Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Zielono mi (SM/ASP)

Dodane przez Vampirzyca dnia 01-09-2008 18:37
#1

Kontynuujemy ^^ A co xD

PROLOG

Albus Severus Potter stał pomiędzy innymi pierwszorocznymi uczniami czekającymi na przydział. Czy się bał? Nie. On był śmiertelnie przerażony.
Wysoka, siwowłosa kobieta wniosła na salę starą, poniszczoną tiarę. Położyła ją na stoliku i wyjęła z fałd szaty zwinięty w rulon pergamin.
- Gdy wyczytam czyjeś nazwisko, ta osoba podchodzi i nakłada Tiarę Przydziału na głowę - oznajmiła, a jej głos potoczył się echem po Wielkiej Sali. - Antronh, Carol!
Ceremonia trwała; tłumek uczniów powoli się przerzedzał.
- Malfoy, Scorpius! - zawołała profesor McGonagall.
Do stolika podszedł blondwłosy chłopak, średniego wzrostu. Był dokładną kopią swojego ojca, Dracona. Naciągnął na głowę tiarę.
- SLYTHERIN! - ryknął natychmiast kapelusz.
Scorpius zeskoczył ze stolika, a na jego twarz wpełzł paskudny uśmiech. Podszedł do stołu Ślizgonów i usiadł pomiędzy nimi.
- Omanny, Thebott!
Albus stał obok Rosie i Hugona. Rodzeństwo gorączkowo szeptało między sobą.
- Potter, Albus!
Brunet powoli wyszedł z szeregu. W miarę jak zbliżał się do Tiary Przydziału, jego nogi przestawały odmawiać mu posłuszeństwa. W końcu dotarł do stolika. Włożył kapelusz.
- Mmmm... Potter? Kolejny Potter? Mnożycie się jak ci Weasleyr17;owie, doprawdy! Ale gdzie by cię przydzielić? Cała rodzina w Gryffindorze... Może złamałbyś rodzinną tradycję? Mówię poważnie... Taak... Wiem, gdzie byś pasował...
- SLYTHERIN! - zawołała Tiara na całą salę.
Rozmowy zamarły. Albus przełknął ślinę, zmierzając w stronę stołu Slytherinu. Spośród setek zdumionych spojrzeń, wyłapał to należące do Jamesa. Brat wpatrywał się ze zgrozą w oczach w świeżo upieczonego Ślizgona.
Brunet zajął miejsce między jakąś piegowatą dziewczyną z drugiej klasy, a jakimś dryblasem z trzeciej. Nie tak zaplanował sobie swój przydział.

Prefekt zatrzymał się przed zimną, wilgotną ścianą.
- Zwycięstwo - powiedział, a ściana rozstąpiła się, ukazując obszerne pomieszczenie. Przed kominkiem stało kilka stolików, dwie skórzane sofy i pięć zielonych foteli. Na ścianach zawieszone były różne bibeloty, na większości były węże. Jasnozielone, ciemnozielone, duże, małe. Węże.
- Zielono mi... - jęknął Albus, opadając na jeden z foteli. - Zielono mi...

Edytowane przez Vampirzyca dnia 09-10-2008 08:08

Dodane przez Augurey dnia 01-09-2008 19:05
#2

Ja nie neguję twojego talentu, czy inwencji twórczej, bo to dopiero prolog. Widzę tutaj jednak OGROMNĄ inspirację dziełem z Mirriel pt. "Wszystko będzie dobrze". Oczywiście nie jest to plagiat, broń borze iglasty, nie zarzucam ci czegoś takiego. Ale Albus w Slytherinie to już przeżytek - właściwie większość o nim FF polega na tym motywie, że to niby zaskoczenie... Ale ja tak nie uważam. To się już po prostu nudne robi. No i muszę przyznać, że twoja praca ma się nijak do wyżej wspomnianego Ficka autorstwa bardzo_czarnego_kota. Po prostu inne światy, kompletnie różne style... (w tym styl tamtego opowiadania jest zdecydowanie lepszy, dojrzalszy).

Oczywiście nie mówię, że piszesz źle, bo byłoby to kłamstwo. Idzie ci to całkiem, całkiem. Ale ja chyba wolę bardziej "podniosły" język. No i bardziej rozwiniętą akcję, bo jak dla mnie to na razie jest nudne. A! No i długość. Zdecydowanie za mało.

