Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Pike i Goyle- czyli mieszanka wybuchowa!

Dodane przez Sigyn dnia 17-11-2011 19:11
#35

No troszkę mi zeszło z napisaniem kolejnego rozdziału, ale tak to jest jak się ma 5 sprawdzianów w tygodniu..-.- Tak więc mam nadzieję, że warto było czekać, a tu jest kolejny fragment :

ROZDZIAŁ VIII

Wypadek

Następnego dnia, Debby wstała dość późno. Do Wielkiej Sali na śniadanie przyszła dopiero koło godziny jedenastej. W pomieszczeniu nie było wiele osób, co ją ucieszyło, ponieważ nie do końca jeszcze się rozbudziła. Nałożyła sobie na talerz jej ulubione płatki śniadaniowe. Zaczęła rozmyślać, jak spędzi ten dzień. Pewnie pójdzie na błonie. Wezmę jakąś ciekawą książkę i się zaszyję gdzie, gdzie nikt mnie nie znajdzie. - pomyślała zadowolona. Z zadumy wyrwał ją dziewczęcy głos.
- Yy... cześć. Jenny jestem. Pozwól, że się dosiądę. - powiedziała spokojnie uczennica. Miała długie blond włosy i twarz przypominającą Debby psa pekińczyka. Wygląda jakby ktoś przywalił jej patelnią w buzię...- stwierdziła Debby, jednak na wszelki wypadek wolała nie uświadamiać o tym dziewuchy.
- Siadaj. - odpowiedziała Deborah, nie siląc się na przywitanie nowo poznanej koleżanki. Nie zwracała na nią zbyt wielkiej uwagi. W ciszy konsumowała swój posiłek. Jednak dziewczyna nie dawała za wygraną.
- Pewnie nie wiesz kim jestem... - zaczęła - ale nie szkodzi. Jesteś tu nowa. Rozumiem. Tak więc...
- Za kogo ty się uważasz?! - Debby nie wytrzymała. Za kogo ona się miała?! Już ja jej pokażę. Nie będzie mi się tu jakaś pinda wywyższać! - pomyślała ze złością jedenastolatka.
- Za kogo ja się uważam?! - dziewczyna o mały włos się nie zapowietrzyła. - jestem najbardziej znaną dziewczyną w świecie czarodziejów! - wykrzyczała.
- Z takim ryjem?! Chyba pomyliłaś świat czarodziejów z psim wybiegiem! - parsknęła Debby. Na te słowa nastolatka wstała, z hukiem przewracając krzesło. - Wow załóż jeszcze różowe kozaczki i zacznij wściekle tupać, pokazując jak bardzo jesteś zdenerwowana. Byłabyś wspaniałą kopią Paris Hilton - dodała po czym wybuchnęła głośnym śmiechem. Dziewczyna poczerwieniała na twarzy.
- Pożałujesz jeszcze. - odpowiedziała wściekła na dogryzki małolaty.
Deborah się nie przejęła jej słowami. Bla bla bla. Ile razy ja już to słyszałam. Zaczyna się to robić nudne. - pomyślała ze znużeniem. Te słowa w przytułku słyszała praktycznie codziennie. Wypowiadali je wszyscy. Począwszy od dzieciaków, przez dyrekcję przytułku, kończąc na zwykłych ulicznych przechodniach. Dopiero teraz zaczęła się zastanawiać, co nieznana dziewczyna mogła od niej chcieć. Pierwszy raz ją na oczy widziała. Pewnie chciała pokazać, kto tu rządzi. No cóż. Ma dziewczyna problem. Pokaże jej, że to ja jestem górą. - stwierdziła zadowolona z siebie. Skończyła śniadania, po czym udała się do pokoju wspólnego Ślizgonów, sprawdzić czy są jakieś nowe ogłoszenia. Podała hasło i przekroczyła próg. Wewnątrz było niespełna dziesięć osób. Zaskoczyło ją to. Zwykle w soboty, w pomieszczeniu aż roiło się od Ślizgonów. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, odbywali długie rozmowy, wymieniając świeże plotki przy kominku. Zastanawiała się gdzie się wszyscy podziewają. Podeszła do jednej z dziewczyn, którą znała tylko z widzenia. Była z tego samego roku. Siedziała za nią w ławce i tak samo jak ona uwielbiała Historię Magii, mimo nużącego profesora. Nie raz już widziała jak czytała wiele książek, związanych z tym przedmiotem.
- Cześć. Nie wiesz gdzie są wszyscy? - zapytała z zaciekawieniem. Miała nadzieję, że jej rówieśniczka będzie znała odpowiedź na jej pytanie.
