Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Wyżeracze Hogwartu - potyczki Huncwotów i... (rozdział 12)

Dodane przez 93asia93 dnia 08-09-2008 18:51
#9

3. James
Nauka zbliżar30;


- Panie Potter, proszę o uwagę - powiedziała profesor McGonagall.
- Dobrze, pani profesor - powiedział potulnie chłopak.
Oczywiście nie zamierzał słuchać, a Syriusz zgadzał się z nim. Chwilkę posiedzieli spokojnie, lecz po chwili znów zajęli się swoimi sprawami. A gdy rozbrzmiał dzwonek oznajmiający koniec lekcji, McGonagall powiedziała:
- Black, Potter i Lupin, wy zostajecie.
Syriusz i James popatrzyli po sobie zdziwieni. Oni - to jasne, przeszkadzali, ale Lupin? Przecież on cichutko siedział całą lekcję i skrzętnie zapisywał wszystko, co profesor mówiła. On również wyglądał na zaskoczonego.
- Potter, Black, przez wasze zachowanie Gryffindor traci 10 punktów - powiedziała. - Teraz Lupin. Razem z Potterem i Blackiem przygotujecie referat na temat transmutacji roślin i za pięć tygodni wygłosicie go przed klasą.
- Co?! - powiedzieli równocześnie James i Syriusz.
- Jak to? - powiedział Lupin. - Ja z Potterem i Blackiem?
- Tak, Lupin. Ty z Potterem i Blackiem.
- Ale... dlaczego?
- Bo ja tak mówię - powiedziała. - Dla Pottera i Blacka będzie to kara. A dla ciebie...- Myślę, że nie będzie to dla ciebie problemem. Potterowi i Blackowi przyda się pomoc.
Syriusz i James popatrzyli na siebie, potem na Lupina. Ten ostatni miał bardzo niewyraźną minę.
- Ale... pani profesor...
- Żadnych "ale", Potter. To moje ostatnie słowo.
Chłopcy wychodzili z klasy w milczeniu, co jest do nich bardzo niepodobne. Nie odezwali się również na historii magii. Dopiero późnym wieczorem, siedząc w Pokoju Wspólnym wspomnieli o tym wydarzeniu.
- Stara wiedźma - powiedział roztargniony James.
- Co? - zdziwił się Lupin.
- Remus, on mówi o McGonagall - rzekł Syriusz.
- Ach... no tak.
- Nie wiem, jak my to zrobimy. Referat o transmutacji roślin! - prychnął James.
- Damy radę - powiedział Remus. - No co tak na mnie patrzycie? Posiedzimy trochę w bibliotece i poszukamy. Nie powinno być problemów.
- My? My posiedzimy? Co ja jestem? Jakiś mól książkowy? - zdenerwował się Syriusz.
- Syriusz, daj spokój. Przecież sam nie będzie wszystkiego robił.
Chłopak patrzył na Jamesa zaskoczony. Ten zaś patrzył w ogień trzaskający wesoło w kominku. Nie miał zamiaru tłumaczyć mu swojej postawy. W końcu miał rację. Czemu Remus ma harować, kiedy my będziemy śmieć się z wszystkiego, a szczególnie z prac domowych? - myślał. No bez przesady! Chłopak zatopił się w rozmyślaniach.
- James! - usłyszał czyjś głos i poczuł, że ktoś szarpie go za ramię, by się obudził.
- James!
- Cooo...?
Nie miał okularów na nosie, więc po otwarciu oczu widział wszystko przez gęstą mgłę. Wyprostował się i wyciągnął rękę przed siebie. Ktoś wcisnął mu w nią okulary. Założył je i spojrzał w górę, na osobę, która go obudziła. Był to Syriusz. Nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby nie wyraz jego twarzy. Chłopak był przerażony.
- Co się stało? - zapytał, całkiem już rozbudzony.
- W pokoju... tam... - zaczął mówić roztrzęsionym głosem.
- Uspokój się Syriusz. Powoli. Powiedz, co się stało.
- Tam w pokoju, pod łóżkiem... Och, sam zobacz.
James popatrzył na niego uważnie. Po chwili wstał i poszli razem do sypialni. Przed drzwiami Syriusz zatrzymał się i wpuścił Jamesa pierwszego. Chłopak szedł powoli - ostrożnie stawiał każdy krok. W końcu, wraz z Syriuszem, dotarł na środek pokoju. Jak do tej pory, nie zauważył nic niepokojącego. On mnie robi w bambuko, pomyślał James.
- No? Gdzie to coś, co cię tak przestraszyło?
- Tam - Syriusz wskazał ręką na łóżko Lupina.
- Remus? - zdziwił się. - Nie żartuj sobie.
- Nie, nie on. Pod jego łóżkiem...
- Ech, nic z ciebie nie wyciągnę.
- Lepiej sam zobacz...
James podszedł do łóżka Remusa. Ukląkł i włożył rękę pod łóżko. Natychmiast poczuł coś miękkiego. Chyba jakiś materiał... Wyciągnął go i na niego spojrzał. Natychmiast go puścił. Teraz już wiedział, dlaczego Syriusz się tak zachowywał. To, co zobaczył, było przerażające: koszulka Remusa, cała poszarpana (chyba przez jakieś drapieżne zwierzę) i zakrwawiona.
- Chodźmy stąd - szepnął Syriusz
- Przebierz się. Idziemy do Wielkiej Sali.
- Że co?!
- Jest już szósta. Nie ma sensu się kłaść.
- Ale ja nie...
- Nie mam ochoty rozmawiać o tym w Pokoju Wspólnym.
- Och, dobra.
Syriusz przebierał się bardzo szybko. Już po kilku minutach wyszli z dormitorium. W drodze do Wielkiej Sali żaden z nich się nie odezwał. Dopiero przy stole Gryfonów, gdy wizja poszarpanej koszulki się oddaliła, James odzyskał humor.
- Ej, Syriusz, z nami coś się ostatnio stało.
- Stało się... Jak to z nami?!
- No... z nami. Ostatnio tylko siedzimy w Pokoju Wspólnym i nigdzie nie chodzimy w nocy... Peleryna Niewidka samotnie siedzi w kufrze...
Syriusz zaśmiał się. James również. Po chwili jednak ten pierwszy spoważniał.
- Idzie Remus - powiedział. Jamesowi śmiech uwiązł w gardle.
- Będziemy mu coś o tym mówić? - spytał niepewnie.
- O tej koszulce pod łóżkiem? - James skinął głową. - Nie wiem. Jak ty myślisz?
- Myślę, że na razie nic mu nie wspomnimy, tylko go będziemy bacznie obserwować.
Umilkł, widząc, ze Lupin zmierza w ich stronę. Jego mina nie wróżyła niczego dobrego. Usiadł naprzeciwko nich, po drugiej stronie stołu.
- Słyszałem was nad ranem - powiedział. - Znaleźliście tą koszulkę pod łóżkiem, tak?
- No... znaleźliśmy - rzekł Syriusz powoli.
- I... - mówiąc to, James zerknął na Syriusza. - Zastanawiamy się, czemu ona jest taka... wiesz...
Chyba nie jest zły, pomyślał z nadzieją, patrząc na Remusa. Ten, jak gdyby czytając w jego myślach, uśmiechnął się, cały czas uważnie na nich patrząc.
- Wiedziałem, że o to zapytacie. To dość nietypowa historia...
- Opowiedz, chętnie posłuchamy. Prawda, Syriusz?
- Prawda! Słuchamy.
- Rok temu w wakacje znalazłem na łące małego króliczka. Trząsł się ze strachu, więc ściągnąłem koszulkę i zawinąłem go w nią. Przyniosłem go do domu i zrobiłem legowisko w koszyku, na mojej koszulce. A że mój pies, dość pokaźnych zresztą rozmiarów, był cięty na niego, rozszarpał królika razem z koszulką. Byłem wściekły, bo bardzo polubiłem Benia, więc koszulkę włożyłem do mojej szkolnej torby. Pakując swój kufer, już o tym zdarzeniu prawie nie pamiętałem. Kiedy w torbie znalazłem te strzępy, wrzuciłem je pod łóżko, żeby nikt ich nie znalazł. Ot, cała przerażająca historia.
James odetchnął z ulgą. Siedzący obok Syriusz zrobił to samo. Teraz, kiedy Remus opowiedział im tą historię, głupio wyglądały ich drastyczne, przerażające niekiedy wyobrażenia. James, śmiejąc się z własnej głupoty, patrzył na Syriusza, który również trząsł się ze śmiechu. Co sobie Remus o nas pomyśli...!, przyszło mu do głowy. Ten jednak, jakby w odpowiedzi na jego myśli, zaczął się śmiać, patrząc to na jednego, to na drugiego. Po chwili, całkiem się uspokoiwszy, James przemówił:
- Jest sobota, więc możemy dłużej posiedzieć w bibliotece.
- Masz rację - odrzekł Syriusz. James popatrzył na niego zaskoczony. - To idziemy?

