Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Więzy krwi. [9/13]

Dodane przez tarantula head dnia 03-04-2012 17:23
#49

Rozdział ósmy.
"Sprzeczka o Weasley'a"

- To wasza wina! - krzyknęła rozzłoszczona Sam, na której twarzy gościła ciemna purpura.
- Nasza? My nie kazałyśmy ci zostać w Wielkiej Sali!
- Co ja teraz zrobię? - mamrotała niebieskooka, gwałtownie gestykulując.
- Jak to co? - Kate była nieco zaskoczona. - Pójdziesz z nim na bal.
- Co? - krzyknęła dziewczyna, aż jej przyjaciółki podkoczyły ze strachu. - Ale ja z nim nie chcę iść!
- To po co się zgodziłaś? - Victoria nadal drążyła temat.
- Nie wiem - Sam podrapała sie po głowie - W pewnym momencie wstałam od stołu, a ten goryl zagrodził mi drogę. I wtedy spytał mnie, czy z nim pójdę, a mnie zamurowało... I powiedziałam coś w rodzaju tak, ale tego do końca nie jestem pewna. A ten uśmiechnął się i pobiegł w podskokach do tego swojego mentora, Malfoya.
- Powinnaś się cieszyć! - krzyknęła Kate. - Jak narazie, to tylko ty i Victoria macie parę na bal.
- Tak? Z kim idziesz? - Sam zwróciła się do swojej rudowłosej przyjaciółki.
- Z Georgiem Weasleyem - odpowiedziała jej dumnie.
- Z kim? - spytały jednocześnie Sam i Kate.
Victoria spojrzała na nie oburzona, a Hayley parsknęła śmiechem.
*

- A jak go spotkam? - jęczała Sam, gdy wszystkie udały sie na obiad do Wielkiej Sali.
- Daj spokój, kobieto! - Kate traciła już cierpliwość.
- Wy się w ogóle mną nie interesujecie! - odpowiedziała jej blondynka, wyciagając spod peleryny kilka cukierków.
- A co to za problem? Pójdziesz z tym chłopakiem na bal i wszystko będzie okej. - odezwała się Hayley.
Gdy tylko weszły do sali, Sam szybko schowała się za Victorią. Kate i Hayley nie mogły opanować rozbawienia i co chwila się podśmiechiwały, co wyprowadzało blondynkę z równowagi. Wtem nagle przed Hayley pojawił się Harry.
- Pierwsze zadanie, to smoki - szepnął, ale nie oczekiwał na odpowiedź ze strony dziewczyny bo szybko odszedł.
Blondynka jeszcze długo wpatrywała się w drzwi, w których zniknął Potter. Smoki? Co to znaczy? Czy Harry mówił prawdę? Oczywiście, że tak, bo niby czemu miałby kłamać? W pewnym momencie, Hayley poczuła na swoich rękach paznokcie i szybko odgoniła od siebie te myśli. Okazało się, że tak mocno trzymała ją Sam, która się za nią chowała.
- Sam? - szepnęła Hayley - Co ty robisz?
- ON wstał od stołu - odpowiedziała jej dziewczyna, zerkając zza przyjaciółki na Goyle'a, który właśnie skierował się w stronę wyjścia z Wielkiej Sali.
- A gdzie są Victoria i Kate? - spytała kanadyjka, spoglądając na wszystkie strony.
- Kate pobiegła za Harry'm, a Victoria poleciała do tego swojego Gregora...
-... Georga - poprawiła ją Hayley, czując, jak paznokcie Sam wbijają jej się w skórę coraz bardziej.
- Mniejsza o to - odrzekła dziewczyna, puszczając przyjaciółkę. Goyle właśnie zniknął w drzwiach. - To co? Idziemy na obiad?
Hayley kiwnęła głową i obie ruszyły w stronę Hermiony i Rona, którzy siedzieli przy stole Gryffindoru; obok nich siedziała Victoria i dwóch takich samych chłopców.
- Hej! - krzyknęła uradowana rudowłosa. - To jest Georg, a to Fred Weasleyowie. - wskazała na rudowłosych braci.
Hayley i Sam po kolei przywitały się z bliźniakami, a następnie usiadły obok nich.
- I jak, Hayley, masz już parę na bal? - spytała Victoria, popijając sok dyniowy, a blondynka pokręciła przecząco głową.
- Na prawdę? - spytał jeden z braci Weasley. - Ja też nie mam, może poszłabyś ze mną?
- No okej - dziewczyna była troche zaskoczona.
Chłopak uśmiechnął się i puścił oczko do swojego brata.
*