- O! Witaj. - uśmiechnęła się przyjaźnie. - Jak to gdzie wszyscy? Poszli na spotkanie ze słynnym Ślizgonem. Nie czytałaś ogłoszeń? - odpowiedziała ze zdziwieniem.
- No nie. Nie czytałam. Ale mniejsza o to. Cóż to za znany Slytheriańczyk? - Była ciekawa kto wzbudzał takie zainteresowanie. To musiała być naprawdę ważna osoba.
- No jak to kto? Alecto Carrow - odparła dziewczyna wyraźnie zdumiona niewiedzą koleżanki. Debby w odpowiedzi podziękowała jej za wiadomości. Tak naprawdę nie miała pojęcie kim jest wymieniona przez dziewczynę postać. Przez chwilę zastanawiała się czy nie skierować się do sali w której odbywało się spotkanie, ale po chwili namysłu zrezygnowała. Wolała, tak jak wcześniej postanowiła, udać się z ciekawą lekturą na Błonie. Lubiła czytać mugolskiej powieści. Gdy była w przytułku, wiele z nich kradła z księgarni lub bibliotek. Teraz tego nie musiała robić. Biblioteka w Hogwarcie była wspaniała. Tyle książek ile tam było nie widziała nigdzie indziej. Uwielbiała to miejsce. Tak więc udała się do swojego dormitorium wzięła książkę i wyszła na dwór. Jesienny wiatr rozwiewał jej ciemne, kasztanowe włosy. Znów postanowiła pobiec, jednak tym razem stwierdziła, że bezpieczniej będzie nie zamykać oczu. Tym bardziej, że nie miała pewności, gdzie podziali się goryle Malfoya.
Dotarła do ustronnego miejsca niedaleko jeziora. Pomiędzy dwoma ogromnymi skałami znajdował się mały otwór, w którym drobna Debby się usadowiła. Miejsce to znalazła już wcześniej, ale nie miała czasu tu przyjść. Teraz był odpowiedni moment. Rozłożyła książkę i zatopiła się w lekturze. Była już w połowie książki, kiedy usłyszała chrzęst łamanych gałązek. Zamknęła książkę i zaczęła nasłuchiwać. Ktoś, lub coś szło w jej stronę. Instynktownie ustawiła się tak, aby mogła w razie potrzeby zasadzić komuś kopniaka. Debby oddychała bardzo powoli. Każdy jej mięsień był napięty. Była gotowa do walki. Stworzenie na chwilę przystanęło. Usłyszała głośne przekleństwo. Taa... teraz widomo, że to człowiek... Zwierzęciu takie słowa by przez gardło nie przeszły - pomyślała z pogardą. Nagle dziewczynka się poślizgnęła i omal nie wywróciła. No nie! Teraz na bank mnie usłyszał! - westchnęła ze zrezygnowaniem. Jednak coś ruszyło się przed jej oczami. Wyprowadziła cios. Niestety sama też oberwała. Uderzyła kogoś w goleń, tak mocno, że człowiek ten się zatoczył i upadł prosto na nią, uderzając ją swoją głową w jej.
- Auu! - zawyli jednocześnie. Deborah zorientowała się, że leżał na niej Nathan we własnej osobie.
- Zejdź ze mnie - warknęła. Czuła się niezręcznie w ten sytuacji. Nie mogła się wydostać spod jego ciała, ponieważ chłopak był za ciężki. Nie mogła pojąć jak chłopak ją tu znalazł. To była jej i tylko jej kryjówka!
- Trzeba było mi nie rozwalać nogi! Chyba mi ją złamałaś! Skąd ty masz taką siłę w tych nogach?! Ja codziennie biegam i trenuję, ale założę się, że i tak byś mnie rozwaliła gdybym się z tobą bił - skrzywił się gdy wypowiadał te słowa. - Przez ciebie nie wstanę! Noga mnie boli jak nie wiem co! Łaskawie mogłabyś być choć odrobinę delikatniejsza. Przynajmniej dla mnie. - Na te słowa mimo powagi sytuacji, wybuchnęła głośnym śmiechem, co jeszcze bardziej zirytowało chłopca. Niestety nie zdążył już nic dodać, ponieważ Debby w końcu udało się wyciągnąć różdżkę z szaty.
- Wingardium Leviosa - powiedziała, mocno akcentując wypowiadane słowa. Nathan w mgnieniu oka znalazł się w górze. Chciała delikatnie położyć go na ziemi, tak aby nie pogorszyć stanu jego nogi. Mimo wszystko nie chciała mu zrobić krzywdy, trochę jej głupio było. Nie musiała uderzać aż tak mocno. E tam. Pewnie jak zwykle przesadza - pocieszała się w myślach młoda czarownica. Nagle Nathan krzyknął, Debby zatopiona w swoich myślach, przestraszyła się i upuściła różdżkę, a co za tym idzie również jej rówieśnika. Chłopak z głośnym łomotem spadł na ziemię.
