Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [Z] Tajemnice Huncwotów (JP/LE)(SB/DM)

Dodane przez emilyanne dnia 10-11-2011 19:52
#73

Rozdział XVII

Nadeszło popołudnie. James i Lily spędzili je na lenistwie. Jak się dowiedzieli, plany Alicji się zmieniły. W domu Evansów miała pojawić się jeszcze tego dnia, wieczorem. Petunia zaś nie zawracała im głowy, bo cały czas przesiadywał u niej jakiś chłopak - Vernon Dursley. Uskarżała mu się, jaką to ma nienormalną siostrę. Nie była jednak na tyle odważna, żeby napomnieć o magii. Grubasek był jedyną osobą w szkole blondyny, która ją lubiła. Młoda dziewczyna nie była wcale brzydka, ale jej charakter był odstraszający. Omijano ją szerokim łukiem, bo każde wypowiedziane zdanie przekształcała, by poplotkować.
Nagle do domu wtargnął ojciec. Niósł wielką choinkę.
- Lel! - krzyknął, a jego córka pociągła za sobą Pottera.
- Tak, tato?
- Ubierzecie dzisiaj choinkę? Mama i Pet mają pełne ręce roboty w kuchni, a ja zajmę się rybami...
- Nie chce ich widzieć na oczy, chyba że chcesz żeby wylądowały w jeziorze! - Petunia zaskrzeczała, trzymając ręce na biodrach.
- Jak tam wylądują, to gwarantuje ci, że ty popływasz razem z nimi i nie wyjdziesz z wody dopóki ich nie złapiesz! - odpowiedział szorstko mężczyzna.
- To za nim wyślesz mnie popływać, to się ze mną pożegnaj, bo prędzej się utopie, niż skarzę te biedne stworzenia na śmierć!
- Od kiedy to z ciebie taka obrończyni praw zwierząt? - uśmiechnął się kąśliwie.
- Od kiedy zabijasz je na moich oczach! - wrzasnęła.
- Dobra, zrobię to na osobności. Ale idźcie ubrać tę choinkę. - zakończył pan Evans.

Tak, jak powiedział, tak też zrobili. Ubrali choinkę i przyjechała Alicja. Nic ciekawego się nie działo. Trwała cisza. James rozmyślał nad wczorajszym wydarzeniem. Patrząc na minę Lily, doszedł do wniosku, że nie przeszkadza jej jego małomówność. Najwyraźniej sama pogrążona była w swoim świecie. Czasem na jej twarzy pojawiał się grymas bólu. W takich chwilach Rogacz wiedział co się kryje w głowie dziewczyny. Towarzyszyło jej gdybanie. Alicja była zdziwiona postawą tej dwójki. Wiecznie żywy Potter i uśmiechnięta Evans. To nie było normalne.
James sprawiał wrażenie, jakby go nie było. Usilnie próbował przypomnieć sobie swój sen, który przeraził go tej nocy, jednak nie udawało mu się to.
Syriusz... Remus! Tak... Peter też tam był... I Lily... Lily obściskiwała się ze Snape'em! Nie, to nie było tak... Kurcze... - myślał. - Wiem! Peter był robotem ze stali, to chyba było Halloween! Tak, i chciał uwięzić Syriusza w swoim starym, różowym prześcieradle... A w Lupina walnął zaklęciem i zabrał mu taką śliczną blondynkę! Nie, co ja gadam... Boże, dlaczego ja mam takie przebłyski? Chciałbym wiedzieć co mnie nocami tak przeraża... Boże, jaka ona piękna! - zwrócił uwagę na rudą, siedzącą obok Alicji na kolacji.
Potter zorientował się że ktoś do niego mówi.
- James, dlaczego nic nie jesz? - spytała pani domu.
- A, zamyśliłem się. Jak to pysznie wygląda! Pewnie jest równie, albo nawet jeszcze, smaczniejsze - uśmiechnął się szelmowsko.
Spojrzał na swój talerz. Było na nim rzeczywiście cudowne danie chińskie. Ryż z warzywami, kurczakiem i jakimś sosem. Nawet w Hogwarcie nie widział czegoś podobnego. Kiedy zaś wziął trochę do ust, natychmiast zapomniał o swoich snach i problemach. Włączył się za to do rozmowy. Lily również zaprzestała swoich mechanicznych ruchów. Spojrzała w bok.
- Kto położył tę gwiazdę na sam dół choinki? - zdziwiła się.
- Eee... No ty... - odpowiedział chłopak.
- Co ja? To niemożliwe, w życiu bym czegoś takiego nie zrobiła. No chyba, że byłabym nieo... - przerwała.
- Nieobecna? Od kiedy przyjechałam taka jesteś. Mam nadzieje że jutro Ci się poprawi - wtrąciła Alicja.
- Eee... - jęknęła ruda.
- Dobra, mamy dwudziestą pierwszą. Do łóżek! - powiedziała matka. - James, wspominałeś że jutro wychodzisz, więc radzę się wyspać. I przypominam ci, że jesteś pod naszą opieką, więc masz tu być przed piętnastą.
- Damy radę - uśmiechnął się łobuzersko.
- Dokąd ty wychodzisz? - spytała El.
- Ja? Zobaczyć rodziców, jutro wyjeżdżają... Będziecie z Alicją mieć trochę wolnego ode mnie... - urwał.
- Myślałam, że oni już wyjechali... - zaczęła Petunia. - Twoja druga koleżanka - dziwoląg tak mówiła.
- Koniec tego, do łóżek! - powiedział ostro pan Evans.

