych ćwiczeń. - Kate usiadła na swoim łóżku, które lekko zaskrzypiało pod jej ciężarem.
*

Minęły już dwa dni i nadszedł dzień pierwszego zadania. Hayley długo nie mogła zasnąć, a udało jej się to dopiero nad ranem. Śnił jej się obcy, łysy mężczyzna. Stał do niej tyłem, więc nie mogła ujrzeć twarzy, ale czuła, że ta osoba wcale nie wróży niczego dobrego. I nagle rozbłysło zielone światło. Dziewczyna powoli zaczęła podchodzić do mężczyzny i z niewiadomych przyczyn chciała go dotknąć. Powoli wystawiała ku niemu swoją dłoń, ale nagle coś zahuczało. Hayley otworzyła oczy i spojrzała w okno; sowa jej rodziców, Teddy, właśnie stukała w okno, by jej właścicielka jej otworzyła. Kanadyjka szybko podeszła do okna i otworzyła je, a ptak wleciał z takim hukiem, że obudził pozostałe dziewczyny.
- Hayley - wymamrotała Sam, nawet nie podnosząc głowy. - Litości.
- Przepraszam - szepnęła dziewczyna, odwiązując od nóżki Teddy'iego mały, zwinięty w rulonik list od rodziców.
"Droga Hayley!
Bardzo się za tobą stęskniliśmy! Co u Ciebie słychać? Wszystko w porządku? Razem z tatą się o ciebie martwimy. Wiemy, jak bardzo chciałaś wziąć udział w Turnieju, ale jednak mamy wątpliwości. To jest bardzo niebezpieczne. Uważaj na siebie. Kochamy Cię,
Mama i Tata.
PS. Spotkałaś wujka Severusa? Pomyśleliśmy, że powinniśmy się z nim spotkać i wszystko sobie wyjaśnić.
Hayley zwinęła pergamin. Pomyślała, że lepiej byłoby odpisać od razu, więc usiadła przy biurku. Wyciągnęła z szuflady kawałek papieru i zaczęła pisać.
Kochani!
Ja też za Wami tęsknię, ale w Hogwarcie jest bardzo miło. Nie mówiłam wam jeszcze, ale to ja zostałam reprezentantką Vancouver i dziś jest pierwsze zadanie. Życzcie mi powodzenia!
PS. Tak, spotkałam Snape'a, ale nie sądzę, by on chciał wszystko wyjaśniać. Przykro mi.
Hayley.
Odłożyła pióro i zwinęła pergamin. Podeszła do sowy i przywiązała list do jej nóżki.
- Wiesz, gdzie lecieć - szepnęła, wypuściwszy ptaka przez okno.
*

- Gdzie jest Sam? - spytała Hayley, siadając przy stole obok Kate, podczas przerwy obiadowej.
Kate tylko wskazała na stół Ślizgonów, popijając sok dyniowy.
- Każdą wolną chwilę spędza z tym Goylem - wyjaśniła Victoria.
- Po prostu go lubi - Hayley nałożyła sobie na talerz sałatkę.
- Ale jego? Jak można go lubić? - dziewczyna była najwyraźniej zdziwiona.
- Są chyba do siebie podobni.
- Ale nadal nie rozumiem.
- A co tu do rozumienia? - dziewczyna powoli traciła cierpliwość.
Victoria spojrzała na nią z oburzeniem.
- Nie było tematu - rzuciła, patrząc na nią spode łba.
- Dziś pierwsze zadanie - powiedziała Kate, która dotąd siedziała cicho.
- Tak. Myślę, że sobie poradzę.
- A obrałaś już jakąś strategię?
- Jasne - odpowiedziała Hayley, nakładając sobie kolejną porcję sałatki.
- Zdradzisz coś? - spytała z nadzieją Kate.
- Zobaczysz potem - odpowiedziała jej blondynka, skończywszy sałatkę, a zaczynając bezowe ciastko.
- Nie chcę cię martwić, ale powoli zaczynasz zamieniać się w Sam.
Hayley spojrzała na Kate ze zdziwieniem. W Sam? Otarła usta dłonią i odłożyła niedokończone ciastko na talerz.
- To przez stres - zaczęła się tłumaczyć. - Już jutro będę tą samą Hayley, co wczoraj.
- Nie wątpię - odpowiedziała Kate, obserwując, jak dziewczyna znów sięga po ciastko.
