Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Pike i Goyle- czyli mieszanka wybuchowa!

Dodane przez Sigyn dnia 28-05-2012 21:11
#53

O jejku jak mnie tu dawno nie było! :D No ale wreszcie się zmobilizowałam i z nudów dopisałam kolejny fragment :) Tak więc życzę miłego czytania i proszę o komentarze.
Ach no i oczywiście dziękuję mojej ulubionej becie, Francescie :D

ROZDZIAŁ XI
Spotkanie

Czasem miała ochotę uciec od tego wszystkiego. Jednak niezależnie od tego, jak bardzo oddalała się od budynku, zawsze wracała. Nie chodziło o to, że była jakoś specjalnie przywiązana do tego miejsca, albo konkretnej osoby. Chodziło o wygodę. Gdyby nie wróciła, sama musiałaby zdobywać pokarm - nie żeby porcje w przytułku były jakoś specjalnie duże, ale to zawsze coś. Musiałaby również cały czas uciekać. Gdyby to jakikolwiek inny podopieczny uciekł, wychowawcy by się tym nie przejęli. W końcu już nie raz tak się zdarzało. ''Mniej gęb do wykarmienia, mniej problemów'' - to było motto pracowników przytułku. Natomiast jej by nie popuścili, chociażby dla samej zasady. Zbyt wiele krwi im napsuła. Zbyt wiele nocy przez nią nie przespali. Zbyt wiele złego narobiła. Oni jej nienawidzili. Nie chciała wracać do tych ludzi. Czuła, że jest od nich lepsza, bo w końcu jest czarownicą. A oni... zwykłymi mugolami. Teraz to ona miała nad nimi przewagę. To ona za jednym machnięciem różdżki mogła ich zabić, a oni nie będą mogli tego w żaden sposób powstrzymać. Wiele słyszała o zaklęciach niewybaczalnych. Chciała się ich nauczyć, pragnęła tego. Tych i jeszcze innych. Była sprytna. W końcu nie bez powodu jest w Slytherinie. Jakoś wykombinuje, w jaki sposób dostać się do Działu Ksiąg Zakazanych. Miała przeczucie, a raczej była pewna, że wszystko, czego potrzebuje, będzie właśnie tam. Nie przychodziło jej do głowy żadne inne miejsce, gdzie takie zapiski mogłaby znaleźć. Zaczęła kombinować w jakie sposób można by się dostać do tych ksiąg, choć nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Idąc tak zamyślona, potknęła się i przewróciła. Spojrzała za siebie. Jakiś wielki kamień leżał na schodach. Mogło go przynieść tylko jedne stworzenie - Irytek. No tak - pomyślała - zaraz zjawi się tu Filch. I nie musiała dług czekać. Filch i jego kotka zjawili się natychmiast.
- Co to za hałas?! - wykrzyczał starzec. Debby podniosła się. - Kto jest na korytarzu?! - krzyczał dalej woźny.
- Ja. Bo co? - odpowiedziała dziewczyna. Filch stanął jak wryty. Przez chwilę nie mógł wydusić z siebie słowa. Pierwszy raz ktoś odzywał się do niego takim tonem. I jeszcze postawa małolaty. Debby stała pewnie i biło od niej zdecydowanie. Mężczyzna nie wiedząc, jak zareagować, zaczął wykrzykiwać w niebogłosy:
- Uczeń na korytarzu! Uczeń na korytarzu! - na te słowa Deborah przewróciła oczami.
- Płci pan nie odróżnia? Poza tym, panie nie wydzieraj się tak, bo nieboszczyków pan obudzisz! - odpowiedziała kręcąc głową w geście dezaprobaty.
- Uczeń na korytarzu! - Filch nie zwracając uwagi na słowa dziewczyny, dalej kontynuował swoje wrzaski. Małolata po raz kolejny przewróciła oczami.
- A ten dalej swoje. - Mruknęła pod nosem. Niespodziewanie ni stąd ni z owąd, pojawił się profesor Dumbledore. Debby wykorzystując cały swój urok, uśmiechnęła się promiennie mówiąc:
- Właśnie szłam do swojego dormitorium kiedy... - tu spojrzała wymownie na woźnego - pan Filch usłyszał, że idę... no a jego reakcję to na pewno profesor usłyszał...
- Owszem, panno Pike. Panie Filch, proszę wrócić do siebie. Ja się zajmę tą uczennicą - rzekł, podkreślając ostatnie słowo i uśmiechając się do Debby. Woźny posłusznie odszedł, mamrocząc coś pod nosem. Małolata chciała pójść w jego ślady, więc uczyniła kilka kroków w stronę swojego dormitorium, kiedy dyrektor chrząknął znacząco:
