Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Wyżeracze Hogwartu - potyczki Huncwotów i... (rozdział 12)

Dodane przez 93asia93 dnia 22-09-2008 20:54
#14

4. Severus
Apaszka

- Hej, Smarkerusie! Wyświadcz Evans przysługę i odsuń swoją pustą głowę od niej. Jeszcze zarazi się głupotą!
Zacisnął ręce w pięści i zazgrzytał zębami ze złości. Lily położyła mu rękę na ramieniu i szepnęła uspokajająco:
- Nie zwracaj na nich uwagi.
Dziewczyna cofnęła dłoń. Odwrócił się do niej. Nadal był zły, lecz jej oczy, tak piękne i przenikliwe, działały na niego niezwykle uspokajająco. Odetchnął głęboko. Miał się właśnie roześmiać, gdy usłyszał tuż za sobą:
- Co, Smarku, boisz się?
Natychmiast się odwrócił. Potter stał dwa kroki od niego, z wyciągniętą różdżką. Na jego twarzy błąkał się ironiczny uśmiech.
- Wymiękasz, Smarku?
Nie odpowiedział. Nie będzie zniżał się do jego poziomu...Jednak w tym momencie Lily, do tej pory milcząca, wyskoczyła zza niego i, ku zaskoczeniu wszystkich, z wyciągniętą różdżką, zaczęła grozić Potterowi.
- Odwal się, Potter, jeśli nie chcesz skończyć w skrzydle szpitalnym.
- Ty mi grozisz, Evans? - rzekł i zaczął się histerycznie śmiać. - Grozisz mi?
- Tak, Potter. Grożę ci - dziewczyna była naprawdę wściekła.
- Evans, odsuń się. Nie chcę ci zrobić krzywdy.
- Och, jaki jesteś szlachetny! - ironizowała. Z końca jej różdżki wytrysnęły czerwone iskry. Potter przestał się śmiać.
- Ty nie masz pojęcia, jak się pojedynkuje.
- A ty masz? - odezwał się Severus.
- Wątpisz w to? - oczy chłopaka zapłonęły chorobliwym blaskiem wściekłości. - Ty...
- Ja.
Sev również wyciągnął różdżkę. Chciał rzucić na niego jakiś urok... Wycelował swoją różdżkę i... pojawił się profesor Slughorn. Kiedy zobaczył, co się stało, uśmiech spełzł z jego twarzy.
- Severusie! - wykrzyknął. - Co ty... Severusie, ty i pan Potter pójdziecie ze mną do mojego gabinetu.
- To on zaczął! - wykrzyknął James.
- Wyjaśnimy to w moim gabinecie, panie Potter.
Severus popatrzył na Lily, kiedy chował różdżkę. Wyglądała na przerażoną.
- Sev...
- Nie martw się.
- Zaczekam tutaj.
- Nie musisz.
- Zaczekam!
- W porządku.
Chłopak powoli poszedł za Slughornem. Był mocno zdenerwowany, ale nie wściekły. Jeszcze nie zdarzyło mu się być wściekłym. Ale ten Potter, myślał, naprawdę chce, żebym rzucił na niego jakiś paskudny urok. Smarkerus... uch, strasznie tego nie lubię. Ale żeby mówić tak do Lily, to przesada!
Pogrążony w rozmyślaniach, nie zauważył nawet, kiedy doszli do gabinetu i weszli do środka.
- Czekam na wyjaśnienia, Severusie.
Nie, nie powie prawdy. Nie będzie tchórzem i kablem. Musi coś wymyślić, i to szybko...
- Ja... eee... panie profesorze... pożyczyłem Potterowi książkę.
- Co? - zdumiał się Slughorn.
- Eee... no tak. Potter pożyczył ode mnie książkę. Podręcznik do... eliksirów. A pan profesor zadał nam pracę domową i... eee... nie miałbym jak jej napisać przez święta w domu.
Kątem oka zerknął na Jamesa. Nie wyglądał na zaskoczonego. Chyba połapał, o co tu chodzi, pomyślał Sev. No nie wierzę - Potter myśli!
- Czy to prawda, panie Potter?
- Tak, profesorze - rzekł ze spuszczoną głową.
- I tylko dlatego celowaliście w siebie różdżkami?
- Tak - odparł Severus.
- Tak - powtórzył James.
- Dzieci! - wykrzyknął mężczyzna, odzyskując wcześniejszy dobry humor. - Zrobić sobie nawzajem krzywdę z powodu książki?
- No tak - powiedział James. Severus natychmiast spytał:
- Jaka kara nas czeka?
- Kara? - Slughorn się roześmiał. - Żadna, dzieci. Żadna. Teraz idźcie. Wy, Severusie, wyjeżdżasz do domu, tak?
- Tak, panie profesorze.
- Pozdrów ode mnie rodziców.
- Dobrze, proszę pana.
Wyszli z pomieszczenia w milczeniu. Dopiero na schodach prowadzących do Sali Wejściowej, Potter odprężył się. Severus zauważył to w jego ruchach i twarzy. On jednak nie patrzył już na Jamesa, tylko na Lily, która stała samotnie u szczytu schodów. Była blada, jak kreda. Nerwowo zaciskała dłonie, patrząc na niego. Uśmiechnął się nieznacznie. Dziewczyna dobrze odczytała ten znak i odetchnęła z ulgą.
- To jeszcze nie koniec, Smarkerusie - powiedział Potter zanim skierował się do Wielkiej Sali.
- Nie przejmuj się, Sev. To głupek - powiedziała Lily, uśmiechając się lekko.
- Wcale się nie przejmuję. To co, idziemy?
*

