Tytuł: Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: [NZ] Wyżeracze Hogwartu - potyczki Huncwotów i... (rozdział 12)

Dodane przez 93asia93 dnia 29-08-2008 20:56
#1

1. Syriusz
W pociągu do Hogwartu

Dzień zapowiadał się wspaniale, mimo że był 1 września. Słońce jeszcze świeciło mocno, a niebo było bezchmurne. Stacja King's Cross była tak zatłoczona, że Syriusz z wielkim trudem przepychał się przez tłum ludzi, pchając przed sobą wózek. Spieszył się, choć była dopiero 10:20. miał nadzieję poznać kogoś fajnego jeszcze zanim wsiądzie do pociągu.
- Syriuszu! - usłyszał surowy głos matki.
Odwrócił się i w tym samym momencie poczuł, że na coś wpadł. Siła uderzenia zwaliła go z nóg. Wstał powoli, klnąc pod nosem. Rozejrzał się. Ludzie wokoło nie zwracali na niego najmniejszej uwagi. Tylko kilka starszych kobiet z niesmakiem pokręciło głowami. Syriusza jednak bardziej zainteresowało to, na co wpadł. Był to wózek bagażowy. Pełny wózek bagażowy. Więc gdzieś tu musi być jego właściciel, pomyślał. Przeszedł na prawą stronę swojego wózka. Nie mylił się. Na ziemi klęczał chłopak, na oko w jego wieku, z wyjątkowo rozczochranymi czarnymi włosami. Chyba czegoś szukał.
- A niech to! - powiedział ze złością chłopak.
- Szukasz czegoś?
- Moje okulary... Powinny gdzieś tu być...
Syriusz natychmiast je zauważył. Leżały kilka stóp dalej. Podniósł je i podał chłopakowi.
- Dzięki - powiedział zakładając je. Wstał, otrzepał ubranie i wyciągnął rękę w kierunku Syriusza. - Jestem James Potter.
- Syriusz Black.
Uścisnęli sobie dłonie. Popatrzyli na swoje wózki, a potem znów na siebie i zgodnie wybuchnęli śmiechem. Wtedy podbiegła do nich kobieta o krótkich czarnych włosach i orzechowych oczach. Miała bardzo podobne rysy twarzy do Jamesa.
- Och, na miłość Boską, James! Gdzie ty się włóczysz? Pełno tu mugoli, nie wiem, jak przejść przez barierkę, żeby nikt nic nie zauważył, a ty gdzieś znikasz! - mówiła roztargnionym głosem.
- Mugoli? - powtórzył Syriusz. Kobieta zamarła. - Czyli ty też jedziesz do Hogwartu?
- Jasne! - uśmiechnął się James. - To moja mama - powiedział wskazują na kobietę. Uśmiechnęła się - Mamo, to jest Syriusz Black.
Uśmiechnął się. Chwycił swój wózek i razem z Jamesem poszli za panią Potter. Pierwsze pytanie zadał Syriusz.
- Pierwszy raz do Hogwartu?
- Nooo... A ty?
- Też.
- Kurczę, ale mnie wcześniej nastraszyłeś! Myślałem, że jesteś jednym z nich!
- Nie... Moja rodzina już wielu pokoleń jest czystej krwi - powiedział z goryczą.
- Moi to też czarodzieje.
Zapanowało milczenie. Jednakże trwało krótko.
- Chciałbym trafić do Gryffindoru... - rozmarzył się James i wtedy doszli do peronu dziewiątego.
- James, chodź. - powiedziała pani Potter. - Idźcie razem, zaraz po was wejdziemy ja tata.
Syriusz i James oparli się o barierkę i natychmiast znaleźli się na peronie numer 9 i ¾. Po nich państwo Potterowie.
- Chodźcie, znajdziemy wam przedział. r11; powiedział pan wysoki mężczyzna o bujnej, rozczochranej jasnej czuprynie.
Pan Potter pomógł chłopcom wtaszczyć kufry do pociągu. Zajęli miejsca w przedziale, w którym siedziały już dwie osoby - blady chłopak o czarnych tłustych włosach i ruda dziewczyna. Cicho rozmawiali. James i Syriusz wyszli z pociągu.
- Muszę pożegnać się z rodzicami - skrzywił się James. - Ty pewnie też, co?
- Ja... Szczerze mówiąc, to nie,.
- Świetnie! To pójdziesz ze mną. Moja mama na pewno by się rozpłakała.
Syriusz zaśmiał się serdecznie. Jego mama musiałaby być pod działaniem zaklęcia Confundus albo Imperius, żeby jakoś po ludzku się z nim pożegnać. Nie myślał nawet o tym, że ona kiedykolwiek by się rozpłakała... Na pewno przed odjazdem udzieliłaby mi reprymendy za zachowanie i znów by mi powiedziała, co myśli o moim stosunku do "szlachetnego domu Slytherina", myślał. Ogarnęło go rozgoryczenie i złość. Co im do tego, że on wolałby być w Gryffindorze? Cała jego rodzina była w Slytherinie, jeszcze im mało?
Kiedy tak rozmyślał zjawili się przy nich pan i pani Potter. Do Syriusza nie docierało wiele ze słów matki Jamesa.
- ...i pamiętaj, żeby nie zbliżać się nawet do Zakazanego Lasu.
- Dobrze, mamo.
- Nie łam regulaminu i pilnie się ucz.
- Okay.
- I żebym nie dostała żadnej sowy ze skargą na ciebie!
- Alice, daj już spokój. Chłopak ma 11 lat i jedzie do Hogwartu. Da sobie radę. - przerwał jej wywody pan Potter.
- Tom, przecież wiesz, jaki on jest! - oburzyła się matka Jamesa. - Nie przepuści żadnej okazji, żeby coś zmajstrować!
- Niezła myśl! Dzięki, mamo.
Pani Potter chciała zabić go wzrokiem. Po chwili jednak uśmiechnęła się i objęła syna. Syriusz dostrzegł w jej oczach łzy. Kiedy wypuściła Jamesa z objęć, zwróciła się do Syriusza.
- Wyglądasz na rozsądną osobę, Syriuszu. - zaczęła pani Potter. - Dlatego chciałabym cię o coś prosić.
- Alice! - skarcił żonę pan Potter.
- A...ależ oczywiście. Słucham. - wykrztusił Syriusz i zerknął na Jamesa. Był równie blady, jak on.
- Kiedy będziecie w Hogwarcie, miej oko na Jamesa, dobrze?
- Mamo! - wykrzyknął James.
- Cicho. - ucięła kobieta, po czym znów spojrzała na Syriusza. - Dobrze? Zrobisz to dla mnie?
Nie wiedział, co odpowiedzieć. Pani Potter patrzyła na niego tak intensywnie, że już powinien mieć na sobie wypaloną dziurę. Stał krótką chwilę oniemiały, gapiąc się na kobietę. Kiedy w końcu się zreflektował i chciał powiedzieć "Dobrze, pani Potter. Postaram się", rozległ się dźwięk gwizdka.
- Szybko, wsiadajcie! - krzyknął pan Potter wśród ogólnego hałasu.
Chłopcy wskoczyli do pociągu. Wyjrzeli przez okno i machali państwu Potterom, dopóki nie zniknęli za zakrętem.
- Fajnych masz rodziców. - powiedział Syriusz. James się rozpromienił.
- Dzięki. To co, idziemy do przedziału?
- Jasne.
Kiedy weszli do przedziału, ruda dziewczyna ocierała oczy chusteczką, a blady chłopak chyba ją pocieszał - miał bardzo niewyraźną minę. James i Syriusz nie zwracali na nich uwagi. Okazało się, że obaj są urodzonymi dowcipnisiami. Już zaczęli planować, co zrobią w Hogwarcie.
- Słyszałeś o Filchu? - zapytał James.
- No jasne! A co, wymyśliłeś coś?
- Jeszcze nie... Ale ojciec mi opowiadał, że...
James nie dokończył, bo chłopak siedzący z nimi w przedziale odezwał się na głos:
- To jest to! - powiedział do dziewczyny o rudych włosach. - Jedziemy do Hogwartu!
Dziewczyna uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Rozpromieniony chłopak mówił dalej.
- Dobrze by było, żebyś trafiła do Slytherinu.
- Do Slytherinu? - odezwał się James. - Ktoś tutaj chce być w Slytherinie? Chyba się gdzieś przesiądę, a ty?
- Cała moja rodzina była w Slytherinie - zaśmiał się Syriusz rozłożony na siedzeniu naprzeciwko Jamesa.
- Jasny gwint! A ja myślałem, że z tobą wszystko w porządku! - Syriusz uśmiechnął się szeroko.
- Może zerwę z rodzinną tradycją. A ty gdzie byś chciał być, ja byś mógł wybierać?
James udał, że wznosi niewidzialny miecz.
- W Gryffindorze, gdzie kwitnie męstwo i cnota! Jak mój ojciec.
Blady chłopak prychnął pogardliwie. James zwrócił się do niego.
- Przeszkadza ci to?
- Nie. - odpowiedział uśmiechając się drwiąco. - Skoro wolisz mieć krzepę niż mózg...
- A ty gdzie byś chciał trafić, skoro brakuje ci i tego, i tego? - odparował Syriusz.
James wybuchnął niepohamowanym śmiechem, a rudowłosa dziewczyna wyprostowała się, z pogardą spojrzała na Syriusza i Jamesa i rzekła do chłopaka o tłustych włosach:
- Chodź, Severusie, znajdziemy sobie inny przedział.
- Oooooo...
James i Syriusz zaczęli przedrzeźniać jej wyniosły ton. James próbował podstawić chłopakowi nogę, gdy przechodził.
- Do zobaczenia, Smarkerusie! - zawołał James zatrzaskując drzwi.
Chłopcy śmiali się histerycznie i nie mogli przestać. Nawet, kiedy do ich przedziału wpadł mały gruby chłopak, mamrocząc coś o pomyłce, Syriusz i James chichotali. Uspokoili się dopiero wtedy, gdy wysiedli z pociągu i zobaczyli ogromną postać krzyczącą ponad tłumem:
- Pirszoroczniacy, do mnie! Pirszoroczni tutaj!
Syriusz i James podeszli do niego i popatrzyli w górę na jego twarz.
- Uau, ty pewnie jesteś Hagrid? - spytał James.
- A jak! - uśmiechnął się olbrzym. - A wy to pewnie... Potter, tak? I Black?
Chłopcy uśmiechnęli się szeroko.
- Znałem waszych rodziców. Albo krewnych.
Zapanowała cisz. Przerwał ją Hagrid, mówiąc:
- No, już chyba wszyscy. Idziemy!
Przepłynęli jezioro. Na niebie świeciły gwiazdy. Do szkoły weszli skąpani w blasku księżyca i niewiarygodnie przestraszeni. Blady chłopak i ruda dziewczyna z pociągu szli ramię w ramię.

Edytowane przez Alae dnia 09-08-2010 22:07

Dodane przez ladybird dnia 30-08-2008 00:30
#2

Podoba mi sie Twój styl pisania. Chetnie przeczytam kolejne części...

Dodane przez Dimrilla dnia 30-08-2008 04:04
#3

Bardzo ładne. Wciągnęło mnie, mimo że nie znoszę huncwotów, a Jamesa Pottera szczególnie. Jak rozumiem ciąg dalszy nastąpi? (Mam nadzieję :) )

Dodane przez Hatfield dnia 30-08-2008 09:07
#4

Takie sobie, ale przyjemnie się czyta.

Dodane przez Red Crayon dnia 30-08-2008 09:19
#5

Dlaczego jedna druga opowiadań zaczyna się pierwszego września i to na King's Cross?! To jest właściwie prawie sam dialog. Są też teksty samej Rowling. Masz ładny styl pisania, zgrabny i luźny. Pisz dalej...

Dodane przez Bella dnia 30-08-2008 18:06
#6

Zapanowała cisz.

To jedyny błąd jakiego sie dopatrzyłam.
Ładnie piszesz, podoba mi sie ze są tu teksty Rowling, dzieki temu wydaje się tak jakby była to ta prawdziwa historia huncwoctów. Chętnie przeczytam kolejną część.

Dodane przez 93asia93 dnia 30-08-2008 22:23
#7

Dziękuję serdecznie za te komentarze. Kolejne części oczywiście będą, choć ich napisane mam dopiero 8... Dziewiątą tworzę dopiero. Chociaż... narazie piszę "Mistrza Języka" na konkurs... Ale napewno fan fiction będę kontynuować. Zbyt mnie to wciąga, zeby zaprzestać ;););)

Dodane przez 93asia93 dnia 02-09-2008 21:33
#8

2. Lily
Nie szata zdobi człowieka


Wielka Sala jarzyła się blaskiem tysięcy świec wiszących w powietrzu nad czterema długimi stołami. Lily szła obok Severusa i trzęsła się ze strachu. Starsi uczniowie szeptali coś między sobą, gdy pierwszoroczniacy przechodzili koło nich. Nie polepszało to samopoczucia Lily. W końcu się zatrzymali, a profesor McGonagall (która już zdążyła się im przedstawić) położyła przed nimi stołek, na którym była stara tiara czarodzieja. Przez chwilę panowała cisza. Potem rozdarcie tuż przy rondzie rozwarło się jak usta, a kapelusz zaczął śpiewać. Jednak Lily nie rozumiała wiele z tego, co kapelusz śpiewał. Dotarły do niej tylko słowa: Gryffindor... Slytherin... Hufflepuff... Rawenclaw... wybiorę... przydzielę...
Nie mogła opanować drżenia. Spojrzała na Severusa. Ich oczy spotkały się. Severus chwycił ją za rękę i szepnął, patrząc jej w oczy:
- Nie bój się. Nie ma czego.
Musiał odwrócić od niej głowę, gdyż profesor McGonagall zaczęła wyczytywać nazwiska uczniów.
- Evans, Lily!
Dziewczyna rzuciła zlęknione spojrzenie w stronę Severusa, który uśmiechnął się zachęcająco, i poszła w kierunku stołu nauczycielskiego. Przez cały czas patrzyła na Tiarę Przydziału, a serce biło jej jak oszalałe. Kiedy siadała na stołku i zakładała Tiarę na głowę, nie potrafiła opanować drżenia rąk. Nastała chwila ciszy. Zagięcie przy rondzie kapelusza rozchyliło się i...
- GRYFFINDOR!
Lily zdjęła Tiarę z głowy, wstała, położyła ją na stołku i skierowała się ku stołowi Gryffindoru. Przechodząc koło Severusa uśmiechnęła się do niego delikatnie. Nie odwzajemnił uśmiechu. Nawet na nią nie spojrzał.
Dziewczyna odwróciła głowę od niego i poszła do stołu Gryffindoru. Syriusz przesunął się, aby zrobić jej miejsce. Jednak Lily go poznała. To przecież ten chłopak, który dokuczał Severusowi, pomyślała. Zacisnęła usta i usiadła, mając założone ręce. Czemu nigdzie nie ma miejsca? Akurat obok tego przygłupa muszę siedzieć! - myślała.
- Potter, James! - wyczytała profesor McGonagall.
Chłopak szedł pewnie, z uśmiechem na twarzy. Ledwie założył Tiarę na głowę, zagięcie rozwarło się.
- GRYFFINDOR!
James biegł do stołu Gryfonów. Witały go oklaski i okrzyki kolegów. Najmocniej klaskał przystojny chłopak siedzący koło niej, Syriusz Black. James usiadł między nim, a Lily. Przybili sobie piątkę. James chyba jej nie poznał. Ona nie mogłaby zapomnieć jego fryzury. Rozczochrana, jak gdyby stał na wietrze. A i on nic nie robił, by to zmienić. Co za palant! - zirytowała się Lily, kiedy James zaśmiał się ironicznie, gdy McGonagall przeczytała:
- Snape, Severus!
Tiara nie zastanawiała się zbyt długo.
- SLYTHERIN!
Lily jęknęła cicho. James zawył z uciechy. Dziewczyna obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem i patrzyła, jak Severus udaje się ku stołowi po drugiej stronie Wielkiej Sali. Śledziła go wzrokiem aż do momentu, kiedy usiadł, a po ramieniu poklepał go wysoki jasnowłosy chłopak z odznaką prefekta naczelnego. Miała nadzieję, że Severus odwróci głowę, uśmiechnie się i pomacha do niej, by dodać jej otuchy. Jednak tego nie zrobił.
Dziewczyna odwróciła głowę i popatrzyła na stół, na którym już pojawiły się przeróżne potrawy. Większości z nich Lily nigdy w życiu nie widziała, nie mówiąc o ich jedzeniu. Nie wiedziała, od czego zacząć ucztę. Ale gdy zobaczyła, że siedzący obok niej James i Syriusz pochłaniają takie ilości jedzenia, że chyba nawet nie wiedzieli, co jedli, natychmiast zrobiło jej się niedobrze. Co za idioci!, myślała z goryczą.
- Zjedz coś, bo będziesz wyglądać jak Smarkerus - powiedział James. Lily prychnęła ze złością.
- Czyli jak? - powiedziała przez zęby.
- Noo... - zastanowił się James.
- Jak trzy ćwierci do śmierci - wtrącił Syriusz.
- O właśnie. Może nawet i dwie... - Lily zacisnęła zęby. - Tylko nie zapomnij myć włosów, jak Smarkerus.
Syriusz ryknął śmiechem, przy okazji plując na wszystkich sosem z pieczeni. Lily miała tego dość. Właśnie chciała się przesiąść, gdy wstał dyrektor Hogwartu, rozmowy ucichły, a z półmisków znikły wszystkie potrawy. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Witajcie moi drodzy, w kolejnym roku nauki w Hogwarcie! Na samym wstępie pragnę powitać wszystkich nowych uczniów - skłonił lekko głowę - i pragnę ich poinformować, że zabroniony jest wstęp do Zakazanego Lasu. W tym roku również doszło kilka nowych pozycji przeniesionych do Dziełu Ksiąg Zakazanych. I bardzo proszę nie wkradać się do biblioteki nocą, gdyż naszej bibliotekarce pani Pince przysparza to wiele nowych obowiązków. Teraz możecie udać się do swoich dormitoriów.
Wszyscy uczniowie wstali, a prefekci próbowali przekrzyczeć tłum:
- Pierwszoroczniacy, proszę za mną! Pierwszoroczni! Tutaj proszę!
Lily szybko wstała i pomknęła w stronę prefekta Gryfonów. Chciała jak najprędzej uwolnić się od tych natrętów, Pottera i Blacka. Jednak oni błyskawicznie zjawili się koło niej. Stanęli po obu jej stronach. James objął ją ramieniem. Zareagowała natychmiast.
- Odczep się, palancie!
- Ooo... Nieładnie, oj nieładnie... - powiedział James.
- Dość tych pogaduszek! Idziemy! - zdenerwował się prefekt.
Lily odepchnęła Jamesa. Ten jednak znów objął ją ramieniem. Z całej siły szturchnęła go łokciem w bok.
- Au! No coś ty! - powiedział James rozmasowując sobie żebra.
Dziewczyna nie słuchała. Wyprzedziła chłopców i dogoniła prefekta.
- Ty jesteś prefektem, tak? - zagadnęła go, chcąc się uspokoić.
- Tak - uśmiechnął się chłopak.
- Zaszczytna funkcja... I bardzo odpowiedzialna, prawda?
- Och, tak. - prefekt już całkiem się rozchmurzył, że jest ktoś, kto chce go słuchać. - Musimy ustalać nowe hasła, w przypadku Gryffindoru z Grubą Damą. Nauczyciele często też nas proszą o pomoc.
- Nauczyciele proszą uczniów o pomoc? - zdziwiła się Lily.
- prefektów - poprawił ją chłopak. - Zazwyczaj chodzi o proste sprawy - udzielenie komuś korepetycji, pilnowanie uczniów w dormitorium i na korytarzach... Tego typu sprawy.
W tym czasie, gdy prefekt opowiadał o swoich zajęciach, doszli do portretu Grubej Damy.
- Motyli raj!
Portret odsłonił dziurę, przez którą przeszli do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Był tam kominek, na którym wesoło trzaskał ogień. Obok kominka stały cztery fotele, ułożone wokół niedużego okrągłego stolika. W kącie stała szafa, koło niej na ścianie wisiała korkowa tablica, a na niej ogłoszenia. Ścianę po lewej stronie od wejścia do Pokoju Wspólnego prawie w całości pokrywała flaga Gryffindoru, a raczej jego godło - złoty lew nad napisem: GRYFFINDOR, również tkany złotymi nićmi, na czerwonym tle. Połowę ściany przeciwległej zajmowały dwa okna, przez które widać było błonia Hogwartu, chatkę gajowego i Zakazany Las.
- Uau! - wykrzyknął James, który właśnie wszedł. - Tu jest dokładnie tak, jak opowiadał mi tata!
- Tu jest lepiej, niż sobie wyobrażałem! - powiedział uradowany Syriusz, rzucając się na jeden z foteli. James usiadł na stołku, które były położone wokoło stołów pod ścianą.
- Dormitorium dziewczynek na lewo, chłopców na prawo - powiedziała dziewczyna o długich kręconych włosach. Na szacie miała odznakę prefekta naczelnego Gryffindoru.
Lily, nie czekając na nikogo i na nic, a chcąc wreszcie pozbyć się Pottera i Blacka, od razu poszła do swojego dormitorium. Otworzyła drzwi z napisem "I rok". Weszła do przestronnego pokoju z dużym oknem i czterema łóżkami. Wybrała sobie jedno - to przy oknie. Przyciągnęła swój kufer, stojący pod drzwiami, do nóg tego łóżka. Otworzyła kufer, wyciągnęła z niego swoją piżamę i przebrała się. Nie była senna, mimo późnej pory. Stanęła przy oknie i wpatrywała się w gwiazdy. Myślała o tym, co ją dzisiaj spotkało.
Następnego dnia wstała bardzo wcześnie. Ubrała się i zeszła do Pokoju Wspólnego. Nikogo tam nie było, a ogień w kominku już prawie wygasł. Przeszła przez dziurę pod portretem Grubej Damy i udała się w stronę Wielkiej Sali. Miała nadzieję, że Severus już tam będzie. I nie myliła się. Siedział samotnie nad miską owsianki. Lily ucieszyła się, że był sam. Podbiegła do niego i objęła go Ramonami.
- Cześć - szepnęła mu do ucha i usiadła koło niego.
- Och, cześć.
Chłopak ucieszył się na jej widok. Jednak... W jego oczach było coś... Coś dziwnego. Coś, czego jeszcze nigdy nie widziała. Czy możliwe, by to...
- Jesteś smutny - powiedziała.
- Nie! Ja wcale... - zaprzeczył. Przerwała mu.
- widzę przecież, że jesteś smutny. Co się stało?
Severus milczał, wpatrując się w swoją owsiankę. Zapanowało milczenie. Lily patrzyła na jego twarz. Po dłuższej chwili powiedziała:
- Chodzi o nasz przydział, tak? O to, że ja jestem w Gryffindorze, a ty w Slytherinie?
Powoli skinął głową. Dziewczyna westchnęła.
- Profesor McGonagall chyba rozdaje podziały godzin - powiedział chłopak odwracając głowę od niej. - Idź lepiej do swojego stołu, żebyś później nie musiał jej szukać.