A błędy...:

Na ścianach zawieszone były różne bibeloty, na większości były węże.

Chyba tylko tyle. Może lepiej "widniały"? Bo to powtórzenie rzuca się w oczy.

Będę czytać dalej. Z ciekawości.

Dodane przez Vampirzyca dnia 01-09-2008 21:34
#3

Ha! A bo to fick jest wspólny! Ja i Alae. I to jest ASP/SM. Prościej mówiąc - slash. I tym siem nie inspirowałam. Czytałam, ale nie ściągałam. Ba! nawet nie zauważyłąm podobieństwa ;] Ale tyle ficków w necie, że wiele jest podobnych xD
PeeS: A potem jest inaczej ^^

Dodane przez Augurey dnia 01-09-2008 21:47
#4

I tym siem nie inspirowałam. Czytałam, ale nie ściągałam. Ba! nawet nie zauważyłąm podobieństwa ;]


Wybacz wszelkie insynuacje, ale takie moje zdanie. Po prostu wydaje mi się, że oba ficki są do siebie nieco podobne. NIECO. Ciekawa jestem, jak akcja potoczy się dalej. Nie darzę zbytnią sympatią par męsko-męskich w slashach (a damskie niestety rzadko się zdarzają :lol: ), ale ciekawa jestem, oj ciekawa ^^

Dodane przez ladybird dnia 02-09-2008 19:48
#5

Nareszcie... Mam nadzieję, że niedługo będą kolejne części, bo nie mogę się doczekać xD

Dodane przez Lady Shadow dnia 02-09-2008 19:51
#6

HA, a ja pamiętam to ff jeszcze ze starego Hogs było super ale oczywiście teraz to będę go czytać od nowa bo się już trochę zapomniało.
A i wampirzyco, wrzóciłabyś jeszcze e ff "Pierwsze słowa" czy jakoś tak one też było super.

Dodane przez Chichuana dnia 02-09-2008 19:57
#7

Zaczekam na pierwszy rozdział. Prologu raczej nie mogę skomentować. Za krótki. A co do pomysłów i pewnego rodzaju "odgapiania", moje zdanie jest takie, że autorzy poszczególnych ff po prostu się inspirują nawzajem. Tak to już jest.

I tym siem nie inspirowałam. Czytałam, ale nie ściągałam. Ba! nawet nie zauważyłąm podobieństwa ;]

Trudno, żebyś ty zauważyła... i się do tego przyznała. Nie zakładam z góry, że masz złe intencje i kłamiesz, ale kto by się przyznał do odgapiania. :/

Dodane przez Alae dnia 05-09-2008 22:48
#8

Witam państwa po dość długiej przerwie. Z góry uprzedzam, że przez kolejny miesiąc, a może nawet dwa, będę miała utrudniony dostęp do internetu. Odcinki mogą się pojawiać dość rzadko, mam nadzieję, że ci z Was, którzy już polubili Zielono mi wybaczą.

Przypominam, że pierwszy rozdział był betowany przez Rockeferry/Deliriantkę, której jeszcze raz bardzo dziękuję. I cóż, życzę miłej lektury.

Rozdział pierwszy
Merlin był Gryfonem


Neville Longbottom mógł opowiadać o zielarstwie godzinami. Co uparcie czynił, gdy tylko dostał powód A czy można prosić o lepszy pretekst do wykładów na temat magicznej roślinności, niż tłum żądnych wiedzy uczniów? Profesor Longbottom już od piętnastu minut opowiadał o zastosowaniach skrzeloziela. Mówi pięknie, z zaangażowaniem, błyskiem w oku...
Niestety, ku rozpaczy nauczyciela, jego botanicznej fascynacji nie podzielali piątoroczni Ślizgoni. Ani Krukoni. A nikt.
Jednak Longbottom kontynuował lekcję dla jednych jedynych oczu. Mądrych i zielonych, które nigdy nie wyrażały dezaprobaty dla zachwytów nad okresem wegetacji psiankowatych. Wprawdzie nie było w nich także podziwu dla złożoności zagadnienia, ale cóż, nie można mieć wszystkiego.
Na szczęście Neville nie zauważył chwili, w której właściciel oczu podał dziewczynie, stojącej obok, kawałek pergaminu. Mógł więc nadal trwać w słodkiej niewiedzy, przekonany, że Albus Potter chociaż trochę go rozumie.