James, Syriusz i Remus kolejne 2 tygodnie spędzili na wyszukiwaniu w bibliotece materiałów na temat transmutacji roślin. W tym czasie Syriusz nabrał przekonania co do książek i biblioteki, a James uwierzył, że dadzą radę z tym referatem.
Następne 2 tygodnie układali tekst referatu. W sumie nie oni, tylko Remus. To on z ich trójki był dobry w te klocki. Pozostała dwójka nawet nie próbowała mu pomóc. Bo po co - skoro daje sobie radę, niech pisze. Nie trzeba go rozpraszać, myślał James, grając z Syriuszem w szachy.
Najgorszy, w ich mniemaniu, był tydzień ostatni. Wtedy to musieli nauczyć się referować tekst Remusa. Dobrze, że go mieli...
- Potencjalnie problematyczna może wydawać się transmutacja roślin w zwierzęta - James cicho przeczytał dalsze akapity. - Co tu jest napisane?
- Eszeweria.
- Że co?!
- No... eszeweria. E - sze - wer - ja.
- Kurczę, czy ty musisz używać takich trudnych nazw?
Tydzień minął szybko. Ani się spostrzegli, że jest już piątek, ostatni dzień szkoły przed Świętami Bożego Narodzenia, a oni stali na środku klasy z kartkami w dłoniach, obok niewielkiej tui, którą Remus miał transmutować w tukana.
Profesor McGonagall dała im znak ręką, żeby zaczynali. Szło im to wyjątkowo łatwo, gładko i przyjemnie. Nawet w momencie, w którym zawsze się mylili, wszystko się udało.
- Potencjalnie problematyczna może wydawać się transmutacja roślin w zwierzęta. Jednak po niedługich ćwiczeniach, zdolny czarodziej nie powinien mieć z tym żadnych problemów.
Po wypowiedzeniu tych słów James odetchnął z ulgą. Tu kończyła się jego rola. Teraz Syriusz musi referować. Potem Remus transmutuje tuję i - koniec, myślał James, chcąc się uspokoić. Lecz serce nadal biło mu mocno.
- ...wielką furorę zrobiła eszeweria. Jest to kamienna róża, którą Louill Ziemisty, zamieszkujący Holandię, stworzył z...
Jeszcze tylko kilka zdań, myślał James. Chciał już moc udać się do Pokoju Wspólnego, siąść przed kominkiem razem z Syriuszem i Remusem...
Chłopak transmutował tuję, co wywołało salwę oklasków. Również na profesor McGonagall zrobiło to wrażenie. Wtedy właśnie rozbrzmiał dzwonek i wszyscy uczniowie wyszli z klasy. Tylko ich trójka została, by McGonagall oceniła ich pracę.
Denerwowali się, jak nigdy, mimo że wiedzieli, iż wszystko dobrze zrobili, a nawet więcej (wiele informacji było nadprogramowych). W napięciu czekali, aż profesor zbierze książki i, w końcu, zwróci się do nich.
- Pan Potter, Lupin i Black.
James zacisnął ręce na kartce, którą trzymał.
- Jestem z was bardzo zadowolona. Postaraliście się. Otrzymujecie po 10 punktów za każdego z was. I dodatkowe 15 za transmutację tui.
Chłopcy rozpromienieni wychodzili z klasy. Żartowali i śmiali się. Tylko Remus był jakiś... Dziwny. Blady i jakby zdenerwowany. Lecz James i Syriusz tego nie zauważyli - zapomnieli się w swoim szczęściu.
*

