Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Wyżeracze Hogwartu - potyczki Huncwotów i... (rozdział 12)

Dodane przez 93asia93 dnia 29-12-2008 13:40
#22

6. Peter
Snape?!!!

- Panie Pettigrew, tak ochoczo pan rozmawia, więc może powie nam pan coś na temat zaklęcia Wingardium leviosa, które właśnie przed chwila omawiałem? - powiedział profesor Flitwick, chwiejąc się lekko na stosie książek, na których stał.
- Eee... ja... - zająknął się Peter.
Zaczerwienił się i zaczął rozglądać po klasie, szukając pomocy. Siedzący koło niego James i Syriusz wpatrywali się w swoje podręczniki, więc nie mógł liczyć na ich pomoc. Remus wyjechał, bo jego matka zachorowała... Pomocy!, pomyślał chłopak z rozpaczą. W tej samej chwili, jakby w odpowiedzi na jego myśli, ktoś rzucił na jego stolik kartkę. Profesor nie zauważył tego ruchu. Niepewnie zerknął na dół. Na skrawku pergaminu mieściły się podstawowe informacje o tym zaklęciu. Nie bez zaskoczenia i ulgi, że ominie go dodatkowa praca domowa, odczytał napisane na nim słowa:
- Zaklęcie Wingardium leviosa powoduje lewitację przedmiotów. Niezależnie od ich ciężaru, ugodzone tymże zaklęciem muszą unieść się na wysokość, jaką ustaliliśmy.
Profesor wyglądał na lekko zdziwionego, lecz mimo to kiwnął głową.
- Widzę jednak, że pan Pettigrew uważał... 5 punktów dla Gryffindoru.
Peter usiadł, uśmiechając się do siebie. Na chwilę zapomniał nawet, że nie wie, kto jest jego wybawcą. Lecz przypomniał sobie po dzwonku, chowając rzeczy do swojej torby. Rozejrzał się wokoło. W klasie był tylko on i ruda dziewczyna, również z Gryffindoru. Lily... Lily... Evans!, pomyślał. Już miał wyjść i dogonić Jamesa, który na pewno szedł z Syriuszem, gdy do głowy wpadła mu pewna myśl. A jeśli to ona? Cały czas za mną siedziała... nie, to niemożliwe. Dlaczego Lily Evans miałaby pomagać komuś takiemu jak ja? Wyszedł z klasy nie oglądając się za siebie. Biegł, dysząc ciężko i wypatrując chłopców. Nie ma ich. Pewnie poszli na lunch. Popędził do Wielkiej Sali. Chciał ich spytać o osobę, która podrzuciła mu pergamin. Nie mylił się. James i Syriusz siedzieli przy stole Gryffindoru, głośno rozmawiając i śmiejąc się. Podszedł do nich bez zbędnych wstępów spytał o to, co mu leżało na sercu. Syriusz, oczywiście, nie wziął na poważnie jego słów.
- Jak to, nie widziałeś jak Smarkerus rył nosem po kartce?
Salwa śmiechu. Peter się zdenerwował.
- Poważnie pytam...
- No a ja poważnie odpowiadam!
- Syriusz, nie wygłupiaj się - rzekł James, po czym zwrócił się do Petera. - Lily Evans siedziała za tobą.
- I co z tego? - spytał roztargnionym głosem.
- To, ciołku - wtrącił Syriusz - że to ona ci pomogła!
- Serio mówicie...?
- Nie, jazdę sobie z ciebie robimy - Syriusz naprawdę się zdenerwował.
- Po co mielibyśmy kłamać?
- No nie wiem...
Dopiero teraz usiadł koło Syriusza. Siedział oniemiały. Nie zauważył nawet, że chłopaki coś do niego mówią. Dopiero kiedy ktoś mocno go szturchnął, zdał sobie sprawę, gdzie jest. Natychmiast zaczął się rozglądać.
- Ej, co ci jest? - to James usiadł po jego lewej stronie.
- Mi? Nic.
Mówiąc to, Peter patrzył ponad jego ramieniem. James uchwycił to spojrzenie, rzucone na Lily.
- Teraz nie - odezwał się cicho. - Ona siedzi wieczorami na schodach do dormitorium albo w Pokoju Wspólnym. Sama.
- I co z tego? - zdziwił się.
- Jak to co? - oburzył się chłopak. - Już wiesz, kiedy możesz jej podziękować!
- Eee... podziękować...?
- Nie, poprosić ją, żeby została twoją dziewczyną! - James powoli tracił cierpliwość.
- Dziewczyną? Ja nie... ja... eee...
Zaczerwienił się po czubki włosów. Dziewczyną? Lily miałaby być jego dziewczyną...?
- Uruchom szare komórki! - powiedział mocno zdenerwowany i zniecierpliwiony James. - Pomogła ci, tak?
- No... tak.
- Wybawiła cię z opresji, tak?
- Eee... z czego...?
- Dobra, nieważne. Dalej. Dzięki niej nie będziesz musiał pisać dodatkowego wypracowania dla Flitwicka, tak?
- Tak.
- Chcesz jej za to podziękować, tak?
- Tak.
- No nareszcie! - odetchnął James. - Słuchaj, we wtorki i czwartki siedzi przed kominkiem. W poniedziałki i środy znajdziesz ją na schodach prowadzących do dormitorium dziewczyn. W weekendy... Nie szukaj jej nawet. Powiedziawszy to zerknął na stół ślizgonów, gdzie siedziała Lily ze Snapem. Wyglądali na bardzo zadowolonych... James ani Peter tego dnia więcej nie rozmawiali na ten temat.
*