*


Pierwszy dzień minął spokojnie. Transmutacja, zaklęcia, eliksiry i historia magii. Profesor Slughorn, którego tak się obawiała, okazał się bardzo spokojnym człowiekiem ze sporym brzuchem. W mniemaniu Lily był... pantoflarzem. Nie wie, dlaczego akurat to określenie przyszło jej do głowy, gdy go zobaczyła. Po prostu... to właśnie pomyślała. Pantoflarz. Poza tym nie działo się nic specjalnego. No, oczywiście, jest w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. I ten Potter. Razem z Blackiem ciągle się do niej dowalali.
- Hej, Evans, co tam u Smarkerusa?
- Pozdrów Smarkerusa, Evans!
- Evans, postanowiłaś nie jeść, żeby wyglądać jak Smark?
Te teksty doprowadzały ja do szału. Ale nie mówiła nic. Zaciskała zęby i pięści ze złości. Miała ochotę rzucić na obydwu jakiś urok, wyjątkowo paskudny, który tak dałby im w kość, że raz na zawsze daliby spokój i jej, i Severusowi. Jednak nie znała takiego uroku. Poza tym... nie chciała mieć kłopotów.
Tak przetrwała tydzień. Była zmęczona i smutna. Tylko w poniedziałek widziała Severusa. Miała wrażenie, że jej unika. Nie, to niemożliwe, myślała. To mój najlepszy przyjaciel, a ja jestem jego najlepszą przyjaciółką... Dlatego w sobotę znów wstała wcześnie. Jednak Severusa nie było w Wielkiej Sali, jak poprzednio. Usiadła przy swoim stole i zwiesiła smętnie głowę. Myślała o sobie i Severusie. Czy ich przydział wpłynie na ich przyjaźń...? Czy przez to, że ona jest w Gryffindorze, znienawidzi ją? Te ponure myśli przerwał czyjś okrzyk. Odwróciła się. To Severus wykrzykiwał jej imię.
- Lily! Lily! - uśmiechał się i machał do niej ręką.
- Severus!
Zerwała się z krzesła i pobiegła w jego stronę. Stanęła tuż przed nim i popatrzyła na jego twarz. Uśmiechał się promiennie. Jego oczy lśniły niczym gwiazdy, jakimś dziwnym blaskiem. Była to bardzo wielka radość i... No właśnie. Lily widziała coś jeszcze... Na jego twarzy, w jego oczach i ruchach. Jednak nie mogła odgadnąć, co to było.
- Chodź na śniadanie - powiedziała.
- Nie... Chodźmy na błonia. Dawno nie rozmawialiśmy - odrzekł.
- OK, chodźmy.
Wyszli na zewnątrz i udali się w kierunku jeziora. Niebo było zachmurzone, ale im nie było zimno. Usiedli nad jeziorem, pod starym dębem. Severus oparł się o drzewo, a Lily o niego. Objął ją ramieniem. Dziewczyna opowiedziała mu o Potterze i Blacku.
- ... i tych dwóch palantów się do mnie dowala. A najgorsze, że przezywają ciebie - zakończyła smętnie.
- Nie przejmuj się nimi. Przecież cała mądrość polega na tym, aby umieć wyciągnąć wnioski z dobrych i złych doświadczeń.
- Masz rację, Sev. Nie powinnam się tak bardzo nimi przejmować.
- Nie warto - powiedział.
Dziewczyna wtuliła się w niego i zamknęła oczy. Nie mogła zobaczyć, jak Severus uśmiecha się i delikatnie dotyka ustami jej włosów.

---
Kolejna część "Wyżeraczy". Mam nadzieję, że nie pozasypialiście ;)

Dodane przez ladybird dnia 02-09-2008 23:13
#9

Nie! Ja przynajmniej nie zasnęłam... Bardzo się mnie podobało, błędów chyba nie było, może jakieś dwa mi się na oczy napatoczyły, ale na tak długi tekst to brawo... Czekam na kolejne części :D

Dodane przez Dimrilla dnia 03-09-2008 00:50
#10

Ciąg dalszy również ładny, chociaż z jakichś powodów podobał mi się trochę mniej niż część pierwsza.
Może to kwestia tego, że ostatnio czytałam mnóstwo fików opisujących ceremonię przydziału (więc ceremonia zwyczajnie mi się przejadła), a może... czy ja wiem... może trochę brakuje mi opisów (ciut ich za mało w stosunku do akcji i dialogów). Maybe.

Błędy rzuciły mi się w oczy dwa:

Podbiegła do niego i objęła go Ramonami.


Raczej "ramionami" (i z małej litery)

Poza tym wspomniałaś o prefekcie naczelnym Gryffindoru. Nie ma czegoś takiego. Jest prefekt naczelny szkoły i prefekci (bezprzymiotnikowi :D ) poszczególnych Domów.

Nie licząc ww. usterek było bardzo sympatycznie.

Dodane przez Ginny1995 dnia 03-09-2008 15:55
#11

Mi sie i tak bardzo podoba mimo błędów, które był znikome ;-)

Dodane przez 93asia93 dnia 08-09-2008 18:51
#12

3. James
Nauka zbliżar30;


- Panie Potter, proszę o uwagę - powiedziała profesor McGonagall.
- Dobrze, pani profesor - powiedział potulnie chłopak.
Oczywiście nie zamierzał słuchać, a Syriusz zgadzał się z nim. Chwilkę posiedzieli spokojnie, lecz po chwili znów zajęli się swoimi sprawami. A gdy rozbrzmiał dzwonek oznajmiający koniec lekcji, McGonagall powiedziała:
- Black, Potter i Lupin, wy zostajecie.
Syriusz i James popatrzyli po sobie zdziwieni. Oni - to jasne, przeszkadzali, ale Lupin? Przecież on cichutko siedział całą lekcję i skrzętnie zapisywał wszystko, co profesor mówiła. On również wyglądał na zaskoczonego.
- Potter, Black, przez wasze zachowanie Gryffindor traci 10 punktów - powiedziała. - Teraz Lupin. Razem z Potterem i Blackiem przygotujecie referat na temat transmutacji roślin i za pięć tygodni wygłosicie go przed klasą.
- Co?! - powiedzieli równocześnie James i Syriusz.
- Jak to? - powiedział Lupin. - Ja z Potterem i Blackiem?
- Tak, Lupin. Ty z Potterem i Blackiem.
- Ale... dlaczego?
- Bo ja tak mówię - powiedziała. - Dla Pottera i Blacka będzie to kara. A dla ciebie...- Myślę, że nie będzie to dla ciebie problemem. Potterowi i Blackowi przyda się pomoc.
Syriusz i James popatrzyli na siebie, potem na Lupina. Ten ostatni miał bardzo niewyraźną minę.
- Ale... pani profesor...
- Żadnych "ale", Potter. To moje ostatnie słowo.
Chłopcy wychodzili z klasy w milczeniu, co jest do nich bardzo niepodobne. Nie odezwali się również na historii magii. Dopiero późnym wieczorem, siedząc w Pokoju Wspólnym wspomnieli o tym wydarzeniu.
- Stara wiedźma - powiedział roztargniony James.
- Co? - zdziwił się Lupin.
- Remus, on mówi o McGonagall - rzekł Syriusz.
- Ach... no tak.
- Nie wiem, jak my to zrobimy. Referat o transmutacji roślin! - prychnął James.
- Damy radę - powiedział Remus. - No co tak na mnie patrzycie? Posiedzimy trochę w bibliotece i poszukamy. Nie powinno być problemów.
- My? My posiedzimy? Co ja jestem? Jakiś mól książkowy? - zdenerwował się Syriusz.
- Syriusz, daj spokój. Przecież sam nie będzie wszystkiego robił.
Chłopak patrzył na Jamesa zaskoczony. Ten zaś patrzył w ogień trzaskający wesoło w kominku. Nie miał zamiaru tłumaczyć mu swojej postawy. W końcu miał rację. Czemu Remus ma harować, kiedy my będziemy śmieć się z wszystkiego, a szczególnie z prac domowych? - myślał. No bez przesady! Chłopak zatopił się w rozmyślaniach.
- James! - usłyszał czyjś głos i poczuł, że ktoś szarpie go za ramię, by się obudził.
- James!
- Cooo...?
Nie miał okularów na nosie, więc po otwarciu oczu widział wszystko przez gęstą mgłę. Wyprostował się i wyciągnął rękę przed siebie. Ktoś wcisnął mu w nią okulary. Założył je i spojrzał w górę, na osobę, która go obudziła. Był to Syriusz. Nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby nie wyraz jego twarzy. Chłopak był przerażony.
- Co się stało? - zapytał, całkiem już rozbudzony.
- W pokoju... tam... - zaczął mówić roztrzęsionym głosem.
- Uspokój się Syriusz. Powoli. Powiedz, co się stało.
- Tam w pokoju, pod łóżkiem... Och, sam zobacz.
James popatrzył na niego uważnie. Po chwili wstał i poszli razem do sypialni. Przed drzwiami Syriusz zatrzymał się i wpuścił Jamesa pierwszego. Chłopak szedł powoli - ostrożnie stawiał każdy krok. W końcu, wraz z Syriuszem, dotarł na środek pokoju. Jak do tej pory, nie zauważył nic niepokojącego. On mnie robi w bambuko, pomyślał James.
- No? Gdzie to coś, co cię tak przestraszyło?
- Tam - Syriusz wskazał ręką na łóżko Lupina.
- Remus? - zdziwił się. - Nie żartuj sobie.
- Nie, nie on. Pod jego łóżkiem...
- Ech, nic z ciebie nie wyciągnę.
- Lepiej sam zobacz...
James podszedł do łóżka Remusa. Ukląkł i włożył rękę pod łóżko. Natychmiast poczuł coś miękkiego. Chyba jakiś materiał... Wyciągnął go i na niego spojrzał. Natychmiast go puścił. Teraz już wiedział, dlaczego Syriusz się tak zachowywał. To, co zobaczył, było przerażające: koszulka Remusa, cała poszarpana (chyba przez jakieś drapieżne zwierzę) i zakrwawiona.
- Chodźmy stąd - szepnął Syriusz
- Przebierz się. Idziemy do Wielkiej Sali.
- Że co?!
- Jest już szósta. Nie ma sensu się kłaść.
- Ale ja nie...
- Nie mam ochoty rozmawiać o tym w Pokoju Wspólnym.
- Och, dobra.
Syriusz przebierał się bardzo szybko. Już po kilku minutach wyszli z dormitorium. W drodze do Wielkiej Sali żaden z nich się nie odezwał. Dopiero przy stole Gryfonów, gdy wizja poszarpanej koszulki się oddaliła, James odzyskał humor.
- Ej, Syriusz, z nami coś się ostatnio stało.
- Stało się... Jak to z nami?!
- No... z nami. Ostatnio tylko siedzimy w Pokoju Wspólnym i nigdzie nie chodzimy w nocy... Peleryna Niewidka samotnie siedzi w kufrze...
Syriusz zaśmiał się. James również. Po chwili jednak ten pierwszy spoważniał.
- Idzie Remus - powiedział. Jamesowi śmiech uwiązł w gardle.
- Będziemy mu coś o tym mówić? - spytał niepewnie.
- O tej koszulce pod łóżkiem? - James skinął głową. - Nie wiem. Jak ty myślisz?
- Myślę, że na razie nic mu nie wspomnimy, tylko go będziemy bacznie obserwować.
Umilkł, widząc, ze Lupin zmierza w ich stronę. Jego mina nie wróżyła niczego dobrego. Usiadł naprzeciwko nich, po drugiej stronie stołu.
- Słyszałem was nad ranem - powiedział. - Znaleźliście tą koszulkę pod łóżkiem, tak?
- No... znaleźliśmy - rzekł Syriusz powoli.
- I... - mówiąc to, James zerknął na Syriusza. - Zastanawiamy się, czemu ona jest taka... wiesz...
Chyba nie jest zły, pomyślał z nadzieją, patrząc na Remusa. Ten, jak gdyby czytając w jego myślach, uśmiechnął się, cały czas uważnie na nich patrząc.
- Wiedziałem, że o to zapytacie. To dość nietypowa historia...
- Opowiedz, chętnie posłuchamy. Prawda, Syriusz?
- Prawda! Słuchamy.
- Rok temu w wakacje znalazłem na łące małego króliczka. Trząsł się ze strachu, więc ściągnąłem koszulkę i zawinąłem go w nią. Przyniosłem go do domu i zrobiłem legowisko w koszyku, na mojej koszulce. A że mój pies, dość pokaźnych zresztą rozmiarów, był cięty na niego, rozszarpał królika razem z koszulką. Byłem wściekły, bo bardzo polubiłem Benia, więc koszulkę włożyłem do mojej szkolnej torby. Pakując swój kufer, już o tym zdarzeniu prawie nie pamiętałem. Kiedy w torbie znalazłem te strzępy, wrzuciłem je pod łóżko, żeby nikt ich nie znalazł. Ot, cała przerażająca historia.
James odetchnął z ulgą. Siedzący obok Syriusz zrobił to samo. Teraz, kiedy Remus opowiedział im tą historię, głupio wyglądały ich drastyczne, przerażające niekiedy wyobrażenia. James, śmiejąc się z własnej głupoty, patrzył na Syriusza, który również trząsł się ze śmiechu. Co sobie Remus o nas pomyśli...!, przyszło mu do głowy. Ten jednak, jakby w odpowiedzi na jego myśli, zaczął się śmiać, patrząc to na jednego, to na drugiego. Po chwili, całkiem się uspokoiwszy, James przemówił:
- Jest sobota, więc możemy dłużej posiedzieć w bibliotece.
- Masz rację - odrzekł Syriusz. James popatrzył na niego zaskoczony. - To idziemy?

