Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Pike i Goyle- czyli mieszanka wybuchowa!

Dodane przez Sigyn dnia 05-11-2011 19:14
#27

Buczku z polskiego nie jestem zbyt dobra. Niby miałam 5, ale z wypracowań przeważnie 3+ :D


ROZDZIAŁ VII

Spacer

Po wyjściu z gabinetu dyrektora sprawdziła godzinę. Za piętnaście minut miała eliksiry. Kurczaki... - pomyślała. Nie złapię go przed lekcjami. Dopiero jak się uda to po lekcji z profesorem Snapem będą mogli spokojnie porozmawiać.
Przyszła do klasy spóźniona, ponieważ musiała wstąpić jeszcze do dormitorium po książki. Pobyt u Dumbledora zajął jej więcej czasu niż myślała.
- Pike, masz zegarek? - zapytał zgryźliwie nauczyciel
- Tak, mam profesorze. - odpowiedziała zniecierpliwiona. Czy Snape zawsze się musi tak wszystkiego czepiać?! To denerwujące! Jakby to była jej wina, że dyrektor ją przytrzymał.
- To w takim razie naucz się nim posługiwać - odparł spokojnie. W Debby zawrzał gniew. Jak on śmiał cokolwiek jej mówić. Wielki nauczyciel eliksirów - pomyślała - taki wielki, że nie umie zrobić eliksiru na te jego wiecznie tłuste włosy wynaleźć... Debby zajęła miejsce w ławce. Siedziała sama, jej koleżanka z ławki zachorowała i kurowała się u pani Pomfrey. Lekcja minęła Deborah na wymyślaniu profesora Snape'a. po wyjściu z klasy natychmiast podbiegła do Nathana.
- Czego chcesz?! - krzyknął. Debby pomyślała, że nie dogada się z nim. Chłopak jest zbyt nadęty. Gdyby spadł ze swojego ego na swoją inteligencje to by się normalnie zabił! - pomyślała, kręcąc głową.
- Ej! Spokojnie! - odpowiedziała unosząc ręce w obronnym geście - chciałam tylko pogadać! - posłała chłopakowi wyniosły uśmiech i dodała - ale widzę, że się nie dogadamy bo ktoś tu ma zły humorek. - chłopak posłał jej zabójcze spojrzenie.
- Ty masz taki cały czas, czego ostatnio dowiodłaś, rozwalając mi nos! - odgryzł się dziewczynie.
- Taa... ale widzę, że ubłagałeś panią Pomfrey, żeby ci go zreperowała. - powiedziała spokojnie. - Czyżby nieidealny wygląd był aż taką hańbą? -uśmiechnęła się i odeszła. Była na siebie wściekła! Zamiast podpytać go dlaczego powiedział wszystkim, że to nie ona otruła Draco, znów się z nim pokłóciła. Brawo! - pomyślała wściekła. Delikatniej nie mogłam tego załatwić! Pomaszerowała gniewnie na transmutacje, jeden z jej ulubionych przedmiotów. W przerwie między lekcjami poszła do pokoju wspólnego Slytherinu. Usiadła koło kominka i zapatrzyła się na pozostałych Ślizgonów, skupionych w grupkach. Ehh - pomyślała - a miało być tak pięknie. Miałam znaleźć sobie przyjaciół... ale jak zwykle nic z tego nie wyszło! Ze złości walnęła pięścią w pobliski stół. Kilka osób odwróciło głowy, przypatrując się jej z ciekawością.
- Co się tak gapicie?! - wykrzyczała, zanim zdążyła się pohamować. Była teraz naprawdę wściekła. Wściekła na siebie, na swoich zmarłych rodziców, na Nathana, Draco i jego goryli. Musiała się w jakiś sposób wyżyć. Wybiegła z pokoju wspólnego, po czym udała się na Błonie. Chciała znaleźć jakieś jezioro. Uwielbiała pływać. W pobliżu przytułku było takie jedno. Wielkie. Zawsze przychodziła tam kiedy miała dość, a w pobliżu nie było nikogo na kim mogłaby się wyżyć. Nagle pomyślała o jeziorze, przez które przepływali, udając się do Hogwartu. Zaczęła biec w tym kierunku. Podczas biegu zamknęła oczy. Poczuła wolność. Pozwoliła ulotnić się swojemu gniewowi. Niespodziewanie w coś uderzyła, przewracając się.
- Co do... - zamilkła kiedy zobaczyła na co wpadła. Przed nią stała potężna sklątka tylnowybuchowa, o której się uczyła na lekcjach z profesorem Hagridem. Jedyną różnicą, między tymi pokazywanymi przez nauczyciela ONMS, a tą przed którą stała, była taka, że na lekcjach były one jedynie dziesięć razy mniejsze od tej w którą się wpatrywała. Stwierdziła, że najlepiej będzie, jeżeli nie będzie bardziej drażnić zwierzęcia i zrobi klasyczny w tył zwrot. Jak postanowiła tak zrobiła. Postawiła już drugi krok kiedy potwór złapał ją jednym ze swoich szczypiec za skrawek szaty i podniósł ją wysoko w górę. Deborah zmroziło, jednak szybko się opamiętała i spróbowała sięgnąć po różdżkę. Niestety. Zapomniała jej wziąć ze sobą. Jedyne co jej w takiej sytuacji pozostało to zacząć bić się ze stworem. Nie do końca wiedziała jak się za to zabrać bo jak dotychczas biła się tylko z hmm... bardziej ludzkimi stworzeniami. Zamachnęła się i trafiła nogą w szczypce, które ją trzymały. Sklątka natychmiast ja upuściła, a dziewczynka wylądowała na ziemi. Już miała zadać kolejny cios, gdy nagle ktoś zasłonił jej oczy chustką, a gdy zaczęła piszczeć usłyszała, że ta osoba, a po głosie domyśliła się, że był to chłopak, wypowiada zaklęcie. Z chwilą gdy skończył głos uwiązł jej w gardle. Nie mogła nic powiedzieć, a tym bardziej wykrzyczeć. Chłopak był naprawdę silny. Płynnym ruchem ją podniósł. Debby przyłożyła mu w goleń.
