Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Wspomnienia Lily Evans

Dodane przez Mademoiselle_Riddle dnia 23-09-2011 11:31
#2

Rozdział I



Peron jak co roku był zatłoczony. Lily, Melody i Dorcas przeciskały się między uczniami, zapłakanymi matkami i ojcami dumnymi ze swoich dzieci. Oby go tu nie było, oby go tu nie było... Lily myślała oczywiście o Jamesie Potterze, wiecznie ją irytującym gryfonie, który za wszelką cenę chciał się z nią umówić.

- Chodźcie znaleźć przedział - To Melody próbowała przekrzyczeć tłum.
Dziewczyny weszły do pociągu, i do jedynego wolnego przedziału. Lily zamknęła drzwi i usiadła.

- To jak, co robiłyście na wakacje? - Zaczęła rozmowę Dorcas, lecz zanik ktokolwiek zdążył jej odpowiedzieć drzwi do przedziału się otworzyły, i stanęła w nich cała paczka Huncwotów. Ręka Pottera odruchowo powędrowała do włosów.

- Nie macie wyjścia, musicie się zgodzić żebyśmy z wami usiedli. Nigdzie nie ma miejsca - Powiedział James. Ręka znów zanurkowała we włosach.

- Nie ma mowy! - odkrzyknęły wszystkie trzy dziewczyny.

- Najwyżej będziecie siedzieć na korytarzu - dopowiedziała Melody. Przed Jamesa wyszedł Black. Zaraz cały przedział będzie śmierdział huncwotami. Melody ma słabość do Syriusza. Pomyślała Lily. Lecz miło się rozczarowała.

- Melody, nie wyrzucisz nas na korytarz. Prawda? - Syriusz mówiąc to lekko pochylił się w stronę Mel, a tej na policzki wyskoczył czerwoniutki rumieniec.

- Nie... Chociaż... - Tu dziewczyna udawała zamyśloną - Fajnie byłoby widzieć jak prefekci wyganiają was z jednego korytarza na drugi - Uśmiechnęła się do Łapy, po czym wyrzuciła huncwotów na korytarz.

Całą drogę się śmiały z tego incydentu. A jak już przestały, to któraś znowu zaczynała, i przedział rozbrzmiewał perlistym śmiechem dziewcząt. W końcu podróż dobiegła końca, i dziewczyny wyszły z pociągu. Nie mogąc przestać się śmiać, weszły do pojazdu w którym i tak śmiały się jaszcze bardziej. Teraz już żadna nie pamiętała dlaczego.

W końcu wyszły z pojazdu, i skierowały się w stronę Hogwartu. Wielka sala była cudownie udekorowana, a jej sklepienie czyste jak nocne niebo, które miało przedstawiać.

Gryfonki usiadły na swoich miejscach, które na ich nieszczęście (a może raczej szczęście?) były na przeciwko huncwotów.

Dorcas nie przejęła się tym zbytnio, ponieważ jej miejsce było naprzeciwko Remusa Lupina, spokojnego jak ona chłopaka, który miał dobre oceny.

Lily siedziała na przeciwko Pottera, który już po kilku sekundach zapytał:

- Ej, Evans umówisz się ze mną?

- Marzenie, Potter, marzenie - odpowiedziała mu głosem przesyconym złością.

W tym momencie McGonnagal wprowadziła pierwszoroczniaków do sali, a Tiara Przydziału zaczęła swą pieśń.

Natomiast Melody siedziała naprzeciwko Blacka, co nie ułatwiało jej koncentracji na słowach, które wypowiadała tiara.

- Kiedy wreszcie będzie to jedzenie? - Zapytał Łapę Rogacz.

- A bo ja wiem? Zobacz ile w tym roku uczniaków! Przysiągł bym, że każdego pierwszego września przychodzi ich coraz więcej...

Na paplaninie o jedzeniu zeszłą im cała uczta, którą zauważyli dopiero gdy James przez przypadek włożył rękę do ostrego sosu chili, na co dziewczyny i Syriusz zaczęli się śmiać. Właśnie gdy James miał włożyć do ust wielki kawał kurczaka, jedzenie znikło, a Potter ugryzł srebrny widelec. W tym momencie powstał Dumbledore.

- Miło mi was powitać, w kolejnym roku nauki w Hogwarcie... - lecz Lily nie usłyszała więcej, gdyż Potter zaczął ją namawiać na randkę. Gdy Dumbledore skończył wszyscy rozeszli się do dormitoriów. James zatrzymał Lily idącą do dormitorium dziewcząt.


- Evans, mam jeszcze jedno pytanie...

- Nie, nie umówię się z tobą - skróciła rozmowę Lily, ostentacyjnie trzaskając drzwiami.

