Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Tak daleko ... a jednak tak blisko (Rdz. VI)

Dodane przez shocked dnia 22-11-2011 19:37
#1

Rozdział I

Czasami mam wrażenie, że miłość jest strasznie pokręcona. Jak wtedy, gdy na przykład ktoś jest w tobie zakochany, ale ty kochasz kogoś, kto kocha osobę, która ma słabość do kogoś innego ...

****

-Di! Na miłość Boską...! Gdzie się podziewałaś? Nie mogłam cię znaleźć, a ty się tu po prostu włóczysz? - wołała moja "kochana" siostrunia, Lily potrząsając groźnie rudymi włosami niczym lwią grzywą.
-Ja .... - zaczęłam powoli, ale nie mogłam tego ubrać w słowa. Po prostu tonę wśród tak wielu dźwięków: pochukiwaniu sów, miauczeniu kotów, rechotaniu żab i radosnym gwarem tysiąca czarodziei na dwrorcu nr. 9 i 3/4
-Chodź, rodzice czekają- wołała ciągnąc mnie za rękę. Chciałam zawołać chociaż, żeby mnie puściła lub jęknąć żałośnie, jak to mają w zwyczaju zatroskane nastolatki z amerykańskich seriali (które czasami Petunia i mama oglądają w domu), ale ona mnie uprzedziła.
-O nie ...- szepnęła, a ja od razu dojrzałam powód jej zmartwień. Koło mamy i taty stał James. James Potter. Dla mnie najbardziej fantastyczny, a dla Lily najbardziej znienawidzony chłopak w Hogwarcie. Pamiętam jak opowiadała mi o tym (niestety, dzielę z nią pokój), a zarazem użalała się nad sobą. Ja jednak miałam dziwne wrażenie, że się z tego cieszy. Szczerze mówiąc, też sie cieszyłam, bo uwielbiałam słuchać o nim historii, a jeszcze bardziej gapić się na jego twarz.
-Och, Evans- powiedział chłopak podchodząc do Lily tak blisko, że musiała się cofnąć - Właśnie gawędziłem sobie z twoimi rodzicami. Są prawie tak fantastyczni jak ty ... - szepnął jej do ucha, ale ona tylko dumnie odwróciła się na pięcie i z uniesioną głową pobiegła w kierunku tłumu ludzi wołając : "Sev, Hej!".
-My chyba się nie znamy - zaczęłam pewnie, ale myślałam tylko "Nie czerwień się!".
-A ty jesteś .... ? - chłopak uśmiechnął się sarkastyzcnie i odszedł kilak kroków dalej, a ja pobeigłam za nim.
-Diane Evans. Siostra Lily - strzeliłam mu uśmiechem, który chyba go rzeczywiście powalił. A może się potknął ? Chyba chciał coś odpowiedzieć, ale w tej samej chwili podbiegła do neigo trójka innych chłopaków.
-Czyżby minęła ci miłość do rudej, Rogaczu?- zawołał ten najwyższy.
-Nie martw się Łapo, na pewno nie powiem Trinny Roach, że za nią latasz- odpalił James. Cóż za cudowny sarkazm ... Dopiero po chwili zorientowałam się, ze stoję nieruchomo, cały czas wyrzczerzona.
-To ja już pójdę - powiedziałam, ale gdy tylko zrobiłam krok w tył wpadłam na wózek wyladowany przeróżnymi torbami. Nie minęła chwila, gdy leżałam na ziemi. Nie minęła kolejna, a poczułam, jak ktoś łapie mnie za rękę i podnosi. Nadzieja, że to James minęła błyskawicznie. Był to owy Łapa.
-Nic ci się nie stało ?-zapytał dziwnym tonem, jakby opiekuńczym. Nie odpowiedziałam - odeszłam błyskawicznie, ale zastanawiałam się, czy to znaczy, że owy chłopak wcale nie jest zainteresowany tamtą Trinny Roach ...

Przepraszam, że tak krótko, ale nie gryźcie :D

Edytowane przez shocked dnia 04-12-2011 11:43