Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ]Życie Lily Evans

Dodane przez HarryPotter3107 dnia 16-06-2012 17:31
#24

Rozdział VII


Lily i Severus usiedli na swoje miejsca, a chłopcy z głośnym westchnięciem opadli ciężko na fotele naprzeciwko. Po chwili każdy oddał się rozmowie ze swoim. Czterech kolegów co jakiś czas wybuchało głośnym śmiechem, co Sev za każdym razem przyjmował wygięciem ust w niezadowoleniu. Dziewczyna zauważyła, że jeden z chłopców - wysoki z roztrzepanymi, czarnymi włosami i ładnymi, czekoladowymi oczami - co jakiś czas spogląda na nią z zaciekawieniem.
Severus opowiadał jej właśnie o zaletach dołączenia do Slytherinu, kiedy usłyszała za sobą głos mówiący:
- Hej. Jestem James, James Potter - odwróciła się od przyjaciela i zobaczyła chłopca, który się jej wcześniej przyglądał. - To jest Syriusz Black - wskazał na wysokiego kolegę o długich, ciemnobrązowych włosach i szarych oczach. - Remus Lupin - machnął ręką w stronę średniego wzrostu blondyna z niebieskimi oczami. Wyglądał na bardzo zaniedbanego, a zarazem najbardziej rozsądnego z czwórki przyjaciół. - A to jest nasz mały, słodziutki Petuś - malutki, pulchny, skulony w kącie chłopiec o żółto-słomianych włosach i niebieskich, wodnistych oczkach uśmiechnął się do niej wesoło.
James wyglądał na ich "przywódcę". Lily zauważyła, że podczas ich rozmów często pytali się go o zdanie czy też prosili o radę.
- Jestem Lily Evans - odpowiedziała uprzejmie. Jej przyjaciel odwrócił się w stronę okna, więc postanowiła przedstawić również i jego. - A to jest Severus, Severus Snape.
Chłopcy zwrócili na niego wzrok, ale on zachowywał się, jakby ich nie było, więc oni najwyraźniej postanowili odwdzięczyć mu się tym samym, bo Syriusz spytał ją:
- Do jakiego domu chcesz trafić?
Prawdę mówiąc jeszcze się nad tym nie zastanawiała. Przypomniała sobie w tej chwili, co Sev opowiadał jej o domach w Hogwarcie. Najwięcej zalet usłyszała o Slytherinie, do którego chodziła jego matka. Podobno wychowankowie domu węża, jak go nazywano, byli zawsze wielkimi czarodziejami, a trafiali do niego zawsze ci najlepsi czarodzieje, którzy byli najmądrzejsi i najsprytniejsi.
- Ja chciałabym pójść do Slytherinu - odpowiedziała. Nie wiedziała czemu, ale chłopcy zrobili zdziwione miny i wielkie oczy, w których zobaczyła chłód. Nawet powietrze zrobiło się chłodniejsze. - A wy? - spytała niepewnie, bardzo zdziwiona ich reakcją.
James, Syriusz i Peter zerwali się ze swoich miejsc udając, że wyciągają zza pasów miecze, a Remus wywrócił oczami.
- Do Gryffindoru, gdzie męstwa rośnie cnota! - wykrzyknęli głośno stojący chłopcy z uniesionymi w górę dłońmi udając, że trzymają miecze.
Severus prychnął głośno, po czym po raz pierwszy się odezwał:
- Gryffindor. Banda wielkich, tępych, zapatrzonych w siebie osiłków, podających się za najodważniejszych na świecie, a tak naprawdę boją się własnego cienia. Jeśli wolicie mieć krzepę niż mózg...
- A ty gdzie chciałbyś trafić, jeśli nie masz ani tego, ani tego? - przerwał mu Syriusz
Lily poczuła, że w tym momencie chłopak przesadził. Jej przyjaciel sięgnął do swojego kufra po różdżkę mniej więcej w tym samym momencie, co Syriusz i James sięgnęli po swoje. Dziewczyna złapała Severusa za rękę, a Lupin wziął się za uspokajanie swoich kolegów. Evans i Snape wzięli swoje kufry, które w tym momencie wydały im się bardzo lekkie i ruszyli na poszukiwania nowego przedziału.
Znaleźli jakiś wolny przedział przy końcu pociągu. Byli w nim sami, jednak nie było atmosfery do rozmowy. Była tu tylko pani z wózkiem z jedzeniem i napojami, jednak nic nie kupili, a później weszła na chwilę jakaś dziewczyna, by im powiedzieć, żeby założyli szaty szkolne. Severus założył swoją z wyrazem niezadowolenia na twarzy. Była na niego za krótka, a na dodatek nieudolnie zszyta w jednym fragmencie, najwyraźniej na szybko przez jego matkę. Dojechali do stacji Hogsmeade, pociąg się zatrzymał i na peron wysypał się tłum uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie zostawiając według próśb nauczycieli kufry w przedziałach.
- Pirszoroczni do mnie! Tutaj do mnie! - usłyszała za sobą tubalny głos. - Pirszoroczni szybko chodźcie!
Odwróciła się i zobaczyła ogromnego mężczyznę wołającego uczniów pierwszego roku i machając swoimi wielkim łapami. Miał brodę i wyglądałby może strasznie, ale Lily zawsze patrzyła ludziom prosto w oczy. Były małe, jak dwa czarne żuczki i spoglądały na nich bardzo wesoło, co całkowicie, przynajmniej dla niej, rozładowywało groźną atmosferę według niego. Uśmiechnęła się i ciągnąc przyjaciela za rękę, ruszyła w stronę olbrzyma.
Gdy wszystkie dzieci w jej wieku zebrały się już wokół nawołującego mężczyzny ruszyli za nim i szli około 5 minut, aż w końcu dotarli do wielkiego jeziora. Przy brzegu unosiło się około 15 łódek, do których kazał im wsiąść. Gdy wszyscy się usadowili, łódki same nagle ruszyły. Płynęli kilka minut, przepływając między innymi przez wielkie, liście wierzby płaczącej, kiedy ich oczom ukazał się przepiękny widok. Monumentalny zamek z wieloma, ogromnymi wieżami i wielkimi oknami, z których padało tak jasne światło, że z zewnątrz widać było całą budowlę zbudowaną z kamieni. Obok widać było mały fragment lasu, a także dach małej chatki, stojącej w pobliżu zamku.
Dopłynęli do przeciwległego brzegu i olbrzym wprowadził ich do sali wejściowej zamku. Tam czekała na nich stara kobieta, na której widok Lily trochę się przestraszyła. Na pewno nie była to osoba z którą można było dyskutować czy też sprzeciwiać się jej.
- Dziękuję ci Hagridzie - zwróciła się do ich dotychczasowego opiekuna. - Teraz ja się nimi zajmę - powiedziała srogim tonem.
- Proszę bardzo psor McGonagall - odpowiedział głośno.
McGonagall zaprowadziła ich do komnaty, na przeciwko której była Wielka Sala, z której już było słychać gwar rozmów starszych osób, domagających się kolacji. Lily pierwszy teraz nie miała żadnych wątpliwości, że to nie jest żart i pierwszy raz w życiu poczuła się tak zdenerwowana...

Edytowane przez HarryPotter3107 dnia 20-11-2012 11:39