***

Merlinie nie masz nad nami litości...

Rose nieznacznie pokręciła głową. Krukońskie poczucie obowiązku kazało jej opanować cisnący się na usta uśmiech i powrócić do sporządzania notatek z lekcji. Po chwili jednak, odezwała się w niej gryfońska część natury. Nie na darmo przecież spędzała święta na pogawędkach z wujkiem George'em.
Podając pergamin Bottowi Omanny'emu, posłała kuzynowi figlarne spojrzenie. Jestem Weasley'em, Al pomyślała.

***

Albus patrzył ze zgrozą na krążącą od ucznia do ucznia kartkę.
- Spokojnie. Przecież to nie papeteria z monogramem - szepnęła Rose, gdy zauważyła, że chłopak porusza bezgłośnie ustami: Merlinie, Merlinie, Merlinie...
- Rose, zginiesz marnie. Śmiercią okrutną. Jeszcze nie wiem jak, ale nie omieszkam cię powiadomić - ponad cztery lata w lochach Slytherinu dało o sobie znać. W obliczu tak okropnej zdrady, nawet Albusowa siła spokoju nie mogła wygrać z morderczymi instynktami.
Dziewczyna skrzywiła się z niesmakiem. W takich chwilach do złudzenia przypominała swoją matkę, strofującą męża za omawianie taktyki Armat z Chudley przy śniadaniu. Z jajkiem na miękko w charakterze kafla.
- Albusie Severusie - syknęła. - Zachowujesz się jak... jak Ślizgon!
- Spostrzegawczość godna Roweny, kuzynko. Brawo! - odciął się ze złością. Jednocześnie jego spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem profesora, więc bez zbędnych słów pochylił się nad książką.
- Panie Potter, proszę zostać chwilkę po lekcji. Chcę z panem porozmawiać.
Do uszu Albusa dobiegł zduszony śmiech. Szyderczy. Nie musiał się nawet odwracać, żeby wiedzieć czyj.

***

Na szkolnym zegarze wybiła dwunasta. Uczniowie poderwali się gorączkowo z ławek i pakowali książki. Śpieszyli się na obiad. W tym tygodniu jedzenie było wyśmienite nawet jak na standardy hogwarckie. Skrzaty odreagowywały bójkę Gryfonów podczas której zdemolowana została kuchni. Naprawianie szkód potrwało cztery dni i w tym czasie wyżywienie zapewniała Madame Rosmerta. Cios w skrzacią dumę. I żołądki uczniów, którzy, mimo że uwielbiali kremowe, nie zdołali docenić smaku duszonych nerek.
Al powoli chował do torby podręcznik. Nie czuł się na siłach rozmawiać z profesorem Longbottomem. Był on bardzo częstym gościem na Grimmauld Place 12 i chłopak wiedział, że będzie zawiedziony zachowaniem syna bliskiego przyjaciela. Ociągając się podszedł do drzwi na końcu cieplarni. Zapukał.
- Proszę! - Al pchnął ładne, dębowe drzwi i wszedł do gabinetu nauczyciela.
Był to mały, okrągły pokoik z rzeźbionym biurkiem, jedynym meblem, który zdołał oprzeć się atakowi egzotycznej roślinności. Chłopak wyminął doniczkę z dyptamem, niemal nadepnął na jakieś nieznane mu pnącze i z trudem usadowił się na krześle.
- Chciał mnie pan widzieć profesorze? - powiedział niepewnie.
- Ach tak! Widzisz Albusie w tym roku pomagam profesorowi Zabiniemu w przyrządzaniu eliksirów dla pani Pomfrey i natrafiłem na interesującą pozycję, z pewnością cię zaciekawi. Otóż...
Merlinie! pomyślał nieszczęsny chłopiec.

***

Zdążył na dyniowy budyń. Kiedy opadał na swój ulubiony fotel w pokoju wspólnym, jedyny, który nie porażał zielenią, z kieszeni wypadła mu karteczka. TA karteczka. Pod jego pełnym żalu zdaniem ktoś dopisał dużym, pełnym zawijasów pismem:

Wzywasz niewłaściwego czarodzieja Potter. Merlin był Gryfonem.

