Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Rodzinna tajemnica... (rozdział 7)

Dodane przez Temeraire dnia 07-09-2008 17:36
#8

No dobra... Przyszła pora na kolejną część mojej "tFórczości". Życzę miłego czytania :)

ROZDZIAŁ 2


Lilka weszła do kuchni, a przyjemne ciepło rozeszło się po jej ciele. Pomieszczenie było duże, jasno oświetlone i ładnie umeblowane, a jego zdecydowanie najlepsza strona znajdowała się w kącie, obok lodówki. Stary, wygodny fotel - ulubiony mebel trzynastolatki stał w tamtym miejscu, odkąd pamiętała, toteż aż za dobrze znała jego uroki. Podeszła do fotela i aż podskoczyła, gdy zobaczyła rozłożonego na nim wielkiego, czarno-białego kota.
- Ciociu... - zwróciła się do ciotki Magdy, niskiej blondynki, przy kości i o zielonych oczach. - Czy wiesz, że tutaj jest kot?
- Co? Ach, tak... Tak, przygarnęłam go niedawno. Nazywa się Marcel - odparła rozkojarzona blondynka, najwyraźniej wyrwana z rozmyślań.
- Naprawdę? - Mama Lilki podeszła, aby zobaczyć kotka. - Och, Madziu, on jest śliczny! - powiedziała po oględzinach. - Marcel... Kici, kici! Marcelku... - podczas gdy pani Maniewska zachwycała się kiciusiem, Lilka opadła ciężko na zwolnione przez nią krzesło. Zaczęła uważnie przyglądać się zalewającej herbatę cioci. Ta zdawała się nie być sobą i z rozkojarzenia upuściła, na szczęście już pusty, mały czajnik na podłogę.
- Magda, wszystko w porządku? - zapytał tata, wyraźnie zdziwiony zachowaniem siostry.
- Tak, tak... Ot tak tylko sobie myślę... - przysunęła sobie krzesło i usiadła wraz z nimi przy stole. - Bo widzisz... - zaczęła, sypiąc trzecią już łyżeczkę cukru do swojego kubka. Spojrzała niepewnie na Lilkę, po czym znów zwróciła się do brata. - Czy Lilka może zostawać sama w domu? Tak na kilka godzin...
- Tak. Tak, oczywiście, a czy coś się stało?
- Nie, nic. Nic, po prostu umówiłam się na wtorek z przyjaciółką - powiedziała blondynka, kładąc dziwny nacisk na ostatnie słowo. Przez twarz Artura Maniewskiego przemknął cień zrozumienia. Zamyślił się na dłuższą chwilę i przez jakąś minutę słychać było tylko mruczenie głaskanego Marcela.
- No to pozdrów ją ode mnie. I nie ma żadnego problemu, Lila jest bardzo odpowiedzialna, więc możesz zostawić ją samą.
Zakończyli rozmowę, pozostawiając trzynastolatkę w swego rodzaju szoku. Rodzice nigdy nie mieli przed nią żadnych tajemnic. Zawsze wszystko jej zdradzali, wiedząc, że nie wyjdzie to nigdzie dalej. Lila była bardzo dyskretna, potrafiła dochować każdej tajemnicy. Więc dlaczego? Dlaczego teraz nic nie powiedzieli? Rozmyślając nad tym, pociągnęła łyk herbaty. Gorący napój z każdym łyknięciem coraz bardziej oczyszczał jej umysł i wkrótce porzuciła swe domysły. Wstała, przeciągnęła się i zapytała:
- Gdzie jest Bernie ?
- Na dworze, kochanie - odparła ciocia, na którą również herbata podziałała orzeźwiająco. - Ale nie idź po niego, jest zimno, pewnie gdzieś się schował.
- Ale ciociu, przecież znam wszystkie jego kryjówki - nie czekając na odpowiedź, założyła buty, kurtkę i wyszła do maleńkiego pomieszczenia przed przedpokojem. Już miała naciskać klamkę, gdy usłyszała skrobanie do drzwi. Myśląc o piesku, błyskawicznie je otworzyła i ujrzała niedużego, czarnego kundelka, za którym tak tęskniła. Już po chwili siedziała razem z nim na schodach. Głaskała go i przytulała, a Bernard merdał wesoło ogonem.

Lilka siedziała na łóżku i zmieniała ubranie na swoją żółtą piżamę w kropki. Przeciągała właśnie przez głowę bluzkę, gdy znów zaczęła zastanawiać ją tajemnicza przyjaciółka cioci. Rzuciła byle jak zwinięte ubranie na fotel, po czym wzięła na kolana Marcela, który właśnie wszedł do sypialni. Rozmyślając, gładziła go machinalnie, prawie że bezwiednie, a kot mruczał jak ciężarówka. Jak to się stało, że ciocia Magda i jej ojciec zrozumieli się prawie że bez słów? O czym myślał wtedy tata? I kim może być ta przyjaciółka?
- Lilka.. - mama weszła do pokoju, wytrącając ją z zamyślenia. - Lilka, wszystko gra? Wydajesz się... nieobecna.
- Oj, mamo, wszystko w porządku. Tylko tak sobie rozmyślam.
- Aha...
- A o której jutro wyjeżdżacie? - dopiero teraz spojrzała na matkę. Ta była ubrana jak do drogi, a w ręku trzymała torebkę.
- Właściwie... teraz.
- No jak to? Przecież...
- Do taty zadzwonili z pracy. Jutro ma ważną rozprawę, przełożyli z wtorku - Artur Maniewski był cenionym adwokatem i często przekładali mu jedne sprawy sądowe, aby mógł uczestniczyć w drugich.
- Ta jego praca... - westchnęła cicho Lila i podniosła się, aby zejść na dół i pożegnać z ojcem. Ruszyły razem z matką do drzwi, a pani Agnieszka spojrzała jeszcze przelotnie na fotel i powiedziała:
- Składaj ubrania, kochanie.
- Dobra...
Gdy zeszły na dół, pan Maniewski stał już w pełnej gotowości w przedpokoju. Lilka przytuliła się do niego, a ten szepnął:
- Przepraszam, kochanie... - kiedy skończyli się ściskać, dziewczyna podeszła do matki. Dwie rudowłose osóbki pożegnały się czule, po czym rodzice trzynastolatki wyszli. Chwilę później usłyszała odgłos odpalania silnika, a potem ciocia Magda poszła na dwór, aby zamknąć bramę. Wróciła zaraz, trzęsąc się z zimna i razem z Lilką udały się do kuchni. Magdalena Maniewska nastawiła wodę na herbatę, usiadła obok bratanicy przy stole i zapytała wesoło:
- No, to co powiesz na piosenkę świstaka? - widząc minę rudej, porzuciła pomysł i wystąpiła z nowym. - W takim razie zrobimy sobie po herbatce i coś ci pokażę, dobra?
- Okej - przystała na to trzynastolatka. Może i ciocia w niektórych sprawach traktowała ją jak małe dziecko, ale miała wiele ciekawych pomysłów.
-------
Mam nadzieję, że się podobało.
Na razie powiem tylko, że:
CIĄG DALSZY NASTĄPI...