Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Wszystko będzie jak dawniej... (DM/HP)

Dodane przez Vampirzyca dnia 30-08-2008 18:57
#1

Ostrzegam, zaczęłam pisać na poważnie. Nie bić.

~$~

Ludzie starali się uporządkować swoje życie na nowo. Spacerowali po ulicy Pokątnej, śmiali się i dokazywali, pokazywali sobie palcami co ciekawsze wystawy. Zachwycali się nowym modelem miotły wyścigowej, damska część populacji wzdychała nad zapierającą dech w piersiach suknią projektu madame Malkin. Rodziny kupowały dzieciom podręczniki i inne przybory potrzebne do rozpoczęcia kolejnego roku szkolnego w Hogwarcie. Wszystko było tak jak dawniej.

Wśród roześmianego tłumu była jednak osoba nie ciesząca się z końca wojny. Draco Malfoy mijał kolorowe wystawy bez krzty uśmiechu na twarzy. Szedł nie rozglądając się na boki, dusząc w sobie gniew i złość, jaka budziła się w nim, gdy musiał opuścić Malfoy Manor. W dworze również nie czuł się dobrze. Cisza naciskająca na niego ze wszystkich stron, te puste korytarze wypełnione obrazami, zbrojami, rzeźbami... Najgorsza była jednak świadomość, że nie usłyszy narzekania matki na przypalone jedzenie, czy kolejnego zakazu Lucjusza. Nie, jego rodzina została zamknięta w Azkabanie, więzieniu dla czarodziejów, bez możliwości opuszczenia go. Zabroniono mu nawet ich odwiedzać, w obawie przed pomocą w ucieczce.

Draco kopnął ze złością jakiś kamyk. Potoczył się on wzdłuż chodnika, obijając się o ziemię. Ten akt agresji zwrócił uwagę ludzi na Dracona. Śmiechy jakby ucichły, spojrzenia dotychczas wpatrzone w wystawy, wpiły się w blondyna. Ten wyminął ich, dalej podążając w sobie tylko znanym celu. Zanurzył się w innej grupie ludzi, nie zwracających na niego uwagi.

Wstąpił do księgarni i obrzucił pomieszczenie obojętnym spojrzeniem. Prawie nic się nie zmieniło od czasu, gdy ostatnio tu był. Zniknęły jedynie plakaty poszukiwanych śmierciożerców, w tym jeden z wizerunkiem jego ojca. Sprzedawca zerknął na Dracona nieufnym wzrokiem. Niechlubna przeszłość dawała o sobie znać na każdym kroku. Od przerażonych skrzatów domowych, przyzwyczajonych do ciężkiej ręki Lucjusza, po sprzedawców i obcych ludzi na ulicy. Nawet większość Ślizgonów, podających się dawniej za jego przyjaciół, zerwała kontakty. Był skazany na samotność, a wszystko dzięki jego rodzicom. A mimo to mu ich brakowało. Dziwne, ale prawdziwe. Miał świadomość, że gdyby wojna zakończyła się w inny sposób, czy gdyby nadal trwała, dalej byłby obiektem adoracji. Ale cóż... Stało się. Potter pokonał Czarnego Pana, skazując Dracona na wieczne potępienie. Pieprzony Potter...

Draco ruszył pomiędzy regały pełne książek, odprowadzany przez wzrok sprzedawcy. Nie wiedział nawet po co zwiedza dział z książkami dotyczącymi wróżbiarstwa, nie wiedział po co wszedł do księgarni. Jego wzrok przesuwał się obojętnie wzdłuż półek, nie rejestrując poszczególnych tytułów. Nagle wyciągnął jedną książkę i otworzył ją na byle jakiej stronie.

...wiedziałam, że Wybraniec pokona Czarnego Pana. Moje wewnętrzne oko przewidziało to, gdy tylko zawitał w mojej klasie. Z pozoru zwykły chłopak, tak naprawdę zawierał w sobie to coś. Oczywiście nie dawałam mu poznać o jego niesamowitych zdolnościach. Utrzymywałam go w przekonaniu...

- Bzdury! - syknął cicho Malfoy, zerkając na okładkę. Uczyłam Wybrańca. Rozdział z życia Sybilli Trelawney. Odrzucił książkę na półkę i ruszył do wyjścia, potrącając po drodze innych. Wyszedł z księgarni i rozejrzał się po ulicy. W tłumie mignęła mu ciemna czupryna. Podszedł i złapał za ramię właściciela owego hełmu.

- Co?! Kto... - zaczęła oburzona Pansy Parkinson. - Draco?
- Tak, Draco - potwierdził blondyn, odciągając dziewczynę od jakiegoś dryblasa, z którym była. - Muszę pogadać...
- Nie, nie mogę teraz rozmawiać, Draco. Dereck i ja musimy coś załatwić. Może później... - mruknęła wymijająco, wyślizgując się z uścisku Malfoya. - Do zobaczenia... Kiedyś...

Draco nie patrzył nawet jak jego była dziewczyna (teraz widział to wyraźnie) odchodzi z owym Dereckiem. Odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku Dziurawego Kotła.

Wraz z wejściem Dracona do baru, ucichły wszystkie rozmowy. Jak on tego nienawidził...! Dawniej oddałby wszystko za taką sławę, za to, żeby ludzie się za nim oglądali, żeby wpatrywali się tylko w niego. Teraz mu to przeszkadzało.

Przeszedł prędko przez pomieszczenie, nie oglądając się za siebie. Znalazł się na jednej z ulic Londynu. Czując narastającą panikę, Draco ruszył przed siebie, obrzucając mugoli nienawistnymi spojrzeniami. Jakaś kobieta próbowała sprzedać mu kwiaty. Ręka blondyna zacisnęła się mocniej na różdżce. Jeden ruch, dwa słowa...

- Proszę zostawić tego pana! - zza pleców chłopaka rozległ się donośny, zniecierpliwiony głos. Staruszka puściła go, wpijając wzrok w brudny chodnik. - Ile razy tłumaczyłem pani, że nie wolno zmuszać ludzi do kupna kwiatów! Proszę...

Draco wyminął bez słowa funkcjonariusza i babinkę, rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś ustronnego miejsca. Wślizgnął się za pojemnik na śmieci, po czym obrócił wokół własnej osi. Naparła na niego ciemność, jak zwykle przy teleportacji.
Znalazł się przed furtką okazałej posesji, otoczonej ogrodem. Westchnął, zrezygnowany, i pchnął bramkę.

~$~

Faktycznie, błąd. Nie zauważyłam ^^. Spacja mi się wkradła.

Edytowane przez Vampirzyca dnia 09-10-2008 08:07