James, Syriusz i Remus kolejne 2 tygodnie spędzili na wyszukiwaniu w bibliotece materiałów na temat transmutacji roślin. W tym czasie Syriusz nabrał przekonania co do książek i biblioteki, a James uwierzył, że dadzą radę z tym referatem.
Następne 2 tygodnie układali tekst referatu. W sumie nie oni, tylko Remus. To on z ich trójki był dobry w te klocki. Pozostała dwójka nawet nie próbowała mu pomóc. Bo po co - skoro daje sobie radę, niech pisze. Nie trzeba go rozpraszać, myślał James, grając z Syriuszem w szachy.
Najgorszy, w ich mniemaniu, był tydzień ostatni. Wtedy to musieli nauczyć się referować tekst Remusa. Dobrze, że go mieli...
- Potencjalnie problematyczna może wydawać się transmutacja roślin w zwierzęta - James cicho przeczytał dalsze akapity. - Co tu jest napisane?
- Eszeweria.
- Że co?!
- No... eszeweria. E - sze - wer - ja.
- Kurczę, czy ty musisz używać takich trudnych nazw?
Tydzień minął szybko. Ani się spostrzegli, że jest już piątek, ostatni dzień szkoły przed Świętami Bożego Narodzenia, a oni stali na środku klasy z kartkami w dłoniach, obok niewielkiej tui, którą Remus miał transmutować w tukana.
Profesor McGonagall dała im znak ręką, żeby zaczynali. Szło im to wyjątkowo łatwo, gładko i przyjemnie. Nawet w momencie, w którym zawsze się mylili, wszystko się udało.
- Potencjalnie problematyczna może wydawać się transmutacja roślin w zwierzęta. Jednak po niedługich ćwiczeniach, zdolny czarodziej nie powinien mieć z tym żadnych problemów.
Po wypowiedzeniu tych słów James odetchnął z ulgą. Tu kończyła się jego rola. Teraz Syriusz musi referować. Potem Remus transmutuje tuję i - koniec, myślał James, chcąc się uspokoić. Lecz serce nadal biło mu mocno.
- ...wielką furorę zrobiła eszeweria. Jest to kamienna róża, którą Louill Ziemisty, zamieszkujący Holandię, stworzył z...
Jeszcze tylko kilka zdań, myślał James. Chciał już moc udać się do Pokoju Wspólnego, siąść przed kominkiem razem z Syriuszem i Remusem...
Chłopak transmutował tuję, co wywołało salwę oklasków. Również na profesor McGonagall zrobiło to wrażenie. Wtedy właśnie rozbrzmiał dzwonek i wszyscy uczniowie wyszli z klasy. Tylko ich trójka została, by McGonagall oceniła ich pracę.
Denerwowali się, jak nigdy, mimo że wiedzieli, iż wszystko dobrze zrobili, a nawet więcej (wiele informacji było nadprogramowych). W napięciu czekali, aż profesor zbierze książki i, w końcu, zwróci się do nich.
- Pan Potter, Lupin i Black.
James zacisnął ręce na kartce, którą trzymał.
- Jestem z was bardzo zadowolona. Postaraliście się. Otrzymujecie po 10 punktów za każdego z was. I dodatkowe 15 za transmutację tui.
Chłopcy rozpromienieni wychodzili z klasy. Żartowali i śmiali się. Tylko Remus był jakiś... Dziwny. Blady i jakby zdenerwowany. Lecz James i Syriusz tego nie zauważyli - zapomnieli się w swoim szczęściu.
*

James nie mógł zasnąć. Przewracał się boku na bok, próbując niemal wszystkich metod na zaśnięcie. Jednak żadna z nich nie okazała się na tyle skuteczna, by pogrążył się w krainie snów. Po jakimś czasie znieruchomiał, leżąc na plecach. Nie chciał zakłócać snu swoim kolegom z dormitorium, mimo że łóżka w Hogwarcie nie skrzypiały jak te w jego domu. Wciąż próbował zasnąć, oddychać spokojnie, choć w środku rozsadzała go złość. Dlaczego on nie może spać, gdy inni słodko śnią?!, irytował się. W końcu zapadł w lekki półsen.
Obudził go jakiś dziwny dźwięk. Gwałtownie usiadł na łóżku. Przez chwilę zastanawiał się, co on w ogóle robi, ale zdał sobie sprawę, że wsłu****e się w wycie. Jednak nie takie jak psie, gdy tęskni za swoimi właścicielami. To był skowyt zranionego zwierzęcia... Jednakże James nie miał ochoty rozmyślać nad tym o...
- Druga w nocy! - szepnął zaskoczony.
Opadł ciężko na poduszki i, o dziwo, od razu zasnął. Kiedy następnego dnia Syriusz obudził go z donośnym rechotem, ciskając w niego poduszką, nie wiedział dlaczego jest taki zmęczony. Przez myśl przeszły mu tylko trzy niewiele, dla postronnej osoby, znaczące słowa: noc, skowyt, SPAĆ!!! Ulegając prośbom przyjaciela, ubrał się i zszedł z nim do Wielkiej Sali. W Sali Wejściowej natknęli się na uczniów wyjeżdżających na święta do domu. James zauważył Smarkerusa i Lily stojących razem i cicho rozmawiających. Nie mógł się powstrzymać od złośliwej uwagi.
- Hej, Smarkerusie! Wyświadcz Evans przysługę i odsuń swoją pustą głowę od niej. Jeszcze zarazi się głupotą!

---
Słyszałam opinie, ze opowieść Remusa była dziecinna. Cóż, ja w wieku 11 lat nie wymyśliłabym nic lepszego ;) Może jakoś przeżyliście kolejną część.

Dodane przez ladybird dnia 08-09-2008 22:45
#13

Hm... Mało opisów dużo czynności... Ale po za tym raczej mnie się podobało xD

Dodane przez Vithica dnia 08-09-2008 23:57
#14

O! A mi się całe podoba, piszesz świetnie ;)

Dodane przez valadilene dnia 09-09-2008 19:23
#15

przeczytałam wszystkie trzy części i muszę stwierdzić, że ta najmniej mi się podobała.

James zauważył Smarkerusa i Lily

narrator nie powinien nazywać Severusa przezwiskiem używanym przez Hunctwotów. co innego, gdyby ff pisane z perspektywy Jamesa lub Syriusza, czy nawet Remusa.

On mnie robi w bambuko

nie trawię slangu. w ff szczególnie.

Denerwowali się,

nie miałabym nic przeciwko, gdyby sam Remus denerwował się o oceny. no, ale jeśli chodzi o Jamesa i Syriusza, coś mi się nie chce wierzyć, by tak przejmowali się nauką. ale w końcu to Twoje ff.

ten odcinek nie był tak wciągający jak poprzednie. choć i one doskonałe nie były. mało opisów i dużo dialogów. niestety. ale masz ładny styl pisania i za to plus. pisz dalej ; )

Dodane przez Harry_Potter dnia 09-09-2008 19:46
#16

Bardzo fajne spodobały mi się te historyjki! Mam nadzieję że będzie jeszcze więcej wciągnęły mnie.

Dodane przez Dimrilla dnia 12-09-2008 03:31
#17

Ten rozdział mi się podobał. Nawet bardzo. Długi, dopracowany. Mamy tu początki znajomości Syriusza i Jamesa z Lupinem, zawiązanie intrygi "wilkołaczej" i bardzo kanoniczną MacGonagall .

Tylko jeden błąd przyprawił mnie o krótkie (acz wilkołackie) zgrzytnięcie zębami: przemieszanie czasów (na szczęście tylko w jednym miejscu, więc łatwo to poprawić) :

Chłopcy wychodzili z klasy w milczeniu, co jest do nich bardzo niepodobne. Nie odezwali się również na historii magii

Dodane przez Harry_Potter dnia 12-09-2008 11:24
#18

Ten rozdział też mi się podobał tak samo jak ~Dimrilla uważam że jest super! Długi i świetnie napisany, mi się w_ogóle podoba jak piszesz. Masz talent (a tego ci zazdroszczę:P)

Świetnie to napisałaś, powtarzam się wiem, ale cóż zawsze się powtarzam! Takie już moje przyzwyczajenie! He he! Ale super tak jak ~Dimrilla zauważyłam jeden błąd, ale już go wypisała więc po co powtarzać! Mogę ci z te wszystkie rozdziały dać Powyżej Oczekiwań mnie się baaardzo podobają!

POWYŻEJ OCZEKIWAŃ:P

Edytowane przez Tonks2812 dnia 25-01-2009 14:11

Dodane przez Nina dnia 15-09-2008 19:06
#19

Wciągnęło mnie i będę czytać dalej. Nie potrzebnie moment spotkania w przedziale Jamesa, Syriusza i Snape opisałaś w taki sam sposób jak Rowling. Dialogi ok, ale opisy mogłaś spokojnie ze swoim lekkim piórem napisać sama :) Czekam na ciąg dalszy!

Dodane przez 93asia93 dnia 22-09-2008 20:54
#20

4. Severus
Apaszka

- Hej, Smarkerusie! Wyświadcz Evans przysługę i odsuń swoją pustą głowę od niej. Jeszcze zarazi się głupotą!
Zacisnął ręce w pięści i zazgrzytał zębami ze złości. Lily położyła mu rękę na ramieniu i szepnęła uspokajająco:
- Nie zwracaj na nich uwagi.
Dziewczyna cofnęła dłoń. Odwrócił się do niej. Nadal był zły, lecz jej oczy, tak piękne i przenikliwe, działały na niego niezwykle uspokajająco. Odetchnął głęboko. Miał się właśnie roześmiać, gdy usłyszał tuż za sobą:
- Co, Smarku, boisz się?
Natychmiast się odwrócił. Potter stał dwa kroki od niego, z wyciągniętą różdżką. Na jego twarzy błąkał się ironiczny uśmiech.
- Wymiękasz, Smarku?
Nie odpowiedział. Nie będzie zniżał się do jego poziomu...Jednak w tym momencie Lily, do tej pory milcząca, wyskoczyła zza niego i, ku zaskoczeniu wszystkich, z wyciągniętą różdżką, zaczęła grozić Potterowi.
- Odwal się, Potter, jeśli nie chcesz skończyć w skrzydle szpitalnym.
- Ty mi grozisz, Evans? - rzekł i zaczął się histerycznie śmiać. - Grozisz mi?
- Tak, Potter. Grożę ci - dziewczyna była naprawdę wściekła.
- Evans, odsuń się. Nie chcę ci zrobić krzywdy.
- Och, jaki jesteś szlachetny! - ironizowała. Z końca jej różdżki wytrysnęły czerwone iskry. Potter przestał się śmiać.
- Ty nie masz pojęcia, jak się pojedynkuje.
- A ty masz? - odezwał się Severus.
- Wątpisz w to? - oczy chłopaka zapłonęły chorobliwym blaskiem wściekłości. - Ty...
- Ja.
Sev również wyciągnął różdżkę. Chciał rzucić na niego jakiś urok... Wycelował swoją różdżkę i... pojawił się profesor Slughorn. Kiedy zobaczył, co się stało, uśmiech spełzł z jego twarzy.
- Severusie! - wykrzyknął. - Co ty... Severusie, ty i pan Potter pójdziecie ze mną do mojego gabinetu.
- To on zaczął! - wykrzyknął James.
- Wyjaśnimy to w moim gabinecie, panie Potter.
Severus popatrzył na Lily, kiedy chował różdżkę. Wyglądała na przerażoną.
- Sev...
- Nie martw się.
- Zaczekam tutaj.
- Nie musisz.
- Zaczekam!
- W porządku.
Chłopak powoli poszedł za Slughornem. Był mocno zdenerwowany, ale nie wściekły. Jeszcze nie zdarzyło mu się być wściekłym. Ale ten Potter, myślał, naprawdę chce, żebym rzucił na niego jakiś paskudny urok. Smarkerus... uch, strasznie tego nie lubię. Ale żeby mówić tak do Lily, to przesada!
Pogrążony w rozmyślaniach, nie zauważył nawet, kiedy doszli do gabinetu i weszli do środka.
- Czekam na wyjaśnienia, Severusie.
Nie, nie powie prawdy. Nie będzie tchórzem i kablem. Musi coś wymyślić, i to szybko...
- Ja... eee... panie profesorze... pożyczyłem Potterowi książkę.
- Co? - zdumiał się Slughorn.
- Eee... no tak. Potter pożyczył ode mnie książkę. Podręcznik do... eliksirów. A pan profesor zadał nam pracę domową i... eee... nie miałbym jak jej napisać przez święta w domu.
Kątem oka zerknął na Jamesa. Nie wyglądał na zaskoczonego. Chyba połapał, o co tu chodzi, pomyślał Sev. No nie wierzę - Potter myśli!
- Czy to prawda, panie Potter?
- Tak, profesorze - rzekł ze spuszczoną głową.
- I tylko dlatego celowaliście w siebie różdżkami?
- Tak - odparł Severus.
- Tak - powtórzył James.
- Dzieci! - wykrzyknął mężczyzna, odzyskując wcześniejszy dobry humor. - Zrobić sobie nawzajem krzywdę z powodu książki?
- No tak - powiedział James. Severus natychmiast spytał:
- Jaka kara nas czeka?
- Kara? - Slughorn się roześmiał. - Żadna, dzieci. Żadna. Teraz idźcie. Wy, Severusie, wyjeżdżasz do domu, tak?
- Tak, panie profesorze.
- Pozdrów ode mnie rodziców.
- Dobrze, proszę pana.
Wyszli z pomieszczenia w milczeniu. Dopiero na schodach prowadzących do Sali Wejściowej, Potter odprężył się. Severus zauważył to w jego ruchach i twarzy. On jednak nie patrzył już na Jamesa, tylko na Lily, która stała samotnie u szczytu schodów. Była blada, jak kreda. Nerwowo zaciskała dłonie, patrząc na niego. Uśmiechnął się nieznacznie. Dziewczyna dobrze odczytała ten znak i odetchnęła z ulgą.
- To jeszcze nie koniec, Smarkerusie - powiedział Potter zanim skierował się do Wielkiej Sali.
- Nie przejmuj się, Sev. To głupek - powiedziała Lily, uśmiechając się lekko.
- Wcale się nie przejmuję. To co, idziemy?
*

- Oho! Za chwilę będziemy w Londynie!
- Już? - zdziwił się.
- Już? Przecież jedziemy prawie 6 godzin!
Dziewczyna zsiadła z fotela. Severus zrobił to samo, żeby pomóc jej ściągnąć kufer.
- Rodzice będą na ciebie czekać? - spytała Lily. Chłopak się zmieszał.
- Tylko mama - odrzekł, patrząc w bok.
Dziewczyna więcej nie poruszyła tego tematu. Wzięła swój kufer i klatkę z kotem. Wyszła z przedziału, mówiąc:
- Może uda nam się zobaczyć w święta. Szczęśliwego Bożego Narodzenia!
Chciał ją zatrzymać, życzyć jej wesołych świąt... Lecz nie odezwał się. W milczeniu wziął swój kufer i wyszedł z przedziału.
Na podłodze zauważył jakąś apaszkę. Podniósł ją. Poznaję ten wzór! - pomyślał. To apaszka Lily! Szybko znalazł róg z niebieskim kwiatem. Tak - nie mylił się! Świadczyły o tym czarne, nieduże litery L.E. wyszyte na tej apaszce.

Severus stał przed domem Lily z ręką zastygłą przed dzwonkiem. Zadzwonić, czy nie?, zastanawiał się cały czas. Nie, to bez sensu. Apaszkę mogę oddać jej w szkole. Ale z drugiej strony...
W tym momencie drzwi się otworzyły. Stała w nich roześmiana kobieta, prawdopodobnie matka Lily.
- A co ty tu robisz? - spytała. Sev, bardzo zmieszany, odparł:
- Eee... Dobry wieczór. Ja... eee... przyszedłem do Lily.
Kobieta uważnie mu się przyjrzała.
- Zaczekaj tutaj chwilę, zawołam ją.
Drzwi się zamknęły. Severus odetchnął z ulgą. Udało się, pomyślał. W tej samej chwili drzwi ponownie się otworzyły. Tym razem zobaczył w nich Lily.
- Severus? Co ty... Skąd się tu wziąłeś?
- Ja... przyszedłem ci to oddać.
Podał jej apaszkę, którą znalazł w pociągu.
- Apaszka od Tuni! - rozpromieniła się dziewczyna. - Dziękuję, Sev.
Uśmiechnął się do siebie. Nie spodziewał się, że taki mały kawałek materiału z kwiatowym wzorem może aż tak podziałać na Lily...
- Może wejdziesz? - spytała nagle.
- Nie! - wykrzyknął. Lily była zaskoczona. - Znaczy... Chciałem powiedzieć, że nie chcę robić kłopotu...
- Ale to żaden kłopot! - uśmiechnęła się. - Wchodź!
Chwyciła o za rękę i wciągnęła do środka. No pięknie, pomyślał, ściągając za dużą kurtkę i podając ją Lily.
Salon był sporym pomieszczeniem o klasycznym, dwukolorowym wystroju. Drewniane meble były świetnie skomponowane z kominkiem, dwoma dużymi oknami i drzwiami prowadzącymi do kuchni. Pośrodku pokoju stały: kanapa, dwa miękkie fotele i stolik. Obicie kanapy było zielone, tak jak zasłony. Natomiast kolor foteli pasował do ścian - delikatny odcień żółci.
Oni jednak do niego nie weszli. Lily poprowadziła go po schodach prosto do swojego pokoju. Sev czuł się dziwnie skrępowany, zapewne z powodu porządku, jaki panował w całym domu.
- Twoi rodzice nie będą źli? - spytał, rozglądając się wokoło.
- Nie, już pewnie ich nie ma.
Sev przytaknął i rzucił przelotne spojrzenie na szafkę przy łóżku. Zaraz, co to jest? - pomyślał. W pięknej ramce widniało zdjęcie. Byli na nim on i Lily, uśmiechnięci i machający do obiektywu.
- Skąd masz to zdjęcie?
- Nie pamiętasz? - zdziwiła się dziewczyna. - Zrobiliśmy je w Hogwarcie, całkiem niedawno.
- Nie, nie pamiętam...
- Straszny jesteś, wiesz? - uśmiechnęła się.
- Wiem, Lily. Wiem...

---
Nie zasnęliście całkiem?

Dodane przez BellatrixLestrange dnia 22-09-2008 21:02
#21

Bardzo się cieszę, że wróciłaś do pisania. Czytałam już te rozdziały, ale skomentuję: są świetne! Mam nadzieję, ze zapowiada się coraz ciekawszy ciąg dalszy... Czekam^^

Dodane przez Dimrilla dnia 23-09-2008 12:33
#22

Bardzo fajnie wyszedł Ci w tym odcinku profesor Slughorn. Jowialny, pobłażliwy - dosłownie widziałam jego zaaferowaną twarz, gdy natknął się na "starcie", a potem brzuszysko, podskakujące mu podczas schodzenia po schodkach do gabinetu :D .

Nie wypatrywałam błędów czy literówek. Sam z siebie wpadł mi w oko tylko ten fragment:
- Kara? - Slughorn się roześmiał. - Żadna, dzieci. Żadna. Teraz idźcie. Wy, Severusie, wyjeżdżasz do domu, tak?


Chyba: "Ty, Severusie, wyjeżdżasz..."

Chyba trochę mało się działo w tym rozdziale, ale w końcu nie zawsze akcja może gnać na łeb, na szyję (Niewykluczone też, że po poprzednim, dłuuugim, rozdziale po prostu się rozpaskudziłam :P )

Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy (nie ukrywam, że ciekawi mnie zwłaszcza dalsze rozwinięcie wątku wilkołactwa Remusa) .