- Panno Pike zapraszam do swojego gabinetu. - Ups - pomyślała dziewczynka. Trochę się przestraszyła. Dyrektor Dumbledore dał jej wyraźnie do zrozumienia, że słyszał jak zwracała się do woźnego. Wiedziała, że jej zachowanie w oczach innych było karygodne, ale uważała, że Filchowi należała się nauczka. Przy każdej okazji pokazywał jak bardzo nienawidzi uczniów. Deborah postanowiła, że jeżeli tylko profesor nie wyrzuci jej ze szkoły, to będzie uprzykrzać życie woźnemu na wszystkie możliwe sposoby. Dumbledore wypowiedział hasło i przeszli obok gargulca. Krętymi schodami doszli do gabinetu dyrektora. Deborah nie była tu po raz pierwszy.
- Usiądź. Napijesz się czegoś? - zapytał. Debby w odpowiedzi pokręciła głową. Dyrektor nalał sobie soku dyniowego i usadowił się wygodnie w swoim fotelu.
- Deborah, wiesz, że nie wolno o tak później porze wychodzić ze swoich pokojów. Powinnaś być w tym momencie w lochach. Co robiłaś na korytarzu? - zapytał spokojnie.
- Już panu mówiłam - odparła cierpliwie uczennica - wracałam do pokoju wspólnego.
- A gdzie byłaś? - Deborah uznała, że dyrektor był wścibski. Jej sprawa, gdzie chodziła. Dumbledore widząc jej minę, zaśmiał się serdecznie.
- To nie tak, że chcę Cię kontrolować. Po prostu ciekawi mnie co robi uczennica pierwszego roku, o tak późnej godzinie poza pokojem wspólnym.- Debby uśmiechnęła się zgryźliwie.
- Uczy się - odpowiedziała, na co dyrektor uśmiechnął się ciepło.
- Dobrze, Mała... Możesz odejść. - Rzekł Dumbledore.
- Mała to twoja... - małolata już miała na języku kolejną ripostę, jednak zrezygnowała z wypowiedzeniem jej. - Ehh... nie ważne. To ja już jednak pójdę. Dobranoc dyrektorze.
Na jej słowa Dumbledore wybuchnął serdecznym śmiechem i życzył jej dobrego snu. Dziewczynka go zadziwiała. Było w niej tyle charyzmy, zadziorności i hartu ducha, że aż miło popatrzeć. No i trzeba przyznać, że umiała zadbać o swoje. Dobrze wiedziała co chce osiągnąć. Od samego początku ją polubił. Zanim ją poznał, obawiał się, czy przyjęcie jej do Hogwartu to dobry pomysł, miał co do tego spore wątpliwości. Teraz jednak wiedział, że dobrze postąpił.
Deborah wychodząc z gabinetu, odetchnęła z ulgą. Cieszyła się, że profesor Dumbledore nie wyciągnął żadnych konsekwencji. Pospiesznie wróciła do swojego dormitorium, uważając aby po drodze nie spotkać swojego ulubionego woźnego - Filcha. Była bardzo zmęczona, więc zasnęła niemal od razu.
***
- Debby! Wstawaj! No ruszaj się! - krzyczał ktoś w oddali. Dziewczynka niechętnie otworzyła oczy. Nad nią stały trzy współlokatorki. Gdy tylko zauważyły, że otworzyła oczy, wykrzyknęły chórem:
- Profesor Snape wzywa Cię do swojego gabinetu! Kazał ci przyjść jeszcze przed lekcjami. Prosił, abyś się pospieszyła.
- Taa... prosił...- mruknęła pod nosem. Wezwanie do gabinetu Snape'a oznaczało kłopoty. Deborah mimowolnie się skrzywiła. Nie miała ochoty na durnowate wizyty u Mistrza Eliksirów. Powoli wstała i niechętnie podreptała do łazienki. Pomimo tego, że dopiero co wstała, była bardzo zmęczona i śpiąca, a sama myśl o tym, że już za chwilę będzie musiała wpatrywać się w świdrujące oczy Snaper17;a, przyprawiała ją o mdłości. Zamierzała najpierw pójść do wychowawcy, jednak po chwili namysłu, stwierdziła, że lepiej będzie jeżeli wpierw zje śniadanie. Nie miała pojęcia jak długo będzie musiała siedzieć z profesorem w gabinecie, ale była pewna, że nie chce iść na lekcje głodna. Wchodząc do Wielkiej Sali poczuła zapach świeżej jajecznicy i soku dyniowego. Usiadła do stołu i nałożyła sobie na talerz dużą porcję jajecznicy. Jadła powoli, sącząc sok dyniowy. Nigdzie jej się nie śpieszyło, a już na pewno nie do gabinetu Snape'a. Dotarła na miejsce spotkania na pół godziny przed rozpoczęciem zajęć. Niechętnie zapukała do drzwi, a gdy usłyszała polecenie "wejść" nieśpiesznie wkroczyła do gabinetu. Severus jak zwykle miał tłuste włosy i przyodziany był w czarną szatę, natomiast po jego ustach błąkał się sarkastyczny uśmiech.
- No wreszcie, Deborah. Czyżbyś nie zrozumiała mojego polecenia? Miałaś przyjść natychmiast. Minęło dokładnie 45 minut odkąd wyszłaś z pokoju wspólnego. Następnym razem, dokładniej wypełniaj moje polecenia.

Edytowane przez Sigyn dnia 28-05-2012 21:14