- Dobrze, koniec tego dobrego - kończąc ciastko, dziewczyna otrzepała ubranie z okruszków. - Idę na błonia. Idziesz ze mną?
Pół minuty później były już przed zamkiem. Pomimo złej pogody, jaka panowała od kilku dni, Hayley lubiła chodzić po błoniach, a zwłaszcza podczas deszczu.
- Rozmawiałaś z Malfoyem? - spytała Kate.
- Nie.
- A ze Snape'em?
- Też nie. Chyba pobyt w Hogwarcie zapamiętam jako kłótliwy - dodała Hayley.
- Chyba nie jest aż tak źle - zaśmiała się i poklepała dziewczynę po plecach.
Nagle usłyszały, że ktoś woła blondynkę po imieniu. Odwróciła się gwałtownie i ujrzała Snape'a stojącego przy wejściu do zamku. Jednak nie od razu podeszła do niego. Lekko się zawahała, lecz wciąż nie spuszczała z niego swojego wzroku.
- Idź, poczekam na ciebie - Kate popchnęła ją lekko do przodu. W końcu Hayley ruszyła ku Snape'owi.
- Hayley - zaczął, gdy ta była już blisko. - Chciałem tylko życzyć ci powodzenia.
- Dziękuję - odrzekła, próbując nie patrzeć mu w oczy. Nadal pamiętała, jak Snape opowiedział jej o kłótni pomiędzy nim a jej matką.
- Uważaj na siebie - szepnął, odwracając się w stronę drzwi.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Przecież jeszcze kilka dni temu pokłóciła się ze Snape'em, a dziś on chce, by uważała na siebie. Widząc, jak Snape znika w drzwiach, poczuła jakieś dziwne uczucie. Uczucie sympatii do tego nieprzyjemnego człowieka. Ale to w końcu jej rodzina, jej ojciec chrzestny. Czy to możliwe, by przebaczyła mu te wszystkie złe słowa, które kierował w stronę jej matki? Stwierdziła, że w tym momencie nie jest w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie. Nie jest jeszcze gotowa. Powoli ruszyła w stronę Kate, która od dłuższego czasu czekała na swoją przyjaciółkę.
- I jak? - spytała, gdy dziewczyna do niej podeszła.
- Dobrze. Idziemy do zamku? Zaraz zaczyna się pierwsze zadanie.
- Racja, chodźmy - Kate uśmiechnęła się do Hayley i obie ruszyły w stronę zamku.
*

W zamku było mnóstwo ludzi. Hayley zauważyła, że większości nawet nie zna. Ale gdy wraz z Kate wchodziła w głąb szkoły, pojawiały się znajome twarze.
- Powodzenia! - rzucili Fred i George, których dziewczyny właśnie mijały.
Wreszcie doszły do Harry'ego, Rona, Hermiony i Victorii.
- Gdzie byłyście? - spytała Victoria.
- Na błoniach - odparła Hayley. - Widzę, że nie jesteś już obrażona.
- A byłam? - spytała zaskoczona rudowłosa, poprawiając grzywkę.
- Nie, skądże - odpowiedziała blondynka, lekko zbita z tropu. - A gdzie Sam?
- Nie wiem. Nie widziałam jej od czasu, gdy siedziała przy stole Ślizgonów.
- Czyżbyśmy jej już nie obchodziły? - wtrąciła sią Kate.
- Na to wygląda. - Hayley zaczęła oglądać się na wszystkie strony, mając nadzieję, że ujrzy Sam. Jednak jej nie ujrzała, ale zauważyła za to Malfoya, przedzierającego się przez tłumy uczniów. Najwyraźniej przedzierał się do niej. W pewnym momencie stanął przed nią.
- Możemy porozmawiać? - spytał.
- Możemy.
- Chciałem ci życzyć powodzenia - wyjąkał.
- Dziękuję.
- I... Chciałem cię przeprosić.
- Nie wiedziałam, że cię na to stać.
Wyglądało na to, że słowa dziewczyny zrobiły na nim wrażenie. Jakby nie spodziewał się, że to usłyszy.
- Widocznie się pomyliłaś - odparł.
- Nie widziałeś Sam? - Hayley zmieniła temat.
- Jeszcze na obiedzie.
- Od jakiegoś czasu nikt jej nie widział - Dziewczyna coraz bardziej się niepokoiła. - Może jest z Goyem?
-Jeśli chcesz, możemy do niego pójść.