Dodane przez Fantazja dnia 23-09-2008 17:55
#23

Wreszcie naszło mnie na to, żeby skomentować Twoje ff. Wcześniej jakoś mi się nie chciało. Może dlatego, że to wszystko już czytałam, może z czystego lenistwa, a może z jakiegoś innego, nawet mi nieznanego powodu. Faktem jest jednak, że nie komentowałam, ale teraz się rehabilituję i to robię. ;P
Jest świetnie. Naprawdę jest świetnie. Nie mam się do czego przyczepić. Tzn. na pewno, gdybym chciała, to bym coś znalazła, ale nie mam na to ochoty. Po prostu zamiast zwracać uwagi na błędy, których i tak nie ma prawie wcale, a jak są, to raczej nieistotne i nierażące, wciągam się w historię. Po raz drugi. Wyżeracze... to jeden z moich ulubionych ff-ów na tej stronie i z przyjemnością go czytam. Tak więc, droga Asiu, czekam na kolejną część. :P

Dodane przez Maladie dnia 23-09-2008 21:26
#24

Bardzo fajne to Twoje FF. Ciekawe, śmieszne... Kilka literówek się zdarzyło, ale to nic. Każdy popełnia błędy, a Ty popełniasz je stosunkowo rzadko. Daję W :D

Dodane przez 93asia93 dnia 28-09-2008 13:36
#25

5. Remus
Wartość przyjaźni


Był wieczór, ostatni dzień przerwy świątecznej. Uczniowie wrócili już do szkoły z domów, więc w Pokoju Wspólnym Gryffindoru wydawało się tłoczno. Remus, James i Syriusz siedzieli po turecku przed kominkiem, rozmawiając i wpatrując się w ogień.
- Jutro zaczynamy lekcje... - powiedział ponuro Remus.
- I znów trzeba będzie się użerać z McGonagall - stwierdził Syriusz.
- Jak to użerać? - zdziwił się chłopak. James pospieszył z wyjaśnieniem:
- Znosić jej ciągłe ględzenie.
- Ach... Teraz już rozumiem.
Uśmiechnął się. Znów zapadło milczenie. James i Syriusz patrzyli w ogień, natomiast Remus - na nich. James był wyjątkowo przygnębiony. Remus jednak nie wziął tego zbyt poważnie. To pewnie z powodu jutrzejszych lekcji, myślał. No i Quidditcha. Nie przyjmują pierwszorocznych. A przecież on tak świetnie lata na miotle. Już nieraz zaprezentował klasę... Dopiero po chwili dotarło do niego, że James coś mówi.
- Co? Możesz powtórzyć? - Syriusz popatrzył na niego zaskoczony. - Zamyśliłem się.
- Pytałem właśnie - rzekł James - czy byliście kiedyś w takiego sytuacji, że po prostu musieliście komuś się wygadać, ale baliście się, że przyjaciele was wyśmieją.
- Nie - odparł Syriusz, uśmiechając się promiennie. - Ale ty możesz być pierwszy.
I ryknął śmiechem. James mu zawtórował. Remus jednak odwrócił głowę. Tak, pomyślał. Byłem... nie! Jestem w takiej sytuacji. Cały czas. Cale życie.
*

Remus biegł przez Hogwartu. Minął portret Grubej Damy i zbiegł po schodach prowadzących do Wielkiej Sali. Mijający go uczniowie pokazywali go sobie palcami i śmiali się. Jedni zasłaniali usta rękoma, inni bezczelnie patrzyli mu prosto w oczy. Część odwracała z niesmakiem głowy, kolejni bluzgali na niego przekleństwami, jeszcze zaś inni chcieli rzucić na niego urok. Usłyszał świst koło ucha - to minęło go jakieś zaklęcie. Dał się słyszeć wrzask ugodzonej nim osoby, dziewczyny. Chłopak się odwrócił tuż przez wejściem do Wielkiej Sali. W odległości około 5 metrów od niego stali James i Syriusz, z wyciągniętymi różdżkami i identycznymi złośliwymi uśmieszkami na twarzach.
- Łapcie go, to wilkołak! - krzyknął ktoś z jego prawej strony.
Tłum natychmiast to podchwycił. Ze wszech stron słychać było słowo "wilkołak". Był otoczony. Nie było drogi ucieczki. Jednak wtedy przez okno pokazał się okrągły księżyc - była pełnia... nic nie mógł poradzić. Przemienił się.
- Wilkołak! - usłyszał krzyk.
Jednak nie był to krzyk przerażenia, tylko triumfu. I w tym momencie... obudził się. Cały spocony odsunął kotary przy swoim łóżku. To, co zobaczył, jeszcze bardziej wytrąciło go z równowagi. James i Syriusz siedzieli na łóżku ich współlokatora, którego imienia Remus nawet nie znał, i grali w jakąś mugolską grę planszową.
- Wilk, nie wilkołak, baranie! - fuknął Syriusz do Jamesa. Ten przekrzywił głowę, wpatrując się w obrazek.
- Może i wilk. To chyba dobrze, nie? Peter, co tam piszą?
Mały, gruby chłopak o mysich włosach zarumienił się z podniecenia.
- "Wilk - tracisz dwie kolejki".
- Ha! - wykrzyknął Syriusz.
- Cześć chłopaki. W co gracie?
- Cześć Remus - uśmiechnął się James. - Peter przywiózł z domu "Grzybobranie". Dołączysz się?
- Nie, dzięki.
Wstał i przebrał się. Była niedziela, więc nie musiał spieszyć się na lekcje. Przysiadł na skraju łóżka, obok Jamesa. Przypatrywał się, jak chłopcy grają. Po kilku minutach poczuł na sobie spojrzenie tego... Zaraz, jak on się nazywa...? Ach, już wiem. Peter. Uśmiechnął się do niego łagodnie i powiedział, patrząc mu w oczy:
- My się chyba nie znamy? Jestem Remus Lupin - wyciągnął rękę ku niemu.
- Peter Pettigrew - bąknął w odpowiedzi chłopak, niewiarygodnie się przy tym czerwieniąc.
Był bardzo speszony i zdenerwowany. Remus dobrze znał to uczucie, towarzyszące zawieraniu nowych znajomości. Ile razy w życiu poznawał kogoś nowego, tak właśnie się czuł. Jednak teraz... Teraz jest inaczej. Coś się zmieniło. Od kiedy zaczął zadawać się z Jamesem i Syriuszem, lubiła go większość osób z klasy (pewnie ze względu właśnie na nich, pomyślał), nie spędzał samotnych wieczorów ani weekendów... Praktycznie rzecz biorąc jego życie obróciło się o 180 stopni. Nie mówił, że nie jest zadowolony z takiego przebiegu sytuacji, o nie. Jest bardzo zadowolony. Tylko... ciąży mu, że ukrywa przed nimi prawdę o sobie. Jest wilkołakiem i nic na to nie poradzi. A co, jeśli im powie, a oni wtedy odwrócą się od niego? Nie, stanowczo im nie powie.

---
Przy tym rozdziale pewnie przysnęliście :) No ale nic nie poradzę, mam go już od dawna napisanego. Teraz nie liczcie, że prędko coś opublikuję (nawet "Mistrza Języka" i "Nieszczęsne wyznanie" pójdzie się przespać --> BTW, zapraszam do ich czytania :) ), bo jutro idę do lakarza. I prawdopodobnie do szpitala...
Dzięki za wwszystkie komentarze, jakie zostawiliście do tej pory i jakie, mam nadzieję, jeszcze zostawicie :):):)

Dodane przez Fantazja dnia 28-09-2008 16:26
#26

Rzeczywiście, może wartkiej akcji w tym rozdziale nie było, ale ja jakoś nie przysnęłam. Podoba mi się, jak opisujesz uczucia Remusa, jego strach przed powiedzeniem przyjaciołom prawdy. Ogólnie część dobra, może nie najlepsza, ale dobra. Przyczepię się jednak do paru błędów...

Remus biegł przez Hogwartu.

Przez Hogwart.

W odległości około 5 metrów

'5' powinno być napisane słownie.

Był otoczony. Nie było drogi ucieczki.

Powtórzenie. Lepiej by brzmiało: Czuł się osaczony. Nie było drogi ucieczki. albo Był otoczony. Nie znalazł drogi ucieczki.

Popraw je, a tymczasem ja czekam na kolejny rozdział. :)

Edytowane przez Fantazja dnia 28-09-2008 16:27

Dodane przez Maladie dnia 28-09-2008 16:29
#27

Ja wcale nie zasnęłam przy czytaniu! Jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło. Jestem tylko trochę zawiedziona, że rozdział jest taki krótki :( Ale i tak mi się podobał :happy:

Dodane przez Dimrilla dnia 30-09-2008 10:53
#28

Trochę ironiczny ten tytuł rozdziału, wiesz?
Wartość przyjaźni ... - większa popularność w szkole, koniec z samotnymi wieczorami i weekendami... Wszystko się zgadza. Ale... Remus jest tego aż do bólu świadomy. tego, że gdyby nie zadawał się z Jamesem i Syriuszem dalej byłby samotny.
Widzimy też Petera. Dla niego ta przyjaźń miała podobną wartość. Tylko że w jego przypadku świadomość tego ostatecznie pchnęła go do zdrady (no, a przynajmniej fakt, że był zawsze tym chłopcem, który wszędzie włóczył się za Potterem i Blackiem, na pewno się do tego przyczyniła).

Gra w "Grzybobranie"? Mwahaha! Nie wiem czemu, ale bardzo mnie to rozbawiło...
Z drugiej strony - może dla dzieciaków czarodziejów to właśnie była egzotyka (dziwaczne, mugolskie gry).

Trochę krótkawy rozdział, ale fajny.
Czekam na więcej. :) (Go, Remus, go!)

Dodane przez Peepsyble dnia 11-10-2008 08:46
#29

Och, pamiętam to ze starego Hogs ; p To było boskie. xD Mi się strasznie podobało na pewno będę ciekać na następną część.

Dodane przez 93asia93 dnia 29-12-2008 13:40
#30

6. Peter
Snape?!!!

- Panie Pettigrew, tak ochoczo pan rozmawia, więc może powie nam pan coś na temat zaklęcia Wingardium leviosa, które właśnie przed chwila omawiałem? - powiedział profesor Flitwick, chwiejąc się lekko na stosie książek, na których stał.
- Eee... ja... - zająknął się Peter.
Zaczerwienił się i zaczął rozglądać po klasie, szukając pomocy. Siedzący koło niego James i Syriusz wpatrywali się w swoje podręczniki, więc nie mógł liczyć na ich pomoc. Remus wyjechał, bo jego matka zachorowała... Pomocy!, pomyślał chłopak z rozpaczą. W tej samej chwili, jakby w odpowiedzi na jego myśli, ktoś rzucił na jego stolik kartkę. Profesor nie zauważył tego ruchu. Niepewnie zerknął na dół. Na skrawku pergaminu mieściły się podstawowe informacje o tym zaklęciu. Nie bez zaskoczenia i ulgi, że ominie go dodatkowa praca domowa, odczytał napisane na nim słowa:
- Zaklęcie Wingardium leviosa powoduje lewitację przedmiotów. Niezależnie od ich ciężaru, ugodzone tymże zaklęciem muszą unieść się na wysokość, jaką ustaliliśmy.
Profesor wyglądał na lekko zdziwionego, lecz mimo to kiwnął głową.
- Widzę jednak, że pan Pettigrew uważał... 5 punktów dla Gryffindoru.
Peter usiadł, uśmiechając się do siebie. Na chwilę zapomniał nawet, że nie wie, kto jest jego wybawcą. Lecz przypomniał sobie po dzwonku, chowając rzeczy do swojej torby. Rozejrzał się wokoło. W klasie był tylko on i ruda dziewczyna, również z Gryffindoru. Lily... Lily... Evans!, pomyślał. Już miał wyjść i dogonić Jamesa, który na pewno szedł z Syriuszem, gdy do głowy wpadła mu pewna myśl. A jeśli to ona? Cały czas za mną siedziała... nie, to niemożliwe. Dlaczego Lily Evans miałaby pomagać komuś takiemu jak ja? Wyszedł z klasy nie oglądając się za siebie. Biegł, dysząc ciężko i wypatrując chłopców. Nie ma ich. Pewnie poszli na lunch. Popędził do Wielkiej Sali. Chciał ich spytać o osobę, która podrzuciła mu pergamin. Nie mylił się. James i Syriusz siedzieli przy stole Gryffindoru, głośno rozmawiając i śmiejąc się. Podszedł do nich bez zbędnych wstępów spytał o to, co mu leżało na sercu. Syriusz, oczywiście, nie wziął na poważnie jego słów.
- Jak to, nie widziałeś jak Smarkerus rył nosem po kartce?
Salwa śmiechu. Peter się zdenerwował.
- Poważnie pytam...
- No a ja poważnie odpowiadam!
- Syriusz, nie wygłupiaj się - rzekł James, po czym zwrócił się do Petera. - Lily Evans siedziała za tobą.
- I co z tego? - spytał roztargnionym głosem.
- To, ciołku - wtrącił Syriusz - że to ona ci pomogła!
- Serio mówicie...?
- Nie, jazdę sobie z ciebie robimy - Syriusz naprawdę się zdenerwował.
- Po co mielibyśmy kłamać?
- No nie wiem...
Dopiero teraz usiadł koło Syriusza. Siedział oniemiały. Nie zauważył nawet, że chłopaki coś do niego mówią. Dopiero kiedy ktoś mocno go szturchnął, zdał sobie sprawę, gdzie jest. Natychmiast zaczął się rozglądać.
- Ej, co ci jest? - to James usiadł po jego lewej stronie.
- Mi? Nic.
Mówiąc to, Peter patrzył ponad jego ramieniem. James uchwycił to spojrzenie, rzucone na Lily.
- Teraz nie - odezwał się cicho. - Ona siedzi wieczorami na schodach do dormitorium albo w Pokoju Wspólnym. Sama.
- I co z tego? - zdziwił się.
- Jak to co? - oburzył się chłopak. - Już wiesz, kiedy możesz jej podziękować!
- Eee... podziękować...?
- Nie, poprosić ją, żeby została twoją dziewczyną! - James powoli tracił cierpliwość.
- Dziewczyną? Ja nie... ja... eee...
Zaczerwienił się po czubki włosów. Dziewczyną? Lily miałaby być jego dziewczyną...?
- Uruchom szare komórki! - powiedział mocno zdenerwowany i zniecierpliwiony James. - Pomogła ci, tak?
- No... tak.
- Wybawiła cię z opresji, tak?
- Eee... z czego...?
- Dobra, nieważne. Dalej. Dzięki niej nie będziesz musiał pisać dodatkowego wypracowania dla Flitwicka, tak?
- Tak.
- Chcesz jej za to podziękować, tak?
- Tak.
- No nareszcie! - odetchnął James. - Słuchaj, we wtorki i czwartki siedzi przed kominkiem. W poniedziałki i środy znajdziesz ją na schodach prowadzących do dormitorium dziewczyn. W weekendy... Nie szukaj jej nawet. Powiedziawszy to zerknął na stół ślizgonów, gdzie siedziała Lily ze Snapem. Wyglądali na bardzo zadowolonych... James ani Peter tego dnia więcej nie rozmawiali na ten temat.
*

Zrobię to dzisiaj, pomyślał Peter wstając z łóżka. Jednak nie pierwszy raz o tym myślał.
- We wtorek uniknąłem kary, a dziś już sobota - powiedział sam do siebie i jęknął głośno.
Dziś już sobota. Sobota! A James mówił, że w weekendy lepiej jej nie szukać. A jeśli... jeśli on to powiedział specjalnie, żebym tego nie zrobił? Nie, to niemożliwe. Każdy, tylko nie James. Myśląc o tym ubierał się i szedł do Wielkiej Sali na śniadanie. Tam zastał Lily, siedzącą samotnie przy stole Gryffindoru. Raz kozie śmierć, pomyślał i podszedł do niej spiesznym krokiem, rozglądając się wokoło. Nikogo znajomego nie ma, odetchnął. W końcu, a trwało to wyjątkowo krótko, znalazł się tuz obok Lily. Podniosła głowę.
- Cześć Peter.
Zaczerwienił się. Wyjątkowo mocno. Ręce trzęsły mu się ze zdenerwowania. Dziewczyna patrzyła na niego wyczekująco. Jeszcze bardziej się zestresował. Zacisnął ręce w pięści, przymrużył oczy i wydusił z siebie przeciągłe, ochrypłe słowa:
- Lily... ja...
Urwał, wpatrując się przerażony w drzwi Wielkiej Sali. Zbladł. Dziewczyna zerwała się z krzesła, chwytając go równocześnie za rękę.
- Co ci jest? - spytała, szczerze zmartwiona. Otrząsnął się.
- Nic! - powiedział, może zbyt gwałtownie odwracając głowę. r11; Chciałem ci tylko podziękować za pomoc we wtorek.
- We wtorek...? Nie przypominam sobie...
- No na zaklęciach.
- Chyba żartujesz! We wtorek na zaklęciach Flitwick kazał mi ułożyć alfabetycznie nasze dwa poprzednie zadania domowe! Gryfonów i ślizgonów!
- Co...? - odparł chłopak, całkiem zbity już z tropu. - Więc... kto to był?
Dziewczyna wzruszyła ramionami i znów spojrzała w swój talerz, na którym widniały dwie nietknięte parówki.
- Nie wiem. Spytaj swoich kumpli, Pottera i Blacka.
- Pytałem! Powiedzieli, że to ty.
Ponownie wzruszyła ramionami. Domyślił się, że powinien już sobie iść, żeby miała trochę spokoju. Dopiero w połowie drogi do wieży Gryffindoru zatrzymał się zszokowany.
- Snape! Przecież to był Snape! W Wielkiej Sali to on obserwował mnie i Lily! - wykrzyknął, zaskoczony własną bystrością.
Kilku uczniów ze starszych klas, których właśnie mijał, zaczęło się śmiać. Zaczerwienił się i pomknął do Pokoju Wspólnego. Muszę powiedzieć Jamesowi! Przeszedł przez dziurę pod portretem Grubej Damy. Zdyszany dobiegł do fotela, w którym siedział James, głośno się z czegoś śmiejąc. Stanął na wprost niego.
- To był Snape - powiedział.
___
To naprawdę długiej przerwie, zdecydowałam się napisać jeszcze kilka części.

Dodane przez Dimrilla dnia 03-01-2009 00:05
#31

Mhmmm... Ciekawe, jaki Snape ma w tym interes? Bo w dobroć jego czarnego serduszka, i chęć pomocy Glizdogonowi, jakoś niespecjalnie wierzę.

