Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] 19/ Pan Zgryźliwy i Senka. (aktualizacja: 29 gru 2011)

Dodane przez Potteromaniak0987 dnia 20-11-2011 00:30
#138

Przepraszam za błędy. Bądźcie wyrozumiali.
Nie mam czasu czekać na betę.
Ten kawałek dedykuję wszystkim rodzicom.



* * * Fragment XVIII * * *

" Bądź przy mnie "


Severus wziął się wieczorem do pracy. Mimo, że były szkolne wakacje jego praktycznie nie obejmowały. Usiadł przy swoim biurku i zaczął skrupulatnie wypełniać pełną dokumentację dla Dumbledora. Ostatnie dni były dla niego mocno wyczerpujące. Nie dość, że Voldemort niemalże codziennie organizował spotkania klubu śmierciożerów, to jeszcze musiał jechać w odwiedziny swojej matki. Czuł do niej szacunek, ponieważ była jego rodzicielką i matką, która go wychowała, ale jednocześnie żal. Nie dlatego, że nie przyznawała się do własnego syna. Choroby się nie wybiera, ani też nie oczekuje. Po prostu, kiedy była jeszcze zdrowa nie spełniła się w swojej roli. Zaniedbała swoje dzieci, po śmierci męża. Elizabeth jak i Severus nie mieli takiego kolorowego dzieciństwa, jak inni ich rówieśnicy. Dlatego miał żal. Arsena bardzo chciała poznać prawdziwą historię swojej babci. Snape obiecał, że jej co nie co opowie, choć nie palił się do tego. Miał cichą nadzieję, że dziewczynka zapomni, ale dobrze wiedział, że tak nie będzie. Każdy chce znać prawdę, skąd pochodzi i poznać historię swojej rodziny.

Snape spisywał deklaracje Czarnego Pana. Obiecał wysłać tajną widomość Dumbledorowi jutro z rana. Pogrążył się jak zawzięcie w swojej pracy, że nie zauważył, jak dziewczynka weszła do pokoju. Zmoczył pióro w atramencie i już miała zacząć pisać kolejne zdanie, gdy usłyszał...

- Opowiesz mi dziś prawdziwą historię o mojej babci?

- Mam dziś sporo pracy - odrzekł, nie ogrywając głowy od wykonywanej czynności. Przycisnął pióro do pergaminu.

- Obiecałeś przecież. No ale skoro masz sporo pracy... to nie będę przeszkadzać. Mam nadzieję, że kiedyś doczekam się tej historii.

- Doczekasz, ale musiałbym naprawdę nic nie robić.

Nastąpiła cisza. Wykorzystując to, napisał szybko kolejne zdanie. Severus miał zawsze bardzo dobrą podzielność uwagi i wszelkie przeszkadzające czynni z zewnątrz nie zakółcały jego skupienia, poza jedną...

- A mogę... dziś spać z tobą?

Na te słowa na mocno przycisnął pióro do kartki i nad ' i ' zrobiła się spora plama zamiast kropki. Zerknął w jej stronę posyłając spojrzenie pełne jadu.

- Przecież mówiłem ci, że to miało być tylko jednorazowo! Zgodziłem się tylko raz i kolejnego nie będzie, choćbyś nie wiem jak mnie prosiła!

- Oj tam, oj tam.

Tego było już za wiele. Arsena w ogóle nie przyjęła tego do wiadomości. Albo tu czegoś nie rozumiała, albo nie chciała zrozumieć, że to, o co prosi Severusa jest prośba nie do spełnienia. Znowu to samo... Już raz jej tłumaczył przecież! Jej zachowanie było wyraźnym znakiem, że w końcu trzeba poświęcić swój cenny czas na poważną rozmowę. Odłożył pióro i odwrócił się na swoim fotelu w stronę swojej podopiecznej.

- Dlaczego ty jesteś taka dziecinna? - zapytał zjadliwie, mierząc ją oskarżycielskim spojrzeniem.

Nie spodziewając się takiego pytania, zamrugała nerwowo i spuściła głowę w lekkim zażenowaniu. Severus splótł swoje dłonie położone na podparciach fotela. Patrzył się przenikliwie na dziewczynkę w oczekiwaniu na odpowiedź. Niestety mała tak się speszyła, że nie potrafiła nic sensownego powiedzieć. Stała nadal ze spuszczoną głową, cały czas milcząc.