- Ups... - powiedziała nieśmiało. - No cóż... starałam się - dodała po chwili zmieszana.
- Auu! - zawył jej kolega. No tak... ten to przynajmniej ma refleks... spadł dobrą minutę temu. - pomyślała.
- Taa... dasz radę iść? - zapytała. Trzymała emocje na wodzy. Nathan jej działał na nerwy, ale i tak już dużo szkód mu wyrządziła. Postanowiła się nad nim zlitować. Nie będzie mu dogryzać. Odmówi sobie tej przyjemności.
- Oszalałaś?! - wykrzyknął w odpowiedzi! - Przykro mi ale nie pozostaje ci nic innego jak ZANIEŚĆ mnie do pani Pomfrey! - Debby zrobiła wielkie oczy. Nie wiedziała czy dobrze usłyszała. Ona, Debby Pike miała zanieść Nathana do pani Pomfrey?! Stwierdziła, że chłopak spadając musiał mocno uderzyć się w głowę.
- No wygląda na to, że to ty oszalałeś! Odbiło ci?! - krzyknęła. Była w totalnym szoku. W przytułku dużo od niej wymagano. Ale aż tak wygórowanych czynności nie musiała wykonywać. Za kogo on ją uważał?! Za jego służącą?! O niedoczekanie jego! Zdenerwowana wydostała się ze skały i szybkimi krokami kierowała się do zamku.
- A ty dokąd idziesz?! Ej! No nie zostawiaj mnie tu samego! - krzyknął przestraszony Nathan. Deborah nie zwracała uwagi na jego słowa. Przyspieszyła kroku. Gdy usłyszała kolejne nawoływania chłopaka, odwróciła się i powiedziała :
- Przynajmniej zwierzęta z Zakazanego Lasu będą miały jakiś pożytek z ciebie. - chłopaka początkowo zamurowało, po czym zaczął jeszcze głośniej krzyczeć, jednak tym razem dziewczynka już w ogóle go nie słuchała.
Gdy dotarła do budynku, panował w nim gwar. Debby nie bardzo wiedziała co się takiego stało. Zapytała się pierwszej lepszej osoby, co się dzieje. Dziewczyna była z jej roku i była w Hufflepuffie. Ona jednak, stwierdziła, że nic nie wie, ale dyrektor Hogwartu kazał zwołać wszystkich uczniów do Wielkiej Sali no i w całym tym zamieszaniu dwie osoby spadły ze schodów. Więc teraz wszyscy czekają aż pani Pomfrey sobie z nimi poradzi i będą mogły dołączyć do reszty.
- Ale dlaczego stoimy w hallu, zamiast wejść do Sali - zapytała ze zdziwieniem. Niestety na to pytanie Puchonka nie znała odpowiedzi. Deborah przez myśl przemknęło, że może powinna pójść po Nathana, jednak gdy pomyślała sobie, że będzie musiała jaśnie pana zanieść do budynku - odechciało jej się. Nagle rozległ się głos profesor McGonagal.
- Proszę wchodzić do Sali. Tylko powoli. - powiedziała wyniosłym głosem. Uczniowie Hogwartu weszli do pomieszczenia. Wszyscy o czymś szeptali. Debby nienawidziła nie wiedzieć co się dzieje. Z zamyślenia wyrwały ją chichoty. Odwróciła się w stronę drzwi. Do sali właśnie wchodził Nathan. Był cały w błocie lecz mimo wszystko się uśmiechał. Dziewczynka wybałuszyła na niego oczy, na co on uśmiechnął się do niej i podszedł do swoich kolegów. Profesor Snape był wściekły na chłopca. Dopytywał się czy nie stać go na mydło, na co ku zdziwieniu dziewczynki, rówieśnik odpowiedział nauczycielowi spokojnym głosem :
- No widzi pan! Mnie nie stać na mydło, a pana na szampon do włosów! - W tym momencie szczęka Debby roztrzaskała się na podłodze. Nathan niemiły?! To coś nowego. Stwierdziła, że naprawdę gdy przez przypadek upuściła chłopca, musiał się bardzo, ale to bardzo mocno uderzyć w głowę. Snape w odpowiedzi wycedził coś przez zęby i zabrał się za liczenie podopiecznych.

Edytowane przez Sigyn dnia 20-11-2011 14:03