Zrobię to dzisiaj, pomyślał Peter wstając z łóżka. Jednak nie pierwszy raz o tym myślał.
- We wtorek uniknąłem kary, a dziś już sobota - powiedział sam do siebie i jęknął głośno.
Dziś już sobota. Sobota! A James mówił, że w weekendy lepiej jej nie szukać. A jeśli... jeśli on to powiedział specjalnie, żebym tego nie zrobił? Nie, to niemożliwe. Każdy, tylko nie James. Myśląc o tym ubierał się i szedł do Wielkiej Sali na śniadanie. Tam zastał Lily, siedzącą samotnie przy stole Gryffindoru. Raz kozie śmierć, pomyślał i podszedł do niej spiesznym krokiem, rozglądając się wokoło. Nikogo znajomego nie ma, odetchnął. W końcu, a trwało to wyjątkowo krótko, znalazł się tuz obok Lily. Podniosła głowę.
- Cześć Peter.
Zaczerwienił się. Wyjątkowo mocno. Ręce trzęsły mu się ze zdenerwowania. Dziewczyna patrzyła na niego wyczekująco. Jeszcze bardziej się zestresował. Zacisnął ręce w pięści, przymrużył oczy i wydusił z siebie przeciągłe, ochrypłe słowa:
- Lily... ja...
Urwał, wpatrując się przerażony w drzwi Wielkiej Sali. Zbladł. Dziewczyna zerwała się z krzesła, chwytając go równocześnie za rękę.
- Co ci jest? - spytała, szczerze zmartwiona. Otrząsnął się.
- Nic! - powiedział, może zbyt gwałtownie odwracając głowę. r11; Chciałem ci tylko podziękować za pomoc we wtorek.
- We wtorek...? Nie przypominam sobie...
- No na zaklęciach.
- Chyba żartujesz! We wtorek na zaklęciach Flitwick kazał mi ułożyć alfabetycznie nasze dwa poprzednie zadania domowe! Gryfonów i ślizgonów!
- Co...? - odparł chłopak, całkiem zbity już z tropu. - Więc... kto to był?
Dziewczyna wzruszyła ramionami i znów spojrzała w swój talerz, na którym widniały dwie nietknięte parówki.
- Nie wiem. Spytaj swoich kumpli, Pottera i Blacka.
- Pytałem! Powiedzieli, że to ty.
Ponownie wzruszyła ramionami. Domyślił się, że powinien już sobie iść, żeby miała trochę spokoju. Dopiero w połowie drogi do wieży Gryffindoru zatrzymał się zszokowany.
- Snape! Przecież to był Snape! W Wielkiej Sali to on obserwował mnie i Lily! - wykrzyknął, zaskoczony własną bystrością.
Kilku uczniów ze starszych klas, których właśnie mijał, zaczęło się śmiać. Zaczerwienił się i pomknął do Pokoju Wspólnego. Muszę powiedzieć Jamesowi! Przeszedł przez dziurę pod portretem Grubej Damy. Zdyszany dobiegł do fotela, w którym siedział James, głośno się z czegoś śmiejąc. Stanął na wprost niego.
- To był Snape - powiedział.
___
To naprawdę długiej przerwie, zdecydowałam się napisać jeszcze kilka części.