Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [Z] Czy to Snape, czy to Tonks?

Dodane przez Lapa_96 dnia 23-02-2012 21:25
#24

Rozdział szósty
Kolejny kamuflaż

Na szczęście nie potrzebowałem dużo czasu, aby znaleźć się pod murami zamku - przecież musiałem zorientować się, co Tonks zdążyła już zepsuć w moim gabinecie. Albo gorzej... Miałem szczęście spotkać Filcha sprawdzającego potężny zamek żelaznej bramy i nie był zadowolony z mojego widoku - zaczął bredzić coś o późnej porze i o ponownym sprawdzaniu zabezpieczeń.
Drzwi ponoć najbardziej ponurego gabinetu tej szkoły obiły się o ścianę. Tonks, która siedziała rozluźniona w moim kochanym fotelu, spojrzała pytająco na mój napięty, przerażony niedowierzający i już nie wiem jaki jeszcze wyraz twarzy. Żadne słowa tego nie opiszą. W moim gabinecie, który był zaciszem myśliciela, gabinetem nauczyciela, magazynem warzyciela, prywatną własnością obywatela, oazą spokoju... Były...Były... OKNA. Wnętrze straciło swój pierwotny urok, jaki gościł tu od wielu lat, zrobiło się przerażająco jasno i ponadto eliksiry w fiolkach na pewno już się zfermentowały pod działaniem promieni słonecznych. Zresztą świadczyło już o tym ich rudawe zabarwienie. Wszystko, co kreowałem tyle lat legło w gruzach, zostało zburzone, zbeszczeszczone. Jednak postanowiłem przywrócić surowy wygląd oraz ton pełen pretensji.
- Co zrobiłaś z moim gabinetem?!
- Od samego początku ci mówiłam: Tu - jest - za - ciem - no...
- Może weźmiesz pod uwagę, że nie podoba mi się twój styl bycia?
- Teraz możesz się czuć jak ministerstwie.
- Słucham?
- Ministerstwo jest pod ziemią i ma okna. Twój gabinet też jest pod ziemią i teraz też ma okna. Ale to jeszcze nie wszystko! - machnęła różdżką w stronę okiennic - Pogoda do wyboru. - do pokoju raz wpadały jasne promienie słońca, raz wpadały płatki śniegu, albo na błękitne niebo nachodziły chmury. - Cieszysz się?
- Aż brak mi słów, aby opisać moją radość.
- Och, jesteś niereformowalny - żachnęła się i wykonała zamaszysty ruch różdżką. Wszystkie niepotrzebne dodatki znikły i wrócił odwieczny ład i porządek, wszystko, co powinno cechować gabinet szanującego się nauczyciela. - Zadowolony?
Po raz kolejny zostałem porażony tym, jak Tonks szarga bezdusznie moją osobą.
- Co dzisiaj robiłaś poza wylegiwaniem się na mojej kanapie?
- A wiesz, szwędałam się tu i tam.
- Czyli?
- Byłam na przykład w sowiarni, w Wielkiej Sali, różnych klasach, jeździłam schodami...
- Myślisz, że Mistrz Eliksirów jest na tyle mądry, aby wozić się zaczarowanymi schodami? - skrytykowałem jej postawę. Aż strach pomyśleć, że mógł ją ktoś zobaczyć! Zegarek na biurku wskazywał dochodzącą godzinę piątą. - Mamy jeszcze minimum cztery i pół godziny. Trochę sobie posiedzimy.
- Sev? - Tonks użyła swojego najbardziej naiwnego tonu, który w jej ciele nie brzmiał tak źle jak w moim. - Muszę ci coś powiedzieć...
- Tak? - od razu wyczułem w tym jakieś drugie dno. Ale pozwoliłem jej na przedstawienie jej problemu.
- Bo... Kiedy byłam jeszcze sobą... No pewnie pamiętasz...
- Co mam pamiętać? - zaczęło mnie to przerażać i wcale nie żartuję!
- No... Pamiętasz jak ci mówiłam, że muszę się czymś zawsze przechwalać?
- Ale czy to ma coś wspólnego z naszą zamianą?
- Nie...
- To o co ci chodzi? Nie rozumiem.
- Bo dzisiaj miałam...
- A, już rozumiem! Masz pracę po godzinach, albo idziesz na herbatę do koleżanki. Cóż, będę musiał to przeżyć. - jeszcze nie było tak źle, zawsze mogło być gorzej. Ale jednak nie wyglądało, aby Tonks właśnie to próbowała mi przekazać. Przywołałem zaklęciem filiżankę pełną gorącej herbaty.
- Mam...
- Spokojnie, już pójdę na to spotkanie. - zapewniłem ją i wziąłem potężny łyk delektując się smakiem.
- Mam randkę z Remusem.