______
Jeżeli do tekstu wkradły się jakieś błędy, proszę o PW.

Edytowane przez Alae dnia 01-10-2008 16:55

Dodane przez al_iraqia dnia 05-09-2008 23:05
#9

Odrazu przepraszam, zostałam dziś tak wymaglowana w szkole, że ledwo kontaktuję. I to tylko i wyłącznie dlatego nie zrozumiałam tego tekstu. Ale to i tak nie zmienia faktu, że kolejna dobra notka. A PW wysyłać nie będę, bo żadnego błędu nie zauważyłam. Połamania pióra w kolejnych częściach :)

Dodane przez Lady Shadow dnia 05-09-2008 23:38
#10

O Merlinie! Ups i ja też modle się do nie tego czarodzieja... O Salazarze!
He, fajny rodział, bardzo mi się podobała a najlepszy pomysł to ten z umieszczeniem Alubusa w Slytherinie czyli złamanie tradycji Potterowej ^^
Czekam na dalsze rozdziały ^^

Dodane przez Aranoisiv dnia 06-09-2008 00:19
#11

Świetne! Znakomicie, prawie bezbłędnie napisane. Temat nudny i oklepany - pokolenie "Po-Bitwie-O-Hogwart" idzie do szkoły. Ale wykonanie zaskakuje - Potter trafia do Slytherinu! Z niecierpliwością czekam na następne części. Pisz, pisz!

Dodane przez ladybird dnia 06-09-2008 00:23
#12

No i ja mam jeszcze pisać w jak dobrym wykonaniu jest to fff. Już sie nakomentowałam na poprzednim Hogs... xD

Dodane przez Vampirzyca dnia 08-09-2008 21:39
#13

Ten rozdział nie był betowany, więc, jak znam życie, coś w nim zgrzyta i szwankuje. Jak zwykle...
Stary rozdział. Następne będą lepsze. Jak już mówiła mi koleżanka na PW, za dużo tego spoglądania. W trakcie pisania już to zauważyłam, ale z lenistwa nie poprawiałam... Możecie bić po łapach.