Rodzice Pottera rzeczywiście już wyjechali. Chłopak miał w planach wybrać się na Pokątną i do Hogsmeade za pomocą sieci Fiuu. Bardzo chciał włożyć coś pod choinkę.
Nadeszła noc. Rogacz nie spał za dobrze. Coraz częściej nękały go koszmary.
Na jawie szedł ciemną uliczką, był zupełnie spokojny. Wyszedł na Pokątną, gdzie było dziwnie pusto. Na jakiejś tabliczce zobaczył swoje nazwisko. Chciał podbiec i zobaczyć, co ono tam robi. Nie zdążył, bo wszystko się rozmyło. Znalazł się w mrocznym pokoju. Zląkł się, bo usłyszał imię Elizabeth. Jego matka właśnie tak miała na imię. Odwrócił głowę. Voldemort stał przed kobietą o wychudłej twarzy. Przyjrzał się jej, nie mylił się! To była Elizabeth Potter. Krzyczała coś niezrozumiale. Upadła na kolana, błagając o coś Czarnego Pana.
- Cicho, kobieto! - wycharczał. - Nie zabije twojego syna...
- Dzięki Ci Panie! - wymamrotała.
- Nie zabije, póki go nie znajdę - oświadczył.
- Nie! Nie! - wykrzyczała zrozpaczona.
- Ty też zginiesz!
- Będąc przed człowiekiem, który nie ma serca, i przed istotą, która nie zna miłości, jakżebym miała nie zginąć? Skoro nic mi to nie da... Jedyne co daje ci potęgę, to lata w Hogwarcie! Jesteś nic nie wartym diabłem, po którego przyjdzie śmierć, z najbardziej niespodziewanego miejsca!
- Milcz! - Voldemort już wyciągał różdżkę.
- Voldemorcie, Tomie Riddle'u jesteś zwykłym i nic nie wartym...
- Avada Kedavra! - rozbłysło zielone światło, a kobieta osunęła się na ziemię. Jej serce przestało bić. - Twojego męża czeka to samo... - powiedział bardziej do siebie, niż do trupa.

Akcja zmieniła się. Teraz stał przed młodszym od siebie chłopcem. Rozpoznał w nim Quirrella - chłopca z sąsiedztwa. Zupełnie bez powodu mały go nienawidził. Już za rok miał iść do Hogwartu. Młodzieniec trzymał w rękach gazetę.
- Tajemnicza Śmierć Żony Ministra. Haha - zaśmiał się chłopczyk. - To się ten Potter ucieszy! B-b.. Bied...dn..ny Ch-chło...chłopak. Hahaha!

Obudził się. Co jest?! - pomyślał.
- James! - usłyszał znajomy głos. - Wstawaj! Chodź no tu!
Pobiegł natychmiast. Lily była wyraźnie zła.
- Gadaj! To ty! Nalałeś nam mleka do kapci! - zawołała wściekła.
- Co ?! Ja?! Ja całą noc spałem... Śniło mi się że... Chole... Co mi się śniło!? - zorientował się że znowu nie pamięta.
- Mnie pytasz?! Dlaczego nala... - El chciała powtórzyć pytanie idąc w kierunku Rogacza, ale nim skończyła, bo poślizgnęła się i poleciała wprost w jego ramiona.
- Co jest... Pasta do zębów! Specjalnie to zrobiłeś! - zaczęła od początku, a na podłodze rzeczywiście była pasta do zębów.
- Lel... To nie ja, przysięgam - zdziwił się. - Ale żałuje że sam na to nie wpadłem. I wiesz co? Słyszę chichot...
- Pet! - krzyknęła i wyrwała się z objęcia Pottera, co ten przyjął z żalem i cichym jękiem.

Wszyscy podreptali na śniadanie. Petunia i Lily kłóciły się przez cały czas. Tym razem i pani Evasn była zła. Po pierwsze, całe mleko i pasta do zębów poszły na żart, a po drugie, przecież rudej mogło się coś stać. Pani domu dziękowała kilkanaście razy chłopakowi, za to że złapał jej córkę. Czas jednak leciał, a James miał wyjść dzisiaj na zakupy...

Ciąg Dalszy Nastąpi...

Anabelli Rossi za bete dziękuje :) I Sampie, przepraszam ;< W najbliższym czasie napewno uda mi się Ciebie zatrudnić XD