Po obiedzie, Hayley i Sam wyszły z Wilekiej Sali i zwróciły się w stronę swojego pokoju. Hayley była zadowolona; Fred wydawał się jej miły, a do tego bardzo zabawny.
- Co, jak co, ale jedzenie w tej szkole jest wyśmienite! - zachwycała się Sam, oblizując palce. - Nie sądzisz? Mogłabym tu zamieszkać!
- To poproś rodziców, by cie tu przenieśli. - zasugerowała jej przyjaciółka, na co blondynka lekko się skrzywiła.
- O nie - odpowiedziała szybko. - Mieszkać i uczyć się pod jednym dachem z tym gorylem Goylem, to męka!
- Co ty masz do tego chłopaka? - zaśmiała się kanadyjka. - Wydaje się być miły...
- Miły - prychnęła Sam, wywracając oczami. - To jeden wielki osiłek, którego jedynym organem myślącym, jest Malfoy. Może oni się jakoś rozszczepili, nie sądzisz?
Nagle zza rogu wyszła Kate; była wesoła, roześmiana, a pod nosem nuciła jakąś nieznaną Hayley piosenkę.
- O hej, dziewczyny! - rzuciła w ich stronę, wciąż śpiewając i lekko tańcząc.
- A co ty taka wesoła? - spytała ją Sam.
- Przecież dzień jest taki piękny - westchnęła brunetka, patrząc w sufit rozmarzonym wzrokiem. - Słośce świeci, ptaszki śpiewają, idę z Harry'm na bal...
- No to świetnie! - Hayley nie kryła radości i szybko uściskała przyjaciółkę.
- Wielkie rzeczy - dodała Sam, ciągnąc Hayley za rękaw od szaty. - Idziemy już?
- Coś ci się stało? - spytała ją Kate, z lekką irytacją.
- No nie wiem - blondynka zamyśliła się. - Od tego całego świergotania o Potterze głowa mnie rozbolała. - dodała, teatralnie łapiąc się za czoło.
- Może chora będziesz? - Hayley wyrwała swój rękaw z objęć Sam.
- Oj, na pewno! - dziewczyna pokiwała głową. - Więc chyba natychmiast muszę położyć się do...
- SAM! - na dźwięk znanego jej głosu, blondynka wzdrygnęła się lekko. Wszystkie trzy odwróciły się i ujrzały Malfoya, a obok niego Goyla i Crabbe'a. Goyle ruszył w stronę przerażonej Sam, a pozostali ślizgoni ruszyli za nim. - Już pomyślałem, że się przede mną chowasz!
Sam zaśmiała się nerwowo.
- Skądże - odparła przestraszonym, piskliwym głosem, który tak rzadko u niej występował.
- Mam pomysł! - odezwał się natychmiast Goyle, wciąż patrzac na Sam z uwielbieniem. - Chodźmy na spacer, na błonia!
- Co? - twarz Sam zrobiła się czerwona, a głos zmienił się na gniewny.
- Ona z chęcią pójdzie z tobą na spacer - nagle odezwała się Kate, klepiąc blondwłosą przyjaciółkę po plecach. Widać było, że brunetka w ten spodób chciała zemścić się na Sam, za to, że ta żartowała sobie z niej i Harry'ego.
- To wspaniale! - krzyknął Goyle, łapiąc Sam za rękę. Po chwili byli już w drodze na błonia.
Jeszcze długi czas Hayley, Kate, Malfoy i Crabbe wpatrywali się w blondynkę, która próbowała wyrwać swoją rękę z ręki Goyle'a i na Goyla, który mocno ją trzymał.
- Słodcy są! - Kate nie mogła ukryć rozbawienia. - Ja pójdę do Victorii - odrzekła po chwili, zwracając się do Hayley.
Po chwili, blondynka została sama z Malfoyem, bo Crabbe też ich opuścił twierdząc, że nie podjadł sobie solidnie, co stwierdził po odgłosie, jaki wydał jego brzuch.
- Co u ciebie? - spytała Hayley, gdy zaczęła narastać bardzo krępująca cisza.
- U mnie w porządku - odparł Draco. - A u ciebie?
- No w sumie też.
Okropna cisza znów zaczęła sie nasilać, gdy Malfoy znów przemówił, nieco nieśmiałym głosem, który tak bardzo do niego nie pasował.
- Masz parę na bal?
- O tak, dziś podczas obiadu zaprosił mnie Fred Weasley, chyba znasz?
Malfoy zaklął cicho pod nosem, a Hayley wyraźnie widziała, że to mu się nie spodobało.
- Weasley? - spytał z odrazą. - Z tym zdrajcą krwi?
- Zdrajcą krwi?
- Weasleyowie, to zdrajcy krwi. Zadają się z szumowinami i szlamami, co oczywiście plami nas, czarodziei czystej krwi. - ostatnie dwa słowa dodał z wyraźną dumą z rodu, z którego pochodzi.
- Zdrajcy krwi, szumowiny, szlamy... - dziewczyna wyrzucała z siebie te wyrazy z dziwnym zdenerwowaniem. - Proszę cię, byś na następny raz unikał takich wyrażeń, gdy ze mną rozmawiasz.
- Mówię prawdę. Myślisz, ze Fred Weasley to dobra para dla ciebie? Nie lepiej wybrać sobie kogoś równego sobie?
- I masz na myśli siebie? - Hayley zaśmiała się. - Nie, nie pójdę na bal z kimś, kto ma siebie ponad innych, wybacz.
Malfoy wlepił swoje szare oczy w dziewczynę, wyraźnie czekając, co dalej wymyśli, jak jeszcze go obrazi, po czym spojrzał w sufit i zrobił parę kroków do przodu, omijając kanadyjkę.
- Cześć - rzuciła Hayley, ale ten najwyraźniej tego nie słyszał, albo jak stwierdziła dziewczyna, nie chciał słyszeć.
*