Albus rzucił książki na stolik i obrzucił je zrezygnowanym spojrzeniem. Profesor Zabini zadał im katorżniczą pracę domową, a wszystko za sprawą niejakiego Jamesa Pottera. Z tego co udało mu się wywęszyć, jego starszy brat próbował odegrać się na jakimś Ślizgonie. Powodem był naturalnie poprzedni mecz quiditcha. Wprawdzie Albus należał do reprezentacji Slytherinu, ale nie przykładał do tego zbyt wielkiej wagi. Wiedział, że raz się wygrywa, a raz przegrywa, i że nie trzeba robić z tego wielkiego problemu i ujmy dla honoru. Ale cóż... Albus to Albus, a James to James.
Chłopak opadł na krzesło i przyciągnął do siebie kałamarz. Otworzył pierwszą książkę, która wpadła mu w ręce i zagłębił się w lekturze.
W kąciku oka mignął mu obraz białej czupryny. Scorpius Malfoy położył ostrożnie podręczniki na stole niedaleko Albusa. Zajął miejsce na zielonym krześle i zanurzył pióro w atramencie. Chwilę później dało się słyszeć ciche skrobanie piórem o pergamin.
Al powrócił wzrokiem do swojej pracy. Jeśli jakimś cudem dostanę chociaż Powyżej Oczekiwań to pocałuję tego ślizgońskiego arystokratę, Malfoya, obiecał sobie gorzko w duchu i zaczął pisać. O dziwo, po zapoznaniu się z tematem szło mu całkiem nieźle, jeśli chodzi o tempo pracy.
Pokój wspólny powoli się przerzedzał. Ostatecznie pozostał w nim Albus, Malfoy oraz grupa uczniów z siódmej klasy.
Zielonooki odsunął od siebie wypracowanie i przyjrzał mu się krytycznie.
- Ujdzie w tłoku - mruknął.
- Mówisz sam do siebie, Potter? - rozległ się drwiący głos. - Wiesz, że to oznaka choroby psychicznej?
- Nie mówię sam do siebie, tylko do... - zaczął gniewnie Albus.
- ... do wypracowania? - wszedł mu w słowo Scorpius. - Jeszcze lepiej...
Uśmiechnął się kpiąco i znów pochylił się nad pracą domową, która osiągnęła już imponującą długość trzech stóp i ciągle rosła.
Albus zwinął wypracowanie i zgarnął książki do torby. Nagle poczuł jakby ktoś zapalił w jego głowie światło.
- Pieprzona transmutacja - szepnął, uważając przy tym, aby nie usłyszał tego Malfoy.
Wyciągnął podręczniki do tego przedmiotu i rozwinął nowy pergamin. Zanurzył pióro w atramencie i zaczął szybko pisać. Wprawdzie lubił transmutację, ale bez przesady. Robienie prac domowych o północy nie należało do przyjemności.
Zerknął na Malfoya. Nadal ślęczał nad wypracowaniem z eliksirów. Co chwila odgarniał opadający kosmyk za ucho. Wyglądało to tak groteskowo, że Albus poczuł nagłą ochotę, aby się roześmiać. Szybko jednak ogarnął rozbawienie i ponowił pisanie.
Mimo wszystko Scorpius przyciągał wzrok. I nie tylko Albusa. Nie dało się tego nie zauważyć. Siedmioroczni obecni w pokoju ciągle rzucali blondynowi krótkie spojrzenia. Jedne były wyzywające, inne prowokujące, jeszcze inne zaciekawione. Malfoy jednak ignorował je, notując dalej.
Czy on wie, że ma plamę na nosie? Atramentową plamę, pomyślał Albus, budząc się z transu. Na czubku nosa. Jest BRUDNY. On nigdy się nie brudzi.
Jego rozmyślania przerwał Scorpius, podnosząc się z zielonego krzesła. Zgarnął książki do torby i obrzucił Albusa dziwnym wzrokiem.
- Uświniłeś się, Potter - odezwał się cicho. - Masz plamę na czubku nosa.

- No cóż... Muszę powiedzieć, że średnia waszych prac jest wysoka. Oczywiście, są wśród was czarne owce - profesor Zabini obrzucił wymownym spojrzeniem Gryfonów. - Jednak większość napisała dobrze.
Profesor zaczął rozdawać wypracowania. Na stolik Albusa spadł zwinięty w rulon pergamin. Chłopak rozwinął go drżącymi rękoma. Pod jego nierównym pismem widniało zamaszyste Powyżej Oczekiwań.

Dodane przez ladybird dnia 08-09-2008 22:27
#14

Och i zbliża się mój ulubiony odcinek... Wielkimi krokami! Hurrraaaaaaa!!! A mojego zadania chyba wyrażać nie muszę? B)

Dodane przez Aranoisiv dnia 08-09-2008 22:46
#15

Łał, zdecydowanie dobre. Beta nie jest tak bardzo potrzebna ^^. Pisz dalej, koniecznie! Ciekawa jestem, jak akcja się rozwinie.

Dodane przez Alae dnia 08-09-2008 23:47
#16

Prawdę mówiąc, chciałam, żeby rozdział Vam powisiał trochę dłużej, abyście mogli się nakomentować do woli. Jednak, ze względu na mój ograniczony dostęp do Internetu, nad czym ubolewam, rozdział trzeci pojawi się już dziś.

Tekst niebetowany. Za błędy bijcie mocno. Endżoj:

Rozdział trzeci
Czasem deszcz, czasem ulewa


Sekretny Notatnik Albusa Severusa Pottera Do Nagłych Wypadków

Merlinie! To wpływ księżyca. Wczoraj była pełnia. Podczas pełni ludzie robią różne dziwne rzeczy. Z obrastaniem sierścią i demolowaniem Wrzeszczącej Chaty włącznie.
Słyszałem, że w dalekowschodnich kulturach zemsta przechodzi z pokolenia na pokolenie. Może z całowaniem też się uda tak zrobić? "Chrześniak Dean dostaje kolekcję fałszoskopów, a mojej ukochanej wnuczce Anny zostawiam w spadku pocałowania Malfoya". Rose będzie wiedziała co zrobić. Krukonka w rodzinie to dobrodziejstwo.