Trzy minuty później byli już w lochach, gdzie znajdowało się dormitorium Slytherinu. Było zimno i ciemno, a korytarze oświetlały jedynie pochodnie zawieszone na ścianach. Gdy Draco wypowiedział hasło, weszli przez obraz do wielkiego dormitorium. Na sofie siedzieli Crabbe i Goyle.
- Cześć Goyle - zaczęła dziewczyna. - Widziałeś Sam?
- Nie - odpowiedział szorstko Ślizgon. - Byliśmy umówieni, ale mnie wystawiła.
Po tych słowach, Hayley już wiedziała, że coś musiało się stać. Bo czy ot tak, Sam by zniknęła?
- Na pewno nie wiesz gdzie jest? - dziewczyna nie dawała za wygraną. Gdy chłopak pokręcił przecząco głową, ruszyła w stronę wyjścia, a Ślizgoni zaraz za nią. - Na pewno coś jej się stało.
- Powinniśmy jej poszukać - wtrącił Goyle, jakby zaniepokojony tą całą sytuacją.
- Ale zaraz zaczyna się Pierwsze Zadanie.
Stanęli. Hayley nie wiedziała, co zrobić. Z jednej strony do Turnieju przygotowywała się przez całe lato, ale z drugiej, Sam, jej przyjaciółka, zniknęła i powinna jej szukać.
- My jej poszukamy - odezwał się Draco, a Crabbe i Goyle pokiwali głowami.
- Dobrze - Hayley kiwnęła głową i wyszła na błonia. Gdy tam dotarła, ujrzała mnóstwo uczniów na trybunach. Wśród nich ujrzała Kate i Victorię.
- Ty nie w namiocie? - usłyszała za sobą głos pani Evans. - Coś się stało?
- Sam zniknęła. Boję się, że coś jej się stało.
- W takim razie powiem organizatorom, by odwołali zadanie.
- Nie, nie trzeba. Mój kolega powiedział, że ją poszuka.
- Jak uważasz - odpowiedziała dyrektorka. - Mam nadzieję, że nic jej nie jest.
- Ja też - odrzekła dziewczyna, wciąż patrząc w stronę przyjaciółek.
- Idź już do namiotu i przygotuj się.
- Dobrze - mówiąc to, Hayley weszła do namiotu.
Harry, Krum i Cedrik byli już w namiocie.
- Gdzie byłaś? - spytał Harry.
- Sam zniknęła - odpowiedziała.
- Ale jak to? - Harry był zaskoczony.
Nagle do namiotu wszedł Dumbledore oraz inni organizatorzy Turnieju. Jeden z nich zwrócił się do nich.
- Witam was - zaczął. - Pierwsze zadanie będzie polegało na pokonaniu smoka - urwał, bo w tym momencie do namiotu weszła profesor McGonagall.
- Profesorze Dumbledore - zaczęła, a jej głos drżał.
- Słucham, Minervo - profesor jednak zachował spokój.
- Śmierciożercy - wydusiła. - Są w zamku.
Dumbledore pobladł jak kreda, a po chwili wybiegł z namiotu, a za nim pozostali organizatorzy. Hayley chciała wykorzystać okazję, by wyjść i poszukać przyjaciółki.
- Gdzie idziesz? - Cedrik zatrzymał ją przy drzwiach.
- Idę poszukać mojej przyjaciółki. Zniknęła.
- Pomogę ci - odrzekł.
- Ale...
- Ja też - odezwał się Krum, stając przy Cedriku.
Hayley nie miała wyboru. Zgodziła się, by chłopaki pomogli jej poszukać Sam. We trójkę wyszli z namiotu. Widok, który zobaczyli, przeraził ich. Wszyscy uczniowie uciekali w panice, a prefekci próbowali ich uspokoić, tak samo jak nauczyciele.
- Myślisz, że może być w Zakazanym Lesie? - spytał Cedrik, wskazując na wielki las przed szkołą.
- Możliwe - Hayley rozważała każdą możliwą opcję.
Ruszyli w stronę lasu. Wszyscy byli przerażeni, więc nawet ich nie zauważyli, gdy próbowali uciec. Gdy weszli do lasu, Hayley się zawahała.
- Można tu wchodzić? - spytała.
- Raczej nie - odrzekł Cedrik, wchodząc w głąb lasu.