Herbata wylądowała na moich drogocennych półkach oraz dywanie, a sam zacząłem kasłać jak szalony. To był szok. Szok? To słowo jest za słabe żeby oddać to co działo się w moim umyśle kiedy dotarło do mnie to, co przed chwilą usłyszałem.
- Wiedziałam, że się nie zgodzisz. - zwiesiła głowę.
- NIE ZGODZĘ?! NO PEWNIE, ŻE SIĘ NIE ZGODZĘ! NIE JESTEM ZWOLENNIKIEM HOMOSEKSUALIZMU!
- Ale zrozum, tak rzadko się widujemy. Pracuję po nocach, ciągle nie mam czasu. Teraz jest okazja, a ja... - urwała.
- Napisz do niego sowę, że umówicie się kiedy indziej! - zaproponowałem szybko. Przecież to nienormalne!
- Ty nic nie rozumiesz! Nigdy się nie zakochałeś, nie wiesz jak to jest! Nigdy NIE POCZUŁEŚ jak to jest!
Te słowa zamknęły mi usta. Nie wiedziałem co powiedzieć, jakby ktoś nagle mnie spetryfikował. Pomyślałem o Lily. Czy naprawdę nie wiedziałem, jak to jest? Czy Tonks może mieć rację? Może to nieprawdopodobne, ale zacząłem jej współczuć.
- Bardzo bym go zawiodła, odwołując to dzisiejsze spotkanie...
Jeszcze nigdy między mną a Tonks nie zapadła tak długa i napięta cisza. Może warto poświęcić się tym razem?
- Kiedy masz tę randkę?
Podniosła na mnie oczy wypełnione nadzieją.
- Zrobisz to?
- Chyba nie mam wyboru. - byłem zmuszony się poddać.
- Mamy jeszcze dwie i pół godziny.
Za dwie i pół godziny, czyli około ósmej wieczór - w porze, w której robi się ciemno.
- Nie wiem jak ty, ale nie jestem przekonany do spaceru w ŚWIETLE KSIĘŻYCA.
- Przecież pełnia jest dopiero za dwa tygodnie.
- Wolę być ostrożny.
- Jak zawsze - zagadkowo się uśmiechnęła. Kobiety są naprawdę niezrozumiałe. Wstała i oznajmiła stanowczo - Musimy zacząć się przygotowywać.
- Ale jest dopiero siódma...
- Nie ma czasu do stracenia.
-Aha, chcesz go oszołomić samym widokiem? - strzeliłem. Osobiście twierdzę, że skuteczniejsza okazałaby się różdżka.
- Pomyślmy... - dobyła właśnie swojej i wymierzyła ją prosto we mnie. Przez chwilę zacząłem się bać, ale po chwili znalazła się na mnie elegancka czarna sukienka z błyszczącymi cekinami rozmieszczonymi z umiarem. - Co o tym myślisz?
- Czy Lupin organizuje ci jakieś uroczyste spotkanie?
- Masz rację, za elegancka. - machnęła różdżką, tym razem stałem w zielonej prostej sukience do kolan. - A to?
- Eee...
- Za codzienna...
Nic dziwnego, że Tonks potrzebuje aż dwóch godzin na wybranie się, biorąc pod uwagę, że samo wybranie stroju zajmuje jej pół godziny. Ostatecznie dostała mi się czerwona sukienka do kolan zaakcentowana elegancką, czarną wstążką układającą się na plecach w kokardę. Rzecz jasna to wcale nie był koniec naszych żmudnych przygotowań. Po dopracowaniu elementów ubioru nadszedł czas na "make-up" jak to mówią nastoletnie czarownice, które nie raz zdarzyło się minąć pod drzwiami damskiej łazienki.
- Nie wierć się! - skarciła mnie, gdy po raz treci podskoczyłem na wskutek ukłucia szczoteczki do rzęs.
- Nie żebym coś sugerował, ale czuję się nieco poniżony...
- Niby czym? - co za arogancja!
- Au! Moja męskość jest poniżona.
- Czyli jesteś urażony tym, że w końcu upodobnię cię do ludzi?
- No przepraszam, używam wody kolońskiej! - oburzyłem się. Jak mogła pomyśleć, że nie dbam o swój wygląd?
- Ciekawe, bo jej nie znalazłam.
- W takiej szklanej fiolce o szerokim denku i z długą szyjką...
- Czyli w takiej samej co twoje ulubione, najsilniejsze trucizny? Wiesz, coś mnie powstrzymało od użycia którejkolwiek.
- Kamuflaż, Tonks.
- A co, myślisz, że ktoś chce cię okraść?
- Ludzie mają różne pomysły... - w końcu przeznaczyłem na to połowę swojej pensji! Jakieś dwieście pięćdziesiąt galeonów... No dobrze, może trochę mniej...