(PS. A już myślałam, że to Lilka i że Peter się w niej zadurzy, hłe hłe... Tj. zadurzyć się nadal może, tak po prostu, potem będzie miał jeszcze jeden motyw, żeby zdradzić Potterów Voldiemu - bo Lily wybierze Jamesa, nie jego... :tooth: )

Tak w ogóle to cieszę się, że wróciłaś do tego opowiadania.
Mam nadzieję, że będziesz je kontynuować. Jest jednym z najlepszych ff na Hogsmeade.

May the Force be with You!

Dodane przez pomyluna dnia 03-01-2009 00:38
#32

O! Moja tematyka, to i od razu przyjemie mi się czyta! Luźno, swobodnie, żadnych niewidomo jak skomplikowanych słów nie ma i to jest plus. Nie lubię czytać czegoś, a na kolanach mieć słownik xD
Pisz dalej bo naprawdę mi się podoba ( i z resztą nie tylko mi ^^ ) Wciąga!

Edytowane przez pomyluna dnia 03-01-2009 00:40

Dodane przez Maladie dnia 03-01-2009 14:29
#33

- Zaklęcie Wingardium leviosa powoduje lewitację przedmiotów.

Wingardium Leviosa jest jednym zaklęciem, dlatego obydwa słowa muszą być napisane wielkimi literami.

- Nic! - powiedział, może zbyt gwałtownie odwracając głowę. r11;

Pojawiło się niechciane r11

Poza tymi drobnymi błędami całe opowiadanie jest w porządku. Fajny rozdział.

- Snape! Przecież to był Snape! W Wielkiej Sali to on obserwował mnie i Lily! - wykrzyknął, zaskoczony własną bystrością.

Tak, ja też byłam zaskoczona jego bystrością :D

Dodane przez Shetanka dnia 03-01-2009 14:34
#34

Super! Baaardzo mi się podoba ;)
Czekam na dalsze części.

Dodane przez Fantazja dnia 04-01-2009 11:14
#35

No, ciekawe, po co niby Snape miałby ratować z opresji Glizdogona. Myślę i myślę lecz raczej nie wymyślę. Ale to dobrze. Nie lubię przewidywalności w opowiadaniach. Poza tym podoba mi się sposób w jaki ujęłaś Petera. Roztargniony, tchórzliwy, ciężko kapujący chłopak. Bez żadnych oporów wyobrażam go sobie, jak w przyszłości zdradza swoich przyjaciół, nie tylko ze strachu, ale także, by poczuć się kimś. Cóż, część ogólnie bardzo przyjemna i czekam na kolejną. Mam nadzieję, że pojawi się ona dużo szybciej.

Edytowane przez Fantazja dnia 04-01-2009 11:15

Dodane przez 93asia93 dnia 04-01-2009 14:49
#36

Mam nadzieję, że pojawi się ona dużo szybciej.

:) ja również mam nadzieję (że będę miała czas na przepisywanie na compa...)
No, ciekawe, po co niby Snape miałby ratować z opresji Glizdogona.(...) Nie lubię przewidywalności w opowiadaniach.

A ja nie lubię pisać przewidywalnych opowiadań xD Nie no, ja bardzo lubię pisać z konspektu Seva, dlatego więc kolejna część jest właśnie taka... Na ukojenie nerwów ;) Nie wyjaśni się JESZCZE co prawda nic w związku z Peterem... Zresztą nie zdradzam. Nie wiem tylko, czy ukazałam go dobrze... Cóż, okaże się. Mam przepisaną już część, mam nadzieję, że jeszcze dziś opublikuję...

Dodane przez Nicolette dnia 04-01-2009 14:57
#37

No, ja też mam nadzieję, że jeszcze dziś opublikujesz nowy rozdział ;D Przeczytałam właśnie Twoje rozdziały, są interesujące. Ciekawa jestem, jak to będzie z Remusem, Peterem i Snape'm. Czekam z niecierpliwością na nową część.

Dodane przez 93asia93 dnia 04-01-2009 15:17
#38

A nie, jednak okazało się, że mam publikować siódmą część, a ja przepisuję 9... A więc proszę bardzo:

7. Syriusz
Spotkanie w Lesie


Niech to licho, co się z tym Jamesem dzieje?, myślał, Syriusz, patrząc na niego. Z egzaminów końcowych został im tylko jeden, prawdopodobnie najłatwiejszy - z obrony przed czarną magią. Wystarczy znać parę zaklęć... A z tym raczej nie mamy problemów, uśmiechnął się. Znów zerknął na Jamesa. Teraz dołączył do niego Remus. Uczyli się, co u tego pierwszego jest zjawiskiem graniczącym z cudem.
- Czego oni się uczą? - spytał Petera, który właśnie podszedł, wskazując ręką na chłopców.
- Nie wiem...
- Weź nie świruj!
- Ja... ja lubię Jamesa, a obiecałem mu ze ci nie powiem...
- A mnie to już nie lubisz?
Nie czekał na odpowiedź. To głupek, pomyślał wstając i zmierzając na schody do dormitorium. Nigdy nie wie, co się do niego mówi, twierdzi, że Smarkerus mu pomógł u Flitwicka, wydziwia nie wiadomo, po co. Wszedł do dormitorium tak pogrążony w rozmyślaniach, że nie zauważył stolika, który ktoś, zapewne James, wysunął bardziej na środek. Potknął się o jedną z jego czterech nóg, które przypominały lwie łapy i były zakończone bardzo ostrymi imitacjami ich pazurów. Chłopak przewrócił się, wraz ze stolikiem, którego noga natychmiast się odłamała. Ktoś przed nim musiał już ją naruszyć... Zaklął pod nosem, wstając i rozcierając bolący łokieć. Popatrzył na podłogę. Wyglądała jak pobojowisko - stłuczony wazon z kwiatami, które rozsypały się po całej podłodze, zbita butelka z wodą i kilka szklanek, rozwalony stół. Nie zastanawiając się długo, otworzył drzwi i głośno krzyknął:
- Remus! Chodź no tu!
Chłopak zjawił się błyskawicznie.
- No jestem - powiedział, nieco zdyszany.
- Jest problem. Ale ty jesteś kujonem i na pewno wiesz, jak to naprawić.
Razem weszli do pomieszczenia. Remus bez słowa zabrał się do roboty. Najpierw zebrał z podłogi kwiaty i położył je w jednym miejscu. Potem wszystkie kawałki i kawałeczki wazonu położył obok. Tak samo zrobił ze szczątkami butelki. Szklanek nawet nie ruszał. Naprawę natomiast zaczął od stołu. Jego nogę przyłożył do miejsca, skąd została wyłamana i, lekko stukając różdżką w to miejsce, mruknął:
- Reparo.
Tym samym zaklęciem złożył powrotem wazon i butelkę. Gdy wszystko było gotowe, a nawet ułożone, Syriusz odetchnął z wyraźną ulgą. Podszedł powoli do łóżka i usiadł na nim. Odetchnął głęboko.
- Co ci jest? - spytał Remus, który mu się przyglądał. Był szczerze zmartwiony.
- Nic mi nie jest! Co ma mi niby być?
- No nie wiem... - zawahał się Remus. - Jesteś ostatnio jakiś dziwny.
- Ja jestem dziwny?!
- Nie denerwuj się, proszę cię - rzekł Remus uspokajającym głosem.
- Ja się nie denerwuję.
Jednak Remus nadal patrzył na niego... no właśnie. Jak? Podejrzliwie...? Przenikliwie...?
- Nic mi nie jest! - obruszył się chłopak i wyszedł z pokoju, obrzuciwszy Remusa dziwnym spojrzeniem.
*

Syriusz zerknął na zegarek spoczywający na szafce koło jego łóżka. Właśnie wybiła północ. Już czas, pomyślał. Wstał z łóżka. Był już ubrany, więc wystarczyło wziąć różdżkę, co też uczynił. Popatrzył na łóżka swoich kolegów - Peter spał, chrapiąc przy tym niemiłosiernie, Remus znów wyjechał, więc jego łóżko było puste, a James zasunął kotary. Syriusz był rozgoryczony. Skoro nie chcesz spędzać czasu ze swoim najlepszym kumplem, myślał, w porządku. Ucz się, przebywaj w towarzystwie tępaków i lizusów, proszę bardzo. Chłopak na palcach wyszedł z pokoju i równie bezszelestnie zamknął drzwi. Wszedł do Pokoju Wspólnego i przelazł przez dziurę pod portretem.
- Dokąd to się wybierasz kawalerze o tak późnej porze? - spytał portret Grubej Damy.
Zignorował ją. Poszedł prosto do drzwi wejściowych zamku, żeby nie móc już wrócić. Otwarte?, zdziwił się. Stał chwilę, patrząc na nie tępym wzrokiem, lecz usłyszał jakieś ciche kroki. Odwrócił się gwałtownie. Nikogo nie zobaczył, a dźwięk już ucichł. Wzruszył ramionami i pchnął drzwi. Otworzyły się z lekkim skrzypieniem. Po kilku sekundach był na błoniach. Szedł dość powoli. Mam czas, pomyślał. Nie zwrócił nawet uwagi na szelest rozlegający się cały czas. Serce bilo mu mocno. Już blisko... Przyspieszył kroku. Przerażony własną śmiałością, ale podniecony wszedł do Zakazanego Lasu.
- Lumos - mruknął, a koniec jego różdżki natychmiast zapłonął. Wąski strumień światła rozjaśnił ścieżkę znajdującą się tuż przed nim.
Odetchnął głęboko. Jeszcze raz spojrzał za siebie, na zamek, po czym ruszył naprzód. Początkowo szedł śmiało, szybko stawiając kroki i wyzywająco rozglądając się wokoło. Po jakimś czasie jednak zaczął żałować swojego wcześniejszego postępowania wobec przyjaciela. Szkoda, ze nie ma tutaj Jamesa, pomyślał. We dwójkę byłoby nam raźniej... Niepotrzebnie się na niego obrażałem. Z każdym krokiem był coraz mniej pewny siebie. W końcu stanął w miejscu. Wtedy COŚ rzuciło mu się na plecy. Zaczął krzyczeć... nie! Wrzeszczeć przeraźliwie i szarpać się, aż się przewrócił na plecy. Owe coś jęknęło. Taki dźwięk mógł wydać tylko człowiek.
- Co do...?! - obrócił się, żeby zobaczyć twarz tej osoby. Zaskoczenie, a raczej ogromne zdumienie, prawie odebrało mu mowę. - J...James? Co ty tu robisz?
- Idę za tobą, nie widzisz matole?!
Chłopak usiadł, masując obolałe żebra, łokcie i kolana, pojękując co jakiś czas.
- Człowieku, cholera, nie mogłeś spaść przynajmniej na bok?!
Ale Syriusz śmiał się tak histerycznie, że nie był w stanie mu odpowiedzieć. W ręce trzymał pelerynę niewidkę, którą jeszcze parę minut wcześniej miał na sobie James.
- No i z czego rechoczesz, co?
- Jacy my obydwaj czasami jesteśmy durni...!
Chłopcy spojrzeli na siebie i zgodnie wybuchnęli serdecznym śmiechem, siedząc na ziemi z Zakazanym Lesie.
- Zgoda? - to Syriusz wyciągnął rękę do Jamesa.
- To my się kłóciliśmy...?
___
Na końcu muszę podać kilka informacji:
1. Rodział jest byle jaki, pisany... hmm... sama już nie pamiętam. Wiem tylko, że zaczęłam go, a po dłuższym czasie chciałam skończyć i nie wiedziałam już, co miało w nim być, dlatego wyszło takie.... coś.
2. Kolejne są, mam nadzieję, lepsze.
3. W skali 1-10 jak źle było? (w domyśle - określacie poziom 'okropności')

Dodane przez Nicolette dnia 04-01-2009 15:35
#39

w skali od jeden do dziesięciu?...Chyba 7. Tak, 7. ładnie napisane, ale szkoda, że nic się nie wyjaśniło...Bo tak naprawdę nie wiadomo, dlaczego James ciągle kuł i unikał Syriusza...Ale nie jest źle ;D

Dodane przez 93asia93 dnia 04-01-2009 15:47
#40

szkoda, że nic się nie wyjaśniło...Bo tak naprawdę nie wiadomo, dlaczego James ciągle kuł i unikał Syriusza

Właśnie mam zamiar to wszystko wyjaśniać... kolejny rodział jest o Lily, jeszcze następny - o Sevie, ale 10. będzie właśnie o Jamesie, więc... Mam nadzieję, że coś wymyślę :)

Dodane przez Shetanka dnia 04-01-2009 17:22
#41

Mi tam się podobało, chociaż mogłobybyć trochę dłuższe ;)

Dodane przez Maladie dnia 06-01-2009 13:48
#42

- Ja... ja lubię Jamesa, a obiecałem mu ze ci nie powiem...

Literówka... Powinno być że

Serce bilo mu mocno.

Znowu literówka. Biło, a nie bilo.

Szkoda, ze nie ma tutaj Jamesa, pomyślał.

Nie chcę uchodzić za czepialską, ale powinno być że.

siedząc na ziemi z Zakazanym Lesie.

Kolejny mały błąd. Chyba siedzieli na ziemi w Zakazanym Lesie?

- Zgoda? - to Syriusz wyciągnął rękę do Jamesa.

Chyba powinno być z wielkiej litery, prawda?

Przepraszam za moje czepialstwo, ale musiałam wyliczyć te błędy. Jest ich mało, ale jednak są, co mi poniekąd przeszkadza w czytaniu.
Rozdział nie był najgorszy, ale wierzę, że mógłby być lepszy. Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni w następnych rozdziałach. Życzę Wena!

Edytowane przez Maladie dnia 06-01-2009 13:49

Dodane przez Fantazja dnia 06-01-2009 15:59
#43

No rzeczywiście, rozdział nie najwyższych lotów. Poprzednie podobały mi się o wiele bardziej. Jednak wiem doskonale, że Wen to istota nieznośna i nie zawsze przychodzi wtedy kiedy chcemy. Dlatego też wybaczam, jeśli tylko kolejne części będą, jak mówisz, lepsze. Czekam więc na Lily, jeszcze goręcej czekam na Severusa. I mam nadzieję, że części te pojawią się tak szybko jak ta.
Pozdrawiam.

Dodane przez 93asia93 dnia 10-01-2009 20:05
#44

8. Lily
Wakacje na Spinner's End


Lily z bardzo niepewną miną stała w drzwiach Wielkiej Sali. Za chwilę miała rozpocząć się uczta pożegnalna kończąca kolejny rok nauki w Hogwarcie. Dla Lily był on pierwszy. Jednak tutaj czuła się naprawdę wolna, mimo wszystkich nakazów i zakazów, nauki i prac domowych. Na początku wydawało jej się, że tu nie pasuje, jej miejsce jest w świecie Mugoli, gdzie wraz z Petunią uczęszczałaby do Gimnazjum Smeltinga, najlepszej szkoły w mieście. Jednakże w dość krótkim czasie wszystko się zmieniło. Odkryła swoje największe talenty, poznała innych ludzi, znalazła bliskich znajomych, może nawet przyjaciół...
W sercu dziewczyny toczyła się zażarta bitwa. Żal jej było wyjeżdżać. Zostawiać to wszystko. Jednak bardzo chciała już zobaczyć rodzinę - pożartować z tatą, mamie opowiedzieć o Hogwarcie, spędzić trochę czasu z Petunią... Och, ona przecież jest na mnie obrażona! I chodzi oczywiście o Severusa. Co ona ma do niego?, myślała dziewczyna. To na pewno dlatego, że nie zna go tak dobrze, jak ja. Może jak już wrócimy, to pójdziemy gdzieśr30;...Do parku albo nad rzekę. Tak, to chyba dobry pomysł. Tunia porozmawia z Sevem i przekona się, jaki jest naprawdę!
W dużo lepszym nastroju poszła do stołu Gryffindoru. Usiadła kolo swojej koleżanki, która obiecała zająć jej miejsce. Nazywała się Dorcas Meadowes. Była drobną, zawsze uśmiechniętą blondynką o niebieskich oczach. Lily poznała ją bliżej dopiero po ich trzeciej lekcji eliksirów, kiedy to profesor Slughorn przesadził Dorcas od jakiejś potężnie zbudowanej Puchonki z którą to Dorcas ni stąd ni zowąd zaczęła kłótnię. Niechybnie obie dziewczyny skończyłyby w skrzydle szpitalnym z ciężkimi obrażeniami, gdyby nie natychmiastowa reakcja leniwego zazwyczaj nauczyciela. Lily do teraz nie wiedziała, o co im poszło, ale w duchu dziękowała owej Puchonce. Dlaczego? Choćby z powodu dwóch największych palantów, jakich kiedykolwiek spotkała, Jamesa Pottera i Syriusza Blacka. Na jej nieszczęście oni często plątali się za nią, doprowadzając ją tym niekiedy do furii. Ich głupie, a wręcz debilne pseudo żarty i dogadywania robiły wrażenie tylko i wyłącznie na osobnikach ich pokroju. W każdym razie Lily na pewno nie śmieszyły.
Dzięki Dorcas dziewczyna mogła nieco odsapnąć od nich. Blondynka była bardzo wygadana i odważna w tego typu sprawach. Potrafiła kłamać bez mrugnięcia okiem i, co ważniejsze, każdemu dała radę odpyskować. Była mistrzynią ciętej riposty.
Od momentu pamiętnej kłótni dziewczęta trzymały się razem, mało kogo dopuszczając do swoich sekretów, tajemnic i spraw. Nawet Severusowi Lily nie mówiła wszystkiego... Dlaczego? Przyczyna jest bardzo prosta. Nie wszystko, co wymyśliła Dorcas było... hmm... legalne. Jednak Lily nigdy nie opuściła przyjaciółki, mimo iż już nieraz by je przyłapano na łamaniu regulaminu szkoły. Niekiedy Lily wydawało się, że swoją przyjaźnią z blondynką w pewnym sensie zdradza Severusa. Czuła się paskudnie, nie potrafiła spojrzeć mu w oczy bez wyrzutów sumienia. Lecz i ona nie wiedziała o nim wszystkiego, jak jej się zdawało... A co, jeśli Severus będzie miał mi za złe przyjaźń z Dorcas? A jeśli znudzi mu się przyjaźń ZE MNĄ? Co wtedy zrobię...? Ponure rozmyślania dziewczyny przerwała właśnie Dorcas, szepcząc jej do ucha zaledwie cztery słowa, ale o tak wielkim znaczeniu w jej ustach:
- Ten Dumbledore ma klasę...
Lily przytaknęła, choć nie wiedziała jeszcze, o co przyjaciółce chodzi. Dopiero teraz rozejrzała się wokoło. Wszystkie światła były pogaszone, tylko nad dyrektorem widniał krąg światła, zapewne wyczarowanego przez niego samego. Mężczyzna coś mówił, więc Lily wytężyła jeszcze na chwilę wzrok, słuch i umysł by skupić się na nim.
- ... osiągnięcia były bardzo wysokie, to przyznaję. Choć były również przykre i niemiłe sytuacje. Lecz o tym dziś nie mówmy. Nie psujmy wspomnień z ostatniej, dla niektórych, uczty pożegnalnej w Hogwarcie, a dla niektórych dopiero pierwszej. Przejdźmy więc do wyników waszej tegorocznej rywalizacji o Puchar Domów. Zaszczytne czwarte miejsce, z liczbę 357 punktów otrzymał Hufflepuff!
Uczniowie siedzący przy stole po prawej stronie Wielkiej Sali (patrząc z perspektywy drzwi) zaczęli niemrawo klaskać, co natychmiast zostało zagłuszone przez ryk zachwytu od strony stołu Slytherinu. Mężczyzna uciszył oba odgłosy wzniesieniem prawej dłoni. Po trwającej kilka sekund chwili znów przemówił.
- Trzecie miejsce i 419 punktów zyskał w tym roku Rawenclaw! - tu pozwolił Kruponom wyrazić swoją radość, po czym uciszył salę, jak poprzednio. - Drugie miejsce... Po zażartej walce, przegrywając dwoma punktami otrzymuje... Slytherin z liczbą 493 punktów!
Oklaski rozlegające się w Wielkiej Sali brzmiały niczym wystrzał armatni. Lecz to nie tylko Ślizgoni klaskali. To także Gryfoni, pewni już swojego zwycięstwa, klaskali i wrzeszczeli z radości. Dyrektor patrzył na to z uśmiechem na twarzy, nie próbując nawet uciszać sali. Po kilku minutach uczniowie sami przestali.
- Tak, Gryfoni już wyrazili całą swoją radość spowodowaną zwycięstwem. Dodam jeszcze, że zdobyli oni aż 495 punktów - mężczyzna uśmiechnął się ponownie. - Wszyscy już wiemy, w jakich barwach odbędzie się dzisiejsza uczta. A więc rozpocznijmy ją!
*