- Oho! Za chwilę będziemy w Londynie!
- Już? - zdziwił się.
- Już? Przecież jedziemy prawie 6 godzin!
Dziewczyna zsiadła z fotela. Severus zrobił to samo, żeby pomóc jej ściągnąć kufer.
- Rodzice będą na ciebie czekać? - spytała Lily. Chłopak się zmieszał.
- Tylko mama - odrzekł, patrząc w bok.
Dziewczyna więcej nie poruszyła tego tematu. Wzięła swój kufer i klatkę z kotem. Wyszła z przedziału, mówiąc:
- Może uda nam się zobaczyć w święta. Szczęśliwego Bożego Narodzenia!
Chciał ją zatrzymać, życzyć jej wesołych świąt... Lecz nie odezwał się. W milczeniu wziął swój kufer i wyszedł z przedziału.
Na podłodze zauważył jakąś apaszkę. Podniósł ją. Poznaję ten wzór! - pomyślał. To apaszka Lily! Szybko znalazł róg z niebieskim kwiatem. Tak - nie mylił się! Świadczyły o tym czarne, nieduże litery L.E. wyszyte na tej apaszce.

Severus stał przed domem Lily z ręką zastygłą przed dzwonkiem. Zadzwonić, czy nie?, zastanawiał się cały czas. Nie, to bez sensu. Apaszkę mogę oddać jej w szkole. Ale z drugiej strony...
W tym momencie drzwi się otworzyły. Stała w nich roześmiana kobieta, prawdopodobnie matka Lily.
- A co ty tu robisz? - spytała. Sev, bardzo zmieszany, odparł:
- Eee... Dobry wieczór. Ja... eee... przyszedłem do Lily.
Kobieta uważnie mu się przyjrzała.
- Zaczekaj tutaj chwilę, zawołam ją.
Drzwi się zamknęły. Severus odetchnął z ulgą. Udało się, pomyślał. W tej samej chwili drzwi ponownie się otworzyły. Tym razem zobaczył w nich Lily.
- Severus? Co ty... Skąd się tu wziąłeś?
- Ja... przyszedłem ci to oddać.
Podał jej apaszkę, którą znalazł w pociągu.
- Apaszka od Tuni! - rozpromieniła się dziewczyna. - Dziękuję, Sev.
Uśmiechnął się do siebie. Nie spodziewał się, że taki mały kawałek materiału z kwiatowym wzorem może aż tak podziałać na Lily...
- Może wejdziesz? - spytała nagle.
- Nie! - wykrzyknął. Lily była zaskoczona. - Znaczy... Chciałem powiedzieć, że nie chcę robić kłopotu...
- Ale to żaden kłopot! - uśmiechnęła się. - Wchodź!
Chwyciła o za rękę i wciągnęła do środka. No pięknie, pomyślał, ściągając za dużą kurtkę i podając ją Lily.
Salon był sporym pomieszczeniem o klasycznym, dwukolorowym wystroju. Drewniane meble były świetnie skomponowane z kominkiem, dwoma dużymi oknami i drzwiami prowadzącymi do kuchni. Pośrodku pokoju stały: kanapa, dwa miękkie fotele i stolik. Obicie kanapy było zielone, tak jak zasłony. Natomiast kolor foteli pasował do ścian - delikatny odcień żółci.
Oni jednak do niego nie weszli. Lily poprowadziła go po schodach prosto do swojego pokoju. Sev czuł się dziwnie skrępowany, zapewne z powodu porządku, jaki panował w całym domu.
- Twoi rodzice nie będą źli? - spytał, rozglądając się wokoło.
- Nie, już pewnie ich nie ma.
Sev przytaknął i rzucił przelotne spojrzenie na szafkę przy łóżku. Zaraz, co to jest? - pomyślał. W pięknej ramce widniało zdjęcie. Byli na nim on i Lily, uśmiechnięci i machający do obiektywu.
- Skąd masz to zdjęcie?
- Nie pamiętasz? - zdziwiła się dziewczyna. - Zrobiliśmy je w Hogwarcie, całkiem niedawno.
- Nie, nie pamiętam...
- Straszny jesteś, wiesz? - uśmiechnęła się.
- Wiem, Lily. Wiem...

---
Nie zasnęliście całkiem?