***

Ciepłe, popołudniowe słońce oświetlało natchnioną twarz Rose Weasley, która z emfazą przemawiała do rozleniwionego audytorium.
- Szanowna rodzino! Zebraliśmy się tutaj, aby rozpatrzyć sprawę Albusa Severusa Pottera, syna Harry'ego Jamesa Pottera, który...
- Roweno! Helgo! Godryku! - jęknął żałośnie oskarżony. Zaczynał żałować, że wtajemniczył kuzynkę w sprawę księżycowych przyrzeczeń. Rose, bowiem, stwierdziła, że w rodzinie tkwi siła rodu Weasleyów. I na nic się zdało tłumaczenie, że on, Albus, de facto Weasleyem nie jest.

Chłopak powiódł wzrokiem po twarzach rodzeństwa, przyjrzał się przez chwilę Hugo, który siedział z niepewną miną, szukając duchowego wsparcia siostry, zbyt zaaferowanej mową, by zwracać uwagę na brata i, zdecydowany zakończyć tę farsę, wstał.
- Mer... Salazarze ratuj. Rose, moja droga. Do sedna. Wszyscy wiemy, że masz dar opowiadania o niczym godzinami, ale chciałbym zdążyć na kolację, a przynajmniej na śniadanie - dla pewności obrzucił kuzynkę groźnym spojrzeniem, którego nauczył się od prefekta Slytherinu w pierwszej klasie.
- Oczywiście - odparła, niezniechęcona brakiem entuzjazmu Albusa, dziewczyna. - Al musi pocałować... - dla większego efektu wzięła głęboki wdech, wybałuszyła oczy i zbolałym głosem dokończyła - Malfoya!

Reakcja na słowa Rose w żadnym calu nie spełniła oczekiwań niedoszłego łamacza arystokratycznych serc. Zamiast pełnych niedowierzania okrzyków i odgłosów krztuszenia się cytrynowymi dropsami usłyszał Młodszego czy starszego? To chyba żaden problem?. Jednak, po chwili milczenia i wpatrywania się tępo okno, James stanął na wysokości zadania i, celując palcem w brata, krzyknął:
- Zwariowałeś? - a następnie zamarł ogłupiały, gdy Albus w kilku susach podskoczył do niego i zaczął energicznie potrząsać wyciągniętą rękę. - Zwariował - dodał grobowym głosem, powiódłszy zrozpaczonym spojrzeniem po twarzach pozostałej trójki.
- Bracie! Na ciebie zawsze mogę liczyć! Nie dajmy się im zwariować! - Al otarł z policzka wyimaginowaną łzę i puścił rękę skonfundowanego brata, który opadł ciężko na swoje miejsce. Niechętnie odwrócił się w stronę, wciąż oczekujących na odpowiedzi, Hugo i Lily. - Młodszego, Lil - zniesmaczonym uśmiechem skwitował pełne rozczarowania Och!. - Hugo, czy nie spędzasz ostatnio za dużo czasu w sali profesor Trelaweny? Dym z kadzidełek źle na ciebie wpływa. Co to znaczy "żaden problem"?

Rudzielec zerknął niepewnie na siostrę, oczekując pomocy w trudnej sytuacji, a taką była niewątpliwie rozmowa z nieprzyjaźnie nastawionym Ślizgonem. Rose, jako przyczyna całego zamieszania, wolała zachować dyplomatyczne milczenie, więc Hugo sam musiał stawić czoła kuzynowi, którego mina przypominała wyraz twarzy człowieka, który nadepnął na sklątkę.
- Przecież jesteś... - dukał chłopak.
- ... gejem?! - wpadł mu w słowo Albus.

Przerażony do granic możliwości Hugo tylko pokiwał głową i, dla bezpieczeństwa, odsunął lekko swój fotel od, stojącego przy nim, Ślizgona. Nagle z Albusa uleciała cała złość, wydał się zapadnięty w sobie, gdy zrezygnowanym głosem mówił:
- Czyś ty oszalał? To, że jestem gejem nie oznacza, że w każdym chłopaku widzę potencjalnego partnera - popatrzył na milczącego o dłuższej chwili Jamesa i dodał, widząc jego nieprzekonaną minę. - Przecież mówimy o Malfoyu! Scorpiusie-Jestem-Złem-W-Najczystszej-Postaci-Giń-Szlamo-Malfoyu!