Jak cudownie być w domu, pomyślała Lily budząc się, lecz jeszcze nie otwierając oczu. Minęły już dwa tygodnie wakacji. A ja jeszcze nie wcieliłam w życie swojego planu co do Severusa i Petunii! Natychmiast otwarła oczy i usiadła na łóżku. Rozejrzała się wokoło. Ktoś poukładał jej książki, które wieczorem spadły na podłogę, a których dziewczynie nie chciało się poskładać od razu. Lecz ona nie miała czasu teraz o tym myśleć. Wyskoczyła z łóżka jak oparzona, równie szybko się ubrała i chwyciła kawałek pergaminu oraz pióro z kałamarzem. Usiadła na stołku przy stoliku w jej pokoju i zaczęła pisać.
Drogi Sevie,
tak dawno się nie widzieliśmy, minęły już prawie dwa tygodnie od naszego ostatniego spotkania! Co byś powiedział na mały piknik nad rzeką? Dzisiaj. Czekam na odpowiedź (niech Herakles ją przyniesie).
Lily
P.S Herakles to moja sowa, rodzice kupili mi ją trzy dni temu.

Dziewczyna zwinęła pergamin i podeszła do klatki stojącej przy oknie. Otworzyła ją.
- Herakles... Hery... - mówiła dziewczyna głaszcząc sowę po głowie. Ta otworzyła jedno czarne oko i spojrzała na Lily. - Herakles, mam zadanie dla ciebie. Musisz zanieść to Severusowi.
Sowa już całkiem się rozbudziła. Dziewczyna wyciągnęła ją z klatki i do nóżki przywiązała list. Potem otworzyła okno. Ptak wyleciał na zewnątrz i już po chwili nie było go widać. Lily zeszła na śniadanie, chcąc zabić czas, który wyjątkowo się wydłuża, gdy na coś czeka.
W kuchni zastała tylko Petunię, która siedziała przy stole i rozwiązywała krzyżówkę. Gdy Lily weszła, nawet nie podniosła głowy.
- Mamy i taty nie ma? - spytała dziewczyna.
- Nie - odburknęła siostra w odpowiedzi.
Lily bez słowa zabrała się za robienie śniadania. Przyrządziwszy je, usiadła na kanapie w salonie i, pierwszy raz od 10 miesięcy, włączyła telewizor. Po jakichś 10 minutach usłyszała przeraźliwy wrzask Petunii. Natychmiast pobiegła do kuchni, a to, co zobaczyła, prawie zwaliło ją z nóg. Była to Petunia, która energicznie machała rękami, by przegonić sowę, najzwyczajniej w świecie siedzącą jej na głowie. Oczywiście zaczęła się śmiać. Jednak po kilku sekundach podeszła do siostry aby jej pomóc. Ta, o dziwo bez słowa protestu, poddała się rozkazowi Lily by przestać machać rękami.
- Hery! Miałeś przynieść list do mnie, a nie do Tuni!
Lecz ptak już wylądował na jej ręce.
- Dobry Hery... - rzekła dziewczyna powoli, równocześnie odwiązując list. Sowa zahukała radośnie i pofrunęła do pokoju Lily.
Dziewczyna już czytała wiadomość od przyjaciela.
Lily,
masz rację. Dawno Cię nie widziałem. Chętnie się z Tobą dzisiaj spotkam. O 5 koło Twojego domu? Co wziąć?

Severus
Odpisała na odwrocie jego listu:
Nie musisz nic brać. Ale czekaj na mnie o 5 nad rzeką, pod tą wielką wierzbą.
Lily
- Hery! - krzyknęła, gdy zwinęła pergamin. Zwierzę pojawiło się natychmiast. - Masz jeszcze jeden kurs na Spinnerr17;s End.
*

Wszystko powinno się udać... Oby tylko Tunia nie zauważyła Seva wcześniej... Dziewczyna była bardzo zaniepokojona całą tą sytuacją. Dopiero gdy doszły na miejsce, odetchnęła nieco. Za chwilę miało dojść do konfrontacji Petunii z Severusemr30; Nagle usłyszała zimny głos, który dochodził zza drzewa:
- Co ona tu robi?
Już wiedziała, kto to.
- Sev, pokaż się.
Chłopak posłuchał jej, jak zawsze, i ponowił swoje pytanie.
- Co ona tu robi? Mieliśmy się spotkać!
- Przecież się spotkaliśmy! - w tym momencie Lily już wiedziała, że sprawa może być trudniejsza, niż jej się na początku wydawało.
- Ale co ONA tu robi?! To ciebie chciałem zobaczyć!
- Sev, nie mów tak.
- Lily, chodźmy do domu - to Petunia się wreszcie odezwała.
- Nie będziesz jej mówić, co ma robić - warknął chłopak przez zaciśnięte zęby.
- Jest moją siostrą, a nie twoją. Lily chodź.
- Tuniu... może porozmawiamy spokojnie?
- Porozmawiamy? - prychnął Severus. - Nie mamy o czym!
- Sev, proszę... - powiedziała to tak cicho, że nikt nie usłyszał. Tylko Petunia chwyciła ją za rękę i pociągnęła za sobą. Jednak Lily stała w miejscu, patrząc na Seva ze łzami w oczach.
- Lily! - krzyk siostry wyrwał ją ze stanu lekkiego osłupienia.
- Co?
- Idziemy!
- Co...? Och, w porządku...
- Lily! - tym razem to Severus krzyknął. Odwróciła się natychmiast.
- Słucham? - powiedziała to wyjątkowo sztywno.
- Nie pozwól jej się tak traktować!
- Ale...
- To mugol!
W tym momencie Lily zapomniała, po co tu przyszła. Wściekłość na przyjaciela odebrała jej mowę i, na chwilę, także rozum. W ogóle nie myśląc wyrwała rękę z uścisku siostry, szybkim krokiem podeszła do chłopaka i z całej siły pchnęła go. Wpadł do rzeki. Ale ona się tym nie przejęła.
- NIGDY nie wyrażaj się źle o mojej siostrze.
Po tych słowach odwróciła się i uciekła, nie oglądając się za siebie ani razu.
___
Mam nadzieję, że ta część jest lepsza od poprzedniej...

Edytowane przez 93asia93 dnia 12-01-2009 17:04

Dodane przez Maladie dnia 11-01-2009 17:42
#45

Ta część jest lepsza od poprzedniej. Mimo tego, nie mogę się oprzeć pokusie wytknięcia błędów. Nadal pojawiają się r17 i r30. A oprócz tego...

Usiadła kolo swojej koleżanki, która obiecała zająć jej miejsce.

Chyba chodziło o koło

kiedy to profesor Slughorn przesadził Dorcas od jakiejś potężnie zbudowanej Puchonki, z którą to Dorcas ni stąd ni zowąd zaczęła kłótnię.

Zabrakło przecinka

Jednak po kilku sekundach podeszła do siostry, aby jej pomóc.


Nie chcę się powtarzać, więc napiszę: "Jak wyżej".

- Lily, chodźmy do domu. - to Petunia się wreszcie odezwała.


Mogę nie mieć racji, ale to powinno być napisane z wielkiej litery, a wówczas przed myślnikiem i spacją brakuje kropki. Ale powtarzam, że mogę się mylić...;)

Rozdział podobał mi się bardziej niż poprzedni i z chęcią przeczytam kolejny!

Edytowane przez Maladie dnia 11-01-2009 17:43

Dodane przez Fantazja dnia 12-01-2009 16:51
#46

tu pozwolił Kruponom wyrazić swoją radość

Jak ja kocham radosną tfurczość Worda...

Mam wrażenie, że coś Wen Ci szwankuje. Ostatnie rozdziały, z tym włącznie, nie były już takie ciekawe jak poprzednie, czegoś mi w nich zabrakło. Tutaj powinnam napisać, czego, ale nie napiszę, bo nie wiem. Tego polotu, lekkości pióra, czegoś. Owszem, nadal są momenty, które mi się podobają, ale zaraz zastępują je inne, które nie podobają mi się wcale. Cóż, może to tylko chwilowe załamanie, sama często tak mam i może kolejny rozdział mnie zadowoli. Liczę na Ciebie, bo jest to jedno z najlepszych FF na tym forum. A poza tym kolejny rozdział ma być o Severusie. Nie zepsuj tego, ładnie Cię proszę.... ;P

Edytowane przez Fantazja dnia 12-01-2009 16:52

Dodane przez Nicolette dnia 12-01-2009 16:56
#47

Tak, ta część jest o wiele lepsza od poprzedniej. Wszystko opisane ładnie i ciekawie. Czekam na kolejny rozdział ;) Mam nadzieję, że teraz będzie on o Sevie, bo jestem ciekawa co on o tym wszystkim myśli...?

Dodane przez 93asia93 dnia 12-01-2009 17:02
#48

kolejny rozdział ma być o Severusie. Nie zepsuj tego, ładnie Cię proszę....

ekhem, no bądźmy szczerzy - może być cieżko... o Jamesie, dziesiąty, jest straszny. Napisany tak ciężko, że żal patrzeć. Dziewiąty, ten o Sevie... Bardzo lubię pisać z jego perspektywy. (Nie będę mówić publicznie dlaczego, ale jeśli kogoś wyjątkowo to interesuje - zapraszam do napisania PW.) Jednakże przyznam się szczerze, że jakoś tym razem mi to nie wyszło. Nie zdradzę, co prawda, niczego, ale... Nie spodziewajcie się niczego nadzwyczajnego... A może nawet poniżej normy...

Dodane przez atrammarta dnia 17-01-2009 08:36
#49

Szczerze powiedziawszy czytałam każdy odcinek, tudzież rozdział, i podobały mi się. Ten, to już nie było to. Jakiś taki... nie taki jak powinien ; P

Pisz dalej, ale ze swoim poprzednim Wenem Wyhodowanym Naturalnie
; D

Dodane przez pomyluna dnia 17-01-2009 21:34
#50

Nie, ten ostatni rozdział faktycznie był robiony tak trochę na siłę. Niby się spotykają, potem i tak się ócą i tak w kółko. Może jak bohaterowie trochę podrosną, to akcja "podrośnie" razem z nimi? Oby, bo ostatnio coś kiepskawo. Ale na miłość boską, kobieto! Nie pisz pod każdym rozdziałem pytań, jak bardzo beznadziejny był, bo jak dotąd idzie Ci naprawdę bardzo dobrze. Skoro ludzie chwalą to ff, to znaczy, że im się podoba.

Edytowane przez Tonks2812 dnia 25-01-2009 14:17

Dodane przez 93asia93 dnia 12-02-2009 19:24
#51

9. Severus
Coś za coś

A mówiła, że ufa tylko mnie! - myślał rozgoryczony Severus. Wciąż nie mógł zapomnieć wyrazu twarzy tego tępaka Pottera, gdy opowiadał Blackowi, Lupinowi i tej przybłędzie, Pettigrew, jak to spotkał się z Lily i co ona mu mówiła.
- Tępy osioł! - wysyczał wściekle, uderzając ręką w stolik salonu Slytherinu. Z przewróconego kałamarza wypłynął atrament, czym uczynił świeżo napisaną pracę domową Severusa z historii magii całkowicie nieczytelną.
- A niech to...
Zatrzasnął książkę i powlókł się do swojej sypialni. Po drodze minął kilku pierwszorocznych uczniów. Uśmiechnął się na wspomnienie wydarzeń sprzed roku. On też wyglądał na tak przestraszonego...
***

- Hej, Snape! Snape! - niski, szczupły chłopak zawzięcie machał ręką, aż wołana osoba zwróciła się do niego.
- Czego chcesz, Avery? - Severus wyglądał na naprawdę zniecierpliwionego. Trudno mu się dziwić, skoro obiecał Lily przyjść na błonia, a był już spóźniony.
- Niczego - odparł chłopak z głupkowatym uśmiechem.
- To po co mnie wołasz? - zdenerwował się Sev.
- Widziałem Pottera.
- Co ty powiesz? Naprawdę chodzi do tej szkoły? - ironia chłopaka nie zrobiła na Averym wrażenia.
- Rozmawiał z Blackiem - na twarzy rozmówcy znów pojawił się złośliwy uśmiech - O tobie. No ale skoro nie chcesz ze mną mówić..
Nim Severus zdążył wyrzec choćby słowo, chłopak już zniknął za rogiem. Pędem puścił się za nim. Dość szybko znalazł się w tym miejscu. Lecz zamiast Ślizgona, ujrzał przed sobą dwóch Gryfonów. Bardzo znajomych Gryfonów. Szybko odwrócił głowę i niespiesznym krokiem przeszedł obok nich, próbując nie zwracać uwagi na ich głośne zaczepki. Dopiero kilka metrów dalej zatrzymał się, nie mogąc utrzymać już nerwów na wodzy. Usłyszał wtedy słowa, które od tej chwili miały znaleźć się na dnie jego serca i z dnia na dzień potęgować nienawiść do rówieśnika:
- Co, Smarku, Evans wreszcie dała ci kosza? - widząc zachowanie Ślizgona, Potter zyskał więcej odwagi. - Żałuj, że nie słyszałeś, co opowiadała o tobie... jak myślisz, Smarkerusie, wreszcie zrozumiała, że nie warto zadawać się z taką ofiarą? Zaczęła się rozglądać za kimś normalnym?
Severus natychmiast przypomniał sobie jego słowa, gdy opowiadał "tym przygłupom", co mówiła Lily. "Och, ten Severus.. Czasami nie mogę go słuchać. Nie wiem, co ma na niego taki zły wpływ... może to przydział do Slytherinu? Tam szkoliła się większość czarnoksiężników. W już w wakacje zachowywał się inaczej. Wyśmiewał moją siostrę, że jest Mugolką... Ale wybaczyłam mu. Na tym w końcu polega przyjaźń, prawda?"
W chłopcu zagotowała się tłumiona do tej pory złość. Nie pozwolę mu tak mówić... Nie skrzywdzi więcej ani mnie, ani Lily!
- Co, Smarku, nie u... - tym razem to Black się odezwał. Nie zdążył jednak dokończyć zdania.
- Expelliarmus! - wrzasnął naprawdę rozjuszony Severus. Gryfoni nie spodziewali się takiego zachowania.
Ze złości nie był w stanie nawet myśleć. Odrzucił różdżkę iż zaczął tłuc pięściami w Pottera, który szybko się przewrócił, nie mogąc powstrzymać naprawdę skutecznego ataku. Severus zaś, bez przerwy bijąc przeciwnika, wydawał z siebie krótkie, przerywane słowa:
- Nie.. będziesz... więcej... Lily... mnie... nikogo... tępy... zarozumiały... wredny...
- Black, idioto! - wrzasnął Potter resztkami sił. Dysząc ciężko wciąż próbował się obronić, gdy przyjaciel stał obok, mając pod nogami dwie różdżki.
- Ach... tak, już! - chłopak ocknął się na pełen rozpaczy i bólu głos przyjaciela. - Petrificus totalus!
Ślizgon natychmiast znieruchomiał, klęcząc okrakiem nad Potterem i wymierzając mu kolejny cios. Zaklęcie nie odebrało mu słuchu, wzroku, ani zdolności myślenia, więc wiedział, co działo się wokół niego.
- Stary, pogięło cię?! Przecież ten bałwan o mało co mnie nie zatłukł na śmierć, a ty przyglądasz się bez mrugnięcia! - Potter mimo zmęczenia i straty sporej ilości krwi, dał radę krzyknąć na Syriusza.
Kretyn, pomyślał Severus. Jaki biedactwo zmęczony... Było nie zaczynać!
- James, chyba pani Pomfrey musi cię obejrzeć. Wyglądasz strasznie! - w głosie Blacka Severus dosłyszał nutkę zatroskania. Gdyby mógł, na pewno prychnąłby z pogardą.
- Masz rację. Brakuje mi trzech zębów!
Złość Pottera była naprawdę ogromna. Sev usłyszał coś jakby szamotaninę i szept któregoś z Gryfonów, lecz byli za nim - nie mógł zobaczyć, co się dzieje. Jednak już po chwili ujrzał przed sobą twarz Jamesa Pottera, wykrzywioną o okropnym grymasie i bardzo zakrwawioną.
- Co, Smarku, nie potrafisz nawet bić się jak czarodziej? Po co chodzisz do tej szkoły? A to - dodał pokazując Severusowi jego własną różdżkę - położymy przy oknie, żebyś sam się nie odczarował. Ale to jeszcze nie koniec, pamiętaj. Do zobaczenia, Smarkerusie!
Severus wymieniał w myślach wszystkie kiedykolwiek usłyszane przekleństwa - czy to czarodziejskie, czy mugolskie - i kierował je pod adresem Pottera. W końcu uspokoił się na tyle, by móc zacząć myśleć, jak się odczarować. Bez różdżki nic nie zrobię, powtórzył w myślach po raz kolejny. Muszę jakoś ją dostać do rąk. Tylko jak? Jest coś takiego jak zaklęcia niewerbalne... Ok., spróbujmy. Accio różdżka! Accio!
- Hej, Snape, nie potrzebujesz pomocy? - to Avery dziwnym trafem ponownie przyszedł na korytarz piątego piętra.
A jak myślisz, głąbie? Pewnie, że potrzebuję! Avery nie czekając więcej zastanawiał się głośno, jakim zaklęciem Severus został potraktowany. W tym momencie było lepiej, że Sev nie mógł mówić... W końcu chłopak użył odpowiedniego przeciwzaklęcia.
- Dzięki, Avery - nie zamierzał okazywać wdzięczności w inny sposób.
- Chwila, Snape, nie uciekaj tak szybko.
- Czego znów chcesz? - nawet nie próbował ukryć zniecierpliwienia.
- Coś za coś, Severusie. Pomogłem ci, więc teraz ty będziesz musiał pomagać mnie.
Po tych słowach odwrócił się i zniknął na schodach, pozostawiając oniemiałego chłopaka. Coś za coś...? Pomagać...? Co do..? Myślał. Po chwili spojrzał na zegarek. Miał cztery godziny spóźnienia, Lily na pewno jest już w swoim dormitorium. Nie ma sensu iść na błonia. A kiedy ją przeprosić? Jutro cały dzień załadowany do granic możliwości... A niech to licho! - pomyślał jeszcze zanim wziął różdżkę i powlókł się do salonu Slytherinu

Edytowane przez 93asia93 dnia 12-02-2009 19:33

Dodane przez pomyluna dnia 12-02-2009 21:20
#52

Ho ho! Coś za coś xD No nie powiem, że nie czekałam na ten rozdzialik. Dziękuję za powiadomienie i była bym zadowolona, gdybyś kontynułowała. Długo czekała, ale podobało się. W końcu, coś za coś, no nie?