- Zrobiłem dla ciebie pokój - zaczął powoli swój monolog. Każde słowo ważył, wypowiadając wyraźnie słowa, jakby każde miało wielką wartość. - Poświęciłam swój czas, żeby te cztery kąty wyglądały w miarę przytulnie. Masz tam swoje łóżko. Dlaczego w nim nie śpisz? Z tego, co zauważyłem pokój bardzo ci się spodobał, więc wytłumacz mi dlaczego nie chcesz w nim spać, tylko pchasz się do mojego łóżka?

- Bo... bo chcę żebyś był przy mnie - odpowiedziała cicho, patrząc nadal na swoje stopy.

- Przecież jestem przy tobie - odrzekł spokojnie Snape. - Czy obok ciebie stoję czy dzieli nas ściana, to wciąż jestem.

- Tak ale... chcę, żebyś był blisko.

Severus dla odmiany złączył swoje końcówki palców ze sobą. Patrząc się na swoje dłonie zamyślił się głęboko.

- Bliskość jest pojęciem względnym. Dla mnie to, że mieszkasz tutaj znaczy, że jesteś blisko. Kiedy widzę cię z daleka na ulicy, tez jesteś blisko, bo wiem że póki mam cię na oku jesteś cały czas ze mną. Przy mnie. Jesteś wówczas bezpieczna.

- Wiem - odpowiedziała decydując się spojrzeć mu w twarz. - Tylko czasami... czasami chciałabym, żebyś mnie... przytulił. Właściwie to jesteś pierwszą osobą, która to zrobiła wtedy na dziedzińcu...

Severus podniósł powoli wzrok. Spojrzeli sobie w oczy. Dobrze pamiętał ten moment.

- Arseno - tym razem spojrzał na ścianę - zdaję sobie sprawę z tego, że nie miałaś wesołego życia w Domu Zastępczym. Wiem też, jak bardzo brakuje ci rodziców - zrobił przerwę ciszy, skupiając się na wewnętrznej kontemplacji. Arsena słuchała go bardzo uważnie. - Rodzice są w życiu najważniejsi. Tak naprawdę oni mają największy wpływ na to, jak będziemy postępować w dalszym życiu. Odpowiadają za nasze zachowanie, dostrzeganie granicy między tym, co dobre, a przed czym powinniśmy się wstydzić. Są wzorem i przykładem, choć nie zawsze dobrym. To nie była twoja pierwsza noc, kiedy wołałaś przez sen swoją mamę czy ojca. Ja wszystko widzę i wiem. Ale musisz zrozumieć, że ja nigdy nie zastąpię ci rodziców, tak jakbyś chciała. Nie należę do sympatycznych ludzi...

- Matki może mi nigdy nie zastąpisz, ale ojca prędzej - przerwała mu monolog.

Spojrzał trochę zaskoczony tą uwagą. Znów zamyślił się. Dziewczynka spodziewała się za chwilę jakiegoś złośliwego komentarza. Nie doczekała się żadnej odpowiedzi.

- To, co powiedziałam też było dziecinne..? - zapytała smutno. Nie wiedziała już czy to, co mówi jest właściwe czy nie. Severus siedział na fotelu głęboko zadumany. Wyglądał jak grecki filozof zastanawiający się nad sensem życia. - Przepraszam...

- Nie masz za co przepraszać - zaczął znów swój rozważny wywód. - Twoje dziecinne zachowanie jest usprawiedliwione, bo próbujesz uzupełnić to, czego nie zaznałaś przez te wszystkie lata. Zachowujesz się jak małe dziecko, bo chcesz taka być. Nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy - zrobiło jej się strasznie głupio. Poczuła, na policzkach piekące rumieńce. - Wymagasz ode mnie tego, co powinno być tobie dane wcześniej. Szukasz we mnie osoby, która uzupełni to brakujące ogniwo. Troskę, opiekę, oparcie, miłość... - przerwał zadziwiają sam siebie, że przez usta przeszło mu ostatnie słowo.