James zerwał się z sofy, którą dzielił z Lily, tak szybko, że dziewczyna drgnęła wystraszona.
- A może o Zgrabnym-Tyłeczku-Malfoyu?! Albo Mam-Smukłe-Seksowne-Dłonie-Malfoyu?! - krzyknął i wybiegł z Pokoju Życzeń, trzaskając z furią drzwiami.

Al gapił się przez chwilę w przestrzeń, a potem oparł ciężko o rzeźbiony kominek. W przypływie siostrzanych uczuć i pod wpływem ogromnej sympatii do brata, który w dzieciństwie łowił z nią i ciocią Luną plumpki, Lily wstała i delikatnie poklepała brata po plecach.
- Nie martw się. To tylko James, znasz go.
- Słyszałam, że przyłapał Amandę Lee na zachwycaniu się Scorpiusem podczas śniadania. Wiesz, że James wzdycha do niej od ponad dwóch lat - wtrąciła się Rose.

Lily rozpromieniła się i klasnęła w dłonie.
- No widzisz braciszku, nie trzeba się martwić. Lepiej zastanówmy się co zrobić z twoją małą rendez-vous z Malfoyem - czuła, że nie przekonała Albusa jednak z niezmąconym uśmiechem na twarzy zwróciła się do Rose.- Jako Krukonaka z krwi i kości na pewno zdążyłaś zajrzeć do biblioteki. Znalazłaś poradnik "Jak pocałować swojego największego wroga? Podręcznik dla początkujących"?

Rose zignorowała złośliwość i zaczęła opowiadać.

***

- ... i dlatego Al musi to zrobić. W niedalekiej przyszłości.
- Z punktu widzenia skał tysiąc lat stanowi niewielki okres. Wystarczy wybrać odpowiedni punkt odniesienia i mamy z głowy migdalenie się ze Scorpiusem. Mogę spokojnie przygotowywać się do sprawdzianu z transmutacji - odetchnął z ulgą Albus.
- Nie wierzę. Ty, Albusie Severusie, którego typowaliśmy do Ravenclawu, chcesz oszukać naturalną magię? Wstydź się!

Chłopak powiódł zrozpaczonym spojrzeniem w stronę okna, wymruczał coś w stylu Merlinie, nie daruję ci tego, a następnie powiedział:
- Wspaniale. Pod wpływem księżyca złożyłem przysięgę, której nie mogę złamać z jego powodu. Kto dał takie zdolności kuli skał bez atmosfery, niech wie, że zemsta będzie słodka.
- Nie histeryzuj Al. Może być ciekawie. Kupisz mu kwiaty, dasz czekoladki, zaprosisz na kolację przy świecach i wepchniesz język do ust. To nie może być takie straszne! - wykazała się niewyczerpanymi pokładami optymizmu Lily.

***

Uczniowie Hogwartu widzieli wiele. Od lewitujących zbroi i zalanych przez Irytka korytarzy, do gigantycznych szarf w kolorach każdego domu rozwieszonych na dachach zamku przez szóstorocznych Gryfonów, w ramach świętowania pierwszego kwietnia. Nie zdziwiła ich więc trójka uczniów, uciekająca przed czarnowłosym chłopakiem, ciskającym w nich podręcznikami. Większym zaskoczeniem były dla nich słowa, które słyszeli, gdy agresor przemykał obok nich w szalonym kłusie. Albus Severus każdemu, chętnemu do wysłuchania go uczniowi oznajmiał, że Grunt to rodzina.


_____
Dziękuję Fantazji. O obrzucaniu się kuzynkami nic mi nie wiadomo, aczkolwiek to przyjemna wizja.
Do Dimrilli: ze swojej strony mogę zapewnić, że za bardzo slashowato nie będzie. Primo - zdaję sobie sprawę ze średniego wieku czytelników, secundo - do porządnego slasha się nie poczuwam. Jednak za wyczyn Wena Wampirzycy nie odpowiadam.