Dodane przez Maladie dnia 13-02-2009 16:44
#53

- Co ty powiesz? Naprawdę chodzi do tej szkoły? - ironia chłopaka nie zrobiła na Averym wrażenia.

Powinno być napisane wiielką literą.

- Rozmawiał z Blackiem. - Na twarzy rozmówcy znów pojawił się złośliwy uśmiech - O tobie. No ale skoro nie chcesz ze mną mówić..

Proponuję w/w na napisać wielką literą. I przypomnę, że w "przyrodzie" nie występuje dwukropek.

Dodane przez Maladie dnia 13-02-2009 17:00
#54

- Co ty powiesz? Naprawdę chodzi do tej szkoły? - Ironia chłopaka nie zrobiła na Averym wrażenia.

Powinno być napisane wielką literą.

- Rozmawiał z Blackiem. - na twarzy rozmówcy znów pojawił się złośliwy uśmiech - O tobie. No, ale skoro nie chcesz ze mną mówić..

Po słowie "Blackiem" proponuję postawić kropkę lub wielokropek, a słowo "na" napisać wielką literą. Przypomnę, że w 'przyrodzie' nie występuje taki dwukropek .. Najlepiej postawić jedną albo trzy kropki. I jeszcze po słowie "No" zazwyczaj stawia się przecinek, ale to tak tylko 'na marginesie'...

- Co, Smarku, Evans wreszcie dała ci kosza? - Widząc zachowanie Ślizgona, Potter zyskał więcej odwagi.

Tam powinno stać duże W

W już w wakacje zachowywał się inaczej.

To dodatkowe W nie jest potrzebne...

Było jeszcze kilka błędów, ale już nie chce mi się ich wyszukiwać. Ten rozdział jest lepszy od poprzednich, ale ma więcej błędów. Ciekawi mnie to, czego Avery zażąda od Seva za tę pomoc... Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział

Edytowane przez Maladie dnia 03-04-2009 19:22

Dodane przez Dziewczyna_Malfoya dnia 23-08-2009 23:19
#55

To jest genialnie ; ]
Naprawdę, bardzo mi się podoba .
Będzie więcej części ?

Dodane przez RubyMoore dnia 27-08-2009 17:29
#56

Niezłe... Mi się podobało... :)

Dobra, przyznaję, że to jest GENIALNE!

Edytowane przez RubyMoore dnia 27-08-2009 18:30

Dodane przez Albert dnia 27-08-2009 17:59
#57

To nie jest ,,niezłe'', to jest genialne :) huncwoci to moi ulubieni bohaterowie. :):):)

Dodane przez RubyMoore dnia 27-08-2009 18:29
#58

Fakt, myślę, że moją poprzednią wypowiedź należałoby poprawić... :)
Ja też lubię Huncwotów... Ale nie aż tak bardzo, żeby byli moimmi ulubionymi boheterami... :)

Dodane przez SylCab dnia 27-08-2009 21:00
#59

Świetne ;)
Czekam na dalsze rozdziały ;)

Dodane przez 93asia93 dnia 28-08-2009 18:24
#60

10. James
Pierwszy "numer"


- ... a to ktoś nam zrobił pod koniec zeszłego roku, pamiętasz? - powiedział chłopak pokazując kolejne zdjęcie.
- James, no jasne! W życiu tego nie zapomnę! Sam zobacz - wyglądałeś tutaj jak goblin!
Syriusz nie mógł pohamować śmiechu. Wciąż patrzył na wyciągniętą fotografię. James również spoglądał, uśmiechając się szeroko. Widział bowiem samego siebie sprzed niecałego roku, przygniecionego ciężarem przyjaciela.
Zachciało im się wtedy sztucznych ogni na meczu Quidditcha. A że nie umieli dobrze zaklęcia - było dla nich sprawą drugorzędną. Ważny był jedynie wynik i otucha dla drużyny Gryffindoru, która w deszczu, szumie piorunów, chwilowym świetle błyskawic i huku grzmotów, musiała stawić czoła świetnemu Slytherinowi. Nie szło im zbyt dobrze, a że i Potter, i Black byli wielkimi fanami, postanowili wziąć sprawy w swoje pierwszoroczne ręce i różdżki.
Myśleli, że mogą wszystko. Jednak dobrze znana regułka zaklęcia nie wystarczy do jego w pełni poprawnego wykonania. Trzeba jeszcze akcentować sylaby, wykonywać odpowiednie ruchy nadgarstka... Dlatego też Gryfoni wyczarowali zaledwie mnóstwo pszczół, które, dziwnym trafem, nie były zachwycone swoim położeniem. A użądlenia były bolesnar30;
- Ej... - to Syriusz przypomniał sobie coś jeszcze. - Pamiętasz, jak po zeszłorocznych egzaminach tak strasznie kułeś z Remusem?
- Po egzaminach...? Ach, tak! Pamiętam. A co? - chłopak popatrzył podejrzliwie na przyjaciela.
- Nico. Tylko czemu ja nie wiem, czego wyście się tam uczyli? - teraz to Black był podejrzliwy.
- Bo uznaliśmy, że cię to nie zainteresuje - odrzekł, lecz widząc niezadowolone spojrzenie kolegi, powiedział szybko - takie tam, transmutacja. Remus chciał mnie nauczyć kilku ciekawych zaklęć.
Kurczę, coś się dzieje nie tak - pomyślał James. Ni stąd, ni zowąd Syriusz pyta mnie o to, co działo się rok temu, nie wierzy mi i świdruje tym swoim spojrzeniem brązowych oczu. Czy mam mu powiedzieć...? Może jeszcze nie teraz. Za kilka miesięcy wakacje... wtedy powiem.
***

Hogwart wyglądał wyjątkowo pięknie. Było już, co prawda, długo po świętach, lecz nikt, nawet woźny, nie kwapił się do ściągania sporej ilości ozdób i usuwania licznych choinek. Na zewnątrz śnieg wciąż prószył, zostawiając na rozległych błoniach dużo białego puchu, co nadawało zamkowi jeszcze więcej magii. Zaczynał się właśnie luty.
James i Syriusz nie zwracali uwagi na takie detale, jak wystrój wnętrza czy pogoda. Mieli mnóstwo szalonych pomysłów i dzikich zachcianek. Prześcigali się w wymyślaniu dowcipów. Jednak prawie zawsze kończyło się to kłótnią, gdyż każdy z nich chciał zrealizować swoją wizję. Remus często łagodził te spory, ale i on nie zawsze zdążył. Czasem któryś musiał udać się do skrzydła szpitalnego, a niekiedy ucierpiał jakiś postronny Gryfon.
Jednym z nielicznych pomysłów, o którym chłopcy nie dyskutowali, był numer z paczką "wiecznego błota" wykręcony woźnemu - Filchowi, podczas ferii świątecznych. Chłopcy wybrali za cel podłogę pod drzwiami jego gabinetu, pracowni, czy czymkolwiek to było.
W ustalonym dniu i porze obydwaj zajęli swoje pozycje. Uśmiechnięci i podnieceni czekali, aż Filch wróci do siebie i, gderając, zamknie drzwi. Stało się to całkiem niedługo. Nieźle się zaczyna, uśmiechnął się James.
- Wingardium leviosa - szepnął.
Mała paczuszka uniosła się w powietrze. James skierował ją prosto do celu. Zanim jednak ułożył ją na ziemi, zastukał kantem w drzwi. Od razu dało się słyszeć charakterystyczne ciężkie kroki. Woźny rozglądał się nieufnie. Już miał wejść z powrotem, gdy zauważył "przesyłkę".
Ha! Mam cię! - pomyślał James widząc błogi uśmiech na twarzy woźnego.
- Hej - to Syriusz znalazł się koło niego - jak myślisz, otworzy"
Chłopak nie zdążył odpowiedzieć, bo właśnie rozległ się upragniony dźwięk. Tak! - to Filch otworzył paczkę.
Chłopcy wracali do wieży Gryffindoru pokładając się ze śmiechu, słuchając wrzasków woźnego i planując kolejną "akcję".
___

Krótkie, dosć niefajne i napisane w lutym.

Skoro uważacie, że "Wyżeracze..." są tacy genialni, chyba trzeba Wam nieco obrzydzić żywot :)

A tak serio, to po wiadomości od Alberta zerknęłam na bloga i okazuje się, że jeszcze jeden rozdział mam opublikowany... Tu go też nie może zabraknąć, choć sama określam go jednym słowem - ŻENUA.

Edytowane przez 93asia93 dnia 28-08-2009 18:25

Dodane przez Albert dnia 28-08-2009 19:09
#61

Dzięki! Czekamy na jeszcze:-)

Dodane przez Maladie dnia 28-08-2009 19:48
#62

No nareszcie! Wielki powrót Huncwotów! Cieszę się, że znowu zaczęłaś pisać Asiu!

A użądlenia były bolesnar30;

Niestety, pojawiło się niechciane r30 :(

- Ej... - to Syriusz przypomniał sobie coś jeszcze. - Pamiętasz, jak po zeszłorocznych egzaminach tak strasznie kułeś z Remusem?

Powinno być napisane dużą literą

- Po egzaminach...? Ach, tak! Pamiętam. A co? - chłopak popatrzył podejrzliwie na przyjaciela.

I znowu powinna tu być duża literka

- Nico. Tylko czemu ja nie wiem, czego wyście się tam uczyli? - teraz to Black był podejrzliwy.

Jak wyżej

- Hej. - to Syriusz znalazł się koło niego. - jak myślisz, otworzy"

A tutaj zabrakło dwóch kropek, zamiast znaku zapytania pojawił się cudzysłów i dwie litery powinny być napisane dużą literą

Odcinek fajny, śmieszny, ale za krótki. No i trochę pokrytykowałam Twoje błędy, ale cóż... Lubię krytykować opowiadania. Mam nadzieję, że kolejna część będzie zawierała mniej błędów B)

Dodane przez 93asia93 dnia 28-08-2009 20:18
#63

Taaaa... Jeśli pojawi się kolejna część...

Wcale nie jestem co do trego przekonana...

Nie pisałam od lutego...

Znaczy, pisałam, ale coś zupełnie innego (swoją książkę "Mrok").

Nie wiem, czy jeszcze potrafię wykrzesać z siebie coś o Huncwotach...

Dodane przez Albert dnia 28-08-2009 21:18
#64

Ja bym chciał poczytać jak dowiadują się chorobie Lupina i uczą się zostać animagami, o ich włóczęgach pod postacią zwierząt, i o związku Lily i Jamesa. Mogła byś napisać historię do ukończenia Hogwartu, no... i może jeszcze trochę z życia Lily i Jamesa poza szkoła. Mam nadzieję że się uda. :-)

No i życzę powodzenia w pisaniu książki.:-)

Dodane przez RubyMoore dnia 28-08-2009 22:27
#65

Żywię dokładnie takie same nadzieje, jak Albert... :) Powodzenia, 93asia93...

Dodane przez Dziewczyna_Malfoya dnia 29-08-2009 12:31
#66

Bardzo podoba mi się Twój styl pisania ; ]
Czuję się, jakbym czytała HP ; DD
( Mam nadzieję, że potraktujesz to jako komplement ; P)
Tak czy inaczej - mam nadzieję, że będzie więcej części .

Dodane przez bwbasia12 dnia 31-08-2009 20:30
#67

Wszystkie rozdziały... zwaliły mnie z nóg!
GENIALNE!!! Błędy są, ale po raz pierwszy nie patrzę na nie.
Tytuły rozdziałów dobrze dobrane, choć... najlepsze są z Lilly , Sevem i Peterem .
Opowiadanie napisane przejrzyście, dobrze się czyta.
Słowem... najlepszy,NAJLEPSZY fick jaki czytałam< a czytałam wiele fajnych...>!!!!!
Czekam na kolejne rozdziały

Dodane przez SylCab dnia 31-08-2009 23:54
#68

Świetne ! Bardzo mi się podoba ;)
Najfajniejsze jest to, że każdy rozdział pisany jest z perspektywy kogoś innego, możemy w ten sposób zobaczyć różny punkt widzenia :]
Czekam na następne rozdziały, mam nadzieję, że się pojawią ! :D

Dodane przez 93asia93 dnia 01-09-2009 13:30
#69

Czekam na następne rozdziały, mam nadzieję, że się pojawią

Czekam na kolejne rozdziały

mam nadzieję, że będzie więcej części


Szczerze Wam powiem, że chyba jednak nie będzie. Jak już zdążyłam nadmienić, ostatni rozdział napisałam w lutym, albo nawet wcześniej (12lutego to data publikacji na blogu). Nie mam zielonego pojecia, czy jeszcze potrafię napisać cokolwiek o Huncwotach, albo przynajmniej utrzymać taki poziom, jak dotychczas (marny, bo marny, ale zawsze jakiś).
Pamiętam, że bardzo lubiłam pisać ze strony Severusa, a kolejna część zdaje się powinna być właśnie z jego punktu widzenia... Nie wiem, czy potrafię jeszcze coś wymyślić. Najzwyczajniej w świecie.

Dodane przez 93asia93 dnia 18-09-2009 18:41
#70

W związku z kilkoma prośbami, które dotarły do mnie, bym kontynuowała opowieść o wyżeraczach Hogwartu, zwracam się do Was, czytelników, z prośbą.

Jak już wcześniej stwierdziłam, nie mam żadnego ciekawego pomysłu na kolejną część, więc może Wy powiecie, o czym chcielibyście jeszcze ewentualnie przeczytać?

Za wszystkie sugestie z góry dziękuję, na każdą postaram się odpowiedzieć, bądź wykorzystać.

Dodane przez Lord Voldemord94 dnia 18-09-2009 19:22
#71

Ładnie piszesz masz talent:)))

Dodane przez idejsza dnia 11-10-2009 14:44
#72

fajne czekam na kolejne części

Dodane przez Luna Watson dnia 03-11-2009 18:57
#73

nawet fajne

Dodane przez pottereczek1995 dnia 13-11-2009 19:16
#74

Ej!Przecież Lily i Tunia były pokłucone!Tak nagle się pogodzili?!:@:@

Edytowane przez pottereczek1995 dnia 13-11-2009 19:17

Dodane przez 93asia93 dnia 13-11-2009 20:33
#75

pottereczek1995 napisał/a:
Ej!Przecież Lily i Tunia były pokłucone!Tak nagle się pogodzili?!:@:@

Słuchaj dziecinko, to się nazywa fan fiction. FICTION w dosłownym tłumaczeniu znaczy FIKCJA. Fikcja fanów.
Nie musi być całkowicie zgodna z książką. Wręcz nie powinna być identyczna.
Ja zapożyczam od Rowling tylko kilka zdarzeń, oczywiście postacie i miejsca. Lecz nadal, to jest moja własna inwencja twórcza.