Serce zabiło jej mocniej. Trafniej nie mógł tego opisać. Rzeczywiście nawet nie miała o tym pojęcia, nigdy się nad tym nie zastanawiała! Uświadomił ja dopiero Severus... Ten człowiek jest niesamowity! On po prostu wszystko wie! Och... A czy to jest złe? Czy to znaczy, że jestem nienormalna?

- Sever... jesteś dla mnie wszystkim... - głos jej się załamał. - Nie musisz się dla mnie zmieniać. Chyba nie wiesz ile już od siebie dałeś. Jestem tutaj naprawdę szczęśliwa... Przepraszam, że od ciebie za dużo wymagam... Chcę tylko, żebyś był obok mnie... - nie udało się jej powstrzymać łez. Spojrzała w bok.

I znowu te łzy. I znowu ta mina. Już raz sobie przyrzekł, że przez takie zachowanie nikt go nie przekupi. Nigdy nie wzruszały go takie widoki, ale ta świadomość, że stała przed nim osoba, która go pokochała sprawiało, że sam ulegał własnym emocjom. Tchnęło go dziwne, nieodparte uczucie.

- Chodź - wyciągnął do niej dłonie. Arsena wytarła pospiesznie oczy i spojrzała z zaskoczeniem na opiekuna. Podeszła do niego niepewnie. Severus chwycił ją pod boki i posadził na swoich kolanach. Arsenę zaskoczył jego gest. To nie jest po snape'owemu! Objął czule i popatrzył prosto w szare oczy. - Czasu nie da się zatrzymać, ani też cofnąć. Twoje lata dzieciństwa utonęły w otchłani smutku i samotności. Senko, nie nadrobisz straconych lat próbując deptać mi po piętach czy spać ze mną. Taka jest kolej rzeczy. Był na to czas, a teraz trzeba zapomnieć i żyć dalej.

Buzia jej jeszcze bardziej posmutniała.

- To nie sprawiedliwe... Nie potrafię tak po prostu zapomnieć...

- Nikt nie powiedział, że życie jest sprawiedliwe. Jeszcze wiele przed tobą, ale pamiętaj, że nie można się nigdy poddawać. Jeśli będziesz postępować właściwie, los ci prędzej czy później to wynagrodzi.

- Tobie wynagrodził?

Snape spojrzał pusto w przestrzeń. Trudne pytanie, ale znał na nie odpowiedź.

- Tak.

- W jakim sensie?

Severus nigdy nikomu nie zwierzał się, ze swoich przemyśleń nad sensem swojej egzystencji. Ostatnio co raz częściej myślał o swojej podopiecznej. W ciągu kilku miesięcy nawet sobie nie zdawał sprawy, jak bardzo zmieniła go mała dziewczynka. Ile razu uśmiechnął się przy niej, ile razy poczuł się szczęśliwy, ile razy zmiękło mu serce. Jego przeszłość niczym sinusoida, pełna wzlotów i bolesnych upadków. Te wszystkie życiowe błędy: zapis do kręgu Śmierciożerców, oschłość w stosunku do swojej siostry, służenie Czarnemu Panu czy nawet ukrywanie Mrocznego Znaku przed Arseną, a także wszystkie inne przykre zdarzenia, a przede wszystkim brak miłości w domu rodzinnym sprawiło, że Severus stłumił w sobie pozytywne uczucia przykrywając je chłodną maską ironii i sceptycznego spojrzenia na świat. Aż w końcu pojawiła się z nikąd Arsena Watson, która bo długiej drodze walki z nim w końcu... pokochała go. Czy może być coś piękniejszego w życiu? Takiego podłego, zimnego i ponurego człowieka pokochać...? To było największe wynagrodzenie od losu, jaki go spotkał. To dzięki niej Snape poczuł, że ma dla kogo żyć. Zacząć wszystko od początku. Spróbować zbudować od nowa więź sympatii. Od nowa zacząć żyć jak człowiek, a nie jak cień poszukujący wciąż iskierki nadziei na lepsze jutro. Westchnął. Może kiedyś jej powie, jak wiele dla niego znaczy, bo w tym momencie nie był gotowy aż tak otworzyć się przed nią.
Zauważył, że drży jej ręka, a dokładniej co chwilę następuje tik nerwowy. Ujął w dłoń jej małą rączkę.

