Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Rodzinna tajemnica... (rozdział 7)

Dodane przez Temeraire dnia 21-10-2008 19:08
#36

ROZDZIAŁ 7

Lilka stała przy oknie, wyglądając przez nie z zadumą. Na parapecie rozłożony był plan małego miasteczka, z którego wynikało, że ulica Magnoliowa leży gdzieś na obrzeżach. Zerknęła na zegar ścienny. Za pięć dwunasta. Ciotka ma wizytę równo w południe. 'Czy zdążę?' pomyślała Lilka. Zwinęła plan i westchnęła. To nie czas, nie ciocia ją powstrzymywały, a raczej strach przed poniekąd nieznaną jej osobą. Co z tego, że wszystko wskazywało na to, iż jest adoptowanym owocem gwałtu? Co z tego, że ciotka Magda zna Wiolę? Jakie to wszystko ma znaczenie, kiedy to wewnętrzne uprzedzenia powstrzymywały dziewczynę? Oparła się o ścianę i zaczęła rozważać wszystkie 'za' oraz 'przeciw'. Po dłuższej chwili zegar wybił dwunastą. To otrzeźwiło Lilę. 'A, raz kozie śmierć' powiedziała sobie w myślach. 'Zresztą, co mi szkodzi?'
Po chwili przekręcała już klucz w drewnianych drzwiach wejściowych. Zadowolona z siebie, ruszyła w kierunku ulicy. W połowie drogi do furtki zawahała się. 'Zaraz... A co z ciotką?'. Z nowo powstałym dylematem przystanęła bezradnie, zalewana słonecznymi promieniami. Rozmyślała nad tym przez jakiś czas. W końcu zadecydowała, że jeśli ciocia wróciłaby wcześniej, powie, że skorzystała z ładnej pogody i udała się nad zalew. Uznając problem za rozwiązany, Lilka wznowiła swą wędrówkę.
Nastolatka dotarła do miejsca, gdzie skończył się chodnik. Spojrzała z powątpiewaniem na polną dróżkę i majaczący w oddali dom. Wzięła głęboki wdech i w imię myśli 'Skoro dotarłam już tak daleko...', ruszyła przed siebie. Mimo słonecznej pogody, w bardziej zacienionych miejscach wciąż zalegały kałuże i błoto. Skrupulatnie je omijając, Lilka wkrótce dobrnęła do furtki domku z czerwonej cegły. Zerknęła na tabliczkę na siatce ogradzającej lokum. 'Magnoliowa 6' - a więc wszystko się zgadzało. Zorientowawszy się, że dzwonek znajdzie dopiero przy drzwiach wejściowych do domu, z biciem serca otworzyła bramkę i weszła na posesję Wioli. Sama nawet nie wiedziała, kiedy znalazła się przy wejściu. Nie miała pojęcia, dlaczego, ale już się nie bała. Bez najmniejszego wahania nacisnęła guzik dzwonka. Nie minęło ćwierć minuty, a drzwi otworzyły się przed nią z rozmachem. Stała w nich rudowłosa kobieta, którą Lilka tak dobrze kojarzyła ze starego zdjęcia. Tak, to zdecydowanie Wiola, nie miała najmniejszych wątpliwości. Wydawała się bardzo zaskoczona.
- Lilka... - powiedziała cicho, niemal szeptem. - Ale... Jak to możliwe? Przecież Magda... Ale heca! - była bardzo zaintrygowana pojawieniem się córki, prawie zapomniała, że dziewczyna wciąż tam stoi. Pocierała czoło w zamyśleniu przez dłuższą chwilę, a potem, jak gdyby nigdy nic, oświadczyła wesoło - No, to nareszcie mnie poznałaś. Ale wyrosłaś... Wejdź, wejdź do środka.
- D-dziękuję - odparła dziewczyna nieśmiało. Jej pewność siebie prysła niczym bańka mydlana. Weszła do przedpokoju, a jej rzeczona matka pląsała z jednego kąta w drugi, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Widocznie zaskoczenie dawało jej się we znaki.
- Pójdę zrobić herbatę - rzuciła w końcu i zniknęła w przylegającym do przedpokoju pomieszczeniu. Lilka dostrzegła schody prowadzące na górę. Przysiadła na pierwszym stopniu i oparła brodę o kolana. Czuła się bardzo nieswojo. Uważała, że Wiola zachowywała się co najmniej dziwnie. Trochę, jakby nagle oszalała. A może taka była na co dzień? Nic nie było wiadomo, Lila była pewna tylko tego, że matka, która po trzynastu latach spotkała swoją córkę, nie zachowywałaby się w ten sposób, przynajmniej w jej mniemaniu. Myślała, że taka kobieta rozpłakałaby się, rozczuliła, nawet zdziwiła, ale nie miotała po pomieszczeniu jak oszalała, traktując córkę jak powietrze. Nagle odczuła rozczarowanie, że tu przyszła, chciała nawet wstać i wyjść, nikomu nic nie mówiąc, ale nie mogła. Coś ją tu wewnętrznie zatrzymywało, wiedziała, że musi zostać. Usłyszała gwizdanie czajnika i odgłos zalewania herbaty, więc wstała i oparła się o ścianę. Po chwili z kuchni wyszła Wiola, niosąc dwa parujące kubki. Zachowywała się o wiele normalniej, wyglądała na opanowaną i zadowoloną z życia. Życzliwie się uśmiechając, powiedziała:
- Chodź na górę, Lilka. Wszystko ci od początku wytłumaczę, jestem ci to winna.
Zachęcona perspektywą wyjaśnienia całego tego cyrku, nastolatka udała się wraz z matką na górę. Usiadły przy stole w niezbyt dużym pokoju i ułożyły się wygodnie na krzesłach. Wciąż z uśmiechem na twarzy, Wiola zapytała:
- Więc, co chciałabyś wiedzieć?
- Wszystko - odparła od razu Lila, licząc na gadatliwość kobiety. Obie roześmiały się serdecznie.
- Wszystko... No dobrze, skoro chcesz, to niech będzie od początku. A więc tak - miałam dwadzieścia lat, od kilku miesięcy znałam... - przerwał jej ostry sygnał telefonu. - Poczekaj chwilę - rzuciła i wyszła, aby odebrać. Lilka wsłuchiwała się w tykanie zegarka stojącego na półce. Po upływie jakiejś minuty Wiola wróciła do pokoju. Jej twarz była nienaturalnie blada, a dłonie lśniły od potu.
- Co się stało? - zapytała zaniepokojona dziewczyna.
- M-Magda. Miała wypadek, jest w szpitalu. Chodź!