Dodane przez Doru Arabea dnia 01-01-2010 17:09
#76

Mi sie bardzo podobały wszystkie części! Podoba mi się to, że piszesz poszczególne teksty z perspektywy różnych postaci. Ładna, dopracowana treść, bez większych zastrzeżeń. Tylko w niektórych częściach denerwujące są te "r11". Zauważyłam kilka błędów wszelakiego rodzaju. Ale i tak i tak podoba mi się to bardzo i bardzo proszę, abyś pisała dalej, lepiej(jeżeli się już w ogóle da!) i żeby tych błędów było mniej! Weny życzę! I pomysłów! ;)

Edytowane przez Doru Arabea dnia 01-01-2010 19:21

Dodane przez 93asia93 dnia 26-07-2010 18:36
#77

11. Severus
Coś za coś vol. 2


Lato. Tak, wakacje były zdecydowanie najbardziej znienawidzoną przez Severusa pora roku. Nie wolno było czarować, ojciec pił, a matka w ogóle nie zwracała na niego uwagi. No i Lily - zawsze miała jakieś zajęcie, więc nie widywali się tak często, jak to zwykli robić w Hogwarcie. Jeszcze ta jej wredna, szlamowata siostra, pomyślał z obrzydzeniem. Nie rozumiał, dlaczego Lily wciąż spędzała z nią czas. Dużo czasu. Zdecydowanie więcej, niż z nim. A to przecież ja jestem jej przyjacielem!
W głowie młodego Severusa kłębiło się całe mnóstwo myśli. Głównym tematem większości z nich była właśnie Lily - jego najlepsza, w sumie jedyna przyjaciółka. Zawsze była dla niego taka dobra - kiedy rówieśnicy się z niego śmiali, nawet tu, w świecie Mugoli, broniła go niczym lew. I nie przeszkadzały jej ubrania, które jego matka dawała mu do noszenie. Oceniała go za to, kim jest, a nie jak wygląda. Nieraz zastanawiał się, co najbardziej w niej lubi, lecz zawsze dochodził do wniosku, że wszystko. Jej płomiennorude włosy, które tak wyróżniały ją z tłumu innych dziewcząt, piegowaty nos, wiecznie zimne dłonie i drobną sylwetkę. Zdawała się być jeszcze małą dziewczynką, ale Sev doskonale ją znał, wiedział jak jest dojrzała. Nie bawiły jej głupie żarty tępych lalusiów, uczyła się pilnie, przestrzegała regulaminu i dbała o swoich przyjaciół. No i nie znosi Pottera, uśmiechnął się w duchu.
Odkąd tylko znaleźli się w Hogwarcie, czyli od trzech lat, bacznie mu się przyglądał. Był dla niego zwykłym, tępawym mięśniakiem, który potrafił jedynie popisywać się przed innymi. Lily nie była jedną z wzdychających na jego widok dziewczyn, wręcz przeciwnie, więc Potter i jego nie lepszy kumpel, Black, dokuczali jej. I jemu, żeby jeszcze bardziej ją zdenerwować, co wychodziło im fenomenalnie. Przynajmniej jedna rzecz, którą potrafią, pomyślał zagniewany. Nigdy nie potrafił zrozumieć, jak rówieśnicy mogą darzyć sympatią ludzi takich, jak James Potter czy Syriusz Black - dla niego wrednych szpanerów i...
Ponure rozmyślania przerwał mu dźwięk dzwonka. Ktoś stał przed drzwiami jego domu i wyraźnie zależało mu na tym, by jak najprędzej dostać się do środka. Severus był na zewnątrz, więc zbliżył się do postaci, która natychmiast się odwróciła. Nie miał problemu z rozpoznaniem twarzy przybysza.
- Avery? Co ty tu robisz?
- Dobijam się do drzwi - odrzekł chłopak ze złością. Sev nachmurzył się jeszcze bardziej. - Coś za coś, Snape.
- Coś za...
Miał zamiar zapytać, o co mu chodzi, lecz przypomniał sobie bójkę z Potterem i ratunek Avery'ego.
- Czego chcesz? - spytał, nie kryjąc niechęci.
- Masz mnie ukrywać przez tydzień.
- A niby dlaczego?
- Bo mam taki kaprys. Tydzień, Snape.
Widząc, że nic nie wskóra, Severus kiwnął głową. Stali jeszcze chwilę przed drzwiami wejściowymi. Sev już miał je otworzyć, gdy dotarło do niego coś bardzo ważnego.
- Ale za tydzień zaczyna się szkoła!
- Więc pojedziemy razem do Hogwartu. Mam wszystkie swoje rzeczy.
*

Dzień pierwszego września pierwszy raz od czterech lat był tak pochmurny, a termometry wskazywały zaledwie piętnaście stopni Celsjusza. Severus wraz z Averym szedł szybko przez King's Cross, by zdążyć na swój pociąg. Zostało im już tylko 10 minut. Nie odzywali się ani słowem, każdy był pogrążony we własnych myślach. Sev planował ucieczkę od Avery'ego do Lily. W końcu zawsze jeździli razem, nie miał ochoty ani zamiaru tego zmieniać.
Po niecałych dwóch godzinach towarzysz Severusa zasnął, co chłopak natychmiast wykorzystał. Wyszedł z przedziału i zaczął przeciskać się między stojącymi w przejściu uczniami. Zaglądał do każdego mijanego przedziału, wśród złości i obelg potrącanych ludzi, lecz nie obchodziło go to. Chciał tylko dotrzeć do przyjaciółki, bez względu na innych. Nigdzie jej jednak nie było.
- Hej, młody, właź do tego przedziału, albo wychodź, byle szybko!
Gniewny ton kogoś za nim skłonił Severusa do wejścia. Zaraz wyjdę, najwyżej przeproszę siedzących w środku. Zasunąwszy za sobą drzwi Sev odetchnął z ulgą. Dopiero gdy się odwrócił, wszystko, łącznie z oddechem, uwięzło mu w gardle.
- O, patrzcie państwo, kto do nas zawitał - powiedział Potter.
Czyżby to Smarkerus? - zgadł Black, udając że nie widzi.
- Gratulacje, wygrał pan możliwość usmażenia jajecznicy na jego głowie!
Black zarechotał i wstał z miejsca. Wraz z Potterem zbliżył się do Seva. Byli wyżsi od niego i lepiej zbudowani, było jasnym, że może dać im radę tylko przy pomocy magii. Gdzie moja różdżka?, myślał. Powinna być w tylnej kieszeni moich spodni... A niech to, została w przedziale! Czując nieuchronnie zbliżające się zagrożenie, Severus skulił się w sobie.
- Wiesz, Smarku, że w pociągu można już czarować? - spytał Black, patrząc na niego z góry. Nie zareagował.
- Chyba trzeba nauczyć naszego przyjaciela odpowiadać, nie sądzisz?
- Masz absolutną racje, James.

Ci kretyni coraz lepiej czarują, pomyślał ze zgrozą, gdy został potraktowany zaklęciem Petrificus Totalus i wyrzucony na opustoszały już korytarz pociągu. Oprawcy również wyszli z przedziału i z dzikim śmiechem oddalili się od miejsca, gdzie leżał Severus. Pozostało mu jedynie czekać, aż ktoś będzie przechodził i liczyć na to, że się ulituje. Po chwili poczuł, że ktoś faktycznie go odczarował. Prędko wstał i spojrzał na wybawcę.
- Coś za coś, Snape. Po raz drugi jesteś moim dłużnikiem.

___

Dzisiaj rano zobaczyłam, że mam napisany początek, więc wzięłam długopis do ręki i stworzyłam resztę ;)
Denna część, serio. Po tak długiej przerwie chyba zupełnie straciłam jakikolwiek talent.

Dodane przez Maladie dnia 28-07-2010 18:32
#78

Powróciłaś!!! :)
To ja się zabieram za błędy :happy:

Jeszcze ta jej wredna, szlamowata siostra, pomyślał z obrzydzeniem. Nie rozumiał, dlaczego Lily wciąż spędzała z nią czas. Dużo czasu. Zdecydowanie więcej, niż z nim. A to przecież ja jestem jej przyjacielem!

Słowa "Jeszcze ta jej wredna, szlamowata siostra" powinny być napisane kursywą, bo to myśli Severusa.

I nie przeszkadzały jej ubrania, które jego matka dawała mu do noszenie.

Literówka - noszenia

Dzień pierwszego września pierwszy raz od czterech lat był tak pochmurny, a termometry wskazywały zaledwie piętnaście stopni Celsjusza.

powtórzenie

Napiszę tak: niestety, nie potrafię postrzegać świata i ludzi oczami Seva. Scena w pociągu przypomina mi moment z Księcia Półkrwi, gdy Malfoy rzuca zaklęcie Petrificus Totalus na Harry'ego. Przynajmniej ja tak to odbieram.
Rozdział strasznie krótki! Mogłabyś coś napisać o wyglądzie postaci (np. Avery'ego). Poza tym, pokazałaś Jamesa i Syriusza w bardzo negatywnym świetle. Wiem, że nie byli aniołkami, ale żeby atakować Seva bez żadnego powodu?

Pisz dalej, zobaczymy co z tego wyjdzie. Czekam na ciąg dalszy :happy:

Dodane przez Arya dnia 28-07-2010 18:45
#79

No i przeczytałam. Po tej długiej przerwie miałam wrażenie, że całkowicie porzuciłaś Wyżeraczy. Ale jak któregoś dnia spojrzałam na stronę główną i w temacie tego FF zobaczyłam, ze napisałaś nowy post (zapewne kolejny rozdział), mało nie spadłam z krzesła ze szczęścia ;p

Ale przechodząc do stylu i ego, jak piszesz, to muszę Ci powiedzieć, że ten rozdział jest trochę gorszy od poprzedniego. Może to efekt ten przerwy? Ale na szczęście, różnica jest minimalna, więc przebolałam ten aspekt. Ale naprawdę, pisz dalej, bo tracisz na poziomie.

Poprawność zarówno ortograficzną i gramatyczną jest niezłą, a wszystkie usterki ujrzały światło dzienne, za sprawą Maladie. Ale tu też jest mały problem. Błędy nadal są. Może niewielkie, ale liczy się, że są. Nad tym też popracuj.

proszę Cie, pisz dalej. Uszczęśliwisz tym zarówno mnie, jak i innych. A ty poćwiczysz warsztat ;]

Pozdrawiam i Wena życzę. Ale takiego megasupero kurdejakiegonamolnego natręta! ;p

A.

Dodane przez 93asia93 dnia 28-07-2010 19:17
#80

Czytelnicy moi drodzy! Może powinnam powiedzieć - czytelniczki ;)

Miło mi, że ktoś jednak tu zajrzał, a niezadowolenie rozumiem całkowicie. sama zresztą zaznaczyłam, iż jest to rozdział napisany tak o, z rozpędu. Po prostu wstałam rano i przeglądając szpargały znalazłam zaczęty rozdział (do słów "wiecznie zimne dłonie";] ). Gdy wzięłam długopis do ręki, słowa same popłynęły, ale obecnie piszę w zupełnie innym stylu niż pani Rowling, więc tutaj widać ich mieszankę - usiłowałam utrzymać poziom Wyżeraczy, ale mój umysł chyba jest już niereformowalny ;)

Mam kilka pomysłów na dalsze rozdziały, więc mogę wam obiecać, że powstanie przynajmniej po jednym z perspektywy każdego z bohaterów (czyli zostaje mi jeszcze piątka).

Co do rozdziału 11. - James i Syriusz zostali przedstawieni w złym świetle, owszem. Było to działanie zamierzone. To już czwarty rok, prawda? Chyba troszkę przeskoczyłam, nawet nie pamiętam, gdzie skończyłam ;) Tak czy tak chodzi o to, że każda zbrodnia ma swoje motywy, nawet tu ;)
Skojarzenie z Księciem Półkrwi... wiesz co, tak sobie myślałam, że sama bym czegoś takiego nie wymyśliła... Podświadomość skojarzyła taką scenę z HP i poszło - mea culpa. Może na przyszłość wyjdzie lepiej.
Literówki... No każdemu się zdarzają. jakaś alfa i romeo nie jestem ;) Powtórzenia... Dobrze, że tylko jedno ;) Ale dzięki, może kolejny (mam nadzieję, że powstanie) rozdział będzie pod tym względem choć odrobinę lepszy.

Dodane przez 93asia93 dnia 09-08-2010 12:25
#81

12. Remus
Wpadka

Dzień jak co dzień - lekcje, posiłek, nauka i wieczór spędzony z przyjaciółmi. Tak, nareszcie mam prawdziwych przyjaciół, pomyślał Remus, uśmiechając się lekko. Zaczynał już czwartą klasę w Hogwarcie i od pełnego roku posiadał dwóch najlepszych przyjaciół - Jamesa Pottera i Syriusza Blacka. Z pewnością mógł ich tak nazwać, chociaż nie wiedzieli o jego małym sekrecie. Dzień jak co dzień - jak zawsze siedział z nimi samotnie przy kominku, słuchając najczęściej zabawnych historii. Tym razem miało być inaczej.
- Dużo macie sekretów przed światem? - zaczął temat James, wpatrując się w pomarańczowe płomienie. Pierwszy odezwał się Syriusz:
- Nie, żadnego. No, może jeden.
- Jaki? - zapiszczał z podnieceniem Peter.
- Jestem niesamowicie przystojny. Ale to chyba nie sekret - odrzekł, po czym płynnym ruchem dłoni poprawił włosy.
Chłopcy zaczęli się śmiać, najgłośniej Remus. Lubił poczucie humoru Syriusza, choć dla otoczenia zapewne wydawało się samolubne.
- Wiesz, Syriusz, nie powinniśmy byli tak zgnębić Snaper17;a w pociągu - powiedział James po chwili ciszy. Przyjaciel się tylko zaśmiał.
- A co, masz wyrzuty sumienia?
- A żebyś wiedział, że mam.
- Daj spokój James, to tylko Smark! Słyszałeś, co mówił do tego swojego koleżki o nas.
- Słyszałem...
Chłopak nie wydawał się być przekonany. Remus nadstawił uszu - jeszcze nie słyszał tej historii ze szczegółami. Syriusz westchnął i wstał.
- Jak tam chcesz, ale nie piszę się na słuchanie głupich plotek o samym sobie. Że niby jesteśmy debilami? - prychnął. - I nie uważam się za tępego mięśniaka.
- Tak o was powiedział? - zdziwił się Remus. Snape zawsze wydawał mu się spokojny i niegroźny.
- A jak - prychnął ponownie Syriusz. - Do tego Averyr17;ego czy jak mu tam.
Zapadło milczenie. Remus obserwował Jamesa, który z dziwną bezsilnością i bezradnością wpatrywał się w płomienie. Widząc ten kompletny brak nadziei, nawet płomienie zdawały się nie trzaskać zbyt wesoło. Nie wiedział, co z przyjacielem się dzieje, więc tym bardziej się martwił. Nie chciał jednak pytać przy Syriuszu i Peterze.
- Dobra, panowie, ja zbieram się do spania. Takie nic-nie-robienie jest męczące - zarechotał. - James, idziesz?
- Nie, jeszcze trochę posiedzę, jest tak przyjemnie.
- Ok, jak chcesz - chłopak wzruszył ramionami. - Remus?
Pokręcił głową.
- Ja idę - zapiszczał wesoło Peter. Syriusz wywrócił lekko oczami.
Po chwili Remus i James zostali sam na sam z płomieniami i najwyraźniej ponurymi myślami. Co jakiś czas jeden spoglądał na drugiego, jakby chcieli wyznać, co leżało im na młodych sercach, lecz rozmyślali się za każdym razem.
- W sobotę eliminacje do drużyny quidditcha - powiedział w końcu James. - Mam już tylko trzy dni na przygotowania.
- Chyba się nie boisz? - zapytał chłopak, lecz było to retoryczne pytanie. Oczywiście, że się nie bał latania na miotle, przecież to jego pasja.
- No weź, może bez przesady. Ale zawsze to jakiś stres. Liczę, że wszyscy będziecie na widowni, żeby mnie dopingować.
Remus uśmiechnął się do niego. Jak mógłbym zostawić przyjaciela w tak ważnym dla niego momencie?, pomyślał. Syriusz na pewno uważa tak samo. Chwilę jeszcze siedzieli w ciszy. Gdy James wstał i zaczął iść w kierunku dormitorium, Remus zdał sobie sprawę, że nie będzie mógł być na eliminacjach. Odbywały się po południu, pani Pomfrey nie pozwoli mu na nie iść, przecież...
- W sobotę jest pełnia - powiedział cicho i ze strachem.
- Co powiedziałeś?
James jeszcze nie poszedł, czekał na niego przy schodach. Remus najpierw się zmieszał, a następnie ogromnie przeraził. O nie!
- Eee... w sobotę się spełnią... twoje marzenia. Będziesz... będziesz świetnym graczem.
Zająknął się, lecz miał nadzieję, że James w to uwierzy. W głębi serca wiedział jednak, jakie możliwości ma jego przyjaciel. Czekał na dalsze pytania.
- Nie, wcale nie. Powiedziałeś "w sobotę jest pełnia". O co, że tak spytam, biega? Co ma pełnia księżyca do moich eliminacji?
Remus nie odezwał się ani słowem. Co mógł powiedzieć? Że choruje? Akurat podczas każdej pełni? Przez trzy lata kupowali wszystkie jego wymówki o problemach zdrowotnych czy rodzinnych. Rok wcześniej nawet chciał wyznać Jamesowi swoją przypadłość, lecz zabrakło mu odwagi...
- Pełnia? - spytał ponownie chłopak.
Tym razem innym głosem. Intensywnie brązowe oczy patrzyły na niego bardzo uważnie zza okularów. Był niższy od przyjaciela, więc spojrzenie jeszcze bardziej go przytłaczało. Zdawał sobie sprawę, że oto nadszedł czas na wyznanie całej prawdy. Bał się, nie było jednak odwrotu.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że...
- Powiem ci wszystko, o co tylko zapytasz - rzekł szybko - ale najpierw ty mi coś powiedz, proszę.
Zacisnął kciuki. Jego drobne ciało lekko drżało, a blada na co dzień twarz stała się podobieństwem kredy. Spojrzenie brązowych oczu utkwił w Jamesie, oczekując odpowiedzi. Delikatnie ściągnął brwi. Chłopak powoli i jakby niepewnie kiwnął głową.
- Ze Snapem w pociągu nie chodziło o to, że komuś coś powiedział, prawda?
Przyjaciel skinął ponownie, tym razem spuszczając głowę. Remus stał się nieco pewniejszy.
- Chodziło o Lily Evans, mam rację? Podoba ci się i nie możesz znieść, że spędza z nim tyle czasu, a ciebie odtrąca jak natrętną muchę. Chciałeś jej pokazać, że on wcale nie jest taki fajny, jak jej się wydaje, czy tak?
- Tak - odrzekł cicho chłopak. - Dokładnie o to chodziło.
Remus uśmiechnął się w duchu. James jednak nie jest taki zły, pomyślał. Syriusza znał na tyle dobrze, by wiedzieć, jak jest honorowy - głupie gadanie Ślizgona i zachęcenie przez przyjaciela z pewnością wystarczyło.
- No dobra, dosyć tego - przerwał jego rozmyślania James. Remus zlękniony spojrzał na niego. - Co pełnia księżyca ma wspólnego z moimi eliminacjami? Nie jesteś chyba jakimś wilkołakiem, żeby to miało przeszkadzać.
Remus spuścił głowę i utkwił wzrok w podłodze. Kątem oka widział, że James zrobił ruch, jakby chciał się odsunąć, ale w ostatniej chwili z tego zrezygnował. W końcu westchnął i powiedział cicho:
- Tak, James. Jestem wilkołakiem.

Edytowane przez 93asia93 dnia 19-08-2010 17:11

Dodane przez Pandora dnia 14-08-2010 21:28
#82

ym razem innym głosem. Intensywnie zielone oczy patrzyły na niego bardzo uważnie zza okularów

James nie miał zielonych oczu tylko brązowe;)
Na błędy nie patrzyłam bo sama mnóstwo robię;)
Świetny ff-czekam na więcej;)

Dodane przez 93asia93 dnia 19-08-2010 17:08
#83

Brązowe oczy, no tak, mea culpa. Już poprawiam :)

Dodane przez Charakternik dnia 24-08-2010 15:20
#84

Fajne , naprawde fajne.. ; p spodobało mi się , zwłaszcza że temat to młodzi huncwoci. ; p

Dodane przez Agnes Black dnia 22-09-2010 18:39
#85

Tak to co napisała moja poprzedniczka to pierwsze a po drugie napisałaś wcześniej, że Syriusz miał brązowe oczy. To nieprawda, jego oczy są szare.
Fajnie, że zastosowałaś teksty Rowling. Pisz dalej.
I jeszcze jedno:
NIGDY NIE KRYTYKUJ SWOJEGO FF!

Dodane przez dark shadow dnia 05-03-2011 21:31
#86

To jest super!! Pisz dalej.
To jest jedno z tych FF które wciągają. Jest ich niewiele w których serio proszę o więcej. To jest super. Tu akurat chyba nie masz problemu z dalszym ciągiem.
Zaciekawiło mnie co będzie dalej PISZ PISZ
I nie pytaj czy już śpię bo to jest naprawdę dobre.