- Co to?

- Nic takiego. Mam tak czasem - zawstydziła się dziewczynka.

- Jak się denerwujesz?

- Nie denerwuje się - odpowiedziała trochę za szybko. Przytrzymał jej rękę.

- Więc, o co chodzi?

- Nic. Naprawdę. Zastanawiam się... Sever, co we mnie widzisz jak na mnie patrzysz?

Spojrzał zaskoczony tym pytaniem. Arsena zauważyła to zaskoczenie i przyznała z zadowoleniem, że Opiekun wreszcie zrzucił tą kamienną maskę i zaczął ukazywać emocje w rozmowie.
Otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale Arsena weszła z słowo.

- Wiesz co ja widzę w tobie? - nie wiedział czy chce usłyszeć odpowiedzi. - Widzę w tobie mojego Anioła Stróża...

Jego usta wykrzywił bolesny grymas.

- Prędzej mi do diabła, niż do anioła.

Arsena wreszcie uśmiechnęła się.

- Ale ty jesteś takim moim czarnym aniołem, z czarnymi skrzydłami. Zawsze jesteś obok i czuję jakbyś mnie otaczał tymi skrzydłami tworząc takie schronienie - pokazała rączkami gest przytulenia.

Takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Severus Snape jako Anioł Stróż. Coś podobnego! W najśmielszych snach mu się nie śniło, żeby porównać go do czegoś takiego. To wielkie słowa. Chyba nie godne samego Snape'a. Poczuł się lekko zażenowany.

- Chyba mnie przeceniasz... Nie jestem ideałem.

- Dla mnie jesteś. Nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba, bo jesteś i rodzicami i przyjacielem i nauczycielem i moim stróżem.

Zamyślił się. Poczuł, że przygniata go ciężar odpowiedzialności. Arsena najwyraźniej widziała w nim wzór. Och! Dlaczego ona mnie tak idealizuje! Przecież jestem takim draniem...

- A ufasz mi? - już raz się nią o to pytał, ale teraz chciał usłyszeć szczerą odpowiedź.

Spojrzała mu głęboko w oczy.

- Bezgranicznie.

Dziwne uczucie ogarnęło Zgryźliwego. Otworzył szerzej oczy.

- Senko, nie można ufać bezgranicznie. Trzeba mieć w zanadrzu poprawkę na niektóre sprawy.

- Ja się czuję przy tobie cudownie, więc mogę powiedzieć, że ufam ci bezgranicznie. Przecież nigdy mnie nie skrzywdzisz, prawda?

- Prawda, ale... - zawahał się. Człowiek sam sobie czasem nie ufa, a co dopiero komuś! Ona jest taka... właśnie jaka? Naiwna? Nie, bo Zgryźliwy nigdy nie podniósłby na nią ręki, ani też nie zostawił. Jest szczera i otwarta. Jeszcze nigdy z nią w ten sposób nie rozmawiał. Speszył się, kiedy zaczęła go idealizować.

- Ale co?

- Ale... obawiam się, że kiedyś niemiło się na mnie zawiedziesz... - czyżby zaczął się otwierać?

- Eee tam, masz małą wiarę w siebie. Ja wiem lepiej od ciebie - uśmiechnęła się do niego.

- Czyżby? A kto nie wierzył w swoje możliwości przystępując do konkursu? - zmierzył ją srogim spojrzeniem, ale po chwili się rozpogodził.

- Wiesz co, Sever? My chyba mamy ze sobą wiele wspólnego.