W lesie było ciemno i ponuro, a dziewczyna wciąż miała wrażenie, że ktoś ich obserwuje. Przez kilka minut szli w milczeniu, a słychać było tylko ich oddechy i kołatanie ich serc. Hayley szła ostatnia, więc wciąż obracała się do tyłu, mając wrażenie, że ktoś za nimi idzie. To wrażenie nasiliło się jeszcze bardziej, gdy usłyszeli szelest liści, oraz złamaną gałązkę. Cedrik stanął, a Hayley i Krum poszli w jego ślady.
- Słyszeliście? - zapytał Bułgar.
Nikt nie odpowiedział, więc znów ruszyli.
- Chłopaki - odezwała się Hayley. - Wydaje mi się, że Sam tu nie ma. Wracajmy.
-Dobry pomysł - odpowiedział jej Cedrik. Hayley odwróciła się, by wracać, ale zamarła bez ruchu. Troje śmierciożerców leciało w ich kierunku. Od razu ruszyli do ucieczki, ale zakapturzone postacie nie dawały za wygraną.
- Avada Kedavra! - krzyknął jeden z nich. Zaklęcie o mało nie ugodziło Cedrika w plecy, ale ten zrobił unik i zaklęcie trafiło w drzewo.
- Avada Kedavra! - krzyknął drugi, a jego zaklęcie świsnęło obok ucha dziewczyny.
- Zabiją nas! - krzyknęła Hayley.
- Że też o tym wcześniej nie pomyślałem - szepnął Cedrik, wyciągając zza pazuchy swoją różdżkę, a pozostała dwójka zrobiła to samo.
- Drętwota! - krzyknęła Kanadyjka, a jej zaklęcie ugodziło jednego ze śmierciożerców. Pozostała dwójka jednak nie przejmowała się swoim towarzyszem i wciąż za nimi lecieli.
- Avada Kedavra! - krzyknął jeden z nich, a zaklęcie trafiło w Kruma. Bułgar runął na ziemię jak długi.
- Wiktor! - krzyknęła Hayley. Wraz z Cedrikeim ruszyła ku niemu.
Krum leżał na ziemi z otwartymi oczami. Były takie puste, oraz bez wyrazu. Po prostu martwe. Po policzku Hayley, mimowolnie spłynęła łza, ale postanowiła nie poddawać się. Wstała i wycelowała swoją różdżkę w śmierciożerców.
- Drętwota! - krzyknęła, a zaklęcie ugodziło go w klatkę piersiową. Ten runął na ziemię, ale drugi był już blisko.
Nagle zza drzew wyskoczyły dwa centaury. Jeden ruszył w stronę śmierciożercy. Ten, widząc wielkiego pół-konia, pół-człowieka, przestraszył się i uciekł. Drugi z centaurów zwrócił się do Cedrika i Hayley.
- Kim jesteście i co tu robicie?
- Jesteśmy czarodziejami i uciekaliśmy przed śmierciożercami - odpowiedział Cedrik. Wraz z Hayley klęczał przy ciele Wiktora.
- Pomożesz nam? - spytała z nadzieją w głosie dziewczyna.
- Niby w czym? Przecież ludzie są mądrzejsi pd centaurów - zadrwił.
- Nasz przyjaciel nie żyje. Pomożesz nam go zanieść do Hogwartu?
- Nie jestem koniem pociągowym! - krzyknął. Najwyraźniej słowa Hayley go obraziły.
- Proszę cię - dziewczyna próbowała dalej.
Centaur spojrzał na nią, a jego twarz zmieniła się od razu.
- Dobrze - odpowiedział zrezygnowany.
Hayley i Cedrik, z trudem, wciągnęli ciało Kruma na centaura, po czym wszyscy troje ruszyli w stronę zamku.


Długo zbierałam się do przepisywania tego rozdziału, bardzo długo. A gdy się już zebrałam psychicznie, nie wytrzymałam i lenistwo wygrało. Po kilku dniach zebrałam się na nowo i przepisałam całość, także jestem z siebie dumna. Fabuła zaczęła się rozkręcać, mamy pierwszą ofiarę śmiertelną - Kruma. Musiałam kogoś uśmiercić, a Bułgar jakos tak przypadł mi to gustu, więc postanowiłam, że umrze. Nie będzie to pierwsza ofiara, więc może być jeszcze ciekawiej.
+ dzięki mojej becie - Sampii, mimo iż wystąpiły lekkie problemy z odesłaniem poprawionego tekstu :) Dzięki!