Skoro kwestię wyglądu mieliśmy już za sobą, nadszedł czas na etykietę, bowiem jaki człowiek z zewnątrz, taki w środku.
- Kobieta powinna błyszczeć elegancją. - Tonks ciągnęła swoje nudne wykłady. Poczułem się troche jak na jednej z lekcji profesora Binnsa kiedy byłem jeszcze młody, niewinny i wyczulony na wszelakie postępki Pottera i jego bandy. - To postawa na damę. - wypięła pierś i wyprostowała się. Dodatek stanowił umiarkowany uśmiech i wszystko składało się na wielce nieprawdopodobny widok. Uważam, że każdy jest w stanie mnie zrozumieć - kto bowiem chciałby zobaczyć siebie TAKIEGO? Zdaje się, że będę musiał usunąć to wspomnienie. - Ale jestem realistką... Chciałabym, żebyś starał się zachowywać całkowicie normalnie, na luzie z odrobiną humoru. - nastąpiła mała pauza - I jestem ci naprawdę wdzięczna za twoją cichą uprzejmość. Nic nie mówisz tylko grzecznie słuchasz. - Skoro w temacie nie widzę nic wartego do rozważenia, to siedzę cicho. Co prawda zapomniałem już połowy tego, co doszło do moich uszu, ale uznałem za rozsądne nie informować jej o tym.
- Mowa jest syklem, a milczenie galeonem. - szastnąłem jej tym eleganckim przysłowiem. Efekt był zgodny z zamierzonym:
- Ej, nie doceniałam cię! Dlaczego się nie chwaliłeś taką elokwencją? - myślałem, że to po prostu widać, tak samo dobrze jak głupotę emanującą od Longbottoma. - No ale do rzeczy. Znasz jakieś kawały?
- Mnóstwo.
- No to proszę, słucham. - zachęciła mnie.
Wyłowiłem z pamięci jeden z żartów, a Tonks czekała z uprzejmym uśmiechem.
-Dlaczego dziewczynka, która spadła z miotły nie płacze? - uśmiech spełzł z jej twarzy, gdyż chciała mi udzielić odpowiedzi. Nie czekałem, chciałem jak najszybciej przejść do punktu kulminacyjnego - ponieważ drążek przebił jej gardło.
- SNAPE!
- To jest właśnie ten moment, w którym powinnaś się śmiać.
- Miałam na myśli taki, który można by opowiedzieć Remusowi!
- Noo... - uważałem, że dokonałem doskonałego wyboru.
- Jak w ogóle możesz nazwać to żartem?
- Czarny Pan się śmiał. - powiedziałem na swoje usprawiedliwienie, które zresztą było szczerą prawdą. Zachodziłem w głowę, jakie ona miała na myśli.
- Chodziło mi raczej o coś takiego: "Przychodzi czarownica do Świętego Munga z sową na głowie. Uzdrowiciel pyta "Co się pani stało?", a sowa odpowiada: "Coś mi sie do kupra przykleiło".
Cisza. Widać wcale jej nie zależało na tym, czy wybuchnę salwą śmiechu czy wręcz odwrotnie, niemniej jednak byłem wstrząśnięty poziomem tego żartu.
- I ty opowiadasz mu takie kawały?
- Od czasu do czasu. - przyznam, zacząłem nawet współczuć Lupinowi. Rzuciła okiem na zegarek w kształcie kociołka, którego wskazówki miały kształt małych chochel (dodam, że jest to mój ulubiony zegarek). Owe magiczne wskazówki przynagliły Nimfadorę. - Musimy iść!
- Ty też? - zażartowałem, bo przecież to było oczywiste nawet dla Longbottoma, że nie puściłby mnie samego.
Brak odpowiedzi z jej strony. Wyciągnęła mnie za rękę z mojego kochanego gabinetu, w którym z całą pewnością chciałem teraz zostać.
- Co robisz? - kolor moich włosów znowu zmienił sie nieposłusznie tym razem na blond. - Przywróć ten ciemny brąz i mocno się skoncentruj, żeby znowu się nie zmieniał.
Ja się tutaj stresuję mając przed oczyma randkę z Lupinem, a ona każe mi się koncentrować! Przez całą drogę zastanawiałem się tylko nad tym, czy aby nasze mózgi nie mogłyby w cudowny sposób przeskoczyć z powrotem na swoje miejsca i tym samym oszczędzić nam wszystkim wstydu. Miałem już dość eksponowania biustu i stukania hałaśliwymi szpilkami. Na szczęście Tonks znała jakieś damskie zaklęcia, dzięki którym czułem się pewniej na wysokich obcasach.

Edytowane przez Lapa_96 dnia 23-02-2012 21:31