James nie mógł zasnąć. Przewracał się boku na bok, próbując niemal wszystkich metod na zaśnięcie. Jednak żadna z nich nie okazała się na tyle skuteczna, by pogrążył się w krainie snów. Po jakimś czasie znieruchomiał, leżąc na plecach. Nie chciał zakłócać snu swoim kolegom z dormitorium, mimo że łóżka w Hogwarcie nie skrzypiały jak te w jego domu. Wciąż próbował zasnąć, oddychać spokojnie, choć w środku rozsadzała go złość. Dlaczego on nie może spać, gdy inni słodko śnią?!, irytował się. W końcu zapadł w lekki półsen.
Obudził go jakiś dziwny dźwięk. Gwałtownie usiadł na łóżku. Przez chwilę zastanawiał się, co on w ogóle robi, ale zdał sobie sprawę, że wsłu****e się w wycie. Jednak nie takie jak psie, gdy tęskni za swoimi właścicielami. To był skowyt zranionego zwierzęcia... Jednakże James nie miał ochoty rozmyślać nad tym o...
- Druga w nocy! - szepnął zaskoczony.
Opadł ciężko na poduszki i, o dziwo, od razu zasnął. Kiedy następnego dnia Syriusz obudził go z donośnym rechotem, ciskając w niego poduszką, nie wiedział dlaczego jest taki zmęczony. Przez myśl przeszły mu tylko trzy niewiele, dla postronnej osoby, znaczące słowa: noc, skowyt, SPAĆ!!! Ulegając prośbom przyjaciela, ubrał się i zszedł z nim do Wielkiej Sali. W Sali Wejściowej natknęli się na uczniów wyjeżdżających na święta do domu. James zauważył Smarkerusa i Lily stojących razem i cicho rozmawiających. Nie mógł się powstrzymać od złośliwej uwagi.
- Hej, Smarkerusie! Wyświadcz Evans przysługę i odsuń swoją pustą głowę od niej. Jeszcze zarazi się głupotą!

---
Słyszałam opinie, ze opowieść Remusa była dziecinna. Cóż, ja w wieku 11 lat nie wymyśliłabym nic lepszego ;) Może jakoś przeżyliście kolejną część.