Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Wyżeracze Hogwartu - potyczki Huncwotów i... (rozdział 12)

Dodane przez 93asia93 dnia 28-09-2008 13:36
#18

5. Remus
Wartość przyjaźni


Był wieczór, ostatni dzień przerwy świątecznej. Uczniowie wrócili już do szkoły z domów, więc w Pokoju Wspólnym Gryffindoru wydawało się tłoczno. Remus, James i Syriusz siedzieli po turecku przed kominkiem, rozmawiając i wpatrując się w ogień.
- Jutro zaczynamy lekcje... - powiedział ponuro Remus.
- I znów trzeba będzie się użerać z McGonagall - stwierdził Syriusz.
- Jak to użerać? - zdziwił się chłopak. James pospieszył z wyjaśnieniem:
- Znosić jej ciągłe ględzenie.
- Ach... Teraz już rozumiem.
Uśmiechnął się. Znów zapadło milczenie. James i Syriusz patrzyli w ogień, natomiast Remus - na nich. James był wyjątkowo przygnębiony. Remus jednak nie wziął tego zbyt poważnie. To pewnie z powodu jutrzejszych lekcji, myślał. No i Quidditcha. Nie przyjmują pierwszorocznych. A przecież on tak świetnie lata na miotle. Już nieraz zaprezentował klasę... Dopiero po chwili dotarło do niego, że James coś mówi.
- Co? Możesz powtórzyć? - Syriusz popatrzył na niego zaskoczony. - Zamyśliłem się.
- Pytałem właśnie - rzekł James - czy byliście kiedyś w takiego sytuacji, że po prostu musieliście komuś się wygadać, ale baliście się, że przyjaciele was wyśmieją.
- Nie - odparł Syriusz, uśmiechając się promiennie. - Ale ty możesz być pierwszy.
I ryknął śmiechem. James mu zawtórował. Remus jednak odwrócił głowę. Tak, pomyślał. Byłem... nie! Jestem w takiej sytuacji. Cały czas. Cale życie.
*

Remus biegł przez Hogwartu. Minął portret Grubej Damy i zbiegł po schodach prowadzących do Wielkiej Sali. Mijający go uczniowie pokazywali go sobie palcami i śmiali się. Jedni zasłaniali usta rękoma, inni bezczelnie patrzyli mu prosto w oczy. Część odwracała z niesmakiem głowy, kolejni bluzgali na niego przekleństwami, jeszcze zaś inni chcieli rzucić na niego urok. Usłyszał świst koło ucha - to minęło go jakieś zaklęcie. Dał się słyszeć wrzask ugodzonej nim osoby, dziewczyny. Chłopak się odwrócił tuż przez wejściem do Wielkiej Sali. W odległości około 5 metrów od niego stali James i Syriusz, z wyciągniętymi różdżkami i identycznymi złośliwymi uśmieszkami na twarzach.
- Łapcie go, to wilkołak! - krzyknął ktoś z jego prawej strony.
Tłum natychmiast to podchwycił. Ze wszech stron słychać było słowo "wilkołak". Był otoczony. Nie było drogi ucieczki. Jednak wtedy przez okno pokazał się okrągły księżyc - była pełnia... nic nie mógł poradzić. Przemienił się.
- Wilkołak! - usłyszał krzyk.
Jednak nie był to krzyk przerażenia, tylko triumfu. I w tym momencie... obudził się. Cały spocony odsunął kotary przy swoim łóżku. To, co zobaczył, jeszcze bardziej wytrąciło go z równowagi. James i Syriusz siedzieli na łóżku ich współlokatora, którego imienia Remus nawet nie znał, i grali w jakąś mugolską grę planszową.
- Wilk, nie wilkołak, baranie! - fuknął Syriusz do Jamesa. Ten przekrzywił głowę, wpatrując się w obrazek.
- Może i wilk. To chyba dobrze, nie? Peter, co tam piszą?
Mały, gruby chłopak o mysich włosach zarumienił się z podniecenia.
- "Wilk - tracisz dwie kolejki".
- Ha! - wykrzyknął Syriusz.
- Cześć chłopaki. W co gracie?
- Cześć Remus - uśmiechnął się James. - Peter przywiózł z domu "Grzybobranie". Dołączysz się?
- Nie, dzięki.
Wstał i przebrał się. Była niedziela, więc nie musiał spieszyć się na lekcje. Przysiadł na skraju łóżka, obok Jamesa. Przypatrywał się, jak chłopcy grają. Po kilku minutach poczuł na sobie spojrzenie tego... Zaraz, jak on się nazywa...? Ach, już wiem. Peter. Uśmiechnął się do niego łagodnie i powiedział, patrząc mu w oczy:
- My się chyba nie znamy? Jestem Remus Lupin - wyciągnął rękę ku niemu.
- Peter Pettigrew - bąknął w odpowiedzi chłopak, niewiarygodnie się przy tym czerwieniąc.
Był bardzo speszony i zdenerwowany. Remus dobrze znał to uczucie, towarzyszące zawieraniu nowych znajomości. Ile razy w życiu poznawał kogoś nowego, tak właśnie się czuł. Jednak teraz... Teraz jest inaczej. Coś się zmieniło. Od kiedy zaczął zadawać się z Jamesem i Syriuszem, lubiła go większość osób z klasy (pewnie ze względu właśnie na nich, pomyślał), nie spędzał samotnych wieczorów ani weekendów... Praktycznie rzecz biorąc jego życie obróciło się o 180 stopni. Nie mówił, że nie jest zadowolony z takiego przebiegu sytuacji, o nie. Jest bardzo zadowolony. Tylko... ciąży mu, że ukrywa przed nimi prawdę o sobie. Jest wilkołakiem i nic na to nie poradzi. A co, jeśli im powie, a oni wtedy odwrócą się od niego? Nie, stanowczo im nie powie.

---
Przy tym rozdziale pewnie przysnęliście :) No ale nic nie poradzę, mam go już od dawna napisanego. Teraz nie liczcie, że prędko coś opublikuję (nawet "Mistrza Języka" i "Nieszczęsne wyznanie" pójdzie się przespać --> BTW, zapraszam do ich czytania :) ), bo jutro idę do lakarza. I prawdopodobnie do szpitala...
Dzięki za wwszystkie komentarze, jakie zostawiliście do tej pory i jakie, mam nadzieję, jeszcze zostawicie :):):)