- Auu! - usłyszała. Niestety osoba, którą właśnie uderzyła była odporna na ciosy i nie wypuściła jej z ramion. - Zrób z nią coś, zanim mi wszystkie kości połamie! - wykrzyknął chłopak.
- Zamknij się! - odkrzyknął drugi. Taa... a więc jest ich dwóch. Niech no ja tylko ich dorwę! - pomyślała ze złością.- jeszcze cię ktoś usłyszy! Lepiej się pośpiesz zanim zaczną coś podejrzewać! - pierwszy chłopiec przyspieszył. Debby postanowiła na razie potulnie się nie odzywać, ani nie ruszać. Po chwili wylądowała na twardej ziemi. Coś wbiło się jej w plecy. Ale nie zważała na to. Obmyślała jak najszybciej stąd uciec.
- Dobra, zdejmij zaklęcie. - powiedział jeden z nich.
- Że co?! - wykrzyknął pierwszy. - nie było mowy o ściąganiu tego zaklęcia. Mówiłeś tylko, żebym nauczył się jak je rzucić! Wtem usłyszała jak jeden rzuca się na drugiego. Debby wykorzystała chwilę nieuwagi ze strony chłopców. Zdjęła opaskę i podniosła się. Jej oczom ukazał się widok bijących się goryli Dracona. Nie mogła się powstrzymać i kopnęła jednego z całej siły w zadek, przez co zarył głową w drzewo, a następnie uciekła. Gdyby mogła, wybuchnęła by głośnym śmiechem.
Gdy dotarła do budynku Hogwartu, miała zamiar pobiec do profesora Snape, opiekuna jej domu, ale stwierdziła, że nie ma ochoty znosić jego kpin. Tak więc udała się do pani Pomfrey. Pielęgniarka nie zadawała zbyt wielu pytań. Pewnie była przyzwyczajona, że uczniowie bywają u niej dość często i to z rozmaitych powodów.
- Proszę pani. Mogłabym zobaczyć Draco? - zapytała niepewnie. Nie wiedziała co jej strzeliło do głowy. Po prostu chciała go zobaczyć. Po tym co jego goryle jej zrobili chciała się koniecznie dowiedzieć czym on imponował tym dwóm dryblasom. Przecież oni, ze swoją siłą poradziliby sobie sami. Bez jego pomocy. On musi im w czymś imponować! Albo miał na nich jakiegoś haka... - pomyślała dziewczyna.
- Ach... Raczej nie bardzo. Dracon powinien odpoczywać. Poza tym jest nieprzytomny. - odpowiedziała spokojnie. Debby przez chwilę rozważała opcję wybuchnięcia gniewem, ale postanowiła się powstrzymać. Tak więc podziękowała pani Pomfrey i udała się do pokoju wspólnego Ślizgonów. Siedziała chwilę przy kominku, gdy nagle ktoś podszedł ją od tyłu i rękami zasłonił oczy. Deborah nie czekając, aż osoba cokolwiek powie, błyskawicznie wstała z podłogi, wyjęła swoją różdżkę i już miała wypowiedzieć zaklęcie kiedy przestraszony uczeń się odezwał.
- Ej! Tylko spokojnie! Nie bądź taka agresywna. - Miles Bletchley wpatrywał się w nią swoimi wielkimi brązowymi oczami. - chciałem się tylko zapytać, czy nie miałabyś ochoty skomentować meczu, na którym damy wycisk Gryfonom. - uśmiechnął się szelmowsko.
- No... raczej nie... - odpowiedziała zaskoczona dziewczyna. Nie wiedziała skąd pomysł, że to właśnie ona miała komentować mecz. Przecież jeszcze wczoraj słyszała, że komentatorem na być jak zawsze Lee Jordan. Bardzo wątpliwe żeby w ciągu jednego dnia się to zmieniło. - Poza tym, komentatorem jest Lee Jordan. - dodała po chwili pewnym głosem.
- Bystra dziewczyna - odparł i ponownie się uśmiechnął. - Masz czas jutro po meczu? - zapytał po dłuższej chwili milczenia. Młodą czarownicę zatkało. Czego oni ode mnie chcą?! Najpierw Draco, teraz ten! Nie była przyzwyczajona, że chłopaki do niej zagadują. W przytułku unikali jej, ponieważ się bali, że może im coś zrobić. Owszem było paru, którzy koniecznie chcieli się z nią zmierzyć, ale odchodzili z podkulonymi ogonami. Deborah walkę miała we krwi. Umiała z doskonałą precyzją wymierzać ciosy.
- Yy... zależy na co mam mieć czas... - odpowiedziała niepewnie.
- Na przykład możemy się przejść... - odparł - albo coś - dodał po chwili i szeroko się uśmiechnął.
- Zależy co to twoje " albo coś" oznacza. - powiedziała - Ale wiesz co? Raczej nie. Dla ciebie nie mam czasu. Przykro mi. - dodała uśmiechając się. Po chwili odwróciła się do niego plecami i skierowała się do dormitorium dziewcząt.
- Oj no nie bądź taka! - krzyknął za nią. Debby w odpowiedzi na jego słowa uniosła brew w górę i wybuchnęła głośnym śmiechem.
Deborah wzięła szybki prysznic i pomaszerowała w nędznej piżamce do swojego łóżka. Miała już zamknięte oczy kiedy usłyszała stukanie w szybę. Wyszła z łóżka, upewniając się, że pozostałe dziewczęta smacznie śpią. Otworzyła okno do którego wleciała sowa z przywiązaną karteczką do nóżki. Debby odwiązała papierek. Gdy tylko to zrobiła, sowa odleciała. Nie zwracając na nią zbytniej uwagi, zaczęła czytać treść wiadomości.