Edytowane przez Alae dnia 01-10-2008 16:57

Dodane przez ladybird dnia 09-09-2008 22:49
#17

Och... Czekałam na ten odcinek i jest... Dziękuję Ci xD Czy ja go muszę komentować? :D No jak ja czekam na kolejną część! CZEKAM! :P

Dodane przez Fantazja dnia 14-09-2008 02:19
#18

Dlaczego jak jakieś opowiadanie jest denne, to się tłum ludzi na nie zwala, a jak coś jest dobre, to nic, cisza? o.O
No to ja komentuję. Podobało mi się, o. Bo mnie się to opowiadanie podoba, a slashe lubię, więc czemu by nie. ^^

Błędy znalazłam tylko trzy. Może to efekt tego, że bardziej byłam skupiona na czytaniu, niż na ich wyłapywaniu, może dlatego, że jest późno, a może po prostu ich nie było. Nie wiem. ;P

dla pewności obrzucił kuzynką groźnym spojrzeniem, którego nauczył prefekt Slytherinu w pierwszej klasie.

Zgubiłaś go. Nauczył go prefekt... No i raczej obrzucił kuzynkę, nie kuzynką.

Scorpisem

Scorpiusem.

To by było na tyle. ;}
Pozdrawiam.

Dodane przez Dimrilla dnia 16-09-2008 01:00
#19

Dlaczego jak jakieś opowiadanie jest denne, to się tłum ludzi na nie zwala, a jak coś jest dobre, to nic, cisza? o.O


Hmm, może są pod takim wrażeniem, że im słów braknie...? :bigrazz:

A tak poważnie: podoba mi się to opowiadanko, gdyż jest ładnie napisane i traktuje o Albusie Severusie w Slytherinie (on NIE MA PRAWA trafić do innego domu, a już na pewno nie do Gryffindoru! :P ), natomiast nie lubię slashy (no chyba, że w takiej prześmiewczej wersji, jaką w swoich fikach serwuje dorga ), więc pewnie zbytnio nie będę się w tym wątku udzielać.

Pewnie zajrzę co jakiś czas, ale jak będzie za bardzo slashowato to spasuję :) Nie każdy musi lubić takie klimaty.

Dodane przez Maladie dnia 19-09-2008 23:23
#20

Bardzo fajne opowiadanko, trochę się pośmiałam. Oczywiście widzę, że nadal istnieje konflikt Potter vs. Malfoy :]

Dodane przez Taka jedna dnia 23-09-2008 00:08
#21

"Przecież nie lubisz slashy!' - myśli do siebie, a na głos krzyczy:
Wspaniały tekst! Ten tekst jest kawai, naprawdę. Czekam na kolejne części. T.J

Dodane przez Peepsyble dnia 11-10-2008 09:05
#22

- Zielono mi... - jęknął Albus, opadając na jeden z foteli. - Zielono mi...

To był świetne; p
Akcja się rozwija, super! Strasznie mi się podoba, tylko ciekawych rzeczy i i wgl.
nie moge usiedzieć na miejscu! Czekam na następną część z zniecierpliwieniem ; p

Dodane przez Chippie dnia 13-08-2013 19:29
#23

Przyznam - opowiadanie ciekawe, nawet bardzo. Co prawda nie wywołuje śmiechu, czy jakiś uczuć wyższych, ale na pewno nie jest złe. A w moich ustach to pochwała, dobra, palcach.

Wzywasz niewłaściwego czarodzieja Potter. Merlin był Gryfonem.

I tu się mogę przyczepić, chyba że nie interesuje Cię co mówiła Rowling w wywiadach... Choć nie jestem pewna, czy o tym w książce nie było, zresztą nie ważne. Według Rowling w każdym razie, Merlin był Ślizgonem.

Te Albuso-centryczne opowiadanie przypadło mi do gustu... Ale to już wspominałam. A najbardziej podoba mi się, jak Albusa w min przedstawiasz.
Bądźmy szczerzy - nie umiem pisać komentarzy, więc się już przymykam ;>

Dodane przez Jina007 dnia 13-08-2013 20:27
#24

Zgroza w oczach Jamesa w pierwszym rozdziale - bezcenna :D


Trochę, szczerze mówiąc, oklepane, ale nie można powiedzieć, że złe :P

Dodane przez kamalabu dnia 01-03-2015 13:23
#25

Super piszesz! Czekam na więcej :-)