Taak i to bradzo dużo, pomyślał. W niektórych sytuacjach była bardzo podobna do niego. Zauważył też, że co raz rzadziej go denerwowała. Przyzwyczaił się, że ktoś tupta obok niego, zadaje dręczące pytania i chichra się bez konkretnego powodu. To miało swój urok. Żeby nie wyjść z wprawy zimnego drania, którego w sobie pielęgnował i rzeźbił przez 14 lat w szkole, czasami ofukał Arsenę dla czystej zasady. Miała najwyraźniej przyzwyczaiła się do tego i po części zdawała sobie sprawę, że nie gniewa się na nią poważnie. Skoro wytrzymała z nim prawie pół roku i czuje się coraz lepiej, to znaczy, że jest dobrze, a nawet bardzo dobrze (żeby nie powiedzieć idealnie). Arsena z zadowoloną miną oparła głowę o jego obojczyk. Mimowolnie objął ją przytulając do siebie. Zrobił to tak odruchowo, jakby robił to codzienne. Coś podobnego! Sam zaskoczył się swoim zachowaniem.
Arsenę znów ogarnął błogi stan. Poczuła się szczęśliwie i spokojnie. Przymknęła powieki. Siedzieli tak przez chwilę w ciszy. Przez głowę Snape'a przeszła burza myśli. Poczuł nadpływające zadowolenie. Oparł policzek o jej głowę. Kątem oka spojrzał na stertę papierów na stole. No tak! Robota czeka. Odkleił ją od siebie.

- Czas iść spać. Ja mam jeszcze sporo do zrobienia.

Arsena przetarła zaspane oczy. W ramionach Severusa prawie odpłynęła w marzenia senne.

- Złaź - rozkazał spychając ją z kolan. Dziewczynka zeszła, ostentacyjnie ziewając.

- Doobra idę sobie pościelić.

- Jak chcesz możesz tutaj.

Popatrzyła się na niego trzeźwiej. Czy dobrze usłyszała? Tutaj?

- U ciebie?

Snape uśmiechnął się blado, po czym przysunął się do biurka zabierając się za pracę. Było już mu wszystko jedno.

- Ale jeszcze długo posiedzę przy zapalonym świetle.

- Super!

Zgryźliwy męczył się z raportami. Nie potrafił skupić się na robocie, bo myśli wciąż odpływały w stronę dziewczynki. Poruszyła go cała dzisiejsza rozmowa. Po północy zrezygnował z pisania.
Mam to gdzieś. Zawsze, Albus, wysyłam na akord, więc raz mogę zrobić wyjątek. Odwrócił się na fotelu. Arsena już mocno spała. Podszedł po cichu do niej upewnić się czy oby na pewno. Ostrożnie przykrył rozkopaną z kołdry dziewczynkę. Z ciężką głową poszedł się umyć i coś zjeść, bo wyczerpująca rozmowa wykorzystała pełen zapas glukozy w jego mózgu. Kiedy uzupełnił wszystkie węglowodany i potrzebne aminokwasy w organizmie, powlókł się po schodach do sypialni. Czuł się rozbity. Nie sądziłam, że wychowywanie jest takie trudne... Zgasił światło i położył się w końcu. Leżał nieruchomo wpatrując się w ciemny sufit. Jedyne czego pragnął, to o niczym nie myśleć. Zupełnie o niczym. Usłyszał obok chlipanie. Odwrócił głowę. Dziewczynce znów coś przykrego się śniło. Nie widział jej twarzy, gdyż była odwrócona. Domyślił się, że na policzkach znów lśnią ślady po łzach. Nie reagował. Wsłuchiwał się w szlochanie. Nie wiedzieć czemu, przypomniało mu się jego dzieciństwo. Wspomnienia były bardzo mgliste, ale doskonale pamiętał jedno - uczucie odrzucenia, samotności i smutku. Zacisnął zęby. Nienawidził do tego wracać. Senka tak bardzo przypominała mu tamte przykre dni. Jest do mnie taka podobna, pomyślał.

- Mamo... - usłyszał cichutko.

Westchnął. To w niej tak głęboko siedzi...
Przysunął się bliżej do niej, opierając na łokciu.

- Uspokój się, Senko - szepnął do ucha. Chwila ciszy.

- Nie zostawiaj mnie...

- Uspokój się już. Jestem przy tobie.

Objął ją ramieniem przytulając się do jej pleców. Płacz ucichł, a oddech zaczął wracać do równomiernego tempa. Oparł głowę na jej poduszce. Powieki zrobiły się strasznie ciężkie. Myśli odfrunęły w błogi stan senny.

Wreszcie mam dla kogo żyć. Zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa...

Edytowane przez Potteromaniak0987 dnia 20-11-2011 13:46