Debby
Proszę Cię przyjdź pod sowiarnię. Muszę powiedzieć Ci coś bardzo ważnego.
Nath.
PS
Uważaj na Filcha. Jest teraz w swoim gabinecie, ale i tak musisz uważać.

Debby nie zastanawiając się długo ubrała się w pierwsze lepsze ciuchy i wybiegła z dormitorium. Prawie bezszelestnie dotarła do sowiarni. Nathana nigdzie nie było widać. Po chwili ktoś zatkał jej dłonią usta i pociągnął za filar. Odwróciła się natychmiast myśląc, że to znów ci bezmózgowcy, swoją drogą od powrotu do dormitorium nigdzie ich nie widziała, a minęło już parę ładnych godzin. Myliła się, przed nią stał Nathan we własnej osobie.
- Co chciałeś mi powiedzieć? - zapytała - tylko się streszczaj proszę, nie mam ochoty być przyłapana na nocnym spacerze z chłopakiem. - dodała, na co Nathan parskną śmiechem. Debby natychmiast go uciszyła.
- Chodź za mną. Nie możemy tu spokojnie pogadać. Jeszcze niedawno Filch był w swoim gabinecie, ale on jest jak torpeda. Jest w jednym miejscu, a sekundę potem w innym. Czasem zastanawiam się jak on tak szybko się przemieszcza. Może on na tej swojej kotce... - nie dokończył bo przerwała mu Debby.
- Będziesz tu tak stał, zastanawiając się na czym Filch jeździ - tu Nathan zaczął się śmiać, ale natychmiast się opanował widząc minę dziewczyny. - Po prostu zaprowadź mnie tam gdzie będziemy mogli spokojnie porozmawiać. I powiedz mi to co chcesz powiedzieć.
- Ehh... - westchnął - No dobrze. To chodź za mną. - Prowadził ją długim korytarzem na którego końcu była pusta sala, do której weszli. - Ok. tu będziemy mogli pogadać.
- No dobra to mów - odparła zniecierpliwiona Debby. Zabiera się do mówienia, jak głodny do nie powiem czego. - dodała w myślach.
- Przepraszam. - powiedział. Debby o mały włos szczęka rozbiłaby się o podłogę. On umie takie słowo jak przepraszam - pomyślała zaskoczona.
- Yy... ale za co mnie przepraszasz - zapytała zaskoczona - Nie żebyś nie miał za co... - dodała po chwili.
- No za moje zachowanie. Dzisiaj chciałaś mi coś powiedzieć, a ja się zachowałem jak dupek. Przepraszam. - Nathan potulny i przepraszający ją? To coś nowego. Nie mogła w to uwierzyć. To nie mógł być on. Chyba że... może on jakieś grzybki brał! - wywnioskowała. Snape coś ostatnio wspominał, że z jego pracowni zniknęły jakieś substancje. Wszystko jest możliwe.
- Brałeś coś?! - zapytała zanim zdążyła się opanować.
- Nie! No i jak tu się dogadać. Staram się być miły, a ty mnie od razu podejrzewasz, że nafaszerowałem się jakimś świństwem. To niedorzeczne! - prawie krzyknął. Debby nakazała mu gestem ucichnąć. Nie zdziwiłabym się, gdyby zaraz wparował tu Filch na swojej kotce... - pomyślała i zaraz się poprawiła - ze swoją kotką...

Edytowane przez Sigyn dnia 05-11-2011 19:23