- Co ci się stało, Hayley? - spytała Kate, gdy ta weszła do pokoju i trzasnęła za sobą drzwiami.
- Nic się nie stało - odpowiedziała krótko. - Sam jeszcze nie wróciła ze spaceru?
- Nie, jeszcze nie.
Hayley położyła się na swoim łóżku.
- Wiem, że coś się stało. Powiesz, co? - Kate znów zaczęła drążyć temat.
- Pokłóciłam się z Malfoyem - odrzekła, siadając.
- Z Malfoyem? - spytała zdziwiona brunetka. - Ty z nim w ogóle rozmawiasz?
- Wyobraź sobie, że tak.
- Ale przecież on jest... on jest zły! - Kate nie kryła oburzenia.
- Nie sądzę... Może troche zagubiony, ale na pewno nie zły.
- Harry mi o nim opowiadał... jego ojciec jest śmierciożercą.
- Ale to nie znaczy, że...
- Znaczy. Jego rodzina należy do popleczników Sama-Wiesz-Kogo i on na pewno też!
Hayley spojrzała na Kate rozbawionym wzrokiem, a brunetka znów zaczęła :
- No to mi może powiesz, o co się pokłóciliście?
- Nazwał Weasleyów zdrajcami krwi, a ja ich po prostu zaczęłam bronić.
- Poczekaj - przerwała jej. - Pokłociliście się o Weasleyów? O Freda?
- Obraził ich - Hayley poraziła swoją przyjaciółkę wzrokiem.
- Ciekawe, ciekawe - Kate zaczęła mruczeć coś pod nosem.
- Co ciekawe?
- A był miły, zanim wspomniałaś o Fredzie?
- Był taki jak zawsze. - Hayley powoli miała dość wypytywania o Malfoya, bo czuła, że Kate coś knuje.
- Podobasz mu się - odrzekła po głębszym zastanowieniu, poruszając zabawnie brwiami.
Hayley wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem wariatki.
- Chyba żartujesz - wyjąkała, gdy się opanowała.
Kate spojrzała na nią z wyrzutem, po czym podeszła do okna.
- On cię chciał zaprosić na bal, a moja intuicja nigdy się nie myli! - dodała, zerkając w okno. - NA BRODĘ MERLINA! Hayley, chodź tu szybko!
Dziewczyna szybko wyskoczyła z łożka i podbiegła do przyjaciółki, która wyraźnie była rozbawiona. Spojrzała w okno, a widok jaki tam ujrzała, zamurował ją. Bo oto dwoje ludzi szło przez błonia spokojnie, bez kłótni i możliwe, że nawet się do siebie uśmiechali, ale kanadyjki nigdy by nie pomyślały, że tymi ludźmi mogliby być Goyle i Sam.
~*~

Ojej, sory, że tak długo... Tekst wysłałam Sampii w niedzielę, ale jej nie ma, więc dałam nie poprawiany. Wiem, jestem niecierpliwa, ale zależało mi, żeby rozdział pojawił się szybko, bo chyba trochę się zapuściłam.
I jeszcze odpowiedzi na wasze pytania :3
Tylko zmartwił mnie jeden fakt - dlaczego liczba rozdziałów zmieniła się z osiemnastu na trzynaście?

Z racji tego, że dalsze rozdziały nie były długie, postanowiłam je zlepić. No cóż :3
TYLKO PROSZĘ, RÓB AKAPITY, OK?

No okej, tylko nie wiem po co i na co... Mi jakoś nie przeszkadza ich brak c: Ale jeśli tobie tak...

No, dzięki i do następnego :3