Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [Z] Czy to Snape, czy to Tonks?

Dodane przez Lapa_96 dnia 23-03-2012 19:09
#46

Oto obiecany epilog :) Dziękuję wszystkim wytrwałym czytelnikom :)

Epilog

Znowu w najmilszej, najmroczniejszej i najprzytulniejszej ciemności mojego lochu. Kociołek z antidotum kołysał się jeszcze nad paleniskiem, a ja już z rozkoszą wtulałem się w swój ulubiony fotel. SWOIMI plecami, swoim wszystkim. Z prawdziwą przyjemnością, odkąd tylko miałem nieszczęście znać Tonks, patrzyłem teraz na nią, siedzącą obok mnie. To naprawdę cudowne uczucie, przebywać znowu w swoim własnym ciele... Jednak Tonks nie dała mi nacieszyć się w pełni tym, co właśnie czułem, wpadła bowiem znowu w ten swój płaczliwy ton, którego używała mówiąc o tym przebrzydłym wilkołaku:
- Jak ja mu to teraz wytłumaczę?... Przecież mi nie uwierzy... Stwierdzi, że zmyślam, że go okłamuję...
- Tonks, czy mam powtórzyć po raz setny, że nie obchodzi mnie...
- WIEM! WIEM, ŻE NIE OBCHODZI CIĘ MOJE ŻYCIE UCZUCIOWE, ALE TO TY MNIE WPAKOWAŁEŚ W TĘ CAŁĄ SYTUACJĘ!
- TRZEBA BYŁO MNIE NIE WYPRAWIAĆ NA RANDKĘ ZE SWOIM CHŁOPAKIEM!
- Gdybyś chociaż umiał przyznać się do błędu, ale nie!...
- Jakiego błędu?! W życiu nie popełniłem żadnego błędu! Ja tylko naprawiam cudze błędy i wcale mi się to nie podoba! A przecież nie jestem jakimś cholernym aurorem, żeby walczyć z wiatrakami!
- Och, o nie! Moja praca! Muszę się natychmiast deportować... Jeszcze tego brakowało, by mnie wylali...
- Więc maszeruj za bramę... - rzuciłem od niechcenia. Posłała mi mordercze spojrzenie i trzasnęła drzwiami tak mocno, że zachwiały się fiolki stojące na regałach. Przecież tylko uprzejmie przypomniałem jej, że na terenie zamku nie można się deportować. Nareszcie, pełnia szczęścia - cisza i spokój. Tylko mój loch i ja...
Naraz rozległo się pukanie do drzwi. Najeżyłem się odruchowo. Czego znowu?!
- Wejść! I najlepiej zaraz wyjść!
Drzwi skrzypnęły cicho i ukazał się w nich Lupin. Wyglądał, jakby uciekł rogogonowi węgierskiemu, ale też jakby wcale go to nie cieszyło. Muszę przyznać, że ta jego przedwcześnie naznaczona zębem czasu (i nie tylko) twarz bez tego kretyńskiego, dobrotliwego uśmieszku, wyglądała dość żałośnie. Aż bałem się pytać, po co przychodzi. Ogarnąłem szybko wzrokiem regał stojący najbliżej drzwi, aby upewnić się, czy aby nie stoi na nim jakaś trucizna.
- Severusie, chciałbym cię prosić, abyś nie przyrządzał mi w tym miesiącu mojego eliksiru.
Zdębiałem. Co on chce zrobić? Dopaść Blacka i skrócić go o głowę? - Bo widzisz... Chciałbym choć na chwilę uwolnić się od swoich...myśli. - No tak, na jego miejscu siedziałbym teraz w Trzech Miotłach i pił kociołkami Ognistą. Nagle Lupin podniósł na mnie badawczy wzrok - Jesteś już sobą, prawda, Severusie?
- O ile sobie przypominam, nie podbiegłem do drzwi, nie otworzyłem ich przed tobą z rozmachem i nie ucałowałem cię na powitanie. Stanowczo nie.
- Więc... czy spełnisz moją prośbę?...
- Sporządzam ten eliksir na polecenie dyrektora - zacząłem ze zniecierpliwieniem - więc sądzę, że powinieneś z nim ustalić zmiany w swoim grafiku. A poza tym uprzedzić niewinnych ludzi, że powinni trzymać drzwi zaryglowane przy pełni księżyca. - Wilkołak nie zdążył mi odpowiedzieć, bo nagle w drzwiach, których nie domknął, stanął sam Albus Dumbledore. Nie zwrócił uwagi na Lupina, co już było dla mnie złym znakiem. Wpatrywał się we mnie z dziwnym wyrazem twarzy, którego chyba dotąd u niego nie widziałem.
- Severusie, myślę, że od tej pory, gdy będę czegoś od ciebie potrzebował, będę zaszczycał cię moją wizytą w twoim gabinecie.
Patrzyłem na niego wzrokiem, który wczoraj zbyt często gościł na mojej twarzy dzięki Nimfadorze Tonks. O co mu chodzi, na galopujące hipogryfy?!
- Bardzo się na tobie zawiodłem. I pomyśleć, że sam cię częstowałem...
Zachodziłem w głowę, o czym mówi ten szalony amator dropsów. DROPSY. Chyba nie mógł mieć takiej miny z innego powodu, nałogowiec jeden.
- Czyżby zabrakło panu...cytryny?... - zapytałem niewinnie.
- Jak śmiesz jeszcze ze mnie kpić?! - teraz zrozumiałem, dlaczego mówiono, że to jedyna osoba, której bał się Czarny Pan. Ta furia w oczach... - Obiecuję, że nigdy więcej nie zobaczysz ani jednego dropsa wędrującego w twoim kierunku! - Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Nawet nie miałem szansy zademonstrować mojej niewysłowionej radości. Koniec pytań typu: "Dropsa, Severusie?". Jestem w niebie. No, może byłbym w wyższym poziomie niebios, gdyby ten nieznośnie zdruzgotany Lupin nie chwiał się na nogach obok moich cennych zbiorów.
- Nie, nie dam ci żadnej trucizny, napawaj się swoim bólem w swoim domu. A jeśli zamierzasz mieć w zębach Blacka, ugryź go i ode mnie.
Wilkołak pokołysał się ku drzwiom i zamknął je za sobą zadziwiająco cicho. Nareszcie mogłem nacieszyć się jakże upragnioną samotnością. Przebiegłem wzrokiem po szklanych butelkach pełnych eliksirów, po palenisku, które roztaczało złoty blask po kamiennych ścianach - i pomyślałem, że nie zamieniłbym mojego lochu na żaden gabinet na piętrze.