***


Cały kolejny tydzień minął w miarę spokojnie. Lily zarobiła 20 punktów dla Gryffindoru, a huncwoci je stracili. James zapraszał rudą jeszcze z tysiąc razy na randkę, a ona z tysiąc razy mu odmówiła. Syriusz kilka razy chciał pogadać z Melody, a ona te kilka razy spłonęła rumieńcem. Dorcas siedziała w bibliotece, a Lupin razem z nią. Glizdek patrzył na przyjaciół z zazdrością, a oni na niego nie. Wszystko wracało do normy.

Pewnego jeszcze słonecznego dnia Lily zastała po lekcji z profesorem Slughornem, miłą niespodziankę.

- Lily? - Wszędzie by poznała ten głos.

- Sev? - Spytała z nutką szczęścia w głosie. Lecz po chwili oprzytomniała - Czego chcesz? - Jeszcze mu nie wybaczyła szlamy.

- Ja... Nie ważne. - Mruknął i Odszedł. Cały Severus.

Idąc korytarzem usłyszała śmiech huncwotów. Tylko nie oni! Lecz było już za późno na odwrót. James ją zobaczył. Ręka Pottera powędrowała do włosów.

- O, hejka Evans! - Zawołał jakby ze zdziwieniem, lecz po chwili odzyskał pewność siebie - Evans umówisz się ze mną?

- Potter, zrozum ja nigdy się z tobą nie umówię. Zalatujesz do mnie od pierwszej klasy. Zauważ, że to już sześć lat. Tak dobrze usłyszałeś. Sześć. Zastanów się, dlaczego przez ten cały czas ci odmawiam! - Dała mu kilka sekund - Jak to zrozumiesz to zobaczysz. A teraz chciałabym przejść! - Krzyknęła, bo zastawili korytarz jakimiś rupieciami - Aha, i macie minus piętnaście punktów za używanie rzeczy, które są na liście Zakazanych - Dopowiedziała widząc, że wśród rupieci są łajno bomby i gryzące frisbee. Odeszła zdecydowanym krokiem. W końcu jest prefektem.

Na obiedzie Melody nie zjawiała się.

- Wiesz gdzie ona może być? - Spytała się Dorcas Lily.

- Nie mam pojęcia - Odpowiedziała jej na to przyjaciółka.

- A my wiemy - Odrzekł Lupin z uśmieszkiem siadając. Pozostali huncwoci tylko pokiwali głowami.

- To gadajcie! - Krzyknęła Lily, na co James jej odpowiedział:

- Jak się ze mną umówisz Evans - Na co Lupin posłał mu spojrzenie mówiące, że to nie czas na dręczenie rudej.

- Nasz Łapencjusz daj jej okrutnego kosza - Powiedział Remus. Lily przeniosła wzrok z niego n Blacka.

- Co jej powiedziałeś?

- No, że strasznie się mnie czepia, jest natrętem, i że mam jej dość, i że jeśli jeszcze raz się do mnie odezwie, to wrzucę jej łajno bombę do łóżka - odpowiedział w samozadowoleniu Suriusz.

- Jak mogłeś?! Ty, ty... - lecz nie zdążyła mu powiedzieć kim jest, ponieważ drzwi do Wielkiej Sali się otworzyły i weszła Melody. Nie wyglądała dobrze. Oczy i nos miała zaczerwienione, tlenione blond włosy spięte byle jak w warkocz. Płakała. Zaraz, płakała?! Melody płakała tylko raz, gdy zdechł jej ukochany piesek. Na prawdę musiała przeżywać kosz Syriusza. Podeszła do stołu, usiadła i w milczeniu nałożyła sobie Spaghetti. Lily z nienawiścią spojżała na Syriusza, który teraz wyglądał na zmieszanego. Co on narobił?! Melody jeszcze nigdy nie była taka cicha.

Syriusz chyba zrozumiał co zrobił, bo wstał, okrążył stół i usiadł pomiędzy Lily, a Melody. Pochylił się do niej i szepnął jej coś do ucha. Lecz jej twarz przybrała grymas wściekłości. Położyła rękę na brzuchu Syriusza i pchnęła z całej siły, tak, że ten przewrócił się na podłogę. Lecz to nie wszystko. Mel wstała, wzięła dzbanek z sokiem dyniowym, i wylała jego zawartość na Syriusza, który jeszcze nie zdążył wstać z podłogi. Melody chyba uznała, że to niewystarczająca kara, bo upuściła dzbanek prosto na Łapę. Dzbanek się potłukł, a Black jękną z bólu. Melody skierowała się w stronę wyjścia. Uczniowie przypatrujący się tej scenie zaczęli cicho chichotać. Na to Lily krzyknęłą, choć sama nie mogła opanować chichotu:

- Nie macie lepszych rzeczy do roboty?! - Gdy uczniowie zabrali się znowu do jedzenia, Syriusz wstał, otrzepał się ze szkła, mruknął:

- Baby! - I odszedł się przebrać. Cały stół Gryffindoru parsknął śmiechem.

Edytowane przez Mademoiselle_Riddle dnia 26-09-2011 17:26